Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Adonis w kuchni / Gra o wszystko
Zajrzyj do książki

Adonis w kuchni / Gra o wszystko

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-931-1
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383429311
Tytuł oryginalnyA Game with One WinnerPenniless Cinderella for the Greek
TłumaczJan KabatPatrycja Kaniewska
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-12-12
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Adonis w kuchni" oraz "Gra o wszystko", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Savannah O’Neal ma wykonać sesję zdjęciową potraw znanego greckiego szefa kuchni Dimitrisa Kyriakou. Potrzebuje pieniędzy, więc nie może zrezygnować z tej pracy, choć obawia się spotkania z przystojnym Dimitrisem. Kiedyś go kochała, a on złamał jej serce i ma wiele powodów, żeby unikać z nią kontaktu. Ponowne spotkanie uświadamia im, że ich dawne uczucia wciąż są gorące…

Bogata Caroline Sullivan i Roman Kazarow bardzo się kochali. Ojciec Caroline pozbył się jednak niechcianego adoratora córki i nakłonił ją do małżeństwa korzystnego dla interesów rodziny. Po pięciu latach Kazarow wraca jako milioner i chce przejąć firmę Sullivanów. Caroline jest zdecydowana walczyć o swoje dziedzictwo, ale uświadamia sobie, że uczucie do Romana nie wygasło...

 

Fragment książki

– Co mogę panu podać? – zapytał stojący przy ladzie barman, który na widok Dimitria wyprostował się lekko. – Mam nadzieję, że nie obrażę pana, mówiąc, że wygląda pan zupełnie jak ten sławny szef kuchni Dimitris Kyriakou.
– Już kiedyś słyszałem, że jestem do niego podobny – mruknął drwiąco Dimitris. Przyzwyczaił się do bycia na świeczniku, taka była cena sławy, jednak dziś wieczorem nie miał ochoty na pogawędkę z barmanem. – Poproszę o butelkę szampana i kilka szklanek.
– Oczywiście, proszę pana. Jeśli jest pan gościem hotelowym, możemy dostarczyć alkohol do pańskiego pokoju.
– Nie ma takiej potrzeby, sam wszystko wezmę. Planuję niewielką niespodziankę. – Uśmiechem starał się zamaskować zniecierpliwienie.
– Czy świętuje pan coś szczególnego? – zagadał młody mężczyzna.
– Coś w tym rodzaju.
Zamierzał sprawdzić wierność narzeczonego swojej młodszej siostry. Dimitris już wcześniej przeprowadził dyskretne śledztwo i odkrył, że Matt Collier znany jest ze zdrad. Eleni obiecała zerwać zaręczyny, jeśli ich podejrzenia okażą się słuszne, co uważał za powód do świętowania.
Jego siostra zasługiwała na poślubienie kogoś, kto będzie ją kochał i kto będzie jej wierny. Obiecał sobie i jej, że odkryje prawdę. Uważał to wręcz za swój obowiązek, szczególnie po tragicznej śmierci ich rodziców, która sprawiła, że Eleni została sierotą, mając zaledwie dziesięć lat.
Dimitris sam był jeszcze dzieckiem, kiedy ich rodzice zginęli. Skończył dopiero czternaście lat. Jednak to Eleni doznała urazów, które na zawsze zmieniły jej życie. O dziwo, sam wyszedł z wypadku praktycznie bez szwanku. Spojrzał na swoje odbicie w znajdującym się za barem lustrze i dostrzegł wyblakłą już bliznę przebiegającą przez policzek, ukrytą częściowo pod ciemnym zarostem pokrywającym szczękę.
Choć blizna na twarzy wyblakła, to wspomnienia i poczucie winy w dalszym ciągu go prześladowały. Eleni przez większość swojego życia musiała używać wózka lub laski, mimo że w ciągu ostatnich osiemnastu lat przeszła niezliczoną ilość zabiegów i operacji. Nowatorska operacja, której jego siostra miała być poddana, miała jej pozwolić na samodzielne pójście do ołtarza. Ślub miał się odbyć za trzy tygodnie, pod warunkiem, że Dimitris nie znajdzie dowodów obciążających Colliera.
– Matt ostatnio dziwnie się zachowuje. Wiem, że nie powinnam, ale kiedy był w innym pokoju, zerknęłam na jego telefon i odkryłam, że ciągle rozmawia z kobietą zapisaną w kontaktach jako „S”. Codziennie ze sobą piszą – opowiadała mu zapłakana Eleni. – Matt mówił mi, że wyjeżdża na weekend i będzie grał w golfa, ale z jego wiadomości wynika, że ma zamiar spotkać się z S w hotelu. Muszę wiedzieć, czy Matt mnie okłamuje, muszę znać prawdę. Pomożesz mi, Dimitrisie, prawda?
Dimitris nie mógł jej odmówić. Wybrał się więc do oddalonego o kilka mil od Londynu hotelu, który Matt wybrał na miejsce schadzki. Na parkingu zauważył jego samochód. Chciał przyłapać narzeczonego siostry z tajemniczą S podczas kolacji w hotelu, jednak kiedy plan A nie wypalił, musiał przejść do planu B. W wiadomościach, które Eleni wcześniej przeczytała, podany był numer pokoju, w którym Matt miał się spotkać z kochanką. Dlatego teraz wziął tacę z szampanem i udał się do windy.

– Wezmę szybki prysznic, skarbie. Nigdzie nie idź! – powiedział Matt, puszczając do Savannah oko.
Savannah nie mogła się na to zgodzić. Nie mogła przespać się z Mattem, choć była to ich trzecia randka, a każdy wiedział, że trzecia randka oznaczała seks. Był to jeden z powodów, dla których nigdy nie decydowała się na więcej niż dwa spotkania. Nie chciała się spieszyć, uważała seks za coś więcej niż zwykłe zaspokojenie potrzeb. Każdemu poprzedniemu mężczyźnie, z którym się spotykała, brakowało tego czegoś, tym razem wyczuwała jednak iskrę pożądania. Otwartość Matta pozwalała jej poczuć się swobodnie w jego towarzystwie. Zauroczył ją swoją osobowością.
Ciągle przypominała sobie, że ani ona, ani Matt nie byli w związkach, nie mieli zobowiązań, obydwoje wyrażali zgodę na to, by ich relacja poszła o krok dalej. Więc w czym tkwił problem? Bezosobowy wystrój pokoju tylko potęgował myśli Savannah o tym, że to, co miało się wydarzyć w tym hotelu, nie było nawet bliskie romantycznemu zbliżeniu. Może czułaby się lepiej, gdyby Matt zaprosił ją do swojego mieszkania? Mówił, że ma apartament w Canary Wharf, ale ze względu na remont panował tam straszny bałagan.
Matt zadbał o to, żeby zjedli kolację tylko we dwoje w hotelowym pokoju. Był to miły i przemyślany gest, jednak Savannah czuła się zbyt spięta na jedzenie. Teraz, gdy była sama, odczuwała ulgę, choć wiedziała, że był to chwilowy odpoczynek.
– Jesteś idiotką – pouczała samą siebie.
Starała się uspokoić, powtarzać sobie, że to normalny lęk spowodowany długą przerwą w kontaktach intymnych. Mogła policzyć swoich partnerów na palcach jednej ręki. Nie była doświadczona. Powtarzała sobie, że kiedy ona i Matt zaczną się do siebie zbliżać, wszystko się ułoży. Poniesie ich pożądanie i pasja.
Powinna zacząć od rozebrania się. Jej sukienka była obcisła. Nigdy nie nosiła czerwieni, ale tym razem postawiła na uwodzicielski odcień, by zwiększyć swoją pewność siebie. Niestety, tak się nie stało, kolor ubrania nie pomógł. Trzęsącymi się dłońmi rozpięła pasek, a boki sukienki rozchyliły się, ukazując koronkowy biustonosz.
Savannah wróciła myślami do dnia, w którym spotkała Matta Colliera po raz pierwszy. Poznali się w pracy. Savannah była fotografem żywności i miała za zadanie zrobić zdjęcia do kampanii promującej nowy bar tapas w Soho. To właśnie Matt był pomysłodawcą całej kampanii. Od razu oczarował ją swoją osobą. Po sesji poszli na kilka drinków, co pomogło jej zapomnieć o długach, które zostawił jej ojciec.
Podczas drugiej randki Matt opowiedział jej o zakończonym kilka miesięcy wcześniej związku. Savannah uspokojona opowieściami i ciesząca się jego towarzystwem, zgodziła się na sugestię spotkania w hotelu. Ostatnimi czasy nic w jej życiu nie układało się pomyślnie, dlatego tak bardzo ucieszyła się na odmianę, którą mógł wprowadzić nowy związek. Poza tym miała dwadzieścia osiem lat i nadszedł czas, by przestała uciekać przed życiem.
– W tych czasach nikt nie decyduje się na staromodne zaloty, Savannah – przypomniała sobie słowa swojej agentki i przyjaciółki, Bev. Zwierzyła jej się ze swoich rozważań o przeniesieniu związku z Mattem na wyższy poziom. – Jeśli lubisz tego faceta, idź na całość. Twój były narzeczony był palantem, a ty musisz w końcu ruszyć naprzód.
Lata temu Savannah rozstała się z Hugo, ponieważ zrozumiała, że nie darzyła go uczuciem na tyle silnym, by spędzić z nim resztę życia. Nie kochała go. Poza tym odkryła, że użył jej do swoich nikczemnych planów. Jednak to nie Hugo był mężczyzną, który złamał jej serce. Zaszczyt ten wciąż należał do mężczyzny, który dziesięć lat temu okrutnie ją porzucił. Samo myślenie o nim wywoływało w niej gniew i to właśnie ten gniew przyczynił się do podjęcia decyzji o daniu Mattowi szansy.
Jednak kiedy weszła do pokoju hotelowego i ujrzała łoże małżeńskie, nie miała pewności co do swojej decyzji. Była poddenerwowana i pełna wątpliwości. Może nadzieja na spotkanie mężczyzny, który sprawi, że jej serce zabije mocniej, wydawała się absurdalna, ale Savannah zdała sobie sprawę, że nie jest gotowa, by zadowolić się czymś innym. Usłyszała odgłosy prysznica i przez chwilę rozważała ucieczkę, ale Matt był miłym facetem i zasługiwał na wyjaśnienia. Powinien się dowiedzieć, że to nie w nim leżał problem.
Pukanie do drzwi wyrwało ją z rozmyślań. Miała nadzieję, że ktoś z obsługi chciał ich powiadomić o ewakuacji. To by ją uchroniło przed tłumaczeniem Mattowi, że między nimi do niczego nie dojdzie. Wiedziała jednak, że to tylko złudne marzenia. Pospiesznie otworzyła drzwi, zapominając, że rozwiązała sukienkę.

Winda zatrzymała się na czwartym piętrze, a Dimitris przeszedłszy korytarz, zapukał do pokoju numer czterysta dwa.
– Obsługa hotelowa – powiedział.
– Sekundę – odpowiedział mu kobiecy głosy. – Matt, zamawiałeś…? – Po chwili ciszy dodała sama do siebie: – Pewnie nie słyszy mnie z łazienki.
Kiedy drzwi się otworzyły, Dimitris ujrzał ubierającą się w pośpiechu kobietę. Spojrzał na jej blond włosy, po czym przejechał wzrokiem po smukłej sylwetce, długich nogach i szkarłatnych szpilach. Musiał przyznać, że dama w czerwieni była niezwykle seksowna. Perfumy, których użyła, przywoływały w umyśle Dimitrisa odległe wspomnienie, lecz w tamtym momencie pozostawało ono nieuchwytne.
– Postawię szampana na stole, dobrze? – Wszedł do pokoju, nie dając kobiecie szansy na odpowiedź. Był wściekły. Cieszył się, że Eleni została w domu, nie zniosłaby widoku swojego narzeczonego z kochanką u boku. Wiedział, że będzie zdruzgotana, kiedy wyzna jej prawdę, ale przynajmniej uchronił ją przed spotkaniem twarzą w twarz z tajemniczą S.
– Co ty tu robisz, do cholery? – zapytał Matt z nietęgą miną, kiedy wyszedł z łazienki. Ubrany był jedynie w szlafrok.
Dimitris nie był jednak w stanie odpowiedzieć, ponieważ w tym samym czasie kobieta podniosła wzrok, a on zdał sobie sprawę, dlaczego zapach jej perfum wydawał się taki znajomy. Ten zapach prześladował go przez lata, ona prześladowała go przez lata. Jej jasnozielone oczy rozszerzyły się z zaskoczenia, był pewien, że i ona go poznała.
– Dimitris?
– Savannah O’Neal – odpowiedział, starając się ukryć swój szok. Musiał przyznać, że ładna nastolatka, którą rzucił dziesięć lat temu, wyrosła na oszałamiająco piękną i seksowną kobietę – Minęło wiele lat.

Wpływ, jaki Dimitris miał na Savannah, był tak samo druzgocący jak wtedy, gdy miała osiemnaście lat. Serce mocno waliło jej w piersi, tyle razy widziała go w telewizji. Często prowadził programy kulinarne, był zapraszany jako gość do wielu programów rozrywkowych. Dimitris stał się gwiazdą, był niezwykle charyzmatyczny i przystojny. Jednak na żywo był spektakularny, jego urok i seksapil wychodziły poza wszelką skalę.
Savannah wiele razy wyobrażała sobie spotkanie z nim. Chciała być chłodna i wyrafinowana, zupełnie inna niż zakochana w nim po uszy nastolatka. Jednak teraz, kiedy stała z nim twarzą w twarz, znowu zamieniła się w tę dziwną dziewczynę u progu dorosłości, która marzyła tylko o tym, by ten grecki bóg ją zauważył. Jej pragnienia zamieniły się w rzeczywistość na jedenaście wspaniałych nocy. Mimo to nie było szczęśliwego zakończenia znanego z bajek, było za to złamane serce i lekcja dorosłości, dzięki której Savannah dojrzała.
Mający wówczas dwadzieścia dwa lat Dimitris, znacznie różnił się od chłopców w jej wieku. Śniada cera sprawiała, że wyglądał niemal egzotycznie. Savannah, która była wychowywana pod kloszem, była zupełnie nieprzygotowana na starcie z mężczyzną jego pokroju. Kiedy się śmiał, w jego oczach pojawiał się błysk, lecz twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Wyglądał jak posąg, jak postać wykonana z marmuru. Był nieprzenikniony.
Choć już wtedy ciężko było się mu oprzeć, to teraz, kiedy skończył trzydzieści lat, wydawał się jeszcze atrakcyjniejszy. Blizna na policzku, która obecnie była prawie niewidoczna, dodawała mu zadziorności. Niebieskie oczy były otoczone czarnymi i gęstymi rzęsami. Jednakże tym, co przyciągało wzrok Savannah, były jego pełne usta. Doskonale pamiętała pełne namiętności pocałunki. Pocałunki, który wryły się w jej pamięć.
Przez lata powtarzała sobie, że Dimitris, łamacz tysiąca serc, na pewno nie będzie pamiętał ich namiętnych uniesień sprzed dekady, ale błysk w jego oczach sprawił, że zaczęła się zastanawiać, czy i on właśnie rozmyśla o spotkaniu w domku przy basenie w noc jej osiemnastych urodzin.
– To nie to, co myślisz. – Głos Matta przywrócił ją do rzeczywistości. Matt! – pomyślała z przerażeniem.
Czuła się winna, tak łatwo o nim zapomniała! A on jak zwykle okazał się wspaniałomyślny i zamówił dla nich szampana. Być może chciał w ten sposób uczcić ich pierwszą wspólną noc.
Jedna myśl nie dawała jej jednak spokoju – dlaczego, u licha, sławny szef kuchni i osobowość telewizyjna, Dimitris Kyriakou, dostarczył szampana do ich apartamentu? Była zdezorientowana, zastanawiała się, czy Matt zaaranżował wizytę celebryty, by ją zaskoczyć.
Spojrzała na Matta, a później znów na imponującego Greka, który zdawał się dominować swoją obecnością i niesamowitym wzrostem. Jedną z niewielu rzeczy, które jej o sobie powiedział, było to, że odziedziczył wzrost po angielskiej części swojej rodziny.
Mając osiemnaście lat, była naiwna i myślała, że mężczyźni pokroju Dimitrisa byli rzadkością. Teraz wiedziała, że każdy mężczyzna chował się w cień, gdy znajdował się w jego pobliżu.
– Co się dzieje? – Savannah zapytała Matta, jednak on nawet na nią nie spojrzał.
– Wiem, że to, że jestem w hotelu z kobietą, wygląda podejrzanie, ale Savannah to koleżanka z pracy. Chciała omówić projekt, nie miałem pojęcia, że wynajmie pokój i będzie próbowała namówić mnie do tego, żebym się z nią przespał.
Te słowa wprawiły Savannah w osłupienie.
– To nieprawda. Dobrze wiesz, że zapytałeś, czy spędzę z tobą noc – powiedziała oskarżycielskim tonem, lecz gdy Matt jej nie odpowiedział, zwróciła się do Dimitrisa. – Czy powiesz mi, proszę, dlaczego tu jesteś?
Dimitris przeniósł na nią przenikliwe spojrzenie i odpowiedział:
– Czy ty naprawdę myślisz, że uwierzę, że nie wiedziałaś, że ten facet jest zaręczony? – zapytał krótko.
– Nie miałam pojęcia. To musi być jakaś pomyłka, Matt nie jest z nikim zaręczony. Matt?
Zawstydzony wyraz twarzy mężczyzny mówił jednak coś innego. Savannah zrozumiała. Ogarnęła ją wściekłość, poczuła się upokorzona. Kretynka, pomyślała o samej sobie. Czy nigdy nie nauczy się, że wszyscy mężczyźni to kłamcy? Okłamał ją nawet własny ojciec.
Patrzyła na Matta i zastanawiała się, co by się stało, gdyby nikt im nie przerwał. Stał z włosami mokrymi po prysznicu, który wziął, by się z nią kochać. Czy gdyby powiedziała mu o swoich obawach, nadal namawiałby ją na seks? Czy zrobiłby to, wiedząc, że ożeni się z inną kobietą?
– Matt i ja nie jesteśmy kochankami – powiedziała Dimitrisowi, choć sądząc po jego minie, nie wierzył w ani jedno słowo. Nie patrzył jej w oczy, a kiedy prześledziła jego wzrok, zdała sobie sprawę, że wiązanie jej sukienki znowu się poluzowało, ukazując przy tym biustonosz. Poczuła jeszcze większe upokorzenie. Złapała za brzegi sukienki i zakryła dekolt.
– To prawda – szybko potwierdził Matt – Nigdy nie spałem z Savannah, ona nic dla mnie nie znaczy. To, że się z nią dziś spotkałem, było głupim błędem.
– Nie takie wrażenie odniosłam – odparła ostro. O ironio, a ona zastanawiała się nad pójściem z nim do łóżka! To, że ją upokorzył, było okropne, ale fakt, że zrobił to przed Dimitrisem, było jak policzek w twarz.
Matt zignorował ją po raz kolejny i zwrócił się do Dimitrisa:
– Słuchaj, stary, nie wiem, jak mnie znalazłeś, ale nie mów Eleni o tym, co tu zastałeś. Szczególnie, że do niczego nie doszło.
– Nie jestem twoim kumplem, Collier – głos Dimitrisa ociekał lodem. – Moja siostra przejrzała twój telefon i odkryła, że kłamiesz. Miałeś być na jakimś turnieju golfowym, tymczasem w wiadomościach przeczytała, że planujesz spotkać się z niejaką S. Zakładam, że tą osobą jest Savannah.
– Matt jest zaręczony z Eleni? – Teraz Savannah przynajmniej rozumiała, dlaczego Dimitris był taki wściekły. Zawsze był opiekuńczy w stosunku do swojej młodszej siostry. – Nie wiedziałam – wyszeptała.
Teraz te wszystkie małe rzeczy nabierały sensu. Matt żartował, że jej imię jest za długie, żeby zapisać je w całości, dlatego użył tylko inicjału. Uwierzyła mu, kiedy mówił o przerwie od social mediów, bo za bardzo pochłaniały jego wolny czas. Matt cały czas ją okłamywał, a ona ślepo się na te kłamstwa nabierała.
– Ślub jest odwołany, Collier. Moja siostra nie chce mieć z tobą nic wspólnego.
– Czy to naprawdę decyzja Eleni, czy to ty za nią zdecydowałeś, Kyriakou? Porozmawiam z nią i przekonam, żeby dała mi jeszcze jedną szansę – powiedział Matt, lecz jego odwaga skończyła się, gdy tylko Dimitris łypnął na niego spode łba.
– Trzymaj się z daleka od Eleni. Zrobię wszystko, żeby ochronić ją przed taką szumowiną jak ty.
Dimitris przeniósł zimne spojrzenie na Savannah.
– Czy twój kochanek wie, że jesteś mężatką? – Jego usta uniosły się w pełnym zadowolenia uśmiechu, gdy zauważył jej przepełnioną strachu minę. – Słyszałem, że niedługo po tym, jak opuściłem Londyn, zaręczyłaś się z angielskim arystokratą. Ty i Collier jesteście siebie warci.
Zanim Savannah zdążyła zebrać myśli i obronić się, Dimitris wyszedł z apartamentu.
– Nic nie mówiłaś, że jesteś mężatką…

Fragment książki

Była tutaj. Roman Kazarow wiedział o tym, choć jeszcze jej nie zobaczył. Jego partnerka parsknęła zirytowana, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Ledwie raczył na nią zerknąć. Musiał przyznać, że jest piękna, ale był znudzony. Wystarczyła mu jedna noc w jej łóżku.
Ujęła go władczym gestem za ramię; miał ochotę się od niej uwolnić. Wziął ją ze sobą tylko dlatego, że miała tu być Caroline Sullivan-Wells; podejrzewał, że nie przejęłaby się specjalnie, widząc go z jakąś kobietą. Nie obchodził jej. Dała mu to do zrozumienia pięć lat temu. Zraniło go to wówczas do żywego. Teraz nie czuł nic prócz zimnej determinacji. Powrócił do Nowego Jorku jako inny człowiek. Bogaty. Bezwzględny. Człowiek, któremu przyświeca jeden cel. Przed upływem miesiąca zamierzał przejąć sieć luksusowych domów towarowych należącą do jej rodziny. Zwieńczenie jego wysiłków, wisienka na torcie. Nie potrzebował tego, ale pragnął. Niegdyś służył wiernie Frankowi Sullivanowi. A potem został bezceremonialnie odtrącony; koniec z wizą i marzeniami o lepszym życiu dla rodziny w Rosji. Śmiał się tylko zakochać w Caroline, ale drogo za to zapłacił. Teraz jednak powrócił. Ani Caroline, ani jej ojciec nie mogli zatrzymać machiny, którą wprawił już ruch.
Tłum rozstąpił się jak na dany znak i na drugim końcu sali ukazała się kobieta pogrążona w rozmowie. Zdawało się, że blask kryształowego żyrandola pada tylko na nią, podkreślając złotawe blond włosy i mleczną skórę. Wciąż była piękna i wciąż robiła na nim wrażenie, co tylko podsyciło jego gniew. Nie spodziewał się nagłego powrotu pożądania i słodko-gorzkiej radości. Opanował się szybko. Uznał, że tak jest lepiej. O to chodziło – o odrazę. Nienawiść.
Właśnie w tym momencie, jakby czymś zaniepokojona, spojrzała w jego stronę i zmarszczyła czoło. Dostrzegła go, nie kryjąc zaskoczenia. Podniosła dłoń do piersi, ale zaraz potem ją opuściła, on jednak zdążył zauważyć, jak bardzo jest poruszona jego widokiem. Patrzyli sobie w oczy, aż odwróciła wzrok, powiedziała coś do swego rozmówcy i zniknęła za pobliskimi drzwiami. Powinien triumfować, mimo to odnosił wrażenie, że znów go odrzuciła i że jego świat wali się w gruzy jak przed pięcioma laty. Nie, niemożliwe. Teraz miał przewagę. Był zdobywcą. A jednak czuł w głębi serca gorycz; pamiętał, jak bolesny był upadek, i ile go kosztowało, by znów się pozbierać.
– Przyniesiesz mi drinka, kochanie? – zwróciła się do niego partnerka.
Spojrzał na nią. Ładna, zepsuta aktorka, która przewracała mężczyznom w głowach. Przyzwyczajona, że spełniano wszelkie jej zachcianki. Widząc jednak jego minę, cofnęła się, świadoma swojego błędu. Za późno.
– Nie jestem chłopcem na posyłki – oznajmił lodowato, po czym sięgnął po portfel, wyjął pięć studolarówek i wcisnął jej w dłoń. – Baw się do woli. Jak skończysz, zamów sobie taksówkę.
– Zostawiasz mnie?
Byłoby mu nawet przykro, gdyby nie wiedział, że natychmiast zaroi się wokół niej od mężczyzn. Podniósł jej dłoń do ust i pocałował.
– Nie jesteśmy sobie przeznaczeni, maja krasawica. Znajdziesz kogoś, kto bardziej na ciebie zasługuje.
I wyruszył na poszukiwanie innej kobiety. Wiedział, że tym razem mu nie ucieknie.

Caroline zjechała windą na parter i wyszła pospiesznie na zewnątrz. Czując pulsowanie skroniach, próbowała oddychać równo. Roman. Przełknęła niespodziewane łzy i uśmiechnęła się niepewnie do portiera, który spytał, czy wezwać taksówkę. Odpowiedziała twierdząco. Nie mogła uwierzyć, że się zjawił, choć właściwie nie powinna być zaskoczona. Gazety rozpisywały się o nim i jego misji. Wiedziała, że znów go zobaczy, ale nie spodziewała się, że tak szybko. Nie, oczekiwała go w sali zarządu, ale nawet ta myśl przyprawiała ją o panikę. Jak mogłaby znów się z nim spotkać? Wystarczyło jedno spojrzenie i rozsypała się całkowicie. Zawsze tak na nią działał, ale mimo wszystko była oszołomiona faktem, że wciąż mu się to udaje. Po tak długim czasie.
– Caroline.
Ugięły się pod nią nogi na dźwięk imienia wypowiedzianego przez usta, które kiedyś tak kochała. Kiedyś, ale już nie teraz. Była kobietą, która dokonała wyboru. Zrobiłaby to ponownie, zważywszy na okoliczności. Ocaliła wówczas swoją firmę. Teraz też zamierzała to zrobić. Bez względu na Romana Kazarowa i jego zamiary. Odwróciła się z niepewnym uśmiechem. Dziękowała Bogu, że jest ciemno.
– Panie Kazarow...
Chciała sprawiać wrażenie silnej, ale wciąż była poruszona po spotkaniu w sali. Patrząc w te lodowato niebieskie oczy, czuła każde uderzenie serca. Nadal wydawał się niewiarygodnie przystojny. Wysoki, barczysty, ciemnowłosy. I te wyraziste rysy, jakie lubią uwieczniać rzeźbiarze i malarze. I fotografowie. Tak, widziała jego zdjęcia, kiedy ponad dwa lata temu pojawił się znienacka na scenie. Wciąż pamiętała, jak Jon podał jej gazetę przy śniadaniu. Omal się nie zachłysnęła kawą. Mąż ścisnął jej dłoń. Tylko on wiedział, jaki to dla niej szok. Potem śledziła z niepokojem wspinaczkę Romana na szczyt i czuła, że któregoś dnia wróci. Po nią.
Cmoknął ironicznie.
– Tylko tyle, Caroline? Tak się wita starego przyjaciela?
– Nie wiedziałam, że byliśmy przyjaciółmi.
Pamiętała, jak popatrzył na nią tamtego wieczoru, kiedy mu powiedziała, że nie mogą się więcej spotykać. Dopiero co wyznał, że ją kocha. Chciała zrewanżować mu się tym samym, ale było to niemożliwe. Skłamała więc. A on wyglądał na... zdziwionego. Zranionego. Zagniewanego.
Teraz wydawał się obojętny. Zaskoczył ją tym. Była zdezorientowana, on zaś sprawiał wrażenie opanowanego. Zimnego. Ale dlaczego tak się czuła? Zrobiła wtedy to, co musiała. Zrobiłaby to ponownie. Bez względu na koszty osobiste. Szczęście dwojga ludzi było niczym w porównaniu z losem niezliczonych pracowników, których los zależał od istnienia firmy Sullivanów.
Roman wzruszył ramionami.
– Z pewnością jesteśmy starymi znajomymi. – Zatrzymał wzrok na szalu, którym okrywała piersi. – Starymi kochankami.
Odwróciła głowę w stronę Piątej Alei, próbując zapanować nad sobą. Na ulicy tworzył się korek; wiedziała, że taksówka nie zjawi się szybko. Wcześniej miała głęboką nadzieję, że nigdy więcej go nie zobaczy. Tak byłoby lepiej. Bezpieczniej.
– Nie chcesz, żeby ci przypominano? – powiedział. – A może postanowiłaś udawać, że nic się nie stało?
– Wiem, co się stało. – Nigdy by nie zapomniała. Każdego dnia powracała ta dawna namiętność, budząc strach. – Ale to było dawno temu.
– Przykro mi z powodu twojego męża – odparł.
Biedny Jon. Jeśli ktokolwiek zasługiwał na szczęście, to właśnie on.
– Dziękuję – powiedziała stłumionym głosem. Jej mąż nie żył już od ponad roku, a ona wciąż myślała o tych ostatnich beznadziejnych miesiącach, kiedy białaczka pustoszyła mu organizm. Wydawało się to takie niesprawiedliwie.
Pochyliła głowę, starając się powstrzymać łzy. Jon był jej największym przyjacielem; wciąż za nim tęskniła. Przypomniało jej to, że musi być tak twarda jak w dniach jego choroby.
Roman był mężczyzną, a mężczyzn można było pokonać.
– To nic nie da – oznajmiła stanowczo.
– Co, kochanie? – Uniósł brwi.
Po plecach przebiegł jej dreszcz. Kiedyś taka czułość była szczera z jego strony, a ona uwielbiała ten jego rosyjski akcent. Teraz jednak wykorzystał go, by ją dręczyć. Te słowa brzmiały jak groźba. Spojrzała mu prosto w oczy. Stał z rękami w kieszeniach, uśmiechając się ironicznie. Pozbawiony serca drań. Tak o nim teraz myślała. Nie zamierzał okazywać jakiejkolwiek litości. Zwłaszcza, gdyby odkrył jej sekret.
– To na nic, Romanie – uprzedziła. – Wiem, czego chcesz, i zamierzam cię pokonać.
Roześmiał się.
– Chętnie się z tobą zmierzę. Bo nie wygrasz. Nie tym razem. Zabawne, nigdy bym nie pomyślał, że twój ojciec przekaże ci zarządzanie firmą. Sądziłem, że któregoś dnia będą musieli wynieść go z biura.
Poczuła nagły chłód, jak zwykle, gdy ktoś wspominał o jej ojcu.
– Ludzie się zmieniają – oznajmiła zimno.
Zalała ją fala smutku i miłości na myśl o ojcu siedzącym przy oknie i patrzącym na jezioro. Czasem rozpoznawał w niej swoją córkę. Rzadko.
– Doświadczenie mówi mi co innego. Jaki początek, taki koniec. – Znowu przesunął po niej spojrzeniem. – Ludzie chcą czasem, by myślano, że się zmienili. Żeby się chronić. Ale nigdy się nie zmieniają.
– Wobec tego nie znasz zbyt wielu ludzi. Wszyscy się zmieniamy. Nikt nie jest zawsze taki sam.
– Nie. Ale w swej istocie są niezmienni. Jeśli ktoś nie ma serca, to nagle mu nie wyrośnie.
Wiedziała, że mówi o niej, o tej nocy, kiedy odrzuciła jego miłość.
– Czasem nie jest tak, jak się wydaje – zauważyła. – Pozory mogą mylić.
Od razu pojęła, że nie należało tego mówić.
Popatrzył na nią lodowatym wzrokiem.
– Nie mam wątpliwości, że o tym wiesz.
Odczuwała jednocześnie wściekłość i smutek. Mogła tylko udawać, że nie rozumie.
– Tak czy owak, tata przemyślał wszystko. Cieszy się teraz swoją wiejską posiadłością. Ciężko na to pracował.
Rozglądała się za taksówką, powstrzymując łzy. Nie ulegała łatwo emocjom, ale myśl o chorobie ojca właśnie teraz, w obecności mężczyzny, którego kiedyś kochała, była nie do zniesienia.
– Nie wiedziałem, że zechcesz któregoś dnia przejąć interes – oznajmił odrobinę szyderczo Roman. – Sądziłem, że interesują cię inne rzeczy.
– Zakupy i manikiur? Zapewniam cię, że nie.
Rodzice uważali jednak inaczej. Nie wypadało po prostu, by kobiety w rodzinie Sullivanów pracowały. Wychodziły dobrze za mąż i poświęcały się dobroczynności, nie brudząc sobie rąk biznesem. Nieważne, że chciała się go uczyć i że ojciec trochę ustąpił – doświadczenie przydałoby jej się w działalności charytatywnej, jak oznajmił pomimo protestów matki. To Jon miał zarządzać siecią sklepów wraz z przejściem ojca na emeryturę, czego Frank Sullivan nie zrobiłby przez najbliższe dwadzieścia lat, gdyby los go do tego nie zmusił. A teraz pozostała tylko ona. I okazało się, że daje sobie radę. Po prostu musiała.
– Masz za sobą ciężki rok – zauważył Roman łagodnie.
Drgnęło jej serce. Tak, to był ciężki rok, ale wciąż była właścicielką rodzinnego biznesu. I miała syna. Zamierzała dopilnować, by pewnego dnia został szefem firmy.
– Mogło być gorzej. – Nie bardzo to sobie wyobrażała. Mąż, który umarł na raka, demencja ojca...
– Jest gorzej – powiedział. – Bo ja tu jestem. Ale nie zaangażuję się, dopóki firma walczy i stara się opłacać dostawców.
Zamrugała ze zdziwienia. Mówił o interesie. O sklepach. Przez chwilę sądziła, że okazuje jej współczucie, ale dlaczego miałby to robić? Nie mogła go winić. Nie rozstali się w zgodzie. Roześmiała się mimo wszystko, udając beztroskę.
– Doprawdy, Romanie, dajesz sobie nieźle radę, ale gorzej z informacjami. Mylisz się tym razem. Nie dostaniesz mojej firmy. – Wskazała ręką Piątą Aleję, z całym jej gwarem i ruchem. – Wszędzie jest kiepsko, ale rozejrzyj się tylko. Miasto żyje. Ludzie pracują i potrzebują tego, co mamy. Nasza sprzedaż wzrosła w tym kwartale o dwadzieścia procent. I będzie wzrastać.
Musiała w to wierzyć. Ojciec podjął kilka błędnych decyzji, nim jego choroba wyszła na jaw, ale Caroline starała się teraz wszystko naprawić.
– Dwadzieścia procent w jednym sklepie – uśmiechnął się z przekąsem. – Pozostałe przynoszą straty. Trzeba było sprzedać mniej dochodowe branże. Nie zrobiłaś tego.
Przysunął się do niej, a ona poczuła jego siłę.
– Dzięki za opinię – odparła zwięźle. Co za tupet z jego strony! Myślała wcześniej o sprzedaży kilku domów towarowych, ale oferty nie były korzystne. Należało zrobić to dwa lata wcześniej, jednak nie ona wtedy rządziła. Potem rynek się załamał.
– Zrobiłem rozeznanie i wiem, że dni twojej firmy są policzone. Jeśli chcesz, by przetrwała, musisz ze mną współpracować.
Caroline uniosła dumnie brodę. Może była młoda i naiwna przed pięcioma laty, kiedy kochała wbrew rozsądkowi tego człowieka, ale nie teraz.
– Po co miałabym to robić? Zaufać ci? Przepisać firmę na ciebie i wierzyć, że ocalisz to, co należało do mojej rodziny od pokoleń? – Pokręciła głową. – Byłabym idiotką.
Na szczęście przy krawężniku pojawiła się taksówka.
– Proszę pani. – Portier otworzył drzwi wozu.
Caroline wsiadła bez słowa do samochodu i zobaczyła, że Roman robi to samo.
– To moja taksówka – wypaliła, kiedy ją zmusił, by zrobiła mu miejsce.
– Jedziemy w tym samym kierunku. – Podał kierowcy jakiś adres w dzielnicy finansowej.
Caroline miała ochotę parsknąć z oburzenia, ale się opanowała. Nie wolno jej zdradzić, gdzie mieszka. Gdyby Ryan pokazał się na zewnątrz... Podała kierowcy adres jakiegoś szeregowca w Greenwich Village. Mogła po odjeździe taksówki przejść dwie przecznice i dotrzeć do swojego domu.
– Skąd wiedziałeś, że jedziemy w tę samą stronę? – spytała, kiedy taksówka ruszyła.
Wzruszył ramionami.
– Nie spieszy mi się. Nawet gdybyś jechała na północ, potem mógłbym zawrócić na południe.
– Koszmarna strata czasu.
– Nie wydaje mi się. Mam cię teraz wyłącznie dla siebie.
Kiedyś taka sytuacja przyprawiłaby ją o zawrót głowy. Odwróciłaby się do niego i zaczęła go całować. Zrobiło jej się gorąco. Ile to razy kradli pocałunki w taksówkach? Nie chciała o tym myśleć. Odsunęła się od niego jak najdalej i zaczęła obserwować życie na chodniku. Zauważyła w świetle latarni jakąś młodą kobietę idącą pod rękę z mężczyzną. Poczuła zazdrość, kiedy tamta odrzuciła do tyłu głowę i roześmiała się. Mężczyzna przyciągnął dziewczynę; zaczęli się całować. Caroline odwróciła się od szyby i napotkała spojrzenie Romana.
– Och, jakie to romantyczne – zauważył cynicznie.
Zamknęła oczy i przygryzła wargę.
– Czego chcesz, Romanie?
Jeśli dosłyszał napięcie w jej głosie, to nie dał tego po sobie poznać.
– Wiesz, czego chcę. I po co tu przyjechałem.
Popatrzyła na niego; bliskość tego mężczyzny przyprawiała ją o szybsze bicie serca.
– Tracisz czas. Firma nie jest na sprzedaż. Za żadną cenę.
Milczeli przez długą chwilę. Nagle wybuchnął śmiechem, który wydał jej się głęboki i podniecający.
– Sprzedasz ją, Caroline. Zrobisz to, bo nie chcesz patrzeć, jak przestaje istnieć. Upierasz się przy swoim? Zobaczysz, jak dostawcy odmawiają ci kredytu. Zaczniesz zamykać sklepy. Twoja firma zawsze słynęła z luksusu. Koniec z zamawianiem najlepszego towaru? Powiesz klientom, że nie mogą już liczyć na rosyjski kawior, wędzonego łososia, włoskie torebki albo męskie garnitury z najwyższej półki?
Poczuła ucisk w żołądku. Niestety, było źle. Już się zastanawiała, co zrobić, żeby zaoszczędzić i jednocześnie utrzymać jakość, z której firma słynęła. Chciała spytać ojca. Tak jak chciała spytać Jona. Ale nie mogła tego zrobić. Sama musiała podejmować trudne decyzje. Dla Ryana. Rodzina była wszystkim. Tylko to jej pozostało.
– Nie będę o tym z tobą rozmawiać – oznajmiła twardo. – Jeszcze nie przejąłeś firmy. Dopóki mam coś w tej sprawie do powiedzenia, nie powinieneś na nic liczyć.
– Tego właśnie nie rozumiesz. Nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia. To nieuniknione.
– Nic nie jest nieuniknione. Dopóki zachowuję rozsądek. Zamierzam z tobą walczyć. Nie wygrasz.
– Ależ wygram. Tym razem, Caroline, postawię na swoim.
– Co przez to rozumiesz? Chyba nie rozpamiętujesz naszego krótkiego romansu? Nie uwierzę, że zamierzasz przejąć moją firmę tylko dlatego, żeby się odegrać za jakiś dawny afront.
Powiedziała to od niechcenia, ale w sercu miała zamęt.
Roman zacisnął usta.
– Rozpamiętuję? Nie za bardzo, moja droga. Uświadomiłem sobie od czasu tamtej nocy, że... moje uczucia nie były takie, jak mi się wydawało. – Spojrzał jej w oczy. – Byłem tobą oczarowany, to prawda. Ale miłość? Nie.
Takie słowa nie powinny jej zaboleć, ale było inaczej. Kochała go kiedyś tak bardzo i wierzyła, że i on ją kocha. A teraz mówi jej, że to nieprawda. Że to była iluzja. Nie przypuszczała, że po pięciu latach będzie tak cierpieć z tego powodu.
– To dlaczego tu jesteś? – spytała. – Dlaczego moja firma ma dla ciebie takie znaczenie? Jesteś właścicielem znacznie potężniejszej. Nie potrzebujesz mojej.
Roześmiał się ironicznie.
– Nie, nie potrzebuję. – Nachylił się do niej nagle. – Chcę jej. I chcę ciebie.

Kazarow jest bezwzględny w interesach i w łóżku, mówi pewna piękność.

Nie zamierzał posuwać się tak daleko, ale skoro to zrobił, był ciekaw jej reakcji. Westchnęła gwałtownie i otworzyła szeroko orzechowo-zielone oczy. Potem zakryła je rzęsami, by nic z nich nie wyczytał. Od chwili, gdy spotkali się na chodniku, zaczął wspominać dawne czasy. I bardzo go to irytowało. Miał w życiu wiele kobiet. Takich, które wznosiły swoje piękno na wyżyny sztuki. Uroda Caroline wydawała się mniej wystudiowana, mniej wyrafinowana. Być może była po prostu ładna, pomyślał. Nie piękna, tylko ładna. Potem jednak podniosła powieki i przeszyła go spojrzeniem tych swoich oczu, od którego doznał niemal wstrząsu.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel