Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Hiszpański sekret (ebook)
Zajrzyj do książki

Hiszpański sekret (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-5965-1
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Maid's Spanish Secret
TłumaczBarbara Budzianowska-Budrecka
Język oryginałuangielski
EAN9788327659651
Data premiery2021-02-18
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Arystokratyczna rodzina Rica Montery coraz bardziej na niego naciska, żeby się ożenił. Podczas gdy matka wyszukuje mu odpowiednie kandydatki, jego bratowa znajduje w internecie portfolio Poppy Harris, która kiedyś pracowała w domu Monterów. Jedno ze zdjęć ukazuje jej córeczkę, niezmiernie podobną do Rica. Rico jedzie do Kanady, by odnaleźć Poppy. Spędził z nią jedną noc, ale na widok małej Lily ma pewność, że to jego dziecko. Rico chce się ożenić z Poppy, ale ona nie chce zostawiać domu i rodziny, by jechać do Hiszpanii z mężem, który jej nie kocha…

Fragment książki

Rico Montero dotarł do nadmorskiej willi swego brata w ciągu siedemdziesięciu trzech minut, choć pokonanie drogi z Walencji do tej nadmorskiej posiadłości wymagało dwu godzin jazdy. Czuł się uwięziony w swym podniebnym apartamencie, łaknął powietrza. W ponurym nastroju wyprowadził z garażu GTA Spano i bez celu ruszył przed siebie, rozwijając prędkość do chwili, gdy zatrzymała go policja.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje, i wyjaśnił, że jedzie do brata, przy okazji wykorzystując nazwisko swej rodziny. I choć wybieg ten uchronił go przed utratą prawa jazdy, to nie przed wysokim mandatem.
Ponieważ był bliski celu, postanowił nie wydłużać listy swych grzechów o kolejne wykroczenie, i wolno przejechał przez winnicę, kierując się w stronę nowoczesnego domu stojącego na zboczu.
Wmawiał sobie, że nie tęskni do winnicy, którą z dumą uprawiał przez niemal dziesięciolecie, długo jeszcze, zanim jego brat zainteresował się uprawą winogron i produkcją win. Jego fascynacja tym zajęciem zgasła jednocześnie z chęcią i radością życia. Sprzedając swą posiadłość, pragnął się odciąć od czasu, którego nie chciał wspominać.
„To już osiemnaście miesięcy – nadmieniła jego matka podczas wczorajszego lunchu. – Czas spojrzeć w przyszłość”.
Kiedy powiedziała coś podobnego przed trzema miesiącami, nie zareagował. Tym razem się żachnął: „Oczywiście. Kogo masz na myśli?”.
Wychodził od niej, myśląc: No proszę, szukaj! Znajdź mi kolejną wyrachowaną, niewierną narzeczoną. Nie powiedział tego jednak na głos. Ten sekret miał zachować do grobu.
Ale właściwie dlaczego?
Zaklął i gwałtownie się zatrzymał. Wyskoczył z wozu mgliście świadom, że jego ponury nastrój nie uległ najmniejszej poprawie.
– Rico! – Sorcha, jego bratowa, otworzyła drzwi, zanim zdążył pokonać szeroki ciąg schodów. Jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech.
– Mateo, spójrz! Tío Rico do nas przyjechał! – zwróciła się do płaczącego malca, którego trzymała na rękach. – To naprawdę miła niespodzianka, prawda?
Nie była dzisiaj tą nieskazitelnie elegancką pięknością, którą zazwyczaj widział obok Cesara, ale serdeczną gospodynią. Miała wprawdzie na sobie markowe dżinsy i top, ale na jej twarzy nie dostrzegł makijażu, a blond włosy ściągnęła w prosty koński ogon. Patrzyła na swego płaczącego syna z czułością i współczuciem, bynajmniej niezirytowana jego napadem złości.
Tymczasem zrozpaczony Mateo wyciągał rączkę, wskazując na tył domu.
– Ve, Papi!
– Powinien teraz spać – Sorcha gestem zaprosiła Rica do środka – ale wie, że ktoś poszedł z kimś do win-ni-cy.
– Mówisz już po hiszpańsku i nadal sylabizujesz? – spytał z rozbawieniem.
– On tak szybko wszystko łapie. Och! – Mateo niemal wyrwał się z jej ramion, obracając się do Rica, który bez trudu go złapał. – Przepraszam – wyjąkała zakłopotana.
Jeśli Rico lekko się skrzywił, to na widok wyrazu jej oczu, pełnych litości i żalu z powodu czegoś, co uznała za zbyt bolesne, by o to pytać.
Jakże się myliła. Dla dobra swych byłych teściów zachowywał pozory, a to, co sądziła na temat jego małżeństwa, nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Nie czuł bólu i żalu do losu, lecz jedynie gniew i pogardę dla samego siebie. I nie umiał sobie wybaczyć, że okazał się głupcem.
Mateo w końcu ucichł z buzią mokrą od łez.
– Ve, Papi? – spróbował jeszcze raz.
– Pogadamy o tym – odpowiedział mu Rico, zerkając na Sorchę. – Chyba powinnaś się przebrać – zasugerował, nie mogąc dłużej znieść jej spojrzenia.
– Dlaczego? Och… – Dostrzegła plamę na ramieniu tam, gdzie Mateo ocierał łzy. – Pozwolisz? – spytała niepewnie, wskazując na malca.
– Na miłość boską, Sorcha – mruknął, zaciskając zęby, ale natychmiast pożałował swego odruchu. Ukryty głęboko sekret zżerał go jak rak, ale nie powinien prowokować do takich zachowań. Zwłaszcza wobec najmilszej osoby w całej jego rodzinie.
– Przepraszam, że tak to zabrzmiało. – Opanował się, biorąc bratanka na ręce. – Poradzimy sobie.
– Nie szkodzi, Rico – ścisnęła mu dłoń. – Wszystko rozumiem.
Nie, nie rozumiała. Ale na szczęście odeszła, zostawiając go z Mateo, który nie chciał dać za wygraną. Kolejny raz zaczął się wyrywać w stronę Cesara, który zabrał jego starszego brata, Enrique’a, i wybrał się pogadać z winiarzami, popieścić ich koty i w ogóle miło spędzić czas.
W końcu jednak oczy malca zaczęły się zamykać, a buzia poczerwieniała ze zmęczenia.
– Wiem, co czujesz – odezwał się do chłopca. – Lepiej, niż mógłbyś przypuszczać.
Podobnie jak Mateo, on również był młodszym bratem przyszłego duque’a. I również żył w cieniu pierworodnego dziedzica, zobowiązany dbać o honor nazwiska, by nie splamić tytułu, którego nigdy nie miał otrzymać. No i oczywiście istniała również rywalizacja ze starszym bratem, całkowicie naturalna, choć członkowie rodu Montero nie powinni zniżać się do zazdrości.
Wszedł po imponujących schodach do sypialni przekształconej teraz w pokój zabaw dla chłopców, próbując nie myśleć o życiowych sukcesach Cesara – dwójce jego bystrych i zdrowych synów, imponującym domu i pięknej, kochającej żonie.
– Trzeba umieć godzić się z rzeczywistością – pouczał Matea, wchodząc do pokoju. – Tego mnie nauczył twój ojciec. – Było to jedno z jego najstarszych wspomnień.
„Płacz, ile chcesz. Nikogo to nie obchodzi” – uświadomił mu Cesar doświadczonym tonem po tym, jak Ricowi odmówiono czegoś, czego gorąco pragnął. Cesar odwoływał się do jego rozsądku zapewne i dlatego, że nudził się pozbawiony towarzystwa brata, którego za karę skazano na odosobnienie.
Rozsądek był wartością cenioną w ich rodzinie znacznie bardziej niż uczucia. Dlatego Rico teraz milczał, gdyż wyjawiając prawdę, wprowadziłby w jej życie niszczący chaos.
„I to cię nie złości, że nawet nie chcą słuchać?” – spytał tamtego odległego dnia.
„Owszem. – Cesar był bardzo dojrzały jak na sześcio- czy siedmiolatka. – Ale złość niczego nie zmieni. Lepiej się z tym pogódź i pomyśl o czym innym”.
Te słowa na zawsze zapadły mu w pamięć. Niemniej zdolny był do współczucia.
– Zawsze cię wysłucham, jeśli zechcesz mi się z czegoś zwierzyć – zapewnił teraz bratanka, osuwając się z nim na fotel. – Ale czasem jesteśmy bezradni. Takie są twarde fakty, młody człowieku.
Mateo już tylko cicho pochlipywał, a po chwili postanowił sprawdzić zawartość jego przedniej kieszeni.
– Może byśmy coś poczytali? – Rico sięgnął po jedną z książeczek leżących w zasięgu ręki. Zawierała obrazki pociągów, psów i zabawek z podpisami w języku angielskim i hiszpańskim.
Przewracając strony, celowo zniżał głos i czytał coraz bardziej monotonnym tonem. Oparta o jego pierś głowa chłopca stawała się coraz cięższa.
– Dziękuję – szepnęła Sorcha, która wsunęła się do pokoju.
Skinął i przeniósł śpiącego malca do jego łóżeczka. Po chwili weszła niania z monitorem.
Gdy wyszli, ruszył po schodach za Sorchą, mówiąc:
– Idę poszukać Cesara. Jeśli Mateo się zbudzi, nie mów, że go zdradziłem.
– Chciałam cię zaprosić na kolację pod koniec tygodnia. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Może jednak wejdźmy do gabinetu Cesara? – Wyraźnie zatroskana uniosła brew.
Rico stłumił westchnienie, z trudem panując nad irytacją.
– Jeśli to dotyczy ponownego małżeństwa, to matka już mi przekazała twoją opinię.
„Twoja bratowa uważa, że to przedwczesne” – oznajmiła wczoraj, nawet go nie pytając, w jakim jest stanie. Mógł to potwierdzić lub ulec presji matki, która nalegała, by znalazł sobie nową żonę.
– Nie, chodzi o co innego. – Sorcha zamknęła drzwi i gestem wskazała mu sofę. – Możliwe zresztą, że mam zbyt bujną wyobraźnię. Dlatego nie powiedziałam o tym nawet Cesarowi.
Napełniła dwie szklanki irlandzką whiskey, którą nauczyła pić Cesara, i podeszła z jedną do Rica.
– Czyżby? – wymamrotał, zastanawiając się, o co jej może chodzić.
– Proszę, nie miej mi za złe, że się wtrącam, ale naprawdę życzę wam wszystkim jak najlepiej. – Usiadła, pochylając się wprzód i splatając dłonie. – Bo choć może nie jesteście przykładem idealnej rodziny, jesteście moją rodziną. Nie mogę milczeć, jeśli widzę, że ktoś z was potrzebuje… – Zacisnęła usta.
– Sorcha… – przybrał wyrozumiały ton. – Nic mi nie jest. – I uprzedzając kolejne współczujące spojrzenie, dodał: – Rozumiem, czemu w to wątpisz. Ale szczerze cię proszę, żebyś przestała się mną przejmować.
– To niemożliwe – odparła stanowczo, co mogłoby go wzruszyć, gdyby nie było tak irytująco wścibskie. – Ale tym razem nie tylko o to mi chodzi. – Sącząc drinka, zmierzyła go długim spojrzeniem, po czym westchnęła. – Czuję się jak hipokrytka.
Uniósł brwi.
– Dlaczego? Co się stało?
Zmarszczyła czoło, odstawiła szklankę i podniosła swój telefon. Chwilę patrzyła na ekran.
– Elsa, nasza niania, pokazała mi wiadomość, którą ktoś jej wysłał.
– Coś kompromitującego? – Sorcha podzieliłaby się tym z Cesarem, chyba że… Do diabła, czyżby coś wyciekło z raportu koronera? – Chodzi o Faustinę?
– Nie! To jej zupełnie nie dotyczy. – Potarła dłonią czoło. – Gdy twoja matka zaprasza nas do siebie, zawsze zabieramy Elsę. Zna wasze pokojówki i kontaktuje się z nimi w sieci.
Na słowo „pokojówki” doznał mglistego przeczucia. Chciał już sięgnąć po drinka, ale się wstrzymał. To byłby znak. Instynktownie czuł, że musi zachować obojętność. Każdy gest mógł go zdradzić.
– Szczerze mówiąc, rzadko wchodzę w media społecznościowe. – Obojętnie strzepnął z kolana niewidoczny pyłek. – Zwłaszcza od śmierci Faustiny.
– Rozumiem. – Jej twarzy spoważniała. Znów spojrzała na telefon, który ściskała w dłoniach. – Mimo wszystko uważam, że powinieneś zobaczyć ten wpis.
Ekran ożył pod dotknięciem jej kciuka. Przesunęła palcem, by wyszukać zdjęcie, po czym podała mu aparat.
– W pierwsze chwili Elsa pomyślała, że to Mateo przebrany za dziewczynkę. Dlatego zwróciła uwagę na to zdjęcie i mi je pokazała. Przyznaję, że podobieństwo jest zdumiewające.
Rico zerknął na dziecko. Nigdy nie widział Matea w różowym marynarskim kołnierzu i kapelusiku, ale uśmiech małej dziewczynki do złudzenia przypominał uśmiech jego bratanka.
– Nigdy nie udostępniam moich prywatnych zdjęć – ciągnęła Sorcha. – Słyszałam o przypadkach kradzieży i nieupoważnionym wykorzystywaniu zdjęć do reklam. Sądziłam, że to taki przypadek. Elsa również mnie zapewniła, że nigdy nikomu nie udostępnia zdjęć chłopców.
Fortuna rodziny Montero opierała się na produkcji substancji chemicznych i stopów metali. Rico od dziecka wiedział, że pewne substancje, same w sobie nieszkodliwe, mogą razem tworzyć mieszankę wybuchową.
Sorcha stopniowo dozowała informacje: pokojówka, dziecko łudząco podobne do jej dzieci... Wciąż ich ze sobą nie wiązał. Jeszcze nie.
– Mówią, że wszyscy mamy sobowtóry – rzucił swobodnie. Tym razem zdolność tłumienia reakcji okazała się przydatna. – Wygląda na to, że istnieje sobowtór Matea.
– To jedyne zdjęcie, na którym jest aż tak do niego podobna – mruknęła Sorcha, odbierając mu telefon. – Sprawdziłam to konto. Jej matka jest fotograficzką.
Fotograficzka… Informacje zaczęły się łączyć.
– To część jej portfolio. Nazywa się Poppy Harris. A dziewczynka ma na imię Lily.
Zastygł, przygotowując się na atak. Chciał sięgnąć po drinka, ale podniósł rękę tylko po to, by podrapać się w policzek. Jego pamięć przywołała wspomnienie gęstwiny lilii w oranżerii, gdzie on i Poppy ulegli gwałtownemu porywowi namiętności.
– Czy ją sobie… przypominasz? – spytała z wahaniem Sorcha.
Jej skóra miała zapach nektarynek, gdy pieścił dłońmi złocistorude loki i pożerał ustami szkarłatne wargi. Dokładnie pamiętał jej radosny krzyk w chwili ekstazy, jakiej nie doznał nigdy przedtem ani potem.
Pamiętał również tykanie zegara na kominku, kiedy nazajutrz, w salonie matki, wspomnienie jej dotyku doprowadzało go do szału. Chciał wybiec i jej szukać, bo nie mógł o niej zapomnieć.
Ale wtedy weszła Faustina, z zakłopotaniem przekazując mu wiadomość, która spadła na niego jak grom. Przytłoczyło go poczucie obowiązku i ciężar ślubu, który musiał się teraz odbyć, jak gdyby nigdy nic nie zakłóciło ich idylli.
– Rico? – pytający głos Sorchy przywołał go do rzeczywistości. – Wiem, że to musi być szok. – Znów usłyszał ten nieznośnie współczujący ton.
Zaklął w duchu. Był śmiertelnie zmęczony otaczającym go zewsząd współczuciem. Wszyscy sądzili, że cierpi z powodu straty dziecka, które – o czym wiedział – nie było jego dzieckiem. Oczywiście, że wstrząsnęła nim zagłada życia, które zgasło, zanim się naprawdę zaczęło. Ale nie był to rozdzierający serce ból ojca.
A po oszustwie Faustiny z uzasadnioną rezerwą odniósł się do kolejnej sugestii ojcostwa.
– Dlaczego od razu zakładasz, że to moje dziecko? – spytał obcesowo.
Sorcha lekko się stropiła.
– No cóż, chyba nie mogę podejrzewać własnego męża. – Jej ton wyraźnie ostrzegał, by nawet nie próbował. Uniosła lekko podbródek. – Mieszkałeś w tym czasie w willi rodziców, a między nami mówiąc, twój ojciec nigdy nie wydawał się zainteresowany kobietami, ani młodszymi, ani starszymi. Ty zaś przez krótki czas nie byłeś z nikim związany.
Rico od dawna podejrzewał, że tajemnicą udanego małżeństwa jego rodziców była ich całkowita aseksualność. Kierowali się zawsze chłodnym rozsądkiem, a jedyną ich wspólną namiętnością był rozwój rodzinnej firmy.
W oczach Sorchy znów pojawiło się nieznośne współczucie.
– Nie oceniam cię, Rico. Wiem, jak to czasem bywa.
– Nie wątpię. – Natychmiast pożałował swych słów. Ona na to nie zasłużyła. Była przyjazna, wrażliwa i zupełnie inna niż cała reszta.
Drgnęła, zaszokowana, jakby zadał jej cios. Gdyby jednak nie miała żelaznej odporności, nie wzniosłaby się ponad skandal, jaki wywołała, rodząc dziecko jego brata w czasie, gdy ten zaręczony był z inną kobietą.
– Miałam na myśli to, że i ja zostałam poczęta wówczas, gdy moja matka była pokojówką ojca. – Jej głos brzmiał ostro i mocno, lecz w oczach wezbrał taki żal, że musiał odwrócić głowę i sięgnąć po drinka.
Opróżnił szklankę, tłumiąc słowa, które miał na końcu języka, a których nie wypowiedział, chcąc oszczędzić dalszych upokorzeń rodzicom Faustiny, już i tak złamanym stratą jedynaczki.
– Twoja reakcja wskazuje, że nie wykluczasz ojcostwa tej dziewczynki. Nie interesuje mnie, jak to się stało, Rico, ale nie waż się oskarżać mnie o to, że zmusiłam twojego brata do małżeństwa. Przypomnij sobie, że odeszłam. – Stanęła, wyraźnie wzburzona, ale małżeństwo z Montero nauczyło ją zachowywać lodowaty spokój. – I tak też zrobiła Poppy. Mógłbyś jednak zadać sobie pytanie, dlaczego nie chciała się z tobą zadawać, skoro jesteś tak łakomym kąskiem. Bo wiesz, mam pewien pomysł, jeśli nie potrafisz sam na to odpowiedzieć.
Ruszyła do drzwi i szeroko je otworzyła, wypraszając go gestem podniesionej głowy i wyrazem lodowatej pogardy.
– Nie powinienem tego mówić – wymamrotał Rico. Myśli chaotycznie tłoczyły mu się w głowie. – Chciałem zabić posłańca. Powtórz to Cesarowi. Niech mnie spoliczkuje za te słowa.
Nie zmiękła. Ani na jotę.
– Przemyśl to. Ta sprawa i mnie dotyczy. A także mojego męża i synów.
– Oczywiście – zapewnił. – Niezwłocznie.

Poppy Harris napełniła wodą świeżo umyty kubek niekapek, ale Lily zupełnie go zignorowała, nie przestając wskazywać na półkę.
– Chcesz pić z prawdziwego kubka, tak?
Dwa tygodnie wcześniej niekapek gdzieś zniknął. Babcia Poppy, osoba starej daty, uważała, że kubek z pokrywką i słomką to nonsens. W jej czasach dzieci uczyły się pić z normalnych kubków.
Poppy, która liczyła się z każdym pensem, nie kupiła jednak nowego i przez wiele dni cierpliwie zmywała rozlane płyny. Kiedy w końcu kubek się odnalazł, nie posiadała się z radości. Tymczasem się okazało, że Lily wydoroślała i domaga się teraz kubka dla dorosłych. Dzięki, babciu – pomyślała Poppy.
Zastanawiając się, czy wywołanie kryzysu tuż przed kolacją warte jest wygranej, w końcu się poddała. Delikatnie oderwała zaciśniętą rączkę małej od swych spodni, po czym ostrożnie ją posadziła, czule gładząc miękkie, złocistorude loki. Na koniec postawiła przed Lily oba kubki – dziecinny niekapek i pusty kubek z plastiku w nadziei, że choć na kilka minut zajmą jej uwagę.
– Babciu, wkładam ciasteczka do piekarnika! – zawołała po chwili.
Potem przelała niewielką porcję zupy z porów i ziemniaków z rondelka do płytkiej miseczki. Ugotowała ją w czasie przerwy na lunch, kiedy to wpadła domu, by sprawdzić, co z babcią. Codziennie miała wrażenie, że z niczym nie nadąża, ale nie narzekała. Mogłoby być gorzej.
Postawiła miseczkę na stole, by ostygła, zanim siądą do jedzenia.
– Pod nasz dom podjechał jakiś superluksusowy samochód, Poppy – poinformowała babcia swym drżącym głosem. Co prawda telewizja nadawała właśnie jej wieczorny teleturniej, wolała jednak przyglądać się temu, co się dzieje za oknem.
– Czy to któryś z twoich klientów przyjechał zrobić sobie zdjęcie? Jest bardzo przystojny…
Poppy aż podskoczyła. Było to zupełnie odruchowe i zaraz się opanowała. Skąd pomysł, że to on? Z trudem wykrztusiła przez ściśnięte gardło:
– Kto…?
Rozległ się dzwonek.
Zastygła w bezruchu. Nie chciała otwierać drzwi. Bo jeśli to nie Rico, czekało ją rozczarowanie, a jeśli on…

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel