Emily, wróć! / Miesiąc w Normandii
Przedstawiamy "Emily, wróć!" oraz "Miesiąc w Normandii", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.
Gdy hiszpański milioner Javier Casas ulega wypadkowi, w szpitalu zjawia się jego żona Emily, która opuściła go sześć lat temu. Javier wciąż ją kocha i dostrzega szansę, by nakłonić ją do powrotu. Udaje, że stracił pamięć, a Emily rzeczywiście nie potrafi odmówić mu pomocy. Domyśla się, że Javier uciekł się do podstępu, by ją odzyskać, ale wciąż pamięta, jak bardzo czuła się samotna w ich małżeństwie. Jeśli mieliby być znów razem, mąż będzie musiał pokazać, że naprawdę mu na niej zależy…
Włoski biznesmen Raoul Caffarelli uległ ciężkiemu wypadkowi. Przykuty do wózka inwalidzkiego stracił chęć do życia i ukrył się przed światem w zamku w Normandii. Jego brat Rafe, nie mogąc się pogodzić z załamaniem Raoula, zatrudnia najlepszą fizjoterapeutkę Lily Archer. Lily podejmuje wyzwanie. Jej pierwszym trudnym zadaniem jest przekonać Raoula, by pozwolił sobie pomóc. Wkrótce okazuje się, że również on może pomóc jej…
Fragment książki
– Przecież wiesz, że nie rehabilituję mężczyzn – przypomniała Lily szefowej kliniki rehabilitacyjnej w jednej z południowych dzielnic Londynu.
– Wiem, ale to wyjątkowa okazja – przekonywała Valerie. – Raoul Caffarelli pochodzi z bardzo zamożnej rodziny. Przez cztery tygodnie w jego rezydencji w Normandii zarobisz tyle, co tu przez cały rok. Zresztą nie mogę wysłać nikogo innego. Jego brat wybrał ciebie.
Lily zmarszczyła brwi.
– Brat? – powtórzyła z niedowierzaniem.
Valerie przewróciła oczami.
– Tak. Szczerze mówiąc, z jego słów wynikało, że Raoul na razie w ogóle nie chce z nikim współpracować. Po wyjściu ze szpitala zamknął się w sobie i odgrodził od świata. Jego starszy brat, Rafe, wyczytał, że postawiłaś na nogi córkę szejka Kaseema Al-Balawiego. Liczy na to, że jego też uzdrowisz. Jest gotów hojnie cię wynagrodzić. Odniosłam wrażenie, że mogłabyś podyktować własne warunki.
Lily przygryzła wargę. Propozycja brzmiała kusząco, zwłaszcza od strony finansowej, zważywszy na rozpaczliwą sytuację matki, oszukanej przez kolejnego ukochanego, który przed odejściem zdążył opróżnić jej konto bankowe. Przerażała ją jednak perspektywa zamieszkania u mężczyzny – nawet przykutego do wózka inwalidzkiego. Przez pięć lat do żadnego nie podeszła.
– Nie wezmę tego zlecenia – odmówiła, biorąc kartę innego pacjenta. – To niemożliwe. Znajdź kogoś innego na moje miejsce.
– Obawiam się, że nie masz wyboru – zastrzegła Valerie. – To propozycja nie do odrzucenia. Bracia Caffarelli słyną z uporu w dążeniu do celu. Rafe pragnie, żeby Raoul został jego drużbą. Bierze ślub we wrześniu. Wierzy, że tylko ty zdołasz mu do tego czasu przywrócić sprawność.
Lily zamknęła szufladę i poważnie popatrzyła na szefową.
– Myśli, że potrafię czynić cuda? Nie wiadomo, czy jego brat kiedykolwiek odzyska władzę w nogach, a co dopiero za kilka tygodni.
– Zdaję sobie z tego sprawę, ale mimo to powinnaś spróbować. Oferują ci pracę marzeń. Pokrywają wszystkie koszty. Zamieszkasz przez miesiąc w kilkusetletnim zamku w sielskim zakątku Normandii. Przyjmij tę ofertę, Lily. Wyświadczysz mi wielką przysługę. Podbudujesz renomę kliniki. Potrzebujemy potwierdzenia naszej skuteczności po sukcesie terapii córki szejka. Zyskamy sławę wśród sławnych i bogatych jako skuteczny ośrodek fizykoterapii holistycznej. Natychmiast wzrośnie popyt na nasze usługi.
Lily wpadła w popłoch. Serce waliło jak młotem, na czoło wystąpił zimny pot. Gorączkowo próbowała znaleźć jakieś wyjście, ale chęć pomocy mamie i lojalność wobec szefowej przeszkadzały je znaleźć. Czy podoła tak nieprawdopodobnie trudnemu zadaniu?
– Muszę zobaczyć kartę choroby i raporty lekarzy. Nie wiadomo, czy zdołam pomóc panu Caffarellemu. Nie należy robić jemu ani jego bratu fałszywych nadziei.
Valerie włączyła komputer.
– Rafe przesłał mi całą dokumentację – oznajmiła. – Przekażę ci ją.
Nieco później Lily obejrzała ją w swoim gabinecie. Raoul Caffarelli doznał urazu kręgosłupa w wyniku wypadku na nartach wodnych. Złamał sobie też prawe ramię, ale już się goiło. Zachował szczątkowe czucie w stopach, ale nie potrafił stać o własnych siłach ani chodzić. Zdaniem neurochirurgów praktycznie nie miał szans na odzyskanie pełnej władzy w dolnych kończynach, aczkolwiek liczyli na niewielką poprawę.
Lily wielokrotnie czytała podobne rokowania. Nie ulegała jednak żadnym sugestiom, żeby nie wpływały na przebieg terapii. Niektóre urazy kręgosłupa pozostawiały trwałe uszkodzenie, inne stosunkowo niewielkie z szerokim spektrum stanów pośrednich. Wiele zależało od rodzaju zranienia, nastawienia klienta i jego ogólnego stanu zdrowia. Najchętniej stosowała mieszane metody. Łączyła tradycyjne terapie, takie jak ćwiczenia strukturalne, wzmacniające i masaż, z alternatywnymi – jak aromaterapia, suplementy diety i techniki wizualizacji.
Córka szejka, Halimah Al-Bahlawi, stanowiła jeden z najbardziej spektakularnych przykładów skuteczności Lily. Trzech neurochirurgów zawyrokowało, że nigdy nie będzie chodzić. Lily pracowała z nią przez trzy miesiące. Z początku czyniła nieznaczne postępy, ale w końcu zrobiła pierwsze kroki, oparta o równoległe poręcze. Ćwiczyła więc dalej, aż przestała potrzebować jakiegokolwiek wsparcia.
Lily siadła w fotelu i zaczęła ogryzać paznokieć. Każda inna fizjoterapeutka uznałaby zlecenie od sławnego i bogatego Raoula Caffarellego za spełnienie najskrytszych marzeń. Niejedna oddałaby dziesięć lat życia za możliwość spędzenia jednego dnia, a zwłaszcza nocy w jego luksusowej rezydencji. Pochwyciłyby niezwykłą okazję obydwiema rękami. Lecz Lily cierpiała męki. Dostała skurczów żołądka na samą myśl o dotknięciu twardego, męskiego ciała. Praca fizjoterapeutki wymagała kontaktu fizycznego – masowania i ugniatania mięśni i ścięgien.
W tym momencie zadzwonił jej telefon komórkowy. Gdy ujrzała na ekranie twarz matki, odebrała połączenie.
– Cześć, mamo, co u ciebie? Czy wszystko w porządku? – powitała ją ciepło.
– Przykro mi, że przeszkadzam ci w pracy, kochanie, ale znów dzwonili z banku. Zajmą dom, jeżeli nie spłacę raty kredytu hipotecznego za ostatnie trzy miesiące. Usiłowałam im wytłumaczyć, że Martin mnie okradł, ale nie chcieli słuchać.
Lily zawrzała gniewem na wspomnienie człowieka, którego matka poznała na internetowym portalu randkowym. Nigdy nie umiała oceniać ludzi. Dlatego zaufała bezgranicznie nowo poznanemu mężczyźnie. Teraz przyszło jej drogo zapłacić za naiwność. Rzekomy wielbiciel poznał kody bankowe, włamał się do jej kont i ukradł oszczędności całego życia. Lecz Lily nie śmiała jej osądzać, zwłaszcza po tym, co ją samą spotkało w noc dwudziestych pierwszych urodzin.
Jak mogła odrzucić okazję, którą los podsunął jej w samą porę, w najbardziej krytycznym momencie? Mama wspierała ją z całych sił w najcięższych chwilach, kiedy o mało nie oszalała z rozpaczy, upokorzenia i pogardy dla siebie. Stała przy niej murem. Poświęciła całą energię, żeby pomóc jej odzyskać utraconą równowagę i wiarę w siebie. Zawdzięczała jej wszystko. Zasłużyła na to, by oddać dla niej jeden miesiąc życia, nawet gdyby w odczuciu Lily miał trwać całą wieczność.
– Nie martw się, mamusiu. Dostałam nowe zlecenie. Wyjadę do Francji na cały sierpień, ale poproszę o zapłatę z góry, co pozwoli uregulować należność w banku. Nie stracisz domu. Mogę ci pomóc.
Raoul popatrzył na brata spode łba.
– Przecież wyraźnie mówiłem, że chcę zostać sam.
Rafe wydał pomruk zgrozy.
– Nie możesz tu spędzić reszty życia jak pustelnik. Nie widzisz, że to twoja najlepsza szansa, a być może jedyna, na powrót do zdrowia?
Raoul zdrową ręką obrócił wózek tak, żeby nie patrzeć na brata. Nie wątpił w jego dobre intencje, ale mierziła go perspektywa przyjęcia pod dach jakiejś młodej Angielki, stosującej znachorskie metody.
– Najlepsi lekarze orzekli, że nic nie można zrobić. Nie widzę powodu, żeby tracić czas i pieniądze, by jakaś tam Archer udawała, że mnie leczy.
– Rozumiem twoje rozgoryczenie po rozstaniu z Clarissą, ale fakt, że zerwała zaręczyny, nie upoważnia cię do odsądzania wszystkich kobiet od czci i wiary.
– Moja niechęć nie ma nic wspólnego z Clarissą! – prychnął Raoul.
– Nawet jej nie kochałeś. Uznałeś ją za odpowiednią osobę na życiową partnerkę. Wypadek ukazał jej prawdziwą twarz. Całe szczęście, że nie doszło do ślubu. Poppy też tak sądzi.
Raoul mocno zacisnął palce lewej ręki na kole wózka.
– Ładne mi szczęście! – warknął. – Popatrz tylko na mnie! Czy wyglądam na szczęściarza? Sparaliżowany, bezwładny? Nawet nie potrafię się sam ubrać.
– Przepraszam, źle dobrałem słowa. – Rafe w zakłopotaniu przeczesał ręką włosy. – Przyjmij ją przynajmniej na okres próbny, na tydzień albo chociaż na dwa dni. Jeżeli uznasz, że nic nie zdziała, zrezygnujesz. Ty zadecydujesz, czy ma zostać czy odejść.
Raoul podjechał z powrotem do okna, żeby popatrzeć na swoje najcenniejsze rasowe rumaki na pastwisku. Nie mógł nawet wyjść, żeby pogłaskać je po aksamitnych nozdrzach i poczuć miękką trawę pod stopami. Uwięziony w niesprawnym ciele, które przez trzydzieści cztery lata życia określało jego tożsamość, cierpiał męki. Lekarze twierdzili, że miał więcej szczęścia od innych. Zachował częściowo czucie w nogach, całkowitą kontrolę nad wydalaniem i przypuszczalnie również sprawność seksualną. Lecz czy jakakolwiek kobieta by go teraz zechciała? Clarissa nie pozostawiła wątpliwości, że żadna.
Ponad wszystko pragnął odzyskać zdrowie, wrócić do normalnego życia.
Na jakiej podstawie Rafe wierzył, że ta Archer dokona cudu? Może wynajął szarlatankę? Raoul nie chciał sobie robić fałszywych nadziei, żeby nie doznać gorzkiego zawodu. Powoli oswajał się z nową sytuacją. Potrzebował trochę czasu, żeby w samotności dojść ze sobą do ładu. Nie był jeszcze gotowy do kontaktów ze światem. Dostawał mdłości na samą myśl o paparazzich czyhających na okazję do zrobienia sensacyjnego zdjęcia.
– To tylko jeden miesiąc, Raoul – przekonywał żarliwie Rafe. – Spróbuj, proszę.
Raoul wiedział, że obaj bracia się o niego martwią. Młodszy, Remy, odwiedził go przed trzema dniami. Na siłę usiłował go pocieszyć i rozweselić. Dziadek Vittorio nie próbował go wspierać, co było do przewidzenia. Nie zwykł okazywać współczucia. Wolał krytykować, osądzać i karać.
– Potrzebuję tygodnia lub dwóch na przemyślenie twojej propozycji – odparł.
Zapadła ciężka cisza. Raoul ponownie obrócił fotel na kółkach. Popatrzył podejrzliwie na niepewną minę brata.
– Chyba jej tu nie ściągnąłeś?
– Czeka w pokoju śniadaniowym.
Raoul zawrzał gniewem. Puścił barwną wiązankę przekleństw, francuskich, włoskich i angielskich. Przez całe życie nie czuł się tak bezsilny jak obecnie. Jak Rafe śmiał podejmować za niego decyzję w jego własnym, prywatnym azylu? Traktował go jak dziecko, niezdolne do podjęcia rozsądnej decyzji. Nie wpuści tu nikogo, kogo nie zapraszał!
– Cicho, bo cię usłyszy – upomniał go Rafe.
– Nic mnie to nie obchodzi! Co ty wyprawiasz?
– Usiłuję ci pomóc, choćby wbrew twojej woli. Nie mogę patrzeć, jak siedzisz tu wściekły i wrzeszczysz na każdego, kto na ciebie spojrzy. Nawet nie wyjedziesz na dwór, jakbyś się już poddał. Nie wolno ci dać za wygraną! Musisz wyjść z impasu!
– Wyjdę, ale dopiero kiedy odzyskam siły. Nie masz prawa sprowadzać tu obcej osoby bez mojego pozwolenia. To mój dom. Zabierz ją stąd.
– Zostanie – oświadczył stanowczo Rafe. – Zapłaciłem jej z góry bez możliwości zwrotu pieniędzy w razie rezygnacji. Takie warunki postawiła, zanim przyjęła zlecenie.
– Czy nic ci to nie mówi o jej charakterze? – zadrwił bezlitośnie Raoul. – Na Boga, myślałem, że masz więcej rozsądku! Naciągnęła cię. Zobaczysz, że za kilka dni odejdzie pod pretekstem, że uraziłem ją jakimś słowem czy spojrzeniem, żeby pobiec tanecznym krokiem wprost do banku po wypłatę.
– Panna Archer dostała doskonałe rekomendacje. Ma świetne kwalifikacje i duże doświadczenie.
– Nie wątpię – warknął Raoul.
– Zostawię cię teraz, żebyś ją poznał. Muszę wracać do Poppy. Czekają nas przygotowania do wesela. Chcę cię na nim widzieć, na wózku czy na nogach. Zrozumiałeś?
– Nie zamierzam robić z siebie widowiska. Poproś Remy’ego na drużbę.
– Przecież go znasz. Może w ogóle nie przyjść, jeżeli jakiś ciekawszy pomysł wpadnie mu do głowy. Wybraliśmy ciebie. Nie wolno ci zawieść. – Rafe ruszył ku drzwiom, ale w ostatniej chwili przystanął z ręką na klamce. – Zadzwonię za kilka dni – obiecał na odchodnym.
Lily kurczowo ściskała torebkę zimnymi palcami mimo wysokich letnich temperatur. Chociaż nie znała francuskiego ani włoskiego, podniesiony głos Raoula Caffarellego dobitnie świadczył o tym, że nie zachwyciło go jej przybycie. Jak na ironię jego niechęć dorównywała jej własnej. Cieszyło ją tylko, że uregulowała dług matki.
Lecz najgorsze dopiero ją czekało. Perspektywa zamieszkania z nieznajomym w starym zamczysku nasuwała skojarzenia ze scenariuszami horrorów. Serce waliło jej jak młotem, ręce zwilgotniały, kolana drżały.
Z pokoju śniadaniowego wyszedł Rafe Caffarelli z ponurą miną.
– Jest w bibliotece – poinformował. – Proszę nie zważać na jego grubiańskie zachowanie. Miejmy nadzieję, że zyska przy bliższym poznaniu. Na razie jest bardzo rozgoryczony.
– Nic dziwnego. Przeżywa trudne chwile... – wymamrotała wyschniętymi wargami, wstając z miejsca.
– Ja też. Nie wiem, jak do niego dotrzeć. Wszystkich od siebie odsunął. Nie poznaję go. Wiedziałem, że potrafi być uparty, ale nie przewidziałem, że aż do tego stopnia – dodał z niepewną miną.
– Od wypadku minęło niewiele czasu. Niektórym potrzeba kilku miesięcy, żeby przywyknąć do nowej sytuacji. Inni w ogóle nie potrafią jej zaakceptować.
– Życzę sobie, żeby przyjechał na mój ślub, choćbyśmy mieli go tam zawlec siłą – oświadczył Rafe z zawziętą miną.
– Zobaczę, co się da zrobić, ale niczego nie mogę obiecać – zastrzegła Lily.
– Gosposia, Dominique, dostarczy pani wszystkiego, co potrzeba. Po spotkaniu z Raoulem pokaże pani apartament. Młody chłopak, Sebastien, przychodzi każdego ranka pomóc mojemu bratu umyć się i ubrać. Ma pani jakieś pytania?
Setki, ale mogły zaczekać.
– Nie, wszystko jasne – odrzekła.
Rafe Caffarelli skinął głową i przytrzymał dla niej drzwi.
– Podprowadzę panią do biblioteki, ale chyba lepiej, jeżeli zostawię panią samą przed drzwiami. Mój brat ostatnio za mną nie przepada – dodał z wyraźną przykrością.
Biblioteka mieściła się na tym samym piętrze zamku, lecz wyglądała zupełnie inaczej niż słoneczny pokój dzienny z widokiem na zielone pola Normandii. Jedyne okno wpuszczało niewiele światła do mrocznego wnętrza. Przy ścianach stały regały od podłogi do sufitu, wypełnione książkami. Przy olbrzymim biurku z blatem pokrytym skórą ustawiono globus. Pachniało tam papierem, skórą, pergaminem i drewnem. Lily, przekraczając próg, poczuła, jakby wkroczyła w zamierzchłą epokę.
Jej wzrok przyciągnęła milcząca postać na wózku inwalidzkim za biurkiem. Raoul Caffarelli bardzo przypominał swego przystojnego brata z lśniącymi, czarnymi włosami, oliwkową cerą i mocno zarysowaną żuchwą. Różniła go tylko barwa oczu, nie ciemnobrązowa jak u starszego, tylko orzechowa w zielone cętki. Obecnie patrzyły na nią z nieskrywaną wściekłością.
– Wybaczy pani, że nie wstanę na powitanie – zadrwił z kamienną twarzą.
– Ależ oczywiście.
– Jeśli nie jest pani głucha ani głupia, to musiała pani pojąć, że nie potrzebuję tu pani.
Lily uniosła głowę, żeby nie okazać, jak bardzo ją upokorzył.
– Oczywiście nie cierpię na niedosłuch ani na zaburzenia umysłowe – odburknęła.
Gospodarz długo mierzył ją wzrokiem. Jego rysy zdradzały francusko-włoskie pochodzenie. Dumna postawa mimo kalectwa świadczyła o arystokratycznym rodowodzie. Lily oceniła jego wzrost na prawie metr dziewięćdziesiąt. Nie wątpiła, że przed wypadkiem prowadził aktywny tryb życia. Wyraźnie widziała silną muskulaturę torsu i ramion pod cienkim materiałem koszuli. Na prawej ręce nadal nosił opatrunek gipsowy, ale dłonie wyglądały na silne i sprawne. Ciemny cień zarostu na gładko wygolonej twarzy wskazywał na wysoki poziom męskich hormonów. Miał bardziej rzymski kształt nosa niż brat. Zmarszczki wokół ust nadawały mu nieco posępny wygląd, jakby ostatnio schudł. Zaciśnięte ze złości wargi nie dawały wyobrażenia o tym, jak wygląda uśmiechnięty. Lecz Lily nie przyjechała, żeby go rozśmieszać. Im prędzej spróbuje przywrócić mu sprawność, tym szybciej stąd wyjedzie.
– Przypuszczam, że mój brat przedstawił pani wszystkie szczegóły mojej marnej kondycji? – zagadnął, wciąż obserwując ją spode łba.
– Widziałam zdjęcia i przeczytałam raporty lekarzy – odparła.
– I co? – spytał niemal oskarżycielskim tonem.
Lily odruchowo zwilżyła wyschnięte wargi, ignorując przyspieszony puls.
– Sądzę, że warto wypróbować kilka z moich metod. Odniosły pozytywny skutek w paru podobnych przypadkach.
– Co to za metody? Machanie kadzidełkiem, powtarzanie mantr, odczytywanie aury czy nakładanie rąk? – zadrwił bezlitośnie.
Zdenerwował Lily, choć przywykła do sceptycznego podejścia pacjentów na początku terapii. Liczyła jednak na to, że kiedy stanie na własnych nogach, będzie się śmiał inaczej, z radości.
– Stosuję różne kombinacje tradycyjnych i alternatywnych sposobów rehabilitacji w zależności od diety, stylu życia, rytmu snu i czuwania i stanu psychicznego pacjenta.
– Odczytuje go pani z kart tarota i znaków zodiaku?
Lily zacisnęła zęby, żeby nie powiedzieć czegoś złośliwego. Nigdy nie spotkała bardziej zgryźliwego człowieka. Jego arogancja wynikała przypuszczalnie z uprzywilejowanej pozycji społecznej. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że należy do garstki szczęśliwców, których stać na najdroższe leczenie i sztab służących. Użalał się nad sobą w sposób typowy dla ludzi, którzy nigdy w życiu nie musieli na nic zapracować, wszystko dostawali na srebrnej tacy. Czy nie przyszło mu do głowy, że wielu biedakom po podobnych wypadkach nie ma kto podać przysłowiowej szklanki wody?
– Urodziłem się pod znakiem byka, jeżeli to panią interesuje – dodał.
– To tłumaczy pańską zatwardziałość – odparowała bez ogródek.
– Owszem, bywam uparty – potwierdził bez cienia wstydu. – Ale wygląda na to, że pani też.
– Określiłabym siebie raczej mianem wytrwałej – skorygowała. – Nie daję za wygraną, póki nie osiągnę zamierzonego efektu.
Raoul Caffarelli lekko zabębnił palcami lewej ręki o poręcz wózka. Ciche stukanie zabrzmiało w ciszy zwielokrotnionym echem. Znów omiótł wzrokiem jej postać. Czyżby porównywał ją ze swymi byłymi sympatiami? Jeżeli tak, to z pewnością ocenił ją jako nieciekawą osobę. Nie malowała się i nosiła proste, luźne sukienki, skrywające figurę. I przeszłość.
– Nie wiem, co z panią zrobić – wymamrotał z nieskrywaną niechęcią.