Hiszpański sekret (ebook)
Arystokratyczna rodzina Rica Montery coraz bardziej na niego naciska, żeby się ożenił. Podczas gdy matka wyszukuje mu odpowiednie kandydatki, jego bratowa znajduje w internecie portfolio Poppy Harris, która kiedyś pracowała w domu Monterów. Jedno ze zdjęć ukazuje jej córeczkę, niezmiernie podobną do Rica. Rico jedzie do Kanady, by odnaleźć Poppy. Spędził z nią jedną noc, ale na widok małej Lily ma pewność, że to jego dziecko. Rico chce się ożenić z Poppy, ale ona nie chce zostawiać domu i rodziny, by jechać do Hiszpanii z mężem, który jej nie kocha…
Fragment książki
Rico Montero dotarł do nadmorskiej willi swego brata w ciągu siedemdziesięciu trzech minut, choć pokonanie drogi z Walencji do tej nadmorskiej posiadłości wymagało dwu godzin jazdy. Czuł się uwięziony w swym podniebnym apartamencie, łaknął powietrza. W ponurym nastroju wyprowadził z garażu GTA Spano i bez celu ruszył przed siebie, rozwijając prędkość do chwili, gdy zatrzymała go policja.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje, i wyjaśnił, że jedzie do brata, przy okazji wykorzystując nazwisko swej rodziny. I choć wybieg ten uchronił go przed utratą prawa jazdy, to nie przed wysokim mandatem.
Ponieważ był bliski celu, postanowił nie wydłużać listy swych grzechów o kolejne wykroczenie, i wolno przejechał przez winnicę, kierując się w stronę nowoczesnego domu stojącego na zboczu.
Wmawiał sobie, że nie tęskni do winnicy, którą z dumą uprawiał przez niemal dziesięciolecie, długo jeszcze, zanim jego brat zainteresował się uprawą winogron i produkcją win. Jego fascynacja tym zajęciem zgasła jednocześnie z chęcią i radością życia. Sprzedając swą posiadłość, pragnął się odciąć od czasu, którego nie chciał wspominać.
„To już osiemnaście miesięcy – nadmieniła jego matka podczas wczorajszego lunchu. – Czas spojrzeć w przyszłość”.
Kiedy powiedziała coś podobnego przed trzema miesiącami, nie zareagował. Tym razem się żachnął: „Oczywiście. Kogo masz na myśli?”.
Wychodził od niej, myśląc: No proszę, szukaj! Znajdź mi kolejną wyrachowaną, niewierną narzeczoną. Nie powiedział tego jednak na głos. Ten sekret miał zachować do grobu.
Ale właściwie dlaczego?
Zaklął i gwałtownie się zatrzymał. Wyskoczył z wozu mgliście świadom, że jego ponury nastrój nie uległ najmniejszej poprawie.
– Rico! – Sorcha, jego bratowa, otworzyła drzwi, zanim zdążył pokonać szeroki ciąg schodów. Jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech.
– Mateo, spójrz! Tío Rico do nas przyjechał! – zwróciła się do płaczącego malca, którego trzymała na rękach. – To naprawdę miła niespodzianka, prawda?
Nie była dzisiaj tą nieskazitelnie elegancką pięknością, którą zazwyczaj widział obok Cesara, ale serdeczną gospodynią. Miała wprawdzie na sobie markowe dżinsy i top, ale na jej twarzy nie dostrzegł makijażu, a blond włosy ściągnęła w prosty koński ogon. Patrzyła na swego płaczącego syna z czułością i współczuciem, bynajmniej niezirytowana jego napadem złości.
Tymczasem zrozpaczony Mateo wyciągał rączkę, wskazując na tył domu.
– Ve, Papi!
– Powinien teraz spać – Sorcha gestem zaprosiła Rica do środka – ale wie, że ktoś poszedł z kimś do win-ni-cy.
– Mówisz już po hiszpańsku i nadal sylabizujesz? – spytał z rozbawieniem.
– On tak szybko wszystko łapie. Och! – Mateo niemal wyrwał się z jej ramion, obracając się do Rica, który bez trudu go złapał. – Przepraszam – wyjąkała zakłopotana.
Jeśli Rico lekko się skrzywił, to na widok wyrazu jej oczu, pełnych litości i żalu z powodu czegoś, co uznała za zbyt bolesne, by o to pytać.
Jakże się myliła. Dla dobra swych byłych teściów zachowywał pozory, a to, co sądziła na temat jego małżeństwa, nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Nie czuł bólu i żalu do losu, lecz jedynie gniew i pogardę dla samego siebie. I nie umiał sobie wybaczyć, że okazał się głupcem.
Mateo w końcu ucichł z buzią mokrą od łez.
– Ve, Papi? – spróbował jeszcze raz.
– Pogadamy o tym – odpowiedział mu Rico, zerkając na Sorchę. – Chyba powinnaś się przebrać – zasugerował, nie mogąc dłużej znieść jej spojrzenia.
– Dlaczego? Och… – Dostrzegła plamę na ramieniu tam, gdzie Mateo ocierał łzy. – Pozwolisz? – spytała niepewnie, wskazując na malca.
– Na miłość boską, Sorcha – mruknął, zaciskając zęby, ale natychmiast pożałował swego odruchu. Ukryty głęboko sekret zżerał go jak rak, ale nie powinien prowokować do takich zachowań. Zwłaszcza wobec najmilszej osoby w całej jego rodzinie.
– Przepraszam, że tak to zabrzmiało. – Opanował się, biorąc bratanka na ręce. – Poradzimy sobie.
– Nie szkodzi, Rico – ścisnęła mu dłoń. – Wszystko rozumiem.
Nie, nie rozumiała. Ale na szczęście odeszła, zostawiając go z Mateo, który nie chciał dać za wygraną. Kolejny raz zaczął się wyrywać w stronę Cesara, który zabrał jego starszego brata, Enrique’a, i wybrał się pogadać z winiarzami, popieścić ich koty i w ogóle miło spędzić czas.
W końcu jednak oczy malca zaczęły się zamykać, a buzia poczerwieniała ze zmęczenia.
– Wiem, co czujesz – odezwał się do chłopca. – Lepiej, niż mógłbyś przypuszczać.
Podobnie jak Mateo, on również był młodszym bratem przyszłego duque’a. I również żył w cieniu pierworodnego dziedzica, zobowiązany dbać o honor nazwiska, by nie splamić tytułu, którego nigdy nie miał otrzymać. No i oczywiście istniała również rywalizacja ze starszym bratem, całkowicie naturalna, choć członkowie rodu Montero nie powinni zniżać się do zazdrości.
Wszedł po imponujących schodach do sypialni przekształconej teraz w pokój zabaw dla chłopców, próbując nie myśleć o życiowych sukcesach Cesara – dwójce jego bystrych i zdrowych synów, imponującym domu i pięknej, kochającej żonie.
– Trzeba umieć godzić się z rzeczywistością – pouczał Matea, wchodząc do pokoju. – Tego mnie nauczył twój ojciec. – Było to jedno z jego najstarszych wspomnień.
„Płacz, ile chcesz. Nikogo to nie obchodzi” – uświadomił mu Cesar doświadczonym tonem po tym, jak Ricowi odmówiono czegoś, czego gorąco pragnął. Cesar odwoływał się do jego rozsądku zapewne i dlatego, że nudził się pozbawiony towarzystwa brata, którego za karę skazano na odosobnienie.
Rozsądek był wartością cenioną w ich rodzinie znacznie bardziej niż uczucia. Dlatego Rico teraz milczał, gdyż wyjawiając prawdę, wprowadziłby w jej życie niszczący chaos.
„I to cię nie złości, że nawet nie chcą słuchać?” – spytał tamtego odległego dnia.
„Owszem. – Cesar był bardzo dojrzały jak na sześcio- czy siedmiolatka. – Ale złość niczego nie zmieni. Lepiej się z tym pogódź i pomyśl o czym innym”.
Te słowa na zawsze zapadły mu w pamięć. Niemniej zdolny był do współczucia.
– Zawsze cię wysłucham, jeśli zechcesz mi się z czegoś zwierzyć – zapewnił teraz bratanka, osuwając się z nim na fotel. – Ale czasem jesteśmy bezradni. Takie są twarde fakty, młody człowieku.
Mateo już tylko cicho pochlipywał, a po chwili postanowił sprawdzić zawartość jego przedniej kieszeni.
– Może byśmy coś poczytali? – Rico sięgnął po jedną z książeczek leżących w zasięgu ręki. Zawierała obrazki pociągów, psów i zabawek z podpisami w języku angielskim i hiszpańskim.
Przewracając strony, celowo zniżał głos i czytał coraz bardziej monotonnym tonem. Oparta o jego pierś głowa chłopca stawała się coraz cięższa.
– Dziękuję – szepnęła Sorcha, która wsunęła się do pokoju.
Skinął i przeniósł śpiącego malca do jego łóżeczka. Po chwili weszła niania z monitorem.
Gdy wyszli, ruszył po schodach za Sorchą, mówiąc:
– Idę poszukać Cesara. Jeśli Mateo się zbudzi, nie mów, że go zdradziłem.
– Chciałam cię zaprosić na kolację pod koniec tygodnia. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Może jednak wejdźmy do gabinetu Cesara? – Wyraźnie zatroskana uniosła brew.
Rico stłumił westchnienie, z trudem panując nad irytacją.
– Jeśli to dotyczy ponownego małżeństwa, to matka już mi przekazała twoją opinię.
„Twoja bratowa uważa, że to przedwczesne” – oznajmiła wczoraj, nawet go nie pytając, w jakim jest stanie. Mógł to potwierdzić lub ulec presji matki, która nalegała, by znalazł sobie nową żonę.
– Nie, chodzi o co innego. – Sorcha zamknęła drzwi i gestem wskazała mu sofę. – Możliwe zresztą, że mam zbyt bujną wyobraźnię. Dlatego nie powiedziałam o tym nawet Cesarowi.
Napełniła dwie szklanki irlandzką whiskey, którą nauczyła pić Cesara, i podeszła z jedną do Rica.
– Czyżby? – wymamrotał, zastanawiając się, o co jej może chodzić.
– Proszę, nie miej mi za złe, że się wtrącam, ale naprawdę życzę wam wszystkim jak najlepiej. – Usiadła, pochylając się wprzód i splatając dłonie. – Bo choć może nie jesteście przykładem idealnej rodziny, jesteście moją rodziną. Nie mogę milczeć, jeśli widzę, że ktoś z was potrzebuje… – Zacisnęła usta.
– Sorcha… – przybrał wyrozumiały ton. – Nic mi nie jest. – I uprzedzając kolejne współczujące spojrzenie, dodał: – Rozumiem, czemu w to wątpisz. Ale szczerze cię proszę, żebyś przestała się mną przejmować.
– To niemożliwe – odparła stanowczo, co mogłoby go wzruszyć, gdyby nie było tak irytująco wścibskie. – Ale tym razem nie tylko o to mi chodzi. – Sącząc drinka, zmierzyła go długim spojrzeniem, po czym westchnęła. – Czuję się jak hipokrytka.
Uniósł brwi.
– Dlaczego? Co się stało?
Zmarszczyła czoło, odstawiła szklankę i podniosła swój telefon. Chwilę patrzyła na ekran.
– Elsa, nasza niania, pokazała mi wiadomość, którą ktoś jej wysłał.
– Coś kompromitującego? – Sorcha podzieliłaby się tym z Cesarem, chyba że… Do diabła, czyżby coś wyciekło z raportu koronera? – Chodzi o Faustinę?
– Nie! To jej zupełnie nie dotyczy. – Potarła dłonią czoło. – Gdy twoja matka zaprasza nas do siebie, zawsze zabieramy Elsę. Zna wasze pokojówki i kontaktuje się z nimi w sieci.
Na słowo „pokojówki” doznał mglistego przeczucia. Chciał już sięgnąć po drinka, ale się wstrzymał. To byłby znak. Instynktownie czuł, że musi zachować obojętność. Każdy gest mógł go zdradzić.
– Szczerze mówiąc, rzadko wchodzę w media społecznościowe. – Obojętnie strzepnął z kolana niewidoczny pyłek. – Zwłaszcza od śmierci Faustiny.
– Rozumiem. – Jej twarzy spoważniała. Znów spojrzała na telefon, który ściskała w dłoniach. – Mimo wszystko uważam, że powinieneś zobaczyć ten wpis.
Ekran ożył pod dotknięciem jej kciuka. Przesunęła palcem, by wyszukać zdjęcie, po czym podała mu aparat.
– W pierwsze chwili Elsa pomyślała, że to Mateo przebrany za dziewczynkę. Dlatego zwróciła uwagę na to zdjęcie i mi je pokazała. Przyznaję, że podobieństwo jest zdumiewające.
Rico zerknął na dziecko. Nigdy nie widział Matea w różowym marynarskim kołnierzu i kapelusiku, ale uśmiech małej dziewczynki do złudzenia przypominał uśmiech jego bratanka.
– Nigdy nie udostępniam moich prywatnych zdjęć – ciągnęła Sorcha. – Słyszałam o przypadkach kradzieży i nieupoważnionym wykorzystywaniu zdjęć do reklam. Sądziłam, że to taki przypadek. Elsa również mnie zapewniła, że nigdy nikomu nie udostępnia zdjęć chłopców.
Fortuna rodziny Montero opierała się na produkcji substancji chemicznych i stopów metali. Rico od dziecka wiedział, że pewne substancje, same w sobie nieszkodliwe, mogą razem tworzyć mieszankę wybuchową.
Sorcha stopniowo dozowała informacje: pokojówka, dziecko łudząco podobne do jej dzieci... Wciąż ich ze sobą nie wiązał. Jeszcze nie.
– Mówią, że wszyscy mamy sobowtóry – rzucił swobodnie. Tym razem zdolność tłumienia reakcji okazała się przydatna. – Wygląda na to, że istnieje sobowtór Matea.
– To jedyne zdjęcie, na którym jest aż tak do niego podobna – mruknęła Sorcha, odbierając mu telefon. – Sprawdziłam to konto. Jej matka jest fotograficzką.
Fotograficzka… Informacje zaczęły się łączyć.
– To część jej portfolio. Nazywa się Poppy Harris. A dziewczynka ma na imię Lily.
Zastygł, przygotowując się na atak. Chciał sięgnąć po drinka, ale podniósł rękę tylko po to, by podrapać się w policzek. Jego pamięć przywołała wspomnienie gęstwiny lilii w oranżerii, gdzie on i Poppy ulegli gwałtownemu porywowi namiętności.
– Czy ją sobie… przypominasz? – spytała z wahaniem Sorcha.
Jej skóra miała zapach nektarynek, gdy pieścił dłońmi złocistorude loki i pożerał ustami szkarłatne wargi. Dokładnie pamiętał jej radosny krzyk w chwili ekstazy, jakiej nie doznał nigdy przedtem ani potem.
Pamiętał również tykanie zegara na kominku, kiedy nazajutrz, w salonie matki, wspomnienie jej dotyku doprowadzało go do szału. Chciał wybiec i jej szukać, bo nie mógł o niej zapomnieć.
Ale wtedy weszła Faustina, z zakłopotaniem przekazując mu wiadomość, która spadła na niego jak grom. Przytłoczyło go poczucie obowiązku i ciężar ślubu, który musiał się teraz odbyć, jak gdyby nigdy nic nie zakłóciło ich idylli.
– Rico? – pytający głos Sorchy przywołał go do rzeczywistości. – Wiem, że to musi być szok. – Znów usłyszał ten nieznośnie współczujący ton.
Zaklął w duchu. Był śmiertelnie zmęczony otaczającym go zewsząd współczuciem. Wszyscy sądzili, że cierpi z powodu straty dziecka, które – o czym wiedział – nie było jego dzieckiem. Oczywiście, że wstrząsnęła nim zagłada życia, które zgasło, zanim się naprawdę zaczęło. Ale nie był to rozdzierający serce ból ojca.
A po oszustwie Faustiny z uzasadnioną rezerwą odniósł się do kolejnej sugestii ojcostwa.
– Dlaczego od razu zakładasz, że to moje dziecko? – spytał obcesowo.
Sorcha lekko się stropiła.
– No cóż, chyba nie mogę podejrzewać własnego męża. – Jej ton wyraźnie ostrzegał, by nawet nie próbował. Uniosła lekko podbródek. – Mieszkałeś w tym czasie w willi rodziców, a między nami mówiąc, twój ojciec nigdy nie wydawał się zainteresowany kobietami, ani młodszymi, ani starszymi. Ty zaś przez krótki czas nie byłeś z nikim związany.
Rico od dawna podejrzewał, że tajemnicą udanego małżeństwa jego rodziców była ich całkowita aseksualność. Kierowali się zawsze chłodnym rozsądkiem, a jedyną ich wspólną namiętnością był rozwój rodzinnej firmy.
W oczach Sorchy znów pojawiło się nieznośne współczucie.
– Nie oceniam cię, Rico. Wiem, jak to czasem bywa.
– Nie wątpię. – Natychmiast pożałował swych słów. Ona na to nie zasłużyła. Była przyjazna, wrażliwa i zupełnie inna niż cała reszta.
Drgnęła, zaszokowana, jakby zadał jej cios. Gdyby jednak nie miała żelaznej odporności, nie wzniosłaby się ponad skandal, jaki wywołała, rodząc dziecko jego brata w czasie, gdy ten zaręczony był z inną kobietą.
– Miałam na myśli to, że i ja zostałam poczęta wówczas, gdy moja matka była pokojówką ojca. – Jej głos brzmiał ostro i mocno, lecz w oczach wezbrał taki żal, że musiał odwrócić głowę i sięgnąć po drinka.
Opróżnił szklankę, tłumiąc słowa, które miał na końcu języka, a których nie wypowiedział, chcąc oszczędzić dalszych upokorzeń rodzicom Faustiny, już i tak złamanym stratą jedynaczki.
– Twoja reakcja wskazuje, że nie wykluczasz ojcostwa tej dziewczynki. Nie interesuje mnie, jak to się stało, Rico, ale nie waż się oskarżać mnie o to, że zmusiłam twojego brata do małżeństwa. Przypomnij sobie, że odeszłam. – Stanęła, wyraźnie wzburzona, ale małżeństwo z Montero nauczyło ją zachowywać lodowaty spokój. – I tak też zrobiła Poppy. Mógłbyś jednak zadać sobie pytanie, dlaczego nie chciała się z tobą zadawać, skoro jesteś tak łakomym kąskiem. Bo wiesz, mam pewien pomysł, jeśli nie potrafisz sam na to odpowiedzieć.
Ruszyła do drzwi i szeroko je otworzyła, wypraszając go gestem podniesionej głowy i wyrazem lodowatej pogardy.
– Nie powinienem tego mówić – wymamrotał Rico. Myśli chaotycznie tłoczyły mu się w głowie. – Chciałem zabić posłańca. Powtórz to Cesarowi. Niech mnie spoliczkuje za te słowa.
Nie zmiękła. Ani na jotę.
– Przemyśl to. Ta sprawa i mnie dotyczy. A także mojego męża i synów.
– Oczywiście – zapewnił. – Niezwłocznie.
Poppy Harris napełniła wodą świeżo umyty kubek niekapek, ale Lily zupełnie go zignorowała, nie przestając wskazywać na półkę.
– Chcesz pić z prawdziwego kubka, tak?
Dwa tygodnie wcześniej niekapek gdzieś zniknął. Babcia Poppy, osoba starej daty, uważała, że kubek z pokrywką i słomką to nonsens. W jej czasach dzieci uczyły się pić z normalnych kubków.
Poppy, która liczyła się z każdym pensem, nie kupiła jednak nowego i przez wiele dni cierpliwie zmywała rozlane płyny. Kiedy w końcu kubek się odnalazł, nie posiadała się z radości. Tymczasem się okazało, że Lily wydoroślała i domaga się teraz kubka dla dorosłych. Dzięki, babciu – pomyślała Poppy.
Zastanawiając się, czy wywołanie kryzysu tuż przed kolacją warte jest wygranej, w końcu się poddała. Delikatnie oderwała zaciśniętą rączkę małej od swych spodni, po czym ostrożnie ją posadziła, czule gładząc miękkie, złocistorude loki. Na koniec postawiła przed Lily oba kubki – dziecinny niekapek i pusty kubek z plastiku w nadziei, że choć na kilka minut zajmą jej uwagę.
– Babciu, wkładam ciasteczka do piekarnika! – zawołała po chwili.
Potem przelała niewielką porcję zupy z porów i ziemniaków z rondelka do płytkiej miseczki. Ugotowała ją w czasie przerwy na lunch, kiedy to wpadła domu, by sprawdzić, co z babcią. Codziennie miała wrażenie, że z niczym nie nadąża, ale nie narzekała. Mogłoby być gorzej.
Postawiła miseczkę na stole, by ostygła, zanim siądą do jedzenia.
– Pod nasz dom podjechał jakiś superluksusowy samochód, Poppy – poinformowała babcia swym drżącym głosem. Co prawda telewizja nadawała właśnie jej wieczorny teleturniej, wolała jednak przyglądać się temu, co się dzieje za oknem.
– Czy to któryś z twoich klientów przyjechał zrobić sobie zdjęcie? Jest bardzo przystojny…
Poppy aż podskoczyła. Było to zupełnie odruchowe i zaraz się opanowała. Skąd pomysł, że to on? Z trudem wykrztusiła przez ściśnięte gardło:
– Kto…?
Rozległ się dzwonek.
Zastygła w bezruchu. Nie chciała otwierać drzwi. Bo jeśli to nie Rico, czekało ją rozczarowanie, a jeśli on…