Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Będzie tak, jak zechcę
Zajrzyj do książki

Będzie tak, jak zechcę

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-8342-412-5
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383424125
Tytuł oryginalnyTheir Desert Night of Scandal
TłumaczEwelina Grychtoł
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-03-21
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Będzie tak, jak zechcę" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.
Podczas studiów w Anglii szejk Tahir zakochał się w Lauren Winchester. Ich romans zakończył się skandalem. Tahir był przekonany, że Lauren chciała wplątać go w aferę obyczajową. Dwanaście lat później Lauren przyjeżdża do niego, by prosić o wstawiennictwo w sprawie jej brata oskarżonego o handel narkotykami. Tahir wciąż jest wściekły na Lauren, jednak jej bliskość działa na niego tak jak przed laty. By przedłużyć spotkanie, zabiera ją na pustynię i proponuje pewną grę…

 

Fragment książki 

Szejk Tahir bin Halim Al-Jukrat znał swojego najbliższego doradcę na tyle długo, żeby wiedzieć, kiedy ten z nim pogrywa. Z pewnym rozbawieniem obserwował, jak mężczyzn bawi się dokumentami, prostuje rogi, które nie wymagały prostowania, układa pióro dokładnie na środku pierwszej strony.
– Powiesz wreszcie to, co masz do powiedzenia? – zapytał zniecierpliwiony Tahir, gdy minęła pełna minuta, a Ali nadal się nie odzywał.
Doradca skrzywił się lekko; mikroskopijny ruch, który niewielu by zauważyło. Ale Tahir zauważył. Nie mógł sobie pozwolić na nieuwagę.
Niegdyś rozdawał zaufanie na prawo i lewo, i słono za to zapłacił. Mógł tylko mieć nadzieję, że jego winy zostaną odpuszczone i ojciec nie będzie patrzył na niego z rozczarowaniem, kiedy spotkają się w zaświatach…
Zesztywniał pod napływem emocji, które wzbudziła w nim myśli o ojcu.
– Nie do końca, Wasza Wysokość – odparł Ali, znów poprawiając pióro.
Tahir westchnął.
– O co chodzi, Ali? Czy mój brat znowu coś nawywijał?
Jego brat Javid lubił czerpać z życia pełnymi garściami, co oznaczało liczne skandale. Nie zrobił dotąd nic niewybaczalnego; nauczył się tańczyć na granicy, nie przekraczając jej. Póki co Tahir pozwalał mu na to, ponieważ Javid był najsprytniejszym dyplomatą, jakiego Jukrat kiedykolwiek zrodził. Potrafił wejść w sam środek międzynarodowego kryzysu i wygładzić zmierzwione piórka z tą samą maestrią, z jaką uwodził najpiękniejsze kobiety na świecie.
Sam Tahir wolał dyskretniejsze romanse, i to nie tylko dlatego, że żył na świeczniku. Incydent sprzed dwunastu lat dał mu bolesną nauczkę. Odepchnął od siebie kolejne niechciane wspomnienie i spojrzał na doradcę.
– Nie mam całego dnia, wiesz?
Ali odchrząknął.
– Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość. Nie, nie chodzi o Jego Książęcą Mość.
– W takim razie o co chodzi? Wyduś to z siebie, Ali.
– Poinformowano mnie, że pod pałacową bramą znajduje się… pewna osoba, która domaga się audiencji. – Ton jego głosu był niechętny. Prawie zalękniony.
– I w czym problem? Należy postąpić zgodnie z procedurami.
– Problem w tym, że koczuje tam od trzech dni. Próby odpędzenia jej nie dają rezultatu.
Tahir uszczypnął grzbiet nosa i już miał kazać Alemu zostawić ten temat, kiedy coś go tknęło.
– Ona?
– Tak, Wasza Wysokość.
Tahir powstrzymał się, żeby nie przewrócić oczami.
– Musi być powód, dla którego dzielisz się ze mną tą informacją.
– Chodzi o jej tożsamość, Wasza Wysokość.
Ukłucie niepokoju zamieniło się w lodowaty dreszcz na plecach Tahira.
– Czy kiedykolwiek sprawiałem wrażenie, jakbym lubił tajemnice albo intrygi, Ali?
Doradca odchrząknął i poprawił pióro.
– Wasza Wysokość, tym gościem jest Lauren Winchester.
Tahir wyprostował się gwałtownie. Wróciły do niego dawne emocje: szok, wstyd, furia, rozpacz. Wszystko, co wycierpiał w ciągu trzech dni w Anglii, kiedy był na jej łasce.
– Co ty powiedziałeś? – zapytał z zimną furią w głosie.
Teraz rozumiał wahanie swojego doradcy. Był wściekły na Alego, że ten ośmielił się wypowiedzieć jej imię w jego prywatnej przestrzeni.
– Przepraszam, Wasza Wysokość. Próbowaliśmy pozbyć się problemu, ale…
Tahir zmrużył oczy.
– Ale co?
Ali wzruszył ramionami.
– Była ostrożna. Nie dała nam żadnego pretekstu, żeby zdecydowanie zareagować.
Oczywiście. Lauren Winchester była niesłychanie inteligentną kobietą. To było pierwsze, co zauważył, kiedy wszedł na debatę na uniwersytecie, ponad dekadę temu. Stał z tyłu, patrząc, jak z pasją dowodzi swoich racji.
Najpierw zafascynowała go jej argumentacja, spokojny, ale dobitny głos. Potem wspaniała grzywa jasnych loków sięgających talii. Szczupła, elegancka dłoń.
A potem, po godzinie, wstała.
Odwróciła się.
Zobaczył jej twarz…
Trzy miesiące później postawiła jego świat na głowie.
Jego ojciec ogłosił go hańbą dla rodu. Przyjaciele i rodzina traktowali go jak pariasa. Wygnanie go na pustynię okazało się wytchnieniem, czymś, co pozwoliło mu przeżywać rozczarowanie i rozgoryczenie z dala od ciekawskich oczu.
To roczne wygnanie wyleczyło go z wielu rzeczy. Odnalazł nową drogę, z której już nigdy nie zboczył. A jeśli czasami dojrzał echo potępienia w oczach swojego ojca… no cóż, to było piętno, z którym musiał żyć.
Za zasługą Lauren Winchester.
Chciał nakazać ją oddalić, ale kiedy otworzył usta, padły z nich zupełnie inne słowa.
– Czy próbowała prosić o audiencję, korzystając ze standardowych procedur?
– Nie, nie próbowała.
Dlatego, że wiedziała, że to się nie uda, czy dlatego, że uważała to za coś poniżej jej godności?
Tahir zacisnął usta.
– Mogłeś rozwiązać tę sprawę, nie zawracając mi nią głowy – mruknął, wciąż nieco zły na swojego doradcę, że poruszył ten nieprzyjemny temat. – Co zamierzałeś tym osiągnąć?
Ali szerzej otworzył oczy, wyraźnie zaskoczony.
– Uznałem, że należy rozważyć możliwe implikacje tej sytuacji, biorąc pod uwagę pozycję jej ojca w brytyjskim rządzie.
Ach, tak. Polityka. Jeśli Tahir miał być szczery, wtedy nie miała dla niego żadnego znaczenia. Jedyna pozycja, jaka interesowała go w tamtym czasie, to jej pozycja pod nim i jej zielone oczy zachęcające go, by zatracił się w niej całkowicie.
A on to zrobił.
I jakże żałował, kiedy odkrył jej prawdziwą naturę.
Znów spojrzał na Alego.
– Uważasz, że powinienem ją przyjąć, prawda?
Ali ponownie uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.
– Pomyślałem, że Wasza Wysokość mógłby chcieć zamknąć rozdział.
Zamknięcie rozdziału.
Ładny termin ukuty dla tych, którzy są zbyt słabi, żeby zostawić swoje problemy za sobą.
Ale czy naprawdę zostawił je za sobą? Czy to możliwe, że oto nadarzyła się szansa, żeby raz na zawsze pogrzebać tamte podłe wydarzenia? Wtedy być może nareszcie zdołałby się zająć zadaniem wybrania sobie żony i spłodzenia dziedzica.
Tahir zatrzymał się raptownie, zdając sobie sprawę, że chodzi w tę i z powrotem po gabinecie. Doszedł do przeciwległej ściany i stał teraz przed portretem swojego ojca. Napotkał surowe, stalowe spojrzenie poprzedniego władcy. Czy jego ojciec poparłby decyzję, zwolna rysującą się w umyśle Tahira? Czy też uznałby ją za kolejny przejaw lekkomyślności, o które oskarżył go przed dwunastoma laty?
Ali odchrząknął.
– Czy Wasza Wysokość ma dla mnie jakieś instrukcje?
Teraz, kiedy ten pomysł zagościł w umyśle Tahira, nie potrafił się od niego uwolnić. Nie prosił, żeby ta istota zawitała do jego domu, ale czy pozwolenie jej uciec nie byłoby jeszcze większą głupotą?
Od czasu tamtych wydarzeń żył przykładnym życiem, bezgranicznie oddany swoim obowiązkom, sprytnym sojuszom i surowej samodyscyplinie. Ale gdzieś głęboko w jego umyśle tamten incydent wciąż nie dawał mu spokoju, jak cierń, którego nie jest w stanie wyciągnąć.
– Odwołaj moje kolejne spotkanie i przyprowadź do mnie Lauren Winchester.

Laura Winchester wyglądała marnie – nic dziwnego, skoro przez kilka ostatnich dni koczowała pod bramą pałacu. Jej brzoskwiniowa sukienka była brudna, a włosy ściągnięte i schowane pod białym szalem, którym zakryła głowę i ramiona. Mimo to nie straciła nic ze swojego uroku. Jeśli już, była jeszcze piękniejsza.
Z dziewczyny rozkwitła w kobietę. Jej twarz była szczuplejsza, a kości policzkowe wyraźniejsze, zwracające uwagę na jej obycie i inteligencję. Kiedy wzrok Tahira padł na zmysłowe usta, musiał odepchnąć od siebie wspomnienia, które w nim obudziły.
Ale to nie zmiany w jej wyglądzie najbardziej nim wstrząsnęły. Była… powściągliwa, a dawniej aż buzowała młodzieńczą pasją i buntem. Wyglądało tak, jakby ktoś przygasił jej wewnętrzne światło.
Ona czy ktoś inny?
Ale właściwie co go to obchodziło?
Tahir stał nieruchomo za swoim biurkiem, patrząc, jak Lauren Winchester przemierza jego domenę. Poczekał, aż te oczy, które kiedyś hipnotyzowały go nieskończonymi odcieniami zieleni, podniosą się znad bezcennego, ręcznie tkanego dywanu, i napotkała jego wzrok. Poczekał, aż te pełne, zmysłowe usta rozchylą się, kiedy nabierała powietrza.
– Witaj, Ta… hm… Wasza Wysokość.
Jej głos wciąż miał tę niską, zmysłową melodyjność. Każdy mięsień w ciele Tahira napiął się, a krew w jego żyłach zawrzała w sposób tyleż niepożądany, co niepowstrzymany. Ta reakcja jeszcze bardziej go zirytowała; zacisnął palce na krawędzi biurka. Oddychał głęboko, walcząc, by jak najszybciej doprowadzić się do porządku.
Kiedy minęła minuta, a Tahir wciąż nie odpowiedział, Laura pobladła lekko.
– Dziękuję, że Wasza Wysokość zgodził się mnie przyjąć.
– Nie dziękuj mi zbyt szybko. Mogłem cię tu sprowadzić tylko po to, żeby kazać ci iść do diabła. – Jego głos był tak lodowaty, że mógłby zamrozić pustynię.
Laura otworzyła szerzej oczy, po czym z powrotem wbiła wzrok w posadzkę. U każdej innej kobiety Tahir uznałby to za postawę czci i szacunku, ale jeśli Lauren Winchester nie przeszła transplantacji osobowości, to był fałszywy, wykalkulowany ruch.
– Mam nadzieję, że nie. Musiałam przyjść. Nie miałam innego wyboru.
To było coś, co Tahir rozumiał. Potrafił łatwo odeprzeć ten argument. Jako władca codziennie musiał dokonywać trudnych wyborów.
– Oczywiście, że miałaś. Dobry lub zły. Mądry lub głupi. Przyjście pod bramę mojego pałacu było wyjątkowo głupie.
– Próbowałam… próbowałam pisać mejle. I dzwonić.
Tahir uniósł brwi.
– Albo kłamiesz, albo specjalnie wyraziłaś się na tyle niejasno, że moi ludzie nie potraktowali cię poważnie.
– Nie mogłam powiedzieć wprost, czego chcę… – Laura urwała i odetchnęła głęboko, a Tahir zmusił się, żeby nie spuścić wzroku na jej piersi. Te same piersi, które kiedyś pieścił. – To osobista sprawa – dokończyła.
Tahir zignorował jej słowa.
– Mój pradziadek został zamordowany przez jednego ze swoich poddanych, który tak samo przyszedł pod pałacową bramę i błagał o audiencję. Wiedziałaś o tym?
Laura poderwała głowę i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
– Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego! Musisz to wiedzieć!
– Muszę? Ostatni raz, kiedy się widzieliśmy, zdradziłaś mnie. Zaprzeczysz?
Lauren pobladła.
– Mogę… mogę wytłumaczyć…
– Zaprzeczysz? – powtórzył Tahir przez ściśnięte gardło.
Laura znów potrząsnęła głową.
– Przepraszam – wyszeptała w lodowatej ciszy.
Tahir powoli do niej podszedł, wykorzystując ten czas, żeby odzyskać kontrolę nad emocjami. Zatrzymał się kilka metrów od niej.
– Spójrz na mnie – rozkazał.
Laura powoli podniosła głowę. Zielone stawy jej oczu znów wabiły go w swoją bezdenną toń. Ale Tahir nie był już tym naiwnym głupcem, co kiedyś.
– Przeprosiny nieprzyjęte.
Gardło Laury poruszyło się, gdy przełykała ślinę, i na sekundę Tahir zatęsknił za tą pełną życia kobietą, z którą spędzał namiętne noce i odbywał stymulujące intelektualnie dyskusje. Na samo wspomnienie poczuł ściskanie w lędźwiach; zirytowany, skrzyżował ramiona na piersi i utkwił w niej kolejne przeszywające spojrzenie.
– Rozumiem, że jesteś zły…
– Rozumiesz? Czy też rzucasz we mnie pustymi przeprosinami, mając nadzieję, że udobruchasz mnie na tyle, żebym wysłuchał twojej prośby? Co to jest? Coś politycznego? Zakładam, że podążyłaś za swoją pasją i pracujesz w sektorze publicznym? – Był dumny z tego, że nigdy nie poddał się pokusie, żeby wyszukać w internecie jej nazwiska.
– Tak, zrobiłam to… w pewien sposób. Ale nie jestem tutaj w swoim imieniu.
Tahirowi na moment odjęło mowę. Kompletnie nie spodziewał się wieści, że nie przyszła po to, żeby błagać o jego wybaczenie. Była tutaj… dla kogoś innego. Spojrzał na jej dłonie. Nie miała pierścionka, ale to nie oznaczało, że nie omotała kolejnego naiwnego głupca. Tahir przypomniał sobie jej rodzinę. Władczego, despotycznego ojca. Brata, który sądził, że świat obraca się wokół niego. Z początku Tahir nie mógł się nadziwić, jak bardzo Lauren się od nich różni. Tylko po to, żeby odkryć, że po prostu lepiej ukrywała swoją prawdziwą naturę…
A teraz była tutaj. Żeby prosić o przysługę dla kochanka? Męża? Kogoś, kto znaczył dla niej tyle, że siedziała dla niego przez trzy dni pod pałacową bramą? Szkoda, że nie miała tyle serca dla niego, Tahira…
Podjął decyzję, która powinna była zostać podjęta na samym początku.
– Nie mamy o czym rozmawiać. Za chwilę zostaniesz wyprowadzona z mojego pałacu.
Lauren krzyknęła i zakryła usta dłonią, patrząc, jak Tahir naciska guzik wzywający Alego.
– Błagam, żebyś mnie wysłuchał…
Tahir uśmiechnął się szyderczo.
– Lepiej się nie zbliżaj. Na takie zachowanie moja ochrona dostaje wścieklizny.
Laura zamarła i uniosła pobródek. W jej oczach błysnął bunt.
– Czyli naprawdę pozwoliłeś mi wejść tylko po to, żeby się ze mnie naigrawać? – szepnęła.
Tahir wzruszył ramionami.
– Nie muszę ci się tłumaczyć. Miałem pięć minut do zmarnotrawienia na kogoś, kogo kiedyś znałem. Te pięć minut minęło.
Laura otworzyła usta, jednak pojawienie się Alego uciszyło ją. Ale te oczy… te pełne wyrazu zielone oczy, z których zniknęło onieśmielenie, błyszczały gniewem.
W Tahirze coś się obudziło. Jedyny w swoim rodzaju, rozgrzany do białości płomień, który tylko ona potrafiła w nim skrzesać. Tahir poszukiwał tego ognia z wieloma kobietami po niej, a z każdą porażką coraz bardziej jej nienawidził i coraz bardziej doskwierał mu jej brak.
Teraz, kiedy ją obserwował, każda komórka jego ciała zdawała się wyczekiwać ciętej riposty. Ale zamiast tego uszło z niej powietrze.
– Tahir, proszę…
„Proszę”.
W odróżnieniu od nieszczerego „przepraszam”, to „proszę” zdołało zasiać w jego sercu ziarno zwątpienia. Czyż w ciągu tamtego roku na pustyni nie poprzysiągł sobie, że pewnego dnia będzie słuchał jej błagania o litość?
Ale to nie wystarczyło. Wszystko, co utracił – szacunek, honor, dumę ojca, nawet warunkową wersję miłości swojej matki – utracił dlatego, że Laura odmawiała wypowiedzenia kilku prostych, szczerych słów…
– Wasza Wysokość, już czas – powiedział Ali w napiętej ciszy.
Tahir odstąpił od biurka i bez słowa ruszył w stronę drzwi gabinetu. Po kilku sekundach usłyszał za sobą jej niepewne kroki. Wiedział, że wystarczyłby jeden jego gest, by wyprowadzono ją z pałacu, ale nie mógł oprzeć się pokusie, by jeszcze przez chwilę posłuchać jej błagań.
Ali, ściskający swoją oprawną w skórę teczkę, szedł obok niego.
– Helikopter jest gotów, by zabrać Waszą Wysokość na północ – szepnął.
– Dobrze.
– Czy Wasza Wysokość zamierza zostać pełne dwa tygodnie, tak jak było ustalone? – zapytał mężczyzna, rzucając znaczące spojrzenie przez ramię.
Tahir zazgrzytał zębami.
– Nic się nie zmieniło.
– Oczywiście. W takim wypadku spotkania z władzami regionalnymi odbędą się zgodnie z planem.
Tahir ledwo słuchał Alego. Jego słuch był wyczulony na odgłos kroków za ich plecami. Wkrótce Lauren zostanie zatrzymana; nikomu nie pozwalano na wstęp do jego prywatnego skrzydła bez jego wyraźnego zezwolenia. A on nie miał zamiaru go udzielać.
– Poczekaj! Nie możesz… Jestem… z nim. Jego Wysokością… – jąkała za jego plecami zdyszana Lauren.
Tahir szedł dalej; z radością powitał uderzenie słońca na skórze, kiedy wyszedł na brukowaną alejkę wiodącą przez nieskazitelny trawnik jego prywatnej rezydencji. Miał nadzieję, że żar wypali jego wewnętrzne rozterki.
Pilot zasalutował, a Tahir skinął mu głową.
A potem, przez ryk silnika, usłyszał głos Lauren.
– Proszę! Poczekaj! Potrzebuję twojej pomocy, żeby uratować mojego brata!
Tahir zamarł.

Lauren już w dzieciństwie nauczyła się nigdy nie okazywać słabości. Oznaczało to wystawienie się na pośmiewisko. Ze strony jej brata. Kiedy zapłakana Lauren zapytała, dlaczego tak ją traktują, matka wzruszyła ramionami.
– Życie jest ciężkie, Lauren. Musisz nabrać odporności albo zawsze będziesz kozłem ofiarnym.
Lauren miała wtedy jedenaście lat. To był ostatni raz, kiedy płakała.
Dwie dekady później, z czterema groźnymi ochroniarzami oddzielającymi ją od Tahira Al-Jukrata, znów była bliska płaczu.
Jej ramiona i kark były spalone od słońca, jej gardło wyschnięte na wiór. Ubrania kleiły się od potu i piasku, a stopy pulsowały bólem. Surowe wychowanie jej ojca zahartowało ją na tyle, by pozostała przy bramie, póki jej żądanie nie zostało wysłuchane.
To i… jego zawoalowane groźby. Podejrzenie, że jej ojciec wie więcej, niż przyznaje. Trzymał kolejny skandal jak topór katowski nad jej głową, żeby zmusić ją do posłuszeństwa.
Patrząc, jak Tahir idzie w stronę helikoptera, poczuła, że opuszczają ją resztki nadziei. Jej desperacki okrzyk zatrzymał go w pół kroku. Ale to nic nie znaczyło. Tahir nienawidził Matta na długo przed tym, jak znienawidził ją. Beztroskie, uprzywilejowane życie jej brata drażniło inteligentnego, ambitnego i pracowitego księcia.
Oddałaby rękę, żeby nie być teraz na łasce Tahira. Ale rodzice nie dali jej wiele wyboru.
Adoptowali ją, ponieważ sądzili, że nie mogą mieć dzieci, ale rok później jej matka cudem poczęła syna. Może to dlatego Lauren w głębi serca nie czuła się członkiem rodziny. To dlatego jako dziecko tak bardzo starała się udowodnić, że jest godna nazwiska Winchesterów i możliwości, które jej dali. Odpłaciła im się, będąc posłuszną córką, przykładną uczennicą, wybitną ekspertką w swojej dziedzinie.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel