Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Hazardzistka
Zajrzyj do książki

Hazardzistka

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-291-2015-9
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329120159
Tytuł oryginalnyA Lady Risks All
TłumaczAlina Patkowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-05-06
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Hazardzistka" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Ojcem Mercedes Lockhart jest hazardzista i mistrz gry w bilard. Mercedes też gra świetnie, ale jako kobieta nie ma wstępu do klubu i nie może rywalizować z najlepszymi. Dlatego chętnie przyjmuje propozycję, aby pomagać w szlifowaniu techniki Greerowi Barringtonowi, synowi wicehrabiego Tivertona. Greer i Mercedes szybko zbliżają się do siebie. Nie wiedzą jednak, że oboje są pionkami w rękach ojca Mercedes, który chce wydać córkę za dziedzica tytułu i grać o najwyższe stawki…

Fragment książki

Nie istnieje widok bardziej podniecający niż mężczyzna, który wie, do czego służy kij bilardowy. Mercedes Lockhart z dreszczem podniecenia jeszcze raz przyłożyła oko do niewidocznej szpary w ścianie. Pogłoski nie kłamały: ten dżentelmen rzeczywiście miał znakomite uderzenie.
W sali bilardowej to uderzenie zapewne zabrzmiało głośno jak wystrzał z armaty, ale żaden dźwięk nie dochodził do pomieszczenia przeznaczonego do obserwacji graczy. Mercedes mogła tylko patrzeć i zastanawiać się, co oznacza obecność tego człowieka w klubie ojca.
„Jest ktoś, kogo chciałbym ci przedstawić”. Gdy ojcowie mówili coś takiego córkom, zwykle mieli na myśli kandydata na męża. Ale ojciec Mercedes, legendarny bilardzista Allen Lockhart, prędzej przyniósłby do domu kij wysadzany brylantami, niż przyprowadził konkurenta do jej ręki. Zapewne dlatego tak ją zdziwiła jego prośba: „Przyjdź do klubu. Chcę, żebyś kogoś poobserwowała”. Już od dawna nie prosił jej o opinię, toteż nie odważyła się odmówić. Przyszła i usiadła w pokoiku do obserwacji, z okiem przy szparze, patrząc na gracza przy stole numer trzy.
Zwróciłaby na niego uwagę nawet bez prośby ojca. Większość kobiet zauważyłaby go natychmiast. Był dobrze zbudowany, szeroki w ramionach i wąski w biodrach, co nietrudno było dostrzec, grał bowiem w samej koszuli. W tej chwili, pochylony nad stołem, przymierzał się do kolejnego uderzenia i Mercedes miała doskonały widok na jego wypięte pośladki oraz mocne mięśnie ud pod brązowymi bryczesami. Powiodła wzrokiem wyżej: spod podwiniętych rękawów koszuli wyłaniały się mocne, opalone ramiona. Smukłe palce tworzyły mostek, pod którym przesuwał się kij.
Uderzył wprawnie, wyprostował się i stanął przodem do niej, przyjmując gratulacje. Odrzucił z twarzy jasne włosy, i Mercedes zauważyła szafirowe oczy. W jego postawie widać było pewność siebie, acz bez nadmiernej zuchwałości. Nie miała wątpliwości, że swobodnie posługiwał się kijem, a jego strategia w grze była prosta i rozsądna, zgodna z kierunkiem, w którym bilard zaczynał podążać. W jego stylu brakowało jednak finezji. To zrozumiałe, pomyślała; był dobrym graczem, toteż zapewne nie widział potrzeby wzbogacania swej gry o subtelności. Temu jednak dałoby się zaradzić. Ale dlaczego? – pomyślała nagle. Dlaczego miałaby udoskonalać jego grę? Czy po to właśnie ojciec potrzebował jej opinii? Z jakiego powodu Allen Lockhart, legenda bilardu, zainteresował się młodym graczem? Znów poczuła niepokój. Czy miał to być kandydat do jej ręki, czy tylko protegowany ojca? Żadna z tych możliwości nie wzbudzała jej zachwytu. Nie wybierała się za mąż, choć wiedziała, że ojciec pragnąłby dla niej mariażu z dziedzicem tytułu. Małżeństwo córki z jednym z parów Anglii byłoby zwieńczeniem jego kariery. Mercedes jednak miała inne cele i nie potrzebowała ani narzeczonego, ani protegowanego.
Odsunęła się od szpary i napisała krótką wiadomość dla ojca, który siedział w głównej sali. Frustrowało ją, że ojciec nie może przyjść do ciasnego pomieszczenia, z którego obserwowała grę. Nie zawsze tak było, nie zawsze musiała patrzeć przez szparę. Kiedyś mogła się swobodnie poruszać po całym klubie, ale teraz była już dorosła i nie wydawało się właściwe, by pokazywała się w salach Klubu Bilardowego Lockharta, choć było to eleganckie miejsce. Najkrócej mówiąc, chodziło o to, że mężczyźni nie lubili przegrywać z kobietami, dlatego Mercedes przestała grywać publicznie.
Z tego powodu myśl o protegowanym ojca wzbudziła w niej niechęć. Skoro ojciec potrzebował pomocnika, to ona powinna nim zostać. Była jego uczennicą. Gdy okazało się, że ma talent do bilardu, nauczył ją grać jak profesjonalistkę. Poznała jego sekrety i obmyśliła własne, aż zaczęła dorównywać najlepszym. Potem niestety skończyła siedemnaście lat i jej wolność została znacznie ograniczona, po części przez konwenanse, a po części przez jej własny rozsądek.
Przekleństwo sytuacji polegało na tym, że jedyna rzecz, w której była dobra – nie tylko dobra, lecz doskonała – to talent, którego nie wolno jej było publicznie prezentować. Teraz ćwiczyła tylko dla siebie, w domowym zaciszu, i wciąż czekała w gotowości, aż pojawi się okazja, by mogła pokazać, ile jest warta.
Złożyła kartkę i kazała ją zanieść ojcu, a potem jeszcze raz przytknęła oko do szpary. Mężczyzna mierzył w ostatnią bilę. Naraz coś jej przyszło do głowy. Może to właśnie była jej szansa? Poczuła przypływ podniecenia. Czekała na taką okazję pięć lat i przez cały ten czas ani razu nie przyszło jej do głowy, że jej szansa może przybrać postać przystojnego Anglika. Znała takich na pęczki, ale skoro ojciec mógł go wykorzystywać, może i ona mogłaby to zrobić? Powoli, pomyślała. Dobry hazardzista zawsze najpierw ocenia ryzyko, a w tej sytuacji ryzyko było spore. Skoro ojciec chciał uczynić z tego mężczyzny swojego protegowanego i oczekiwał jej pomocy, może udałoby jej się przy okazji usamodzielnić, musiała jednak działać ostrożnie. Z drugiej strony była to okazja, by pokazać ojcu, co potrafi, w sytuacji, w której nie byłby w stanie zignorować jej talentu.
Mogła wyjść z tego z tarczą lub na tarczy, ale w każdym calu była córką swojego ojca i miała serce hazardzistki. Wiedziała, że każda decyzja niesie z sobą ryzyko. Znała zasady, ale mimo wszystko zdecydowała się przystąpić do gry.

Wszyscy hazardziści, którym się powiodło, zgadzali się, że tajemnica szczęścia w grze polega na znajomości trzech rzeczy: zasad, stawek oraz momentu, gdy należy się wycofać. Nikt nie wiedział o tym lepiej niż legenda angielskiego bilardu Allen Lockhart. Nie pamiętał już czasów, kiedy stawki bywały niskie. Stawka zawsze należała do najwyższych, gdy na szali trzeba było postawić własną reputację. A co się tyczyło wycofania, ta chwila jeszcze dla niego nie nadeszła. Właśnie dlatego rytualna szklaneczka brandy w towarzystwie wieloletniego przyjaciela i partnera Kendalla Carlisle’a w to ponure, marcowe popołudnie nie przyniosła mu zadowolenia. Zwykle była to jego ulubiona pora dnia, czas, kiedy mógł usiąść wygodnie w jednym z klubowych foteli i cieszyć się swoim terytorium – bo to było jego terytorium. Carlisle zarządzał klubem, ale powstał on za pieniądze Lockharta.
Siedzący naprzeciwko niego Carlisle, nieświadomy rozmyślań przyjaciela, napił się brandy i westchnął z zadowoleniem.
– To jest życie, Allen. Całkiem nieźle jak na dwóch chłopców kabinowych.
Allen uśmiechnął się w odpowiedzi. Lubił to wspomnienie. Obydwaj daleko zaszli od czasów, gdy za parę szylingów musieli się kłaniać bogatym dżentelmenom w kabinach na plaży w Bath. Przyglądali się, uczyli i w końcu stworzyli swoje małe imperium. Teraz to oni byli bogatymi dżentelmenami. Prowadzili prywatny klub, nie w Bath, ale w bardziej dochodowym Brighton, i zarabiali krocie. Czterdziestosiedmioletni Allen Lockhart był bardzo dumny z tego, że wykorzystał swój talent do gry, by zostawić skromne początki daleko za sobą.
Siedząc przy ogniu, słyszał turkot kul z kości słoniowej toczących się po zielonym suknie. Za jego plecami prowadzono leniwe popołudniowe rozgrywki. Wieczorem klub miał się zapełnić oficerami, urzędnikami i dżentelmenami. Zaczną się zakłady, przy stołach zapanują gwar i podniecenie. Na myśl o tym ręce świerzbiały go z wyczekiwania. Rzadko teraz grywał publicznie; nie chciał zniszczyć swojej reputacji, narażając się na porażkę. Legenda nie mogła sobie pozwolić na częste przegrane, by nie zniszczyć iluzji, że jest niepokonana. Ale bilard miał we krwi i pragnienie gry wciąż pozostawało w nim żywe. W końcu był legendarnym Allenem Lockhartem i powodzenie tego klubu opierało się na jego sławie. Ludzie przychodzili tu, by grać, ale również po to, by go zobaczyć. Nie wystarczyło być tylko dobrym graczem, trzeba było również być dobrym gospodarzem. Lockhart wiedział, jaką moc ma drobny gest albo słowo wypowiedziane w odpowiedniej chwili do odpowiedniej osoby. Trochę uderzała mu do głowy świadomość, że mieszkańcy Londynu potrafili miesiącami rozprawiać o jego słowach. „Lockhart mówi, że trzeba uderzać bilę z boku” albo „Lockhart poleca kule z afrykańskiej kości słoniowej”. Ostatnio jednak zaczął czuć, że popada w rutynę, i coraz częściej ogarniał go niepokój.
Naraz w sali rozległ się głośny odgłos mocnego rozbicia. Allen rzucił szybkie spojrzenie w stronę stołu, przy którym grał młody oficer, a potem znów zatrzymał wzrok na Kendallu.
– Mam nadzieję, że przyjdziesz jutro na kolację.
– Naturalnie. Nie mogę się już doczekać, kiedy zobaczę ten nowy stół. – Carlisle podniósł szklaneczkę w toaście. – Podobno Thurston przeszedł samego siebie.
Lockhart uśmiechnął się szeroko jak ojciec, któremu właśnie urodziło się pierworodne dziecko.
– Gumowe bandy mają przyszłość, Kendall. Te stoły są bardzo szybkie. – Znów przerwał mu głośny trzask od strony stołu numer trzy. Tym razem Lockhart dłużej zatrzymał na nim wzrok. – Boże drogi, ten chłopak ma krzepę w rękach! – Zerknął w stronę ukrytego pokoiku, zastanawiając się, co powie Mercedes. Kendall miał rację, gdy zalecał mu zwrócenie uwagi na młodego wojskowego.
Ich fotele były ustawione pod takim kątem, że widzieli większą część klubu. Obaj zamilkli i skupili się na grze. Sala była dobrze oświetlona dziennym światłem, które wpadało do środka przez wysokie okna. Subtelna ciemnozielona tapeta i długie kotary w tym samym kolorze nadawały jej wygląd wyrafinowanej bawialni. Nie był to typowy przybytek hazardu, lecz miejsce, które miało przyciągnąć dobrze urodzonych dżentelmenów. Przy stole numer trzy stała spora grupa widzów. Rozgrywający, jasnowłosy oficer o szerokich ramionach, nie był już chłopcem, lecz młodym, pewnym siebie mężczyzną. Właśnie wbił do łuzy trzecią bilę. Był sympatyczny i przyjazny, pozbawiony fałszywej pokory.
– Przypomina mi ciebie z lat młodości – mruknął Carlisle, gdy oficer wykonał szczególnie trudne uderzenie z rogu stołu.
– Jak sądzisz, ile on może mieć lat? – Kendall z pewnością wiedział. Miał talent do gromadzenia tego rodzaju informacji, które Lockhart następnie wykorzystywał. Połączenie ich zdolności okazało się bezcenne dla nich obydwu.
– Około dwudziestu pięciu. Był tu już kilka razy. Nazywa się Barrington, kapitan Barrington.
Lockhart pomyślał ze smutkiem, że w tym wieku on i Kendall nie mieli żadnego stałego miejsca zamieszkania. Wciąż byli w drodze i grali o pieniądze, gdzie się tylko dało, we wszystkich klubach między Manchesterem a Londynem.
– Wykupił członkostwo – dodał Kendall.
– Za połowę pensji? – zdziwił się Lockhart. Oficer, który miał czas grać w bilard, z pewnością był na połowie żołdu, a zatem członkostwo w klubie było dla niego luksusem, chyba że miał jakieś inne źródła dochodu.
Kendall wzruszył ramionami.
– Dałem mu zniżkę. Przyniesie nam dochód. Ludzie lubią z nim grać.
– Przez jakiś czas – mruknął Lockhart. Należało przypilnować tego Barringtona. Jeśli okaże się zbyt dobry, inni klienci nie zechcą stale z nim przegrywać i szybko się zniechęcą, a to nie byłoby dobre dla interesów.
– W lipcu odbędą się mistrzostwa Anglii. Pomyślałem, że ten kapitan może przyciągnąć dodatkowe zainteresowanie – wyjaśniał Carlisle, ale umysł Lockharta wybiegał już naprzód. Może udałoby się nauczyć tego kapitana kilku rzeczy, w tym jak i kiedy przegrywać? Carlisle miał rację, ten młody człowiek mógł się bardzo przydać przed mistrzostwami. Lockhart poczuł przypływ energii.
– Chcesz go wziąć na protegowanego? – zażartował Kendall.
– Może. – W rzeczywistości myślał o czymś więcej: o podróży, chociaż sam nie był pewien, dlaczego mu to przyszło do głowy. Może chodziło tylko o to, by powrócić na ścieżki pamięci, ulec nostalgii za dawnymi czasami, a może o coś więcej? Intuicja jednak podpowiadała mu, że nie chodzi tylko o nostalgię. Musiał sobie odpowiedzieć na kilka ważnych pytań. Czy w wieku czterdziestu siedmiu lat dalej miał to coś? Czy powrót legendy był możliwy? Czy sprostałby jeszcze wymogom nowej gry?
– Myślisz o czymś więcej? – Czuł na sobie baczne spojrzenie Kendalla. On sam nie odrywał wzroku od stołu. Jeśli coś z tego miało być, nie należało zdradzać przyjacielowi zbyt wiele.
Lokaj podał mu złożoną kartkę papieru. Ach, Mercedes wydała werdykt. Przelotnie rzucił wzrokiem na kartkę i podniósł się z fotela, starając się niczego po sobie nie okazywać. Kendall znał go zbyt dobrze.
– Są pewne sprawy, którymi muszę się zająć… – Urwał, jakby nagle coś mu przyszło do głowy. – Zaproś tego młodego człowieka na jutro. Chciałbym, żeby zobaczył ten nowy stół i poznał Mercedes.
Wiedział, że jeśli ten szalony plan ma się powieść, będzie potrzebował jej pomocy. Właściwie już się zgodziła pomóc, przychodząc tu dzisiaj. Mimo wszystko trudno będzie ją przekonać – bywała potwornie uparta, gdy miała po temu jakiś powód. Ale może przekonywanie nie będzie konieczne? Może wystarczy wygląd tego młodego człowieka, jego talent do gry i odrobina magicznego blasku księżyca? Znał swoją córkę. Jeśli istniało coś, czemu Mercedes nie potrafiła się oprzeć, było to wyzwanie.

***

Kapitan Greer Barrington z Jedenastego Pułku Piechoty Północnego Devonshire w ciągu dziesięciu lat służby widział wystarczająco wiele świata, by wyczuć, kiedy zanosi się na dobrą rozgrywkę. Tego wieczoru zdecydowanie zanosiło się na dobrą rozgrywkę, a wiedział o tym od pierwszej chwili, gdy Kendall Carlisle zaprosił go na kolację u Lockhartów.
Na pozór nie było żadnej logiki w tym, by ktoś o pozycji Lockharta zapraszał na kolację anonimowego oficera. Gdy kapitan stawił się na miejscu, Lockhart powitał go i pociągnął w stronę grupki mężczyzn stojących przy wysokim i eleganckim kominku z rzeźbionym orzechowym gzymsem. Podejrzenia Greera potwierdziły się. Po pierwsze, niewielka liczba gości oznaczała, że są to tylko najbliżsi przyjaciele i współpracownicy, po drugie – Allen Lockhart nieźle sobie żył w jednej z czterdziestu dwóch kamienic, z których składało się Brunswick Terrace. Greer nie popełnił błędu, ubierając się bardzo starannie. Wypolerowane guziki jego munduru lśniły w świetle kunsztownych kandelabrów z mosiądzu i złota.
– Oczywiście, poznał pan już Kendalla Carlisle’a w klubie – Allen Lockhart dokonywał prezentacji z wprawą obytego gospodarza. – A to jest John Thurston, który wykonał nasz nowy stół. – Greer skinął głową. To nazwisko nie było mu obce. Thurston był właścicielem warsztatów produkujących sprzęt bilardowy oraz sali gry w pobliżu St. James’s.
– John – zwrócił się do niego Allen Lockhart familiarnie – oto kapitan Greer Barrington. – Ojcowskim gestem położył mu rękę na ramieniu. Greer zauważył, że Lockhart albo zna się na szarżach wojskowych, albo też przygotował się do tego spotkania. – Kapitan ma zdumiewająco silną rękę. Jego rozbicie przypomina huk wystrzału. Wczoraj grał z Eliasem Pole’em.
Ach, pomyślał Greer, a zatem nie mylił się: Lockhart obserwował tę rozgrywkę. Dokoła rozległ się szmer aprobaty.
Rozmowa skupiona była wokół bilardu, ale głosy ucichły, gdy u boku Lockharta pojawiła się młoda kobieta.
– Ojcze, kolacja zaraz zostanie podana.
Ta piękna istota była córką Lockharta? Greer pomyślał, że bez względu na to, na jaką rozgrywkę się zanosi, z przyjemnością do niej przystąpi, o ile ta młoda dama również weźmie w niej udział. Jej uroda była uderzająca, śmiała i bezpośrednia, podobnie jak uśmiech, który dziewczyna mu rzuciła.
– Kapitanie, nie poznał pan jeszcze mojej córki Mercedes – zwrócił się do niego Lockhart. – Może uda mi się pana przekonać, by towarzyszył pan jej przy kolacji? Wydaje mi się, że macie miejsca obok siebie.
– Z wielką przyjemnością, panno Lockhart. – Coraz lepiej, pomyślał Barrington. Mercedes Lockhart miała ciemne włosy i duże szare oczy ocienione długimi rzęsami, ale od tej doskonałości wiało chłodem. Piękna i zimna, pomyślał Greer, przekonany, że uda mu się to zmienić. Rzucił jej czarujący uśmiech. Zwykle kobiety na widok tego uśmiechu zaczynały się czuć tak, jakby znały go od lat, ale na Mercedes nie zrobił większego wrażenia. Jej własny uśmiech przez cały czas pozostawał zdawkowo uprzejmy, szare oczy patrzyły na niego taksująco. Greer dyskretnie odsunął się od grupy i pociągnął ją na bok.
– Przeszedłem? – zapytał, nie owijając w bawełnę.
– Co takiego?
– Inspekcję. Tak to się nazywa w wojsku.
Poczuł satysfakcję, gdy lekko się zarumieniła. Z rumieńcem wydawała się bardziej przystępna, a także – o ile to było możliwe – jeszcze ładniejsza. Jej twarz ociepliła się i złagodniała.
– Muszę przyznać, że mężczyzna, któremu udało się pokonać Eliasa Pole’a, wzbudza moje zaciekawienie. Wczoraj przy kolacji ojciec o niczym innym nie mówił.
W jej tonie wyraźnie brzmiała gorycz. Greer zastanawiał się, czym było to spowodowane. Zazdrością? Porażką człowieka, którego uważała za mistrza? Elias Pole był mężczyzną w średnim wieku i jak na swoje lata nie wydawał się nieatrakcyjny, ale z pewnością nie należał do mężczyzn, którzy mogliby przyciągnąć uwagę młodej kobiety.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel