Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Burza zmysłów
Zajrzyj do książki

Burza zmysłów

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-8342-570-2
EAN9788383425702
Tytuł oryginalnyThe Prince's Forbidden Cinderella
TłumaczPaula Rżysko
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-07-18
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Burza zmysłów" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.
Angielka Kate Armstrong niespodziewanie dowiaduje się, że jest adoptowanym dzieckiem. Jej stabilny świat się wali. Potrzebuje czasu, by o wszystkim spokojnie pomyśleć. Wyjeżdża na pół roku, zatrudniając się u księcia Marca Zannetiego jako opiekunka jego córki. Jednak już od pierwszego spotkania ze swoim pracodawcą wie, że nie zazna tu spokoju, bowiem przystojny, mroczny książę budzi wszystkie jej zmysły…

 

Fragment książki

 

Renzoi często nazywano klejnotem i rzadko się zdarzało, aby ci, którzy widzieli ją zwłaszcza z lotu ptaka, się z tym nie zgodzili.
Na wyspie znajdowało się jedno lotnisko, a nadmorska trasa prowadząca z węzła międzynarodowego portu lotniczego do otoczonej murami stolicy miasta Fort St. Boniface, przez wielu uważana była za jeden z najpiękniejszych odcinków dróg na świecie, uwielbiany przez ekipy filmowe, a także przez wszystkich tych, którzy umiłowali sobie kręte drogi i wspaniałe morskie widoki.
Wielu podróżnych, którzy zawitali na wyspę, korzystało z taksówek wodnych, które przewoziły pasażerów przez błyszczące wody wielkiego portu. Nie można było już patrzeć na luksusowe jachty, zacumowane na głębokiej wodzie. Pływały teraz, wraz z miliarderami na pokładzie, w zupełnie nowej, specjalnie wybudowanej marinie po przeciwnej stronie wyspy, przyczyniając się do kwitnącej gospodarki i reputacji wyspy, jako miejsca spotkań bogatych i sławnych.
Jedyną przeszkodą w pokonaniu tej trasy było ominięcie kilku łodzi rybackich i paru samotnych żaglówek. Główną zaletą portu było to, że pozostawał on otwarty dla wszystkich zwiedzających, którzy mogli podziwiać z tego miejsca otoczoną murami stolicę z jej wieżami i kopułami.
Choć architektura stolicy była utrzymana w barokowym stylu, to centralny element pałacu królewskiego, wznoszący się, jak górna kondygnacja tortu weselnego nad średniowiecznym ciągiem malowniczych, wąskich uliczek i brukowych placów, zapierał dech w piersiach. Było to miejsce, które każdy chciał uwiecznić na fotografii.
W ciągu dnia na błyszczącej tafli wody roiło się od pomalowanych na jaskrawo łodzi motorowych. Nawet gdy słońce zastąpiły gwiazdy i księżyc w pełni, kilka osób kontynuowało pracę na tym odcinku, przewożąc turystów wpatrujących się z zachwytem w oświetlony z każdej strony bajkowy zamek.
Jeden z takich statków nie przewoził turystów ani nie był udekorowany chorągiewkami. Zamiast tego na jego boku widoczne było dyskretne królewskie logo. Łódź zawracała właśnie w stronę pontonu, który znajdował się w znacznej odległości od głównej mariny, gdzie cumowali turyści, a na jego pokładzie znajdował się tylko jeden pasażer.
Najwyraźniej, nie mając cierpliwości czekać na ostatni manewr, samotny mężczyzna swobodnie przeskoczył nad taflą wody i z kocią gracją wylądował na brzegu kołyszącego się pomostu.
Druga postać, która stała na nabrzeżu, podniosła rękę na powitanie i zatrzymała się, gdy wysoki cień w garniturze kierował się w jego stronę.
– Nie spodziewałem się przyjęcia – powiedział, gdy poczuł, że telefon w jego kieszeni zaczyna wibrować. – Chwileczkę, Raf. – Uniósł przepraszająco rękę.
Mężczyzna obok, który sam mógłby być uważany za wysokiego, gdyby nie stał obok księcia mierzącego ponad dwa metry wzrostu, patrzył, jak spazm irytacji prześlizguje się po twarzy następcy tronu Renzoi, dopóki srebrzystoszare oczy nie podniosły się ku niemu i nie nawiązały z nim kontaktu.
– Już miałem zapytać, czy jest jakiś problem, ale… – Marco po raz ostatni zerknął na smartfon, zanim włożył go z powrotem do kieszeni. – Lotnisko jest zamknięte?
Drugi mężczyzna skinął ponuro głową.
– Wszystko jest uziemione. Ta burza zmierza prosto na nas.
– Wybierasz się tam teraz, panie ministrze sportu i turystyki? – Marco uniósł ciemne brwi.
– Kiedy ktoś mówi „minister”, zawsze oglądam się przez ramię.
– Polityka pałacowa ma swoje prawa i sekrety – zauważył serdecznie Marco.
– Wszyscy wydają się zszokowani. Śmierć ministra była…
– Szokująca? Ten mężczyzna miał ponad dziewięćdziesiąt lat! Pił jak słoń i wiecznie grał w golfa. Jako jego asystent, wykonujesz jego pracę już od pięciu lat, podczas gdy on tylko zdobywał wyróżnienia.
– Narażasz się dla mnie, to wiele dla mnie znaczy.
– Raczej nie. Nie masz mi nic do udowodnienia Raf.
Jego głowa była bezpieczna, ale gdy użył weta, by odrzucić decyzję rady ministrów o obsadzeniu wakatu wyższego szczebla, Marco wiedział, że wszystkie błędy Rafa zostaną wyciągnięte na światło dzienne, by udowodnić Marcowi, że wtrąca się w sprawy, o których nie ma pojęcia. Wszyscy woleliby, żeby był im bardziej posłuszny, zupełnie jak jego ojciec.
Nepotyzm w pałacu był akceptowaną drogą awansu. Zaledwie pięć rodzin zajmowało wszystkie najwyższe stanowiska władzy na wyspie i nie miały zamiaru oddać tej władzy bez walki.
Marco był cierpliwy i miał wsparcie ojca, mimo że król był zbyt wyluzowany i niestety, co sam przyznawał, leniwy. Uniósł lewy kącik ust w uśmiechu, gdy pomyślał o swoim ojcu, człowieku uwielbianym przez swój lud.
Jeśli Marco zająłby się grą w golfa, pszczelarstwem lub pokazywaniem się na balach charytatywnych z wybranką serca, a władzę w państwie pozostawiłby ministrom, również byłby przez nich uwielbiany.
Co jednak miał zrobić, jeśli doskonale znał siebie i wiedział, że daleko mu do mnicha. Wolał kilkunocne ekscesy niż stałe związki, to wydawało mu się łatwiejsze. Wiedział, że pewnego dnia ożeni się ponownie, ale zamierzał opóźniać ten dzień najbardziej, jak to tylko możliwe.
– Przynajmniej dotarłeś do domu przed zamknięciem, Wasza Wysokość…
Wasza Wysokość? Serio, Raf? – pomyślał zdezorientowany Marco.
Drugi mężczyzna uśmiechnął się szeroko i nałożył na nos okulary.
– Nie musisz mnie tak nazywać, gdy obok nie ma żywej duszy. Rozumiem, że chcesz zachować pozory, ale teraz to zbędne. Ostatni raz słyszałem, jak nazwałeś mnie Waszą Wysokością, gdy wypiłeś pół butelki cydru.
– Ponieważ jesteś moim szefem, zignoruję tę uwagę. Powiedz lepiej, jak minął ci lot. Wszystko w porządku?
Uśmiech błysnął na twarzy Marca.
– Można tak powiedzieć. Poczułem znaczny przypływ adrenaliny w tym tygodniu. Gdybym nie wiedział, że pilot za sterami to stary wyjadacz, zmartwiłbym się trzecią nieudaną próbą lądowania.
Jego uśmiech zbladł, gdy zobaczył, że Raf spogląda na czekającą łódź.
– Musisz już iść?
Rafe skinął głową i wszedł do łodzi z większą ostrożnością, niż Marco z niej wyszedł. Książę popatrzył jeszcze chwilę za odpływającą motorówką, po czym ruszył w stronę samochodu.
Kiedy dotarł do długiej, niskiej limuzyny z przyciemnionymi szybami, skok napięcia elektrycznego spowodował nagłe migotanie świateł w całej przystani.
Drzwi otworzył mężczyzna w garniturze, który wyłonił się z siedzenia kierowcy.
– Widziałeś Rafe’a, Tomasie?
– Mojego syna, ministra – poprawił go. – Pracuje – powiedział z dumą starszy mężczyzna.
– Oczywiście – odpowiedział Marco i przesunął dłonią po białej bliźnie na policzku.
Tomas był osobistym ochroniarzem Marca w dzieciństwie, zanim nabawił się kontuzji podczas ratowania go po tym, jak postanowił przetestować swoją młodzieńczą teorię, że wodospady zostały stworzone po to, by z nich skakać. Od tego czasu Tomas uruchamia wszelkie wykrywacze metalu w lotniskowych i sklepowych bramkach.
Tomasowi nie odpowiadała praca za biurkiem ani wcześniejsza emerytura. Wolał skorzystać z okazji i zostać osobistym kierowcą Marca.
– Jest wdzięczny za szansę, jaką mu dałeś, Wasza Wysokość.
– Zasługuje na to.
– Tak – zgodził się starszy mężczyzna zgodnie z faktami i dodał: – Myślę, że burza podążyła za tobą do domu.
Marco wsiadł do samochodu i zatrzasnął za sobą drzwi. W aucie było przyjemnie chłodno dzięki klimatyzacji, która rozgoniła lepkie, zapowiadające ulewę powietrze. Książę poluźnił krawat i zdjął marynarkę, wypakowując z kieszeni małe pudełeczko zawinięte w ozdobny papier.
Trudno był zgadnąć, co kupić pięcioletniej dziewczynce, która miała prawie wszystko. Ostatecznie zdecydował się na delikatny naszyjnik przedstawiający srebrną, ręcznie wykonaną muszlę na złotym łańcuszku.
Czy Freyi się to spodoba? Nie miał pojęcia. Choć nie chciał się do tego przyznać, poczuł w sercu ukłucie żalu. Poczuł coś w rodzaju straty.
Freya uśmiechała się zawsze i dziękowała za prezenty. Jego córka była bardzo grzecznym dzieckiem, a jej doskonałe maniery były zasługą niani Maeve, która była kiedyś również jego nianią. Nie chciała odejść na emeryturę nawet z powodu zapalenia stawów. Upierała się, że nic jej nie dolega i odkładała dzień wyprowadzki do ekskluzywnego domu starców w rodzinnej Irlandii.
Otworzył laptopa i przejrzał mejle, gdy limuzyna oddalała się od stacji benzynowej. Po chwili przejechali przez bramę osadzoną w szesnastowiecznych murach stolicy, a blask pałacowych lamp oślepił go na chwilę, gdy wyłonili się z mroku.
Marco skupił się na laptopie. Dorastał wśród tych murów, więc nie zachwycał się jego miodowozłotymi barwami. Bardziej interesowały go wyniki sondażu, który niedawno opublikował. Szybki przegląd tabeli sprawił, że kącik jego ponętnych, szerokich ust nieznacznie się uniósł. Informacje te będą jak broń palna na jutrzejszym posiedzeniu rady ministrów. Właśnie tego potrzebował, żeby podpiłować nogi stołków pod niektórymi z nich. Bywały dni, a czasem nawet tygodnie, gdy Marco miał wrażenie, że uderza głową w mur, próbując przekonać urzędników, którzy uważali, że utrzymanie status quo jest ich zadaniem, a dworzanie są zamknięci na wszelkie zmiany. Liczby mówiły same za siebie. Ludzie chcieli i potrzebowali zmian. Pragnęli demokracji.
Gdy zamykał laptopa, jego wzrok zatrzymał się na zegarze na pasku zadań. Było już po północy.
Złocone bramy otworzyły się przed maską limuzyny z głośnym zgrzytem. Poza postaciami wartowników w tradycyjnych, oficerskich strojach, na pałacowym placu nie było żywej duszy. Nie było widać zamkowej ochrony, ale Marco wiedział, że tam była. Sam zatwierdził nowe, ulepszone środki bezpieczeństwa sześć miesięcy temu w bezpośredniej reakcji na incydent, w którym uczestniczył turysta uzbrojony w aparat, który jakimś cudem zawędrował na zamknięte przyjęcie z okazji piątych urodzin Frey.
Marco, występujący gościnnie na europejskiej konferencji na temat zmian klimatycznych, dowiedział się o tym incydencie od swojej matki, która opowiedziała to jako zabawną anegdotę. Czego innego można się było spodziewać po monarchini, która regularnie jeździ po wyspie na rowerze w eskorcie ochrony próbującej dotrzymać jej kroku.
Jego matka nie chciała zaakceptować faktu, że na świecie istnieją źli ludzie. Twierdziła, że są to po prostu niezrozumiane, zabłąkane dusze. Marco zawsze się dziwił, że jej dobra natura nigdy nie została wykorzystana, a na jej drodze pojawiały się same życzliwe osoby.
Marco nie był wówczas rozbawiony tak samo jak jego matka. Zamiast tego zainicjował wzmocnienie ochrony zamku. Nie zapewnił bezpieczeństwa matce swojej córki, która straciła życie, dając je dziecku. Dlatego tak ważne dla niego było bezpieczeństwo Freyi. Odsunął od siebie obraz bladej, spoconej twarzy żony, która całkowicie wyczerpana traumatycznym porodem nie chciała spojrzeć na swoje nowo narodzone dziecko.
Później pamiętał już tylko puste, poplamione krwią łóżko. Zapamiętał na zawsze jej duże, oskarżycielskie niebieskie oczy i minę lekarza, który przekazywał mu wiadomość o śmierci żony. Ciężar poczucia winy, jaki odczuwał w tamtej chwili, nigdy się nie zmniejszył. Był zawsze przy nim, jakby wtopił się w jego skórę.
Podobnie jak jego własny ojciec, zawiódł jako mąż. Wydawało się więc nieuniknione, że pewnego dnia, zupełnie jak i on, zawiedzie jako ojciec. Gdyby pozwolił córce, żeby go kochała, byłby oszustem, którym faktycznie był, a nie pogrążonym w żałobie kochającym mężem, za jakiego uważał go świat.
Czy był w ogóle zdolny do miłości? Pogardliwy wyraz jego warg ustąpił uśmiechowi, gdy pojawił się jego asystent Luca.
Młody mężczyzna, wiedząc, że szef nie lubi rozmów o niczym, przedstawił mu główne wydarzenia z życia pałacu, gdy szli w stronę prywatnych apartamentów Marca.
– Czy przybyła już nowa niania?
– Jej lot był opóźniony, ale już do nas dotarła.
– Ale?
– Obawiam się, że mamy problem. Siostra panny Fitzgerald trafiła do szpitala w swoim kraju, więc nie będzie mogła dać osobistych wytycznych nowej niani.
– Gdzie więc jest teraz niania? – zapytał zaniepokojony Marco.
– Która? Och, rozumiem… Panna Fitzgerald jest w Cork. Wsadziłem ją do prywatnego odrzutowca. Zatrudniłem pracownika, by czekał na nią na lotnisku i eskortował ją do szpitala. Aha, wysłałem tam kwiaty. Założyłem, że mam na to zgodę…
– Oczywiście. – Marco zbył niepotrzebne pytanie machnięciem dłoni. Światło pałacowych lamp odbiło się od jego obrączki, którą wciąż nosił.
Nowa niania została rzucona na głęboką wodę. Nie rozmawiał z nią osobiście, ale z CV wynikało, że ma wspaniałe kwalifikacje. Była doświadczoną nauczycielką, wicedyrektorką szkoły podstawowej, dlatego nie wątpił w jej umiejętności.
Jeśli nie sprosta swoim zadaniom, Marco zwolni ją bez mrugnięcia okiem. Zatrudnił ją bowiem na sześciomiesięczny okres próbny.
– Luca, czy mógłbyś mi przesłać informacje na temat ekologicznych start-upów, które złożyły wniosek o dofinansowanie? – zapytał, zmieniając temat.
Zanim został ojcem, przyszłość ziemi nie była dla niego tak ważna, ale teraz angażował się w ekologię, by zapewnić córce spokojne życie na zielonej planecie, na której nie zabraknie wody i świeżego powietrza.
– Oczywiście. Było ich całkiem sporo, nawet po odrzuceniu tych, które skazane były na porażkę. Każdy szanujący się przedsiębiorca chce współpracować z królem przedsiębiorcą – odpowiedział Luca, nie mogąc stłumić ziewania.
Marco poczuł, że współpraca z nim musi być prawdziwym piekłem. To, że on nie mógł spać dłużej niż cztery godziny, nie dawało mu prawa do odwlekania godziny snu swoich pracowników. W końcu każdy miał prawo do życia poza biurem.
– Weź jutro wolne – powiedział Marco.
– Och, ale… – Luca wyglądał na zaskoczonego.
Marco potrząsnął głową i uśmiechnął się do niego łagodnie, gdy powtórzył stanowczo:
– Idź do domu, Luca. Dziękuję za dzisiaj.
W oczach Luki znów pojawiło się zdziwienie. To utwierdziło Marca w przekonaniu, że musi o wiele częściej wyrażać swoją wdzięczność. Luca był naprawdę świetnym pomocnikiem, ale nawet on potrzebował chwili dla siebie. Planował nawet dla niego nowe stanowisko, które da mu o wiele więcej swobody w działaniu i kilka wolnych wieczorów więcej.
Marco zastanowił się przez chwilę, dokąd powinien się udać. Przez chwilę pomyślał o siłowni. Wiedział, że i tak nie zaśnie. Po chwili jednak zmienił zdanie i ruszył w kierunku skrzydła dziecinnego. Potrzebował zobaczyć się z córką, nawet jeśli spała. Często patrzył na jej pogrążoną we śnie twarzyczkę i myślał, jak bardzo ją kocha. O dziwo, było to dla niego łatwiejsze, gdy nie musiał patrzeć dziewczynce w oczy, ponieważ odziedziczyła je po matce. Kobiecie, której nie kochał.

Z oczami przyzwyczajonymi już do ciemności, Kate rozglądała się po nieznanym pokoju. Leżała w łóżku z rozłożystym baldachimem i pogratulowała sobie w myślach, że udało jej się tu dotrzeć. Naprawdę tu była, choć spaliła za sobą wszystkie mosty.
Poczuła ucisk w żołądku, gdy ogarnęła ją głęboka, instynktowna tęsknota za wszystkim co znane. Za maleńkim domkiem mieszczącym się między sklepem z antykami a herbaciarnią, za swoją klasą…
Przestań, Kate! Patrz w przyszłość, nie w przeszłość! – powiedziała do siebie surowo.
Jej myśli skupiły się na twarzach rodziców, na których wymalowane było poczucie winy, a jednocześnie głębokie zranienie.
Okłamywaliście mnie! Okłamywaliście mnie całe życie, muszę stąd wyjechać!
Kiedy im to mówiła, myślała, że wybierze się na krótkie wakacje. Chwila odpoczynku w ciepłych krajach dobrze by jej zrobiła. A później zobaczyła to ogłoszenie w internecie.
Nowa praca, nowe życie – pomyślała.
– To tak daleko – mówiła jej mama.
– Będziemy tak bardzo tęsknić – wzdychał tata.
Kate uwolniła się od wspomnień. To, że zeszła z wcześniej obranej ścieżki, nie znaczyło, że, jak twierdził jej brat, karze rodziców. Dobrze było wyjść ze swojej strefy komfortu, zwłaszcza gdy próbuje się uporać ze swoim życiem, kiedy wszystko, co znajome i co dawało poczucie bezpieczeństwa, zniknęło.
Choć wiedziała, kim jest jej pracodawca i nie spodziewała się pokoju na poddaszu, była zaskoczona luksusowym apartamentem, który miał stać się jej domem na najbliższe sześć miesięcy. Zaraz za ścianą znajdował się pokój jej podopiecznej – księżniczki Freyi. Miała okazję poznać ją zaraz po przybyciu. Pierwszym, na co zwróciła uwagę w dziewczynce, były jej wielkie, błękitne oczy.
Podniosła się na łokciu, sięgnęła po telefon i jęknęła, gdy zobaczyła godzinę. Każda komórka jej ciała bolała ją ze zmęczenia, a mózg pulsował niemiłosiernie. Opadła znów na łóżko, a jej płomienne rude włosy rozsypały się po jedwabnej poduszce. Niesforne, wilgotne pasma przyklejały się do jej ciała.
Renzoi, jak przeczytała zaraz po spontanicznym wysłaniu swojej kandydatury na stanowisko niani księżniczki, wyróżniało się ciepłym, łagodnym klimatem. Jednak wydawało jej się, że ciepły i umiarkowany, to w tym wypadku nieadekwatne określenie. Kate czuła, że jeszcze chwila i się roztopi.
Odsunęła kołdrę, zsunęła nogi na podłogę i podeszła boso do otwartego okna. Przynajmniej lekki wietrzyk uratowałby sytuację. Pociągnęła za dekolt luźnej, bawełnianej koszuli i odchyliła głowę do tyłu, by wiatr miał dostęp do jej skóry. Jej nozdrza rozszerzyły się, gdy pokój wypełnił się zapachem mięty i rozmarynu.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel