Ja zawsze wygrywam (ebook)
Kiedy Matt zobaczył Emily po raz pierwszy, zapragnął jej jak żadnej kobiety dotąd. Odrzucił jednak jej zaloty, bo była za młoda i trochę za dużo wypiła, a on uważał się za dżentelmena. Gdy po latach znów ją spotkał, uznał, że stracił mnóstwo czasu, żyjąc bez niej. Była teraz bardziej intrygująca niż przed laty, tyle że na jej palcu pojawił się pierścionek. Narzeczonym okazał się jego dawny rywal biznesowy. Matt postanowił popsuć mu szyki i odbić Emily...
Fragment książki
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jadąc krętą wysadzaną drzewami drogą do country clubu w Falling Brook cieszył się kontrolowaną mocą swojego zabójczo drogiego mercedesa AMG roaster. Powściągając pokusę dalszej jazdy, delikatnie dotknął hamulców. Samochód niezwłocznie zareagował i zatrzymał się gładko przed stanowiskiem parkingowych. Przez moment chciał sam zaparkować swoje nowiutkie dziecko, ostatecznie jednak upuścił kluczyk i napiwek na otwartą dłoń parkingowego.
- Dziękuję panu, dobrze się nim zaopiekuję.
Matt skrzywił się. Często używał tych samych słów, gdy pracował tu jako parkingowy ponad piętnaście lat wcześniej. Po dwóch tygodniach został wyrzucony z pracy, bo nie mógł się powstrzymać i wziął porsche 911 jednego z gości na szybką przejażdżkę. O mały włos nie stracił panowania nad samochodem i był wdzięczny, że stracił tylko pracę, a nie życie. Na myśl o tym, że oddaje nastolatkowi swój najnowocześniejszy samochód o nieokiełznanej mocy, ciarki przeszły mu po plecach.
- Potrafisz prowadzić auto z ręczną zmianą biegów?
- Tak, proszę pana.
Matt przekrzywił głowę i spojrzał na chłopaka spod przymrużonych powiek. Przyglądał się, jak młody człowiek ostrożnie zajął miejsce za kierownicą i zapiął pas, mając do przejechania jakieś pięćdziesiąt metrów. Przyjrzał się bacznie kontrolkom, po czym delikatnie przesunął dźwignię zmiany biegów. Ruszył bezgłośnie i jechał z prędkością szybkiego spaceru. Matt odetchnął. Temu chłopakowi nie wpadnie chyba do głowy, by przejechać się jego autem.
Odprowadził mercedesa wzrokiem, potem zapiął marynarkę od garnituru z metką znanego projektanta i zadowolony ruszył na elegancką imprezę charytatywną. Przywykł do działania i bywania solo, robił tak przez większą część swojego życia. A to był tylko kolejny koktajl i aukcja, na której miano zbierać pieniądze na prywatną szkołę w Falling Brook.
Był dość pewny, że szkoła nie potrzebuje wsparcia, ale imprezy charytatywne, na których można pochwalić się kosztownymi ciuchami, stanowiły istotną część towarzyskiego kalendarza miasta, okazję, by zostać zauważonym i pokazać, jak jest się bogatym i hojnym.
Było to również doskonałe miejsce, by poznać najnowsze plotki. MJR Investing miało tylko kilkoro klientów z Falling Brook, więc Matt stale poszukiwał nowych. To podczas takich imprez plotkowano o zdradach, rozwodach, spadkach i stratach, które mogły mieć wpływ na portfolio klientów MJR Investing. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak mówi stare powiedzenie.
Wkroczył do luksusowego klubu, zauważając, że nic się tu nie zmieniło. Kartę członkowską wciąż trudniej było zdobyć niż bilet na wyprawę wokół księżyca.
Dla jego rodziców klub country club Falling Brook to były wyżyny wyrafinowania i szczyt akceptacji.
Byli przeszczęśliwi, kiedy kilka miesięcy temu jego brat – który robił karierę akademicką – został przyjęty w te otoczone czcią progi. Nie wiedzieli – albo ich nie obchodziło – że młodszy syn już od lat był członkiem klubu. Niespecjalnie interesowali się jego życiem.
Kiedy za pierwszym razem otrzymujesz ideał, po co tracić czas, pieniądze i energię na drugiego syna?
Odsunął od siebie bolesne wspomnienia, spojrzał w lustro i ujrzał w nim kobietę, która właśnie weszła do holu. Miała ściągnięte do tyłu jasne włosy, co podkreślało jej kości policzkowe i fiołkowe oczy.
Emily Arnott wciąż wyglądała jak anioł.
Inni często tak o niej mówili. Dla Matta, który był teraz starszy, często powtarzane słowa świadczyły o braku kreatywności.
Nie mógł zaprzeczyć, że Emily jest piękna. Wysoka, szczupła, emanująca spokojem. Jej ciało otulała długa do ziemi suknia w kolorze stali z rozcięciem eksponującym zgrabne udo. Suknia była seksowna, ale Matt wiedział, że nawet w worku na śmieci Emily zrobiłaby na nim wrażenie.
Nigdy nie zapomniał jej podrywu. Minęło sześć lat od chwili, gdy ją odtrącił i nadal była to jedna z rzeczy, których najbardziej żałował.
Tak, była wówczas zbyt młoda i trochę pijana – a on ledwie panował nad pożądaniem – mógł jednak odrzucić jej propozycję w bardziej uprzejmy sposób. Powaliła go na kolana, mówiąc metaforycznie, i bardzo go kusiło, by skorzystać z jej oferty. Ale ponieważ serce omal nie wyskoczyło mu z piersi, przerażony wcisnął hamulce.
Podczas tamtej krótkiej wymiany zdań przed oczami jego wyobraźni przemknęło wiele obrazów: Emily w prostej ślubnej sukni z pierścionkiem na palcu, jasnowłose dzieci, jej pomarszczona twarz. Wiedział, że siedemdziesięcioletnia Emily będzie go zachwycała tak jak teraz.
Nigdy nie zaznał miłości, nie czuł się częścią własnej rodziny i wcześnie zdecydował, że samemu będzie mu lepiej. Żadna kobieta do tej pory nie zagroziła jego statusowi samotnego wilka. Emily w ciągu krótkiej rozmowy kazała mu pomyśleć o ślubie, dzieciach i szczęśliwej wspólnej przyszłości. Jezu.
Nikt tak jak ona nie rozłożył go na łopatki. Pragnął jej z gwałtownością, jakiej dotąd nie znał. W dzieciństwie pragnął wiele, od zabawek przez uczucie po uwagę, i powoli zaczął sobie uświadamiać, że im bardziej czegoś pragnie, tym mniejszą ma szansę, że jego pragnienie się spełni. A zatem zrezygnował z pragnień. Już jako dziecko z dystansowania się stworzył formę sztuki.
Jeśli niczego nie pragniesz ani nie oczekujesz, nie spotka cię zawód, nikt nie pozbawi cię iluzji.
A ponieważ czuł, że przy Emily traci kontrolę, zachował się jak dupek, usiłując się od niej zdystansować. Niechętnie wówczas przyznał, że Emily stanowi dla niego zagrożenie.
Teraz był starszy, jeszcze bardziej oddany pracy i przywiązany do życia singla. Nie był pustelnikiem, lecz bliska relacja męsko-damska nie znajdowała się na szczycie jego listy priorytetów.
Oczywiście Emily nadal była nadzwyczaj atrakcyjna. Na szczęście od czasu do czasu, gdy go zauważała, unosiła brwi i dawała do zrozumienia, że nie zamierza mu wybaczyć nietaktownego zachowania.
Ruszył w stronę wind. Nacisnął przycisk najbliższej i poczuł zapach lekkich świeżych perfum.
Trzy kroki, dwa, jeden…
- Jedzie pan do sali balowej? – spytała seksownie schrypniętym głosem.
Do diabła, wciąż pragnął słyszeć jej zmysłowy głos w środku nocy, gdy zostaną sami.
Odwrócił się i spojrzał w jej oczy, zauważając w nich szok i irytację, a także niesmak, choć pod wszystkimi negatywnymi emocjami zabłysło też coś więcej.
- Och, to pan.
Przepuścił ją przodem, wsiadł za nią i nacisnął guzik piętra, gdzie mieściła się sala balowa. Gdy stanął do niej twarzą, gwałtownie podniosła wzrok. Założyłby się, że chwilę wcześniej przyglądała się jego biodrom.
Uśmiechnął się do niej.
- Podobam się pani?
Jej chłodny wyraz twarzy nie uległ zmianie.
- Niezłe opakowanie. – Wzruszyła ramionami. – Ale ja już dorosłam i lubię, kiedy ładne opakowanie kryje wartościową treść.
Zabolało!
Nie miał zwyczaju dawać za wygraną i otworzył usta, ale szybko je zamknął i pohamował chęć, by wziąć Emily w ramiona i całować ją do utraty tchu.
Chciał przerwać pełną napięcia ciszę, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć. Brakowało mu słów. W Falling Brook w zasadzie z nikim się nie spotykał, traktował swój dom w mieście jak azyl oraz ucieczkę przed ludźmi i presją pracy na Manhattanie. W ciągu minionych sześciu lat tylko trzy razy spotkał Emily i nie wiedział, kiedy znów będzie miał okazję znaleźć się z nią sam na sam.
Uznał zatem, że równie dobrze może poruszyć niewygodny temat. Gdyby rozwiązali ten problem sześć lat temu, może napięcie między nimi by zmalało, może nawet już by jej nie pożądał. Naprawdę powinien przestać myśleć o Emily Arnott i wszystkich tych cudownych i niegrzecznych rzeczach, które chciał z nią robić.
- Porozmawiajmy o tamtym wieczorze – zasugerował, naciskając przycisk Stop.
Winda zatrzymała się, a Emily zmierzyła go wzrokiem.
- Nie. I proszę uruchomić windę.
Matt nie miał zwyczaju słuchać poleceń.
- Przykro mi, jeśli zraniłem pani uczucia, ale była pani wstawiona, a ja nie wykorzystuję dziewcząt w takim stanie.
To była tylko część prawdy.
- Powiedział mi pan też, że nie jestem w pana typie.
Tak powiedział? To jest większym idiotą, niż sądził.
- A dziesięć minut po tym, jak mnie pan odprawił, trzymał pan rękę na tyłku innej blondynki w czarnej sukni.
Na to wspomnienie Matt się skrzywił. Kusiło go wówczas, by wrócić do Emily, ponieważ jednak wiedział, że nie wolno mu tego robić, znalazł bardzo nieadekwatny substytut. A przy okazji zranił Emily.
- Przykro mi – rzekł z nadzieją, że mu uwierzy. – Wybaczy mi pani? Da się pani zaprosić na kolację, żebym mógł to pani wynagrodzić?
Skąd mu się to, do diabła, wzięło? Miał trzymać się od niej z daleka.
Przez twarz Emily przemknęło zdumienie, szybko zastąpione przez panikę. Zamknęła oczy i cicho, za to soczyście przeklęła. Nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego z jej ust. Anielica okazała się nie aż tak anielska.
Dobrze wiedzieć.
Podniosła powieki, a kiedy zrobiła krok w jego stronę, wstrzymał oddech. Myśl o dystansie wyparowała, nie mógł się doczekać, aż pozna jej smak. Wiedział, że byłoby im dobrze. Dobrze? Do diabła, łóżko stanęłoby w płomieniach.
Pochylił głowę, by nie musiała stawać na palcach, bo choć obcasy dodawały jej parę centymetrów, sięgała mu ledwie do ramienia. Zamknął oczy, myśląc, jak długo na to czekał…
Winda szarpnęła i ruszyła, a on omal nie stracił równowagi. Emily posłała mu ironiczny uśmiech, uniosła rękę i poklepała go w policzek.
- Naprawdę myślał pan, że rzucę się panu w ramiona?
Kiedy po chwili drzwi windy się otworzyły, dodała:
- Sześć lat temu zdawało mi się, że jest pan moją bajką, ale teraz wolę szampana.
Patrzył na nią, kiedy się oddalała. Pomyślał, że jest zniewalającą mieszanką seksu, wrażliwości i dzikości. Była teraz setki razy bardziej intrygująca niż przed laty.
A to dla mężczyzny, dla którego szczytem zaangażowania jest spędzenie z kobietą nocy i wspólne śniadanie, było przerażające.
Poczuł wibracje na nadgarstku, spojrzał na zegarek i zobaczył, że telefon wysyła mu alerty. Postukał w ekran, wyświetlając wielobarwną mapę. Potrzebował chwili, by się zorientować, że plamka mknąca drogą prowadzącą z klubu to jego nowy mercedes AMG roadster i że parkingowy o wyglądzie ministranta wybrał się nim na przejażdżkę.
Mały drań. Matt modlił się, by ten sam bóg głupoty, który go chronił, kiedy miał szesnaście lat, był tego dnia na dyżurze i żeby chłopak nie wylądował na latarni.
Co jeszcze może pójść nie tak?
Ruszając do sali balowej, Emily pomyślała, że nie ma czasu ani ochoty na rozmowy z wciąż atrakcyjnym Mattem Velezem. Pierścionek z brylantem na palcu jej lewej ręki ciążył jej i parzył.
Czemu ciało zdradza ją za każdym razem, gdy oddychają z Mattem tym samym powietrzem? Jej serce zaczęło galopować, piersi nabrzmiały. Wzrokiem wciąż wracała do jego zmysłowych warg, miała chęć przesunąć kciukiem wzdłuż jego brwi, po płaskim brzuchu i tej wypukłości w spodniach, której nie dało się nie zauważyć.
Sześć lat przeleciało, a Matt wciąż budził w niej pożądanie. Jakie to irytujące.
Zerknęła na pierścionek i żołądek podszedł jej do gardła. Poprzedniego dnia jej życie wydawało się normalne, wręcz nudnawe. Tego wieczoru była – tymczasowo – zaręczona z szaleńcem. Jak to się stało, do cholery?
Niezdolna stawić czoło tłumowi w sali balowej maszerowała dalej korytarzem, po czym chyłkiem weszła do małego, na szczęście pustego pokoju konferencyjnego. Chwyciła się oparcia krzesła, pochyliła głowę i patrzyła na kosztowny dywan, próbując opanować mdłości.
Ciężko pracowała, przestrzegała zasad, starała się, jak mogła. Czemu spotkało ją coś takiego?