Grzeszne sekrety (ebook)
Gray odsiedział wyrok za przestępstwo, którego nie popełnił. Po wyjściu na wolność szuka Blakley, której zeznania posłały go za kraty. Chce odkryć, czy skłamała świadomie, czy ktoś podsunął jej fałszywe dowody. Kiedyś za nią szalał i uczucie to wcale nie osłabło. Dlatego teraz boi się, że pożądanie przesłoni mu zdrowy osąd...
Fragment książki
W ciągu ostatnich dwóch tygodni miała wrażenie, że porusza się na pograniczu snu i jawy, a teraz nastąpił moment kulminacyjny. Blakely Whittaker stała przy nowym biurku i wpatrywała się w ekran komputera. Kursor migał, jakby zachęcając do zalogowania się, ale ona nie miała pojęcia, co dalej.
W samochodzie zaparkowanym w firmowym garażu czekał karton z osobistymi rzeczami. Miała też materiały z działu personalnego, z którymi już pierwszego dnia należało się zapoznać. Becky oprowadziła ją po biurze i wręczyła gruby skoroszyt.
Tymczasem Blakely tkwiła przy biurku jak wryta, jakby ciało odmówiło jej posłuszeństwa.
Pokój miał duże okno z widokiem na miasto. W niczym nie przypominał wydzielonej ściankami działowymi klitki, w której pracowała przez ostatnie lata.
Ludzie też byli tu inni. Wszyscy – poczynając od Finna DeLuki, charyzmatycznego menedżera, który zaproponował jej etat, po recepcjonistkę i Becky z działu personalnego – sprawiali wrażenie życzliwych i autentycznie zadowolonych z pracy.
Wielka różnica w porównaniu z przemęczonymi i sfrustrowanymi kolegami z poprzedniej firmy.
Rozpaczliwie potrzebowała takiej zmiany, już nie wspominając o znacznie wyższej pensji, jaką otrzymała na stanowisku biegłej księgowej w Stone Surveillance.
A jednak coś jej tu nie grało.
Może dlatego wciąż stała, zamiast zająć miejsce w drogim i z pewnością bardzo wygodnym fotelu.
W głowie słyszała dialog: sprzeczkę diabła z aniołem, podejrzanie przypominającą kłótnię rodziców.
Z jednej strony matka – nieufna, praktyczna, cyniczna – ostrzega, że jeśli coś sprawia zbyt piękne wrażenie, z pewnością kryje się tam jakaś pułapka. Z drugiej strony ojciec – nieodmiennie pełen optymizmu, skłonny do ryzyka i naginania prawa – doradza, aby chwytać okazję i nie myśleć o konsekwencjach.
A ona tkwi pośrodku, pełna wątpliwości i niezdolna do podjęcia decyzji.
Nieprawda, przecież zdecydowała się od razu. Przyjęła propozycję i dlatego stoi w swoim nowym biurze. Już się nie cofnie. Opadła na fotel z westchnieniem.
Skórzany, nowiusieńki. Poprzedni skrzypiał przy każdym ruchu i musiała go podklejać taśmą, bo poduszka się oderwała.
Rozłożyła folder. Jej wzrok padł na ofertę ubezpieczenia zdrowotnego dla pracowników, kiedy ktoś otworzył drzwi.
Spodziewała się Becky z działu personalnego albo komputerowca, który udzieli jej instrukcji, jak poruszać się w intranecie.
Tymczasem w drzwiach stał mężczyzna, który zdawał się wypełniać sobą całą przestrzeń. I nieważne, co o nim myślała, w jego obecności zawsze czuła się trochę oszołomiona podświadomą reakcją całego ciała.
Co tu się, u diabła, dzieje?
Gray Lockwood ‒ osiem lat temu posłała go za kratki ‒ był ostatnim człowiekiem, którego się tu spodziewała.
‒ Ty draniu!
Gray słyszał w życiu gorsze obelgi i zapewne na nie zasłużył.
Dzisiaj też mu się należały, choć Blakely Whittaker jeszcze nie wiedziała za co. Uwierzyła w poszlaki wskazujące na jego winę i uznała go za przestępcę.
Wtedy był niewinny. Dzisiaj całkiem świadomie wmanewrował ją w sytuację, w której nie będzie mogła mu odmówić. Jeszcze się nie zorientowała, że to ślepa uliczka.
Czas jej to uświadomić.
‒ Tak się wita nowego szefa?
Niedowierzanie, gniew, bunt i wreszcie zrozumienie własnej sytuacji – to wszystko w jednej chwili odmalowało się na twarzy Blakely. Gray spodziewał się odczuć satysfakcję, która choć w części wynagrodzi mu upokorzenie, jakiego doznał podczas procesu.
Nic z tego. Szkoda.
Wciąż nie był pewien, czy Blakely była nieświadomą uczestniczką farsy sądowej, czy wspólniczką nieznanego oszusta, który zrzucił na niego własne winy.
Osiem lat temu znał pannę Whittaker, choć raczej z widzenia. Mijali się na korytarzach Lockwood Industries, uczestniczyli w tych samych zebraniach. Zauważał ją w ten sam sposób, w jaki zwracał uwagę na inne piękne kobiety. Wszystko zmieniło się podczas procesu, kiedy słuchał, jak systematycznie obciążała go kolejnymi dowodami. Dostarczyła prokuraturze dymiący pistolet.
I nieważne, że to nie on pociągnął za spust. Wszystko świadczyło przeciwko niemu. Nie potrafił dowieść własnej niewinności. Wciąż nie wiedział, jak to zrobić, ale jego determinacja wzrosła. Oczyści swoje dobre imię, odzyska dawne życie.
Blakely mu w tym pomoże, nawet jeśli jeszcze nie pojmuje, dlaczego została zatrudniona przez Andersona Stone’a w Stone Surveillance.
Obaj jego przyjaciele, Stone i Finn, nie mogli pojąć, dlaczego z takim uporem nalegał na prowadzenie prywatnego śledztwa. Odsiedział wyrok za cudze malwersacje i teraz może żyć, jak mu się podoba. Ma wystarczająco dużo pieniędzy w banku, by realizować marzenia albo nie robić nic, gdyby miał ochotę.
Przed wyrokiem nie obchodziła go rodzinna firma. Diabelnie go zabolało, że rodzice tak łatwo się go wyrzekli. Ojciec go wydziedziczył i zerwał kontakt. Matka udawała, że nigdy nie miała syna.
Gray musiał to zaakceptować.
Przed procesem miał w nosie opinię ludzi. Był rozpieszczonym próżniakiem, który uważał, że wszystko mu się należy. Więzienie go zmieniło. Zmieniła go zawarta tam przyjaźń ze z Stone’em i Finnem. Zaczęło go drażnić, że ludzie szepczą za jego plecami.
Nie zrobił nic złego. Może był draniem, ale zawsze przestrzegał prawa.
Blakely poderwała się zza biurka.
‒ Moi szefowie to Anderson Stone i Finn DeLuca.
‒ Stone i Finn to dwaj z trzech właścicieli Stone Surveillance. Ja jestem trzecim.
‒ Nikt mi o tym nie powiedział.
‒ Takie dostali instrukcje.
Blakely mocno zacisnęła usta. Może jest niewysoką śliczną blondynką, ale ma energię i upór pitbulteriera. Wiedział to z doświadczenia. I nie tylko z sali sądowej, gdzie wbijała ostatnie gwoździe do wieka jego trumny.
Pamiętał ją z zebrań, na których z błyskiem w oku broniła swego zdania. Angażowała się we wszystko, co robiła.
Osiem lat temu trzymał się na dystans, bo jej energia trochę go płoszyła. Jednak przyglądał się kobiecie z przyjemnością.
Tymczasem Blakely wyjęła z szuflady torebkę i zarzuciła pasek na ramię.
‒ Dlaczego mnie zatrudniłeś? Przecież mnie nienawidzisz?
‒ Nienawiść to zbyt mocne słowo – zaprotestował.
‒ Ale trafne. Wpakowałam cię do więzienia.
‒ A jednak bym go nie użył – powiedział z namysłem i była to prawda.
Rola Blakely wciąż nie była dla niego jednoznaczna, choć łatwo obarczyć ją całą winą. Jedno wiedział na pewno – bez jej pomocy nigdy nie pozna prawdy. A trudno byłoby o współpracę, gdyby uznała go za wroga.
‒ W takim razie jak to nazwiesz?
‒ Nie darzę cię szczególną sympatią – przyznał – jednak nie sądzę, że zasługujesz na nienawiść. W każdym razie nie bardziej, niż ja zasługiwałem na więzienie.
Blakely prychnęła ze złością i skierowała się do drzwi, ale zagrodził jej drogę. Wzdrygnęła się, jakby był zadżumiony. Zacisnęła dłoń na pasku.
Przez kilka lat w więzieniu Gray nauczył się czytać ludzkie emocje i panować nad własnymi. Pomógł mu w tym podziemny ring bokserski, który założył z Finnem i Stone’em, gdzie mógł wyładować agresję bez wdawania się na spacerniaku w bójki, za które groził karcer.
Pojedynki na ringu nauczyły go oceniać przeciwników i przewidywać ich reakcje. Wyłapywać drobne sygnały i działać z wyprzedzeniem.
Zamiar Blakely był oczywisty. Chciała uciec jak najdalej od niego.
Nie uda jej się. W najbliższych tygodniach będzie skazana na jego towarzystwo.
‒ Zejdź mi z drogi – warknęła.
W jej oczach błyszczał gniew. Ten pokaz determinacji intrygował go i pociągał, choć nie zamierzał ustąpić.
Spojrzał na nią z drapieżnym uśmieszkiem. Trudno nie dostrzec pociągających kształtów: spódnica opinała się na jej pośladkach, żakiet podkreślał talię.
‒ Nie będę cię zatrzymywać – oświadczył uprzejmie.
‒ Dziękuję – bąknęła niepewnie.
Jeszcze nie wiedziała, gdzie kryje się pułapka.
‒ Uprzedzam tylko, że nie masz dokąd iść. Pozwoliłem sobie poinformować byłego pracodawcę o niektórych twoich podejrzanych posunięciach.
‒ O czym mówisz? Nie mam sobie nic do zarzucenia.
‒ Możliwe, ale dowody świadczą przeciw tobie.
‒ Ty draniu! – krzyknęła, kiedy wreszcie dotarło do niej, że groźba jest poważna.
‒ Już to powiedziałaś na dzień dobry. Niemiło jest konfrontować się z kłamliwymi oskarżeniami, prawda? W każdym razie, nie masz dokąd wracać. A oboje wiemy, jak trudno było znaleźć posadę po zwolnieniu z Lockwooda.
Zaczerwieniła się, jej oczy błyszczały. Wspaniale wyglądała w swoim gniewie.
‒ Czego chcesz? To ma być rewanż?
‒ Ależ skąd. – Skrzyżował ręce na piersi. – Zamierzam dowieść swojej niewinności i potrzebna mi twoja pomoc.
‒ Nie mogę nic zrobić.
‒ Nie możesz czy nie chcesz?
‒ Przecież sąd uznał cię za winnego.
‒ Może wprowadziłaś sędziego w błąd. Nie przyszło ci do głowy, że się pomyliłaś?
‒ Wiesz, ile nocy nie przespałam, bo w kółko analizowałam dokumenty finansowe? Wniosek za każdym razem był jeden. Liczby nie kłamią. Na własne oczy widziałam dowody, że ukradłeś miliony dolarów z kont Lockwooda.
‒ Zobaczyłaś to, co ci podsunięto. – A może sama sprytnie spreparowała sprawozdania.
‒ Wychodzę. Poszukam innej pracy.
‒ Powodzenia. Wątpię, czy znajdziesz ją w Charlestonie. Raczej nie uda ci się opłacić na czas czesnego za studia twojej siostry. Nie mówię już o racie kredytu bankowego twojej mamy czy spłacie leasingu za samochód. Trudno szukać pracy, gdy nie ma czym dojechać na spotkanie.
‒ Drań.
‒ Zainwestuj w słownik. Warto poszerzyć kompetencje językowe. A praca u nas jest w pełni legalna. Mimo wszystko mam pewność, że jesteś doskonałą biegłą księgową i chcemy cię w zespole. Zanim dostaniesz kolejne zlecenie, musisz wykonać to zadanie. Zostaniesz sowicie wynagrodzona.
‒ Jak długo mam pracować nad udowadnianiem twojej niewinności? W nieskończoność?
Gray przyjrzał się kobiecie. Pytanie było rozsądne. O to samo spytał Finn. Na jak długo chce zawiesić życie na kołku, aby ścigać cień szansy na oczyszczenie nazwiska?
‒ Sześć tygodni.
Blakely jęknęła i skrzywiła się z niesmakiem. I wreszcie się zgodziła, po czym wyszła.
Nie miała pojęcia, dokąd idzie. Gdyby została dłużej w jednym pomieszczeniu z Grayem, zrobiłaby coś głupiego.
Na przykład zaczęła mu wierzyć.
Albo jeszcze gorzej – poddałaby się dziwnemu przyciąganiu, które odczuwała w jego obecności.
Damska toaleta stanowiła chwilową kryjówkę.
Gray Lockwood jest chodzącą pokusą, zawsze tak było. Nie odmawiał sobie żadnej przyjemności. Seks, adrenalina, balangi, szybkie samochody i życie na walizkach.
W słowniku przy haśle „grzech” powinno być jego zdjęcie.
To niesprawiedliwe. Wygrał los na loterii już przy narodzinach. I nie dlatego, że należał do rodziny bogatych i wpływowych przedstawicieli amerykańskiego południa. Odziedziczył po przodkach także fantastyczne geny.
Był diabelnie przystojny i dobrze o tym wiedział. Osiem lat temu jedynym jego zmartwieniem był wybór, którą z adorujących go kobiet wziąć dziś do łóżka. Był pewny siebie, miał nienaganne maniery i aparycję greckiego boga.
Blakely dostrzegała, że jest atrakcyjny, jak wszystkie kobiety w jego otoczeniu. A jednak nie uległa jego urokowi, bo uważała Graya za rozpieszczonego bawidamka.
Wydawał pieniądze, jakby życie było grą w Monopol. Kupował drogie samochody tylko po to, by jeździć zbyt szybko i je rozbijać. Uwielbiał huczne imprezy i czasem fundował całej bandzie znajomych tydzień w Las Vegas, Monako czy w Tajlandii. Podczas procesu prokuratura przedstawiła dowody, że przepuścił miliony w kasynach.
Teraz wydał jej się… inny.
Nabrał muskulatury, prawdopodobnie spędzał mnóstwo czasu w więziennej siłowni. Dostrzegła też bliznę między lewym łukiem brwiowym a kącikiem oka. Jednak te drobne niedoskonałości dodały mu seksapilu.
Osiem lat temu Gray Lockwood był zbyt idealny.
Największą różnicę dostrzegła w jego sposobie bycia. I chociaż nadal ściągał na siebie uwagę, wydał jej się bardziej opanowany, poważny.
Pytanie tylko, czy da radę przepracować z nim sześć tygodni i nie zamordować go albo nie podjąć próby zaciągnięcia go do łóżka? A mówiąc uczciwie, czy potrafi robić coś, co z góry uważa za bezsensowne?
Lockwood ma zapewne różne grzechy na sumieniu. Jeden z nich ujawniła i to poważnie skomplikowało jej życie. Czy ma odwagę poznać kolejne?
Blakely potarła dłonią czoło, po czym umyła ręce. Przyjrzała się uważnie swojemu odbiciu w lustrze. Przez całe dorosłe życie starała się postępować uczciwie. Bezwzględne przestrzeganie prawa i norm moralnych było dla niej niezwykle ważne. Jej ojciec, naciągacz i oszust, czasem lądował za kratkami, może dlatego jego córka nigdy nie naruszyła prawa.
Pogardzała ludźmi, którzy dla własnej korzyści wykorzystywali cudze błędy i niepowodzenia. W jej oczach Gray Lockwood był najgorszym typem przestępcy.
Nie musiał kraść, żeby mieć pieniądze.
To prawda, miał długi karciane, drobiazg, parę milionów. Ale jego majątek liczony był w miliardach. Jeśli nie miał pod ręką gotówki, zawsze mógł sprzedać akcje czy nieruchomości. Czy postanowił, że łatwiej będzie zdefraudować kapitał rodzinnej firmy?
Zepsuty do szpiku kości bogaty chłopak, który uznał, że prawo go nie dotyczy.
Nie rozumiał, że postępując w ten sposób, podważa stabilność finansową spółki, a tym samym zagraża bezpieczeństwu wszystkich pracowników Lockwood Industries?
Czy ma spędzić sześć tygodni, pozorując pracę, w której sens nie wierzy, w zamian za pensję, której rozpaczliwie potrzebuje?
Było jej ciężko na duszy. Nie zamierzała oszukiwać Graya. Wyraźnie dała do zrozumienia, że mu nie wierzy. Chyba rozumie, że w ten sposób nie pozyskuje się ludzi. Ściągnął ją podstępem. Powinna powiedzieć pozostałym szefom, co o nich myśli. Nie jest im nic winna.
A jeśli zostanie – czy będzie miała czyste sumienie?
Dziś nie miała wyboru. Nie wątpiła, że groźby Graya należy traktować poważnie. Będzie jej trudno znaleźć pracę. Musiałaby się rozejrzeć w innym mieście, w innym stanie. Nie była gotowa na radykalne zmiany w życiu – może kiedyś później, ale nie teraz.
Bez jej czujnego nadzoru ojciec mógłby wrócić do swoich starych sztuczek.
Czemu wszystko się tak skomplikowało?
Nabrała powietrza w płuca. Wyprostowała się. Odpracuje sześć tygodni i każe sobie słono zapłacić. Przynajmniej odłoży trochę i bez pośpiechu rozejrzy się za nową pracą.
Osuszyła dłonie, pchnęła drzwi.
Wyczuła go za sobą bez odwracania głowy. Jej ciało reagowało samo.
Opierał się o ścianę z założonymi ramionami.
‒ Lepiej się czujesz? – spytał.
‒ Niezbyt. – Spojrzała na niego spode łba.
Wzruszył ramionami. Nie będzie się przejmował jej samopoczuciem.
‒ Chodźmy – powiedział i ruszył przed siebie.
Mijając ją, poczuł delikatny subtelny zapach. Pamiętał go sprzed lat.
Kiedyś spróbował się do niej zbliżyć, ale skończyło się awanturą o śmietankę do kawy, którą sprzątnął jej sprzed nosa. Nauczony tym doświadczeniem trzymał się na dystans. Miała ognisty temperament, a jedyny sposób na przerwanie jej wywodów, jaki mu przychodził do głowy, to zamknięcie jej ust pocałunkiem. Gruby błąd.