Opinia niepotwierdzona zakupem
Z DESZCZU POD RYNNĘ
W końcu kolejne dwa tomy „Serii niefortunnych zdarzeń” pojawiły się we wznowieniu z filmowymi okładkami. Czekałem, bo spodobała mi się ta seria i te jej klimaty i doczekałem się. I super, bo nadal jest bardzo dobrze, bardzo przyjemnie, niby dla młodych, niby prosto, ale z klimatem, pomysłem i urokiem. Więc znów łyknąłem to na raz i znów pozostaje czekać na więcej. dobrze jednak, że Egmont zdecydował się na wznowienie.
Po wydarzeniach w tartaku rodzeństwo Baudelaire trafia do Szkoły Powszechnej imienia Prufrocka. Szkoła, internat, renoma… Co tu może pójść nie tak? Wszystko i to dosłownie. Bo internat to tragedia z blachy, dyrekcja i nauczyciele to porażka, z którą nikt nie chciałby mieć do czynienia, a tu jeszcze wraca hrabia Olaf i…
Sentymentalny jestem i nie ukrywam tego. i w sumie swoje lata na karku mam, ale taki ze mnie wieczny dzieciak też. No i książki tego typu trafiają w obie te struny gdzieś tam we mnie napięte. No bo ja to pamiętam z późnego, ale jednak dzieciństwa. Nie czytałem wtedy, chciałem, ale nie było okazji, a i budżet mocno ograniczony (tak, bibliotek też nie przyszła z pomocą), ale w końcu obejrzałem film. A teraz po latach nadrabiam i fajnie się bawię, a najlepiej to bawi się ten dzieciak żyjący gdzieś tam we mnie.
Bo tak, tamten ja sprzed lat uwielbiał historie z grozą, uwielbiał ponuractwo i w ogóle takie klimaty. A to właśnie tu dostaję za każdym razem. w sumie każdy tomik skrojony jest tak samo, ale za każdym razem jest to odtwarzania takiego schematu, który chcemy. I za każdym razem okazuje się, że autor coś tam jeszcze wymyślił nowego, coś w tym wszystkim znalazł. A i tak najciekawsze pozostaje co tam jeszcze spotka naszych bohaterów, jakie tarapaty ich czekają i co jeszcze w życiu ich dobije. No a potem, jak się z tego wyplączą, by za chwilę znów wejść z deszczu pod rynnę.
Takie coś nigdy się nie nudzi, ale też i ma w sobie pewien dydaktyczny wymiar, bo jednak przygotowuje dzieci na życiowe rozczarowania. Bo przecież to życiowe całe to walenie się wszystkiego na nasze głowy. A przecież jednocześnie jest tu dużo uroku, dużo lekkości, prostoty i w ogóle wszystkiego, z przygodami czy zagadkami włącznie, podanymi w sposób jak najbardziej odpowiedni dla dziecięcego odbiorcy. No i jeszcze ładne wydanie – tak, tak, wole oryginalne okładki, ale tym filmowym też niczego nie brak. Więc zachęcam, polecam i zaraz sięgam po szósty tomik, niech to dziecko we mnie zabawi się jeszcze trochę.