Daj się ponieść
Przedstawiamy "Daj się ponieść" nowy romans Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS. Rylee Meadows organizuje śluby od początku do końca, planując każdy szczegół. Gdy dobiegają ją słuchy, że na zbliżające się wesele ma wpaść nieproszony gość, Trick MacArthur, filmujący dla mediów imprezy, robi wszystko, by udaremnić jego plany. Trick jednak znajduje sposób, by zdobyć jej zaufanie, obiecując, że sfilmuje tylko spontaniczne wydarzenia. Jego urok osobisty i podejście do życia tak bardzo oczarowują Rylee, że Trick coraz bardziej ją fascynuje. Nie spodziewa się, że niedługo będzie go pragnąć do szaleństwa...
Fragment książki
Już od trzech lat Rylee Meadows organizowała śluby dla znanych i bogatych, dla celebrytów i zwykłych zamożnych ludzi. Przywykła do życzeń specjalnych i zmian w ostatniej chwili. Ale jeszcze nigdy nie miała do czynienia z intruzem.
Za kilka dni miał się odbyć ślub Xaviera Noble’a i Ariany Ramos. Planowanie go było nadludzkim wysiłkiem zarówno dla niej, jak i dla kontrahentów, od których wymagano absolutnej perfekcji mimo piętrzących się trudności, w tym wyłączenia prądu, które dotknęło pół miasta Royal w Teksasie.
Rylee była profesjonalistką i praca w trudnych warunkach nie była dla niej nowością. Z wyłączeniem prądu dałaby sobie radę, gdyby nie inny problem, który wymagał od wszystkich pełnego zaangażowania.
Nazywał się Patrick „Trick” MacArthur.
Trick – jakże trafne przezwisko! – był gwiazdą mediów społecznościowych znaną z pojawiania się na imprezach, na które nie był zaproszony. Tym razem uparł się wejść na ślub Xaviera i Ariany. Biorąc pod uwagę wszystko, z czym już musieli się zmierzyć Rylee i kontrahenci, obecność nieproszonego gościa była im zupełnie niepotrzebna.
Xavier i Ariana chcieli oczywiście, żeby ich ślub był doskonały, i to jej zlecili jego zorganizowanie. Rylee nie chciała ich zawieść, ale stało się jasne, że Trick zamieszkał gdzieś w pobliżu i uparł się im przeszkodzić. Człowiek ten zarabiał na życie, pojawiając się bez zaproszenia na różnych imprezach, a tego Rylee nie mogła znieść.
W przeszłości oskarżano ją o nadmierny perfekcjonizm. Wiedziała dlaczego. Była przyzwyczajona, że panuje nad otoczeniem. Obecność Tricka na ślubie i weselu mogła całkowicie popsuć młodym oraz ich gościom ten dzień. Nie zamierzała na to pozwolić.
Sprawdziła Patricka w internecie. Rozumiała, czemu fascynował ludzi, ale jego błazeństw nie umiała zaakceptować. Na filmikach w sieci widać było uroczego mężczyznę, który zapewne był duszą towarzystwa. Był szalenie przystojny: jego gęste czarne włosy aż prosiły się, by przeciągnąć po nich dłonią, intrygujące ciemne oczy lśniły szelmowsko, a z twarzy pokrytej seksownym zarostem nie schodził uśmieszek.
Rylee zahamowała i prychnęła z niezadowoleniem. Nigdy nie interesowała się niegrzecznymi chłopcami i nie zamierzała zainteresować się nimi teraz. Szukała Tricka; w końcu namierzyła go u krawcowej. Teraz chciała się z nim spotkać i złożyć mu propozycję. Skoro nie chce dobrowolnie wyjechać z Royal, będzie musiał trzymać się wyznaczonych przez nią granic. Kiedy już go do tego zmusi, wytłumaczy państwu młodym, że to jedyny sposób, by uniknąć kłopotów.
Wysiadła z samochodu i skrzywiła się. Te cholerne buty. Przesunęła pasek na stopie i poczuła tworzący się pęcherz. Przysiadła na pobliskiej ławce, by wyjąć z torebki ślubny zestaw ratunkowy.
Dawno temu nauczyła się, by nie pojawiać się na ślubie ani w ogóle nigdzie bez plastrów i spinek do włosów. Podczas planowania kolejnych ślubów stykała się z innymi sytuacjami i zestaw ratunkowy się rozrastał. Teraz miała w nim tabletki na zgagę, aspirynę, maleńki zestaw do szycia i inne drobiazgi, których mogła potrzebować spanikowana panna młoda. Albo zabiegana organizatorka ślubu.
Nakleiła plaster, wyprostowała ramiona i wsunęła niepokorne pasmo włosów do koka. To był długi dzień. Nie jadła kolacji, bo pojawił się problem z rozsadzeniem gości, który musiała rozwiązać. Na szczęście to był ostatni punkt jej dzisiejszego planu, a najlepsze, że Trick się jej wcale nie spodziewał. Teraz pojawi się nieproszona na jego spotkaniu i zobaczymy, czy mu się to spodoba.
Z uśmiechem weszła do sklepu z garniturami, krawatami, koszulami i butami. Spinki do mankietów, zegarki i biżuteria w szklanych witrynach były jej dobrze znane. Wielokrotnie bywała tu, by pomóc panu młodemu wybrać strój i dodatki.
Pomachała Haroldowi, który polerował witrynę.
̶ Rylee! – Uśmiechnął się serdecznie. – Długo dziś pracujesz.
̶ Mam się tu spotkać z jednym z twoich klientów. Shayla chyba się nim zajmuje?
Shayla była krawcową, i to dobrą. Miała oko do szczegółów. Nie była to kariera często wybierana przez piękne trzydziestodwulatki, ale Royal było szczególnym miejscem i mieszkali tu szczególni ludzie.
̶ Na zapleczu– odparł Harold. – Nie krępuj się.
̶ Dzięki. – Rylee poprawiła torebkę na ramieniu i weszła do przymierzalni, gdzie zastała Shaylę i Patricka. Shayla, jak zwykle w bladoniebieskiej bluzce i spodniach, miała przypiętą do nadgarstka poduszeczkę do szpilek i pracowała nad garniturem. Patrick, który zobaczył Rylee w lustrze, był znacznie skromniej ubrany.
Uśmiechnął się powoli. Wpatrywał się w Rylee tak intensywnie, że poczuła gęsią skórkę. Poczuła też, że się czerwieni i była to wina tego, czego brakowało w jego ubiorze. Spodni.
̶ Patrzcie państwo, prawdziwa Rylee Meadows – powiedział, wciąż wpatrując się w nią w lustrze.
Shayla podniosła na chwilę głowę.
̶ Cześć, Rye. Prawie skończyliśmy. Zaraz się tobą zajmę.
Rylee oderwała wzrok od nóg Patricka, od jego umięśnionych łydek i czarnych włosków na udach niknących pod marynarką, którą upinała Shayla. Może poczuła zawód, że tyłek Patricka był zasłonięty. Zamknęła oczy, by zresetować tę część mózgu.
̶ Właściwie przyszłam porozmawiać z Trickiem. Patrickiem. Panem MacArthurem.
Uniósł jedną brew i popatrzył na nią przez ramię.
̶ Nie nazywaj mnie panem MacArthurem. Czuję się wtedy staro.
Shayla się zaśmiała.
̶ To chyba wszystko. Zdejmiesz marynarkę? – Uśmiechnęła się łobuzersko do Rylee. – I może włóż spodnie, żeby nie wytrącać pani Meadows z równowagi?
̶ Jestem niemal pewny, że jej nie da się wytrącić z równowagi.
̶ Jestem niemal pewna, że masz rację. – Wzięła z krzesła spodnie od garnituru i poczekała, aż zdejmie marynarkę. Wychodząc, poklepała Rylee po ramieniu. ̶ Nie spiesz się.
Patrick wciągnął spodnie. Rylee zauważyła, że nosił obcisłe bokserki i miał całkiem przyzwoicie wyglądający tyłek, a potem odwróciła się, by zapewnić mu nieco prywatności, o którą zresztą wcale nie prosił.
̶ Przyszłaś się gapić czy masz do mnie jakąś sprawę?
̶ Mam dla pana… Mam dla ciebie propozycję, Patrick.
̶ Trick wystarczy, Rye.
̶ Dla ciebie Rylee.
Odwróciła się i zobaczyła, że zapina pasek. Miał na sobie białą koszulę, rozpięty kołnierzyk ukazywał ładną szyję. Był wysoki i pewny siebie mimo braku butów. Wydawał się godny zaufania. Dziwne, biorąc pod uwagę jej dzisiejsze zadanie. Niesławny Trick MacArthur miał reputację obłudnego oportunisty.
̶ Dobrze więc, Rylee. – Usiadł na stołku i założył mokasyny z włoskiej skóry. – Co mogę z tobą zrobić? – spytał, wstając. – To chyba teksańskie powiedzonko.
̶ Chyba nie.
̶ Nie?
̶ Nie. Ale za to z Teksasu pochodzi „To nie jest moje pierwsze rodeo”. Więc wróćmy do powodu mojej wizyty.
̶ Zapraszasz mnie na rodeo?
̶ Chcę zawrzeć z tobą układ, zanim zrobisz zamieszanie na ślubie Xaviera i Ariany.
̶ Zamieszanie? – Podszedł bliżej, a ona poczuła znane zapachy. Bergamotka, mandarynka, owoce, pieprz.
̶ Dior Sauvage? – palnęła i zreflektowała się. – Twoja woda kolońska. Mam wybitny talent do rozpoznawania męskich perfum. Rozwinęłam go, dobierając je panom młodym. – Czuła, że plecie. – Z reguły nie mają o tym pojęcia i na wielki dzień chcą czegoś specjalnego, ale nie przytłaczającego. Nieważne.
̶ Jestem pod wrażeniem. Tak, na ogół wybieram Diora.
Pasował do niego. Złożony zapach dla chłopców niegrzecznych, ale wyrafinowanych. Zapach był subtelny. Przez chwilę wyobraziła sobie, jak wychodzi spod prysznica, a woda spływa po jego piersi i pośladkach. Jej wyobraźnia oszalała.
̶ Układ? – przypomniał.
A tak. Układ.
̶ Mam wrażenie, że chcesz uczestniczyć w ślubie Xaviera i Ariany.
̶ A co, zapraszasz mnie?
̶ Coś w tym stylu. To teraz najpopularniejsza para w Ameryce.
̶ Właśnie dlatego przybyłem do wspaniałego stanu Teksas. – Rozłożył ręce i uśmiechnął się. Przypominał rekina, ale nie ujmowało mu to atrakcyjności. Jak to jest, kiedy przejmujesz się tylko sobą samym? Rylee przez większość czasu przejmowała się innymi. Ale ona pracowała w sektorze usług, a Trick… Trick nie.
̶ Będziesz mógł obserwować ostatnie przygotowania i filmować, co tylko chcesz, do samego ślubu. – Miała nadzieję, że jego ściągnięte usta i zmrużone oczy oznaczają, że zastanawia się nad propozycją.
̶ Gdzie jest haczyk?
̶ Nie możesz filmować ślubu i wesela, ale możesz w nich uczestniczyć jako zaproszony gość.
̶ A także? – spytał, wyczuwając, że jest coś jeszcze.
̶ A także przekażesz dochód z filmów na organizację dobroczynną wybraną przez Arianę i Xaviera.
̶ Zgoda.
̶ Wysłuchaj mnie, zanim… Proszę?
̶ Zgadzam się. – Wyciągnął do niej rękę, a ona popatrzyła na nią sceptycznie.
̶ Oj, Rylee. Przecież dlatego tu jesteś. – Obrócił rękę dłonią do góry. – Przybij.
̶ Teraz ja szukam haczyka.
̶ Myślisz, że jest haczyk? – Jego uśmiech na to właśnie wskazywał.
Do ślubu zostało tylko pięć dni, a on był znacznie milszy, niż sądziła. Oczekiwała walki, była na nią gotowa. Od miesięcy planował, że zrobi na tym ślubie zamieszanie, a teraz zgadzał się na jej warunki bez mrugnięcia okiem.
Nie była pewna, czy może mu zaufać, ale czy ma wybór? Podała mu rękę, a on mocno ją uchwycił.
̶ Ale…
̶ Żartujesz chyba.
̶ Ale zjesz ze mną dziś kolację. Umieram z głodu.
Chciała mu odmówić, ale zanim zdążyła, brzuch głośno przypomniał jej o sobie. Trick zachichotał. Poczuła, jak jego ciepło rozlewa się na jej rękę. Pochylił się. Był tak blisko, że widziała pojedyncze włoski zarostu i złote błyski w orzechowych oczach. Rozchylił usta i popatrzył jej w oczy.
̶ To brzmi jak zgoda, Rylee Meadows – szepnął. Klasnął w dłonie i je zatarł. ̶ Gdzie w tym mieście jest najlepsza burgerownia?
Najlepsze burgery można było zjeść w Royal Diner, ale Rylee nie podobała się myśl o Tricku w takim miejscu. Nie chciała, by przekomarzał się z kelnerkami, rozsiadał w boksie. Dzisiaj potrzebowała drinka. Na parkingu oddała kluczyki do pożyczonego mercedesa i odebrała kwit.
̶ Dzięki za podwózkę – rzekł stojący za nią Patrick i zmierzył wzrokiem ceglany budynek restauracji oraz neon.
̶ Nie ma problemu.
̶ Pójdziemy? – Zaproponował jej ramię i było to zachowanie znacznie bardziej dżentelmeńskie, niż się po nim spodziewała. Nie opierała się, biorąc pod uwagę, że kolacja była częścią ich umowy. Położyła dłoń na jego przedramieniu i pozwoliła się prowadzić.
Mimo późnej pory restauracja była pełna; nic dziwnego, biorąc pod uwagę, jak ruchliwe było miasto. Rylee była pewna, że wielu ludzi przyjechało na ślub Ariany i Xaviera, tak jak Trick.
̶ Restauracja jest własnością Rafe’a Corteza-Williamsa – wyjaśniła Trickowi, kiedy hostessa prowadziła ich do stolika. – Wołowina pochodzi z rodzinnego rancza.
̶ Nieźle.
Usiedli i dostali oprawione w skórę menu. Trick się rozejrzał, a ona podążyła za jego wzrokiem. Stoły i krzesła zrobione były z drogiego ciemnego drewna, w oknach wisiały grube zasłony. Wystrój był tradycyjny, ale odbierała go jako kojący, a nie nudny. Pochodziła z zamożnej rodziny i była przyzwyczajona do takich miejsc.
̶ Przytulnie tu. Myślałem, że wybierzesz jasną jadłodajnię, ale upchnęłaś mnie do zmysłowego, słabo oświetlonego kąta – zauważył z uśmiechem.
̶ Chciałeś zjeść najlepszego burgera. To tu. Nawet w Royal Diner nie ma lepszych.
̶ To chyba niepopularna opinia?
̶ Niepopularna. Ale jestem nadętą bogaczką, więc to miejsce dla mnie. – Nie uważała się za nadętą, ale wiedziała, że wielu ludzi myśli tak o jej rodzinie. Ją samą oskarżano o nadmierną drobiazgowość, a były narzeczony twierdził, że jest zbyt ambitna.
Gdy podeszła kelnerka, Trick zamówił burgera ze smażoną cebulą, piklami i amerykańskim serem. Poprosiła o to samo, ale dołożyła do zamówienia bekon.
̶ Odważna jesteś – stwierdził, gdy kelnerka zniknęła.
̶ Nie jesteś przyzwyczajony, że kobieta zamawia cheeseburgera?
̶ Nie, jeśli jest ubrana w kremową jedwabną sukienkę. Przy okazji, pięknie ci w tym kolorze.
Komplement ją zaskoczył.
̶ Teraz już więdnę – powiedziała i wsunęła kosmyk włosów za ucho. – Fryzura mi się rozpada, a sukienka jest pognieciona. Buty też nie pomagają.
Zajrzał pod stół.
̶ Te paseczki muszą być niewygodne.
̶ Są.
̶ Czemu je nosisz?
̶ Bo trampki nie pasują do tej sukienki?
Pokiwał głową i zamyślił. Nie wiedziała o nim dużo; znała go tylko z plotek, które pojawiły się, gdy przyjechał. Teraz jednak, kiedy siedział w tym, jak to ujął, słabo oświetlonym kącie, rzeczywiście można było mówić o intymności. Nie mogli jednak siedzieć w ciszy.
̶ Czemu śluby?
̶ Czemu… śluby? – powtórzył.
̶ Tak. Czemu pojawiasz się nieproszony na ślubach?
̶ Nie tylko na ślubach. Byłem na prywatnych koncertach, przyjęciach urodzinowych w Beverly Hills i przynajmniej na jednym rozdaniu nagród.
̶ Widziałam. Wyprowadziła cię ochrona, a potem uciekałeś przed policją. Masz klasę.
̶ To było dawno. – Odwrócił wzrok, jakby nie był z tego dumny.
̶ Tak, ale teraz planujesz jakieś wygłupy na ślubie Xaviera i Ariany? Jesteś niereformowalny.
̶ Wygłupy? Ładnie podsumowujesz moją karierę.
̶ Karierę polegającą na tym, że przychodzisz, gdzie cię nie proszą?
Puścił zniewagę mimo uszu i usiadł wygodniej. W zamyśleniu stukał widelcem w stół.
̶ Kiedy byłem młodszy, ja i moi kumple z college’u wycinaliśmy głupie numery niewinnym ludziom. Nic złego.
̶ Widziałam kilka. Na przykład ten, kiedy podłączyliście się do głośnika w restauracji i kiedy ktoś podjeżdżał, zaczynaliście śpiewać i zapraszaliście go, żeby dołączył. – Ludzie w samochodach rzeczywiście zaczynali śpiewać. Miło się to oglądało i faktycznie poprawiło jej humor.
̶ Odrobiłaś lekcje.
̶ Nie miałam wyboru. Trzeba poznać przeciwnika.
̶ Uważasz mnie za przeciwnika? Myślałem, że zostaliśmy partnerami.
Kelnerka przyniosła ich burgery i zapytała, czy życzą sobie czegoś jeszcze. Trick poczekał na jej odpowiedź i podobnie jak ona stwierdził, że nie potrzebują niczego. Czarujący i uprzejmy. Całkowite zaskoczenie.
Podnieśli burgery i ich oczy na chwilę się spotkały, nim zaczęli jeść. Soczyste smakowite mięso i maślana brioszka idealnie komponowały się z sałatą, cebulą, bekonem i piklami. Burger był niebiański. Jęknęła z zachwytu.
Trick wytarł usta serwetką i pokiwał głową.
̶ Cholera – powiedział, kiedy przełknął. – Cholera.
̶ Prawda? – Rylee trzymała burgera jedną ręką i również przetarła usta serwetką.
Jedna „cholera” była wywołana smakiem burgera, a druga przeznaczona dla Rylee. Jej zaczesane do tyłu włosy ukazywały kremową szyję. Jedno ramiączko sukienki było trochę przekrzywione, a teraz znów schowała twarz za burgerem i go ugryzła. Była niesamowita.
Widywał ją w czasem w mieście. Odkąd zobaczył, jak przejmuje nad wszystkim kontrolę i nie daje się wytrącić z równowagi, przepadł z kretesem. Jej profesjonalizm i cięty język podobały mu się na równi z jej wyglądem. Podobał mu się jej wzrost, podobały mu się jej krągłości pod eleganckimi sukienkami. Podobały mu się jej niebieskie oczy, które patrzyły na niego intensywnie, jakby chciały go rozgryźć. To ostatnie podobało mu się szczególnie.
Kiedy przyłapała go dziś bez spodni, od razu się ucieszył. Koledzy, z którymi kiedyś zajmował się filmowaniem, postawili na inne kariery. On zbudował sobie markę niejako bezwolnie, i zajęło mu to tylko trzy lata. Gdy jego kanały w mediach społecznościowych zaczęły oglądać setki tysięcy ludzi, pojawili się sponsorzy. Teraz oglądały go już miliony. Nie była to tradycyjna ścieżka kariery. Skończył szkołę filmową i był pewny, że w tym wieku zostanie stażystą na jakimś planie i będzie błagał reżysera o kilka sekund uwagi i wysłuchanie jego pomysłów.
̶ Więc mówisz, że jesteśmy partnerami? – zapytała znienacka. Spodziewał się, że będzie unikać tego tematu.
̶ Jestem ci potrzebny, żeby sfilmować przygotowania.
̶ Nie jesteś mi potrzebny, żeby cokolwiek filmować. Chcę cię mieć pod kontrolą.
̶ Wiele kobiet już próbowało – rzekł z uśmiechem.
̶ Jak wiele? – Uniosła brwi wyzywająco.
̶ Nie aż tak wiele. – Nie chciał, by uważała go za kobieciarza. Nie starał się jej zaimponować, ale też nie chciał jej zniechęcić. Zbyt dobrze się bawił…