Hiszpańska krew
Przedstawiamy "Hiszpańska krew" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Organizatorka imprez Angielka Alice Griffith spotyka na charytatywnej gali Domu Aukcyjnego Graciana Cortéza. Kiedyś, gdy mieszkali obok siebie w Hiszpanii, spędzili razem noc. Nakrył ich ojciec Alice i zabronił dalszych spotkań. Graciano wciąż czuje żal i złość do Alice, że tak łatwo podporządkowała się zakazowi. Myślał jednak o niej przez te dziesięć lat i chciałby z nią porozmawiać o przeszłości. Korzysta z okazji i podczas aukcji licytuje tydzień z Alice, podczas którego będzie musiała zorganizować dla niego imprezę. Zabiera ją na swoją wyspę w Hiszpanii. Ma jej wiele do powiedzenia, ale nie jest przygotowany na to, co od niej usłyszy…
Fragment książki
– Bardzo pana przepraszam! Ja... – Słowa zamarły na ustach Alice Griffith.
Jej wzrok wędrował coraz wyżej, prześlizgując się po szerokiej klatce piersiowej, rozłożystych ramionach, opalonej szyi, aż do twarzy, której rysy były nie tylko znajome, ale wręcz wypalone w jej pamięci. Od ich ostatniego spotkania minęło dziesięć lat, jednak Alice nie miała wątpliwości, kto przed nią stoi. Graciano Cortéz. Przez chwilę miała wrażenie, że ziemia ucieka jej spod stóp.
– Alice! – Graciano był ewidentnie równie zaskoczony, jak ona, ale dużo szybciej odzyskał rezon.
Jego czarne oczy przesunęły się badawczo po jasnych włosach, szeroko rozstawionych zielonych oczach i różowych ustach Alice. Na moment zawiesił wzrok na odkrytym dekolcie, wyeksponowanym przez jedwabną suknię, którą miała na sobie.
Jeszcze zanim na siebie wpadli, Alice była kłębkiem nerwów. Odbywała się właśnie największa gala dobroczynna, jaką miała okazję organizować. Spotkanie Graciana zburzyło resztki jej opanowania.
– Co tu robisz? – zapytała szorstko.
Nie spojrzała na listę gości od dwóch dni, ale z pewnością pamiętałaby, gdyby było na niej jego nazwisko.
– To wolny kraj – odpowiedział.
Jego głos brzmiał władczo i szyderczo jednocześnie. W charakterystyczny sposób przeciągał słowa, a jego akcent spowodował, że przeszedł ją dreszcz. Graciano był jej otchłanią, kompletnie się w nim kiedyś zatraciła. Ale teraz mogło być dużo gorzej. Teraz ma jego dziecko. Córkę, o której nic nie wiedział, ponieważ uniemożliwił Alice jakikolwiek kontakt ze sobą po tym strasznym poranku w Sewilli.
– Jesteś tu, żeby się ze mną spotkać? – zapytała zdezorientowana. Czy dowiedział się o Annie? Zrobiło jej się słabo na tę myśl.
– Ależ po co miałbym chcieć się z tobą spotykać? – zapytał Graciano pełnym pogardy tonem.
Pomimo ulgi, jaką odczuła, Alice zauważyła, że się spina. Ostatni raz kiedy się widzieli, miał osiemnaście lat. Na pewno nie znalazł się na tej aukcji przypadkiem.
– Nie mam pojęcia. Może ty mi powiesz? – zapytała, jednocześnie oglądając się przez ramię. Powinna już iść w stronę sceny, ale jej stopy wydawały się przyklejone do podłogi.
– Dziesięć lat temu powiedziałem ci, że jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym widzieć, i od tamtej pory nic się nie zmieniło.
Alice zadrżała, słysząc jego lodowaty ton. Przypomniała sobie tamten poranek w Sewilli, słowa swojego ojca oskarżające Graciana. Tyle nocy spędziła, powracając do tamtych wydarzeń w snach, zastanawiając się, dlaczego nic nie powiedziała, nie zareagowała inaczej... Zamiast tego, stanęła po stronie ojca i patrzyła, jak upokarza Graciana, zastrasza go i wygania. Próbowała później przepraszać, wyjaśniać, powiedzieć mu o dziecku, które poczęli, ale wszystko na nic. Graciano wyrzucił ją ze swojego życia i nie mogła go za to winić.
– To było tak dawno temu – wyszeptała, jednocześnie czując, że Annie sprawia, że przeszłość wydaje się na wyciągnięcie ręki.
– Masz rację – przyznał Graciano ze wzruszeniem ramion. – Przepraszam, moja partnerka czeka.
Alice nie mogła się powstrzymać, żeby nie zerknąć przez jego ramię. Zobaczyła długonogą piękność wychodzącą z toalety. Kobieta przerzuciła masę rudych loków przez jedno ramię i ruszyła w kierunku Graciana.
– Graciano... – zaczęła Alice, marszcząc brwi.
Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Myślała o Annie. Tyle razy próbowała się z nim skontaktować, żeby powiedzieć mu o ich córce, ale w końcu się poddała. Po zastanowieniu, doszła do wniosku, że nawet gdyby wiedział, nie chciałby mieć z nimi nic wspólnego. Ale teraz stał tuż przed nią, a ona nie wiedziała co robić. Powiedzieć mu i ryzykować wojnę o przyznanie opieki, gdyby jednak chciał być ojcem? Jakie miała szanse z kimś tak znaczącym i bogatym? Jednak czuła, że powinien wiedzieć.
– O co chodzi? – zapytał nonszalancko, z rękami w kieszeniach. Ta poza tylko podkreślała jego muskularną budowę.
– Czy możemy spotkać się później na drinka?
Niezależnie od tego, jak bardzo się bała, czuła, że Graciano ma prawo wiedzieć o Annie. Chciała przynajmniej zobaczyć, kim się stał, zanim podejmie decyzję, co dalej.
– Nie.
Brutalność tego krótkiego słowa sprawiła, że Alice poczuła się, jakby wymierzył jej policzek.
– Potrzebuję tylko dziesięciu minut.
– Dużo wody upłynęło od czasu, kiedy twoje potrzeby cokolwiek dla mnie znaczyły.
W tym momencie zrozumiała, że nic się nie zatarło i że jego złość wciąż jest żywa. Nie dziwiła mu się. W końcu lata temu jej ojciec obrzucił go każdą możliwą obelgą, poniżył, a Alice stała przy jego boku, cicha i posłuszna. Pamiętała wyraz twarzy Graciana, kiedy spojrzał na nią, oczekując, że go obroni, że przyzna, że nie napadł na nią, że są parą. A ona nie znalazła w sobie odwagi, żeby wystąpić przeciwko ojcu. Jej instynkt samozachowawczy był ważniejszy niż wszystko, nawet Graciano.
Takie tratowanie dla każdego byłoby nie do zniesienia. Ale dla dumnego Graciana, który był opuszczany i upokarzany przez większość życia, jej zachowanie było niewybaczalne.
– Proszę cię – szepnęła. Widziała, że rudowłosa się zbliża, więc miała mało czasu. A potem uświadomiła sobie, że skoro Graciano jest na balu, jej asystentka będzie miała jego dane kontaktowe. Z ulgą zrozumiała, że dziś nie musi niczego z nim załatwiać.
– Zresztą, nieważne. – Potrząsnęła lekko głową, co sprawiło, że pasmo blond włosów opadło jej na oczy. Odsunęła je i poczuła gęsią skórkę, kiedy zauważyła, że Graciano z uwagą śledzi jej ruch.
Skinął jej głową i odszedł w głąb sali balowej, obejmując ramieniem talię rudowłosej.
Alice zrozumiała, że drzwi do jej przeszłości właśnie zostały otwarte i będzie musiała przez nie przejść.
Niewiele rzeczy zaskakiwało Graciana Cortéza. Musiał jednak przyznać, że nie spodziewał się już nigdy spotkać Alice. Był pewien, że nie ma już nad nim żadnej władzy. Była dla niego martwa. Jednak teraz, patrząc na nią stojącą na scenie, poczuł ten sam dreszcz, jaki odczuł dwadzieścia minut temu, kiedy na niego wpadła w korytarzu.
Dekadę temu, przez krótki, błogi moment miał wrażenie, że znalazł oparcie, że w końcu został zaakceptowany, pokochany. Nauczył się wtedy śmiać, ufać. Alice obudziła w nim wszystko to, co sądził, że umarło. Nie było to łatwe zadanie. Latami budował wokół siebie mur, za którym desperacko starał się chować, ale powolutku, cierpliwie, cegiełka po cegiełce, udało jej się ten mur rozebrać. Właśnie dlatego tamten poranek złamał mu serce. Zalały go gorzkie wspomnienia. „Jesteś nic niewart, chłopcze. Zwykły uliczny nieudacznik. Zawsze nim będziesz! A teraz wynoś się z mojego domu, zanim wezwę policję!”. Nawet po tylu latach na samo wspomnienie tej sytuacji poczuł napływ adrenaliny i metaliczny posmak w ustach.
Pastor Edward, ojciec Alice, wyrzucił go prosto na ulicę. A ona stała przy ojcu, bojąc się przyznać, że kochała się z Gracianem z własnej woli, że byli... Nie, nie zakochani. Chociaż Graciano tak wtedy sądził. Ale był tylko głupim, naiwnym nastolatkiem. A to, co czuł, to tylko hormony, żądza i pokusa, żeby skosztować zakazanego owocu. Pragnął Alice, ponieważ nie mógł jej mieć. Miłość nie miała tu nic do rzeczy. A co do niej, rzuciła go na pożarcie lwom, pozwalając ojcu oskarżyć go o gwałt i wyrzucić na ulicę. Zdradziła go. Graciano wiele się nauczył od niej i jej ojca. Od tamtej pory nigdy już nikomu nie zaufał.
Zacisnął zęby, przyglądając się, jak wchodzi na scenę. Zacisnął dłoń na swoim kolanie i siedział nieruchomo jak kamień, kiedy Alice podchodziła do pulpitu.
– Dobry wieczór – odezwała się, omiatając wzrokiem tłum.
Zzmieniła się z biegiem lat. Wyglądała na bardziej wyrafinowaną, kobiecą. Straciła żartobliwość szesnastolatki, którą pamiętał. Jej włosy nie tworzyły już splątanej masy jasnych loków opadających na plecy. Teraz były gładkie i błyszczące, ściągnięte w elegancki koński ogon.
Wciąż była piękna. Graciano poczuł ukłucie pożądania. Miał chęć odgarnąć z jej twarzy zagubiony kosmyk, dotknąć policzka, miękkich ust... Przeklął pod nosem. Minęło dziesięć lat, odkąd jej dotykał. Był przez ten czas z tyloma kobietami, że nauczył się doskonale zaspokajać swoje pragnienia. Ale z nią to nie było zwykłe pragnienie. Poczuł, jak budzi się w nim coś mrocznego. Chciał zmusić ją do przyznania, że to, co ich kiedyś łączyło, było ważne, prawdziwe. Do tej pory zupełnie nie uświadamiał sobie tej potrzeby.
Jej ojciec go skrzywdził, ale to ona go złamała. Zachowała się tak, jakby nic dla niej nie znaczył. Nagle poczuł, że ogromnie zależy mu na jej przyznaniu, że był dla niej ważny.
– Dziękuję wszystkim za obecność. – Głos Alice zadrżał lekko. – To już czwarta doroczna gala dobroczynna Domu Aukcyjnego McGiven, którą mam przyjemność organizować. Jest to też pierwsza, w której sama wezmę udział – dodała z uśmiechem, odzyskując spokój w miarę mówienia. Tłum zaczął klaskać w reakcji na ten komentarz i Alice uniosła dłonie w geście, który miał ich uciszyć.
Graciano przyglądał jej się w skupieniu, nie dostrzegając nikogo innego. Łącznie ze swoją partnerką, której imienia w tej chwili zupełnie nie pamiętał.
– Nie obawiajcie się jednak. Nie jestem dzisiejszym mistrzem ceremonii – zaśmiała się cicho Alice. Ten śmiech go kusił.
Pochylił głowę, oddychając z trudem. Rudowłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem i Graciano przypomniał sobie ważną lekcję. Nigdy nie okazywać uczuć. Zwłaszcza bólu. To szybko pomogło mu odzyskać kontrolę nad sobą. Wyprostował się i z uwagą spojrzał na scenę, gdzie rozpoczęła się już aukcja wielu cennych przedmiotów. Sprawa, którą uzyskane pieniądze miały zasilić, była warta każdego grosza. Dom Aukcyjny McGiven wspierał ofiary przemocy domowej, dając im bezpieczne schronienie. Była to sprawa bliska sercu Graciana. Ofiarował już na nią miliony, a wydawało się, że to wciąż kropla w morzu.
Udało mu się zachować pozory przez cały wieczór, pomimo że każda komórka jego ciała drżała z niecierpliwości w oczekiwaniu na ostatnią aukcję, na której miała się pojawić Alice. Obserwował ją i zauważył, jak łatwo owijała sobie ludzi wokół palca, jak szlachetne wrażenie sprawiała.
Graciano nie pozwalał emocjom wpływać na swoje decyzje, ale tym razem chęć odwetu przyćmiła jego rozsądek. Pomimo tego, że zachowanie Alice na zawsze zraziło go do ufania ludziom, zdołał zbudować dla siebie bardzo dobre życie. Jednak macki przeszłości nigdy na dobre nie pozwoliły mu na odzyskanie wolności. Dlatego potrzebował je odciąć.
Sam nigdy by jej nie szukał, ale skoro los ponownie ich ze sobą zetknął, zamierzał wykorzystać okazję. Postanowił zdobyć Alice i zmusić ją do przyznania się do błędu, który popełniła, wyrzucając go jak śmiecia.
– Przypomnij mi, dlaczego dałam ci się na to namówić? – Alice spojrzała na swoją asystentkę tuż przed końcem licytacji przedostatniego przedmiotu. To, co miała zrobić, wydawało się przerażające, jeszcze zanim pojawił się tu Graciano.
– Ponieważ jesteś ucieleśnieniem altruizmu – odpowiedziała Connie z mrugnięciem.
– Tylko że ja wolę być altruistyczna z tyłu sceny. Wystawienie samej siebie na aukcję to wariactwo!
– Przede wszystkim, nie wystawiasz siebie na aukcję, tylko swoją pracę. Poza tym już za późno, żeby się wycofać. Słyszałam, że Maude Peterson jest zdecydowana, żeby zapłacić za twoje usługi każdą cenę. Chce, żebyś zorganizowała ślub jej wnuczki. Bardzo drogi ślub, z ogromną liczbą niezwykle zamożnych gości, którzy byliby doskonałymi ofiarodawcami na kolejnych aukcjach charytatywnych – słusznie zauważyła Connie.
– Nie wydaje mi się, żeby proszenie o datki było dobrze przyjęte na weselu.
– Nie, ale Maude jest plotkarą i wszystkim powie o aukcjach.
– Masz rację. – Alice ściągnęła usta w dzióbek, rozglądając się po publiczności, podczas gdy jej żołądek wykonywał dzikie podskoki. Sama myśl, że Graciano jest wśród gości i będzie ją obserwował, sprawiła, że zrobiło jej się słabo.
Tydzień wolnego na zorganizowanie wydarzenia dla jakiejś ważnej osoby nie stanowił dla niej problemu. Potrafiła bez wysiłku zaplanować każdą imprezę. Zajęcie się czymś innym niż aukcje i inne wydarzenia charytatywne mogło się okazać nawet przyjemne.
Prezenter zaczął przedstawiać Alice, wykorzystując podane mu przez Connie informacje.
– Alice Griffith jest nam wszystkim doskonale znana ze swojej niestrudzonej pracy na rzecz Domu Aukcyjnego McGiven. Odkąd zaczęła tu pracować, dochód zwiększył się potrójnie, a zasięg naszej pomocy poczwórnie. Mówiąc wprost, dzięki niej możemy pomóc większej liczbie ludzi. Wcześniej pracowała dla Rodziny Królewskiej, pełniąc obowiązki osoby odpowiedzialnej za planowanie i zgodność z protokołem wydarzeń. Dziś jej umiejętności zostają zaoferowane państwu. Alice oferuje cały tydzień swojego czasu, żeby zająć się organizacją wybranego przez zwycięzcę dowolnego wydarzenia.
Prezenter zwrócił się w kierunku Alice stojącej z boku sceny.
– Alice, zapraszam na scenę.
Kolana jej drżały. Świadomość, że on gdzieś tam jest i na nią patrzy, pozbawiała ją tchu. Connie wypchnęła ją lekko na scenę i Alice niepewnie podeszła do prezentera.
– Czy usłyszę od kogoś dziesięć tysięcy funtów? – prowadzący rozpoczął aukcję.
– Dziesięć tysięcy! – Alice rozpoznała głos Maude i skinęła jej głową z uśmiechem. Widocznie ślub wnuczki był dla starszej pani bardzo ważny.
– Dziesięć tysięcy funtów! – powtórzył prowadzący. – Czy usłyszę piętnaście?
– Piętnaście! – odezwał się kolejny, nieznany Alice kobiecy głos.
– Dwadzieścia! – przebiła Maude.
– Dwadzieścia pięć!
Alice odwróciła się w kierunku Connie z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Żadna z nich się tego nie spodziewała.
– Trzydzieści! – wykrzyknęła Maude.
– Trzydzieści pięć! – Znów nieznana kobieta.
– Pięćdziesiąt! – przebiła Maude. Naprawdę musiało jej zależeć.
– Pięćdziesiąt tysięcy za tydzień czasu Alice! – wykrzyknął prezenter.
Alice zacisnęła pięści. Będzie musiała naprawdę się postarać z tym ślubem. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy, przeszukiwała wzrokiem salę. Słyszała, jak krew tętni jej w uszach. Światła skierowane na scenę uniemożliwiały jej dostrzeżenie twarzy gości, ale wiedziała, że on tam jest. Nerwy miała napięte do granic.
– Pięćdziesiąt tysięcy po raz pierwszy! – Prezenter dramatycznie zawiesił głos. – Po raz drugi!
Alice wstrzymała oddech, czekając na ostateczne uderzenie młotka. Marzyła już tylko o tym, żeby uciec z tej sceny. Ale nie było jej to dane. Sekundy przed uderzeniem młotka odezwał się kolejny męski głos. Szorstki, władczy, z mocnym akcentem.
– Pięćset tysięcy funtów.
Szmer przelał się falą przez tłum. Alice podniosła drżącą dłoń do ust. Od razu wiedziała, do kogo należał ten głos. Odwróciła się do emanującego radością prezentera.
– Chciałbym się upewnić, że dobrze usłyszałem... Czy zaoferował pan pięćset tysięcy funtów?
– Tak.
Alice poczuła, że świat wokół niej kręci się zbyt szybko.
– To niezwykle szczodra oferta. Czy jest pan zarejestrowanym aukcjonariuszem?
– Wszyscy posiadający bilet są upoważnieni do wzięcia udziału w aukcji – poinformowała Alice automatycznie.
Prowadzący aukcję zakrył mikrofon.
– Wobec tego to oferta wiążąca.
Alice spojrzała w kierunku tłumu z nadzieją, licząc na to, że Graciano się rozmyśli. Ale nie było szans. Prowadzący, pośpiesznie przypieczętował ofertę uderzeniem młotka.
– Drodzy państwo, cóż za prawdziwie niezwykły wieczór. Ci szczęściarze, którzy dokonali dziś zakupu, proszeni są o pozostawienie swoich danych oraz zapłaty przy biurku administracji. Odbiór przedmiotów – i usług – zwrócił się z uśmiechem do Alice – odbędzie się w poniedziałek rano.
Alice niespokojnie wędrowała w tę i z powrotem, patrząc, jak kolejni kupcy podpisują umowy, zostawiają czeki. Jej oczy przeszukiwały tłum, wypatrując Graciana.
– To zły pomysł – powiedziała nerwowo do Connie. – Może... znajdźmy Maude. Może dalej będzie zainteresowana...
– To nie będzie konieczne.
Stojąc plecami do biurka, Alice poczuła, jak jego głos ją oplata, zabiera oddech.
– Dobry wieczór panu – odezwała się Connie. – Czy to pan jest szczęśliwcem, który wygrał usługi pani Griffith?
– Zgadza się.
– Cudownie. Poproszę pana imię i nazwisko.
– Connie, to jest Graciano Cortéz – powiedziała cicho Alice, stając z nim twarzą w twarz.
Milion różnych uczuć powstało w niej, kiedy na niego spojrzała, ale całą swoją siłą woli przywołała maskę opanowania na twarz. O co mu chodziło? Zdecydowanie odmówił dzielenia z nią jednej przestrzeni przez dziesięć minut, a za chwilę zapłacił oszałamiającą kwotę za tydzień z nią?
– Znacie się? – zapytała Connie.
– To znajomy sprzed lat. – Alice poczuła, że musi grubą linią oddzielić przeszłość od teraźniejszości. Zauważyła kpinę na jego twarzy i doskonale zrozumiała jej powód.
– Zakładam, że planujesz wydarzenie, które mam dla ciebie zorganizować? – zapytała.
Prawie niedostrzegalnie zmrużył oczy.
– Dokładnie.
– Dobrze. Zostaw szczegóły mojej asystentce, a ja odezwę się, jak tylko wpłynął pieniądze.
– Chcę, żebyś zaczęła w poniedziałek.
– W poniedziałek? – Alice na moment straciła z trudem utrzymywane opanowanie. – Dlaczego tak szybko?