Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Dama czy skandalistka?
Zajrzyj do książki

Dama czy skandalistka?

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-291-1067-9
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329110679
Tytuł oryginalnyThe Tempting of the Governess
TłumaczAleksandra Tomicka-Kaiper
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-09-26
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Dama czy skandalistka?" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Hugh ciężko pracuje, by uratować rodową posiadłość. Ma dość kłopotów, dlatego wiadomość, że właśnie został opiekunem dwóch osieroconych dziewczynek, niezbyt go cieszy. Szybko znajduje guwernantkę, wyjątkowo skrytą pannę Olivię. Im dłużej ją obserwuje, tym częściej się zastanawia, kim jest kobieta, która wysławia się i ubiera jak dama, ale zachowuje wysoce niestosownie. Szczera do bólu, lekceważy jego uwagi, jawnie go krytykuje, a gdy o coś prosi, to właściwie… wydaje rozkazy. Milczy na temat swego pochodzenia, lecz jest oczywiste, że obracała się w najlepszym towarzystwie. Hugh to irytuje, a zarazem coraz bardziej pociąga. I nagle zupełnie przestaje go obchodzić, kim naprawdę jest panna, dla której stracił głowę.

 

Fragment książki

Gdy w Somerset powoli gasło popołudniowe światło, pułkownik Hugh Glendenning, emerytowany żołnierz Drugiego Pułku Piechoty Jego Królewskiej Mości, siedział przy biurku w zaniedbanej bibliotece Somers Abbey, swojej rodzinnej posiadłości. Bolały go plecy, bo spędził cały dzień w siodle, jeżdżąc od jednego dzierżawcy do drugiego, od czasu do czasu zatrzymując się, by pomóc jakiemuś starszemu gospodarzowi przy ścinaniu wierzbowych witek do wyplatania koszy, które stanowiły większość dochodów Somers Abbey.
Majątek wciąż był daleki od stanu, o którym można byłoby powiedzieć, że jest dobry, ale i tak było lepiej, niż gdy odziedziczył go po starszym bracie. Spojrzał na wyblakłe zasłony i wytarty dywan na podłodze. Trudno, półtora roku ciężkiej pracy pozwoliło przynajmniej wznowić tradycyjny handel koszami, a jeśli zbiory jabłek będą w tym roku dobre, dodatkowy dochód ze sprzedaży cydru może w końcu podreperować jego finanse, od dawna balansujące na granicy bankructwa.
Wyprostował plecy i pomyślał, że szklanka whisky przed kolacją może być dobrym rozwiązaniem, gdy rozległo się pukanie do drzwi, po którym wszedł kamerdyner.
– Przepraszam, że przeszkadzam, pułkowniku, ale przyszli państwo Allen i chcą się z panem widzieć.
– Państwo Allen? – powtórzył Hugh. Po szybkim przejrzeniu pamięci potrząsnął głową. – Nie wydaje mi się, żebym znał pana Allena. – Miał tylko nadzieję, że mężczyzna nie był kolejnym z licznych wierzycieli, których nie spłacił jego brat. – Czy powiedzieli, w jakiej sprawie chcą się ze mną widzieć, Mansfield?
Służący potrząsnął głową.
– Powiedzieli jedynie, że właśnie przybyli z St Kitts na Karaibach i muszą się z panem natychmiast zobaczyć w ważnej sprawie.
Hugh westchnął.
– Jeśli są z St Kitts, to muszą mieć coś wspólnego z moim zmarłym kuzynem. Myślałem, że jego adwokat poinformował mnie już o wszystkim, co powinienem wiedzieć. Cóż, w każdym razie muszę się z nimi zobaczyć.
– Oczywiście, pułkowniku.
Oparł się pokusie, by pomóc Mansfieldowi, gdy ten z trudem zamykał lekko wypaczone dębowe drzwi. Kamerdyner był stary, od kiedy Hugh pamiętał. Powinien już dawno przejść na emeryturę, ale zmarły lord był zbyt leniwy, by znaleźć zastępstwo, a Hugh na razie nie miał pieniędzy na odprawę dla starego sługi.
Może w przyszłym roku?
A może w przyszłym roku uda się również naprawić drzwi? Kolejna rzecz na niekończącej się liście napraw i renowacji potrzebnych w Somers Abbey.
Kilka minut później lokaj wprowadził damę i wysokiego, szczupłego mężczyznę o opalonej skórze. A także dwie małe dziewczynki o poważnych twarzach.
– Państwo Allen, pułkowniku. I dzieci.
Hugh pospiesznie odwrócił wzrok od dziewczynek. Walczył, by stłumić druzgocące wspomnienie okrągłej twarzy, odgłosu dziecięcego śmiechu... i widoku małej trumny w twardej, spalonej słońcem indyjskiej ziemi.
Po bólu nastąpił przypływ gniewu. Dlaczego Mansfield nie ostrzegł go, że para przyszła z dziećmi? Poleciłby mu odesłać je do kuchni, zanim przyjmie ich rodziców.
Starając się zachować spokój, wstał i ukłonił się.
– Pułkownik Glendenning. Przybyli państwo z St Kitts, czy tak? Mam nadzieję, że podróż była przyjemna.
– Przyzwoita, biorąc pod uwagę, ile trwała – odparł pan Allen. – Zależy nam jednak na jej zakończeniu i powrocie do domu w Yorkshire.
– Więc nie są państwo mieszkańcami St Kitts? Proszę usiąść – powiedział, Hugh, kierując ich w stronę sofy przed kominkiem. – Mansfield, przynieś herbatę i poproś tu panią Wallace. – Odwróciwszy się z powrotem do gości, wyjaśnił: – Gospodyni może zabrać dzieci do kuchni i dać im jakąś przekąskę.
– To bardzo uprzejme – powiedział pan Allen, prowadząc żonę na sofę. Dzieci stanęły za nimi. – Odpowiadając na pańskie pytanie, kilka lat byłem agentem eksportowym firmy handlowej na St Kitts, ale żona tęskniła za domem, więc zrezygnowałem ze stanowiska. Dołączymy do rodziny, gdy tylko wywiążemy się z naszych zobowiązań wobec dzieci.
– Rozumiem. Jak mogę państwu pomóc? – zapytał Hugh, wciąż zastanawiając się, dlaczego Allenowie złożyli mu wizytę. – Zakładam, że znał pan mojego zmarłego kuzyna, Roberta Glendenninga. Czy prosił, by coś mi przekazać?
Pan Allen roześmiał się.
– W pewnym sensie. Chociaż może raczej jego żona. Dano mi do zrozumienia, że oczekuje pan przybycia dzieci.
Przez chwilę poczuł przerażenie, gdy dotarło do niego znaczenie słów Allena.
– Dzieci? – zająknął się. Chociaż przypuszczał, że już zna odpowiedź, jednak zapytał: – Jakich dzieci?
– Tylko te starsze, dwie córki pana Glendenninga i jego pierwszej żony. Druga pani Glendenning postanowiła oczywiście zatrzymać przy sobie syna i spadkobiercę. Sądzę, że został pan wyznaczony na opiekuna dziewczynek. Zaś pani Glendenning przekonała męża, aby wyznaczył jej brata do tej roli dla ich syna. – Odwracając się do dziewcząt, Allen dodał: – Dziewczynki, ukłońcie się swojemu opiekunowi. Pułkowniku, przedstawiam panu pannę Elizabeth Glendenning i pannę Sophie Glendenning.
Nie, to nie dzieje się naprawdę.
Odmawiając spojrzenia na dzieci, które pięknie się ukłoniły, Hugh wpatrywał się w pana Allena.
– Adwokat kuzyna poinformował mnie, że Robert wyznaczył mnie na opiekuna dziewczynek. Jako ich najbliższy krewny czułem się zobowiązany do przyjęcia tego zadania i byłem gotów nadzorować zarządzanie spadkiem, dopóki nie osiągną pełnoletniości lub nie wyjdą za mąż w St Kitts. Nigdy nie było mowy o sprowadzeniu dzieci do Anglii.
Pani Allen gwałtownie westchnęła, a pan Allen spojrzał na Hugh z niedowierzaniem.
– Nie spodziewał się ich pan?
– Z pewnością nie! – wykrzyknął Hugh. – A gdyby się ze mną skonsultowano, nigdy nie zezwoliłbym im na opuszczenie St Kitts. Dlaczego miałyby tego chcieć? To był ich dom przez całe życie.
– Och. – Pan Allen wyglądał na zaniepokojonego. – Bardzo mi przykro! Byłem pewien, że wszystko zostało wcześniej ustalone. To bardzo niepokojące!
– Rzeczywiście – odparł Hugh. – Zapewne nie ma możliwości odesłania dziewcząt do St Kitts?
– Żadnej – potwierdził pan Allen. – Jak już wspomniałem, przenosimy się na stałe do Yorkshire i nie planujemy powrotu na wyspy.
– Może mogłyby pojechać z wami do Yorkshire? – zapytał Hugh, szukając rozwiązania, które nie wymagałoby od niego przejęcia opieki. – O ile sobie przypominam, mój kuzyn zostawił wystarczające fundusze na ich utrzymanie i wychowanie. Z pewnością czułyby się bardziej komfortowo, gdyby w obcym kraju mieszkały z ludźmi, którzy je znają, a nie z kimś zupełnie obcym. W dodatku z bezdzietnym wdowcem.
Allenowie wymienili spojrzenia.
– Panny Glendenning nie znają nas lepiej niż pana, pułkowniku. Poznaliśmy je dopiero w dniu, w którym statek wypłynął z St Kitts.
Choć niemal kipiał z wściekłości, Hugh był żołnierzem przez piętnaście lat, podczas których nauczył się, jak brać odpowiedzialność za obowiązki zlekceważone przez innych. Wiedział też, kiedy pozycja jest nie do utrzymania.
– Przypuszczam więc, że będą musiały zostać.
Pan Allen skinął głową z widoczną ulgą.
– Jestem pewien, że tak będzie najlepiej.
Lokaj przyniósł herbatę. Przez następne minuty Hugh tylko przytakiwał, gdy pan Allen prowadził uprzejmą rozmowę. Popijał mętny płyn, żałując, że nie jest to szkocka i cały czas intensywnie myślał.
Nie było mowy, by podjął się opieki nad dwiema małymi dziewczynkami. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, ten pomysł był po prostu nie do zniesienia.
Będzie musiała zająć się nimi gospodyni, przynajmniej dopóki nie uda mu się zatrudnić odpowiedniej guwernantki. Przy odrobinie szczęścia będzie je widywać góra raz lub dwa razy w miesiącu, dopóki nie dorosną i nie odejdą.
A może powinien wysłać je na wychowanie? W końcu opieka nad dwiema małymi dziewczynkami powinna być nadzorowana przez kobietę, czyż nie?
Allenowie kończyli pić herbatę i wydawali się gotowi do wyjścia, a jego gospodyni wciąż nie przychodziła.
No dobrze, pobędzie z nimi sam na sam przez kilka chwil. Na szczęście były dobrze wychowane, stały i milczały, odkąd Allen je przedstawił.
Pan Allen odstawił pustą filiżankę.
– Jesteśmy wdzięczni za poczęstunek i gościnność, zwłaszcza po szoku, jakim było dla pana przybycie dziewcząt. Nie mam pojęcia, co mogło się stać z korespondencją od pani Glendenning.
– Ja też nie – odparł Hugh, chociaż wiedział, co stało się z „zaginionymi” listami. Druga żona jego kuzyna najwyraźniej nie była zainteresowana opieką nad dziećmi, ale nie wysłała listu w obawie przed odmową Hugh.
Pomimo wściekłości z powodu narzucenia mu niechcianej opieki, poczuł mimowolne współczucie dla dziewczynek. Straciły matkę, a teraz, tak szybko po śmierci ojca, zostały wygnane z jedynego domu, jaki kiedykolwiek znały.
Dziś wieczorem będzie musiał przejrzeć londyńskie gazety i znaleźć agencję, która jak najszybciej poleci mu guwernantkę.
Goście wstali, on również.
– Pójdziemy już, dziewczęta – powiedziała pani Allen. Klękła i objęła obie dziewczynki. – Bądźcie tak grzeczne dla swojego wuja, jak byłyście dla nas.
– Tak, proszę pani – odpowiedziały zgodnie, a starsza dodała: – Dziękujemy za opiekę podczas podróży, pani Allen.
Odprowadził Allenów do drzwi, bardzo świadomy dwóch par oczu śledzących jego ruchy.
– Życzę bezpiecznego powrotu do domu.
– Bardzo dziękujemy, pułkowniku – odparł pan Allen. – Będziemy szczęśliwi, gdy znów zobaczymy nasz kamienny domek, prawda, moja droga?
Uścisnęli sobie dłonie, a potem Allenowie odjechali.
Hugh zatrzymał się w drzwiach, ale wciąż nie było widać gospodyni. Jeśli ta przeklęta kobieta nie pojawi się w ciągu najbliższych kilku minut, będzie musiał sam odprowadzić dziewczynki do kuchni.
Wziął głęboki oddech. Fala bólu, która go zalała, gdy zmusił się do spojrzenia na dzieci, była łagodniejsza niż za pierwszym razem. Ruszył w stronę sofy, przy której stały.
W połowie drogi nagle przyszło mu do głowy, że powinien podejść wolniej i uśmiechnąć się. Mężczyzna tak duży jak on prawdopodobnie wyglądał przerażająco. Szczególnie że często marszczył brwi. Był zaniepokojony sytuacją, ale one musiały być jeszcze bardziej zdenerwowane. Zmęczone i głodne, prawdopodobnie czuły się zagubione i przerażone tym, że zostały wyrwane ze wszystkiego, co znajome, przewiezione przez ocean i podrzucone jak niechciana paczka na progu kogoś, kogo nie znały.
Wiedział co nieco o zmęczeniu, zagubieniu i żałobie.
Zatrzymał się, uklęknął. Pomimo starań, by jego ruchy były jak najmniej gwałtowne, młodsza dziewczynka cofnęła się za siostrę.
– Elizabeth i Sophie, prawda? – zapytał. – Wasz tata bawił się tu ze mną, kiedy byliśmy chłopcami. Wiem, że jest tu zupełnie inaczej niż w waszym domu, ale mam nadzieję, że będzie wam wygodnie.
Dopóki nie znajdę innego rozwiązania. Im szybciej, tym lepiej.
Po raz kolejny przeklął w myślach wciąż nieobecną gospodynię.
– Może pójdziemy do kuchni i znajdziemy coś do jedzenia? Potem pani Wallace, gospodyni, zaprowadzi was do pokoju dziecięcego. Nie był używany, odkąd ja i mój brat byliśmy chłopcami, więc będziecie musiały pomóc doprowadzić go do porządku.
Przez chwilę wpatrywały się w niego.
– Chyba pan nie chce, żebyśmy tu były? – powiedziała nagle starsza.
W mgnieniu oka przypomniał sobie, jak szczere potrafią być dzieci. Miała rację, ale nie zamierzał pogarszać sytuacji, potwierdzając jej przypuszczenia.
– Cóż, wysłanie was tu bez zapowiedzi, bez czasu na przygotowanie, nie jest idealnym rozwiązaniem, prawda? No nic, jakoś sobie poradzimy.
– Ona też nas nie chciała. Madame Julienne, nowa żona taty. Była dla nas miła, zanim pojawił się mały Richard. Ale potem... nie pozwoliła nam nawet zobaczyć taty po tym, jak zachorował.
Jego kuzyn zmarł na tropikalną gorączkę, przypomniał sobie Hugh.
– Pewnie nie chciała, żebyście się zaraziły.
– Tata mówił, że jesteś jego najlepszym kuzynem i byłeś dzielnym żołnierzem w Indiach. Madame Julienne powiedziała, że chętnie nas przyjmiesz. – Łzy napłynęły Elizabeth do oczu. Mała Sophie szlochała bezgłośnie.
Hugh wiedział, że powinien objąć dziewczynki, uspokoić je. Współczuł im, ale nie mógł się zmusić, by ich dotknąć.
Spróbował przywołać kojące słowa.
– Nie musicie się bać. Byłem żołnierzem, jak powiedział wasz tata, więc będziecie tu bezpieczne. Zaopiekujemy się wami.
Niestety moje dziecko zawiodłem, pomyślał z gniewem. Ale teraz jestem w Anglii, a nie w gorącej, egzotycznej krainie pełnej trujących roślin, zwierząt i niebezpiecznych chorób, które mogły pozbawić dziecko życia w ciągu kilku godzin. Choć przysięgał, że nigdy więcej nie weźmie odpowiedzialności za dziecko, z pewnością mógł zająć się dziewczynkami, dopóki nie zleci tego odpowiedniej kobiecie.
W końcu w drzwiach pojawiła się wysoka, surowa postać pani Wallace. Podeszła i spojrzała w dół, gdzie wciąż klęczał obok dzieci, które omiotła pełnym dezaprobaty spojrzeniem.
– Mansfield powiedział, że mnie pan potrzebuje, pułkowniku.
Hugh przełknął ostrą odpowiedź. Nie było sensu wyładowywać złości na gospodyni, chociaż wiedział, że Mansfield już dawno poinformował ją o Allenach i o tym, co wydarzyło się w bibliotece. Gospodyni z pewnością doskonale wiedziała, dlaczego ją wzywał.
– Pani Wallace, przedstawiam Elizabeth i Sophie Glendenning, córki mojego zmarłego kuzyna. Zatrzymają się na jakiś czas w Somers Abbey. Mają za sobą długą podróż i jestem pewien, że chętnie by coś zjadły, zanim pójdą spać. Proszę je zabrać do kuchni i zająć się nimi.
Spojrzenie gospodyni skupiło się na dziewczynkach.
– Nie zajmuję się dziećmi, pułkowniku.
Jego cierpliwość się wyczerpała.
– Cóż, będzie pani musiała, przynajmniej dopóki nie zatrudnię odpowiedniej guwernantki – warknął. – Niech je pani nakarmi i zaprowadzi do pokoju, natychmiast!
– Oczywiście – powiedziała gospodyni przez zaciśnięte zęby. – Chodźcie, dzieci.
Chociaż Hugh nie podobała się perspektywa oddania dziewczynek w ręce tej zimnej kobiety, nie miał wyboru.
Powinien szybko napisać do agencji pośrednictwa pracy. Szczęśliwym trafem Robert zostawił sporo funduszy na opiekę nad dziećmi, więc można wybrać najlepszą kandydatkę i zapłacić za podróż prywatnym dyliżansem, dzięki czemu guwernantka szybciej dotrze do Somers Abbey.
To było najlepsze, co mógł zrobić w tych okolicznościach. Wrócił do biurka i ciężko opadł na fotel. Zauważył, że drżą mu ręce, niewątpliwie z powodu szoku wywołanego rozdrapaniem starej rany. Wziął głęboki wdech, wyjął butelkę szkockiej i nalał do pełna.

***

Nieco ponad tydzień później wieczorne cienie rozmazywały widok z okna dyliżansu, gdy Olivia wyciągała szyję, by rzucić okiem na rezydencję swojego nowego pracodawcy. Somers Abbey, jak przeczytała w piśmie od agencji zatrudnienia. Szary, kamienny kolos wyglądał jak średniowieczne opactwo, odebrane wspólnocie religijnej przez chciwego monarchę.
Na sam widok przeszedł ją dreszcz. Niezbyt zachęcające otoczenie, ale może osierocone dziewczynki, które będzie miała pod opieką, uznały to miejsce za cudowne miejsce do zabawy. Nigdy nie przebywała za dużo z dziećmi i z tego powodu odczuwała lekki niepokój. Miała nadzieję, że szybko nawiąże z nimi dobry kontakt, ale gdy powóz się zatrzymał, jej zdenerwowanie wzrosło.
Nie była lękliwą młodą panną, ale dobrze wykształconą, inteligentną, kompetentną kobietą, która przez lata zarządzała domem matki. Poradzi sobie z dwiema małymi dziewczynkami!
Poza tym nalegała, by umowa o pracę opiewała tylko na sześć miesięcy. Przez pół roku zniesie wszystko. Chociaż potem miała wrócić do Londynu, tak jak obiecała Sarze, gdy pożegnały się ze łzami w oczach, nie spodziewała się, że jej sytuacja ulegnie zmianie. Nadal będzie zdana na siebie, zmuszona do znalezienia nowej pracy, by zarobić na chleb.
A teraz będzie zarabiała mniej więcej tyle, ile w poprzednim życiu wydałaby bez zastanowienia na nową suknię.
Nie powinna o tym myśleć, trzeba iść naprzód.
Powóz zatrzymał się przed wejściem. Zebrawszy całą determinację, wysiadła i podeszła do drzwi. Otworzył jej starszy kamerdyner, którego strój wyglądał równie nędznie, jak wytarty dywan w holu.
– Panna Overton, jak mniemam?
– Tak. Czy mógłby mnie pan zaanonsować pułkownikowi? Chciałabym przedstawić referencje, zanim spotkam się z dziećmi.
– Tędy, panno Overton. Każę zanieść kufer do pani pokoju.
Zastanawiając się, gdzie zostanie przyjęta – prawdopodobnie w biurze lub gabinecie, a nie w salonie zarezerwowanym dla gości – podążyła za mężczyzną korytarzem przez starszą część domu, z kamiennymi ścianami i boazerią z ciemnego drewna.
Zatrzymał się przed starymi, solidnymi dębowymi drzwiami. Otworzył je z trudem i zapowiedział:
– Panna Overton, pułkowniku.
Tłumiąc zdenerwowanie, Olivia weszła do środka, by spotkać się ze swoim nowym pracodawcą, który na jej widok wstał.
Zachęcona tym gestem szacunku – przecież przyjmował zwykłą pracownicę, a nie damę – spojrzała mu prosto w oczy.
Wysoki, o sztywno wyprostowanej postawie, która świadczyła o jego wojskowej przeszłości, prezentował się imponująco i był znacznie młodszy, niż się spodziewała. Gdy usłyszała, że jej pracodawca odbył służbę wojskową w Indiach, założyła, że wrócił do Anglii na emeryturę. Choć na jego spalonej słońcem twarzy malowało się zmęczenie, miał najwyżej trzydzieści lat. Zdała sobie sprawę, że się na niego zbyt natarczywie gapi.
– Dobry wieczór, pułkowniku – powiedziała i dygnęła.
– Panno Overton – odpowiedział, skłaniając głowę. – Zechce pani usiąść? To wszystko, Mansfield.
Początkowo zaskoczona przypomniała sobie, że została tu zaproszona tylko po to, by sprawdzono jej dokumenty i udzielono instrukcji przed podjęciem pracy. Nie powinna oczekiwać, że zostanie czymś ugoszczona, jednak wyraźny kontrast z tym, do czego przywykła jako arystokratka, sprawił, że w jej oczach stanęły łzy.
Przyzwyczaisz się. Musisz. Nie załamiesz się przy pierwszym zetknięciu z nowymi okolicznościami.
Chcąc się uspokoić, podeszła i wręczyła mu dokumenty, które przygotowała dla niej agencja rekrutacyjna, a następnie zajęła wskazane krzesło.
– To powinno potwierdzić moje kompetencje.
Skinął głową, przeglądając dokumenty.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel