Druga randka (ebook)
Mija już trzeci rok od śmierci narzeczonego Millie. Przyjaciele namawiają ją na randkę z młodym adwokatem Hunterem Addisonem przekonani, że pasują do siebie. Jednak i Millie, i Hunter przychodzą na spotkanie w złych humorach, pełni uprzedzeń. Ta randka to katastrofa i nigdy więcej nie zamierzają się spotkać. Jednak gdy matka Millie potrzebuje pomocy prawnika przy rozwodzie, Millie przypomina sobie o Hunterze. Ten przystojny playboy jest najlepszym specjalistą od rozwodów w Londynie. Millie prosi go o ponowne spotkanie…
Fragment książki
Pierwszy raz w życiu Millie zaprosiła mężczyznę na drinka, a teraz wyglądało na to, że się spóźni. Wstyd! Nie była to jednak zwykła randka. Miała się spotkać z Hunterem Addisonem, rozchwytywanym prawnikiem, który rozwodził celebrytów. I nie chodziło o nią, występowała w imieniu matki. Eleanora kolekcjonowała byłych mężów tak jak inni znaczki. I, niestety, w przypadku męża numer cztery miało ją to słono kosztować. Millie nie bardzo mogła sobie pozwolić na udzielenie matce tego typu pożyczki.
Hunter Addison też nie należał do najtańszych prawników w Londynie, ale miał reputację najlepszego. Pędziła w kierunku baru, do którego zaprosiła Huntera. Nie rozmawiała z nim, wysłała tylko esemes. Po tragicznej randce w ciemno, która przydarzyła im się dwa miesiące temu, nie potrafiła się zdobyć na zadzwonienie do niego. Nie mogła jednak pozwolić, by kolejny narcystyczny dupek wykorzystał jej matkę.
Pchnęła drzwi baru i weszła do środka, omiatając wzrokiem wnętrze. Nigdzie nie zauważyła samotnie siedzącego mężczyzny. Zresztą, czy tak przystojny, bogaty i wyrafinowany mężczyzna mógłby choć pięć minut siedzieć sam? Uchodził za playboya i co tydzień paparazzi przyłapywali go z inną pięknością uwieszoną na jego ramieniu. Jednak od około dwóch miesięcy w prasie nie pojawiło się żadne nowe zdjęcie uwieczniające jego podboje. Może brak zainteresowania, jaki mu okazała podczas ich randki w ciemno, ugodził w jego ego?
Akurat, pomyślała. Mężczyźni tacy jak Hunter Addison mieli ego odporne na wszystko. Nawet młot pneumatyczny nie zdołałby w nim zrobić wyłomu.
– Spóźniłaś się. – Usłyszała dobiegający zza jej pleców głęboki męski głos.
Obróciła się i pomimo boleśnie wysokich obcasów musiała zadrzeć głowę, by spojrzeć w bursztynowe oczy Huntera. Zderzenie z takim uosobieniem męskości nawet kobietę z kamienia wyprowadziłoby z równowagi. Był po prostu idealny – miał szerokie bary i smukłe, ale umięśnione ciało emanujące władczą energią. W wieku trzydziestu czterech lat był u szczytu swoich możliwości. Każda komórka ciała Millie reagowała na jego magnetyzm.
– Tak, wiem, przepraszam, ale…
– Zepsuł ci się telefon? – Jego usta rozciągnęły się w uśmiechu, który nie sięgał do połyskujących cynicznie oczu.
Millie policzyła w myślach do dziesięciu, żeby nie odpysknąć. Coś w nim doprowadzało ją do szału. Nie wiedziała co, nie miała doświadczenia z mężczyznami. Jej jedyna miłość, Julian, którego znała od dzieciństwa, zmarł trzy lata temu po długiej walce z rakiem mózgu. Od tamtej pory Millie z nikim się nie spotykała. Jeśli nie liczyć tej okropnej randki w ciemno z Hunterem. To była katastrofa, ale z drugiej strony, postarała się, by jej nie polubił – traktowała go z lodowatą obojętnością, od czasu do czasu dogryzając mu okrutnie. Tak zemściła się na przyjaciołach, którzy wrobili ją w tę randkę, bo uważali, że powinna w końcu zacząć żyć normalnie.
Niestety teraz potrzebowała pomocy prawnej i musiała schować dumę do kieszeni. Bolało, oj bolało.
– Nie, ale rozładował się. Po drodze wydarzył się jakiś wypadek i policja zamknęła kilka przecznic, więc musiałam iść naokoło. – W obcisłej spódnicy i absurdalnie wysokich obcasach, dodała w myślach.
Nie wiedziała, czy jej uwierzył, jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Jednak przyglądając jej się bacznie, zatrzymał dłużej wzrok na jej ustach. To wystarczyło, by ugięły się pod nią kolana.
– Chodź, mam stolik w zacisznym zakątku – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu, co oczywiście od razu ją rozzłościło.
Pewnie myślał, że pożałowała swojego oziębłego zachowania podczas poprzedniej randki i chciała, by dał jej jeszcze jedną szansę. O nie! Ale mimo to podążyła za nim posłusznie do stolika. Gdy usiedli, musiała trzymać kolana razem i uważać, by nie dotknąć przypadkiem pod stołem jego długich umięśnionych nóg. Jej serce biło jak oszalałe, a w uszach szumiała wzburzona krew. Całe jej ciało ostrzegało ją przed niebezpieczeństwem.
– Czego się napijesz? – zapytał Hunter.
Millie zerknęła przelotnie na menu.
– Wody.
Hunter parsknął pod nosem, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie.
– Nie mów, że zostałaś abstynentką?
Millie zarumieniła się natychmiast. Podczas ich randki w ciemno wypiła trzy kieliszki wina i jednego zabójczo mocnego drinka, dodając sobie sił, by przetrwać tę udrękę. Ich randka wypadła w trzecią rocznicę śmierci Juliana. Ten dzień co roku stanowił dla niej wyzwanie. Nie była dla niego nieprzyjemna tylko dlatego, że walczyła ze smutkiem i tęsknotą. Najbardziej doskwierało jej poczucie winy.
– Nie, po prostu nie mam ochoty na alkohol.
Hunter wezwał kelnera, zamówił Millie wodę, a dla siebie gin z tonikiem, a potem rozsiadł się wygodnie. Miał na sobie elegancki szary garnitur i śnieżnobiałą koszulę rozpiętą pod szyją i kontrastującą z jego oliwkową karnacją i krótkimi, kruczoczarnymi włosami. I te usta… Zmysłowe, ironicznie skrzywione, okolone cieniem zarostu.
Millie poprawiła się na krześle i ścisnęła mocniej kolana, zdumiona kierunkiem, w którym podążały jej myśli. Przecież nie interesowały ją jego usta tylko prawnicze umiejętności. Miała problem z zapanowaniem nad rozbieganymi myślami. Każde spojrzenie Huntera wprawiało ją w ekscytujący popłoch, jakby jej dotykał swymi silnymi dłońmi o długich palcach…
– A więc spotykamy się ponownie. – Hunter omiótł ją leniwym spojrzeniem.
Jego głos ślizgał się po skórze Millie. Nagle zaschło jej w ustach. Wygładziła nerwowo spódnicę, ukradkiem oblizując spierzchnięte wargi.
– Chyba powinnam cię przeprosić za swoje zachowanie podczas naszego poprzedniego spotkania.
Zerknęła na niego i zauważyła, że Hunter przygląda jej się uważnie. To chyba jego prawnicza mina, pomyślała. Skupione, oceniające spojrzenie kogoś, kto analizuje każde słowo wypowiedziane przez klienta.
– Tamtego dnia nie czułam się najlepiej i obawiam się, że wyżyłam się na tobie.
– Obawiasz się? – Jego słowa ociekały sarkazmem.
Podniosła głowę i spojrzała mu twardo w oczy.
– Też nie zachowywałeś się jak książę ze snów.
Jego oczy pociemniały, jakby przypomniał sobie tamten wieczór i nie był zachwycony tym wspomnieniem. Zarumienił się i uśmiechnął przepraszająco.
– Masz rację. Nie przyłożyłem się, by cię oczarować.
Nie były to może przeprosiny, ale ona również nie popisała się manierami podczas ich pierwszego spotkania. Zdenerwowana faktem, że przyjaciele próbują ją wyswatać na siłę, pozwoliła sobie na niezbyt przyjemne zachowanie. Beth i Dan mieli dobre intencje, ale nie znali prawdziwego powodu jej niechęci do randek. Zanim Julian przegrał walkę z chorobą, żył z nią przez sześć lat, od swoich osiemnastych urodzin. Wyczerpujące leczenie i operacje zmieniły go z miłego, serdecznego chłopaka w wiecznie narzekającego furiata. Mimo to Millie trwała przy nim przez wszystkie te lata w nadziei na zmianę na lepsze. Coraz bardziej upewniała się w postanowieniu, by z nim zerwać, ale czekała, aż stan Juliana się poprawi. Nie doczekała się. Nigdy nie poczuł się na tyle dobrze, by bez wyrzutów sumienia mogła go zostawić.
Ze smutnych wspomnień wyrwało ją pojawienie się kelnera. By zająć czymś dłonie, sięgnęła po wodę i zaczęła ją sączyć, studiując uważnie twarz Huntera znad krawędzi szklanki. Taki seksapil u mężczyzn powinien być zabroniony. Ciekawe, jak wyglądało to rosłe ciało bez ubrania… Jej wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach.
Seks z Julianem był… skomplikowany. Brakowało mu sił, godziła się więc na to, by jak najszybciej osiągał rozkosz, kosztem jej przyjemności. Złościła się, ale bardziej na siebie niż na niego – przecież był chory! Po jego śmierci nawet nie próbowała znaleźć nowego kochanka. Seks kojarzył jej się z rozczarowaniem i frustracją. Ale teraz, siedząc naprzeciw Huntera, nie potrafiła przestać myśleć o jego ciele! Podejrzewała, że nie zdarzało mu się nie zaspokoić partnerki. Wystarczyło, że spojrzał na nią, a już przeszywał ją rozkoszny prąd. Millie zacisnęła mocniej uda. Nagle zrobiło jej się nieznośnie gorąco. Pomiędzy czarnymi brwiami Huntera pojawiła się zmarszczka zamyślenia. Obracał w dłoniach szklankę, ale nie upił jeszcze ani kropli drinka.
– Zastanawiam się, dlaczego po ewidentnym fiasku naszej pierwszej randki zdecydowałaś się na drugą?
– To nie randka. Chciałam porozmawiać o… czymś innym.
– Tak? – Wpatrywał się w nią teraz z zainteresowaniem, badawczo, bacznie.
Znów oblizała zaschnięte usta. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na ruchu jej języka. Millie zadrżała.
– Chciałam skorzystać z twojej profesjonalnej porady – wykrztusiła.
Hunter zerknął na pierścionek zaręczynowy od Juliana, który nadal nosiła. Szczerze mówiąc, nie podobał jej się zbytnio, ale poczucie winy nie pozwalało jej go zdjąć. Hunter wiedział, że Julian nie żyje, napomknął o tym podczas ich pierwszego spotkania.
– Nie jesteś zamężna, ja specjalizuję się w rozwodach, więc… Chyba że coś ukrywasz…
Oczywiście, że ukrywała, i to wiele, przed nim i przed wszystkimi innymi. Nie kochała Juliana. Kiedy umarł, trzy dni przed ich ślubem, poczuła coś na kształt ulgi. Jednak rolę zrozpaczonej narzeczonej odgrywała szalenie przekonywująco. Czuła się jak oszustka. Rozpaczała oczywiście, straciła przyjaciela. Ale Julian nie był miłością jej życia. Millie przyglądała się kostkom lodu topniejącym w wodzie mineralnej.
– Nie mam męża, ale moja matka ma, niestety. Rozwiedziesz ją? – zapytała po prostu.
Długo milczał, patrząc jej bacznie w oczy, aż musiała ponownie zwilżyć usta koniuszkiem języka. Znowu zawiesił wzrok na jej wargach. Millie poczuła falę podniecenia.
– Dlaczego ja? – zapytał krótko.
Millie odstawiła szklankę na stolik i usiadła prosto. Starała się zachować pozory spokoju, ale wewnątrz płonęła. Ubrania zaczęły ją uwierać, a skóra wydawała się wrażliwa na najlżejszy dotyk najbardziej nawet miękkiego materiału. Musiała się jednak skupić, by nie wymknęła jej się kompromitująca prawda o sytuacji matki. Kolejny z jej pilnie strzeżonych sekretów. Dziedziczka fortuny Eleanora Donnelly-Clarke po wszystkich swoich rozwodach została praktycznie bez grosza. Natura dała matce Millie olśniewającą urodę, ale także ciężką dysleksję. Każdy kolejny mąż wykorzystywał jej problem z czytaniem skomplikowanych prawnych formułek. Również ostatni nie zamierzał przegapić takiej szansy. Gdyby nie fundusz powierniczy stworzony przez dziadka dla Millie, obie dawno już wylądowałyby na bruku bez grosza przy duszy. Millie musiała jednak dbać o własną firmę jubilerską, a nie bez końca spłacać zobowiązania matki. Na kolejny kosztowny rozwód z pewnością nie mogła sobie pozwolić. Dlatego schowała dumę do kieszeni.
– Podobno jesteś najlepszy.
Uśmiechnął się kącikami ust, ale komplement ewidentnie nie zrobił na nim większego wrażenia. Siedział odchylony nonszalancko do tyłu i emanował pewnością siebie, której Millie mogła mu tylko pozazdrościć.
– A ja myślałem, że chcesz się ze mną przespać. – Omiótł ją gorącym, powolnym spojrzeniem.
Millie uśmiechnęła się, mimo mocno zaciśniętych zębów.
– Niestety nie.
– Niestety? – Oczy Huntera rozbłysły niebezpiecznie.
Millie miała wrażenie, że wypiła wiadro szampana, a nie szklankę wody, tak mocno kręciło jej się w głowie. Najważniejsze, to się nie zdradzić, powtarzała w myślach, nie pozwolić, by zauważył, że z trudem odrywała wzrok od jego zmysłowych, grzesznych ust…
– Dan i Beth sądzą, że jesteś w moim typie, ale mylą się. Niestety.
Hunter uśmiechnął się kusząco, wystawiając jej samokontrolę na próbę.
– Ty też nie jesteś w moim typie, a jednak nasi przyjaciele zdają się uważać, że idealnie do siebie pasujemy. Ciekawe, nieprawdaż? – zauważył żartobliwie.
Arogant, mruknęła w myślach.
– Ubzdurali sobie, że romans z tobą pomógłby mi zapomnieć o śmierci narzeczonego – odparowała surowym, wiktoriańskim tonem. – Obawiam się, że przeceniają moc twojego wdzięku osobistego – dodała złośliwie.
Hunter roześmiał się, ale jego oczy spoważniały.
– Może potrzebujesz czasu, żeby pogodzić się z jego odejściem.
– Może. – Nie była pewna, czy kiedykolwiek pogodzi się z utratą marzenia o szczęśliwym życiu u boku ukochanego mężczyzny po tym, jak jej związek z Julianem zamienił się w koszmar.
Hunter przyglądał jej się uważnie. Jako najwyższej klasy prawnik potrafił zapewne czytać pomiędzy wierszami. Czy przejrzał i ją? Kiedy zawiesił wzrok na jej ustach, czas stanął.
– A więc chodzi o rozwód twojej matki.
Nagła zmiana tematu otrzeźwiła ją.
– Powinienem cię ostrzec, że nie jestem tani.
Millie zignorowała ukłucie strachu – wynagrodzenie prawnika na pewno uczyni mniejszy wyłom w jej oszczędnościach niż kolejny rozwód matki.
– Stać mnie – oznajmiła, unosząc dumnie głowę.
Po chwili pełnego napięcia milczenia Hunter odezwał się wreszcie.
– Dlaczego miałabyś płacić za matkę?
Millie westchnęła ciężko i odwróciła wzrok.
– Przyszły były mąż mojej matki wydał sporo pieniędzy, jej pieniędzy, na jakiś podejrzany interes, który oczywiście okazał się klapą. Miał także kochankę, którą utrzymywał, drenując konto żony. Matka zwróci mi pieniądze, gdy tylko stanie na nogi. – Jeśli stanie na nogi, poprawiła się w myślach.
Znowu zapadła cisza. Hunter wyraźnie intensywnie coś rozważał.
– Mam dla ciebie propozycję. Dam ci zniżkę, jeśli zjesz jutro ze mną kolację.
Millie otworzyła bezwiednie usta ze zdumienia.
– Kolację? – wykrztusiła.
– Jadasz czasami, prawda?
– Tak, ale…
– Daj mi jeszcze jedną szansę, bym ci udowodnił moc mojego wdzięku osobistego – zażartował z błyskiem w oku.
– Przecież sam stwierdziłeś, że nie jestem w twoim typie.
– Co nie znaczy, że nie możemy spędzić razem miło czasu. Oczyścić powietrze po katastrofie naszej pierwszej randki.
Millie natychmiast zaczęła się zastanawiać, co się kryło za jego propozycją. Czy jej obojętność potraktował jako wyzwanie? Często się zastanawiała, czy gdyby ich randka nie wypadła w rocznicę śmierci Juliana, oparłaby się Hunterowi tak łatwo. Mimo złego humoru i wrogiego nastawienia, już wtedy zauważyła jego zapierającą dech w piersi prezencję. Musiałaby być z kamienia, żeby nie zareagować na tak oszałamiająco przystojnego mężczyznę. Millie przybrała obojętną minę, by nie karmić i tak ogromnego ego Huntera.
– Muszę sprawdzić w kalendarzu…
– Sprawdź. – Skinieniem głowy wskazał jej torebkę.
Jego ciemne, gorące oczy rzucały jej wyzwanie. Oprzyj mi się, jeśli potrafisz, zdawały się mówić.
Wyjęła telefon z torebki, zerknęła na kalendarz, wiedząc doskonale, że nie ma w nim zaplanowanego żadnego spotkania na jutrzejszy wieczór. Miała za to mętlik w głowie. Powinna się zgodzić czy nie? Obiecał jej zniżkę, ale dlaczego? Im dłużej z nim rozmawiała, tym bardziej ją intrygował. Nigdy nie spotkała nikogo równie pewnego siebie. Wiedział, czego chciał, dokładnie takiego prawnika potrzebowała jej matka. Millie schowała telefon do torebki i zamknęła ją głośno.
– Wygląda na to, że jestem wolna.
– Świetnie. Gdzie mieszkasz? Przyjadę po ciebie o siódmej.
– Nie trzeba – zaoponowała. – Sama dojadę, tak jak ostatnio.
Rzucił jej nieustępliwe spojrzenie.
– Zróbmy wszystko inaczej. Przyjadę po ciebie, a po kolacji odwiozę cię do domu.
Millie postanowiła nie wykłócać się o szczegóły i podała mu adres.
– Kiedy możesz się spotkać z moją matką? Wiem, że jesteś strasznie zajęty, pewnie nie masz czasu…
– Znajdę czas. Jutro o ósmej rano, może być?
Millie odetchnęła z ulgą.
– Tak szybko? Nie wiem, jak ci dziękować. Chciałabym przyjść z nią, nie masz nic przeciwko?
– Nie, oczywiście, że nie. Przynieście wszystkie dokumenty: wyciągi bankowe, PIT-y, listę wspólnych aktywów. Możecie też spisać wszystko, co wiecie o drugiej stronie. Od kiedy są w separacji?
– Od paru miesięcy.
– A jak długo są małżeństwem?
– Cztery lata. – Po chwili dodała niechętnie: – To czwarty mąż matki. Wszystkie poprzednie małżeństwa zakończyły się rozwodem.
Hunter nie wyglądał na zszokowanego. Dla niego rozwody stanowiły chleb powszedni. Codziennie spotykał ludzi, których namiętna miłość zamieniła się we wrogość. Millie podejrzewała, że dlatego stracił wiarę w miłość i trwałe związki i zapracował sobie na reputację playboya.
– Który z mężów matki był twoim ojcem? – Hunter przerwał jej rozmyślania.
– Żaden. – Millie wpatrywała się w krawat Huntera, unikając jego wzroku. – Umarł parę miesięcy przed moimi narodzinami. Myślę, że próbowała zastąpić mojego ojca innym mężczyzną, ale nikt nie dorastał mu do pięt. Dlatego pozostała przy jego nazwisku, choć kolejni mężowie próbowali jej to wybić z głowy.
Hunter sięgnął po drinka. Upił niewielki łyk i odstawił szklankę.
– Życie nie z każdym obchodzi się łagodnie – zauważył filozoficznie.
– Prawda. – Zerknęła na pierścionek po Julianie.
Los potraktował go wyjątkowo okrutnie. Choroba zredukowała go do zgorzkniałego frustrata. Mimo to Millie trwała przy nim, uwięziona przez poczucie obowiązku, które nie opuściło jej nawet po jego śmierci. I poczucie winy – nie kochała go bowiem tak, jak powinna. Był dla niej jedynie przyjacielem.
Telefon w kieszeni Huntera zadzwonił nagle. Zerknął na ekran i skrzywił się.
– Muszę odebrać, przepraszam. – Wstał. – Za chwilę wrócę – dodał i wyszedł na zewnątrz.
Millie nie miała co robić, więc zajęła się swoim ulubionym zajęciem: zamartwianiem się. Może nie powinna była prosić Huntera o pomoc w rozwodzie matki?