Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
I See London
Zajrzyj do książki
4.29/5.00 ( recenzje: 7 )

I See London

ImprintHarperYA
KategoriaNew adult
Liczba stron368
ISBN978-83-8342-004-2
Wysokość200
Szerokość125
EAN9788383420042
Tytuł oryginalnyI See London
TłumaczIzabela Żukowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2023-10-11
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Bajeczne życie nastoletniej Amerykanki w stolicy królestwa brytyjskiego
Maggie Carpenter chce coś zmienić w swoim życiu i wyjechać z Karoliny Południowej. Dzięki stypendium rozpoczyna naukę w International School w Londynie, do której chodzą uprzywilejowane dzieci dyplomatów i światowych przywódców.
Poznaje tam dwudziestoparoletniego Brytyjczyka Hugh i rozpoczyna życie, o jakim zawsze marzyła. Z dnia na dzień zaczyna wozić się po mieście ferrari, nosić pożyczone drogie sukienki i bawić się w najlepszych klubach.
Pojawia się jednak pewien problem – bajecznie bogaty Samir Khouri to kolejny facet, od którego Maggie nie może oderwać myśli. Syn wpływowej Francuzki i wysoko postawionego Libańczyka jasno daje jej do zrozumienia, że nie bawi się w związki. Jest zafascynowany Maggie, lecz ukrywa przed nią, że jego dorosłe życie zostało już zaplanowane przez apodyktycznych rodziców. Maggie wydawało się, że pragnie kogoś zupełnie innego, ale… nie może mu się oprzeć.
Targają nią sprzeczne emocje. W mieście takim jak Londyn wszystko szybko się zmienia i niczego nie można być pewnym.

 

Fragment tekstu

Rozdział 1

Nie mogłam znaleźć majtek.
Czy też majtów, jak mawiali Brytyjczycy.
Powinnam znaleźć je bez trudu, bo były niewielkie, z czarnej koronki i… o cholera, jeśli dalej będę się za nimi rozglądać, spóźnię się na lot powrotny do domu.
„Pomyśl, gdzie je ostatnio widziałaś” – radziła mi babcia, gdy coś zapodziałam.
Dobrze byłoby spojrzeć najpierw na łóżko. A może komodę? W pobliże okna?
Rozejrzałam się po pokoju.
– Wychodzisz?
Spojrzałam na chłopaka leżącego w łóżku. Głos miał zaspany, nagie ciało otulone skotłowaną pościelą. Na widok jego skóry zatlił się we mnie na chwilę żar.
Po wspólnych chwilach nie byłam gotowa na pogaduszki. Do diabła z moimi majtkami.
– Tak. Wszystko w porządku. – Pochyliłam się, pocałowałam go przelotnie, przy czym zapragnęłam wrócić do łóżka, ale zapanowałam nad sobą. – Do zobaczenia w przyszłym roku akademickim – wyszeptałam, biorąc buty.
Ruszyłam do drzwi. Przystanęłam w wyjściu, zastanawiając się, jak, u licha, doszło do tego, że w piątkowy wieczór – zamiast się uczyć – wymykam się zażenowana z pokoju chłopaka.
Według mnie odpowiadała za to harwardzka komisja rekrutacyjna.

Dziesięć miesięcy wcześniej

Miałam umrzeć, mimo że nie włożyłam najładniejszych majtek.
Moja babcia, typowa dama z południa, uwielbiała powtarzać, że dziewczyna powinna zawsze prezentować się jak dama, „aż po to, co pod spodem” – mawiała.
– Ale nikt tego nie zobaczy – odpierałam uparcie w takich chwilach.
– Nieważne. A gdybyś miała wypadek? Chciałabyś, żeby ludzie zobaczyli, że nosisz to pod spodem?
Miała na myśli czarne bawełniane majtki, które świetnie się sprawdzały w dniach, gdy czułam się trochę nieswojo z powodu wagi.
Nie wiedziałam, czy zasada dotycząca bielizny miała też zastosowanie w przypadku katastrofy lotniczej. A jeśli miała? To czekała mnie śmierć w najbrzydszych na świecie czarnych bawełnianych majtkach.
– Dobrze się czujesz, kochanieńka?
Rozluźniłam nieco dłonie na podłokietnikach i nieznacznie obróciłam się ku kobiecie siedzącej na miejscu obok. Samolotem zatrząsnęło, aż zakołysała się moja głowa.
– Lekkie turbulencje są zupełnie normalne. – Wyglądała na osobę mniej więcej w wieku mojej babci z tą różnicą, że moja babcia zaciągała w sposób typowy dla południa Stanów, a ta kobieta mówiła z akcentem brytyjskich wyższych sfer. – Pierwszy raz lecisz samolotem?
Odchrząknęłam, bo ze stresu stanęła mi w gardle gula wielka jak głaz.
– Pierwszy raz od dłuższego czasu.
– Takie podróże bywają przerażające. Na szczęście lądujemy za mniej więcej godzinę.
Maszyna znów podskoczyła. Mocno chwyciłam za podłokietniki, aż skóra na kostkach zrobiła się niemal biała.
– Co cię sprowadza do Londynu?
– Studia.
– Jakże wspaniale! Na której uczelni?
Nieco rozluźniłam dłonie i z trudem starałam się skupić na rozmowie, a nie na myśleniu o tym, że samolot spadnie z nieba. Mimo to nie umknęło mi, jak ironiczny jest mój strach przed tym środkiem transportu.
– International School. To amerykański uniwersytet mieszczący się w Londynie.
Według ilustrowanej broszury – która niby przypadkiem trafiła do mnie tego samego dnia, którego z lekką obawą ze skrzynki na listy wyjęłam cienką kopertę zawierającą, jak się okazało, list informujący o odmowie przyjęcia na Harvard – na zajęcia w ramach pierwszego stopnia studiów uczęszczało tysiąc osób z całego świata.
– Zdumiewające, że rodzice pozwolili ci na samodzielną przeprowadzkę w tak odległe miejsce. Ile masz lat? Osiemnaście?
– Dziewiętnaście.
Mnie też nieco to zdumiało. Tacie niezbyt spodobał się ten pomysł. Jemu wolno jednak było podróżować po całym świecie, także w różne egzotyczne miejsca. Wielokrotnie słyszałam, dlaczego nie mogę się z nim zabrać. Wymieniał takie powody jak: nie mógł jednocześnie pracować jako pilot myśliwca i wychowywać samotnie dziecko; nie da się przewidzieć, dokąd zostanie wysłany na kolejną misję; gdyby była z nami mama… nie kończył zdania.
Mimo to odgadywałam niewypowiedziane słowa. Gdyby mama nadal z nami mieszkała, bylibyśmy rodziną. Gdy odeszła od taty, rozbiła naszą rodzinę i skazała mnie na życie w małej mieścinie w Karolinie Południowej, a starszawych rodziców taty – na odgrywanie roli moich opiekunów prawnych. Dziadkowie bardzo się starali i ich kochałam. Ale to już nie było to samo.
– Na pewno jesteś bardzo odważna, skoro samodzielnie przeprowadzasz się do Londynu. Zwłaszcza w tak młodym wieku.
Odważna? Nie byłam pewna, czy bodziec do mojego jedynego wybryku w ramach nastoletniego buntu stanowiła odwaga, czy raczej desperacja. Odkąd jednak otrzymałam list z odmową przyjęcia na Harvard, nie myślałam zbyt racjonalnie.
Od zawsze pragnęłam dostać się na ten uniwersytet, bo to najlepsza uczelnia. Równie długo wyobrażałam sobie, jak tata uśmiecha się promiennie na mojej uroczystości wręczenia dyplomu ukończenia szkoły średniej, ostatecznie jednak na nią nie dotarł. Harvard był dla mnie szansą na zmianę stylu życia. Aby się na niego dostać, w piątkowe wieczory nie chodziłam na randki ani na imprezy, za to przygotowywałam się do egzaminów. Zapisałam się też do wszystkich znanych ludzkości organizacji uczniowskich. Mimo to moje starania okazały się niewystarczające.
Sąsiadka szturchnęła mnie delikatnie.
– Prawie jesteśmy na miejscu.
Obróciłam się i wyjrzałam przez szybę. Na niebie wisiała ciężka, gęsta mgła. Odsunęłam się rozczarowana od okna.
– Trudno cokolwiek dostrzec.
– Spójrz ponownie i poczekaj chwilę.
Znowu obróciłam się do okna i wpatrywałam poniżej, aż…
Światła. Dostrzegłam mgłę poprzetykaną światłami. Setkami, tysiącami migoczących punkcików. Jak choinka. Pod nami rozciągał się kobierzec świateł.
– Witaj w Londynie.

* * *

W taksówce obserwowałam miasto przez szybę.
Podczas niespełna godzinnej podróży przejechaliśmy przez teren zabudowany małymi domkami i wjechaliśmy w bardziej miejski krajobraz wielkich, wielopiętrowych bloków mieszkalnych i sklepików na rogach ulic. Ruch po trosze się zagęszczał, kierowca kilka razy nacisnął klakson i krzyknął przez okno. Z głośników dobiegał program nadawany przez stację BBC Radio. Kiedy spiker mówił o takich rzeczach jak krykiet, coraz mocniej docierało do mnie, że znalazłam się na obczyźnie, ale przynajmniej rozumiałam tutejszy język – w przeważającej części.
Chodniki pełne były przechodniów stawiających długie, pewne kroki. Każdy wyglądał, jakby się dokądś spieszył, jakby zmierzał do najważniejszego miejsca na świecie. I zewsząd dobiegał hałas. Mimo włączonego radia słyszałam miejski zgiełk, tak różny od wszystkiego, co mi znajome.
Gdy minęliśmy osławiony Hyde Park, a potem Pałac Kensington, w końcu zaczęłam pojmować, że rozpoczynam nowe życie. Następnie kierowca skręcił w ulicę, którą nazwał szeregiem ambasad, i przejechaliśmy obok drogich budynków – właściwie willi. Przed niektórymi wartowali ochroniarze i powiewały flagi różnorodnych krajów. Niewątpliwie stąd wzięła się nazwa uliczki. Oprócz ambasad mieściły się przy niej okazałe prywatne rezydencje.
Taksówkarz przejechał przez ogromną bramę i ruszył długim żwirowanym podjazdem. Gwizdnął pod nosem.
Wyjrzałam przez szybę i prawie wpadłam w panikę.
Uczelnia była gigantyczna, a otaczający ją wspaniale zadbany teren usiany wielkimi drzewami. Wokół kręcili się ochroniarze, studenci zbierali się w małe grupki, witali i żartowali. Mijały nas bajecznie drogie samochody, jakie dotychczas widywałam tylko w filmach.
Dzięki Bogu za stypendium.
Wysiadłam chwiejnym krokiem z taksówki i posłałam kierowcy uśmiech, po czym wsunęłam mu do ręki trzy świeżutkie banknoty dwudziestofuntowe. Ciągnęłam za sobą podjazdem dwie duże czarne walizki i nie zwracałam uwagi na grupkę chłopaków wylegujących się przed drewnianymi drzwiami uczelni.
– Ej, Samir, weź obczaj tę nową.
Źle się stało, że nad sobą nie zapanowałam. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z niewysokim chłopakiem ubranym w ciemne dżinsy, sweter i czapkę bejsbolówkę od Gucciego. Posłał mi arogancki uśmiech.
– Amerykanka. Nie w moim typie – zawołał ktoś za moimi plecami głębokim głosem z delikatnym akcentem.
Spięłam się i odwróciłam. Po czym zamarłam. W tej spektakularnie niezręcznej chwili uleciały mi z głowy wszelkie myśli oprócz jednej…
W Karolinie Południowej nie ma takich chłopaków.
Wpatrywał się we mnie gość oparty o barierkę przy schodkach prowadzących do wejścia w taki sposób, jakby rządził uniwersytetem. Był przeciętnego wzrostu i szczupły, ubrany swobodnie, w dżinsy i czarny sweter. Końcówki jego atramentowoczarnych włosów kręciły się, a opalona skóra miała odcień, jakiego dotychczas nie widziałam. Oczy o barwie ciemnej czekolady, rzęsy długie i gęste – marzenie każdej dziewczyny. Wydatne, ironicznie wykrzywione usta.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Był boski, ponadto nosił się w sposób niepodobny do znanych mi osób. Wyglądał, jakby bardzo dobrze czuł się we własnej skórze, czego mimowolnie mu pozazdrościłam.
Chłopak – chyba Samir – rzucił peta na chodnik i wtarł go modnym czarnym mokasynem w beton. Obejrzał mnie z góry na dół, począwszy od długich brązowych włosów, przez cycki, na których zawiesił na moment wzrok – zmrużyłam oczy – aż wrócił uwagą do mojej twarzy. Taksował mnie spojrzeniem, w którym błysnęło zainteresowanie, po czym uśmiechnął się w taki sposób, że serce szybciej mi zabiło.
Przez chwilę przyglądał mi się bacznie, prześmiewczo.
Między nami zaiskrzyło, aż przeszył mnie prąd.
Zadziałało tak na mnie spojrzenie chłopaka, które wyrażało czyste pożądanie. Moja koleżanka Jo powiedziałaby, że typek to chodzący seks.
Gość posłał mi kolejny arogancki uśmiech. Zabójczy.
– Przepraszam – powiedział.
Wcale nie wyglądał, jakby było mu przykro.
Chciałam rzucić jakąś dowcipną ripostę, powiedzieć coś, cokolwiek, jednak jak zwykle zapomniałam języka w gębie. Nie radziłam sobie z chłopakami – w liceum miałam skłonności do popadania w coś, co niezbyt miło określałam syndromem łani w świetle reflektorów. Objawiało się to tym, że jeśli chłopak, który mi się podobał, okazał mi jakiekolwiek zainteresowanie, zamierałam i stałam niezręcznie, przy czym ulatywał ze mnie cały dowcip. Syndrom spektakularnie efektywnie zadbał o to, bym nigdy nie miała chłopaka.
Nie byłam nieśmiała – potrafiłam bez trudu rozmawiać z dorosłymi i dziewczynami. Radziłam sobie nawet z płcią przeciwną. Odejmowało mi mowę jedynie w towarzystwie gości, którzy mi się podobali.
Stałam przyszpilona jego seksownym spojrzeniem i całym tym jego stylem bycia. Słowa nie mogłam z siebie wydusić. Odwróciłam wzrok boleśnie świadoma okropnego rumieńca, który na pewno odmalował się na mojej twarzy. Zwijaj się stąd, ale już.
Za moimi plecami rozległ się ciepły, delikatny śmiech.
Weszłam chwiejnym krokiem do budynku uczelni, wyklinając pierwsze nieciekawe spotkanie ze studentami. Gdy tylko znalazłam się w korytarzu, zdenerwowanie ustąpiło miejsca podziwowi. Budynek był wspaniały. Na drewnianych ścianach i suficie wyrzeźbiono wzór składający się z symboli i liter. Podłogę wykonano z jakiegoś rodzaju kamienia.
Kobieta siedząca przy recepcji obdarzyła mnie uśmiechem.
– Witamy w International School. Bardzo się cieszymy, że dołączysz do naszej rodziny. Podaj mi, proszę, swoje nazwisko.
Miałam problem z przypisaniem jej akcentu do konkretnego kraju. Nie był – jak się spodziewałam – brytyjski, ale zagraniczny i melodyjny.
– Maggie Carpenter.
– Miło mi cię poznać, Maggie. Nazywam się Fox. Zarządzam domem studenta. Wraz ze swoim zespołem odpowiadam za twój pokój i pomogę ci zadomowić się w nowym domu. – Kciukiem przebiegła po stosie niebieskich teczek i wyjęła jedną. – Proszę. Pokoje są podzielone ze względu na płeć. Te chłopców mieszczą się we wschodnim skrzydle, a dziewczyn w zachodnim. Są na tyle duże, że do każdego przydzielamy trzy osoby. W teczce masz kod do drzwi i plan zajęć. W razie potrzeby bez wahania przyjdź do mojego gabinetu. Znajdziesz go dzięki mapie, jest zaznaczony.
Wzięłam teczkę z rąk pani Fox i starałam się nie pomieszać informacji, co ze względu na jet lag przyszło mi z trudem. Ruszyłam przez tłum studentów w kierunku klatki schodowej. Na końcu korytarza spojrzałam na wąskie schody.
– Pomóc w czymś? – zapytał z brytyjskim akcentem uroczy, wysoki blondyn i posłał mi uśmiech. Ubrany był w niebieską koszulkę polo z wyszytym na przodzie napisem: „Dom Studenta”.
Zawahałam się.
– Nie, dzięki. Poradzę sobie.
– Na pewno? Wierz mi, schody potrafią dać się we znaki. – Zerknął na kartkę w moich rękach. – Masz pokój na trzecim piętrze? To czwarty poziom.
– Hę?
– Czwarty, nie trzeci poziom. W Londynie za najniższe piętro uważa się parter, dlatego dopiero kolejne liczy się jako pierwsze. Tutaj jest inaczej niż w Ameryce. – Wyszczerzył zęby. – Akcent cię zdradził – wyjaśnił. Wziął moje walizki. – Chodź. Pomogę ci dostać się do twojego pokoju. Jestem George.
Ruszyłam za nim schodami.
– Dzięki. A ja Maggie.
– Miło mi cię poznać, Maggie. Skąd jesteś?
– Z Karoliny Południowej.
Marszczył przez chwilę czoło.
– To gdzieś niedaleko Nowego Jorku? Byłem w Nowym Jorku.
Wyszczerzyłam zęby.
– Niestety to jakieś lata świetlne od Nowego Jorku. Karolina znajduje się na południu Stanów. Nie ma tam za wiele do roboty.
– Pochodzę z Kornwalii, więc doskonale cię rozumiem.
Weszłam za George’em na kolejne piętro, choć ledwie nadążałam, bo bezustannie się rozglądałam, wytrzeszczając oczy. Wnętrze uczelni wyglądało jak muzeum. Widziałam w internecie kilka zdjęć, ale uznałam, że do sieci trafiły tylko najlepsze ujęcia. Nie spodziewałam się więc, że rzeczywistość dorówna materiałom reklamowym.
– Z kim będziesz mieszkać?
Spojrzałam na kartkę, którą ściskałam w dłoniach, i zawiesiłam wzrok na nazwiskach. Uczelnia najwyraźniej nie bez powodu reklamowała się jako zrzeszająca studentów z różnorodnych środowisk.
– Yyy, z Noorą Bader i Fleur Marceaux.
George odwrócił się, na jego twarzy odmalował się dziwny wyraz.
– Powiedziałaś „Fleur Marceaux”? – zapytał takim tonem, jakby tłumił rozbawienie.
Potaknęłam.
Tym razem się zaśmiał, wypełnił śmiechem wąską klatkę schodową.
– Powodzenia.

Rozdział 2

George rzucił moje walizki w wejściu do długiego korytarza, do którego prowadziły masywne drzwi oznaczone numerem piętra.
– Dalej nie pójdę.
– Bo zamienisz się w dynię czy coś?
Zaśmiał się.
– Nie. Bo twoja koleżanka z pokoju zajmuje pierwsze miejsce na czarnej liście opiekunów domu studenta.
O Boże.
– Na pewno nie jest taka zła. Proszę, powiedz, że wcale nie jest taka zła.
– O nie. Jest nawet gorsza. W zeszłym roku chodziliśmy razem na jedne zajęcia. Wierz mi, wiem, jaka jest.
Ani przez chwilę nie pomyślałam, że zostanę przydzielona do pokoju z kimś starszym.
– Pod jakim względem jest gorsza?
George wyszczerzył zęby.
– Przezwaliśmy ją Królowa Lodu.
Jęknęłam.
– Okazało się, że zanim rozpoczęła tu naukę, pracowała w modelingu. Wystąpiła w teledysku jakiegoś francuskiego rapera czy coś. Uważa, że jest od nas lepsza, i każdemu bez obawy to okazuje.
– Super. A Noora?
– Nie znam jej, więc na pewno jest na pierwszym roku.
– Dlaczego niektórzy drugoroczniacy nie mieszkają ze swoimi rówieśnikami?
– Ponieważ żadna dziewczyna z drugiego roku nie chce mieszkać z Fleur. Mieli przydzielić jej jedynkę, ale to nie wypaliło, więc zapewne bardzo się wściekła.
Bajecznie.
– Słuchaj, jeśli będziesz chciała złożyć wniosek o zmianę pokoju, wstąp do nas. Mamy gabinet na parterze.
Uśmiechnęłam się z trudem, w myślach biegnąc już do wspomnianego gabinetu.
– Dzięki.
Pełna obaw szłam korytarzem i rozglądałam się za pokojem trzysta jeden. Zatrzymałam się przed drzwiami z trzema tabliczkami z nazwiskami. Wyłowiłam wzrokiem kod na kartce i z trudem wbiłam go na małym panelu. Obróciłam gałkę i… nic. Spojrzałam jeszcze raz na rządek cyfr.
Udało mi się wprowadzić go poprawnie dopiero za trzecim podejściem.
Otworzyłam szeroko drzwi i wciągnęłam przez próg pierwszą walizkę, przy czym gwałtownie się zatrzymałam na widok pokoju, który przez najbliższy rok miał być moim domem. Był mały. Niedorzecznie maleńki. Dość zwyczajnie umeblowany. Trzy wąskie łóżka, trzy szafy, trzy biurka i… dwa duże okna. Podeszłam do nich i wyjrzałam na Hyde Park. Bujne zielone drzewa, bezmiar trawy, żelazne bramy – magiczny widok wynagradzał wszystko inne.
Przez godzinę rozpakowywałam bagaż i wieszałam ubrania w maleńkiej drewnianej szafie, w którą uczelnia wyposażyła pokój. Wyłożyłam też kilka drobiazgów: ulubione książki, kilka pamiątek z domu, zdjęcia z przyjaciółkami. Na szczęście przyjechałam pierwsza.
Nieco się przestraszyłam, gdy ktoś otworzył drzwi.
– Cześć.
W wejściu stała dziewczyna z torbami na ramionach. Włosy miała okryte przepięknym fioletowym szalikiem z jedwabiu.
– Proszę, powiedz, że dobrze trafiłam.
– Jestem Maggie. A ty to Noora?
Pomachała wolną ręką.
– Miło mi cię poznać.
Uśmiechnęłam się szeroko.
– Mnie ciebie też.
Rzuciła torby na wolne łóżko.
– Czyli to tutaj?
– Tak. Trudno uwierzyć, że mamy tu mieszkać we trzy, prawda?
– Poznałaś trzecią dziewczynę?
– Jeszcze nie, chociaż słyszałam, że jest na drugim roku. – O reszcie nie wspomniałam.
– A ty na pierwszym? – zapytała Noora.
– Tak.
– Ja też.
– Milusio. Skąd jesteś?
– Z Omanu.
Zdecydowanie bardziej wspaniałe miejsce niż Karolina Południowa.
Rozmawiałyśmy przez kilka minut o naszym dotychczasowym życiu i od razu ją polubiłam, bo była tak przyjazna i towarzyska, że nie dało się nie poczuć do niej sympatii. Jeśli Fleur okrzyknięto Królową Lodu, to Noora stanowiła jej przeciwieństwo. Przez godzinę pomagałam współlokatorce się rozpakować, po czym dziewczyna poszła odwiedzić koleżankę z rodzinnych stron. Nadal jeszcze nie zjawiła się trzecia mieszkanka naszego pokoju. Może nie przyjdzie?
Warto mieć marzenia.

 

 

Recenzje książki I See London

Podziel się swoją opinią
4.29
Liczba wystawionych opinii: 7
5
4
4
1
3
2
2
0
1
0
Kliknij ocenę aby filtrować opinie
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Ja co prawda do młodzieży już zaliczać się nie mogę od dawna, ale z przyjemnością sięgnęłam po tą historie. Moje zainteresowanie wzbudził opis wydawcy. Jest niezykle intrygujący. “I see London” jest o młodej dziewiętnastoletniej Maggi, która otrzymuje stypendium i wyjeżdża z Karoliny Północnej do Londynu, by kontynuować nauke w International School. Zamyka tym samym jeden rozdział życia i rozpoczyna kolejny. Rozpoczyna życie o jakim zawsze marzyła - drogie auta, przystojni faceci, najlepsze kluby. Problem pojawia się kiedy poznaje Samira, od którego nie może oderwać myśli, a który jasno dał jej do zrozumienia, że nie bawi się w związki. Owszem jest zafascynowany Meggi, ale jego życie już zostało zaplanowane przez apodyktycznych rodziców. Co w związku z tym się wydarzy? W mieście takim jak Londyn wszystko jest możliwe i niczego nie można być pewnym. To było pierwsze moje spotkanie z piórem autorki i uważam je za bardzo udane. Historia wciągnęła mnie a postać Meegi wzbudziła moją sympatię. Nie zawsze podobały mi się jej decyzje, może dlatego, że mam córkę w jej wieku. Ale pamiętam też, że ja miała kiedyś tyle lat co ona i wiem, że młodość rządzi się swoimi prawami. Bardzo ciekawe postacie męskie, ale nie powiem o nich nic więcej, bo musiałabym spoilerować. To historia o młodości, miłości i jej prawach, o wyborach i błędach. Zamykaniu etapów życia i otwieraniu nowych. Szczerze muszę przyznać, że dawno nie wciągnęła mnie tak literatura młodzieżowa. Emocji była cała gama i tych dobrych i tych złych. Spędziłam miłe dwa wieczory z tą opowieścią i polecam ją zarówno młodym czytelnikom jak i tym starszym. Młodzież na pewno spojrzy na tą historię z perspektywy swojego wieku, ale wyciągnie mam nadzieje dobre wnioski. Polecam serdecznie ;-)
2024-03-06
Katarzyna Dziuba(kd.mybooknow)
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
3/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Chyba ostatnio ciążyło na mnie jakieś fatum, ponieważ niedawno czytane lektury nie za bardzo mi się podobały. Miałam nadzieję, że „I see London” przełamie złą passę i rozpocznie erę powieści, które na swój sposób mnie urzekną. Maggie wyjeżdża do International School w Londynie, gdzie postanawia zmienić swoje dotychczasowe plany. Już pierwszego dnia poznaje Samira – największego podrywacza w szkole. Pewnego wieczoru nawiązała natomiast znajomość ze starszym od niej Hugh’em – właścicielem jednego z klubów. Jednak chłopak poznany w placówce, w której się uczy, wciąż zaprzątał jej myśli. Zachowanie Maggie było dla mnie niezrozumiałe. W zasadzie odebrałam tę książkę tak, że dziewczyna kursowała przez większość fabuły między jednym a drugim mężczyzną. Dodatkowo ukrywała przed Hugh prawdę o sobie. Sama końcówka powieści zrobiła się dla mnie wręcz niekomfortowa i naprawdę nie rozumiałam, jak można w ten sposób traktować drugiego człowieka. W zasadzie zarówno główna bohaterka jak i Samir mieli swoje za uszami. Być może jestem już w takim wieku, że nie kręcą mnie trójkąty miłosne. Wyjątek stanowi tutaj „Dunbridge Academy. Tylko z tobą”, gdzie ten wątek jak dla mnie został wykreowany bardzo dobrze. Polecam samemu poznać tę historię, jeśli lubicie opowieści o studentach, imprezach, wyjazdach i miłości.
2024-02-04
AMN
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
Klaudia
3/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Powieści z historiami dla nastolatek ostatnimi czasy znowu kusi, choć niewiele z nich wydaje mi się dość dobrych. Pewnie gdybym czytała je kilka lat wcześniej byłabym zachwycona. Dlatego bardziej przemawiają do mnie książki, gdzie bohater/ka wchodzą w samodzielne życie jako studenci albo w ogóle kończą etap edukacji instytucjonalnej i ruszają w dorosłą przygodę. Historia dziewczyny, która przeprowadza się z Karoliny Południowej do Londynu wydawała się właśnie czymś takim - skokiem na głęboką wodę. Oby tylko nie na główkę! Maggie chce zmienić coś w swoim życiu. Początkowo zalążkiem zmian miało być pójście na Harvard, jednak ostatecznie skończyło się na International School w Londynie. Od pierwszych dni wpada w wir nowych znajomości, imprez, wyjazdów i miłości... jej dotychczasowy spokój zostaje zburzony, a ona sama nie wie już kim jest. Skupiając się na samej bohaterce, mimo że spędzamy z nią cały jeden tom, niewiele o niej wiemy. Myślałam, że może autorka chce odkrywać Maggie kawałek po kawałku, jednak po ponad połowie książki zdałam sobie sprawę, że jest ona nijaka, a dopiero studia wprowadzają coś ciekawego do jej życia. Pojawia się (a jakżeby inaczej) wątek miłosny, który wiemy jak się skończy, jednak i tak jako czytelnicy brniemy w to dalej. Mamy tutaj trójkąt miłosny, który jednak nie do końca jest ani trójkątem, ani miłosnym. Maggie bez wątpienia szuka drugiej połowy, Hugh natomiast szuka kogoś z kim mógłby miło spędzać czas, jednak bez zobowiązań. Podobnie zresztą Samir, który z jednej strony zachowuje się jak dupek, z drugiej jest pomocny, wspierający i pojawia się zawsze tam, gdzie akurat nasza bohaterka się znajduje. Plus też nie szuka nikogo na poważnie. Fabuła opiera się głównie na zawirowaniach dziewczyny co do swoich uczuć i lawirowaniu między jedną sceną z jednym facetem, a następną sceną z następnym. Pomiędzy tym są wycieczki, imprezy i zakupy, które opisują nam przebieg dnia studentów. Nie czyta się tego źle, bo wszelkie wycieczki, rozmowy i dziejące się akcje są wciągające. Problem zaczyna się, gdy na horyzoncie pojawia się Maggie w towarzystwie jednego z samców, bo krążą ciągle według tego samego schematu, czyli niepewność uczuć, jakieś postanowienie, scena, która wprowadza zamęt, złamanie postanowienia i tak na okrągło. Samir jest wyraźnie ulubieńcem bohaterki, więc sceny, które są z ich udziałem stają się przewidywalne, a przynajmniej ich zakończenie. Opisy działań nie są gorszące, bo tak naprawdę nie dzieją się jakieś zdrożne rzeczy, jednak kiedy pojawiają się problemy u przyjaciół, czy po prostu gorszy okres, najlepszym rozwiązaniem według pary bohaterów jest obściskiwanie się. Ciekawsze zdecydowanie były wątki pobocznych postaci, które miały swoje problemy i chyba wolałabym, żeby fabuła skupiła się bardziej na nich. Nie jest to koniec przygód Maggie, więc być może do nich wrócimy, a autorka miło zaskoczy nas nieoczekiwanym poprowadzeniem akcji. Książka jest lekka, dla osób, które lubią klimaty Plotkary.
2023-11-18
Klaudia
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Okres studiów to czas, który rządzi się swoimi prawami. Młodzi ludzie często zmieniają swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, a także często imprezy przeważają nad nauką. Czas studiów to dla niektórych osób także idealny czas, żeby znaleźć swoją miłość, osobę, z którą spędzi się swoje dalsze życie. Właśnie takie plany miała Maggie Carpenter, główna bohaterka książki Chanel Cleeton „I See London”, dla której okres studiów miał być wyjątkowym, niezapomnianym czasem pełnym życiowych zmian. Maggie rozpoczyna nowy etap w swoim życiu – rozpoczyna studia w International School w Londynie. Co prawda nie są to studia na wymarzonym przez nią Uniwersytecie Harvarda, jednak studia w Wielkiej Brytanii są dla niej szansą na wielką zmianę w jej życiu – szansą, która być może w końcu pozwoli jej na niezależne, samodzielne życie. Podczas pobytu w Londynie Maggie poznaje dwóch chłopaków i z obydwoma wiążą ją odmienne relację. Pragnie, aby jej „pierwszy raz” był wyjątkowy, jednak wybór „odpowiedniego” mężczyzny wcale nie jest taki prosty… Czy dokona właściwego wyboru – wyboru, który spowoduje, że będzie spełniona i szczęśliwa? „I See London” to książka, którą – gdy tylko wpadła w moje ręce – chciałam przeczytać w jeden dzień. Niestety tak szybko się nie udało, jednak od pierwszych stron bardzo mnie ona wciągnęła. Akcja tej książki, moim zdaniem, w żadnym momencie nie była monotonna – wręcz przeciwnie: każdy kolejny rozdział wciągał mnie coraz bardziej. I coraz mocniej chciałam, aby niektóre wątki zostały bardziej rozwinięte, aby w niektórych momentach ta akcja nabrała tempa. Po przeczytaniu „I See London” myślę, że mogę powiedzieć, że jest to książka, która wyzwala wiele emocji, wielokrotnie trzyma w napięciu, a ostatecznie pozostawia wielki niedosyt. Choć ten niedosyt odczuła zapewne także Maggie, główna bohaterka książki, która po wspaniałym roku na studiach w Londynie wraca na wakacje w swoje rodzinne strony do Karoliny Południowej – właśnie tak kończy się „I See London”, choć nie jest to duży spoiler: raczej jest to wprowadzenie do drugiego tomu serii napisanej przez Chanel Cleeton. Tę książkę oceniam pozytywnie. Pozwoliła mi ona spędzić pod kocem kilka przyjemnych, jesiennych wieczorów. Czyta się ją lekko i bardzo szybko, i spodobała mi się na tyle, że już nie mogę doczekać się drugiego tomu.
2023-11-15
Maria
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Maggie ma dziewiętnaście lat, kiedy jej życie ma się całkowicie zmienić. Ciężko pracowała, aby dostać stypendium i bardzo się cieszy, że jej się udało. Zamyka rozdział życia w Karolinie Południowej i wyrusza do Londynu, gdzie będzie uczęszczać na uczelnię International School. Ma wiele planów, marzeń, swoich wyobrażeń jak to wszystko się potoczy. Niestety życie nie zawsze chce napisać dokładnie taki scenariusz, jaki byśmy chcieli. Przed Maggie wiele wyzwań, więcej niż się spodziewała. Nowe życie, nowi znajomy i kraj, w którym wiele rzeczy jest zupełnie innych, niż w tym, co mieszkała. Młoda dziewczyna zostaje przyjęta dość dobrze, a przynajmniej przez większość. Aklimatyzacja nie zajmuje jej długo, a czas zaczyna spędzać na dobrej zabawie z nowymi znajomymi. Spodobało jej się życie, jakie prowadzą bogate nastolatki, o jakim do tej pory mogła tylko pomarzyć. Na dodatek pojawił się pewien chłopak, a nawet nie jeden a aż dwóch. Kto taki? Jak bardzo namieszają w życiu Maggie? Jakie okaże się nowe życie w Londynie? Czy Maggie znajdzie tam szczęście? Co prawda do młodzieży dawno nie należę, jednak lubię czasami sięgnąć po ten gatunek. Historia, jaką znalazłam w książce, moim zdaniem była ciekawa. To opowieść zmianach związanych z nową szkołą, nowym miastem, o decyzjach, jakie musi podejmować młoda kobieta, wyborach między dwoma chłopakami, dorastaniu, miłości. Książkę czytało się dość szybko, a podczas czytania towarzyszyło mi wiele emocji. Główną bohaterką jest Maggie. Według mnie jest osobą sympatyczną, dającą się lubić. Co prawda nie zawsze zgadzałam się z jej decyzjami, jednak młodość ma swoje prawa, to czas na próbowanie, popełnianie błędów (oczywiście w ramach rozsądku). Poza nią mamy jeszcze pewnego chłopaka, jednak o nim nie mogę wam nic zdradzić. „I See London” to książka, z którą spędziłam miło czas, a historia, którą w niej znalazłam, mnie się podobała. Ze swojej strony polecam. Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA
2023-11-11
Mama, żona - KOBIETA
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Sięgając po propozycję Chanel Cleeton niekoniecznie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Z jednej strony liczyłam na przyjemnie spędzony czas, z drugiej nie nastawiałam się na nic konkretnego. Starałam się również trzymać z daleka od opinii innych, ponieważ "I See London" stał się ostatnio bardzo popularnym tytułem. Czy zatem jestem zadowolona z tego co otrzymałam? Właściwie tak, choć nie obeszło się bez pewnych wątpliwości. Autorka ciekawie pisze i wykorzystała zamierzony potencjał, nie uciekła natomiast od pewnych schematów. Złożyła na nasze dłonie bowiem opowieść o bohaterce rzuconej w wir wielkiej przygody, która niekoniecznie udźwignęła temat. Jak na mój gust okazała się zbyt naiwna, łatwowierna i za mało temperamentna na to co ją czekało, ale to przez fakt, że lubię silne postacie. Natomiast jeśli chodzi o styl Cleeton - tutaj było dużo lepiej i plastycznością oraz dynamicznymi dialogami zatrzymał mnie przy sobie do samego końca. Maggie Carpenter nie cieszy aktualne życie. Wyjeżdża więc z Karoliny Południowej do International School w Londynie, by dzięki stypendium uczyć się wraz z elitarnymi rówieśnikami. Nie spodziewa się natomiast, że już od pierwszych dni da się porwać ekskluzywnemu życiu, szybkim samochodom i przystojnym mężczyznom. Jeden zawróci jej w głowie, drugi skradnie jej serce. Jak więc wybrać to co dla niej najlepsze? I czy faktycznie rzuci się w objęcia chłopaka, który wcale nie jest zainteresowany poważnym związkiem? Wielkie problemy małych ludzi, na tym mniej więcej będzie opierać się fabuła. Nastolatka nastawiona na wielki świat nie zawsze będzie racjonalnie myślała a pojawiający się na pierwszym planie mężczyźni będą to wykorzystywać. Jednak mimo moich narzekań na budowę charakteru Maggie i tak obdarzyłam ją sympatią, z ciekawością śledziłam jej losy, choć ja na jej miejscy postąpiłabym zupełnie inaczej. Autorka jednak na tym przykładzie pokazuje nam jak szybko można ulec pokusom, gdy się nie pilnujemy i jak złudne bywają pozory co zawsze wychodzi dopiero po fakcie. Czy "I See London" uważam za zmarnowaną lekturę? Zupełnie nie! To książka, która ma w sobie potencjał, który jak podejrzewam zostanie przeniesiony na kontynuację, którą z chęcią przeczytam. Były pewne mankamenty, które nie przypadły mi do gustu, ale ostatecznie cieszę się, że dałam szansę twórczości Chanel Cleeton. Lekka forma, przyjemna treść i emocjonujący trójkąt miłosny dobrze sprawdzą się przy kubku ulubionej gorącej herbaty! Nic wymagającego a jednak ciekawego i z wartym poznanie brytyjskim klimatem.
2023-11-09
Thievingbooks
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Poznajcie Maggie Carpenter. Ma 19 lat, głowę pełną marzeń i planów na przyszłość, dlatego wyrusza do Londynu, aby tam móc je realizować. Co prawda uczelnia International School to nie Harvard, ale to właśnie tutaj być może przeżyje najlepsze lata swojego życia, pozna prawdziwych przyjaciół, a także być może się zakocha. Gotowi na wycieczkę po Londynie? Wraz z bohaterami zwiedzimy też Włochy, i Francję. Zapewniam, że będzie emocjonująco, a nasza bohaterka będzie miała nie lada trudną decyzję do podjęcia. Którego z zabiegających o nią mężczyzn wybierze? Czarującego i szaleńczo bogatego Samira – Francuza o arabskich korzeniach czy Hugha – typowego przystojnego Brytyjczyka? . „I see London” to typowa powieść z gatunku literatury młodzieżowej. Zarówno fabuła, jak i warsztat pisarski może nie wyróżniają się oryginalnością, ale nie mogę zaprzeczyć, że miło spędziłam z nią czas i z ochotą śledziłam miłosne rozterki głównej bohaterki. Sceny namiętności co prawda nie przyprawiły mojego serca o szybsze bicie, ale być może nie jest to winą autorki a kiepskiego tłumaczenia. . Możemy nazwać Megg lekkomyślną i niezdecydowana, ale czy ktoś z nas był inny w wieku nastu lat. Kierowanie się uczuciami i emocjami to przecież odwieczne prawo młodości. Zazdrość, zauroczenie, burza hormonów, targające nią sprzeczne emocje – tego wszystkiego doświadczy Maggie podczas pierwszego roku studiów na londyńskiej uczelni. Co ciekawe, autorka zapowiedziała kontynuację losów uroczej studentki. Czy po nią sięgnę? O ile będzie dostępna w ramach egzemplarzy recenzenckich to zapewne tak. Ode mnie 5/10 w skali lubimyczytac.pl . Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję @harpercollinspolska
2023-11-02
violet.and.dog
Czy opinia była pomocna? Tak 1 Nie 0

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel