Burzliwe losy hrabiny d'Orsay
Przedstawiamy "Burzliwe losy hrabiny d'Orsay" nowy romans Harlequin z cyklu HQN POWIEŚĆ HISTORYCZNA.
Evelyn długo żyła w przeświadczeniu, że los okazał się dla niej wyjątkowo łaskawy. Pozbawioną środków do życia szesnastolatkę pojął za żonę francuski arystokrata, hrabia d’Orsay. Zapewnił jej dostatnie i beztroskie życie w pięknej rezydencji nad Loarą. Tę sielankę niszczy wybuch rewolucji. Błękitna krew to teraz wyrok śmierci, dlatego Evelyn z mężem i córeczką planują ucieczkę do Anglii. Na pokład przyjmuje ich Jack Greystone, owiany złą sławą przemytnik. Evelyn ma nadzieję, że to ich pierwsze i ostatnie spotkanie, bo łobuzerski wdzięk Jacka przyciąga ją jak magnes.
Fragment książki
Córka ciągle płakała. Evelyn d’Orsay przytuliła ją mocniej do siebie. Obawiała się pościgu; płacz córki mógł wzbudzić podejrzenia i ściągnąć na nich uwagę. Siedziała na przedzie pędzącego wśród nocy powozu wraz ze służącym jej męża, Laurentem, który teraz stał się człowiekiem od wszystkiego. Jej mąż leżał nieprzytomny na tylnym siedzeniu między żoną Laurenta, Adelaide i pokojówką, Bette. Spojrzała za siebie na Henriego i serce zabiło jej szybciej z niepokoju. Mąż wciąż był śmiertelnie blady.
Zaczął podupadać na zdrowiu wkrótce po narodzinach Aimee cztery lata temu. Zaglądał też częściej do kieliszka. Czy jego serce wytrzyma? Czy przeżyje ten szalony, straszny rajd przez noc? Czy przetrwa przeprawę przez kanał La Manche? Na gwałt potrzebny był mu lekarz, w dodatku ta szaleńcza jazda powozem na pewno mu nie posłuży.
Ale jeśli uda im się wydostać z Francji i dotrzeć do Anglii, będą bezpieczni.
– Jak daleko jeszcze? – odezwała się szeptem.
Na szczęście Aimee przestała płakać, zasnęła.
– Myślę, że jesteśmy już prawie na miejscu – odparł Laurent.
Mówili po francusku. Evelyn była Angielką, ale biegle władała francuskim, jeszcze zanim poznała hrabiego d’Orsay, zostając jego żoną niemal z dnia na dzień.
Konie pokryły się pianą i ciężko dyszały. Na szczęście byli już blisko, a przynajmniej tak twierdził Laurent. Wkrótce wzejdzie świt. Wtedy wypłyną statkiem belgijskiego przemytnika, który już na nich czekał.
Znowu spojrzała na starszego od siebie męża. Odkąd poznała i poślubiła Henriego, jej życie przypominało bajkę. Była sierotą bez grosza przy duszy, żyjącą z pomocy ciotki i stryja, a teraz była hrabiną d’Orsay. Był jej najdroższym przyjacielem i ojcem jej córki. Czuła do niego ogromną wdzięczność za wszystko, co dla niej zrobił i za to, co planował dla Aimee.
Teraz tak bardzo się o niego bała. Ból w klatce piersiowej dokuczał mu przez cały dzień. Ale Henri przetrzymał ucieczkę z Paryża i nalegał, żeby nie zwlekali. Ich sąsiad został uwięziony w zeszłym miesiącu za zbrodnie przeciwko państwu. Wicehrabia LeClerc nie popełnił żadnych przestępstw, tego była pewna. Ale był arystokratą...
Mieszkali na stałe w rodzinnej posiadłości Henriego w Dolinie Loary. Ale każdej wiosny Henri zabierał rodzinę na kilka miesięcy do Paryża, żeby chodzić po teatrach, na zakupy i po restauracjach. Evelyn zakochała się w Paryżu od pierwszego wejrzenia jeszcze przed rewolucją. Ale tamto drogie jej sercu miasto już nie istniało i gdyby mieli świadomość, jak zrobiło się w nim niebezpiecznie, tym razem by się tam nie wybrali.
Pomimo rewolucji nadal roiło się w stolicy od bezrobotnych najemników, robotników i rolników, którzy włóczyli się po ulicach, szukając zemsty na każdym, kto coś posiadał, jeśli akurat nie strajkowali lub nie brali udziału w zamieszkach. Spacer po Polach Elizejskich nie stanowił już przyjemności, podobnie jak przejażdżka po parku. Nie odbywały się już interesujące przyjęcia ani porywające opery. Sklepy zaopatrujące wyższe kręgi we wszelkie dobra dawno zamknęły swoje podwoje.
Fakt, że jej mąż, hrabia, był krewnym królowej, nie pozostawał tajemnicą. Ale w chwili, gdy zwykli ludzie zdali sobie z tego sprawę, życie jej rodziny całkowicie się zmieniło. Sklepikarze, piekarze, prostytutki, sankiuloci, a nawet Gwardia Narodowa zaczęli pilnować jej i jej bliskich. Za każdym razem, gdy otwierano drzwi, widać było na zewnątrz wartowników. Za każdym razem, gdy opuszczała mieszkanie, była śledzona. To było tak, jakby podejrzewano ich o zbrodnie przeciwko państwu. A potem LeClerc został aresztowany.
Evelyn nabrała lęku przed wychodzeniem z domu. Przestała wychodzić. Od tego momentu stali się prawdziwymi więźniami ludu. A potem dwóch francuskich urzędników przyszło do Henriego. Evelyn bała się, że go aresztują. Ale uprzedzili go tylko, że nie wolno mu opuszczać miasta i Aimee ma pozostać w Paryżu. A fakt, że tak powiedzieli, że w ogóle wiedzieli o córce, podziałał jak nic innego. Natychmiast zaczęli planować ucieczkę.
Aimee zasługiwała na wszystko co najlepsze. A na pewno nie na to, żeby stać się kolejną niewinną ofiarą tej strasznej rewolucji!
Ale najpierw musieli dostać się w Breście na statek przemytnika, a potem przepłynąć kanał La Manche do Wielkiej Brytanii. A Henri musiał przeżyć.
Dotarli na obrzeża Brestu, wjeżdżając w obszar małych domków. Ona i Laurent spojrzeli na siebie ponurym i stanowczym wzrokiem.
Kilka chwil później powietrze nabrało słonego zapachu. Laurent skierował zaprzęg na żwirowy dziedziniec gospody, która znajdowała się zaledwie trzy przecznice od portu. Na nocnym niebie kłębiły się chmury, czasem pogrążone w ciemności, czasem rozświetlone blaskiem księżyca. Gdy Evelyn przekazała pokojówce córkę, napięcie w niej wzrosło. Gospoda wydawała się zatłoczona, dochodziły z niej liczne głosy. Może i dobrze, w tłumie nikt nie zwróci na nich uwagi.
A może jednak zwróci.
Evelyn czekała z Aimee, śpiącą w jej ramionach, podczas gdy Laurent wszedł do środka po pomoc dla jej męża.
Była ubrana w jedną z sukienek Bette i ciemny płaszcz z kapturem, który nosił inny służący. Henri również był ubrany jak zwykły człowiek.
W końcu pojawił się Laurent i właściciel gospody. Evelyn nasunęła na głowę kaptur, gdy podeszli i opuściła wzrok. Mężczyźni zabrali Henriego z powozu i wnieśli go do środka bocznym wejściem. Trzymając na rękach Aimee, Evelyn podążyła za nimi razem z Adelaide i Bette. Szybko weszli na górę.
Kiedy Evelyn zamknęła drzwi za dwiema służącymi, odetchnęła z ulgą, ale nie odważyła się jeszcze zdjąć kaptura. Wzrokiem dała znak Adelaide, żeby nie zapalała więcej niż jedną świecę.
Gdyby zauważono ich zniknięcie, francuskie władze mogłyby wydać nakaz ich aresztowania. Dołączono by opisy osób i ich prześladowcy szukaliby czteroletniej dziewczynki o ciemnych włosach i niebieskich oczach, schorowanego i wątłego, siwego, starszego arystokraty średniego wzrostu oraz młodej kobiety w wieku dwudziestu jeden lat, ciemnowłosej, niebieskookiej, o jasnej cerze, wyjątkowo pięknej.
Evelyn obawiała się, że za bardzo się wyróżnia. Przykuwała uwagę i to nie tylko dlatego, że była o wiele młodsza od męża. Kiedy przyjechała do Paryża jako szesnastoletnia narzeczona, okrzyknięto ją najpiękniejszą kobietą w mieście. Wbrew jej opinii jej urodę uważano za niezwykłą i zapadającą w pamięć.
Henriego ułożono wygodnie w jednym łóżku, a Aimee w drugim. Laurent i gospodarz odeszli na bok, rozmawiając przyciszonymi głosami. Evelyn pomyślała, że obaj mają posępny wyraz twarzy, ale też sytuacja była poważna. Uśmiechnęła się do Bette, która miała łzy w oczach i wyraźnie wyglądała na przestraszoną.
– Wszystko będzie dobrze – odezwała się Evelyn dla podniesienia jej na duchu.
Były w tym samym wieku, ale nagle poczuła się o całe lata starsza.
Gospodarz wyszedł i pospieszyła do Laurenta, który wyglądał na zszokowanego.
– Co się stało?
– Kapitan Holstatter wypłynął z Brestu.
– Co? Niemożliwe. Jest piąty sierpnia. Jesteśmy na czas. Dostał połowę zapłaty z góry!
Laurent był blady jak ściana.
– Trafił mu się bardzo cenny ładunek i odpłynął.
Była w szoku. Nie mieli jak przepłynąć kanału La Manche! I nie mogli pozostać w Breście, to było zbyt niebezpieczne!
– W porcie jest trzech brytyjskich przemytników – powiedział Laurent, przerywając jej rozmyślania.
– Brytyjscy przemytnicy zwykle szpiegują dla Francji – stwierdziła.
– Jeżeli mamy wyruszyć natychmiast, mamy do wyboru albo odnaleźć jednego z nich albo poczekać tutaj, dopóki nie zorganizujemy czegoś innego.
Jak to się stało, że musiała podjąć najważniejszą decyzję w ich życiu? Zawsze o wszystkim decydował Henri! Odwróciła się i spojrzała na Aimee. Serce zabiło jej szybciej.
– Wyruszymy o świcie zgodnie z planem – zdecydowała nagle. – Dopilnuję tego!
Sięgnęła do walizki, która leżała obok łóżka. Uciekli z Paryża z dużą ilością kosztowności. Wyjęła plik asygnat, walutę rewolucji, a następnie odruchowo wyciągnęła wspaniały naszyjnik z rubinami i diamentami. Od lat należał do rodziny jej męża. Włożyła obie rzeczy za dekolt sukni.
– Jeśli chce pani skorzystać z usług jednego z Anglików, gospodarz radzi szukać statku o nazwie Wilk Morski. Z czarnymi żaglami, największy przemytniczy statek w porcie.
– Jak dostać się do nabrzeża?
– To trzy przecznice stąd. Kapitan nazywa się Jack Greystone.
Chciało jej się płakać. Stłumiła tę chęć. Naciągnęła kaptur i ostatni raz spojrzała na śpiącą córkę.
Pospiesznie opuściła pokój i poczekała, aż Laurent zasunie rygiel od środka, po czym ruszyła wąskim, ciemnym korytarzem. Schody prowadziły do holu gospody, skąd wchodziło się do części ogólnej. Kilkunastu mężczyzn piło tam alkohol, głośno rozmawiając. Wybiegła na zewnątrz, mając nadzieję, że nikt jej nie zauważył.
Księżyc wynurzał się co jakiś czas zza chmur, dając nieco światła. Evelyn ruszyła szybkim krokiem, nie widząc nikogo przed sobą ani wśród cieni po obu stronach ulicy. Obejrzała się za siebie. Serce jej zamarło.
Dwie, męskie sylwetki pojawiły się za nią.
Zaczęła biec, dostrzegając w oddali kilka masztów ze zwiniętymi żaglami z bladego płótna. Po kolejnym zerknięciu przez ramię zobaczyła, że mężczyźni również biegną, zdecydowanie za nią.
– Arrêtez-vous! – zawołał jeden z nich ze śmiechem. – Przestraszyliśmy cię? Chcemy tylko porozmawiać!
Ogarnął ją strach. Uniosła spódnice i pobiegła w stronę nabrzeża. Od razu zauważyła, że za pomocą lin na wysięgniku ładowano ogromną beczkę na pokład dużego okrętu o czarnym kadłubie i czarnych żaglach. Pięciu mężczyzn stało na pokładzie, sięgając po nią.
Znalazła Wilka Morskiego.
Zatrzymała się, z trudem łapiąc oddech. Dwóch mężczyzn obsługiwało wyciągarkę. Trzeci stał w pewnej odległości, przyglądając się czynnościom. W świetle księżyca widać było jego jasne włosy.
– Nous voulons seulement vous parler. Chcemy tylko z tobą porozmawiać.
Evelyn obróciła się i stanęła twarzą w twarz z dwoma mężczyznami, którzy za nią podążali. Byli w jej wieku, brudni, zaniedbani i nędznie ubrani, zapewne robotnicy rolni i bandziory.
– Libérez-moi – odparła perfekcyjną francuszczyzną.
– Dama! Przebrana za służącą! – zauważył jeden z nich, ale porzucił już radosny ton.
Zbyt późno zdała sobie sprawę, że grozi jej coś więcej niż tylko zaczepka, miała zostać zdemaskowana jako arystokratka i, być może, jako hrabina d’Orsay. Ale zanim zdążyła zareagować, nieznajomy na nabrzeżu odezwał się bardzo cicho po angielsku:
– Rób, o co dama cię prosi.
Mężczyźni odwrócili się do niego, podobnie jak Evelyn. W tym momencie księżyc wynurzył się zza chmur i zrobiło się jaśniej. Evelyn spojrzała w parę szarych, zimnych jak lód oczu i zamarła.
Ten mężczyzna był niebezpieczny.
Miał zimne i twarde spojrzenie. Był wysoki, miał jasne włosy. Nosił zarówno sztylet, jak i pistolet. Z kimś takim zdecydowanie lepiej było nie zadzierać.
Przeniósł wzrok z niej na dwóch mężczyzn. Powtórzył polecenie, tym razem po francusku.
– Faites comme la dame a demandé.
Natychmiast ją puścili, odwrócili się i pospiesznie odeszli. Evelyn znowu spojrzała w oczy wysokiemu Anglikowi. Może i był niebezpieczny, ale właśnie ją uratował i być może był Jackiem Greystonem.
– Dziękuję.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Jesteś Angielką.
Zwilżyła wargi, świadoma, że patrzą sobie w oczy.
– Tak. Szukam Jacka Greystone’a.
– Jeśli jest w porcie, nic mi o tym nie wiadomo. Czego od niego chcesz?
Ogarnęło ją przerażenie, bo z pewnością ten postawny mężczyzna, emanujący autorytetem i władzą, był przemytnikiem. Któż inny mógł pilnować załadunku na czarny okręt?
– Polecono mi go. Zależy mi, żeby go znaleźć.
– Usiłujesz wrócić do domu?
– Mieliśmy wyruszyć o świcie. Ale ten plan upadł. Powiedziano mi, że Greystone tu jest. Muszę go znaleźć. Nie mogę pozostać w mieście.
– My?
– Mój mąż, córka i trójka przyjaciół.
– Kto udzielił ci takiej informacji?
– Właściciel gospody Abelard.
– Chodź ze mną – rzucił nagle, odwracając się od niej.
Nie miała wyboru. Albo był Greystonem, albo zabierał ją do niego. Evelyn pobiegła za nim, wchodząc po kładce na statek. Nie spojrzał na nią, przechodząc przez pokład i Evelyn szybko go dogoniła. Pięciu mężczyzn, którzy ładowali beczkę, odwróciło się i wbiło w nią wzrok.
Kaptur zsunął się jej nieco. Naciągnęła go mocniej, gdy podszedł do drzwi kajuty. Otworzył je i zniknął w środku. Zawahała się. Dopiero co zauważyła działa wzdłuż burt. Jako dziecko widziała statki przemytnicze; ten okręt wydawał się gotowy do bitwy.
Przeraziła się jeszcze bardziej, ale musiała trzymać się podjętej decyzji. Weszła za nim do środka.
Zapalał świece w latarniach. Nie podnosząc wzroku, powiedział:
– Zamknij drzwi.
Przeszło jej przez myśl, że jest teraz sam na sam z całkowicie obcym człowiekiem. Tłumiąc niepokój, zamknęła drzwi. Pozbawiona tchu powoli odwróciła się w jego stronę.
Stał przy dużym biurku pokrytym mapami. Przez moment widziała tylko wysokiego mężczyznę o szerokich ramionach, ze złocistymi włosami związanymi niedbale z tyłu głowy, z pistoletem i sztyletem wetkniętymi za pasek.
Wtedy zdała sobie sprawę, że on również na nią patrzy.
Uświadomiła sobie, że był porażająco atrakcyjny, męski i piękny. Miał szare oczy, gładkie rysy twarzy i wydatne kości policzkowe. Złoty krzyżyk błyszczał mu na szyi, widoczny spod rozpiętej, białej koszuli. Miał na sobie skórzane spodnie i wysokie buty, i dopiero teraz dostrzegła, jaką siłą i smukłością odznaczała się jego wysoka, muskularna sylwetka. Koszula przylegała do jego szerokiego i płaskiego torsu, a spodnie opinały jego nogi niczym druga skóra. Nie miał nigdzie ani grama tłuszczu.
Nie bardzo wiedziała, czy miała kiedykolwiek do czynienia z kimś tak męskim i w jakiś sposób było to denerwujące.
Ona również była obiektem intensywnej obserwacji. Oparł się biodrem o biurko i wpatrywał się w nią tak samo otwarcie, jak ona w niego. Oblała się rumieńcem. Wydawało jej się, że próbował dojrzeć rysy jej twarzy, częściowo zasłoniętej kapturem.
Zobaczyła małe, wąskie łóżko po przeciwnej stronie pomieszczenia. Dotarło do niej, że sypiał tutaj. Na drewnianej podłodze leżał ładny dywanik, a na małym stoliku trochę książek. Poza tym wnętrze było skromnie urządzone i całkowicie użytkowe.
– Nazywasz się jakoś?
Drgnęła, czując mocne bicie swojego serca. Jak powinna odpowiedzieć? Ponieważ wiedziała, że za nic nie powinna ujawniać, kim jest.
– Pomoże mi pan?
– Jeszcze nie wiem. Moje usługi są drogie, a jesteście dużą grupą.
– Musimy wrócić do domu. A mąż pilnie potrzebuje lekarza.
– A więc fabuła się zagęszcza. Jak bardzo jest chory?
– Czy to ważne?
– Czy może dojść na własnych nogach na statek?
– Bez pomocy nie.
– Rozumiem.
Nie wydawał się poruszony jej trudną sytuacją. Jak go przekonać, żeby im pomógł?
– Proszę – szepnęła, robiąc krok do przodu. – Mam czteroletnią córkę. Bardzo mi zależy, żeby zabrać ją do Wielkiej Brytanii.
Nagle oderwał się od biurka i powoli zbliżył się do niej.
– Jak bardzo?
Zatrzymał się przed nią, dzieliły ich centymetry. Serce biło jej jak oszalałe. Co on sugerował? Bo chociaż odezwał się obcesowo, spoglądał na nią badawczym spojrzeniem. A może jej się wydawało?
– Na tyle, na ile to możliwe – wyjąkała.
Nagle sięgnął do jej kaptura i zsunął go, zanim zdążyła się zorientować, co robi. Od razu otworzył szerzej oczy.
Napięcie w niej wzrosło do granic. Zamierzała zaprotestować. Gdyby chciała ściągnąć kaptur, zrobiłaby to! Kiedy przesuwał powoli spojrzeniem po jej twarzy, jej opór zgasł.
– Teraz rozumiem dlaczego ukrywałaś twarz.
Zamarła. Czy on wyraził komplement? Czy uważał ją za atrakcyjną, a nawet piękną?
– Grozi nam niebezpieczeństwo – wyszeptała. – Boję się, że zostanę rozpoznana.
– Oczywiście. Czy twój mąż jest Francuzem?
– Tak. I w życiu tak się nie bałam.
– Domyślam się, że byłaś śledzona?
– Nie wiem, możliwe.
Nagle sięgnął ręką do jej twarzy. Evelyn zaparło dech w piersiach, gdy wsunął jej kosmyk włosów za ucho. Palcami musnął jej policzek, a ona niemal zapragnęła rzucić mu się w ramiona. Jak mógł zrobić coś takiego? Przecież byli sobie obcy.
– Czy twój mąż został oskarżony o zbrodnie przeciwko państwu?
– Nie... ale nakazano nam nie opuszczać Paryża.
Zwilżyła wargi, usiłując odczytać jego spojrzenie, ale miał kamienny wyraz twarzy.
– Pomoże nam pan? Proszę.
Nie mogła uwierzyć, jak płaczliwie to zabrzmiało. Ale on wciąż stał blisko. Co gorsza, zdała sobie sprawę z ciepła i żaru jego ciała. I chociaż była kobietą średniego wzrostu, przy nim poczuła się mała i krucha.
– Zastanawiam się nad tym.
W końcu powoli odszedł od niej. Zaczerpnęła powietrza, ignorując dziką chęć powachlowania się najbliższym dostępnym przedmiotem. Czy zamierzał odrzucić jej prośbę?
Spojrzał na nią i przerwał niezręczną ciszę:
– Muszę wiedzieć, kogo przewożę.
Nienawidziła oszukiwać, ale nie miała wyboru.
– Wicehrabiego LeClerc – skłamała.
Znowu omiótł spojrzeniem jej twarz.
– Wezmę zapłatę z góry. Tysiąc funtów za każdego pasażera.
– Mam niecałe sześć tysięcy funtów!
– Jeśli was śledzono, będą kłopoty.
– A jeśli nas nie śledzono?
– Opłata wynosi sześć tysięcy funtów.
Sięgnęła za dekolt sukni i wręczyła mu asygnaty.
– Dla mnie są bezwartościowe – prychnął.
Ale odłożył je na biurko.
Znowu sięgnęła za dekolt. Nie odwrócił wzroku, a ona zarumieniła się, wyjmując diamentowo-rubinowy naszyjnik. Zachował niewzruszony wyraz twarzy. Evelyn podeszła do niego i podała mu ozdobę.