Hiszpańska Mona Lisa (ebook)
Podczas wystawy w londyńskiej galerii ulega zniszczeniu obraz Zakochana kobieta wart sto milionów funtów. Wówczas wychodzi na jaw, że jest to falsyfikat. Sia Keating, rzeczoznawczyni, która stwierdziła wcześniej autentyczność tego obrazu, zostaje zawieszona w prawach wykonywania zawodu. Jednak Sia jest przekonana, że obraz podmieniono, a oryginał skradziono. Postanawia na własną rękę przeprowadzić śledztwo. Jej pierwsze podejrzenie pada na hiszpańskiego księcia Sebastiana Rohana de Luena…
Fragment książki
Przesłuchujący 1: Pani Keating, czy rozumie pani, że ten wywiad nagrywany jest wyłącznie dla celów wewnętrznych firmy Bonnaire i że nie potrzebuje pani obecności prawnika?
Pani Keating: Obawiam się, że wcale mnie to nie przekonuje. Nie wiem, czy nie potrzebuję prawnika.
Przesłuchujący 1: Ale rozumie pani moje stwierdzenie?
Pani Keating: Tak.
Przesłuchujący 1: A zatem, jeśli tak, czy może pani wyjaśnić, skąd się wzięło pani przekonanie, że obraz, o którym mowa, jest falsyfikatem?
Pani Keating: Jak już mówiłam, obraz, który poddano mojej ocenie w Sharjarhere, zdecydowanie nie był podróbką.
Przesłuchujący 1: Ale stwierdziła pani także, że obraz Zakochana kobieta, oczekujący na aukcję po prywatnym wystawieniu na pokaz w londyńskiej galerii Bonnaire, uszkodzony w nocy dwudziestego pierwszego czerwca, był falsyfikatem?
Pani Keating: [po krótkiej przerwie] Tak. Ten dokładnie obraz był falsyfikatem.
Przesłuchujący 2: I twierdzi pani, że był to inny obraz niż ten, który poddano pani ocenie, poświadczonej przez panią, kiedy to oszacowała pani obraz w Sharjarhere, będący w posiadaniu szejka Alhama Abrani, i przypisała go pani malarzowi Etienne’owi Durrantezowi?
Pani Keating: Tak.
Przesłuchujący 2: Dlaczego tak?
Pani Keating: Ponieważ jestem bardzo dobra w swojej dziedzinie.
Przesłuchujący 1: Do tego wrócimy później. W tym momencie, czy może pani wyjaśnić okoliczności, w których zidentyfikowała pani uszkodzony obraz jako falsyfikat?
Sia Keating, jeszcze na długo przed natarczywym dzwonkiem telefonu, oddychała ciężko przez sen, męczona koszmarami. Kilka dni później będzie się zastanawiać, czy tamta noc, pełna złych snów, nie była w jakimś sensie prorocza. W każdym razie, gdy zbudził ją ostatecznie telefon, nie wiedząc jeszcze, o co chodzi, już czuła się śmiertelnie przestraszona. Uczucie to pogłębiło się w momencie, gdy dotarły do niej słowa z komórki, którą nerwowo przyciskała do ucha.
– Sio, mamy problem.
Jej serce dosłownie zamarło. David, szef działu badań, nazywany w departamencie Detektywem, choć bardzo go lubiła jako człowieka, gdyż był niebywale spokojny, dzwonił do swoich rzeczoznawców tylko z jednego powodu. Kiedy popełnili błąd.
– Obraz szejka. Został uszkodzony.
Sia odrzuciła kołdrę i odgarnęła włosy z twarzy. Powoli zaczynało do niej docierać, że choć pozornie obudziła się z koszmaru, ten jednak zdawał się trwać nadal.
– Ale jak? – zapytała.
– Najwyraźniej w galerii wybuchła mała zadyma.
– W galeriach „nie wybuchają zadymy” – odparła zmieszana, zerkając jednocześnie na zegarek przy łóżku. Była druga nad ranem! Czyż nie powiedział, że obraz został tylko uszkodzony? To czemu dzwonił do niej o takiej nieludzkiej porze?
– Wczoraj było inaczej. A sam obraz… zresztą na tym polega problem. Czy mogłabyś przyjechać i spojrzeć na niego… dla mnie? Coś mi się w tym wszystkim nie zgadza.
Przez całą drogę z jej małej kawalerki w Archway do galerii przy Goodge Street serce Sii łomotało ze strachu. I był to wyjątkowy rodzaj strachu, który zwiastował zakończenie kariery. David równie dobrze mógłby ogłosić, że… nadeszła Apokalipsa. Bo „coś mi się w tym wszystkim nie zgadza” może tak naprawdę oznaczać tylko jedno. I kiedy metro turkotało miarowo po szynach, w takt tego dźwięku w głowie Sii kołatała się jedna myśl: to nie jest podróbka, to nie jest podróbka, to nie jest podróbka…
Bo nie może być. Obraz, który wyceniała dwa miesiące wcześniej w Sharjarhere nie był falsyfikatem, ponieważ sprawdziła go dwukrotnie i trzykrotnie. Jak zawsze. Bo musiała być całkowicie pewna wyników swojej pracy. Przeciętnemu rzeczoznawcy mogła się przytrafić jedna, maksimum dwie wpadki co do autentyczności dzieła sztuki. Lecz nie jej. Nie ona… Fałszerze przewyższali nawet najdoskonalej wyszkolonych ekspertów, bo żeby funkcjonować musieli być od nich lepsi. No i robili to za dużo większe pieniądze. Dopóki ich nie złapano.
Umysł Sii zwrócił się dramatycznie ku sytuacji, kiedy po raz ostatni widziała ojca w więzieniu w Brixton. Sposób, w jaki patrzył na nią z drugiej strony stołu w sali wizyt, błyszczące oczy, ciało ustawione pod charakterystycznym kątem, nieco z boku… nie mogła powstrzymać się od spostrzeżenia, że to też chyba zaaranżował celowo, bo przypominał do złudzenia postać z obrazów siedemnastowiecznego Vermeera. Jakby wszystko, całe jego życie, było jednym wielkim fałszerstwem.
To nie jest podróbka, to nie jest podróbka, to nie jest podróbka…
Przeprowadziła jak zwykle skrupulatną wycenę. Może bardziej w pośpiechu, bo zastępowała Seana Johnsona, który w ostatniej chwili zachorował. Nawet teraz czuła się jeszcze trochę winna z powodu swej radości, kiedy właśnie ją wybrano, by go zastąpiła. I to uporczywe przekonanie, że jego choroba może być powiązana z alkoholem.
Bez względu na to, że była autentycznie dobra i precyzyjna, pomijano ją przy poważniejszych zleceniach. Początkowo przypisywała to młodemu wiekowi i byciu nowicjuszem. Potem uznała, że cierpi na obsesję. Ale jednak przez trzy lata wykonywała tylko drobniejsze wyceny. W końcu została zmuszona do uświadomienia sobie brutalnej prawdy, że to reputacja ojca po raz kolejny odbija się na jej życiu. Więc gdy wysłano ją na to konkretne zastępstwo, tym bardziej była zdeterminowana, by wycena była idealna.
Przyjechała do pałacu szejka w Sharjarhere prosto z Aten, gdzie pomagała przyjaciółce Celii d’Argent i Loukisowi Liordisowi przy aukcji, która pozwoliła wygenerować niewyobrażalne kwoty na cele charytatywne. Czyżby, zauroczona nieoczekiwanym sukcesem, przegapiła coś istotnego podczas wyceny?
Natychmiast pokręciła przecząco głową do własnych myśli, budząc tym samym zdziwienie u pasażera siedzącego nieopodal. Jednak nie zwróciła nań uwagi, tylko zaczęła punkt po punkcie odtwarzać wydarzenia tamtego dnia. Na pewno nie pominęła niczego przy samej ewaluacji. Przeszła przez wszystkie etapy, oceniła podpis, styl artystyczny, farbę i płótno. Usunęła ramę, sprawdziła podkład, upewniła się, że wszystkie szczegóły są poprawne. Zmiany w poziomach farby, jej grubość, światło i cienie nie wskazywały na żadne anomalie. Poza tym naturalny instynkt, którym obdarzyła ją natura, podpowiadał, że obcuje oto z prawdziwym dziełem słynnego Etienne’a Durranteza.
Dla Sii nie miało znaczenia, że obraz jest wart ponad sto milionów funtów ani to, kto zamierza za niego zapłacić tak niewyobrażalną fortunę. Liczyła się wyłącznie nieznana kobieta na obrazie, spoglądająca na odbiorcę z sekretnym uśmiechem, przypominająca swą tajemniczością Monę Lisę, nazwana w tytule Zakochaną kobietą. Jej długie, grube, ciemne włosy robiły wrażenie nawet na Sii, która sama mogła się poszczycić niesamowitą fryzurą, złożoną ze złotorudych, tycjanowskich fal i pukli, najczęściej dla odwrócenia uwagi upinanych w kok przy szyi. Odrobina czerwieni na ustach nieznajomej podkreślała jej dumę, nie arogancję, i wyrażała zaufanie do świata, nie zaś fałszywą brawurę, co sprawiało, że Sia marzyła o poznaniu tajemniczej damy, to znaczy modelki pozującej niegdyś malarzowi. Poziom fascynacji Sii obrazem był tak wysoki, że absolutnie wykluczał popełnienie błędu przy ocenie jego autentyczności.
Jeszcze raz przebiegła teraz w myślach etapy ewaluacji. Podpis… styl… farba… płótno… rama… płótno… Pochodzenie. Na moment zamarła. Nie pokazano jej informacji o pochodzeniu obrazu. Jej menedżer poinformował ją, że nie musi o to pytać, ponieważ odpowiednie dokumenty zostały przekazane Seanowi. Kiedy próbowała zakwestionować nietypową sekwencję zdarzeń, w odpowiedzi usłyszała to, co tyle razy wcześniej. Pełne zniecierpliwienia westchnięcie. Przed oczami ujrzała postać menedżera. Nadwaga, czerwone policzki, zawsze lekko spocony. Chodząca definicja członka klubu Old Boyów! Westchnięcie, po którym zazwyczaj następowały protekcjonalne komentarze na temat jej wieku, płci, wyglądu lub braku doświadczenia. Wściekłość przewyższająca nawet uczucie rozczarowania, że znów trzeba jej przypominać, że właśnie dostała swoją wielką szansę i zamiast robić z igły widły, powinna zasadniczo trzymać śliczną buzię zamkniętą na kłódkę i korzystać z okazji. Zresztą dokładnie tak powiedział.
Gdy metro wjechało w końcu na stację Goodge Street, była już na etapie samobiczowania się za swoją łatwość podporządkowywania się zamiast podążania za głosem intuicji i ufania przeczuciu. Ufania sobie.
Szczelnie okryta płaszczem przed zimnymi podmuchami nocnego wiatru, ruszyła w stronę pobliskiego tylnego wejścia do firmy Bonnaire, mijając stosy pudełek po jedzeniu na wynos i szereg czarnych toreb ze śmieciami przygotowany na poranną zbiórkę. Potem pomachała przepustką nad lśniącym, czarnym czytnikiem i otworzyła ciężkie, masywne drzwi.
Zwykle o drugiej czterdzieści dwie nad ranem tutejsze biura o śnieżno-białych ścianach byłyby kompletnie puste. Ale tej nocy kłębiło się w nich co najmniej piętnastu pracowników, a przez okna przeszklonych sal konferencyjnych dostrzegła dwóch dyrektorów firmy, z których jeden wykrzykiwał bardzo nieuprzejmie do telefonu.
Czym prędzej uciekła stamtąd na klatkę schodową, prowadzącą trzy kondygnacje pod ziemię, do rozległego laboratorium. Po betonowych schodach zbiegała w szaleńczym tempie, stukając gorączkowo obcasami, bo wiedziała, że zbliża się do miejsca, gdzie zastanie zarówno Davida, jak i problematyczny obraz.
Na samym dole, ignorując spojrzenia laborantów, ruszyła prosto do pracowni rentgenowskiej, lecz czerwone światło nad wejściem nie było włączone, co oznaczało, że nikt w tej chwili nie używał tego pomieszczenia.
Istotnie David siedział przy komputerze, przeglądając wyniki testów w podczerwieni i ultrafiolecie. Kiedy tylko zobaczył Się, skinął na nią, by podeszła do przodu, omijając kilku techników wpatrujących się w uszkodzony obraz.
I wtedy go zobaczyła… Zareagowała szokiem i przerażeniem.
Obraz przecinały czerwone smugi płynu wyglądającego na wino. Co gorsza, alkohol zaczął się już mieszać ze znajdującą się tuż pod nim farbą. I tak coś, co było z założenia bardzo ciemnymi włosami, znajdowało się teraz na wyblakłych policzkach, a długi, srebrny naszyjnik, noszony wcześniej przez „zakochaną kobietę”, przemieścił się obecnie na dół, w stronę ramy malowidła. To wszystko z całą pewnością nie stałoby się, gdyby był to oryginalny obraz. Ten prawdziwy, wyceniony na ponad sto milionów funtów.
– Ależ to podróbka! – wykrzyknęła.
– Tak!
Wtedy opadła bezsilnie na krzesło stojące przed obrazem.
– To nie jest obraz, który dano mi do oszacowania. David! To nie jest ten obraz! Nie popełniłabym aż takiego błędu. Czy sprawdziłeś zdjęcia w moim pliku?
David zatrzymał się, a po chwili oparł się o stół i spojrzał na nią z ponurą miną.
– Ja… nie dali mi dostępu do tego pliku.
– Ale to jest… – Sia urwała z niedowierzaniem w pół zdania. – Jak niby masz się wobec tego ustosunkować do wstępnej oceny?
– Sio… posłuchaj… myślę, że powinnaś o czymś wiedzieć…
Lecz ona wcale nie słuchała Davida, wpatrzona w małe, prostokątne okienko podglądu na nagrania na spodzie ekranu jego komputera.
– Co to? – zapytała jeszcze bardziej zbulwersowana.
David przyjrzał jej się zatroskany.
– Zapis wydarzeń z kamer ochrony… Wygląda na to, że dwaj faceci wdali się w małą bójkę tuż koło obrazu…
Sia po raz kolejny tej nocy nie potrafiła ukryć zdumienia na widok rzekomo przypadkowej bójki, w trakcie której, dokładnie w stronę środka obrazu, z chirurgiczną precyzją, leci kieliszek wina!
– Czy to Savior Sabbatino?
– Owszem, i jego brat Santo.
Sia powoli otrząsnęła się z szoku. Bracia Sabbatino zdecydowanie częściej gościli na okładkach brukowców dla kobiet niż na zapisie z kamer ochrony. Konsekwencje nagranego zdarzenia tak dla samego obrazu, jak i dla sprzedającego oraz galerii zaczynały wykraczać poza wyobraźnię Sii.
– Możesz cofnąć? – poprosiła Davida, bo coś w tym nagraniu nie dawało jej spokoju i nie umiała na razie powiedzieć co.
Obejrzała materiał jeszcze parę razy. Uderzenie kieliszka o obraz, rozlewające się wino, szok malujący się na twarzach braci, jak również pozostałych uczestników prywatnego pokazu… odwracające się głowy wszystkich gości, pełna przerażenia fascynacja, z jaką oglądają to, co dzieje się z obrazem… takim drogim obrazem… czy drogim? I wtedy… o właśnie…
W całym pokoju nie odwraca się tylko jedna osoba. Nie przyciąga go wcale widok uszkodzonego płótna. To tak, jakby przejeżdżający obok wypadku kierowca w ogóle, ani przez sekundę się nim nie zainteresował. Zamiast tego stoi odwrócony plecami, popija drinka, a na jego twarzy maluje się bardzo podejrzany uśmiech.
Mężczyzna, którego rozpoznałaby wszędzie, bo jak przystało na wyjątkowo energiczną i ciekawą świata kobietę, miała słabość do śledzenia zadziwiających losów bogaczy ze złą reputacją.
Przesłuchujący 1: A więc od razu zaczęła pani podejrzewać Sebastiana Rohana de Luena?
Pani Keating: Szejk Alham Abrani wydał bardzo precyzyjne instrukcje. Ten obraz nie zostanie nigdy sprzedany Sebie… to znaczy panu Rohanowi de Luenowi, który w ciągu ostatnich dziesięciu lat składał wielokrotnie ofertę kupna, proponując cenę znacznie powyżej ceny wywoławczej, i za każdym razem oferty te odrzucano.
Przesłuchujący 2: Pan Rohan de Luen jest księciem, nieprawdaż?
Pani Keating: Jego ojcem był Duque de Gaeten z Hiszpanii, zanim pozbawiono go ziemi. Jednak ponieważ stało się to po tym, jak Seba… Rohan de Luen otrzymał tytuł w wieku lat osiemnastu, to pozostawiono mu prawo… do samego tytułu, jak sądzę.
Przesłuchujący 1: Ale tamtej nocy, kiedy zorientowała się pani, że obraz jest podrobiony, Luena nie było nigdzie w pobliżu?
Pani Keating: Był obecny na prywatnym pokazie.
Przesłuchujący 2: Jednak nagranie z CCTV pokazuje, że przez cały wieczór nie było go w pobliżu obrazu. Trzymał się z tyłu, gdzie również złożył zeznania w charakterze świadka przed policją, wezwaną na okoliczność, gdyby ktokolwiek chciał wnieść zarzuty przeciw dwóm panom zaangażowanym w kłótnię, która zakończyła się uszkodzeniem obrazu.
Pani Keating: Przecież chyba nie przyznałby się nagle, że to on zainicjował całe zajście…?
Przesłuchujący 1: [odchrząkuje] A kiedy podzieliła się pani swymi obawami z przełożonymi…?
Sia podświadomie zacisnęła pięści.
– Przecież powiedziałam już, że to nie jest obraz, który wyceniałam w Sharjarhere.
Z laboratorium Davida poszła prosto do biura zarządu znajdującego się pięć pięter wyżej. Nie wiedziała właściwie, czego się spodziewała, lecz nie tego, co powiedział jej kierownik.
– Pani Keating… wolałbym usłyszeć coś bardziej wiarygodnego. Że pomyliła się pani przy wycenie, a nie że wyceniała pani prawdziwego Durranteza, który został następnie jakimś cudem skradziony i podstawiono za niego falsyfikat w drodze do Londynu, do galerii Bonnaire, gdzie niesamowicie pechowo uległ uszkodzeniu po zalaniu winem podczas nieoczekiwanej szarpaniny!
Sia nie była głupia. Wiedziała, jak brzmi jej wersja wydarzeń. Ale wierzyła też święcie w swoją intuicję, bo była to jedyna pozytywna rzecz, jaką miała po ojcu: umiejętność wyczuwania fałszerstwa na kilometr!
– Gdybym mogła pokazać Davidowi oryginalne zdjęcia, które zrobiłam w Sharjarhere…
– Rozmawialiśmy już z szejkiem Abrani. Przeprosił nas wylewnie za całe zamieszanie.
Sia obruszyła się odruchowo, ponieważ wątpiła, aby zarozumiały i arogancki szejk, którego poznała przy wycenie, przeprosił kogokolwiek choćby raz w życiu. Po prostu nie było mowy, by ktoś taki przyznał się nawet do przypadkowej próby sprzedaży fałszywego Durranteza.
– Ależ…
– Wszelka dokumentacja została zapieczętowana i pozostanie niedostępna aż do zakończenia naszego wewnętrznego dochodzenia. Do tego czasu zostaje pani zawieszona i nie będzie pani rozmawiać z nikim na temat pani podejrzeń. Nie będzie się pani kontaktowała ani z prasą, ani z pracownikami Bonnaire, ani z księciem.
Sia pobladła. Zawieszenie? Zakaz kontaktowania się z kolegami? Zapieczętowana dokumentacja? Nie mogła się w tym wszystkim dopatrzyć ani odrobiny sensu. Potrafiła zrozumieć, czemu Bonnaire mógłby chcieć zachować w tajemnicy uszkodzenie obrazu, nawet falsyfikatu do momentu kontaktu ze sprzedającym i potencjalnym nabywcą, ale przecież rozmawiali już z Abranim i dogadali się, że obraz od początku był podróbką. Nieprawda! Prawdziwy obraz został skradziony, złodziejowi wszystko ujdzie na sucho, a jedyną osobą, która poniesie konsekwencje, będzie ona! Wszystko, na co tak ciężko pracowała i co osiągnęła, pomimo z góry nadszarpniętej reputacji, jest zagrożone. Zamknęła oczy, by się nie rozpłakać. Nie przed kierownikiem. Ale tego nauczyła się w tej pracy już bardzo dawno. A może wcześniej…?
Jako siedmioletnia dziewczynka została „wciśnięta” na wychowanie swojej ciotce, która wcale tego nie chciała i długo oswajała się z sytuacją, w której jej rodzona, krnąbrna siostra po uwięzieniu męża zaczęła skakać z kwiatka na kwiatek. Surowy, ciemny i głęboko konserwatywny dom Eleonory Lang stanowił krótki i ostry szok dla małej Sii. W domu dostawała kredki, ołówki i długopisy i mogła robić wszystko… Skąd, u diabła, miała wiedzieć, że istnieje różnica pomiędzy arkuszami białego papieru porozwieszanymi na ścianach w pracowni ojca, a połaciami farby pokrywającej salon i korytarz w domu ciotki?
Potem były dzieci w szkole. Już za same swe niesamowite włosy zawsze znajdowała się na celowniku. Teraz doszły do tego gazety pełne zdjęć jej ojca – najbardziej znanego fałszerza sztuki we współczesnej Anglii.