Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Czas na miłość (ebook)
Zajrzyj do książki

Czas na miłość (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7963-5
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Commanding Italian’s Challenge
EAN9788327679635
TłumaczMonika Łesyszak
Data premiery2022-05-19
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Maceo Fiorenti walczy o zachowanie kontroli nad rodzinną spółką. Niestety, jego zmarła żona Carlotta część udziałów zapisała Faye Bishop, pasierbicy swojego pierwszego męża. Maceo, zgodnie z ostatnią wolą Carlotty, niechętnie przyjmuje Faye do pracy. Liczy, że z czasem nakłoni ją, by odsprzedała mu udziały. Tymczasem barwna, pełna energii i pomysłów dziewczyna coraz bardziej go intryguje…

Fragment książki

Odleć z aniołami, mio dolce – pomyślał Maceo Fiorenti, całując płatki białej róży na długiej łodydze, uwielbianej przez jego zmarłą żonę.
Carlotta sprowadzała je z Holandii, choć ogrodnik twierdził, że potrafiłby wyhodować takie w ich ogrodzie przy domu w Neapolu. Z uśmiechem tłumaczyła, że cieszy ją każda dostawa kwiatów przywożonych samolotem dwa razy w tygodniu.
Maceo chętnie spełniał jej drobny kaprys. W ciągu dziewięciu lat małżeństwa rzadko jej czegokolwiek odmawiał, głównie wtedy, gdy próbowała go sprowadzić z obranej drogi skruchy i pokuty. Nie ustępował, choć serce go bolało na widok jej smutku. Jakżeby mógł, skoro nie zasługiwał nawet na jeden oddech, a tym bardziej na szczęście?
W takich chwilach odnosił wrażenie, że Carlotta Caprio-Fiorenti zapominała, co zrobił.
Nie miał innego wyjścia, jak chronić odziedziczoną schedę. Inaczej popełniłby niewybaczalną zdradę. Niechętnie pokazywał żonie prześladujące go demony. Przypominał jej tylko, że to on zniszczył jej ukochaną „familię”.
Będzie miał dość czasu na przeżywanie żałoby, gdy stąd wyjedzie. Na razie musi chronić otrzymaną schedę do ostatniego oddechu. Cóż z tego, że chwilami dręczyło go pytanie, po co?
Bo tak kazało sumienie.
Casa di Fiorenti była nie tylko jego dziedzictwem, lecz celem życia jego rodziców i ojca chrzestnego, Luigiego. Musiał uszanować spuściznę po nich, choć jego dusza dawno nie żyła, choć nie mógł liczyć nawet na namiastkę szczęścia.
Po raz ostatni pogładził wieko nieskazitelnej, biało-złotej trumny i z ciężkim sercem opuścił kwiat.
Od momentu zdiagnozowania raka u żony przez kilka miesięcy nie przyjmował do wiadomości, że wkrótce zostanie zupełnie sam na świecie. Teraz nie miał wyboru. Usztywnił kolana, żeby nogi nie odmówiły mu posłuszeństwa. Ponad dziesięć lat temu, gdy dręczyły go wyrzuty sumienia, Carlotta doradziła mu, żeby nie okazywał słabości. Wziął sobie jej słowa do serca.
Przez całe lata dostarczali z Carlottą pożywki brukowej prasie. Teraz spoczęła zgodnie z jej życzeniem obok pierwszego męża, Luigiego, i rodziców Macea. Kiedyś zostanie pochowany przy nich, ale na razie wskutek ironii losu nadal żył.
Dziennikarze określali jego powrót do świata żywych sprzed dwunastu lat mianem cudu. Niektórzy nazywali go szczęściarzem. Gdyby wiedzieli, jakie demony go prześladowały!
Patrzył na trumnę przez kilka minut, świadomy spojrzeń członków zarządu, znajomych i obcych, poszukujących w jego twarzy oznak słabości. Mogli ich szukać do woli!

Pół godziny później, po ostatnim błogosławieństwie kardynała, odwrócił się plecami do rodzinnej krypty i ignorując zgromadzonych, ruszył w stronę swego samochodu.
Kierowca złożył mu kondolencje, które również zignorował. Ich przyjęcie oznaczałoby akceptację faktu, że został zupełnie sam. Oczywiście, jako wdowca po Carlotcie, niebawem otoczy go co najmniej pół tuzina członków rodziny Caprio, żeby przypomnieć o bliższym lub dalszym powinowactwie, ale bez rodzeństwa czy kuzynów tylko on jeden z Fiorentich pozostał przy życiu.
Siadł na tylnym siedzeniu, zdjął okulary słoneczne i rozmasował grzbiet nosa, żeby uśmierzyć ból głowy.
– Wraca pan do willi? – zapytał kierowca.
Maceo otworzył usta, żeby potwierdzić, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie. Po co odwlekać to, co nieuniknione? W piątek po południu większość jego pracowników dostała wolne, żeby mogli pożegnać jego żonę, ale jego czekało jeszcze sporo pracy. Jego niechęć do powrotu do willi na Capri nie wynikała bynajmniej z obawy przed widokiem pustych korytarzy.
– Proszę mnie zawieźć na pas startowy – rozkazał. – Wracam do biura.
Starszy pan skinął głową i wywiózł go z cmentarza, spoza zasięgu wzroku neapolitańskiej śmietanki towarzyskiej, skrycie wypatrującej tematu do plotek.

Maceo ledwie odnotował lot helikopterem, który dowiózł go dwie ulice od tymczasowej kwatery Casa di Fiorenti.
Czując zbliżający się koniec, Carlotta poprosiła o przeniesienie bliżej letniego domu na Capri, który niegdyś dzieliła z Luigim i rodzicami Macea. Chętnie przeniósł swoją spółkę z Rzymu do obszernego, osiemnastowiecznego budynku z widokiem na port w Neapolu. Przypuszczalnie już czekały przed nim co najmniej dwa tuziny reporterów z długimi obiektywami i mnóstwem niedyskretnych pytań:
„Co by pomyślała Carlotta na wieść, że wraca pan do pracy jeszcze przed zakończeniem pogrzebu?”
„Czy po śmierci żony planuje pan obsadzić jej braci na stanowiskach dyrektorów?”
„Kiedy ogłosi pan, kto zastąpi pańską zmarłą żonę?”
Z zaciśniętymi zębami ruszył przed siebie, zostawiając natrętów ochroniarzom. Dziwiło go, że dziennikarze wciąż jeszcze pytają, chociaż nigdy nie odpowiadał. Czy naprawdę wierzyli, że wyjawi wszystkie mroczne sekrety, po tym, jak przez całe lata odgrywali z Carlottą przedstawienie, żeby ukryć najstraszniejszy ze wszystkich?
Pchnął ciężkie drzwi, oddzielające go od spragnionego sensacji tłumu, rozgoryczony wspomnieniem innej bomby, rzuconej przez Carlottę przed tygodniem. Wybrała idealny moment. Wiedziała, że nie odmówi. Dręczony wyrzutami sumienia, spełni jej wolę mimo szoku i gniewu.
Choć jej to obiecał, nie sprecyzował, w jaki sposób to zrobi. Ta sprawa pozostanie pomiędzy nim a kobietą, o której istnieniu jeszcze tydzień temu nie miał pojęcia.
Luigi był wcześniej krótko żonaty z Angielką, która miała córkę. Ten fakt jego ojciec chrzestny i rodzice też trzymali przed nim w tajemnicy.
Co gorsza, ostatnio odkrył, że cukiernicze imperium, które jego dziadkowie i rodzice stworzyli przed trzydziestu laty i które on rozwinął w wielomiliardowy konglomerat, nie należy wyłącznie do niego. Nieznaczny ułamek jego wartości odziedziczyła nieznajoma chciwa pannica, niejaka Faye Bishop, która już ostrzyła sobie pazury na łup. Wyglądało na to, że Carlotta zbierała o niej informacje od lat. Przez kilka ostatnich miesięcy bez większego efektu usiłowała nawiązać z nią kontakt. Teraz Maceo będzie musiał znosić jej obecność przez pewien czas, żeby spełnić życzenie zmarłej.
Kiedy szedł do windy, narastał w nim gniew. Faye Bishop złożyła Carlotcie obietnicę, której nie zamierzała spełnić. Znalazła jednak czas na pisanie do prawników i przyjęła ich zaproszenie na odczytanie testamentu.
Naciskając guzik piętra, wykrzywił twarz w złośliwym uśmiechu. Faye Bishop mogła zamydlić oczy Carlotcie, ale nie jemu. Da jej lekcję, której nigdy nie zapomni.

Faye odparła pokusę ponownego spojrzenia na zegar, nieskończenie powoli odmierzający czas do południa. Przypuszczała, że nie minęło więcej niż dwadzieścia sekund od poprzedniego spojrzenia. Zresztą nie uwolniłby jej od poczucia, że jest obserwowana.
Podejrzewała, że wykonane z przyciemnianego szkła ściany supernowoczesnej sali konferencyjnej umożliwiają obserwację wnętrza osobom po drugiej stronie.
Dzień wcześniej wkroczyła w zupełnie inny świat niż farma na odludziu w Devonie, skąd przyjechała. Czuła się tu nieswojo nie tylko z powodu różnicy standardu. Zrobiła, co w jej mocy, żeby rzucać się w oczy. Nie mogła nikogo winić za zaciekawione spojrzenia…
Skierowała wzrok na najszerszą szklaną ścianę i posłała niewidocznym obserwatorom uśmiech, żeby dać im do zrozumienia, że jej nie wystraszą.
Strach znów chwycił ją za gardło, ale już z innego powodu niż tłum dziennikarzy, który przypuścił na nią szturm, gdy wysiadła z taksówki. W ciągu minionej godziny niejednokrotnie rozważała, czy stąd nie wyjść. Żałowała, że odebrała telefon od Carlotty przed kilkoma tygodniami i złożyła obietnicę, do której spełnienia czuła się zobowiązana po jej śmierci.
Tłumaczyła sobie, że nie jest nic winna Luigiemu ani jego rodzinie. Należeli do przeszłości i tam powinni zostać.
Uśmiech zgasł na jej ustach. Jej ojczym zabrał do grobu wszystkie tajemnice. Teraz jego druga żona też zmarła. Nie było sensu tu przyjeżdżać, licząc na to, że być może ktoś udzieli jej odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Gdy ktoś otworzył drzwi sali konferencyjnej, chęć ucieczki ustąpiła miejsca zaciekawieniu.
Mężczyzna, który wkroczył do środka, nie wyglądał na prawnika. Robił wrażenie zawziętego i bezwzględnego. Otaczała go aura władzy. Emanował siłą i pewnością siebie. Zamarła w bezruchu, a jej serce przyspieszyło rytm.
Nieznajomy wyglądał na równie zafascynowanego jak ona. Nic dziwnego. Przyciągała zdumione spojrzenia nie tylko z powodu eklektycznego stroju i wymalowanego henną kwiatowego ornamentu wzdłuż ramienia, ale też wplecionych we włosy srebrnych, liliowych i purpurowych pasemek. Ledwie odparła pokusę ich przygładzenia.
Najgorsze, że nie mogła oderwać oczu od doskonałej sylwetki, mogącej rywalizować z posągami rzymskich bóstw. Po miłosnym zawodzie sprzed dwóch lat wykreśliła wszelkie związki z płcią przeciwną ze swego życia. Dokładała więc wszelkich starań, żeby przezwyciężyć niezdrową fascynację przystojnym przybyszem.
– Signor – zagadnął w najbardziej odpowiednim momencie ktoś zza jego pleców, prawdopodobnie prawnik.
Faye zrozumiała tylko to jedno słowo z przyciszonej konwersacji po włosku. Gdy kolejne osoby wypełniły pomieszczenie, on nadal stał w progu, nie odrywając od niej wzroku.
Dopiero kiedy cała czwórka zasiadła przy lśniącym konferencyjnym stole, podszedł i usiadł naprzeciwko niej z nadspodziewaną gracją jak na swój wysoki wzrost i atletyczną posturę.
W innych okolicznościach rozśmieszyłyby ją zdziwione miny obecnych, ale nie była w pubie ani na wieczorze muzycznym, jakie jej matka organizowała spontanicznie w okresach poprawy tylko w siedzibie poważnej firmy.
Przybyła tu dlatego, że ojczym, Luigi Caprio, wywarł na nią wielki wpływ. Otoczył ją ojcowską miłością, jakiej wcześniej nie zaznała. Równie nieoczekiwanie zniknął. Przewrócił życie dwóch osób do góry nogami, zostawiając ją i jej matkę z jeszcze bardziej zrujnowaną psychiką niż przed swoim niespodziewanym pojawieniem.
Faye na próżno usiłowała uśmierzyć ból niezabliźnionych ran, na nowo otwartych przez Carlottę Caprio.
– Dobrze, że pani dotarła – zagadnął nieznajomy, aczkolwiek jego mina nie zdradzała deklarowanego entuzjazmu.
Wręcz przeciwnie. Wyglądało na to, że z nieznanych przyczyn nią gardzi. Czyżby znał prawdę? Czy Luigi zdradził mu sekret Faye i jej matki? Czy możliwe, żeby był aż tak okrutny? Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy usiłowała sobie wytłumaczyć, że to bez znaczenia. Kiedy opuści to miejsce, więcej nie zobaczy rodziny Luigiego.
– Obiecałam to Carlotcie – oświadczyła, unosząc głowę.
Carlotta wprawdzie nie miała prawa niczego od niej żądać, ale wymogła na niej tę obietnicę. Faye złożyła ją z powodu nierozwiązanych zagadek z przeszłości.
– Ach, si – wymamrotał nieznajomy, wydymając z pogardą wargi. – Przyrzekła pani uczestniczyć w odczytaniu testamentu, ale nie w pogrzebie.
– Dla pana wiadomości, Carlotta nie poinformowała mnie o swojej chorobie aż do ostatniej rozmowy przed trzema tygodniami. Po jej śmierci doszłam do wniosku, że jako obcej osobie nie wypada mi nagle przyjechać.
– A jednak teraz pani przybyła – wytknął oskarżycielskim tonem.
Faye wreszcie zebrała siły, żeby stawić mu czoło. Odsunęła krzesło i wstała.
– Proszę oszczędzić sobie dalszych złośliwości. Już przed pańskim przybyciem stwierdziłam, że popełniłam błąd. Nie traćmy więcej czasu. Wyjeżdżam.
– To nie takie proste, panno Bishop.
– Dlaczego? – spytała, zaciskając palce na pasku torebki. – Swoją drogą, czy raczy się pan przedstawić jak cywilizowany człowiek, czy pozostawi pan swoją tożsamość jako kolejną zagadkę do rozwiązania?
Niejeden z prawników gwałtownie zaczerpnął powietrza. Straciła resztki pewności siebie, gdy rozmówca powoli zmierzył ją wzrokiem od twarzy i szyi, przez biust, aż do kilkucentymetrowej przerwy między króciutką różową bluzeczką a paskiem patchworkowej spódnicy do kostek.
– Proszę usiąść – rozkazał.
Faye nie była w stanie spełnić polecenia. Sparaliżowało ją jego zdumione, a równocześnie gorące spojrzenie. Piersi tak jej nabrzmiały, że zaczęła się obawiać, że wszyscy zauważą, że nie nosi stanika. Dla dodania sobie odwagi skrzyżowała ręce na piersiach i spytała:
– Po co?
Jej rozmówca, wyraźnie zaintrygowany wymalowanym na jej ramieniu wzorem, odpowiedział:
– Ponieważ zamierzam przedstawić pani kilka faktów. To, co pani usłyszy, przekroczy pani najśmielsze marzenia. Na pani nieszczęście ich spełnienie jest obwarowane pewnymi warunkami. Oczywiście kiedy skończę, może pani nadal prezentować dotychczasową dumną postawę. Gdyby zrezygnowała pani ze spadku…
– Z jakiego spadku? – wpadła mu w słowo z bezgranicznym zdumieniem.
– Proszę usiąść i przestać udawać, że nie wie pani, kim jestem.
Faye bezwładnie opadła na najbliższe krzesło i zerknęła na prawników, siedzących w milczeniu z poważnymi minami.
– Naprawdę nie mam pojęcia, nawet jeżeli trudno panu w to uwierzyć.
– Nazywam się Maceo Fiorenti – oznajmił po kolejnej chwili dłuższej obserwacji.
Znała to nazwisko, nie tylko z powodu sukcesów renomowanej firmy, ale też powiązania z Luigim.
– Przypuszczam, że ma pan coś wspólnego z Casa di Fiorenti?
– Nie tylko. Z Carlottą też.
Carlotta podpisywała przesyłane jej wiadomości nazwiskiem Caprio-Fiorenti. Faye dotychczas nie zwracała uwagi na jego drugi człon. Dopiero teraz spróbowała dociec, co ich łączyło. Oceniła, że Maceo Fiorenti jest za stary na jej syna. A więc…
– Czy był pan jej mężem? Ale jest pan…
– O wiele za młody? Proszę się nie krępować. Brukowa prasa dawno ochrzciła mnie „maskotką starszej pani”.
Faye poczerwieniała. Niemal dokładnie odczytał jej myśli. Carlotta dobiegała sześćdziesiątki. Maceo Fiorenti wyglądał na młodszego o co najmniej trzydzieści lat. Nie po to jednak przyjechała, żeby badać ich wzajemne relacje. Nadal nie miała pojęcia, czego od niej chce ten człowiek, który zdecydowanie za bardzo ją fascynował.
– To nie moja sprawa. Wolałabym, żeby w końcu oświecił mnie pan, po co mnie tu ściągnęliście.
– Jestem prezesem spółki Casa di Fiorenti i właścicielem stu procent jej akcji. Przynajmniej tak do niedawna myślałem, póki żona nie poinformowała mnie, że Luigi… mam nadzieję, że wie pani, o kogo chodzi?
– Oczywiście – potwierdziła.
– Fantastycznie – skomentował z ironią w głosie. – Otóż Luigi zażyczył sobie, że jeżeli umrze przed osiągnięciem przez panią dwudziestego piątego roku życia, Carlotta przekaże pani spadek po nim, kiedy osiągnie pani ten wiek albo zapisze go pani w swoim testamencie. Ostatnio obchodziła pani dwudzieste piąte urodziny, prawda?
– Trzy miesiące temu – potwierdziła Faye, po czym wstrzymała oddech. – Właśnie wtedy Carlotta nawiązała ze mną kontakt – dodała po chwili. – Tylko dlaczego sama mi tego nie powiedziała?
– A dała jej pani szansę czy konsekwentnie unikała kontaktów?
Faye podejrzewała, że zna odpowiedź. Ogarnęły ją wyrzuty sumienia, ale nie stchórzyła.
– Miałam swoje powody – odrzekła.
Było ich wiele: ból, zdrada, niezatarte piętno hańby, niezrozumienie motywów ojczyma, który odszedł na zawsze, ale najwyraźniej zbierał informacje o niej.
Ponownie zabrzmiały jej w uszach okrutne słowa Matta: „Nikt nie pokocha tak odrażającego stworzenia jak ty”. Póki ich nie usłyszała, jakoś udawało jej się uciszyć wątpliwości dotyczące powodów dezercji Luigiego. Teraz podejrzewała, że nie zazna spokoju, póki nie rozstrzygnie, czy ojczym czuł do niej taką samą odrazę jak Matt.
– Te ważne powody nie powstrzymały pani jednak przed przybyciem, bo „złożyła pani obietnicę” – skomentował z przekąsem Maceo Fiorenti.
Faye zmobilizowała całą siłę woli, żeby zignorować oczywistą prowokację. Z uśmiechem wzruszyła ramionami.
– Skoro już mnie pan osądził, darujmy sobie dalsze retoryczne pytania i przejdźmy do rzeczy. Zostało mi tylko pół dnia na zwiedzenie miasta przed powrotem do hotelu.
Zapadła napięta cisza. Faye przez ułamek sekundy zobaczyła w brązowych oczach ból, który poruszył jej sumienie. Choć nadal cierpiała z powodu odejścia Luigiego, nie zapomniała też, że Maceo Fiorenti przed kilkoma dniami pochował żonę. Zasługiwał przynajmniej na odrobinę współczucia. Otworzyła usta, ale zanim zdążyła przeprosić za nietakt, przemówił jako pierwszy.
– Jako na wykonawcy testamentu Carlotty spoczywa na mnie obowiązek poinformowania pani, że zgodnie z ostatnią wolą pani ojczyma posiada pani obecnie jedną czwartą procenta udziałów Casa di Fiorenti. Panie Abruzzo, proszę przedstawić pannie Bishop ich finansową wartość.
Jeden z prawników otworzył folder, podczas gdy Maceo z nieskrywaną satysfakcją uważnie obserwował jej twarz. Jego badawcze spojrzenie rozproszyło ją na tyle, że nie dotarł do niej początek przemowy. Kiedy wreszcie skupiła na niej uwagę, usłyszała od pana Abruzzo:
– Podczas ostatniego audytu majątek Casa di Fiorenti został wyceniony na pięć i sześć dziesiątych miliarda euro, co oznacza, że odziedziczyła pani około czternastu milionów.

Maceo obserwował, jak przedziwna istota otwiera pełne usteczka, mogące rywalizować kształtem z łukiem kupidyna. Ubrana jak hippiska, z tęczowymi pasemkami we włosach, lepiej by pasowała do filmowej baśni niż do głównej kwatery wielomiliardowego imperium. Choć kilka dni temu pochował żonę, nie mógł oderwać oczu od gładkiej skóry, zgrabnej figurki i tych niesamowitych szafirowych oczu…
– Żartuje pan!
Jej słowa wreszcie sprowadziły go na ziemię, w najbardziej odpowiednim momencie, bo nie powinien myśleć o niczym innym tylko o Casa di Fiorenti.
– Jasne. Kilka dni po pogrzebie żony tylko żarty mi w głowie, zwłaszcza na temat jej ostatniej woli.
Faye Bishop wykazała przynajmniej tyle przyzwoitości, że spłonęła rumieńcem. Zaraz jednak odzyskała rezon.
– Nie chciałam pana urazić. Moja reakcja wynikała z zaskoczenia.
– Na pewno? – zapytał z nieskrywanym niedowierzaniem.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel