Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Charyzmatyczny Argentyńczyk
Zajrzyj do książki

Charyzmatyczny Argentyńczyk

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-276-9917-6
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788327699176
Tytuł oryginalnyBound by a Night-Month Confession
TłumaczAgnieszka Baranowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2023-10-25
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Charyzmatyczny Argentyńczyk" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.
Celia Drew szyje suknię ślubną dla swojej przyjaciółki Julie. Gdy Julie tydzień przed ślubem zrywa zaręczymy, w drzwiach salonu Celii pojawia się Leandro. Chciałby się dowiedzieć, co się stało. Prosi Celię, by pojechała z nim do Szkocji i pomogła mu przekonać byłą narzeczoną do zmiany zdania. Celia zgadza się, choć obawia się, że kilka dni w obecności niezwykle przystojnego, charyzmatycznego Leandra będzie dla niej bardzo trudne…

 

Fragment książki

 

– Co?
Dopiero po kilku sekundach do Celii dotarł sens słów klientki.
– Jak to zdecydowałaś, że jednak nie wyjdziesz za mąż?
Wstała z kolan, bo właśnie upinała skwapliwie rąbek sukni, którą szyła. Sukni ślubnej. Nie tradycyjnie białej, bo Julie Raymond wychodziła za mąż po raz drugi. Celia własnoręcznie przyszyła do jasnoliliowego jedwabiu setki malutkich perełek. Najpierw trzy miesiące zajęło stworzenie ostatecznej wersji projektu, potem niezliczone przymiarki i poprawki trwały kolejne cztery miesiące, nie mówiąc o czasie spędzonym na znalezieniu dostawcy materiału z odpowiednimi certyfikatami ekologicznymi… Mimo wszystkich trudności wyglądało na to, że się uda. Do ślubu został już tylko tydzień i suknia była praktycznie gotowa.
Celia wpatrywała się z konsternacją w klientkę swymi wielkimi, zielonymi oczami. Wyraz twarzy Julie nie pozostawiał żadnych wątpliwości – Celia się nie przesłyszała. Zanosiło się na to, że ślub roku się nie odbędzie.
Czy powinna była coś już wcześniej zauważyć? Wziąć na poważnie przelotne uwagi, które ostatnio stały się coraz częstsze? Przecież Julie zwierzyła jej się ze swojego czteroletniego małżeństwa bez miłości – wyszła za hrabiego, który uznał, że nie obowiązują go zasady ukłute dla maluczkich takie jak wierność małżeńska i nudna monogamia. Rozwód przeciągał się i wykończył ją, wyznała gorzko Julie. Zbliżyły się do siebie, choć pochodziły z dwóch zupełnie różnych światów. Celia potrafiła słuchać, a Julie potrzebowała powierniczki, z którą nie miała wspólnych znajomych.
– Nie dam rady.
Celia ukucnęła i poczekała, aż Julie zejdzie z podium, na którym stała podczas przymiarki, po czym zabrała ją na piętro, do malutkiej kuchenki na zapleczu, z dala od swoich dwóch asystentek i innych klientek. Julie Raymond była absolutnie oszałamiającą, posągową blondynką, modelką, która nawet w worku na śmieci wyglądałaby olśniewająco. Celia musiała zadzierać głowę, żeby podziwiać jej idealnie ułożoną, gładką fryzurę za ucho i nie mogła oderwać wzroku od zawsze wymanikiurowanych paznokci. Suknia zaczęła się rozpadać, bo Julie pogubiła po drodze szpilki.
– To tylko nerwy – pocieszyła ją Celia, gładko wchodząc w rolę ramienia, na którym można się wypłakać. – Wiadomo, twoje życie po ślubie zmieni się, ale… Nie pozwól, by przeszłość zniszczyła twoją wspaniałą przyszłość. Leandro na pewno będzie inny, będzie świetnym mężem…
– Może. – Julie roześmiała się jak szalona, zaciskając obie dłonie na kubku herbaty. – Ale na pewno nie moim!
Co Celia mogła na to odpowiedzieć? Kochający narzeczony ani razu nie odebrał przyszłej żony z popołudniowej przymiarki, by zabrać ją na romantyczną kolację. Julie właściwie niewiele o nim mówiła, a pytania zbywała ogólnikowymi frazesami. Celia zdołała się dowiedzieć, że znają się od zawsze, ale gdy Julie zamiast wychwalać zalety wybranka, zamilkła, uznała, że nie ma prawa naciskać. W końcu nie za to jej płacono. Miała uszyć suknię ślubną, która oszołomi gości wesela roku, co dla młodej dziewczyny torującej sobie drogę w trudnym świecie mody stanowiło nie lada wyzwanie i niepowtarzalną szansę.
– I tak byś nie zrozumiała – dodała cicho Julie, wychlapując kilka kropel herbaty na liliowy jedwab.
– Ależ rozumiem. Dopadły cię wątpliwości, to normalne. Czeka cię wspaniała przyszłość, ale obawiasz się utracić przywileje bycia singielką.
– A ty, Celio? Byłaś kiedyś rozdarta pomiędzy wspaniałą przyszłością i obawą przed utratą wolności?
Celia zarumieniła się i wstrzymała oddech. Czy była kiedyś o krok od małżeństwa i spełnienia wszystkich z nim związanych marzeń i nadziei? Tak! Dawno temu, gdy miała zaledwie dziewiętnaście lat, zaręczyła się z chłopakiem mieszkającym na tej samej ulicy, którego znała od zawsze. Był jej najlepszym przyjacielem, powiernikiem, a kiedy obydwoje skończyli szesnaście lat, został jej chłopakiem. W małej wiosce, gdzie dorastali, ślub wydawał się, zwłaszcza ich rodzinom, logicznym kolejnym krokiem. Celia wiedziała teraz, że zrywając z nią, Martin wyświadczył jej przysługę, ale wtedy czuła tylko ból. Uśmiechała się, aż rozbolała ją głowa, zapewniając rodziców, że obydwoje postanowili odwołać ślub. Byli za młodzi, zaręczyli się pochopnie, więc chyba dobrze, że poszli po rozum do głowy, zanim było za późno? Nadal jednak pamiętała ucisk w piersi i smutek, że nigdy nie założy sukni ślubnej, którą zaprojektowała i uszyła zaraz po zakończeniu kursu szycia. Trzymała ją starannie złożoną, w pokrowcu, w szafie, by przypominała jej, że oddając komuś serce, trzeba zachować trzeźwość umysłu i umieć rozpoznać prawdziwe uczucie. Planując ślub i szyjąc suknię, nie dała sobie nawet czasu, by zastanowić się, czy naprawdę się z Martinem kochali.
Martin, po zerwaniu z nią, w rekordowym czasie znalazł sobie nową dziewczynę. Była wysportowana i autentycznie uwielbiała wszystkie wyprawy i sportowe wyczyny, które Celia ledwie znosiła. Znalazł swoją bratnią duszę i nawet zaprosił Celię na ich ślub. Nie przyjęła zaproszenia. Mogła sobie powtarzać bez końca, że prędzej czy później ich małżeństwo rozpadłoby się, bo bez miłości rzeczywistość okazałaby się zbyt trudna do zniesienia dla tak młodych ludzi, zwłaszcza gdyby szybko pojawiło się na świecie dziecko. Mimo to zerwanie odebrało jej beztroskę i radość życia, zamieniając ją w ostrożną, wręcz zimną kobietę… Pytanie Julie na chwilę cofnęło ją do przeszłości. Ale tylko na chwilę.
– Nie rozmawiamy teraz o mnie, Julie. – Celia uśmiechnęła się z trudem. – Więc nie zmieniaj tematu. – Zerknęła na dłoń klientki i dopiero teraz zauważyła brak pierścionka zaręczynowego.
Kiedy znikł? I dlaczego przegapiła ten moment? Przepłynęła przez nią fala niesprawiedliwej irytacji. To prawda, że pierwsze małżeństwo Julie okazało się porażką, ale wydostała się z niego i nawet znalazła nową miłość, skoro przyjęła oświadczyny. Więc dlaczego teraz nonszalancko ją odrzucała kilkoma zdawkowymi zdaniami? Żadnych łez i wyrzutów sumienia.
– Pracowałam z wieloma przyszłymi pannami młodymi, Julie, i zawsze tuż przed ślubem dopadały je nerwy.
– To nie nerwy.
Celia nie zamierzała dyskutować z klientką, podjęła więc inny, nie mniej istotny, wątek.
– A co na to Leandro? Musi być zrozpaczony.
Celia też nie była zachwycona. Suknia, która miała się stać tematem numer jeden kolumn plotkarskich, mogła wylądować na śmietniku. Celia mogła się pożegnać z darmowym PR-em. Jednak największym smutkiem napawało ją nieszczęście dwójki ludzi, którzy mieli żyć długo i szczęśliwie. Celia pochodziła z tradycyjnej rodziny i wierzyła w miłość aż po grób. I nie rozumiała, dlaczego Julie tak beztrosko odrzucała szczęście. Bo miała szczęście, że spotkała mężczyznę, który ją kochał i chciał uczynić swoją żoną. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że na świecie były kobiety, które upchnęły swoją niedoszłą suknię ślubną w rogu szafy, razem z marzeniami o ślubie i wiecznej miłości.
– Gdybyś znała Leandra, zapewne nie użyłabyś słowa „zrozpaczony”, by opisać jego reakcję na zerwane zaręczyny.
– Ale nie znam.
– Jest szalenie zajętym człowiekiem.
Celia miała ochotę dowiedzieć się więcej, ale zdawała sobie sprawę, że nie powinna drążyć – nie była psychoterapeutką! Mimo wszystko szkoda… Szyła suknie ślubne od lat, co wydawało się dość ironiczne, zważywszy, że pierwsza przez nią uszyta wylądowała na dnie szafy. Ale Celia zakochała się w tworzeniu małych dzieł sztuki, niepowtarzalnych, gdzie liczył się każdy detal. Nie zazdrościła swym klientkom, cieszyło ją, że razem z asystentkami biorą udział w początkach tylu pięknych historii.
Jednak, słuchając Julie, która bezwiednie skubała delikatny materiał sukni i nawet nie zauważała plamy, jaką na nim zostawił kubek, Celia użaliła się nad sobą. Odkąd Martin ją zostawił, była sama. Mogło się wydawać, że po prostu postawiła na karierę, ale ona po prostu bała się ponownie zaryzykować. A Julie, w poplamionej i pogniecionej sukni, lekką ręką odrzucała szansę na szczęście.
– Oczywiście otrzymasz wynagrodzenie za suknię – zapewniła Celię Julie. – Wykonałaś kawał świetnej roboty i na pewno polecę cię wszystkim moim znajomym. Zobaczysz, spłynie tyle zamówień, że nie będziesz wiedziała, w co ręce włożyć.
Celia uśmiechnęła się słabo i zrezygnowała z prób uratowania sytuacji. Była wyczerpana nagłym przypływem niewesołych wspomnień. Marzyła, by zamknąć sklep i wrócić do małego domku, który wynajmowała w Shepherd’s Bush.
– Bardzo mi przykro, Julie – powiedziała łagodnie, odbierając od klientki kubek. Zaniosła go do zlewu i czekała, aż Julie też wstanie. Na próżno.
– Za chwilę zamykam – bąknęła.
– Powinnam chyba wspomnieć, że kogoś poznałam – wykrztusiła Julie, wyraźnie poruszona.
– Poznałaś kogoś?
– Tak…
– Ale kiedy? Jak? Nie miałam pojęcia. To oczywiście nie moja sprawa, chociaż może powinnaś była w takim razie wcześniej zerwać z Leandrem? Zresztą, naprawdę muszę niedługo zamknąć. Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. To smutne, że nie dojdzie do ślubu, ale to twoje życie i, naturalnie, życzę ci szczęścia. – Celia wytarła energicznie blat kuchenny i podeszła do drzwi, sygnalizując koniec rozmowy. Czuła, że za chwilę rozboli ją głowa.
– Tym razem to ten jedyny. Widzę, że nie pochwalasz mojego zachowania, ale mówię ci, że spotkałam tego jedynego.
– Bardzo się cieszę, Julie, naprawdę, ale…
– Powinnaś wiedzieć jeszcze jedno…
Serio? Celia uniosła pytająco brwi. Jeszcze coś? Ostatnia przymiarka zamieniła się w wyznanie wszystkich grzechów. Celia nie potrafiła sobie w tej chwili wyobrazić nic gorszego niż odwołanie ślubu zaplanowanego co do minuty, w każdym szczególe, z wielką pompą…
– Mężczyzna, którego poznałam to… Tak się składa, że to twój brat.

Minęły dwa dni, a Celia nadal nie otrząsnęła się z szoku po krótkiej historii romansu Julie z Danem usłyszanej tamtego wieczoru. Spotkali się przez przypadek parę miesięcy wcześniej, gdy Julie przyszła na przymiarkę. Pod zakład Celii Dan zajechał na motorze.
– Najprzystojniejszy mężczyzna świata. – Julie westchnęła jak pensjonarka.
Celia przypomniała sobie, że tamtego dnia brat przywiózł jej obiecaną wcześniej książkę. Wydawało jej się, że zdołała go dość szybko i skutecznie wyprosić… Uwielbiała go, ale kompletnie nie miał poczucia czasu, a ona i tak pracowała po godzinach. Nie zauważyła nawet, że wdał się w rozmowę z jej klientką. Zresztą Dan gawędził ze wszystkimi. Był od niej pięć lat starszy, ale zachowywał się o wiele młodziej – różnili się tak bardzo, jak to tylko możliwe, charakterem i wyglądem. Jej brat był wysokim brunetem, podczas gdy ona nie urosła przesadnie i cały czas walczyła ze swą ognistorudą czupryną. Ale najbardziej zazdrościła mu beztroskiej pogody ducha. Czy to właśnie oczarowało Julie? Wspomniała, że Leandro dużo pracował. Czyżby samozatrudniony Dan, który nie dał się przykuć do biurka na osiem godzin dziennie, wydał jej się atrakcyjniejszy od wiecznie nieobecnego narzeczonego? I jak długo potrwa ten nagły poryw serca? Niezależnie od wszystkiego, Celię przygniatało poczucie winy. Gdyby Julie nie poznała Dana, ślub by się odbył. A tak…
Celia próbowała skontaktować się z bratem, ale zapadł się pod ziemię. Rodzice oczywiście o niczym nie mieli pojęcia.
– Znasz go – powiedziała Lizzie Drew z matczyną czułością w głosie. – Za nim nie sposób nadążyć.
Celia zaczynała wątpić, czy faktycznie zna brata. Zatopiona w niewesołych myślach, usłyszała dzwonek dopiero, gdy przeszedł w nieprzerwany i irytujący warkot. Zbiegła na dół, po drodze włączając światło w dolnej sali. Na zewnątrz panowały styczniowe ciemności, a ołowiane chmury zapowiadały pierwsze opady śniegu tej zimy. Celia wywiesiła tabliczkę „zamknięte”, ale nawet gdyby ktoś ją jakimś cudem przegapił, zgaszone światła mówiły chyba same za siebie… Zirytowana pociągnęła za klamkę i… zamarła. Stał przed nią mężczyzna o absolutnie idealnie pięknej, symetrycznej, śniadej twarzy, którą dostrzegła, gdy tylko zadarła głowę…

Leandro w milczeniu przyglądał się stojącemu przed nim rudzielcowi. W ciągu ostatniego roku słyszał o niej wielokrotnie, ale zupełnie inaczej ją sobie wyobrażał. Nie żeby miał jakiś konkretne oczekiwania…
– W czym mogę pomóc? – zapytała lekko zirytowanym głosem i wskazała tabliczkę, którą zignorował. – Właśnie wychodzę. Może przyjdzie pan jutro rano? Otwieram o ósmej.
Nie dziwił się, że była rozdrażniona jego późną wizytą, ale nie miał wyjścia. Też wolałby być teraz gdzie indziej.
– Wolałbym nie.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Spróbował złagodzić złe wrażenie czymś na kształt uśmiechu, choć nie było mu wcale wesoło. Pochylił głowę, westchnął ciężko, a potem przyszpilił ją wzrokiem.
– Uwierz mi, nie mam w zwyczaju pojawiać się bez uprzedzenia, ale… Musimy porozmawiać. To ważne. I pilne.
Przyglądał się, jak przetrawia jego słowa. Miała niezwykle ekspresyjną twarz, co zapewne stanowiło zaletę w jej pracy. Zachwyt, zainteresowanie – tego potrzebowały podekscytowane perspektywą ślubu panny młode, chcące wierzyć w „żyli długo i szczęśliwie”. Wyobrażał sobie, jak rudzielec słucha ich z szeroko otwartymi sarnimi oczami w kolorze oszlifowanego morskimi falami zielonego szkiełka. Miała w sobie łagodność zachęcającą do zwierzeń.
Leandro, który otrzymał dwa dni wcześniej dwuzdaniowego esemesa od Julie, był pewien, że krawcowa jego narzeczonej znała odpowiedź na jego pytanie. Gdzie, do diabła, podziewa się Julie? Wydawało mu się, że obydwoje mieli dobre rozeznanie w sytuacji, żadnych niedomówień. Ale mylił się.
„Przepraszam, nie mogę za ciebie wyjść, Leandro. Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie”.
Co to, u licha, miało znaczyć?! Nawet własnego ojca nie zaszczyciła żadnym wyjaśnieniem, co samo w sobie doprowadziło Leandra do furii, bo staruszek zasługiwał na lepsze traktowanie. Coś musiałem przegapić, myślał gorączkowo. Ale on nigdy nic nie przegapiał… O co więc chodziło?
– Chciałby pan zamówić suknię, panie…?
– Chciałbym zlokalizować kogoś, kto niedawno zamówił suknię, panno Drew – powiedział tak spokojnie, jak tylko potrafił.
– Kim pan jest? – Serce Celii waliło jak oszalałe, co samo w sobie jej się nie podobało.
Od kiedy to reagowała w ten sposób na widok mężczyzny? Może to efekt unikania kontaktów z przedstawicielami płci przeciwnej? Raz już ją zraniono i nadal pamiętała tamten ból. Nie zamierzała narażać się ponownie na cierpienie. Nie cofnęła się nawet o krok, blokując wejście do sklepu. Stojący przed drzwiami mężczyzna miał ciemną, niebezpieczną aurę, ale i tak nie potrafiła od niego oderwać wzroku. Rzadko miała do czynienia z tak pewnymi siebie osobnikami płci męskiej.
– Proszę mnie wpuścić.
– Nie.
– Musimy porozmawiać, ale nie na chodniku, to poważna sprawa.
– Proszę się umówić albo przyjść jutro w godzinach pracy.
– Nazywam się Leandro. Jestem narzeczonym… A może powinienem powiedzieć byłym narzeczonym Julie. Zdaje się, że sytuacja nagle się zmieniła.

Wpatrywała się w niego z zaciśniętymi mocno ustami, rękoma skrzyżowanymi na piersi, wyraźnie niezadowolona. Różniła się od kobiet, wśród których się obracał, pod każdym względem. Miała na sobie bezkształtne, wygodne ubranie: luźne spodnie, workowatą koszulę i ogromny kardigan, a za biżuterię służyła jej zawieszona na szyi miara krawiecka. Od szaro-burych ubrań odcinała się jedynie jej wyrazista miedziana czupryna, okalająca twarz dzikim płomieniem, oraz błyszczące zielone oczy, otoczone czarnymi rzęsami. No i miała jeszcze złociste piegi na nosie i policzkach, całe mnóstwo słodkich piegów.
– Ty jesteś Leandro?
– Wpuści mnie pani?
– Jestem Celia – odpowiedziała automatycznie. – Proszę wejść. – Odsunęła się od drzwi.
– Dziękuję. Rozumiem, że jest późno i ciemno, więc doceniam okazane mi zaufanie. Naprawdę nie narzucałbym się w ten sposób, gdyby sprawa nie była tak ważna.
Kiedy koło niej przechodził, wstrzymała oddech. W świetle głównej lampy mogła teraz podziwiać z bliska imponującego bruneta o smagłej twarzy z silnie zarysowaną szczęką, prostym nosem i zaskakująco zmysłowymi ustami.
– Wejdźmy na górę. – Mimo że przy nim jej serce biło zdecydowanie za szybko, coś w spokojnym, prostolinijnym zachowaniu Leandra wzbudzało jej zaufanie. Zresztą, co mógł jej zrobić? Zapewne ledwie dostrzegł, że była kobietą…
Odwróciła się na pięcie i ruszyła na górę. Dwa dni temu, gdy Julie w końcu wyszła po swoim szokującym wyznaniu, Celia była zbyt wstrząśnięta, by dociekać, jakie mieli z Danem plany. Brat unikał jej, prawdopodobnie spodziewając się niezbyt przychylnej reakcji siostry. Dlaczego jednak Julie nie porozmawiała z mężczyzną, którego porzuciła tuż przed ślubem? Celii nie mieściło się to w głowie. Na pewno wiedział, że była, wbrew swojej woli, związana z jego smutną historią. Czy zamierzał ją obwiniać? Nie miała sobie nic do zarzucenia, ale wiedziała, że ludzie pod wpływem silnego stresu szukają kozła ofiarnego, by na nim wyładować swoją frustrację. Powinien raczej zastanowić się nad swoją rolą w tym, co się wydarzyło… Nie wyglądał jednak na przesadnie refleksyjnego.
– Herbaty? Kawy? – Spojrzała na niego niechętnie i aż wstrzymała oddech, na widok jego oszałamiającej urody. Wypełniał swoją obecnością maleńką kuchenkę. Celia miała wrażenie, że braknie jej powietrza.
– Poproszę o kawę, czarną. Możemy nie tracić czasu na kurtuazyjne pogaduszki?

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel