Flirt to za mało
Przedstawiamy "Flirt to za mało" nowy romans Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS.
Ruby Monaco, wykładowczyni historii na uniwersytecie w Bostonie, ma zamiar napisać książkę o istniejącym od wielu pokoleń ranczu bogatej rodziny Hawkesów, położonym w górzystych terenach Kolorado. Przyjeżdża tam, by zebrać informacje. Zarządzający ranczem Austin Hawkes nie jest z tego zadowolony. Nie chce, by ktoś grzebał w życiu jego bliskich, szukał skandali, ujawniał tajemnice. Niespodziewanie jednak Ruby porusza w jego sercu czułą strunę. Lubi z nią rozmawiać, śmiać się, nawet spierać. I coraz bardziej jej pożąda. A po ich pierwszej, pełnej gorącego seksu nocy zaczyna żałować, że Ruby wkrótce wraca do Bostonu...
Fragment tekstu
Austin Hawkes, hodowca z Kolorado, rzadko nosił garnitury, ale na ślub brata ubrał się jak przystało na drużbę.
Puszczając mimo uszu kazanie pastora o świętości małżeństwa, przeniósł wzrok z Dallasa i jego narzeczonej Sierry Armstrong na rozległe łąki i wzgórza.
Był początek października. Susza niedawno się skończyła, trawa sięgała do kolan, liście osiki miały kolor złocisty, topoli rdzawy. Jesień na ranczu liczącym osiemdziesiąt tysięcy akrów to pora wytężonej pracy, ale Dallas z Sierrą nie mogli doczekać się ślubu, więc grupa rodziny i przyjaciół zebrała się na kameralnej uroczystości przy malowniczej altance, tuż nad wodospadem, skąd rozciągał się widok na dolinę.
Dzień był pochmurny, wiał lekki wiatr, ale na szczęście nie padało. A kiedy młodzi przysięgli sobie miłość, chmury rozstąpiły się i nad górami pojawiła się tęcza.
Sierra w białej koronkowej sukni wyglądała przepięknie. Wpięty we włosy wianek z niebieskich kwiatów polnych podkreślał błękit jej oczu. Austin nie do końca był pewien, czy Dallas zasługuje na taką żonę, ale nie zamierzał kwestionować gustu inteligentnej kobiety. Po przysiędze podał bratu obrączkę ich babki. Przy wtórze oklasków i radosnych okrzyków młodzi się pocałowali.
Nastąpiły uściski, życzenia i wspólne zdjęcia; chwilę później państwo młodzi poprowadzili orszak gości po kładce na drugą stronę rzeczki i dalej w stronę domu, gdzie na tylnym patio dwoje kucharzy, Victor oraz pani Innish, przygotowali weselną ucztę.
Austin pozostał nieco w tyle. Z przyjemnością obserwował brata i ojca zajętych przyjacielską pogawędką. Sierra rozmawiała ze swoją nową szwagierką McKinney, która w niebieskiej sukience przystrojonej koronką wyglądała niemal tak ładnie jak panna młoda.
Na ruszcie piekły się żeberka. Wokół stały okrągłe stoły przykryte białymi obrusami, przy każdym sześć krzeseł. Kwiaty w wazonach miały ten sam kolor co te w bukiecie ślubnym. Kieliszki czekały, szampana się mroził.
Austin spojrzał w niebo. Miał nadzieję, że zdąży wyskoczyć z niewygodnych ciuchów i przed wieczorem spotkać się z Hardym Rawlingsem przy Golden Ridge. Stado powinno już tam być.
Wtem dostrzegł jakiś ruch. W pierwszej chwili myślał, że to jeden z kowboi, ale potem zauważył metaliczny kolor fioletu. Wytężył wzrok. Kobieta wyglądała tak, jakby zeszła z wybiegu. Miała na sobie srebrzysto-fioletową bluzkę z lejącego się materiału, opięte szare spodnie i botki na niebotycznych obcasach. Do tego apaszka, długie kolczyki i wielkie okulary słoneczne.
Stała speszona na ścieżce, przyglądając się zebranym. No cóż, gdyby on spóźnił się na ślub przyjaciółki, też byłoby mu głupio. Obejrzał się, szukając wzrokiem Sierry, która nie zauważyła przybycia nowego gościa.
Ruszył w stronę kobiety; wypadało ją powitać.
- Dzień dobry.
- Cześć. – Podsunęła okulary na czoło.
- Jestem Austin, drużba i brat pana młodego.
- Ruby Monaco – przedstawiła się, podając mu szczupłą dłoń. – Widzę, że przyjechałam nie w porę.
- Faktycznie. – Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w wielkie czarne oczy obramowane długimi rzęsami, mały, lekko zadarty nosek i pełne usta. – Wszyscy są na patio.
Skinęła głową i zabrała rękę.
- Chodź, zaprowadzę cię.
Ruby nie drgnęła.
- Jesteś pewien?
- Oczywiście. Przyjechałaś z Kalifornii? – spytał, gdy ruszyła za nim. Sierra pochodziła z Carmel; kilka jej przyjaciółek mieszkało w LA.
- Z Bostonu.
- Serio? – Sierra nie wspominała o nikim w Bostonie.
- Uczę na Ainsworth.
- Na uniwersytecie? Czego?
- Historii. Teraz akurat zbieram materiał do książki. – Zwolniła kroku. – Jesteś pewien, że… Mogę wrócić kiedy indziej.
- Dlaczego? – Nie wiedział, o czym mówi. Nie zdążyła na ślub? Trudno, to nie koniec świata. Może samolot miał opóźnienie?
- Nie chcę przeszkadzać.
- Austin… - usłyszał za plecami głos Sierry.
Uśmiechając się szeroko, uściskał bratową.
- Witaj w rodzinie, Sierro. Zobacz, kto przyjechał. – Wskazał na gościa. – Ruby.
Sierra zmarszczyła czoło.
- Zaskoczona? – spytał.
Sierra przeniosła spojrzenie na kobietę.
- Cześć. Nie wiedziałam, że Austin ma dziewczynę.
Najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Wtargnęła na wesele. Nieświadomie, ale jednak… Nie w ten sposób chciała zawrzeć znajomość z Hawkesami.
- Dziew…dziewczynę? – wydukał Austin.
Panna młoda wyciągnęła rękę.
- Jestem Sierra i to mój ślub. – Wskazała ze śmiechem na swoją białą suknię.
- Ona nie jest… - zaczął Austin.
- Mieszkasz w Jagged Creek? – Sierra zmrużyła oczy, jakby usiłowała przypomnieć sobie twarz Ruby.
- W Bostonie. Obawiam się, że zaszło małe nieporozumienie.
- Małe? – warknął Austin.
- Ojej… - Sierra strapiła się. – Przeszkodziłam wam, tak? – Cofnęła się krok. Obok niej wyrósł pan młody.
- Co się dzieje?
Ruby domyśliła się, że to jeden z braci Hawkesów. Był ze trzy centymetry niższy od Austina, włosy miał ciut ciemniejsze, a poza tym niczym nie różnił się od brata.
- Wiedziałeś, że Austin ma dziewczynę? – spytała go Sierra.
- Nie żartuj!
- Czyli nie tylko ja nie wiedziałam.
- Ona nie... – Austin ponownie usiłował zaprotestować.
- Chyba się posprzeczali.
- Musicie się tu kłócić? Akurat dzisiaj? – mruknął Dallas.
- Przepraszam, już sobie pójdę – oznajmiła Ruby.
Do czteroosobowej grupy podszedł starszy postawny mężczyzna, najwyraźniej ojciec.
- O czym tak deliberujecie?
- O dziewczynie Austina.
- Możecie przestać? Ona nie…
- Chyba się pokłócili – wyjaśniła Sierra.
- Pójdę już. – Ruby cofnęła się o krok.
- Dallas… - Sierra popatrzyła wymownie na męża.
- Pozwolisz jej odejść? – Dallas zwrócił się do brata.
- To nieporozumienie. – Ruby postanowiła wyjaśnić sytuację. – Przyjechałam bez zapowiedzi i Austin był na tak miły…
- Nie zaprosiłeś jej? – Sierra wytrzeszczyła oczy.
- Co z tobą nie tak? – spytał ojciec.
- Zostawmy ich. – Dallas skinął ze zrozumieniem głową. – Pogadają i się pogodzą.
- Tylko szybciutko – zasugerował ojciec.
- Nie musicie się spieszyć. – Sierra uśmiechnęła się. – Chociaż do lunchu siadamy za dziesięć minut.
Troje Hawkesów ruszyło w stronę niedużej grupki popijającej na patio szampana.
Ruby powiodła wkoło wzrokiem. Szukała w Kolorado rancza, które od kilku dekad należałoby do jednej rodziny i w dodatku świetnie by prosperowało. Chyba znalazła.
- Wracaj, skąd przybyłaś – warknął Austin.
Wzięła głęboki oddech. Zależało jej, by wkraść się w łaski gospodarzy.
- Przepraszam. Chciałam się tylko przedstawić.
- Koniecznie w trakcie wesela?
- Nie wiedziałam, że macie wesele.
- Biała suknia, kwiaty… nie dało ci to do myślenia?
- Po chwili tak. – Z początku sądziła, że domownicy i ich goście urządzają piknik. Stała na ścieżce niezdecydowana, co robić, i właśnie wtedy Austin ją zauważył.
- Nie ma to jak szybka dedukcja, co? – W głosie Austina pobrzmiewał sarkazm.
- Sam zaproponowałeś, żebym do was dołączyła.
- Bo myślałem, że jesteś przyjaciółką Sierry.
- Niczego takiego nie mówiłam.
- To dlaczego się wystroiłaś?
- Bluzka, spodnie, botki? Tak bym się na ślub nie ubrała. Nie będę przeszkadzać. Może umówimy się innego dnia?
- Po co?
- Żeby porozmawiać. Jak wspomniałam, zbieram materiały do książki. Hawkes Ranch jest ciekawe z historycznego punktu widzenia. To, że przetrwaliście, że ranczo przetrwało w tak znakomitym stanie… Po prostu warto się temu przyjrzeć.
- Nie – odrzekł Austin, nie wdając się w tłumaczenia.
Nie zamierzała przyjąć odmowy do wiadomości.
- Jeszcze cię o nic nie prosiłam.
- Chcesz mnie zasypać lawiną pytań.
- Od wielu tygodni prowadzę tu badania, czytałam wszystko, co mi wpadło w ręce o hodowli i o waszej rodzinie. Sporo już wiem.
- Nie – powtórzył.
Zastanawiała się, jak na niego wpłynąć. Ten projekt był dla niej ważny; mógł uratować jej karierę. Jako pierwszego rozmówcę wymarzyła sobie Austina. Mieszkał na ranczu od trzech dekad, w przeciwieństwie do braci, z których jeden przez większość roku występował na rodeo, a drugi, oficer marynarki wojennej, też wiele miesięcy spędzał poza domem. Była jeszcze siostra, McKinney, znacznie młodsza.
Ruby zerknęła na weselników.
- Pewnie mogłabym porozmawiać z kimś innym.
- Nie mogłabyś – odparł Austin. – Mówię w imieniu całej rodziny.
- Czyżby?
- Tak!
- Jesteś zły z powodu tego nieporozumienia?
- Nie jestem zły.
- Akurat! – Nie była to zbyt fortunna odzywka.
Austin postąpił krok do przodu i ściszył głos. Niepotrzebnie, bo i tak nikt by ich nie usłyszał.
- Na tym ranczu wszyscy pracują. Trwa jesienny spęd bydła. Nikt nie ma czasu na pisanie książek.
- To ja ją piszę.
- Wiesz, o co mi chodzi.
Wiedziała. Wiedziała też, że powinna odejść, ale miała zbyt wiele do stracenia.
- Chcę ci tylko zadać kilka pytań.
- Nie rozumiesz słowa „nie”?
- Zaczęliśmy naszą znajomość trochę pechowo…
- Austin! – dobiegł z patia czyjś głos. – No chodźcie!
Wszyscy czekali na niego; miał wygłosić pierwszy toast. Ruby zdała sobie sprawę, że zostało jej kilka sekund, aby przekonać go do siebie.
- Naprawdę ogromnie mi przykro. Nie chciałam zakłócać uroczystości rodzinnej.
- Taa, jasne. – Okręciwszy się na pięcie, Austin skierował się w stronę stołów weselnych.
Ruby dostrzegła zdumione spojrzenie Sierry. Czując ucisk w piersi, zawróciła do wynajętego samochodu, wsunęła się za kierownicę i zacisnęła powieki. Nie, to się tak nie może skończyć!
Kiedy pokrojono tort, Austin przeszedł w stronę gazowego paleniska, które stało nad strumykiem. Sądził, że przed zapadnięciem zmroku spotka się z Hardym i sprawdzi stan pogłowia. Jednak przyjęcie trwało w najlepsze i nikomu się nigdzie nie spieszyło. Spostrzegłszy go, Dallas porzucił towarzystwo kobiet.
- Dlaczego Ruby do nas nie dołączyła? – spytał.
- Ona nie jest moją dziewczyną – odparł Austin.
- Aha, jeszcze nie jesteście na tym etapie?
- Na żadnym nie jesteśmy. Dopiero dziś ją poznałem.
- Serio? Więc dlaczego ją zaprosiłeś?
- Chryste, Dallas!
- No co? Prowadziłeś ją na patio…
- Bo myślałem, że jest przyjaciółką Sierry.
- Na pewno nie chcesz się z nią umówić?
- Odczep się ode mnie. Zajmij się swoją żoną.
- Ona świetnie się bawi, nie jestem jej potrzebny.
- Nie w tym rzecz, czy jesteś potrzebny czy nie. Powinieneś zachować się jak dżentelmen.
Od dziesięciu lat Dallas występował na rodeo; przebywał głównie wśród nieokrzesanych kowbojów. Nie ulegało wątpliwości, że uwielbia Sierrę, ale jego maniery pozostawiały wiele do życzenia.
- Korci cię, żeby zająć się robotą, co?
- Bez przesady.
- Dobra, dobra. Które stado ściągacie jutro?
- Centralne. Z Golden Ridge. Hardy jest tam teraz. Będę spokojny, jak zobaczę zwierzęta.
- Możesz się stąd urwać.
- Daj spokój – mruknął Austin. Jeśli coś będzie nie tak, Hardy się z nim skontaktuje. O ile oczywiście nowy wzmacniacz sygnału zadziała.
Skinąwszy głową, Dallas powiódł wzrokiem po zebranych i zatrzymał spojrzenie na żonie.
- Trudno uwierzyć, że powiedziała „tak” – zażartował Austin.
- Czego chciała?
- Sierra?
- Nie! Ruby. Czego Ruby chciała?
- Przeprowadzić serię rozmów z naszą rodziną.
- Jest dziennikarką? – Dallas uniósł brwi.
- Gorzej. – Informacje w prasie miały krótki żywot. – Pisze książkę.
- O czym?
- Najwyraźniej o nas.
- Turystyczną? – Dallas skrzywił się. – Mówiłem ci, że szef tego sklepiku z pamiątkami pytał, czy może umieścić moje zdjęcie z rodeo na kubkach? Był zaskoczony, kiedy odmówiłem. Mówił, że za każdy sprzedany kubek dostałbym dwadzieścia pięć centów.
Widząc zdegustowaną minę brata, Austin się uśmiechnął.
- Nie potrzebujesz pieniędzy.
- Ani taniej popularności.
- Ruby uczy historii na Ainsworth. Jej książka nie byłaby dla turystów.
- Więc pisze książkę historyczną? O nas?
- Raczej o dziadku Clemie, pierwszym właścicielu rancza. – Austinowi jednak nie podobało się, że ktoś chce grzebać w ich życiu, szukać skandali, ujawniać rodzinne tajemnice. – Nie mam czasu na takie bzdury.
- Ja też – przyznał Dallas. – Ekipa budowlana staje na głowie, żeby przed zimą uporać się z nowym domem. Wnętrzem możemy zająć się później. A w przyszłym tygodniu jadę do Wichita Falls po nowego ogiera.
- Nadal chcesz inwestować w rodeo? – spytał Austin.
- Akurat na tym się znam. Można sporo zarobić.
- I wciąż uczestniczyłbyś w czymś, co kochasz.
- Ale bez kontuzji. – Dallas poruszył barkiem, który uszkodził sobie, gdy parę miesięcy temu spadł z konia.
- Można zarobić, ale i stracić.
Austin wolałby, by brat zajął się hodowlą. I żeby drugi brat, Tyler, porzucił marynarkę i też wrócił na stare śmieci. Dallas jednak zdecydował, że na swoim kawałku rancza będzie hodował konie.
- Na koniach i rodeo dobrze się znam – powtórzył.
Odbywali tę rozmowę wielokrotnie.
- W porządku, to twoje życie – odrzekł Austin. Nie chciał kłócić się z bratem w dniu ślubu, a poza tym nie miał prawa wtrącać się do jego spraw.
- Powinieneś do niej zadzwonić – rzekł po chwili Dallas.
- Po co?
- Opowiedz jej o dziadku Clemie, o spędach, o tutejszych zimach, wilkach i innych ciekawostkach. Może zgodzi się pójść z tobą na randkę.
Austin ze zdumienia wytrzeszczył oczy. Milczał.
- Stary, musisz sobie kogoś znaleźć. Nigdy się z nikim nie umawiasz.
- Ledwo się ożeniłeś, a już mi zazdrościsz kawalerskiego życia? – Austin zerknął na Sierrę. – Przepraszam. Głupio gadam. Sierra to wspaniała dziewczyna. Jesteś szczęściarzem.
- Wiem – odparł Dallas bardziej rozbawiony niż zły. – Ty też możesz być. Po prostu znajdź sobie fajną babkę.
Austin skrzywił się. Nie chciał rozmawiać o swoim życiu osobistym. A od Ruby i jej planów zamierzał trzymać się z daleka...