Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Dziewczyna o słodkim głosie / Słoneczne Rodos
Zajrzyj do książki

Dziewczyna o słodkim głosie / Słoneczne Rodos

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-291-1385-4
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329113854
Tytuł oryginalnyCinderella and the Outback BillionaireThe Greek's Marriage Bargain
TłumaczBarbara KosiackaJanusz Maćczak
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-05-13
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Dziewczyna o słodkim głosie" oraz "Słoneczne Rodos", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Znany milioner i playboy Reid Blake rozbija helikopter, próbując wylądować na australijskiej pustyni. Na pomoc rannemu pilotowi śpieszy Ari Cohen. Gdy kilka miesięcy później Reid wraca do zdrowia i odzyskuje wzrok, ogłasza publicznie, że szuka dziewczyny, która uratowała mu życie. Nikt się jednak nie zgłasza. Reid już się zaczyna zastanawiać, czy ta odważna dziewczyna o słodkim głosie nie była tylko wytworem jego wyobraźni, ale wtedy na przyjęciu spotyka Ari…

Grecki potentat finansowy Xenon Kanellis nie może się pogodzić z najboleśniejszą w jego życiu porażką, z odejściem żony Lexi. Po dwóch latach nadarza się okazja, by nakłonić ją do powrotu. Brat Lexi ma kłopoty. Xenon zgadza się mu pomóc, jeśli żona pojedzie z nim na Rodos na rodzinną uroczystość. Liczy na to, że wspólny wyjazd wskrzesi dawną miłość i uratuje małżeństwo…

Fragment książki

– Musisz jechać.
Reid Blake spojrzał na starszego brata znad komputera, który dopiero co zaczął ściągać mejle, i zmarszczył brwi. Zadziwiające, zważywszy na morderczą reputację i gniewne spojrzenie Judaha, że ostra nuta w jego tonie w ogóle nie zrobiła wrażenia na jego młodszym bracie.
– Dlaczego mam wyjeżdżać? Dopiero co przyjechałem. Muszę też zaznaczyć, że twoja urocza córeczka zaprosiła mnie dzisiaj na herbatkę pod schodami. Właśnie robi dla nas babeczki.
Na wzmiankę o córce twarz Judaha złagodniała. I nic dziwnego. Piper Blake była małą spryciarą z uśmiechem anioła. Judah nie umiał jej niczego odmówić, a mała skutecznie to wykorzystywała.
Judah westchnął i oparł swoje imponujące ciało o rzeźbioną framugę. Jeddah Creek pełne było tego typu zdobień upamiętniających arystokratyczne pochodzenie Judaha jako królewskiego lorda, pomimo jego wychowania w australijskiej głuszy.
– Jeśli nie wyjedziesz teraz, będziesz musiał zostać na noc i zarzucić plandekę na tego komara, którego zwiesz helikopterem. Nadchodzi burza piaskowa.
Reid westchnął głośno. Połączenie z siecią było tu, mówiąc oględnie, kiepskie i to była ostatnia szansa na załadowanie mejli, zanim znajdzie się całkiem poza zasięgiem.
– Czemu za każdym razem, kiedy uda mi się wyrwać na kilka dni do Cooper’s Crossing, pogoda musi się zepsuć? Czyżbym nie zasługiwał na chwilę odpoczynku od tego szaleństwa? Wierz mi, niczego tak bardzo nie potrzebuję, jak odrobiny samotności.
– To zostaw w spokoju internet i idź jej poszukać.
– Nie mogę. Czekam na informację zwrotną w sprawie nowego prototypu silnika, który wysłałem na początku tygodnia. Nie łatwo jest być geniuszem od silników, pracoholikiem, playboyem, miliarderem i kawalerem w jednym. Traktują mnie jak zwierzynę łowną. Nigdy nie wiesz, czy komuś zależy na tobie, czy na twoich pieniądzach. A nowy, napędzany energią słoneczną silnik prawdopodobnie zrewolucjonizuje latanie.
– Nie jesteś playboyem.
Prawda, ale mediów zupełnie to nie obchodziło.
– Ty to wiesz i ja to wiem, i mam nadzieję, że wie o tym te kilka kobiet, z którymi się do tej pory spotykałem. Reszta świata ma na ten temat zupełnie inne zdanie.
– Mówiąc o kobietach, z którymi się spotykałeś...
– Lepiej nie.
– Twój przyjaciel Carrick Masterton dzwonił tu przedwczoraj, próbując cię namierzyć. Wspominał coś, że masz być świadkiem na jego ślubie.
– Już mu odmówiłem.
Nigdy nie umawiaj się z dziewczyną swojego najlepszego przyjaciela. Reid złamał tą zasadę sześć lat temu, licząc, że Jenna będzie tą jedyną. Po sześciu miesiącach Jenna sprzedała jego prywatne informacje prasie i zadeklarowała się jako aktywistka ochrony środowiska. Ogłosiła przy tym, że jest on skupionym na pieniądzach kapitalistą, który nie dba o środowisko naturalne, bez względu na to, jak kreuje się w mediach. Na deser zdyskredytowała jego zdolności seksualne i określiła go mianem najbardziej niedostępnej emocjonalnie osoby na świecie. To zerwanie kosztowało go kilka lukratywnych umów i przyjaźń.
– Jenna będzie druhną na tym ślubie. Widocznie chce zakopać topór wojenny.
– Cóż za łaskawość.
– W rzeczy samej. Jeszcze coś odnośnie do mojego życia prywatnego?
– Wycofuję się.
– Jeśli Carrick zadzwoni ponownie, powiedz mu, że nie jesteś moją sekretarką.
– Tak zrobiłem. Byłem jednak ciekaw twojego zdania w tej sprawie.
– Najwyraźniej pozostaję małostkowy i chowam urazę. Tak to przynajmniej przedstawią mediom. Cokolwiek zrobię, i tak będzie źle. W prezencie ślubnym podarowałem mu dwutygodniowe wakacje na rafie koralowej, all inclusive. Pewnie dlatego zadzwonił. Jestem ciekaw, czy zrealizuje voucher, czy uzna, że go obrażam i go zignoruje.
– Wysyłasz go na naszą wyspę?
– Oczywiście, że nie. Zdjęcia naszej ulubionej chaty natychmiast rozprzestrzeniłyby się po całym internecie. Narzeczona Carricka jest influencerką.
– Hura – odpowiedział Judah z sarkazmem.
– Wysłałem ich na wyspę popularną wśród nowożeńców, z którą nie mamy nic wspólnego. Jeśli pojadą, z pewnością im się spodoba.
– Nieźle.
– Wypatruj informacji o mojej niekwestionowanej hojności lub o tym, jak bardzo jestem bezduszny. Albo obu naraz.
– Oprawię w ramki i powieszę na ścianie nad basenem.
Uśmiechnął się.
– Sęk w tym, że naprawdę życzę mojemu szkolnemu kumplowi silnego, szczęśliwego małżeństwa. Chcę tego i dla niego, i dla siebie samego.
Samotność zdecydowanie mu dokuczała.
Judah westchnął i pogładził się swoją ogromną ręką po karku – wyraźny znak, że rozmowa zeszła na tematy, w których nie czuł się komfortowo.
– Zostajesz czy wyjeżdżasz?
– Wyjeżdżam. Jak tylko dostanę moje babeczki, pożegnam się z twoimi dziewczynami. Masz świadomość, że one lubią mnie bardziej niż ciebie?
– Gdybym w to uwierzył, musiałbym cię zastrzelić.
– Tak tylko mówisz, ale nie zrobiłbyś tego, prawda?
– Podobno trening czyni mistrza – zaśmiał się Judah.
Dzięki silnej więzi mogli sobie żartować z wypadku, który wtrącił Judaha do więzienia na wiele lat. Z drugiej jednak strony, Reid miał swoje podejrzenia co do tego, co wydarzyło się w noc strzelaniny, ale jak bardzo by się nie starał, brat nie chciał mu tego wyjawić.
– Burza nadciąga. Czas wyjechać.
– Do zobaczenia za tydzień.
– Wszystko jest przygotowane na twój przyjazd.
– Nie musiałeś.
– I nic nie zrobiłem. Gert wszystko przygotowała.
Gert była dochodzącą służącą, od kiedy Reid pamiętał. Obsługiwała jeszcze dwa inne domostwa. Objeżdżała je co dwa tygodnie. Kiedy Judah i Reid kupili Cooper’s Crossing, tak już było i wydawało im się sensowne utrzymanie tej rotacji, dopóki Gert ta praca będzie odpowiadała.
– Leć bezpiecznie.
Reid kiwnął głową, chowając laptopa do torby. Latał helikopterem, od kiedy był nastolatkiem, a budował je, od kiedy skończył dwadzieścia lat. Ten „komar” na zewnątrz miał nowoczesny silnik, który dawał mu dwa razy więcej mocy, niż mieli jego konkurenci.
– Zawsze.

Dwadzieścia minut później, po szybkim sprawdzeniu helikoptera i zjedzeniu dwóch babeczek, Reid kierował się na północ. Był sam i bardzo mu to odpowiadało.
Spośród braci Blake, to Judah był tym izolującym się. To oznaczało, że na barkach Reida spoczywała większość odpowiedzialności za firmę, którą dzielili. Reid był typem showmana, z którym absolutnie każdy mógł rozmawiać bez lęku. Nikt, włącznie z jego bratem, nie miał pojęcia, jak bardzo Reid nienawidził tego życia na świeczniku. Ani jak bardzo żałował utworzonego przez lata wizerunku nonszalanckiego, niezniszczalnego playboya. Głównie dlatego, że przez te lata nie dopuszczał do swoich prawdziwych uczuć nikogo, a teraz nie wiedział już, jak to zmienić.
Każdy ruch wykonany przez jego firmę był szczegółowo analizowany przez media, inne przedsiębiorstwa zajmujące się energią odnawialną i bezustannie rosnącą grupę lobbystów. Rynek stale się rozszerzał i powoli go przerastał. Tęsknił za starymi, dobrymi czasami, gdy jako samotny siedemnastolatek po śmierci rodziców i aresztowaniu brata za morderstwo zajmował się jedynie ranczem.
Stare dobre czasy.
W pobliżu nie było żadnego obytego dorosłego, kiedy jego brat wyszedł z więzienia, i razem podjęli decyzję o zakupieniu terenów i zamienieniu ich w rezerwat. Nie miał kto powstrzymać Reida przed zainwestowaniem pieniędzy w energię odnawialną i prototypy ekologicznych silników samolotowych. Nikt nie ostrzegł ich przed zmianami, które pojawiły się wraz z ogromnymi pieniędzmi, władzą i pozycją, które przyciągały jeszcze więcej pieniędzy i odpowiedzialności, czy byli na nie gotowi, czy nie. A oni udowodnili, że do tego dorośli. Reid był dumny ze wszystkiego, co udało im się z Judahem osiągnąć. Ale bywały dni, i właśnie nadszedł jeden z nich, w których pragnął jedynie błękitu rozciągającego się wokół nieba i czerwieni gleby pod nim.
Skierował helikopter na północ, a jego uwaga rozdzieliła się pomiędzy surowe piękno pustkowia i zarys burzy nadciągającej z zachodu. Burze piaskowe nie były rzadkim zjawiskiem, niemniej jednak wlatywanie w nie helikopterem nie było dobrym pomysłem. Same prądy powietrzne wywołane przez burzę były niebezpieczne. W razie potrzeby lepiej byłoby wylądować i przeczekać, ale nie taki był plan.
– No dalej, maleńki, pokaż, co potrafisz.
Przyspieszył i poczuł znajomy dreszcz podniecenia. Latanie było jego pierwszą miłością i nadal uważał je za bardziej ekscytujące niż seks. Nie, żeby kiedykolwiek przyznał się do tego głośno. Nie pozbyłby się śmieszności takiego stwierdzenia już nigdy.
Milioner podrywacz. Media podchwyciły i rozpowszechniły ten przydomek, ludzie w niego uwierzyli, a fakt, że Reid często z niego żartował, traktując go jak tarczę do ochrony wrażliwego serca, tylko go uwiarygodnił. Nawet przed tragicznym w skutkach związkiem z Jenną, Reid nigdy nie potrafił ocenić, czy kobieta zbliżała się do niego z właściwych pobudek. Zbyt wiele kobiet, które spotkał, pragnęło tylko jego pieniędzy. Lub zamierzało wykorzystać jego koneksje do własnych celów.
Romantyczne relacje stały się tak strasznie wyrachowane ostatnimi czasy.
Ściana pyłu zbliżała się niepokojąco.
– Maleńki – poklepał z czułością deskę rozdzielczą – musimy nieco przyspieszyć.

Ari Cohen spojrzała gniewnie na nadciągającą za nią ścianę pyłu. Pojawiła się znikąd i zmierzała prosto na nią, co oznaczało, że musiała zwinąć obóz i jak najszybciej zapakować, co tylko zdoła, do swojego pickupa. Potem przydałoby się przytwierdzić samochód linami do metrowych pali, wbitych jak najgłębiej w piach, by w miarę bezpiecznie mogła przeczekać burzę w kabinie. Miała już do czynienia z burzami piaskowymi, jednak jeszcze nigdy nie widziała tak wielkiej czerwonej ściany. Wiatr targał jej włosy i unosił poły namiotu, gdy w pośpiechu zwijała go, by umieścić w kabinie. Obok położyła kuchenkę gazową, narzekając pod nosem na niewiarygodne prognozy pogody i fakt, że nikogo nie obchodziło, co dzieje się na tym pustkowiu. Nie, żeby ktokolwiek poza obłędnie bogatymi braćmi Blake zamieszkiwał te tereny.
Ari właśnie przymocowywała liny, gdy zobaczyła niewyraźny kształt, który okazał się maleńkim helikopterem. Jeżeli osoba pilotująca to maleństwo miała nadzieję, że uda jej się uniknąć zderzenia z nadciągającą burzą, była w wielkim błędzie.
– Ląduj, szaleńcze! – krzyknęła, pomimo że pilot nie mógł jej usłyszeć.
Zamarła, gdyż helikopter uniósł się, po czym wiatr zniósł go w prawo. Nie chciała być świadkiem tragedii. Marzyła jedynie o wczołganiu się pod pickupa i przeczekaniu burzy, ale nie mogła się powstrzymać od obserwowania walki tego maleństwa z siłami natury.
– Ląduj! – krzyknęła jeszcze raz.
Jakby została usłyszana, helikopter zawrócił, nachylił się i popędził w dół ku ziemi.
– Ale nie tak!
Mogła zapomnieć o zabezpieczeniu pickupa. Jeżeli to małe bzyczące urządzenie miało wylądować, będzie to twarde lądowanie, a poza nią nie było nikogo, kto mógłby podążyć z pomocą.
Urodziła i wychowała się na skraju tej pustyni i miała świadomość, co działo się z ludźmi pozostawionymi tu bez pomocy. Ta ziemia nie wybaczała błędów.
A ktokolwiek siedział za sterami helikoptera, będzie potrzebował pomocy.
Przeklinając, uwolniła samochód i odpaliła silnik. Nie miała pewności, czy razem z nim nie zostanie zmieciona przez burzę. Jednak bez ociągania się ruszyła na północ, trzymając kierownicę luźno, na wypadek gdyby piach pociągnął koła w którymś kierunku.
Obserwowała helikopter walczący z podmuchami kapryśnego wiatru. Jeszcze nie opadł, ale zniżał się coraz bardziej.
– Walcz! – Trzymała kciuki za nieznanego pilota.

Pomimo lat doświadczenia w lataniu, Reid nigdy dotąd nie widział takiej pogody. Jedyne, co liczyło się w tej chwili, to bezpiecznie posadzić maszynę na ziemi. Zdawał sobie jednak sprawę, że równie dobrze może za chwilę zginąć. Instrumenty pokładowe nie działały, nie był w stanie zobaczyć ziemi.
A jednak wciąż walczył. Próbował wyczuć, w którą stronę lądować. Powoli, delikatnie.
To przecież nie mogło się tak skończyć.

To był cud, że Ari w ogóle zdołała odnaleźć miejsce katastrofy. Jednak w pobliżu nie widziała nikogo. Może pilot wypadł z maszyny wcześniej?
Wyłączyła silnik pickupa ze świadomością, że być może nie uda jej się go już odpalić. Ale to był problem na później. W tej chwili liczyło się to, że w kabinie miała powietrze pozbawione pyłu.
Na zewnątrz mogła umrzeć.
Gdzieś tam był człowiek. Jeśli jeszcze żył, jego życie było zagrożone, chyba że szybko znajdzie schronienie. Wzięła nylonowy pas przeznaczony do zabezpieczania ładunku i przewiązała go w pasie. Założyła okulary słoneczne, a wokół twarzy owinęła szal. Żałowała, że nie ma przy sobie gogli do nurkowania, bo zdecydowanie zrobiłaby z nich teraz użytek.
Ari opuściła bezpieczny pojazd. Walcząc z wiatrem, przyczepiła drugi koniec pasa do poręczy samochodu i ruszyła w poszukiwaniu rozbitka.
– Walcz! – wyszeptała pod szalem. – Czuję, że gdzieś tu jesteś. Idę po ciebie. Nie trać nadziei.

Oddychał. Zewsząd słychać było dźwięk łopoczącego na wietrze materiału i nic nie było widać, ale oddychał i nie był sam.
– Kto tu jest? – Jego głos zabrzmiał sucho, a głowa potwornie bolała. Z trudem udało mu się wydobyć słowa.
– On mówi. – Głos, który mu odpowiedział, zabrzmiał lekko histerycznie, niemniej jednak nigdy w życiu nie był tak wdzięczny za towarzystwo. – Słuchaj. Czy w helikopterze był jeszcze ktoś?
– Nie.
– To dobrze. – Kobieta odetchnęła z ulgą. – To bardzo dobrze.
– Gdzie jesteśmy?
– W namiocie koło wraku twojego helikoptera. Nie wiedziałam, czy bezpiecznie jest cię ruszyć, przeniosłam więc tu namiot. Jest burza piaskowa. Tu jest źle, ale na zewnątrz jest znacznie gorzej.
– Nic nie widzę.
– Jest ciemno. To przez piasek.
– Nie. Ja nie widzę.
Cisza.
– Powiedz coś! – zażądał. Wyciągnął rękę i złapał za gołe ramię tuż powyżej łokcia. Ciepłe i żywe. – Nic nie widzę. – Poczuł na dłoni uspokajające głaskanie.
– Jestem pewna, że uderzyłeś się w głowę – powiedziała spokojnie.
To było oczywiste. Niemniej jednak żył, oddychał i nie był sam.
– Zostaniesz ze mną? – To było bardzo ważne, żeby ten piękny, spanikowany głos nie zniknął.
– Nigdzie się nie wybieram.
– Nic nie widzę. – Ciemność go obezwładniała.
– Słyszę. – Podniosła jego dłoń do swoich ust. – Znalazłam cię. Nie umiem ci pomóc.
Znów odpływał, jego świadomość ulatywała wraz z narastającym bólem.
– Zostań – błagał. Wiedział, że prosi o wiele, ale nie chciał umierać w samotności.
– Myślę, że nie umrzesz. Twój puls jest całkiem silny. – Czytała mu w myślach? Skąd wiedziała?
– Mówisz na głos – wyjaśniła. Zaśmiał się, a przynajmniej próbował, po czym zdał sobie sprawę, że jakikolwiek ruch nie był dobrym pomysłem.
– Ja nie… Nie mogę…
– Mówisz i żyjesz. Damy sobie radę.
Ścisnął jej dłoń, a ona w odpowiedzi ścisnęła jego. Chwilę potem pochłonęła go ciemność.

Kiedy Reid odzyskał przytomność, jego zbawicielka leżała zwinięta w kłębek za nim, trzymając go wciąż za nadgarstek, jakby cały czas sprawdzała jego puls.
Namiot. Powiedziała, że rozstawiła go nad nimi. Nie szarpał go już wiatr, a jednak nadal czuć było w powietrzu nienaturalną ciężkość i ciszę.
Mógł poruszać palcami u stóp i nogami. Rękoma również. Myślał. Oddychał.
Nadal jednak nie widział.
– Dużo czasu minęło? – Ciało obok niego poruszyło się. Nie spała.
– Trochę.
– Już chyba nie wieje.
– To pewnie dlatego, że namiot w połowie jest zasypany piaskiem.
Poruszyła się. Wyobraził sobie, że opiera się na łokciu. Próbował wymyślić, jak mogła wyglądać, ale nie miał pojęcia.
– Czy ktoś będzie miał coś przeciw, jeśli nigdy już nie puszczę twojej ręki?
– Ja będę miała. Ale poza mną raczej nikt.
– Ile masz lat?
– Dwadzieścia trzy.
– Ładna jesteś?
– A czy to ma jakieś znaczenie?
– To znaczy nie?
– Przystojniaku, utknąłeś ze mną w namiocie na samym środku pustyni, w trakcie burzy piaskowej, właśnie mam zamiar podać ci wodę i jedzenie, a ty mnie nie widzisz. Naprawdę obchodzi cię, jak wyglądam?
Cóż, kiedy tak na to spojrzeć…
– Mam na imię Reid.
– Wiem, kim jesteś. – Puściła jego nadgarstek i odsunęła się.
– Zaczekaj! – krzyknął w przypływie paniki i usiłował się podnieść, ale poczuł potworny ból głowy.
– Zaraz wracam – powiedziała i przytrzymała go ręką. – Mój pickup jest niedaleko, ale w tym piasku nawet ja go nie widzę. Jestem do niego przywiązana, więc trafię. – Przesunęła jego dłoń do swojej talii, by mógł wyczuć nylonową linę. – Muszę tylko podążyć za liną.
– A jak wrócisz?
– Znalazłam cię, prawda? Cofnęłam się po namiot i zdołałam go rozstawić. Nie było to ani łatwe, ani zabawne. W samochodzie mam też różne środki przeciwbólowe. Myślisz, że warto po nie pójść?
– Przynieś je.
– To puść moją rękę.
No i tu pojawił się problem. Nie zamierzał pozwolić jej odejść.
– Zostań. Tam jest niebezpiecznie.
– A co z lekami?
– A kto ich potrzebuje?
– Zdaje się, że ty.
Słuszna uwaga.
– Skąd się tu wzięłaś? – To było zupełne pustkowie. Ludzie tu nie mieszkali. Nikt tędy nie podróżował. – Jesteś prawdziwa?

Fragment książki

Gdyby Lexi nie była tak zaabsorbowana srebrnymi kolczykami odbijającymi światło przy każdym poruszeniu, może zignorowałaby ostry dzwonek do drzwi. Jednak otworzyła je z roztargnieniem i ujrzała znajomą barczystą sylwetkę swojego męża, z którym pozostawała obecnie w separacji.
Stał w niewzruszonej pozie. Zdawał się wchłaniać całe otaczające go światło, jak bibuła wchłania plamę atramentu. Serce Lexi ścisnęło się boleśnie. Gdy ostatnio widziała tego mężczyznę, z furią wiązał krawat. Niebieski krawat, przypomniała sobie. W kolorze jego oczu.
Spojrzenie tych oczu sparzyło ją niczym kobaltowy płomień. Miała wrażenie, że rozbiera ją wzrokiem. Powiedział jej kiedyś, że ilekroć mężczyzna patrzy na kobietę, wyobraża sobie, jak by się z nią kochał. A ona mu uwierzyła, ponieważ Xenon był ekspertem w sprawach seksu, jej zaś brakowało doświadczenia.
Teraz serce mocno zabiło jej w piersi.
Dlaczego się tu zjawił?
Jego widok ją zaszokował. W oczach Xenona również dostrzegła zaskoczenie, choć niewątpliwie z całkiem odmiennego powodu. Wiedziała, że obecnie w niczym nie przypominała wytwornej, wyrafinowanej kobiety, jaką poślubił. Była nieuczesana i byle jak ubrana. Przestała nosić modne kreacje i jeździć sportowym samochodem do salonów fryzjerskich.
On natomiast, oczywiście, wyglądał imponująco jak zawsze. Wysoki, czarnowłosy, o oliwkowej cerze i niebieskich oczach, Xenon Kanellis emanował władczą aurą i był legendarną postacią w ojczystej Grecji. Mężczyzna, którego nie chciała nigdy więcej widzieć.
– X-Xenon... – zająknęła się na imieniu, którego od dawna nie wymawiała.
– Dzięki Bogu – rzekł z tak dobrze jej znanym ironicznym uśmiechem. – Już myślałem, że mnie zapomniałaś.
Niemal się roześmiała. Prędzej zapomniałaby swoje imię! Co prawda obecnie już nie zajmował jej myśli nieustannie, jak tuż po ich rozstaniu. Powiedziała sobie wtedy, że musi wziąć się w garść i zwalczyć obsesję na punkcie tego mężczyzny. Ta udzielona samej sobie ostra reprymenda pomogła jej przetrwać tamten ponury okres, kiedy czuła się, jakby pękło jej serce.
I w końcu doszła do siebie. Ostatecznie przecież przeżyła gorsze rzeczy niż to małżeństwo, na które w ogóle nie powinna była się zdecydować.
– Niełatwo cię zapomnieć – odparła i dorzuciła: – Niestety.
Roześmiał się. Odwykła od dźwięku męskiego śmiechu, podobnie jak od widoku mężczyzny w progu swojego domu.
Przeszył ją przenikliwym spojrzeniem.
– Nie zaprosisz mnie do środka?
Ogarnęły ją nagle niepokój i złe przeczucie.
– A po co?
– Nie jesteś ani trochę ciekawa, dlaczego odbyłem długą drogę z Londynu do tej zapadłej dziury, w której postanowiłaś zamieszkać?
– Niewątpliwie miałeś na celu wyłącznie własną korzyść. A skoro tak, mnie to nie interesuje. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
– Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewien – rzekł ostro.
– Twoje zawoalowane groźby na mnie nie działają. Wciąż odmawiasz mi rozwodu i znaleźliśmy się w impasie. Tak więc, o ile nie przywiozłeś dokumentów rozwodowych, będę musiała cię pożegnać. Przykro mi, że nadaremnie straciłeś czas na tę podróż, ale...
Zaczęła zamykać drzwi, lecz zablokował je stopą w eleganckim, włoskim zamszowym bucie. Oburzyło ją to i w pierwszej chwili zamierzała przytrzasnąć mu ją drzwiami. Zrezygnowała jednak. Wprawdzie jak na kobietę była silna, wiedziała jednak, że w fizycznej konfrontacji z Xenonem nie miałaby żadnych szans. Przypomniała sobie, jak bez wysiłku niósł ją do łóżka, a ona mruczała z rozkoszy. Wzdrygnęła się na to wspomnienie. Czy naprawdę tak się zachowywała?
Zmierzyli się spojrzeniami i Lexi pojęła, że nie wygra tej bitwy.
– No więc wejdź – rzuciła niechętnie.
Spostrzegła jego lśniącą limuzynę zaparkowaną z niedbałą ostentacją w ciasnej uliczce. Miała nadzieję, że nikogo z sąsiadów nie ma w domu. Znużyła ją jej dawna sława i robiła wszystko, by się jej pozbyć, wtopić się w lokalną społeczność i dowieść, że jest zwyczajną kobietą, taką jak inne. Dlatego ostatnią rzeczą, jakiej by chciała, to żeby zjawienie się miliardera Xenona Kanellisa zniweczyło te jej wysiłki.
– Ten twój wielki, niewątpliwie pożerający mnóstwo benzyny pojazd tarasuje całą ulicę – powiedziała.
– Jeśli chcesz, mogę kazać mojej szoferce, żeby odjechała na parę godzin.
– Wozi cię kobieta? – spytała Lexi, czując absurdalne ukłucie zazdrości.
– A czemu nie? – Wzruszył ramionami. – Przecież zawsze mi mówiłaś, że powinienem bardziej respektować równouprawnienie.
– Twoje przyzwolenie na równość płci kończy się, gdy domagamy się prawa głosu. Poza tym sądziłam, że nie lubisz, gdy kobiety prowadzą samochód. Stale krytykowałeś moją jazdę.
– To było co innego – rzekł z protekcjonalnym uśmiechem, zamykając za sobą drzwi. – Ty naprawdę nie masz do tego drygu. Prawdopodobnie z powodu swojej artystycznej natury.
Już po zaledwie kilku minutach przebywania w jego towarzystwie Lexi miała ochotę wrzasnąć z irytacji. Jednak w gruncie rzeczy była z tego zadowolona, bo gniew powstrzymywał ją przed rozpamiętywaniem bolesnej przeszłości, a także przed pożądaniem tego mężczyzny. Ponieważ właśnie to było najbardziej szalone i przerażające. Nadal pragnęła Xenona!
– To po co tu przyjechałeś? – zapytała.
Przez chwilę tylko przypatrywał jej się w milczeniu. Jej wygląd rzeczywiście go zaskoczył. Lexi, w której się niegdyś zakochał, była piękną, sławną i seksowną gwiazdą muzyki rozrywkowej. Wszyscy znajomi odradzali mu małżeństwo z nią, bo kompletnie nie pasowała do wyznawanych przez niego tradycyjnych greckich wartości. Nawet gdy po ich ślubie porzuciła karierę piosenkarki i ze zmiennym powodzeniem usiłowała grać rolę dobrej żony, traktowali ją nieufnie. A późniejsze wydarzenia dowiodły, że mieli rację.
Ale ta Lexi, która stała teraz przed nim, sprawiała wrażenie o wiele mniej pretensjonalnej i wyzywającej. Nadal miała długie włosy, lecz przestała je farbować na ogniście rudo i powróciła do ich naturalnego koloru blond. Zrezygnowała też ze szkieł kontaktowych i nosiła okulary w ciemnej oprawce, które nadawały jej wygląd osobliwie poważny, a zarazem zaskakująco seksowny. Miała na sobie sprane dżinsy i zwykły bawełniany podkoszulek, a jedyną jej biżuterią były srebrne kolczyki. Jednak Xenon wiedział, że w przypadku Lexi te zewnętrzne pozory mogą się okazać złudne. Nie znał żadnej innej kobiety o tak zmiennym, a zarazem głębokim charakterze. To od początku go w niej ujęło.
– Zmieniłaś się – rzekł powoli.
Skwitowała tę uwagę wzruszeniem ramion, choć poczuła ukłucie urażonej dumy. Gdyby wiedziała, że Xenon się zjawi, nałożyłaby trochę makijażu i ubrałaby się w coś innego niż stare dżinsy.
– Wszyscy się zmieniamy – odrzekła.
Pomyślała jednak, że to zdaje się nie dotyczyć Xenona, który wyglądał równie olśniewająco przystojnie, jak go zapamiętała. Odznaczał się niewymuszoną elegancją, która przychodziła mu łatwo przy jego muskularnej sylwetce. Jak zawsze, ilekroć przebywał w Anglii, nosił garnitur, a jedynym ustępstwem na rzecz upalnego letniego dnia było to, że pozbył się krawata i rozpiął dwa górne guziki koszuli. Wydał się przez to Lexi jeszcze bardziej pociągający. I właśnie dlatego wiedziała, że powinna się go jak najszybciej pozbyć.
– A zatem, czy powiesz wreszcie, co cię tu sprowadza? – spytała. – Może dopisało mi szczęście i naprawdę przywiozłeś dokumenty rozwodowe? Czy może nadal zamierzasz to odwlekać?
Xenon zesztywniał.
– Wolę myśleć o tym jako o daniu ci czasu na opamiętanie – odparł. – Znasz mój pogląd na rozwody. Według mnie rozbite małżeństwa są przyczyną co najmniej połowy problemów dzisiejszego świata.
– Ale jakie jest inne wyjście, gdy dwoje ludzi nie potrafi żyć razem? Taki przymusowy związek zmienia się w koszmar.
Zignorował tę uwagę.
– Może poprosiłabyś, żebym usiadł, i poczęstowała mnie kawą? Okazałabyś mi odrobinę gościnności? Czy zapomniałaś wszystkiego, czego nauczyłem cię jako moją żonę?
Zirytowała ją jego arogancja.
– Z pewnością nie zapomniałam twojego władczego zachowania i poczucia wyższości – zripostowała chłodno. – Ale rzeczywiście możemy odnosić się do siebie nieco uprzejmiej. Nawet jeśli oboje wiemy, że to tylko pozory.
– Och, Lex, jakże cyniczna się stałaś – rzekł z westchnieniem.
– Miałam doskonałego nauczyciela – rzuciła i wyszła do kuchni zaparzyć kawę.
Ręce jej drżały, gdy nastawiała czajnik i wsypywała kawę do dzbanka. Dlaczego Xenon zjawił się właśnie teraz, kiedy już niemal odzyskała równowagę i nabrała odrobinę nadziei, że jej życie nie zawsze będzie żałosne i ponure?
Niełatwo jej było porzucić karierę sławnej gwiazdy pop i stać się żoną potentata finansowego, a potem, po rozstaniu z nim, popaść w zapomnienie i zwyczajność. Niewielu ludzi doświadcza w tak krótkim czasie równie dramatycznych, burzliwych kolei losu. Lexi boleśnie przeżyła klęskę swojego małżeństwa, ale pozbierała się i przetrwała.
Teraz jednak gwałtownie powróciły pamięć przeszłości, ból i lęk. Widok kamiennej twarzy Xenona, kiedy w końcu odwiedził ją w szpitalu po tym, jak straciła dziecko. Jej cierpienie, gdy nie donosiła drugiej ciąży. Te wspomnienia były tak przytłaczające, że musiała przez chwilę oprzeć się o zlew. Oddychała głęboko, póki nie opanowała się na tyle, by móc wrócić do salonu.
Postawiła tacę na stoliku i podała filiżankę kawy Xenonowi siedzącemu w fotelu, który wydawał się zbyt mały dla jego potężnej postaci. Lexi przysiadła na parapecie okna w niejasnym przekonaniu, że spoglądanie z góry na tego mężczyznę zapewni jej jakąś psychologiczną przewagę.
Xenon rozejrzał się po małym salonie.
– Zapewne nie mieszka ci się tu zbyt wygodnie?
– Ale przynajmniej jestem u siebie i mam spokój – odparła, urażona tą krytyczną uwagą, choć zdawała sobie sprawę z absurdalności swojej reakcji.
– Ale tu jest bardzo ciasno. – Utkwił spojrzenie w dwóch złotych rybkach krążących w owalnym akwarium i zmarszczył brwi. Odkąd to jego żona trzyma w domu rybki? – Wiem, nie wysyłam ci alimentów...
– Powiedziałam ci, że nie potrzebuję twoich pieniędzy!
– Najwyraźniej potrzebujesz, skoro mieszkasz w takich warunkach.
– Podoba mi się tutaj.
– Porzuciłaś życie, w którym miałaś piękne domy na całym świecie.
– To były twoje domy, nie moje.
– A teraz dowiedziałem się, że pracujesz jako projektantka biżuterii.
– Dowiedziałeś się? – Lexi uniosła brwi. – Zapewne wynająłeś prywatnego detektywa, żeby mnie szpiegował.
– Nie nazwałbym szpiegowaniem zebrania kilku podstawowych informacji o własnej żonie – zaoponował. – Intryguje mnie po prostu sposób życia, jaki wybrałaś. Śpiewając w zespole, zarobiłaś fortunę. Co się stało z tymi wszystkimi pieniędzmi?
Miała ochotę zripostować, że to nie jego sprawa, ale znając upór męża odpowiedziała:
– Większość wydałam na moją rodzinę.
– Ach, tak. Twoja rodzina – mruknął, po czym wypił łyk kawy i skrzywił się lekko na to, jaka jest słaba.
Pochodzenie Lexi to jeden z wielu czynników sprawiających, że nie nadawała się na żonę Xenona Kanellisa. Jej matka nigdy nie wyszła za mąż, toteż Lexi i dwójka rodzeństwa wychowali się bez ojca. Chaotyczne, nieuporządkowane, cygańskie życie, jakie wiodła w dzieciństwie, przerażało Xenona, lecz nawet to nie osłabiło jego pożądania tej kobiety. Zlekceważył opinię przyjaciół, że dwoje ludzi o tak odmiennych doświadczeniach nigdy nie zdoła harmonijnie współżyć, i poślubił Lexi.
– Co u nich? – zapytał.
Zaniepokoiła ją dziwna nuta w jego głosie. Xenon nigdy nie interesował się jej rodziną i z pewnością nie przebył teraz prawie trzystu kilometrów, by się o nią dowiadywać.
– W porządku – odrzekła wymijająco.
– Naprawdę?
Napotkała jego spojrzenie i westchnęła z rezygnacją.
– Słuchaj, najwyraźniej masz coś na myśli, więc może po prostu to powiedz.
Xenon milczał chwilę, po czym oznajmił:
– Widziałem się z twoim bratem.
– Z moim bratem?! – powtórzyła wstrząśnięta, gdyż to mogło oznaczać jedynie kłopoty. Skryła niepokój i przybrała minę wyrażającą lekkie zaciekawienie. – Z którym?
– Chyba dobrze wiesz, z którym. Z Jasonem.
Serce ciężko załomotało jej w piersi. Jason od urodzenia sprawiał problemy.
– Czego chciał? – zapytała, opanowując drżenie głosu.
Xenon z cichym zirytowanym prychnięciem odstawił filiżankę.
– Nie udawaj, nie jesteś głupia. A jak myślisz, czego mógł chcieć?
Lexi poczuła, jakby niewidzialna dłoń ścisnęła jej serce.
– Przypuszczam, że pieniędzy – odrzekła głucho.
– Owszem, pieniędzy! – potwierdził. – Stale ich potrzebuje, chociaż przez całe swoje jałowe, próżniacze życie nigdy nie zadał sobie trudu, żeby je zarobić.
– Proszę, nie obrażaj go.
– Och, daj spokój, są jakieś granice siostrzanej lojalności! Odkąd to prawda jest obrazą? A może po prostu wolisz jej nie dostrzegać? – Xenon przyjrzał się jej uważnie. – Nie widzisz, że właśnie dawanie mu wszystkiego, co zechce, tak go zdemoralizowało?
Z furią potrząsnęła głową i spiorunowała go wzrokiem. Xenon tego nie pojmie, bo urodził się i wzrastał w niewyobrażalnym bogactwie. Nie wie, co to znaczy wracać ze szkoły do domu i zastawać pustą lodówkę. Albo wycinać dziury w czubkach butów, ponieważ się z nich wyrosło.
Xenon w dzieciństwie był zawsze otoczony licznymi krewnymi i służbą, którzy go rozpieszczali. Nie musiał nigdy chodzić na posterunek policji, żeby wyciągnąć z aresztu swoją pijaną matkę, a potem zatajać to przed pracownikami opieki społecznej z obawy, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, rodzina zostanie rozdzielona. Ani tulić przerażonego, szlochającego braciszka, który obudził się z kolejnego koszmarnego snu do nieskończenie gorszej rzeczywistości.
– Nie rozumiesz – powiedziała.
– Chyba jednak rozumiem – odparł chłodno. – Jason zorientował się, że źródło pieniędzy, jakim zawsze dla niego byłaś, wyschło, więc postanowił zwrócić się do bogatego szwagra.
Serce jeszcze boleśniej załomotało jej w piersi.
– Na co potrzebuje tych pieniędzy? – spytała.
– A jak sądzisz? Żeby wydobyć się z tarapatów, w jakie wpadł wskutek uzależnienia od hazardu.
Lexi zamknęła oczy. Ogarnęło ją okropne poczucie bezsilności. Próbowała już wszystkiego, żeby wydobyć Jasona z tego nałogu. Początkowo rozmawiała z nim, a on kłamał w żywe oczy, że z tym skończył. Wierzyła i wypisywała kolejny czek, który miał mu pomóc wrócić na prostą drogę. Później płaciła za liczne pobyty Jasona w klinikach odwykowych, zanim w końcu nie wyrzucono go z ostatniej, ponieważ organizował partie pokera z innymi pacjentami.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że Xenon przygląda jej się uważnie.
– Mam nadzieję, że mu odmówiłeś i wyrzuciłeś go – powiedziała.
– Właściwie go nie wyrzuciłem – przyznał.
– Ale chyba nie dałeś mu pieniędzy? – spytała zaniepokojona. – To byłoby nierozsądne.
– Mało mnie to obchodzi – warknął. – Bardziej martwią mnie konsekwencje jego postępowania.
Lexi poczuła narastający lęk.
– O czym ty mówisz?
– O tym, że Jason pożyczył pieniądze. Kupę pieniędzy. Powołując się na ciebie, i tak się składa, że również na mnie, ponieważ formalnie wciąż jesteśmy małżeństwem. A powiązania z rodziną Kanellisów to jak posiadanie kopalni złota. Narobił długów, które zszokowały nawet mnie, choć przywykłem do obracania wielkimi sumami...
– Ile? – przerwała.
Powiedział jej i zbladła, bo nie miała już tyle.
– A ludzie, od których pożyczył te pieniądze, to tacy, którzy mogą zrobić się... nieprzyjemni, jeśli ich nie zwróci – dodał.
– To co zrobimy? – spytała przerażona.
Xenon z satysfakcją skinął głową, zadowolony, że użyła liczby mnogiej.
– Wygląda na to, że będę musiał spłacić za niego ten dług.
– Ale...
– Nie ma innego wyjścia, jeśli nie chcesz, żeby zdefasonowali mu jego ładną buźkę. – Zmierzył ją chłodnym spojrzeniem. – Ci ludzie potrafią być naprawdę groźni.
Lexi znała takie typy. Dorastała w niebezpiecznej okolicy. Dzięki swojej nieoczekiwanej sławie piosenkarki i związanym z nią pieniądzom zdołała wydobyć się z tego środowiska i nie chciała, żeby Jason znów w nie wpadł. Popatrzyła na Xenona, uświadamiając sobie, że oferuje jej pomoc.
– Dziękuję – powiedziała.
– Nie dziękuj, dopóki nie usłyszysz moich warunków. Spłacę jego dług, ale tym razem Jason nie wróci do dawnego stylu życia i starych błędów ani nie trafi do jakiejś eleganckiej kliniki odwykowej, gdzie mógłby dzięki swojemu urokowi wodzić za nos personel.
– A co proponujesz?
– Bardzo prostą rzecz. Musi zacząć pracować jak mężczyzna. Wstawać o wschodzie słońca i kłaść się spać, gdy ono zachodzi, zamiast spędzać noce w kasynie jak zombi. – Xenon wbił spojrzenie w Lexi. – I może on nawet chce się zmienić, ponieważ zgodził się pojechać do Grecji i pracować u jednego z moich kuzynów.
– Mówisz serio?
– Tak. W naszej rodzinnej winnicy. Twój kochany braciszek po raz pierwszy w życiu podjął się ciężkiej fizycznej pracy.
Popatrzyła na Xenona z niedowierzaniem.
– Naprawdę?
– Nie dałem mu wielkiego wyboru – burknął. – Tylko pod tym warunkiem wyciągnę go z tych tarapatów.
Lexi poczuła się zakłopotana. Pamiętała szorstkość i apodyktyczność Xenona i przez to zapomniała, jak bardzo potrafi być uprzejmy i uczynny.
Ale nie był taki, kiedy najbardziej go potrzebowałam, przypomniała sobie. Wtedy mnie odepchnął i ostatecznie rozdzieliła nas przepaść nie do przebycia.
– Dlaczego przyjechałeś tu i mówisz mi o tym wszystkim? – spytała.
Rzucił jej zimny uśmiech.
– Nie domyślasz się? Uważasz, że ratowałbym twojego brata po prostu z dobrego serca?

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel