Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Idealny partner (ebook)
Zajrzyj do książki

Idealny partner (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron224
ISBN978-83-276-6402-0
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Savage Heart
TłumaczWanda Jaworska
Język oryginałuangielski
EAN9788327664020
Data premiery2021-02-04
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Matt przyjeżdża do Chicago, by rozpocząć nowe życie. Zmienia nazwisko, ukrywa pochodzenie, zrywa wszystkie więzy z przeszłością. Gdy udaje mu się osiągnąć stabilizację, w jego uporządkowany świat wkracza z rozmachem dawna przyjaciółka, Tess Meredith. Odważna bojowniczka o prawa kobiet wcale nie ukrywa, że zamierza stoczyć kolejną bitwę, tym razem o serce Matta. Pochodzą z różnych środowisk i wiele ich dzieli? Tym lepiej, przynajmniej nie grozi im nuda, której oboje nie znoszą. Matt próbuje ostudzić zapał Tess, ale nie docenia jej determinacji…

Fragment książki

Telegram oznajmiał:
Przyjeżdżam do Chicago niedziela 2 po południu Tess.
Matt Davis kilka razy przebiegł wzrokiem depeszę. Tess Meredith nie miała żadnego powodu, żeby przenosić się do Chicago. Zaledwie dwa miesiące temu zmarł jej ojciec, o czym Matt dowiedział się dopiero po pogrzebie. Oczywiście od razu napisał do niej, a ona mu odpowiedziała, ale nic nie wskazywało na to, żeby miała taki zamiar.
Od czasu, gdy wyjechał na Wschód, wiele razy odwiedzał Tess i jej ojca. Przeniósł się tu, żeby się uczyć, a potem przybrał nowe nazwisko i podjął pracę jako detektyw w Agencji Pinkertona. Tropiący Kruk stał się Mattem Davisem i zmienił się pod wieloma innymi względami, ale wobec Tess i Harolda Meredithów pozostał taki sam. Byli jego jedyną rodziną i niecierpliwie czekał na kolejne spotkania z nimi.
Ona też się zmieniała. W wieku szesnastu lat nie była już tak bezpośrednia jak dwa lata wcześniej, a gdy skończyła osiemnaście lat, wydoroślała i stała się bardziej zuchwała niż kiedykolwiek przedtem. A kiedy w zeszłym roku, już jako właściciel nowo powstałej agencji detektywistycznej, wybrał się do Montany, widok dwudziestoczteroletniej Tess zaparł mu dech w piersiach. Nie była już tą roześmianą i pełną życia czternastolatką, ani nieśmiałą szesnastolatką, ani przebojową osiemnastolatką. Była pełną poczucia humoru energiczną młodą damą, która niczego nie owija w bawełnę, jest szczera i wygadana. A w dodatku tak piękna, że w pierwszej chwili zaniemówił. I doprowadzała swego ojca do rozpaczy.
Zwierzył się Mattowi, że Tess nie pozwala nawet wspomnieć o małżeństwie… że z bronią u boku jeździ konno po mieście w znoszonych spodniach i koszuli… że zorganizowała grupę sufrażystek… i że groziła pistoletem jakiemuś mężczyźnie, który ją zaczepił. Doktor poprosił nawet Matta o radę, lecz jak mógłby pomóc zatroskanemu ojczulkowi?
Ale Harold Meredith już nie żył, więc to on przejął opiekę nad jego córką. Miał przy tym świadomość, że ta kłopotliwa scheda zmieni jego życie. Martwiło go to, ale i ekscytowało zarazem. Czekał więc na dworcu, a kiedy pociąg zajechał, zaczął w tłumie pasażerów wypatrywać Tess. Na próżno. Westchnął i rozejrzał się po peronie. Nagle ujrzał zgrabną kobietę w szykownym kostiumie z zielonego aksamitu i w kapeluszu z woalką według najnowszej paryskiej mody. Znał ją, oczywiście że znał… Czas jakby się cofnął i elegancka dama znów stała się dziewczyną z długimi jasnymi warkoczami. W tej samej chwili zauważyła go, popędziła w jego stronę i rzuciła mu się w ramiona.
– Och, Matt, tak bardzo za tobą tęskniłam – wyznała melodyjnym głosem. – Nic się nie zmieniłeś.
– Za to ty tak – odparł.
– Tylko dlatego, że urosły mi piersi.
– No wiesz! – Matt aż się zaczerwienił.
– Świat się zmienił. – Tess oparła ręce na biodrach i spojrzała mu prosto w oczy. – Przez długie wieki kobiety uczono hipokryzji i służebności, a teraz chcemy mieć to wszystko, co mają mężczyźni.
– Włochate piersi? – z błyskiem w oku skwitował Matt.
– Ty nie masz. A czy ktoś w Chicago wie, kim naprawdę jesteś? Skąd pochodzisz? – spytała, lustrując go wzrokiem. Miał na sobie elegancki garnitur z kamizelką, ręcznie szyte buty, na głowie melonik, a długie włosy związane w koński ogon ukrył pod kołnierzem koszuli. Mało kto w tym mieście wiedział, że jest Siuksem.
– Zależy, którą wersję mojej przeszłości wolisz – odparł. – W Agencji Pinkertona myślą, że pochodzę z Hiszpanii, kobieta, która robi mi pranie, że jestem Arabem. Niech myślą, co chcą. Jestem tajemniczym człowiekiem, Tess. Nic już nie będzie tak samo jak przed masakrą – dodał z goryczą. – Teraz Indianin nie może uczęszczać do państwowej szkoły, pracować na państwowej posadzie, ubierać się w strój narodowy, używać swojego języka…
– Ani – dodała ponuro – głosować we własnym kraju. – Ale szybko się rozpromieniła. – Tak samo jak ja! Cóż, panie Tropiący Davisie, razem musimy to zmienić.
Przyjrzał się jej z podziwem, ale i z troską o jej przyszłe losy. Jest przepiękna, ale pod zjawiskową urodą kryje się silny, niezależny i zuchwały charakter. Co ją czeka w życiu?
– Przykro mi z powodu twego ojca – powiedział. – Wiem, że wciąż za nim tęsknisz.
– Nie mówmy o tym – poprosiła, wstrzymując łzy. – Minęły już dwa miesiące, ale wciąż nie przywykłam do tego, że jestem sierotą. I pewnie nigdy nie przywyknę. Przez całą drogę starałam się nie rozklejać… – Przerwała na moment. – Nie jesteś zły, że zwaliłam ci się na głowę? Ale w Montanie nie mam nikogo, a jeden z żołnierzy zamęczał mnie, żebym za niego wyszła. Musiałam uciekać, zanim powiedziałabym „tak”, by wreszcie przestał marudzić, jak bardzo mnie kocha i pragnie uczynić mnie szczęśliwą.
– Porucznik Smalley, o którym twój ojciec wspominał w swoim ostatnim liście wysłanym do mnie?
– Ten sam. Zapamiętałeś jego nazwisko?
– Trudno zapomnieć nazwisko człowieka, który brał udział w wymordowaniu prawie całej mojej rodziny…
Tess rozejrzała się dokoła. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Inaczej niż w Montanie, gdzie widok młodej blondynki z pełnokrwistym Siuksem wywołałby coś więcej niż tylko uniesienie brwi. Boże, pomyślała, patrzyliby na nas z nieskrywaną furią, jak to się już kiedyś zdarzało.
– Gdzie twój bagaż? – wyrwał ją ze wspomnień.
– Tam, na wózku tragarza. – Wskazała ogromny kufer i spiętrzone torby. – Domyślam się, że nie mogę mieszkać z tobą… A może?
Zaszokowała Matta. Czyżby więcej wiedziała o przeszłości, niż chciała wyjawić? Wstrzymał oddech, a ona uściśliła zakłopotana:
– Nie mam na myśli „razem z tobą”. Chodzi mi o to, że mieszkasz w pensjonacie, więc może jest tam jakiś wolny pokój.
– Pewnie pani Mulhaney coś znajdzie. – Odetchnął z ulgą. – Ale młoda dama samotnie mieszkająca w pensjonacie może zostać uznana za kobietę lekkich obyczajów, więc rozpowiemy, że jesteś moją kuzynką. Tylko w ten sposób mogę cię chronić.
– Dzięki, ale nie potrzebuję ochrony. Sama dam sobie radę.
– Zapewne. – Nie miał co do tego wątpliwości. – Ale jesteś tu obca i nie znasz życia w dużym mieście, a ja tak.
– Oboje jesteśmy obcy, Matt. Oboje nie mamy nikogo.
– Ja mam kuzynów w Dakocie Południowej i w Montanie.
– Których nigdy nie odwiedzasz. Wstydzisz się ich?
– Nie waż się ingerować w moje życie prywatne – wycedził przez zęby. – Zrobię, co będę mógł, żebyś miała gdzie mieszkać, ale moje uczucia są moją sprawą.

– Co zamierzasz robić w Chicago? – spytał Matt, kiedy ulokowali jej bagaż w przechowalni.
– Znaleźć pracę.
– Pracę?! – Aż się zatrzymał.
– Dobrze słyszałeś. Wiesz, że nie jestem bogata, ale szczęśliwie mamy rok tysiąc dziewięćset trzeci. Czytałam, że kobiety zaczynają pracować we wszystkich zawodach. Są ekspedientkami, stenotypistkami, krawcowymi, a ja mogę się nauczyć wszystkiego. Z tym że mam już zawód, jestem doświadczoną pielęgniarką, przecież pracowałam z papą aż do jego śmierci. Może dostanę pracę w tutejszym szpitalu? Bo jest tu szpital, prawda? – Rzuciła mu szybkie spojrzenie.
– Tak. – Wiedział, że jest zdecydowana i nieustraszona. Ale wielu uważało, że pielęgniarstwo nie jest odpowiednim zajęciem dla przyzwoitych kobiet. Oczywiście praca w sklepie też… – Pracująca kobieta to dość niekonwencjonalne – podsumował.
Aż fuknęła ze złością i oznajmiła:
– Nawet nie próbuj dyskutować ze mną na ten temat! – Uśmiechnęła się lekko. – A w ostatniej klasie byłam najlepszą uczennicą.
Szli szeroką ulicą, mijając sklepy, których witryny były już udekorowane na Boże Narodzenie. Tess zainteresowała się wystawioną na jednej z nich kolejką elektryczną mknąca wśród górskiego krajobrazu.
– Och, Matt, spójrz, czy to nie urocze?
– Naprawdę chcesz znać moje zdanie na temat parowozów?
– Nieważne, zawsze psujesz zabawę. – Machnęła ręką. – Niebawem święta. Czy twoja gospodyni ustroi choinkę?
– Tak.
– To cudownie! Mogę zrobić na szydełku płatki śniegu.
– Zakładasz więc, że znajdzie dla ciebie pokój?
Przygryzła wargę. Przyjechała tu powodowana impulsem, ale teraz poczuła się niepewnie.
– A jeśli nie, to co będzie?
– Znajdzie – uspokoił ją Matt poruszony lękiem widocznym na jej twarzy. – Nie pozwolę, żebyś była daleko ode mnie. W tym mieście roi się od nikczemników i dopóki nie staniesz na własnych nogach, musisz mieć bezpieczną przystań.
– Narobiłam ci kłopotu. Wybacz, ale zawsze byłam impulsywna. I za bardzo wykorzystuję naszą wieloletnią znajomość, prawda? Jeśli ci przeszkadzam, powiedz, a od razu wrócę do domu.
– I do nachalnego porucznika? Po moim trupie. Chodźmy.
– Pan Blade mówił, że Chicago jest cywilizowanym miastem. To prawda?
– Czasami – mruknął Matt.
– Powiedz mi – zaczęła z wyraźnym zainteresowaniem – jakimi sprawami zajmujesz się w swoim biurze detektywistycznym.
– Najczęściej tropię przestępców, ale zdarzają się też inne zlecenia. Na przykład w sprawach rozwodowych szukam dowodów na okrucieństwo mężów. – Zerknął na nią kątem oka. – Oczywiście jako kobieta nowoczesna nie masz nic przeciwko rozwodom.
– Trochę mam. Uważam, że ludzie powinni się starać, żeby w małżeństwie się układało. Ale jeśli mąż znęca się nad żoną, zdradza ją albo uprawia hazard, to taka żona ma prawo się go pozbyć.
– A nawet zastrzelić – mruknął Matt.
– Jestem za! – Spojrzała na niego przez woalkę. – Czas się ciebie nie ima, wciąż zabójczy przystojniak z ciebie.
– Jesteś moją kuzynką – napomniał ją. – W Chicago uchodzimy za krewnych. Nie wolno ci spoglądać na mnie pożądliwie, nieważne, jak bardzo nowoczesna się czujesz.
– Chodząca cnotka! – rzuciła kąśliwie. – Stałeś się strasznie nobliwy.
– Wykonuję nobliwą profesję.
– Ale wciąż nosisz przy sobie ten potężny nóż myśliwski?
– Skąd o tym wiesz? – zdziwił się Matt.
– Czytałam o tobie w gazecie. Nie wiedziałeś, że opublikowali taki artykuł? Po tym, jak złapałeś herszta gangu rabującego banki. Fajnie być bohaterem. Kiedyś będziesz o tym opowiadał dzieciom.
– Nie będę miał dzieci – mruknął Matt.
– Dlaczego? Nie lubisz ich?
– Tak samo jak ty, prawda? Czy dwudzieste szóste urodziny to nie okazja do tego, by zyskać miano starej panny?
– Nie muszę wychodzić za mąż, żeby mieć dziecko – odparła wyniośle, choć oblała się przy tym rumieńcem. – Albo kochanka! – Zdziwiła się, że patrząc na niego, od razu pomyślała, jakim mógłby być kochankiem. Niestety niewiele wiedziała o sprawach męsko-damskich, tyle tylko, ile powiedziała jej pewna sufrażystka. Że bardzo boli i absolutnie nie jest to przyjemne.
– Ojciec sprawiłby ci lanie, gdyby to usłyszał – skwitował Matt.
– Nieważne… – mruknęła. – Zachowam swoje gorszące myśli dla siebie, dopóki nie przyłączę się do tutejszych sufrażystek. Może wiesz, detektywie, gdzie się spotykają?
– Niestety nie chodzę na mityngi rozwścieczonych kobiet – odparł ze śmiechem. – Nie mam czasu, za bardzo jestem zajęty robieniem na drutach. – Gdy szturchnęła go w ramię, dodał: – Ale łatwo je znajdziesz. Robią dużo hałasu i zamętu. – Wziął ją pod ramię. – Jesteśmy na miejscu.
Weszli po schodach do domu z brązowego kamienia z długimi oknami i ogromnymi drzwiami, na których była umieszczona kołatka w kształcie lwiej głowy.
Gdy Matt zapukał, drzwi otworzyła dość niska kobieta o jasnych, ale przetykanych siwizną włosach związanych w koczek i zerknąwszy na Matta, utkwiła wzrok w jego towarzyszkę.
– O, pan Davis, znalazł pan wreszcie żonę?
– Pani Mulhaney, to Tess Meredith, moja kuzynka. Jej ojciec zmarł, a ja jestem jej jedynym krewnym. Czy pokój na trzecim piętrze wciąż jest wolny?
– Tak, i z przyjemnością wynajmę go pannie Meredith. – Gospodyni uśmiechnęła się do niej, ale w jej oczach czaiło się mnóstwo niewypowiedzianych pytań.
– Będę wdzięczna, mogąc mieszkać blisko drogiego kuzyna. – Odwzajemniła uśmiech i spojrzała na Matta z uwielbieniem. – Czyż nie jest najsłodszym z mężczyzn?
Akurat nie tak by go określiła pani Mulhaney, ale być może dla kuzynki naprawdę jest jak ulepek.
– Pan Davis to życzliwy i dobry człowiek – wyraziła swoją opinię. – Może pani jadać z nami posiłki, kuzyn poda pani godziny. Wezmę klucz i pokażę pani pokój, panno Meredith. Będzie miała pani piękny widok na miasto.

***

Chicago było duże i hałaśliwe, ale Tess z zaciekawieniem oglądała stare domy, forty i nowoczesne budynki. Prawie całe życie spędziła w głębi lądu, więc szczególnie mocno zafascynowało ją jezioro Michigan, wielkie jak prawdziwe morze z bezkresnym horyzontem.
Bez trudu znalazła pracę. Została pielęgniarką w szpitalu publicznym, a lekarze szybko docenili jej umiejętności, choć nie posiadała formalnego wykształcenia. Natomiast matrony, które mieszkały w pensjonacie, nie kryły zgorszenia. Przecież wiadomo, że zawód pielęgniarki jest absolutnie nieodpowiedni dla młodej panny z dobrego domu.
Przyjmowała ich komentarze z pobłażliwym uśmiechem, zdając sobie sprawę, że w takim duchu je wychowano, a w starszym wieku trudno się zmienić. Na szczęście dołączyła do sufrażystek i podjęła walkę o prawa kobiet.

Zaprzyjaźniła się z Nan Collier, młodą żoną urzędnika telegrafów, która też uczęszczała na mityngi sufrażystek. Matt, który miał pieczę nad Tess i nie próbował jej powstrzymywać w feministycznych zapędach, nalegał tylko, żeby wieczorami nie wychodziła sama, a ona przestrzegała tej rozsądnej rady. Nan, choć nie była tak wykształcona jak Tess, nadrabiała te braki żywą inteligencją, do tego miała złote serce i była oddaną przyjaciółką.
W miarę zacieśniania się ich znajomości Tess zaczęła się domyślać, że Nan ma problemy w domu, a mianowicie za najmniejsze uchybienia jest karana przez męża. Po pewnym czasie stało się jasne, jaka to była kara, gdyż Nan zjawiła się na zebraniu sufrażystek z rozciętą wargą i podbitym okiem.
– Nan, co się stało? – wykrzyknęła Tess. – Czy mąż cię pobił?
– Och nie! – zaprzeczyła szybko. – To nic takiego, po prostu spadłam ze schodów. Czasami jestem strasznie niezdarna. – Zaśmiała się nerwowo.
– Nie pozwól, żeby jeszcze raz cię uderzył – niemal wykrzyczała Tess. – Bo potem będzie tylko gorzej. Żaden mąż nie ma prawa bić żony, niezależnie od tego, co zrobiła.
– Spadłam ze schodów – powtórzyła Nan, unikając jej spojrzenia. – Dennis czasem się niecierpliwi, kiedy jestem zbyt powolna, zwłaszcza jeśli przychodzą ci jego bogaci przyjaciele, ale… on by mnie nie uderzył.
Pracując jako pielęgniarka najpierw z ojcem, a teraz w miejskim szpitalu, Tess widziała zbyt wiele ofiar brutalnych napaści i przemocy domowej, by uwierzyła Nan. Delikatnie ścisnęła jej rękę i powiedziała:
– Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, zrobię wszystko, co tylko będę mogła. Obiecuję.
– Dziękuję, ale wszystko w porządku – odparła Nan, przykładając chusteczkę do zranionej wargi.
Spotkanie, jak często się zdarzało, było burzliwe, a niektóre opinie wyrażane przez uczestniczki nawet dla Tess wydawały się zbyt radykalne. Większość jednak domagała się tylko tyle, by traktowano kobiety na równi z mężczyznami przynajmniej w kwestii prawa wyborczego.
– Kwakrzy zawsze akceptowali równość kobiet – stwierdziła gniewnie jedna z aktywistek – ale nasi panowie wolą nadal żyć w średniowieczu. Prawie wszyscy traktują żony jak swoją własność. Uważają, że kobiety są ignorantkami, dlatego nie powinny się wypowiadać w sprawach publicznych! – Gdy ucichły wspierające ją okrzyki, mówiła dalej: – A to od nas zależy przyszłość narodu! Bo to my rodzimy i wychowujemy dzieci! – Przerwała na moment. – Powinnyśmy więc mieć dużo do powiedzenia w sprawach publicznych, ale knebluje się nam usta i wymaga, byśmy tylko rodziły i rodziły! Wiele naszych sióstr zmarło podczas porodu, ale jeśli wspominamy o kontroli urodzeń czy abstynencji seksualnej, mężczyźni nazywają nas heretyczkami! Nie wolno nam głosować, nie wolno nam niczego się domagać, jesteśmy traktowane przez mężczyzn jak dzieci albo niedorozwinięte umysłowo! Musimy działać! Musimy walczyć!
– Tak, musimy! – zawtórował jej chór głosów, a potem uczestniczki ustaliły datę manifestacji przed ratuszem.
– Niestety beze mnie – ze smutkiem powiedziała Nan. – Dennis będzie cały dzień w domu, a wtedy nie mam odwagi wyjść.
Co za straszny los, pomyślała Tess. Nie po raz pierwszy zastanawiała się nad tym, jak wygląda życie domowe przyjaciółki. Wiedziała, że wśród mężczyzn jest wielu brutali, a Dennis Collier z pewnością do nich należał.

Kiedy wróciła do domu, Matt właśnie wychodził. Wyglądał zabójczo w drogim eleganckim garniturze. Kiedyś miał włosy niemal do pasa i była ciekawa, czy nadal są tak długie, bo ukrywał je pod kołnierzem koszuli.
– Wciąż pracujesz – powiedziała z wyrzutem.
– Jestem uzależniony od fantazyjnych zachcianek – zażartował. – Muszę zarobić na kosztowne rozrywki. – Obrzucił ją wzrokiem. – Wracasz z zebrania? A gdzie twoja przyjaciółka? – Zmarszczył brwi, bo dostrzegł, że jest sama na ulicy.
– W drodze do domu powozem, który wynajęłam. Wysiadłam pierwsza.
– Uważaj na siebie – nie pierwszy raz ostrzegł ją Matt.
Przyjrzała mu się uważnie. Wokół ust i nosa były głębokie zmarszczki, pod oczami sine wory.
– Biedaku, jesteś strasznie zmęczony – powiedziała ciepło.
– Taka praca. Całymi nocami obserwuję ludzi, by zdobyć dowody. Ale ty nie wyglądasz lepiej.
– Praca w szpitalu też jest wyczerpująca. Cały dzień siedziałam przy pacjencie, któremu amputowano nogę. Wpadł pod przejeżdżający powóz. Jest młody, mniej więcej w moim wieku, był znanym bejsbolistą.
– To straszne…
– Chce sobie odebrać życie. Bez przerwy do niego mówiłam, by odwieść go od tego zamiaru.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel