Gra zmysłów / Od pierwszego wejrzenia
Przedstawiamy "Gra zmysłów" oraz "Od pierwszego wejrzenia", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.
Florystka Corryna Lawson otrzymuje propozycję zaprojektowania oprawy wesela lokalnej elity. To dla niej życiowa szansa. Gra o sukces staje się jeszcze bardziej podniecająca, kiedy stronę kulinarną imprezy ma się zająć przystojny i bogaty szef kuchni Colin Reynolds. Oboje od początku kłócą się z sobą, aż iskry lecą, co któregoś wieczoru kończy się gorącym seksem. Od tej pory Corryna ciągle czuje na sobie jego wzrok i wie, że Colin jej pożąda...
„Postanowiła zgodzić się na propozycję Olivera, bo to mogła być jej ostatnia szansa, by zobaczyć świat poza pracą. Świat spadających gwiazd i ustronnych stolików na koncertach. Przez kilka miesięcy mogła doświadczać życia, o jakim wcześniej nawet nie śniła. Odwróciła się do Olivera, który wciąż trzymał rękę na jej plecach, lecz na myśl o tym, co zamierzała powiedzieć, zaschło jej w ustach. A może to jego rozpalone spojrzenie tak na nią zadziałało?...”
Fragment tekstu
Corryna Lawson dodawała właśnie do bukietu piękną peonię, kiedy wokół niej zapadła ciemność. Muzyka, której słuchała podczas pracy, nagle ucichła. Wyeksponowane od strony ulicy ozdobne elementy mające zachęcić klientów kwiaciarni przestały być widoczne.
- Co się do cholery dzieje? – spytała z irytacją, ale nie doczekała się odpowiedzi, bo cały personel firmy Royal Blooms był już nieobecny. Nawet Hannah Waters, najwyższa rangą pracownica kwiaciarni, wyszła przed co najmniej dwiema godzinami.
Corryna lubiła zostawać w sklepie po jego zamknięciu i projektować roślinne elementy dekoracyjne przy dźwiękach muzyki. Zawsze kochała kwiaty i doskonale się wśród nich czuła. A poza tym nie spieszyło jej się do domu, bo wiedziała, że nikt tam na nią nie czeka.
Od czasu rozwodu mieszkała samotnie.
Po omacku znalazła leżący na stole telefon i włączyła latarkę, a potem podeszła do frontowych drzwi, omijając stojące na jej drodze wiadra z kwiatami.
Wielkie okna wystawowe wychodzące na centrum miasteczka Royal były pogrążone w mroku. Wyglądało na to, że pozbawione prądu zostały również wszystkie sklepy po drugiej stronie ulicy.
Corryna wyszła na dwór i zmrużyła oczy, bo oślepiły ją na chwilę reflektory przejeżdżających samochodów. Zdążyła jednak dostrzec gromadę klientów narożnej knajpki Royal Diner, którzy wychodzili z lokalu i wydawali się równie zaskoczeni jak ona.
Okolica tonęła w ciemnościach.
Zdała sobie sprawę, że wielkie chłodnie znajdujące się na zapleczu sklepu są wypełnione kwiatami o wartości tysięcy dolarów.
Kunsztowne roślinne kompozycje miały uświetnić zbliżające się wesele słynnego autora bestsellerów, Xaviera Noble’a, oraz hollywoodzkiej aktorki i producentki, Ariany Ramos.
Corryna mieszkała w Royal od niemal ośmiu lat, więc wiedziała, że państwo Noble, rodzice Xaviera, należą do najbardziej szanowanych członków miejscowej elity. Zaślubiny ich syna mające się odbyć za niecałe trzy miesiące już teraz uchodziły za najważniejsze wydarzenie towarzyskie roku, a Corryna była bardzo zadowolona z tego, że właśnie jej powierzono scenograficzną oprawę przyjęcia weselnego.
- Cześć, Corryna – powitała ją Morgan Grandin, właścicielka luksusowego butiku sąsiadującego z jej kwiaciarnią, oświetlając latarką zamek w drzwiach swojego sklepu. – Niech diabli wezmą tę awarię. Nie znoszę zamykać interesu przedwcześnie, ale przecież w tych warunkach nie da się pracować.
Corryna zgasiła latarkę komórki, aby nie dopuścić do wyładowania baterii.
W świetle księżycowej poświaty widziała wyraźnie bladą twarz Morgan i jej jaskrawo rude włosy.
- Jak długo twoim zdaniem może potrwać ta awaria? – spytała.
- Rozmawiałam przed chwilą z moją siostrą Chelsea – odparła Morgan, wzruszając ramionami. – Jej mąż, Nolan, mówi, że całe miasto tonie w ciemnościach. Kto wie, ile czasu może potrwać naprawa tak skomplikowanej instalacji. Mam nadzieję, że to kwestia godzin, a nie dni.
- Dni? – powtórzyła z przerażeniem Corryna. – Przecież… przecież to chyba niemożliwe…
Wiedziała, że tak długa przerwa będzie ją kosztować wiele tysięcy dolarów. Taka perspektywa byłaby dla niej katastrofalna. Choć wypłacała sobie żałośnie niską pensję, kwiaciarnia z trudem wychodziła na swoje.
Utrata tak cennego towaru pogrążyłaby ją w długach na wiele miesięcy.
- Muszę uratować kwiaty. Trzymam je w chłodni, która nie funkcjonuje bardzo sprawnie. Zaczną więdnąć za kilka godzin, a ja podczas weekendu muszę obsłużyć kilka ślubów. Co mogę zrobić?
Morgan podeszła do niej trochę bliżej i spojrzała na witrynę Royal Blooms.
- Nie znam się na handlu kwiatami, ale myślę, że powinnaś zdobyć dostęp do jeszcze jednej chłodni. A ponieważ ta awaria objęła całe miasto, musisz też znaleźć właściciela chłodni dysponującego agregatem prądotwórczym.
Corryna z trudem powstrzymała się od płaczu.
- Tak… - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. – Masz oczywiście rację.
- Takim sprzętem dysponuje TCC – mruknęła Morgan, mając na myśli Klub Teksańskiego Stowarzyszenia Hodowców, który był najważniejszym ośrodkiem życia towarzyskiego miasteczka Royal. – Ale dowiedziałam się przypadkiem, że ich agregat nie funkcjonuje. Podobno kupili nowy i nie potrafią go uruchomić.
- Nie masz żadnej innej koncepcji? – spytała Corryna coraz bardziej drżącym głosem. – Jestem bliska rozpaczy.
- Kto jeszcze może dysponować dużą chłodnią i agregatem? – Morgan zmarszczyła brwi. – Chyba jakaś restauracja…
Odpowiedź na to pytanie nasunęła się Corrynie, gdy tylko Morgan je zadała. Problem polegał na tym, że to wyjście wcale nie budziło jej entuzjazmu.
Doszła jednak do wniosku, że dramatyczne sytuacje wymagają dramatycznych metod działania.
Znała od dawna tę zasadę, więc postanowiła sprawdzić w praktyce jej słuszność.
- Może Sheen?
- Jak ja mogłam o tym nie pomyśleć? – spytała Morgan, chwytając przyjaciółkę za ramię. – Oczywiście! Oni dysponują wszystkim, co może nam być potrzebne.
Głos Morgan był tak przepojony entuzjazmem, że Corryna z trudem zdobyła się na ochłodzenie jej zapału. Uznała jednak, że tylko prawda może ułatwić jej wybrnięcie z trudnej sytuacji.
- Jedynym problemem jest Colin Reynolds – oznajmiła, krzywiąc się z niechęcią na dźwięk tego nazwiska.
Jej zdaniem właściciel i szef kuchni restauracji Sheen był aroganckim, niesympatycznym i pazernym groszorobem.
- On mnie nie znosi, a ja odwzajemniam to uczucie.
- Niemożliwe! Przecież wszyscy cię kochają!
- Ale nie Colin – warknęła Corryna, krzywiąc się z niechęcią. – Przeżyliśmy dwie nieprzyjemne konfrontacje. Było to dawno, ale on na pewno je pamięta.
- Naprawdę? – spytała Morgan, szeroko otwierając oczy.
Corryna dopiero teraz przypomniała sobie, że przyjaciółka uwielbia plotki, od których było gęsto w ich małym miasteczku.
- Jasne. Nasze pierwsze starcie miało miejsce w Silver Saddle. Poszłam do tej knajpy, żeby się dowiedzieć, komu Ariana i Xavier zlecili scenograficzną oprawę swoich uroczystości weselnych. Colin zaczepił mnie przy barze, więc mu powiedziałam, że jestem przypadkiem beznadziejnym i niech sobie znajdzie kogoś innego do pogaduszek. Miałam wrażenie, że umniejszam swoją wartość, ale on zrobił obrażoną minę.
- Czy z tego wynika, że się nie umawiacie?
- W gruncie rzeczy nie. Chcę powiedzieć, że nie miałabym nic przeciwko temu, ale musiałoby to nastąpić w sprzyjających okolicznościach. Nie mogę traktować poważnie takiego faceta jak on. Jego związki z kobietami mają krótki żywot.
- Podobno niezły z niego playboy.
- Też o tym słyszałam. Trzeba przyznać, że jest bardzo przystojny. Ma jakieś metr dziewięćdziesiąt wzrostu, szatynowe włosy i zielone oczy. Ale jest antypatycznym dupkiem. Dwa dni później rozwiązał umowę o współpracy Sheen z moją kwiaciarnią, narażając mnie na poważne straty. A w dodatku wykazał się obraźliwą pewnością siebie. „Moi klienci doceniają moje potrawy, a nie twoje kwiaty!”, tak napisał. Myślę, że po prostu chciał się na mnie odegrać. Ma tak wybujałe ego, że nie potrafi pogodzić się z odmową.
- Chciałabym przedstawić ci inny sposób wybrnięcia z tej sytuacji, ale czuję się bezradna. Żadna inna restauracja nie ma chłodni mogącej pomieścić twoje kwiaty.
- W takim razie nie mam wyboru. Muszę zawieźć do niego cały ten kwitnący bałagan.
- Czy nie chcesz do niego najpierw zadzwonić?
Corryna energicznie potrząsnęła głową.
Była przekonana, że Colin bez namysłu odrzuciłby jej prośbę.
- Muszę wykorzystać element zaskoczenia – wyjaśniła z uśmiechem. – Jeśli zjawię się u niego z ciężarówką pełną kwiatów, będzie mu o wiele trudniej powiedzieć: „nie ma mowy”.
- A co zrobisz, jeśli go nie zastaniesz?
- Jestem pewna, że będzie na miejscu. Ma opinię maniakalnego pracoholika.
Zupełnie jak ja, dodała w myślach.
- Widzę, że sporo wiesz o facecie, którego podobno nienawidzisz.
W dniu, w którym Colin rozwiązał umowę z Corryną, istotnie przyjrzała się jego przeszłości, korzystając z internetu. Chciała poznać jego słabe strony, ale niestety nie znalazła w sieci żadnych kompromitujących informacji. Dowiedziała się, że zrobił błyskawiczną karierę w branży restauracyjnej i uchodzi za niezwykle utalentowanego biznesmena.
Poza tym urodził się w bogatej rodzinie i zarobił mnóstwo pieniędzy jako błyskotliwy inwestor.
- Ja po prostu słucham tego, co opowiadają sobie moi klienci.
- Jeśli chcesz, mogę ci pomóc w załadunku tych wszystkich kwiatów – zaproponowała Morgan, gwałtownie zmieniając temat.
- Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem.
- Oczywiście. Bierzmy się do roboty.
Weszły do sklepu, otworzyły tylne drzwi, przy których zaparkowana była furgonetka, i zaczęły ładować do niej wiadra z kwiatami.
Dwadzieścia minut później wszystko było gotowe.
- Dziękuję ci bardzo, Morgan.
- Nie ma za co. Życzę powodzenia podczas negocjacji z Colinem.
- Dzięki. Jestem pewna, że ta rozmowa nie będzie łatwa.
Usiadła za kierownicą, uruchomiła silnik i ruszyła w kierunku restauracji Sheen.
Światła uliczne nie działały, więc musiała pokonywać dobrze sobie znane odcinki drogi wyjątkowo ostrożnie. Chwilami odnosiła wrażenie, że wylądowała na jakiejś odległej planecie.
Zbudowana ze szklanych płyt restauracja Sheen była zwykle rzęsiście oświetlona i przypominała szkatułkę pełną klejnotów. Tego wieczoru tonęła w ciemnościach, a jedynym dowodem na sprawne funkcjonowanie generatora prądu był słaby blask palącej się w głębi lokalu pojedynczej lampy.
Corryna wjechała na parking i ustawiła swój pojazd obok absurdalnie kosztownego samochodu Colina, czarnego SUV-a marki Jaguar.
Przeprowadzając w internecie amatorskie dochodzenie dotyczące Colina Reynoldsa, dowiedziała się, że jest on człowiekiem niezwykle bogatym i ustosunkowanym.
Teraz przypomniała sobie różne epizody związane z jego przeszłością bajecznie bogatego playboya i poczuła się jeszcze bardziej onieśmielona.
Nadal miała możliwość wycofania się z tego przedsięwzięcia, ale uświadomiła sobie, że grozi jej bankructwo z powodu braku prądu, więc zacisnęła zęby i wysiadła z furgonetki.
Wiedziała, że musi stanąć twarzą w twarz z nienawistnym jej przystojnym podrywaczem, ale postanowiła jak najszybciej załatwić sprawę i wrócić do samochodu.
Colin Reynolds nie był mężczyzną, w którego towarzystwie miałaby ochotę długo przebywać.
Siedział w fotelu z nogami na blacie biurka, rozkoszując się smakiem dwudziestosiedmioletniej irlandzkiej whisky. Gdy zobaczył przednie światła pojazdu wjeżdżającego na parking restauracji, natychmiast wstał i podszedł do okna.
Szybko rozpoznał namalowane na drzwiach furgonetki kolorowe godło firmy Royal Blooms, a kiedy ujrzał wysiadającą z niej Corrynę Lawson, z niedowierzaniem potrząsnął głową.
Chyba mam zwidy, pomyślał z przerażeniem.
Wypił dwie szklaneczki whisky, a w wieku czterdziestu dwóch lat nie mógł już polegać na swoim wzroku z takim przekonaniem jak kiedyś, ale… to chyba niemożliwe, żeby złożyła mu wizytę Corryna.
Szybkim krokiem zbliżył się do frontowych drzwi, otworzył je i stanął na progu.
- Jeśli przyjechałaś na kolację, to restauracja jest nieczynna – oznajmił władczym tonem.
Mimo panujących na dworze ciemności twarz Corryny wydała mu się zadziwiająco piękna. Emanowała z niej promienna pogoda ducha i pociągająca seksowność.
Właśnie dlatego zaczepił ją przed kilkoma tygodniami przy barze w Silver Saddle, narażając się na bolesną odmowę.
- Nie przyjechałam tu po to, żeby jeść kolację – oświadczyła lodowatym tonem. – Potrzebuję twojej pomocy.
Colin wahał się przez chwilę, a potem doszedł do wniosku, że powinien sięgnąć po gałązkę oliwną i doprowadzić do poprawy ich stosunków.
- Możesz na mnie liczyć. Co mógłbym dla ciebie zrobić?
Podeszła do niego trochę bliżej i spojrzała mu w oczy. Miała na sobie dżinsy podkreślające szczupłość bioder i białą bluzkę idealnie przylegającą do ciała.
Widział w życiu wiele pięknych kobiet i zaciągnął niektóre z nich do łóżka, ale uroda Corryny zdawała się pochodzić z innego wymiaru rzeczywistości.
Wyglądała bardzo seksownie, a równocześnie sprawiała wrażenie delikatnej panienki z dobrego domu.
- Ile będzie mnie to kosztowało? – spytała nieśmiało.
- Nic. Powiedziałaś, że potrzebujesz pomocy. O co chodzi?
- Jak wiesz, całe miasto tonie w ciemnościach, a ja, w odróżnieniu od ciebie, nie mam agregatu prądotwórczego. Natomiast w mojej furgonetce więdną kwiaty, za które zapłaciłam kilka tysięcy dolarów.
- Domyślam się, że chcesz skorzystać z chłodni.
- Owszem, jeśli mi na to pozwolisz.
- Nie ma sprawy. Moje skromne pomieszczenia są do twojej dyspozycji.
- Naprawdę? Mówisz poważnie? – spytała z niedowierzaniem.
- Jak najbardziej. Weźmy się do tego od razu.
Podszedł do furgonetki, otworzył tylne drzwi i ujrzał mnóstwo kwiatów. Zdał sobie sprawę, że będzie mu trudno znaleźć dla nich miejsce w chłodni, ale nie mógł już wycofać się z obietnicy.
- Błagam cię o zachowanie ostrożności. Podczas nadchodzącego weekendu muszę obsłużyć dwa wesela.
- Dlaczego zakładasz, że nie będę ostrożny?
- Och, sama nie wiem… chyba powiedziałeś coś, z czego wynikało, że nie przepadasz za kwiatami.
- Pewnie mnie źle zrozumiałaś.
Wyładował z furgonetki kilka wiader i ruszył w stronę restauracji. Minął salę jadalną, dotarł do kuchni i zatrzymał się przy ogromnej chłodni. Gdy otworzył jej drzwi, poczuł na twarzy powiew zimnego powietrza.
- Pospieszmy się. Mój agregat ma ograniczoną wydajność, więc nie należy go przeciążać.
- Rozumiem – mruknęła, wchodząc do lodowatego pomieszczenia.
- Stawiaj te kwiaty w głębi i postaraj się nie wpadać na półki, na których leży mrożona wołowina. Ona też kosztowała sporo.
Corryna pochyliła się, by ustawić wiadra na podłodze, a on ujrzał jej kształtne pośladki i poczuł ukłucie żalu. Był przekonany, że gdyby w tamtym barze nie odrzuciła jego awansów, mogliby przyjemnie spędzić razem kilka wieczorów.
- Wiem, że trzeba zachować ostrożność, więc nie musisz mnie pouczać.
Westchnęła i spojrzała mu w oczy.
- Przepraszam cię za mój agresywny ton. Chyba przyznasz, że mam prawo być zdenerwowana.
- Nie musisz mi nic tłumaczyć. To ja przepraszam za moje głupie uwagi. A teraz weźmy się do roboty, bo trzeba ratować twoje kwiaty.
Pospiesznie ruszyli w stronę furgonetki i zaczęli ją rozładowywać. Zanim skończyli, musieli sześcio- lub siedmiokrotnie przebyć drogę od samochodu do chłodni i z powrotem.
- Dziękuję, Colin – powiedziała Corryna, kiedy praca dobiegła końca.
- Czy mogę ci zaproponować małą whisky?
- Powinnam wracać do domu.
- Jesteś bardzo zmęczona, a ja wiem, że masz za sobą ciężki dzień. Możesz sobie pozwolić na chwilę odpoczynku. Usiądziemy wygodnie, żeby porozmawiać, a ty mi powiesz, dlaczego mnie nie lubisz.
- Przecież to ty mnie nie znosisz.
- Czy nie pamiętasz, że usiłowałem cię poderwać w Silver Saddle? A ty szybko mnie spławiłaś. Zrobiłem to, bo wyglądałaś cudownie, a ja odkryłem, że bardzo mi się spodobałaś.
- Widzę, że nie potrafisz kłamać.
- Właśnie dlatego nigdy tego nie robię. Jestem jak otwarta książka. A poza tym nigdy nie zapraszam na drinka ludzi, których nie lubię.
- Sama nie wiem…