Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Dwanaście tajemnic / W ogrodach Toskanii
Zajrzyj do książki

Dwanaście tajemnic / W ogrodach Toskanii

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-291-1704-3
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329117043
Tytuł oryginalnyHis Innocent Unwrapped in IcelandRoccati's Marriage Revenge
TłumaczBarbara KosiackaAlina Patkowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-09-09
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Dwanaście tajemnic" oraz "W ogrodach Toskanii", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Everett Drake właśnie zakończył pracę agenta rządowego. Nareszcie będzie żył bez stresu i natłoku zadań. W samolocie do Miami poznaje Biancę Palmer i umawia się z nią na randkę. Na tym jego spokój się kończy. Bianca jest ścigana przez grupę przestępczą. Everett siłą rzeczy zostaje wciągnięty w sprawę, zresztą i tak nie zostawiłby pięknej Bianki bez pomocy… 

Wakacje na Bali – brzmi jak marzenie, ale Kitty O’Hanlon, która przyjechała tu jako opiekunka do dzieci, nie miała ani chwili, by pójść na plażę i skorzystać z uroków tego miejsca. Jest tak zmęczona, że nie martwi jej konieczność powrotu do Londynu. Gdy ostatniego wieczoru poznaje w barze niezwykle przystojnego Santiaga Teveza, postanawia zrobić sobie choć jedną przyjemność i spędza z nim cudowną noc. Nazajutrz rozstaną się bez bólu i na zawsze. Tak przynajmniej sądzi… 

Fragment książki

Isla Kendrick, otulona delikatnym jedwabiem sukni ślubnej w kolorze kości słoniowej, stała w przedsionku starożytnego opactwa, w którym miała za chwilę wziąć ślub. Ściskała kurczowo bukiet delikatnych różowych peonii, jakby był jej ostatnią deską ratunku.
Orion North, mężczyzna, który od roku usiłował przejąć Rodzinne Święta Kendricków – firmę, która w rodzinie Davida Kendricka była od pokoleń, zapewniając najwyższej jakości produkty i usługi bożonarodzeniowe – patrzył na nią wzrokiem pozbawionym emocji, zimnym jak zawsze.
Pojawił się magicznie w kościelnym przedsionku, podczas gdy ona zastanawiała się, co tutaj w ogóle robi. Z pewnością nie zapraszała go na ślub, nie zrobił tego też jej przybrany ojciec. Oczywiście poznała go przy stole zarządu, gdy negocjowano wykup firmy jej ojca, a także potem, podczas pełnienia funkcji w firmie. Uważała, że jest zimny i zdecydowanie nie dało się go lubić.
Teraz lubiła go nawet jeszcze mniej. Zaborczo zawłaszczał uwagę, co było jednym z powodów jej awersji.
Wysoki na sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów, z szerokimi barami i muskularną budową przypominał raczej wojownika niż multimilionera, którym był. Górował nad większością ludzi niczym olbrzymi dąb wystający ponad konary pozostałych drzew. Jednocześnie był jednym z najbardziej przerażających najeźdźców, którzy mogli pojawić się w firmie, a przy tym miał zimne, zachłanne spojrzenie, choć pewnie uśmiech wojownika byłby tu bardziej na miejscu.
Do tego był zabójczo pociągający, co wcale jej do niego nie przekonywało. Jego surowość i obcesowość same w sobie nie dodawały mu uroku, ale połączenie prostych czarnych brwi, dumnie uniesionego nosa, kształtu ust oraz oczu w kolorze starożytnego bursztynu powodowało, że ludzie zwracali na niego uwagę.
Isla nie chciał się w niego wpatrywać. Nie chciała, by jej oddech przyspieszał za każdym razem, gdy się pojawiał. Był wilkiem, drapieżnikiem i nienawidziła tego, że w jego towarzystwie czuła się jak bezwolna ofiara. Nie, żeby kiedykolwiek wykonał w jej kierunku jakiś ruch. Czasami zdarzało jej się wychwycić wpatrzony w nią nieobecny wzrok z końca stołu zarządu, nigdy jednak nie odezwał się do niej ani słowem, skąd więc jego obecność tutaj?
Zupełnie tak, jak nie miała pojęcia, czemu kołował nad firmą od tak długiego czasu niczym sęp nad lwem, który jeszcze nie umarł. Dotąd nie wykonał żadnego ruchu, co wzbudzało strach jej ojca od samego początku pojawienia się Northa, który słynął z gwałtownego dokańczania spraw i przejmowania firm.
Spojrzał na jej druhny, które natychmiast przestały poprawiać tren jej sukni i prowadzone poleceniem wydanym bez słów opuściły pomieszczenie, zostawiając Islę z nim sam na sam.
Przeszedł ją zimny dreszcz.
Od rana była nerwowa, bez końca zastanawiając się, czy decyzja poślubienia Gianniego, jednego z protegowanych jej ojca, była właściwa. Ojciec przedstawił ich sobie pół roku temu, a Isla natychmiast zrozumiała, że to sygnał, że zdaniem Davida powinna się ustatkować. Dla firmy rodzina miała ogromne znaczenie, szczególnie dla zarządu. Samotność nie sprzyjała jej dziedzictwu, a skoro Gianni był miły i znajdował się na liście jej ojca, zaczęła się z nim spotykać.
A kiedy oświadczył się sześć miesięcy później, przyjęła go.
Nie kochała go, ale to nie miało znaczenia. David uważał, że będzie z niego odpowiedni mąż i zięć, a ponieważ Isla bardzo chciała, żeby był z niej dumny, zgodziła się. I tak chciała założyć rodzinę, więc czemu nie? Tyle że przedślubna trema zdawała się przeczyć temu postanowieniu, a pojawienie się Oriona nie pomagało.
Miał dziś na sobie szyty na miarę garnitur w kolorze szarej gołębicy, przez co wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż zwykle, co zwiększyło jej niepokój. Za chwilę miała wyjść za mąż, nie powinna spoglądać na innych mężczyzn. Nie powinna nawet zauważyć jego obecności.
Ignorując drętwienie, uniosła brodę i wpatrywała się w mężczyznę, który tak bezceremonialnie zakłócił jej przygotowania. 
– Cóż pan tu robi, panie North? – zapytała, umyślnie imitując ton, którego ojciec używał podczas zebrań. Nie do końca wyszło tak, jak chciała. – Jeśli pan nie zauważył, właśnie wychodzę za mąż i nie przypominam sobie, żeby znajdował się pan na liście zaproszonych gości.
Ostre rysy Oriona nie zdradzały żadnych emocji, w oczach jednak pojawił się dziwny błysk. 
– Nie – powiedział spokojnie. – Nie zostałem zaproszony.
– Co więc pan tu robi?
– Nie chciałbym być posłańcem przynoszącym złe wieści, Islo, a jednak muszę cię poinformować, że pan młody się nie stawi.
Jego słowa zupełnie nie miały sensu. 
– Jak to się nie stawi? Co masz na myśli?
– Dziś rano wyleciał prywatnym samolotem do Rzymu. – Głos Oriona brzmiał szorstko. – Doradziłem mu, żeby nie zapuszczał się na mój teren i zaoferowałem pokaźną sumę pieniędzy, żeby odpuścił. Skorzystał z okazji.
Isla zamrugała w niedowierzaniu. Na jego teren? O czym on, do diabła, mówi? 
– Przepraszam, co zrobiłeś?
Orion nie wykonał żadnego ruchu, w jego oczach jednak znów pojawił się ten sam dziwny, ciepły blask. 
– Nie ożeni się z tobą, Islo. Ani dziś, ani jutro, ani nawet za miesiąc. Właściwie śmiem twierdzić, że nigdy tego nie zrobi.
W przedsionku zaległa ogłuszająca cisza. Bukiet peonii wyśliznął się ze zdrętwiałych palców i uderzył o kamienną posadzkę, rozsypując płatki. 
– Co? – spytała ochrypłym głosem. – Nie rozumiem.
Orion nachylił się i podniósł bukiet, a do pomieszczenia wszedł nieznany jej mężczyzna. Orion wyszeptał do niego kilka słów i mężczyzna wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Coś dziwnego się tu działo.
– Panie North, oczekuję wyjaśnień. Gdzie jest Gianni? Dlaczego go tu nie ma? I co miał pan na myśli, opłacając jego odejście?
W kościele rozszedł się szmer i odgłosy niespokojnych rozmów. Było w nim pięciuset gości czekających na jej ślub, śmietanka londyńskiej socjety, wielu znajomych ojca, nie wspominając o rodzinie Gianniego. Jednak coś niepokojącego się działo, skoro podniósł się taki gwar.
Orion zbliżył się o krok i wręczył jej bukiet. 
– Tak jak mówiłem, jest w drodze do Rzymu. Zapłaciłem mu, bo nigdy nie powinien był ci się oświadczać. 
Nie wiedziała, co się działo dookoła, ale musiała wziąć się w garść. Ojciec zawsze powtarzał, że zachowanie spokoju w sytuacjach kryzysowych to cenna umiejętność i że zanim przejmie firmę, musi ją opanować. Szczerze mówiąc, wiele jeszcze musiała się nauczyć, zanim zostanie dyrektorem, i choć część z tych umiejętności była łatwa, pozostałe stanowiły wyzwanie. David twierdził, że musi nabrać dystansu, bo zbyt mocno jest zależna od emocji.
Isla sama to wiedziała. Jej wybuchowy charakter był powodem, dla którego nie udała się jej pierwsza adopcja. Kiedy więc David postanowił adoptować ją w wieku dwunastu lat, postanowiła trzymać swój charakter na wodzy i być córką idealną.
Jednak w obliczu szoku, jakiego doznała na wieść, że stojący przed nią mężczyzna opłacił jej narzeczonego, by ten ją opuścił, wszelkie umiejętności trzymania nerwów na wodzy zdawały się zawodzić.
– Dlaczego niby nie powinien był prosić mnie o rękę?
– Ponieważ cię nie kocha – odpowiedział Orion bez wahania. – A ty nie kochasz jego.
Isla patrzyła w zadziwieniu. Nic z tego nie miało sensu. Ani jego obecność, ani nieobecność Gianniego, ani to, co do niej mówił.
– To… zupełnie nie twoja sprawa.
– W sumie racja. – W jego głosie była taka pewność, jak gdyby znał jej uczucia lepiej od niej. – Zamierzałaś za niego wyjść, bo chciał tego David.
Pulsująca w jej żyłach złość coraz bardziej groziła nagłym wybuchem. 
– Nie bądź śmieszny. Nic o nas nie wiesz. – Z całych sił starała się wyglądać na przyszłą panią prezes, a nie na rozgniewaną sierotę. – Nie ma znaczenia, ile mu zapłaciłeś. Masz go tu ściągnąć z powrotem.
Orion patrzył na nią ze stoickim spokojem tymi swoimi wilczymi oczami. 
– Nie – odpowiedział tym samym spokojnym tonem. – Nie ma mowy.
Końcówki jej palców zaczęły marznąć. Zza drzwi dochodził coraz głośniejszy szmer. 
To nie mogła być prawda. To się nie działo. Gianni na pewno czeka na nią przed ołtarzem.
Ale do tej pory wysłałby już kogoś, żeby sprawdził, skąd to opóźnienie.
Fakt. A jednak poza pracownikiem Oriona nikt się nie pojawił.
Zadrżała, gdy rzeczywistość w końcu zaczęła do niej docierać. Ani Gianni, ani jej ojciec się nie pojawili, a głosy gości za drzwiami były coraz głośniejsze.
Orion ze spokojem stał naprzeciw niej i wpatrywał się w nią.
Nagle zagrzmiało jej w uszach, a podłoga usunęła się spod stóp, ale niespodziewanie ciepła, silna dłoń złapała jej rękę.
Orion. Jego uchwyt był silny i pewny, z solidnością góry przytrzymał ją w pionie, choć kolana się pod nią ugięły.
– Wiem, że to dla ciebie szok – kontynuował spokojnym tonem – ale nie przyjechałem tu po to, żeby cię skrzywdzić.
– Nic nie rozumiem. – Nie podobało jej się, że brzmiała tak żałośnie. – Po co więc tu jesteś?
Dłoń podtrzymująca jej łokieć była ciepła, co stanowiło ogromny kontrast z chłodnym głosem. A jednak bursztynowe oczy znów zapłonęły. 
– A jak myślisz? Jestem tu, żeby go zastąpić i ożenić się z tobą.

Orion przyglądał się, gdy jej błękitne oczy rozszerzały się ze zdziwienia.
Wcale się temu nie dziwił. W końcu to były bardzo szokujące oświadczyny.
Taki właśnie był plan, nad którym pracował od kilku miesięcy, właściwie od dnia, w którym dowiedział się, że Isla Kendrick ma poślubić jednego z protegowanych jej ojca. Orion po prostu nie mógł na to pozwolić.
Od miesięcy wprowadzał swój plan w życie, początkowo zamierzając zbliżyć się do niej powoli. Kiedy jednak ogłoszono jej zaręczyny, czego się nie spodziewał, musiał wprowadzić zmiany.
Nie był w niej zakochany. Miłość w dzisiejszych czasach nie była w jego zasięgu. A jednak musiał przyznać, że owładnęła nim swego rodzaju fascynacja.
Wszystko zaczęło się podczas gali w National Gallery, gdzie zobaczył ją pomiędzy innymi gośćmi stojącą przed obrazem z zachwytem wymalowanym na twarzy. 
Nie wiedział jeszcze, kim była, ale ten zachwyt zdawał się ją rozświetlać, co przyciągnęło jego uwagę. Sprawdził później, cóż to za dzieło tak bardzo ją fascynowało, ale ku jego zdziwieniu był to po prostu obraz nocnego nieba van Gogha.
Orion nie lubił sytuacji, które były dla niego niejasne. Podszedł więc i zapytał, co w tym obrazie wzbudziło w niej takie emocje.
Uśmiechnęła się niczym słońce wschodzące w środku zimy i zaczęła mówić o pociągnięciach pędzla, warstwach farby, płynnym ruchu na niebie i o tym, jak to wszystko razem uformowało niesamowitą całość. Gestykulowała z gracją równą tej, z jaką wypowiadała słowa, a on patrzył na nią oczarowany.
Nigdy specjalnie nie interesował się sztuką, więc takie impulsy były dla niego zagadką. Był prosto rozumującym człowiekiem. Nie umiał tworzyć. Kiedyś, bardzo dawno temu próbował coś sam zbudować, ale porażka go załamała. Więcej już nie zawracał sobie tym głowy. Satysfakcję przynosiło mu badanie zepsutych systemów i wyszukiwanie powodów, dla których nie działały, a potem podejmowanie decyzji, co z nimi zrobić. Trochę jak mechanik samochodowy, który decyduje, jakie części oddać na złom, a które poddać rewitalizacji, żeby maszyna działała.
Był w tym dobry.
Dlatego stanowiło dla niego zagadkę, dlaczego ta kobieta opowiadająca z egzaltacją o kawałku płótna tak go zafascynowała. Chodziło o coś w niej. O sposób, w jaki ożyła, który tak bardzo pochłonął jego uwagę, że nie potrafił zrobić w tym momencie nic poza wpatrywaniem się w nią.
Tego wieczoru zdecydował, że musi się o niej dowiedzieć czegoś więcej.
Odkrycie, że była adoptowaną córką Davida Kendricka i dziedziczką jego podupadającej firmy nie zajęło dużo czasu. Jej adopcja trzynaście lat temu odbiła się szerokim echem w gazetach. „Bezdzietny magnat firmy świątecznej adoptuje dwunastolatkę w Boże Narodzenie”. Kendrick wykorzystał jej potencjał. Sam będąc sierotą, Orion był ciekaw, jakiego rodzaju bizneswoman z niej wyrosła. Może przy omawianiu projektów ożywiała się równie mocno, jak przy opisie obrazów?
Nie w tym przypadku, co początkowo go przytłoczyło. Była milcząca, ledwie odpowiadała zapytana i wydawała się niepewna siebie. Zupełnie inaczej, niż przedstawiał ją Kendrick, twierdząc, że jest olśniewająca.
Jej blade oblicze nie przypominało obrazu pani dyrektor z burzą złotych włosów, ciemnoniebieskimi oczami i gładką skórą. Wyglądała jak porcelanowa lalka, o ile porcelanowe lalki mogły być niewysokie i krągłe, z wyraźnie zaokrąglonymi piersiami, biodrami i udami. Drzemiące w nim zwierzęce instynkty doceniały walory jej kobiecości, choć na sali zarządu nie rozpalała się jak w galerii.
Była dla niego zagadką, a on lubił zagadki. Wykorzystał więc możliwość zaproponowania Kendrickowi odkupienie jego firmy, by zdobyć możliwość przyjrzenia się Isli Kendrick bliżej i odkryć, cóż tak wyjątkowego w sobie kryła.
Była bardzo poukładana, choć czasem z eleganckiego koka wyłaniał się jakiś niesforny blond kosmyk. Czasem również rozmazywała się jej nieznacznie szminka wokół dolnej wargi. No i górny guzik w nieskazitelnie wyprasowanej bluzce nie zawsze był zapięty.
Nie tylko to. Podczas rzadkich momentów, w których się odzywała, zauważył, że czasem przybierała pozę, której wcale nie potrzebowała. Wyczuwał w jej słowach brak głębi, zupełnie przeciwny temu, co słyszał w jej słowach przy obrazie, a to intrygowało go jeszcze bardziej.
Wielokrotnie próbował z nią porozmawiać, ale szybko stało się jasne, że go nie lubiła i celowo unikała kontaktu. Przyzwyczaił się już do bycia nielubianym. Nikt nie żywił ciepłych uczuć w stosunku do pirata, który przybywał na statek, by go ograbić. A jednak w jej przypadku niechęć okazała się irytująca.
Próbował ułożyć plan przekonania jej do siebie, kiedy nadeszła wiadomość o jej zaręczynach. Wtedy zdecydował się przejąć inicjatywę.
Między zaręczynami a ślubem był zaledwie tydzień przerwy, nie było więc czasu na zwłokę. Żadnej finezji i delikatności. Już wtedy wiedział, że małżeństwo zostało zaaranżowane przez Kendricka, by umocnić jej słabą pozycję w firmie i nie było tu mowy o miłości, choć nawet gdyby była, nie powstrzymałoby to jego planów, ale w tej chwili nie miał żadnych skrupułów przed zrobieniem ruchu w dniu ślubu. 
To był idealny moment na wykorzystanie elementu zaskoczenia na swoją korzyść, a nie byłby bezdusznym przedsiębiorcą, gdyby nie umiał korzystać z nadarzających się okazji. Był mężczyzną, który dostawał, czego chciał, a w tej chwili chciał jej.
Dzień przed ślubem udał się do Kendricka i poinformował go, że chce Isli, dodając, że jeśli Kendrick wie, co dobre dla jego firmy, to pozwoli mu ją mieć. Zainteresowanie Oriona jego firmą spędzało starszemu mężczyźnie sen z powiek, tym bardziej, że w obecnej sytuacji firma była łatwym obiektem do przejęcia. Odpowiedział więc Orionowi, że w takim razie będzie musiał wykupić jego udziały za stosowną kwotę i zapewnić go, że Isla pozostanie dyrektorem przedsiębiorstwa, gdyż rodzinna firma świąteczna potrzebowała na czele Kendricka, najlepiej w formalnym związku. Nalegał również, żeby firma pozostała w nienaruszonym stanie przez rok od ślubu i żeby przez ten czas utrzymał małżeństwo, a dopiero po roku zdecydował, co dalej zrobić i z jednym, i z drugim.
Orion nie żywił żadnych uczuć wobec przedsiębiorstwa. Mógł utrzymać je przez rok, by potem sprzedać co najlepsze kąski. Nie dbał również o to, czy Isla będzie dyrektorem. Chciał jednak zabezpieczyć swoje środki i ją, skoro więc musiał w tym celu się z nią ożenić, nie widział przeszkód. Dla niego małżeństwo zawsze było bezsensowną instytucją, a rok to wystarczająco dużo na zaspokojenie swojej fascynacji.
Nie samo małżeństwo stanowiło tu największy problem.
Na szczęście miał w rękawie atuty w postaci wsparcia samego Kendricka i dobrze przygotowanej przemowy przedstawiającej korzyści dla obu zainteresowanych stron. Pozostało ją do tego przekonać.
Upadek welonu nie zdołał odwrócić jego uwagi od faktu, że jej ciemne oczy zrobiły się jeszcze ciemniejsze pod wpływem szoku i że bardzo pobladła. Była prawie tak biała, jak jej ślubna suknia. 
– Mam wyjść za ciebie? – Jej lekki głos zaczął chrypieć. – Oszalałeś?
– Nie. Pomyśl o tym jak o okazji.
– Okazji? – Kilka kolejnych płatków z udręczonego bukietu spadło na podłogę. – Okazji na co?
Lekko zacisnął dłoń podtrzymującą jej łokieć w nadziei, że kontakt fizyczny złagodzi uczucie szoku. Powtarzał sobie, że to nie ma nic wspólnego z ciepłem jej jedwabistej skóry, które zapierało mu dech w piersi.

Fragment książki

Vitale Roccanti, bankier z bardzo starej i arystokratycznej rodziny, otworzył przyniesioną przez prywatnego detektywa kartonową teczkę i przyjrzał się fotografii czterech osób siedzących przy stole. Grecki milioner Sergios Demonides podejmował Monty’ego Blake’a, Brytyjczyka, właściciela sieci hoteli Royale, wraz z jego piękną żoną Ingrid i ich córką Zarą. Zara, nazywana przez media Dzwoneczkiem ze względu na status celebrytki, o włosach ufarbowanych na srebrzystozłoty kolor i  figurze elfa, miała na palcu pierścionek, który sprawiał wrażenie zaręczynowego. Najwyraźniej plotki o wykupie sieci Royale przez greckiego biznesmena oraz połączeniu obu rodzin małżeństwem były prawdziwe, choć nie wydano żadnego oficjalnego oświadczenia, zapewne ze względu na znaną niechęć Demonidesa do mediów. 
Vitale zmarszczył brwi i jego szczupła, przystojna twarz stwardniała. Na widok uśmiechniętego, świetnie prosperującego Blake’a zbierało mu się na mdłości. Na krótką chwilę wrócił wspomnieniami do siostry, która utonęła, gdy miał trzynaście lat. Siostra była jedyną osobą, która prawdziwie go kochała, i jej śmierć pozostawiła go samego w nieprzyjaznym świecie. A teraz zbliżała się chwila, do której dążył od prawie dwudziestu lat. Blake miał wkrótce odnieść największy tryumf w życiu – zostać teściem potężnego Sergiosa Demonidesa i Vitale wiedział, że jeśli będzie czekał dłużej, to jego ofiara stanie się nietykalna. 
Ale w jaki sposób udało się Blake’owi złapać na haczyk tak wielką rybę? Co ich łączyło oprócz faktu, że sieć hoteli Royale należała niegdyś do dziadka Demonidesa, o czym zresztą mało kto wiedział? Czy Blake zawdzięczał swój szczęśliwy los tylko opiewanym przez media urokom Zary, o której zresztą pisano, że mózg ma równie niewielki jak ciało? Czy mogło chodzić tylko o nią? Vitale skrzywił się pogardliwie. On sam nigdy nie stracił zdrowego rozsądku dla kobiety i przypuszczał, że pod tym względem Demonides jest do niego podobny. Gdyby udało mu się doprowadzić do zerwania zaręczyn, to może nie doszłoby do wykupu i Monty Blake, który rozpaczliwie potrzebował kupca na swoje hotele, popadłby w ruinę. 
Vitale nigdy nie przypuszczał, że osobista zemsta stanie się dla niego tak ważna ani że uda mu się na tyle zbliżyć do ofiary, by ta zemsta stała się możliwa, był jednak przekonany, że Blake’owi należy wymierzyć sprawiedliwość. Czy kara nie powinna być adekwatna do przestępstwa? To nie była odpowiednia chwila na szlachetność, nie mógł sobie pozwolić na przestrzeganie granic przyzwoitości. Musiał zadać cios poniżej pasa, by ukarać człowieka, który zostawił jego siostrę i jej nienarodzone dziecko na łaskę żywiołu. 
Vitale zawsze miał powodzenie u kobiet. Przyjrzał się uważnie fotografii Dzwoneczka i jego usta drgnęły. Nie miał nic przeciwko temu, by brzydko się z nią zabawić. Cierpienie podobno uszlachetnia. Córka Blake’a, z twarzą w kształcie serca i wielkimi niebieskimi oczami, niewątpliwie była piękna, ale wydawała się również płytka jak kałuża i z całą pewnością nie wyglądała na dziewicę. Zapewne będzie żałować utraty tak bogatego kandydata do ręki jak Demonides, Vitale jednak sądził, że podobnie jak jej matka, która również była ulubienicą mediów, ma skórę grubą jak nosorożec i serce z kamienia, toteż szybko pogodzi się z rozczarowaniem. A jeśli przy okazji trochę zmądrzeje, to może jej wyjść tylko na korzyść.

– Nie mogę uwierzyć, że zgodziłaś się wyjść za Sergiosa Demonidesa – powiedziała Bee i w jej zielonych oczach błysnęła troska.
Bee była tylko odrobinę wyższa od swojej przyrodniej siostry i choć miały tego samego ojca, zupełnie inaczej zbudowana. Zara wyglądała tak krucho, jakby mógł ją unieść byle wiatr, Bee zaś odziedziczyła po matce Hiszpance gęste czarne włosy, oliwkową cerę i kształtną, zaokrągloną figurę. Była dzieckiem z pierwszego małżeństwa Monty’ego Blake’a, które zakończyło się rozwodem, ale łączyły ją z Zarą bliskie i ciepłe relacje. Monty miał jeszcze trzecią córkę o imieniu Tawny, owoc pozamałżeńskiego romansu. Zara i Bee nie znały jej dobrze, bo matka Tawny wciąż żywiła urazę do ich ojca za to, jak ją potraktował. 
– Dlaczego miałabym się nie zgodzić? – Zara wzruszyła szczupłymi ramionami. Bardzo lubiła Bee i nie chciała, by siostra martwiła się o nią, toteż starała się mówić lekkim tonem. – Znudziło mi się już bycie singielką i lubię dzieci.
– Jak bycie singielką może się komukolwiek znudzić? Przecież masz zaledwie dwadzieścia dwa lata i nie jesteś zakochana w Demonidesie! – zawołała Bee z niedowierzaniem.
– No, wiesz…
– Nie kochasz go przecież! Na litość boską, prawie go nie znasz! – upierała się Bee. Widziała Sergiosa Demonidesa tylko raz, ale wyostrzony zmysł obserwacji oraz przeglądarka internetowa ostrzegły ją, że jest to zbyt ciężki kaliber dla jej delikatnej siostry. Demonides, znany kobieciarz, był do tego zimny i wyrachowany. 
Zara uniosła głowę wyżej.
– To zależy, czego się chce od małżeństwa. Sergios potrzebuje kogoś, kto zająłby się dziećmi.
Bee zmarszczyła brwi.
– Mówisz o tych trojgu dzieciach jego kuzynki?
Zara skinęła głową. Przed kilkoma miesiącami kuzyn Sergiosa i jego żona zginęli w wypadku samochodowym i jej przyszły mąż został prawnym opiekunem trójki ich dzieci. Demonides był budzącym respekt tytanem biznesu, armatorem, wiele podróżował i bardzo dużo pracował. Szczerze mówiąc – a w życiu Zary było bardzo niewiele osób, z którymi mogła być szczera – Sergios przestał ją onieśmielać, gdy wyznał, że potrzebuje żony tylko po to, by dać matkę dzieciom, które ma pod opieką. Zara sądziła, że odnajdzie się w tej roli.
Dzieci miały od sześciu miesięcy do trzech lat i w tej chwili były wychowywane przez służbę. Najwyraźniej nie czuły się dobrze w nowym domu. Sergios był bogaty i potężny; jego troska o dzieci wywarła na Zarze wrażenie. Sam pochodził z dysfunkcyjnej rodziny i chciał dla nich jak najlepiej, ale po prostu nie wiedział, co powinien robić, i był przekonany, że kobieta poradzi sobie tam, gdzie on czuł się bezradny. Zara ze swojej strony bardzo chciała wreszcie zrobić coś, z czego jej rodzice mogliby być dumni. Tragiczna śmierć jej brata bliźniaka Toma w wieku dwudziestu lat pozostawiła ziejącą pustką wyrwę w jej rodzinie. Zara uwielbiała brata i nie przeszkadzało jej nawet to, że Tom był faworytem rodziców; przeciwnie, cieszyła się, że jego sukcesy w nauce odwracały ich uwagę od jej porażek. Rzuciła szkołę średnią, gdy nie była w stanie poradzić sobie z egzaminami. Tom tymczasem studiował biznes na uniwersytecie i zamierzał pracować w firmie ojca, kiedy zdarzył się ten okropny wypadek i zginął na miejscu w swoim sportowym samochodzie.
Najsmutniejsze było to, że jej uroczy, odnoszący sukcesy brat w przeciwieństwie do niej spełniał wszelkie wyobrażenia rodziców o tym, jakie powinny być ich dzieci. Od dnia jego śmierci ojciec znacznie częściej wybuchał niekontrolowaną złością i Zara gotowa była na wszystko, by w jakikolwiek sposób zrekompensować rodzicom to, że Tom zginął, a ona wciąż żyła. Przez całe życie bezskutecznie walczyła o ich aprobatę i po śmierci Toma zastanawiała się, dlaczego to on umarł, a nie ona. Tom często mówił jej, że nie wykorzystuje swojego życia tak, jak mogłaby. Jego zdaniem nie powinna pozwalać, by kiepskie zdanie ojca o jej zdolnościach miało na nią tak wielki wpływ. W dniu pogrzebu brata obiecała sobie, że uczci pamięć o nim, starając się w przyszłości wykorzystać każdą możliwość uszczęśliwienia rodziców. Niestety, cała edukacja Zary miała ją przygotować do roli wzorowej żony bogatego człowieka, zatem mogła ich zadowolić, jedynie wychodząc za mąż za człowieka sukcesu. Ale dzieci w londyńskim domu Sergiosa poruszyły jej serce. Sama była kiedyś takim nieszczęśliwym dzieckiem i potrafiła zrozumieć ich uczucia. Patrząc na ich smutne twarzyczki, poczuła, że wreszcie może stać się dla kogoś ważna i zrobić coś dobrego. Sergios jej nie potrzebował, ale te dzieci tak. Była przekonana, że sprawdzi się jako matka; do tego się nadawała. W tej roli mogła nawet błyszczeć, a to znaczyło dla niej bardzo wiele. 
Gdy zgodziła się wyjść za Sergiosa, ojciec po raz pierwszy w życiu spojrzał na nią z dumą. Poczuła się akceptowana i szczęśliwa; wiedziała, że nigdy nie zapomni tej chwili. Ojciec uśmiechnął się, poklepał ją po ramieniu i powiedział: „Dobra robota”. Ta chwila była dla Zary warta więcej niż milion funtów. Była też przekonana, że małżeństwo z Sergiosem da jej wolność – wolność od ojca, którego wybuchów gniewu wciąż się obawiała, ale również od duszących oczekiwań jej pięknej, wyrafinowanej matki o wielkich ambicjach towarzyskich, wolność od monotonii zakupów i spotkań z odpowiednimi ludźmi w odpowiednich miejscach, od egoistycznych mężczyzn, którzy traktowali ją jak kolejną zdobycz do łóżka. Miała nadzieję, że ta wolność pozwoli jej po raz pierwszy w życiu poczuć się sobą. 
– A co się stanie, jeśli spotkasz kogoś, kogo pokochasz? – zapytała Bee po długiej chwili. 
– Nic takiego się nie zdarzy – odrzekła Zara z wielką pewnością siebie. Przeszła przez etap złamanego serca jako osiemnastolatka i to rozczarowanie nauczyło ją, że mężczyźni nie są warci jej uczuć.
Bee jęknęła głośno. 
– Zapomnij wreszcie o tym Julianie!
– Mnóstwo razy widziałam, jak mężczyźni potrafią się zachowywać, i teraz nie jestem już w stanie uwierzyć w miłość i wierność – stwierdziła Zara z cynicznym błyskiem w niebieskich oczach. – Wszystkim chodzi albo o pieniądze ojca, albo o przygodę na jedną noc. 
– Przecież nigdy nie byłaś dla nikogo przygodą na jedną noc – zauważyła Bee sucho. Kolorowa prasa przypisywała Zarze całe stado kochanków, ale Bee doskonale wiedziała, że jej siostra pozostawała zupełnie obojętna na mężczyzn, których spotykała.
– Kto w to uwierzy? Sergiosa zresztą nic to nie obchodzi. Nie potrzebuje mnie pod tym względem. – Wolała nie dodawać, że ten brak zainteresowania był jej bardzo na rękę. Żadnemu mężczyźnie nie wierzyła na tyle, by wejść w fizyczny związek, ale o tak intymnych sprawach nie miała ochoty rozmawiać nawet z siostrą. 
Na twarzy Bee pojawiło się jeszcze większe zdumienie. 
– Boże drogi. Chcesz mi powiedzieć, że naprawdę zgodziłaś się na otwarte małżeństwo?
– Bee, nic mnie nie obchodzi, co Sergios będzie robił, dopóki będzie robił to dyskretnie. Jemu taki układ też odpowiada. 
W oczach siostry błysnęła dezaprobata.
– Nic z tego nie wyjdzie. Jesteś zbyt uczuciowa, żeby wejść w tego typu związek w tak młodym wieku! 
Zara uniosła głowę wyżej.
– Zawarliśmy układ. Sergios zgodził się na to, że będę mieszkała z dziećmi w Londynie i dopóki nie znajdę stałej pracy, będę mogła prowadzić firmę Edith.
Zdumiona tą informacją Bee potrząsnęła głową jeszcze bardziej krytycznie. Rodzice Zary zareagowali śmiechem, kiedy ich córka odziedziczyła po swojej ciotce Edith niewielką, lecz prężnie działającą firmę zajmującą się projektowaniem ogrodów. Blake’owie pogardliwie odnieśli się do pomysłu, że ich córka dyslektyczka mogłaby prowadzić jakikolwiek biznes, nie wspominając już o takim, który wymagał specjalistycznej wiedzy, pomimo tego że w ostatnich latach Zara, która zawsze podzielała zamiłowanie ciotki do pięknych ogrodów, skończyła kilka kursów projektowania zieleni. W domu wybuchły wielkie awantury. Zara odważyła się przeciwstawić snobistycznym, owładniętym manią kontroli rodzicom, odmówiła sprzedaży firmy i uparła się, że będzie ją prowadzić osobiście. 
– Muszę mieć własne życie – powiedziała teraz z desperacją w głosie.
Bee zauważyła łzy w jej oczach i ze współczuciem wzięła siostrę za rękę.
– Oczywiście, że tak. Ale nie sądzę, by małżeństwo z Sergiosem miało ci w tym pomóc. Zamienisz tylko jedno więzienie na drugie. On będzie próbował zrobić z tobą to samo co rodzice. Proszę, przemyśl to jeszcze raz. On mi się nie spodobał i nie mam do niego zaufania. 
Wyjeżdżając ze specjalnie przystosowanego domu, w którym Bee mieszkała ze swoją niepełnosprawną matką, Zara miała o czym myśleć. Wiedziała, że nie ma sensu wychodzić za mąż tylko po to, by zmienić coś w życiu, ale była przekonana, że jako przedsiębiorca i biznesmen Sergios znacznie lepiej niż rodzice zrozumie jej pragnienie, by prowadzić własną firmę. Zapewne będzie również szczęśliwszy, gdy jego żona będzie miała własne zainteresowania i nie będzie domagać się od niego nieustannej uwagi, a rodzice w końcu będą mogli być dumni, że ich córka jest żoną tak ważnego człowieka. Dlaczego Bee nie mogła zrozumieć, że to małżeństwo przyniesie korzyści wszystkim? Tak czy owak, Zara nie wierzyła, że jeszcze kiedyś się zakocha. Było to równie prawdopodobne jak to, że miałaby przespacerować się nago po ulicy. Miłość zmieniała ludzi w idiotów. Kontrakt małżeński odpowiadał jej znacznie bardziej.
Jej matka poślubiła mężczyznę, który przez cały czas miał jakieś romanse. Ingrid była Szwedką i w przeszłości pracowała jako modelka. Pochodziła z ubogiej rodziny i dlatego idealizowała męża, luksusowy styl życia oraz status społeczny, jaki jej dawał. Bez względu na to, co Monty Blake robił i jak często tracił panowanie nad sobą, Ingrid wybaczała mu i obwiniała siebie za jego wady. A za zamkniętymi drzwiami wady jej ojca stawały się przerażające – bardziej przerażające niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. 
Zaparkowała przy szkółce ogrodniczej, która była częścią firmy Blooming Perfect, i poszła do malutkiego biura. Rob, manager zatrudniony przez jej ojca, podniósł się z uśmiechem.
– Właśnie miałem zamiar do ciebie zadzwonić. Dostaniemy chyba zlecenie z zagranicy.
– Skąd? – zdziwiła się Zara.
– Z Włoch. Klientowi bardzo się spodobał jeden z ogrodów, które twoja ciotka zaprojektowała w Toskanii. 
Zara zmarszczyła brwi. Mieli już wcześniej kilku potencjalnych klientów, którzy wycofali się, gdy usłyszeli o śmierci Edith. 
– Powiedziałeś mu, że ciotka nie żyje?
– Tak. Powiedziałem, że robisz bardzo podobne projekty jak Edith, ale nieco bardziej współczesne – wyjaśnił Rob. – Nie zmienił zdania. Chce ci pokazać ogród i pokrywa wszystkie koszty. Zdaje się, że to jakiś deweloper, który odnowił dom i teraz chce się zabrać za ogród. Wygląda na to, że ten projekt wart jest kupę pieniędzy. To może być szansa, na którą czekałaś.
Pokazał jej notes z zapisanymi szczegółami. Zara spojrzała na notatkę z wahaniem. Czytanie zawsze przychodziło jej z dużym wysiłkiem, a pismo ręczne jeszcze trudniej było zrozumieć niż druk. 
– Mój Boże, to wielka szansa – powiedziała grzecznie.
– Przepraszam, zapomniałem – mruknął Rob. Wyjął notes z jej rąk i przeczytał wszystkie informacje na głos. 
Ponieważ pracowali razem, Zara musiała mu powiedzieć o swojej dysleksji. Rob zajmował się tym, czego ona nie była w stanie robić. Wciąż jednak czuła się upokorzona w chwilach, gdy nie była w stanie ukryć swojej ułomności. Przypominały jej się wtedy okropne szkolne czasy, gdy ojciec wciąż powtarzał, że jest głupia i szalał nad kiepskimi ocenami ze szkoły, utwierdzając ją w przekonaniu, że normalni ludzie potrafią pisać i czytać bez żadnych trudności. Zara wciąż nie mogła się pogodzić z myślą, że jest inna, i nie cierpiała przyznawać się do swojej dysleksji przed innymi. 
Teraz jednak jej skrępowanie szybko minęło, zastąpione entuzjazmem. Miała przed sobą prawdziwie twórcze wyzwanie. Jeśli nie liczyć projektów, przy których pracowała razem z Edith, jej dotychczasowe doświadczenie ograniczało się do niewielkich miejskich ogródków z ograniczonym budżetem. Brakowało w jej portfolio dużego projektu. Pomyślała, że jeśli uda jej się stanąć na wysokości zadania, to zbuduje dla swojej firmy renomę bez konieczności odwoływania się wciąż do dzieł ciotki, a jadąc do Włoch, udowodni Sergiosowi i rodzicom, że poważnie traktuje swoją pracę. Może wtedy przestaną traktować jej firmę jak nieszkodliwe hobby. 
– Zadzwoń do niego i ustal szczegóły – poprosiła Roba. – Polecę tam jak najszybciej.
Pojechała jeszcze sprawdzić stan prac przy dwóch aktualnych zleceniach. Jeden projekt posuwał się do przodu, a drugi stanął w miejscu, robotnicy natrafili bowiem na instalacje, o istnieniu których nie mieli wcześniej pojęcia. Uspokajanie klienta i znalezienie sposobu ominięcia problemu zabrało jej kilka godzin i dopiero po szóstej dotarła do swojego mieszkania, wydzielonego z domu rodziców. Wolałaby większą niezależność, ale nie chciała zostawiać matki samej z ojcem. Wiedziała, że w jej obecności Monty Blake przynajmniej stara się kontrolować swoje wybuchy złości. 
Królik Fluffy czekał na nią przy drzwiach. Nakarmiła go i pogłaskała miękkie futerko. W dziesięć minut później pojawiła się Ingrid Blake, piękna, chuda jak wieszak kobieta, która zupełnie nie wyglądała na swoje czterdzieści trzy lata. 
– Gdzieś ty była przez całe popołudnie? – zapytała niecierpliwie. 
Na dźwięk jej ostrego głosu Fluffy szybko skrył się w swoim domku.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel