Zajrzyj do książki
Jak kochać to we Włoszech
Przedstawiamy "Jak kochać to we Włoszech" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Milioner Curtis Hamilton ma być drużbą na ślubie przyjaciół. Chce pojawić się tam z partnerką, bo obawia się, że w przeciwnym razie kobiety nie dadzą mu spokoju. Prosi o tę przysługę przyjaciółkę z dzieciństwa, Jess Carr. Ona nie będzie się starała go uwieść ani nie będzie sobie od razu wyobrażać wspólnej przyszłości. Curtis nie przewidział jednak, że gdy zobaczy Jess w seksownej sukience, to on ulegnie jej urokowi. Teraz myśli już tylko o tym, by spędzić z nią noc, ale Jess nie zamierza wypaść ze swojej roli...
Fragment książki
Alaina Ashcroft patrzyła, jak hotelowa limuzyna odjeżdża porośniętym hibiskusami dziedzińcem w kierunku autostrady. Zaschło jej w ustach. A więc to koniec, wracał do Włoch, do własnego życia – tak jak zapowiedział, tym samym niszcząc jej nadzieje na coś więcej niż tylko wakacje. Ścisnęło ją w klatce piersiowej. Matka ją przecież ostrzegała, mówiła, że musi uważać, żeby nie skończyć tak samo jak ona. Po co pragnęła mężczyzny, który jej nie chciał, cały czas łudząc się, że jest inaczej? Teraz było już po wszystkim, mogła się jedynie zająć własnym życiem. Miała pracę do wykonania i to był teraz jej cel. On odszedł i stał się przeszłością. Myślała, że jej życie będzie się toczyć tak samo jak wcześniej, jakby się nigdy nie spotkali. Jednak z czasem okazało się, w jak wielkim była błędzie.
Pięć lat później
Rafaello Ranieri rozsiadł się wygodnie w przestronnym fotelu pierwszej klasy, a następnie wyjął z aktówki czasopismo prawnicze, aby umilić sobie lot do Londynu. Jako jeden z najlepszych włoskich prawników, pożądany przez elity, jeśli chodzi o trudne sprawy podatkowe, spadkowe i majątkowe, musiał być na bieżąco nie tylko w odniesieniu do włoskiego systemu prawnego, na wypadek, gdyby jego zamożni klienci potrzebowali jego cennego doświadczenia.
To właśnie jeden z takich klientów wymagał od niego podróży do Londynu, podczas której miał skonsultować się z brytyjską kancelarią prawną. Ponieważ miał wylądować zbyt późno, by załatwić sprawę wieczorem, a następnego dnia wracał do Rzymu, postanowił przenocować w jednym z hoteli w pobliżu lotniska. Następnego dnia służbowy lunch, a późnym popołudniem powrót – krótka wizyta w Wielkiej Brytanii, spokojnie i bez komplikacji, tak jak lubił.
Na chwilę spochmurniał. Spokojnie i bez komplikacji, to nie był sposób na życie jego nieszczęśliwej matki. Jego ojciec, teraz na emeryturze, niegdyś prowadzący świetnie prosperującą firmę prawniczą, której zarządzanie przekazał synowi, uznawał ją za neurotyczną i pełną potrzeb. Nieudane małżeństwo jego rodziców tylko utwierdziło Rafaella w przekonaniu, że jego własna ścieżka – przemyślanie wybierane romanse z kobietami, które nigdy nie chciały więcej, niż był gotów im zaoferować – była najlepszą z możliwych. Przez chwilę uciekł myślami do jednej kobiety… Karaibska wyspa, złote plaże, wieczorna bryza kołysząca palmy… Idealne miejsce na romans. Jaka ona była piękna i namiętna. Pożądał jej od chwili, gdy ją zobaczył, a ich romans był wszystkim, czego pragnął, dopóki nie dała do zrozumienia, że chce spędzić z nim więcej czasu, niż był gotów jej zaoferować. Wtedy odjechał elegancką hotelową limuzyną, wrócił do niczym niezmąconego życia, które bardzo mu odpowiadało i z którego nie zamierzał rezygnować.
Alaina była zmęczona, ale nie dała tego po sobie poznać. Jako jedna z asystentek kierownika w hotelu musiała zachować profesjonalizm na każdym kroku, więc fakt, że obsługiwała recepcję w zastępstwie dwóch chorych pracowników, musiał pozostać niewidoczny dla przychodzących i wychodzących gości, podobnie jak to, że była już spóźniona po Joeya. Na szczęście udało jej się zadzwonić do Ryana, z którym „spiknęła się” w przedszkolu, na wypadek, gdyby mieli się spóźnić po odbiór dzieci w ściśle przestrzegającym godzin pracy przedszkolu. Ryan zgodził się odebrać Joeya wraz ze swoją czteroletnią córką, Betsy, a następnie zająć się nim do czasu, gdy odwiezie Betsy do byłej żony, i przywieźć go do niej wieczorem. Rano, jak zwykle, Alaina odprowadzi Joeya do przedszkola i znów będzie w pacy. System ten zazwyczaj się sprawdzał i pozwalał na zachowanie dobrze płatnej i rozwojowej pracy. Jednak bycie pracującą w pełnym wymiarze godzin samotną matką małego dziecka niosło ze sobą pewne niedogodności, ale sama się na to zdecydowała. W innym razie musiałaby poinformować o dziecku mężczyznę, który dzieckiem tym nie był zainteresowany, chociaż marzyła skrycie, żeby było inaczej.
Podjechał kolejny autobus z lotniska i w hotelowym lobby zrobiło się tłoczno. Zajęła się obsługiwaniem gości i gdy zarejestrowała ostatniego z nich, drzwi otworzyły się ponownie. Nie spodziewała się kolejnego transportu, mógł to być zatem klient przywieziony taksówką. Ubrała twarz w profesjonalny uśmiech, podniosła głowę i zamarła. Jej mina wyrażała jedynie niedowierzanie.
Rafaello zatrzymał się, jakby poraził go prąd. Zacisnął dłonie na rączce walizki. Szedł w jej kierunku targany sprzecznymi emocjami. Szok był najsilniejszą z nich, innych nie był w stanie w tamtej chwili przeanalizować. Gdy się do niej zbliżył, wyglądał już na opanowanego. Zauważył, że zbladła i spięła się, a następnie na jej twarzy również pojawiło się wyuczone opanowanie. – Alaina? – wydusił.
– Rafaello! Co za spotkanie! – starała się brzmieć naturalnie, ale kosztowało ją to wiele wysiłku.
Uśmiechnął się delikatnie.
– Cóż, takie rzeczy się zdarzają – odpowiedział, unosząc brew.
– Nie ma ciebie na mojej liście rezerwacji – odpowiedziała beznamiętnie.
– Nie. – Potrząsnął głową. – Zdecydowałem, że nie będę jechał dziś do Londynu. Rozumiem, że macie wolne miejsca?
Widział, jak walczy o pozory normalności. Widział, jak się denerwuje i czerwieni, co tylko podkreślało jej piękno... Minęło pięć lat, odkąd jej uroda oczarowała go podczas wizyty na karaibskiej wyspie. Zajmował się tam kolejnym rozwodem jednego ze swoich najbogatszych klientów, a przy okazji wdał się w bardzo przyjemny romans.
Alaina pracowała w hotelu sąsiadującym z jego hotelem. Zauważył ją opalającą się, gdy pewnego dnia spacerował po plaży. To mu wystarczyło. Zareagowała na jego zainteresowanie tak, jak tego chciał. Może nawet za bardzo... Zdawał sobie sprawę, że marzyła, by ich spotkanie stało się czymś więcej niż tylko wakacyjnym romansem, jednak jak zawsze nie pozwolił sobie na zaangażowanie, mimo jej wdzięku. Tak było rozsądniej, chociaż gdy jechał wtedy na lotnisko, czuł żal.
Przyglądał jej się. Przez te pięć lat dojrzała, wyglądała na energiczną i rzeczową, w eleganckim garniturze, z włosami upiętymi do tyłu w ciasny francuski warkocz i z delikatnym makijażem. Wróciły wszystkie wspomnienia. Ona... leżąca w łóżku z potarganymi włosami, jej świetliste oczy... miękkie jak aksamit usta... Szybko zdusił te wspomnienia, które nie były zupełnie na miejscu.
– Tak, oczywiście – odparła urywanym głosem, a on wiedział dlaczego. – Z widokiem na ogród czy na jezioro? – spytała uprzejmie, jak przystało na recepcjonistkę.
– A gdzie jest ciszej?
– W obydwu pokojach jest cicho, jednak ten z widokiem na jezioro znajduje się bliżej parkingu.
– W takim razie z widokiem na ogród – odparł. – To tylko jedna noc.
Kiwnęła tylko głową na potwierdzenie. Nie spytała go o dane, bo wszystkie znała. Wiedziała też, jaką kawę lubi, co jada i jak lubi się kochać. On wiedział o niej to samo. Czy wiedzieli o sobie zbyt dużo? Nie tylko szczegóły dotyczące stylu życia czy nawet ich preferencji seksualnych, ale coś więcej. Wiedzieli, czego każde z nich chce od życia i od siebie nawzajem. Szybko wyłączył te niechciane i nieproszone wspomnienia.
– Czy zarezerwować stolik na kolację? – spytała w samą porę.
Skinął głową, a ona wprowadziła informację do systemu i odwróciła się, by sięgnąć po klucz. Przez chwilę chciał spytać, czy nie zjadłaby z nim kolacji. Uciszył go zdrowy rozsądek. Po pierwsze, mało prawdopodobne, by pozwolono jej zjeść kolację z gościem, a poza tym... Czas, jaki razem spędzili lata temu, był niezapomniany, jednak podjął decyzję, by tego dalej nie ciągnąć i nie było powodu, by to teraz zmieniać.
– Życzymy miłego pobytu w naszym hotelu – powiedziała profesjonalnie i bezosobowo, wręczając mu klucz.
Odpowiedział równie bezosobowym uśmiechem, po czym odszedł w stronę wind na drugim końcu holu. Zdawał sobie sprawę, że powinien był coś powiedzieć, ale tego nie zrobił i nie wiedział dlaczego.
Alaina z łomoczącym sercem wpatrywała się w oddalającą się sylwetkę Rafaella. Wspomnienia krótkiego, ale niezapomnianego czasu spędzonego dawno temu z Rafaellem na tej magicznej karaibskiej wyspie nie dawały jej spokoju. O mało nie zemdlała z wrażenia po tym, jak Rafaello powrócił do jej życia.
– Mamooo!
Zamarła. Joey wyłonił się z obrotowych drzwi do hotelu, trzymając za rękę Ryana. Gdy tylko się wyswobodził, rzucił się w stronę recepcji. Z przerażeniem poczuła, że świat obraca się w zwolnionym tempie, że jest sparaliżowana i nie może się ruszyć. Joey podszedł do kontuaru i wspiął się na palcach, by ją przywitać promiennym uśmiechem. Ale nie patrzyła na niego. Widziała, jak Rafaello zatrzymuje się, jak rezygnuje z przywołania windy i odwraca się. Widziała jego oczy skierowane na Joeya i słyszała, jak ten w podekscytowanym powitaniu ponownie woła „Mamooo!”.
Wyraz twarzy Rafaella zmienił się, ciało zesztywniało. Wtedy w recepcji pojawił się również Ryan.
– Cześć. Oto on – powiedział i z czułością potargał włosy Joeya.
Alaina nie była w stanie nic powiedzieć. Jedyne, co mogła, to stać bez tchu. Rafaello ruszył w jej stronę, w stronę Joeya. Jego twarz była bez wyrazu. Przez sekundę, ulotną chwilę, umysł Alainy brał udział w wyścigu. Mogłaby zasugerować, że Ryan jest ojcem Joeya, żeby tylko ukryć prawdę. Ale gdy jej wzrok padł na Joeya, wiedziała, że próba przedstawienia go jako syna Ryana byłaby niemożliwa. Dowód na ojcostwo Rafaella był niezaprzeczalny. Ciemne włosy, ciemne oczy, kształt twarzy Joeya – wszystko na to wskazywało. Jaki sens miałoby zaprzeczanie?
Rafaello wbił wzrok w Joeya, wszystkie mięśnie miał napięte. Podszedł do recepcji, Ryan i Joey spojrzeli na niego, a Ryan odsunął się, zakładając, że to jeden z gości hotelowych chcący spytać o informację. Joey przyglądał się Rafaellowi z ciekawością, ale nie przeszkadzał, bo tak go nauczyła Alaina. Rafaello patrzył na Joeya, jego twarz była bez wyrazu, potem przeniósł wzrok na Ryana, by w końcu, z siłą lasera, wbić go w Alainę.
– Być może – powiedział głosem mrożącym krew w żyłach – zechciałabyś wyjaśnić?
Krew odpłynęła z twarzy Alainy.
Rafaello czuł, jak serce wali mu w piersi, ale nie zwracał na to uwagi. Nie zwracał uwagi na nic poza tym, co właśnie zobaczył.
– I co? – zapytał tym samym, spiętym głosem.
Była blada jak ściana. W sądzie widywał już tak wyglądających świadków, gdy okazywało się, że ich alibi jest fałszywe. Poczuł nagły przypływ emocji, jak dźgnięcie nożem, ale je stłumił. To było konieczne, musiał pozostać opanowany. Nie odpowiedziała mu, zamiast tego podeszła do mężczyzny, który z pewnością był nieistotny w tej sytuacji.
– Ryan… – powiedziała cicho – czy mógłbyś na chwilę zabrać Joeya do kawiarni? Niech napije się rozcieńczonego soku pomarańczowego.
Następnie przykucnęła przy chłopcu.
– Joey, poczekaj kilka minut z Ryanem.
Uściskała go mocno i pocałowała w policzek, a następnie rzuciła spojrzenie Ryanowi, który ochoczo ruszył z malcem do kawiarni.
– Chodź, Joey, zamówimy ci sok pomarańczowy!
Rafaello obserwował, jak odchodzą w kierunku kafejki znajdującej się po drugiej stronie lobby. Znów poczuł dźgnięcie, tym razem mocniejsze. Jego twarz nadal nic nie wyrażała. Gdy spojrzał z powrotem na Alainę, była nadal bardzo blada. Poprosiła, by jedna z koleżanek zastąpiła ją przez chwilę, a potem zwróciła się do niego.
– W moim gabinecie – rzuciła.
Ruszyła do swojego biura znajdującego się za recepcją, Rafaello podążał za nią. Gdy weszli, zamknął drzwi. Stał twarzą w twarz z kobietą, która go okłamywała przez pięć lat.
– Jest mój.
– Nie – odparła, przełykając ślinę. – Jest mój. Joey jest moim synem.
Nie wiedziała, czy w jego ciemnych oczach bez żadnego wyrazu coś drgnęło, ale wiedziała, że jej gabinet stał się dla nich za mały, zaczęła się dusić. Rafaello zdominował wszystko, ale nie ją, nie da mu tej satysfakcji. Zamierzała stawiać opór. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Joey jest moim synem, Rafaello – powtórzyła, starając się zachować spokój.
Oddychała spokojnie, bo brakowało jej powietrza.
– Kiedy się rozstaliśmy pięć lat temu, wiedziałam, że to definitywny koniec po przelotnym romansie. To było i nadal jest jasne. Nie byłeś już mną zainteresowany i zaakceptowałam to. To, co później działo się z moim życiem, ciebie nie dotyczy – kontynuowała drżącym głosem. – Przykro mi, że tak się stało. Jest to dla ciebie szok, ale nie mogłam ci nic narzucić. Proszę cię jedynie, żebyś się wycofał.
– Czy Ryan to twój partner? – spytał. – Mąż?
Alaina żałowała, że nie może udzielić odpowiedzi, która by ją ochroniła. Potrząsnęła głową.
– Pomagamy sobie z opieką nad dziećmi, odbieraniem z przedszkola i tak dalej. On jest rozwiedziony, ma córeczkę w wieku Joeya… Przyjaźnimy się.
– Dobrze – wypowiedział tylko jedno słowo.
Zauważyła też, że jednocześnie zeszło z niego napięcie spowodowane szokiem, który był jednak niczym w porównaniu z tym, co usłyszała po chwili.
– Nie będzie zatem żadnych przeszkód w tym, żebyśmy się pobrali – dodał.
ROZDZIAŁ DRUGI
Rafaello usłyszał jej westchnięcie, widział, jak na twarz wraca kolor. Jej oczy rozszerzyły się, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie powiedział.
– Pobrali? – odpowiedziała echem.
Zacisnął usta. Gdzieś, bardzo głęboko w nim, coś się tliło, ale nie chciał tego przyznać i starał się to kontrolować. Chciał zająć się tylko tym, co należało zrobić teraz.
– Właśnie tak – powiedział.
– Zwariowałeś?
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, jej oczy zawsze były ekspresywne i stanowiły nieodłączną część jej urody, ale teraz to nie było istotne. Miał tylko jeden cel.
– Nie wykręcisz się – odpowiedział. – Nie mam czasu, żebyś kwestionowała moje decyzje – przerwał na chwilę, kontrolując tłoczące się pod powierzchnią emocje, by sformułować ostateczną konkluzję – ani teraz, ani w sądzie. – Zachował kamienną twarz.
– W sądzie?
Spojrzał na nią, znów była blada.
– Przez pięć lat miałaś mojego syna. Teraz moja kolej…
Alaina słyszała, jak do niej mówi, ale głos wydawał się odległy. Szok był dla niej zbyt wielki. Zakołysało nią… Poczuła, jak chwycił jej ramię.
– Nie mdlej mi tutaj. Nie ma takiej potrzeby.
W tej chwili, po raz pierwszy, chociaż przez mgłę, usłyszała w jego głosie emocje. A potem opadła na krzesło, które jej podsunął.
– Opuść głowę, niech krew ci spłynie do mózgu.
Rozluźnił uścisk na ramieniu, a głowa sama jej opadła. Pomału mgła ustępowała i w końcu z trudem podniosła na niego wzrok. Patrzył na nią. Wydawał się inny, jego głos też brzmiał inaczej.
– Alaina, możemy i powinniśmy w tej kwestii zachowywać się w cywilizowany sposób, ale będziesz musiała ze mną współpracować. Uwierz mi, że nie mam ochoty uciekać się do postępowania sądowego, ale to zrobię, jeśli nie zgodzisz się na nasz ślub. Dam ci czas na zaakceptowanie tego koniecznego środka, ale niezbyt długi.
Wpatrywała się w niego pustym wzrokiem. Patrzyła, jak spokojnie siada na drugim krześle i wyjmuje telefon z kieszeni kurtki, zakładając nogę na nogę.
– Musimy wymienić się wieloma informacjami, ale zacznijmy od najważniejszych. – Włączył telefon, gotowy do pisania. – Podaj mi swój adres.
Rafaello leżał na hotelowym łóżku, patrząc w sufit. Było wiele do zrobienia i musiał się skupić. Nieświadomie, jakby odrywając część swojego umysłu od reszty, zastanawiał się, jak udało mu się zachować spokój. Ale wiedział jak. Automatycznie przeszedł w tryb zawodowy i traktował to, co się wydarzyło w ten sam beznamiętny, sądowy sposób. Szybka analiza sytuacji, wyciąganie niezbędnych wniosków, przechodzenie do sedna sprawy. Musiał przetworzyć fakt, że kobieta, której nigdy nie zamierzał spotkać, ukrywała przed nim, z jakiegoś powodu, istnienie dziecka. Teraz najważniejsze było skupienie się na tym, co ważne, na tym, co jej powiedział w sposób brutalny i bez ogródek. Musiał wszystko uporządkować.
Ta sama emocja, która przeszyła go wcześniej, przetoczyła się przez jego klatkę piersiową ponownie, na chwilę przerywając oddech. Przez chwilę domagała się uwagi, domagała się, by ją uznał. Z wysiłkiem, ale z bezwzględną samodyscypliną, przeciwstawił się temu. To nie miejsce na to, pomyślał. Na szczęście odzyskał kontrolę. Wrócił do listy rzeczy, które musieli zrobić, co do których nie było wyboru.
Alaina leżała skulona w swoim łóżku, owinięta kołdrą, próbując wyrzucić z głowy to, co się stało. Nieszczęście, które ją spotkało. Tak wiele by dała, żeby to się nie wydarzyło. Nie teraz. Pięć lat temu musiała wybrać i trzymała się tego wyboru. Oparła się pokusie, by poinformować Rafaella, że ich romans zaowocował ciążą. Dzięki temu wróciłby do jej życia, ale wiedziała, że nie byłby z tego powodu szczęśliwy.

