Jak oczarować księcia (ebook)
Śmietanka towarzyska Londynu będzie długo wspominać bal wydany na cześć księcia Sebastiana. Wytworne stroje, wyśmienity szampan i tańce do utraty tchu. Zabawa trwała w najlepsze, ale nagle została przerwana przez tragiczne wydarzenie. Wszyscy się zastanawiają, w jaki sposób zmarł sekretarz księcia i są zaszokowani, gdy dwa dni później plotkarskie pisemko sugeruje, że to było morderstwo. Zbulwersowany książę Sebastian osobiście odwiedza autorkę artykułu, pannę Elizę Tricklebank, i żąda, by ujawniła źródło informacji. Eliza przyznaje, że dostała anonim, ale proponuje księciu pomoc w odkryciu prawdy. Kieruje nią dziennikarska ciekawość, chce przeprowadzić rzetelne śledztwo, niestety przy przystojnym księciu nie zawsze potrafi skupić się wyłącznie na sprawie. A książę Sebastian coraz częściej zachodzi w głowę, dlaczego tak lubi spędzać czas z kobietą, która nie słucha jego poleceń i nieustannie go irytuje.
Fragment książki
Otaczał ją zapach kosztownych perfum, chociaż na ogół wdychała zapach kurzu i starych książek. Włosy, zazwyczaj związane niedbale na karku, zostały starannie ufryzowane, a pożyczone buty w niczym nie przypominały jej znoszonych trzewików. Była świadoma, że zawdzięcza tę niezwykła przemianę Caroline. Stwierdzenie, że bal maskowy w pałacu Kensington będzie dla niej bajeczną przygodą, należałoby uznać za zbyt enigmatyczne. Zamierzała chłonąć atmosferę i cieszyć się każdą chwilą, by zachować te wspomnienia do końca życia. Gdyby miała bardziej romantyczne usposobienie, być może czułaby się w roli Kopciuszka jeszcze lepiej.
Jednak gdy stanęła w progu pałacu, praktyczna strona jej natury nagle umilkła.
Olśniona przepychem, chciała podzielić się wrażeniami z siostrą i przyjaciółką, ale zniknęły jej z oczu. Próbowała trzymać się blisko nich, niestety trzy damy z Alucji, w olśniewająco pięknych kreacjach z trenami, skutecznie zagrodziły jej drogę.
– Jak myślicie, ile kosztowały te suknie? – spytała, ale gdy podniosła wzrok, Hollis i Caroline już wmieszały się w elegancki tłum, i Eliza nie mogła ich dostrzec.
Początkowo poczuła się nieswojo i próbowała je odnaleźć. Bała się, że pozostawiona sama sobie popełni jakąś gafę i wywoła skandal, ale jej obawy okazały się płonne. Zbity tłum poniósł ją po szerokich schodach wprost do sali balowej. Ledwie miała czas podziwiać wielkie lustra w złoconych ramach, pięknie zdobiony sufit i drogocenną porcelanę eksponowaną w oszklonych gablotach. Otoczona przez ciżbę ludzi, zastanawiała się, czy w Londynie rzeczywiście jest aż tyle szacownych dam i dżentelmenów zasługujących na udział w wydarzeniu nazwanym atrakcją sezonu.
Gdy dotarła do sali balowej, ponownie zaparło jej dech z wrażenia. Patrzyła oszołomiona na olbrzymie kryształowe żyrandole, okna sięgające od podłogi do sufitu i udekorowane portretami ściany. Część gości siedziała na ustawionych po bokach wyściełanych krzesłach, inni tańczyli kadryla. W niszy usytuowanej na lekkim podwyższeniu zauważyła muzyków, chociaż wirujący różnokolorowy tłum co rusz przesłaniał jej widok na orkiestrę.
Poczuła się jak w bajce, nawet uszczypnęła się mocno, by zyskać dowód, że wszystko wokół nie jest jedynie cudownym snem.
Przy wejściu do sali wręczono jej karnecik, który zapewne powinna zawiesić na nadgarstku. Jednak nadal mocno oszołomiona, zupełnie o tym zapomniała. Wspięła się na palce i wyciągnęła szyję, wypatrując Hollis i Caroline.
Podeszła do niej niska, mocno zaokrąglona kobieta w szarej masce.
– Hej, panienko ! – krzyknęła, wskazując na Elizę, potem gestem zdradzającym zniecierpliwienie przyciągnęła ją, zerknęła na jej karnecik i cmoknęła z niezadowoleniem. – Karnecik jest pusty. Co porabiałaś do tej pory?
Eliza domyśliła się, że to jedna z kobiet czuwających nad przebiegiem balu, przed którymi ostrzegała ją Caroline. Do obowiązku tych kobiet należało pilnowanie, by każda z uczestniczek balu znalazła partnerów do tańca, obojętnie, starych czy młodych.
Kobieta patrzyła na Elizę z wyraźnym niezadowoleniem, przywiązała karnecik do jej nadgarstka, a następnie wskazała grupkę młodych dam.
– Proszę tam poczekać – nakazała i zaczęła się gorączkowo rozglądać, zapewne w poszukiwaniu partnera dla niej.
Eliza spojrzała w tamtą stronę i skrzywiła się lekko. Cóż, to przykre, że została zaliczona do niegustownie ubranych i w oczywisty sposób zdesperowanych panien, ale tak to już jest z odludkami. Postanowiła trzymać się od nich jak najdalej.
Zerknęła kpiąco na siwowłosą kobietę, która dopadła kolejną ofiarę z pustym karnecikiem. Swoją drogą to dziwne, jak strój i maska mogą odmienić człowieka, pomyślała filozoficznie, bo rzeczywiście dzisiaj miała wrażenie, jakby przeobraziła się w inną kobietę. Jeszcze kilka lat temu zachowywała się tak, jak oczekiwano – zawsze grzeczna, posłuszna i miło uśmiechnięta. Naiwnie wierzyła, że to wystarczy, by znaleźć męża. Ustawiła poprzeczkę zbyt nisko i drogo za to zapłaciła. Kiedy zainteresował się nią Asher Daughton-Cress, bezkrytycznie uwierzyła w jego zapewnienia. Czekała na jego oświadczyny, bo przecież nieustannie deklarował, że bezgranicznie ją kocha. Potem odkryła, niestety zbyt późno, zapewne jako ostatnia, że od dawna nadskakiwał innej kobiecie.
Jego nowa wybranka mogła się pochwalić dochodem w wysokości dwudziestu tysięcy funtów rocznie. Cóż, z takim argumentem trudno dyskutować.
Rzecz jasna ożenił się z nią i dochowali się trójki uroczych pociech.
Natomiast Eliza została bohaterką skandalu, na szczęście po tygodniu na horyzoncie pojawiła się kolejna ofiara, a ona mogła spokojnie leczyć złamane serce. Dostała bolesną nauczkę i przestała wierzyć w miłość do grobowej deski. Ale teraz zamierzała po prostu cieszyć się chwilą, bo to zapewne pierwszy i ostatni taki bal w jej życiu. Nie będzie sterczała jak kołek z grupką nieudacznic, czekając na jakiegoś stetryczałego lorda, który łaskawie z nią zatańczy.
Dyskretnie rozejrzała się wokół, po czym ruszyła za lokajem, który właśnie znikał za drzwiami sprytnie ukrytymi w ścianie.
Znalazła się w wąskim, nieco mrocznym korytarzyku o ścianach pokrytych boazerią.
No tak, zaledwie kilka minut po wkroczeniu do pałacu zawędrowała do przejścia przeznaczonego dla służby. Nic dziwnego, że Caroline obiecała jej przypilnować. Obawy, że puszczona samopas Eliza popełni jakąś gafę, okazały się uzasadnione.
Oczywiście nie zamierzała sterczeć tu zbyt długo, chciała jedynie przeczekać ewentualny kolejny atak siwowłosej damy, licząc, że ta znajdzie kolejną ofiarę z pustym karnecikiem. Zastanawiała się właśnie, czy już pora, by wrócić na salę balową, gdy nagle drzwi na końcu korytarzyka otwarły się gwałtownie. Pojawił się w nich służący z tacą pełną drinków, spojrzał na nią zdziwiony i oznajmił:
– Proszę o wybaczenie, madame, ale goście nie mają tu wstępu.
– Och, przepraszam. W sali balowej jest tak tłoczno, że musiałam chwilę odpocząć.
– W takim razie proszę się poczęstować. – Służący wzruszył ramionami i podał jej szklaneczkę z tacy.
– Co to jest?
– Poncz. Mogę też przynieść szampana.
Gdy otworzył drzwi do sali balowej, fala głosów niemal ogłuszyła Elizę, na szczęście trwało to zaledwie sekundę.
Najpierw powąchała poncz, potem upiła mały łyk. Trunek okazał się przepyszny, dlatego szybko opróżniła zawartość szklaneczki.
Gdy służący ponownie pojawił się w korytarzyku, odstawiła pustą szklaneczkę na tacę i wzięła kolejną.
– Pyszne – oznajmiła, uśmiechając się nieśmiało.
– Tak, proszę pani. I wyjątkowo mocne, bo dodano dużo rumu – wyjaśnił i zniknął za drzwiami w korytarzyku, zza których dobiegał gwar męskich głosów.
Kto by pomyślał, że rum jest taki dobry? Eliza uśmiechnęła się szeroko, czując, jak przyjemne ciepło rozlewa się po całym ciele. Zupełnie jakby weszła do wanny z gorącą wodą.
Kiedy w korytarzyku znów pojawił się służący z tacą pełną trunków, bez wahania sięgnęła po kolejną szklaneczkę i przewróciła oczami, gdy skomentował jej gest pełnym nagany spojrzeniem.
Wypiła szybko, zachwycona, że ciepło dociera również do dłoni i stóp.
– To jest naprawdę pyszne – oznajmiła głośno coraz bardziej rozluźniona.
Zapewne tylko dzięki wypitemu ponczowi wcale się nie przestraszyła, gdy drzwi na końcu korytarzyka uchyliły się lekko. Ktoś zamierzał wyjść, ale przystanął jeszcze w progu. Powiedział kilka słów po alucjańsku i wyszedł z pomieszczenia, a drzwi zatrząsnęły się za nim z hukiem.
Po chwili Eliza stanęła twarzą w twarz z mężczyzną w czarnej masce.
Spojrzał na nią zdziwiony, a ona odwzajemniła spojrzenie. Przycisnęła się plecami do ściany, by umożliwić mu swobodne przejście. Powinna być zakłopotana lub przestraszona, ale wypity poncz zrobił swoje. Udało jej się dygnąć, choć nieco chwiejnie, a następnie zaszczebiotała:
– Jak pan się miewa?
Gdy nie doczekała się odpowiedzi, uznała, że Alucjanin albo nie zna angielskiego, albo jest wyjątkowo nieśmiały. Uznała, że jeżeli rzeczywiście poczuł się zawstydzony, powinna mu pomóc. Wiedziała, jak to jest, miała kiedyś przyjaciółkę, która przed każdym towarzyskim wydarzeniem cierpiała z powodu silnego bólu żołądka.
Eliza, nadal w świetnym humorze, zakołysała szklaneczką i spytała:
– Czy próbował pan już ponczu? – Znów zakołysała szklaneczką i upiła kolejny łyk. Może trochę więcej niż jeden łyk, raczej połowę zawartości. – Pewnie chodzi o barierę językową – mruknęła, gdy nieznajomy nadal milczał i stał jak zamurowany. – Czy mówi pan po angielsku?
– Oczywiście.
– Och… – A w duchu dodała: W takim razie dlaczego milczy jak zaklęty? – Chce pan wejść do sali balowej?
– Może trochę później.
Elizie spodobał się jego akcent, trochę podobny do francuskiego, a trochę do hiszpańskiego. Nie, to nie hiszpański, uznała po chwili.
– Jak się panu podoba Londyn? – spytała, choć niezbyt ją to obchodziło. Uznała jednak, że skoro już znaleźli się tylko we dwoje w wąskim korytarzyku, to należało wszcząć niezobowiązującą konwersację.
– To bardzo ładne miasto.
Drzwi na końcu korytarza znów się otworzyły i pojawił służący z tacą. Skłonił się towarzyszowi Elizy, ale ku jej zdziwieniu nie zaproponował mu drinka. Podszedł do Elizy, wziął od niej pustą szklaneczkę i podał pełną.
– Och, chyba już nie powinnam – powiedziała, ale od razu zaczęła pić.
Gdy służący pospieszył do sali balowej, Eliza zauważyła, że Alucjanin przygląda jej się z coraz większym zainteresowaniem, zupełnie jakby natrafił na wyjątkowo rzadki egzemplarz egzotycznego zwierzęcia.
Doszła do wniosku, że jest ciekawy, co znajduje się w szklaneczce.
– Może chce pan spróbować? – spytała.
Spojrzał na jej szklaneczkę i podszedł tak blisko, że otarł się nogami o spódnice jej sukni. Nachylił się lekko, jakby rzeczywiście chciał zbadać zawartość szklaneczki.
– To rumowy poncz – wyjaśniła. – Nigdy wcześniej nie piłam ponczu, ale zamierzam nadrobić to karygodne zaniechanie.
Kiedy mężczyzna na nią spojrzał, dostrzegła, że jego oczy mają niezwykły kolor. Tak zielone są późnym latem liście dębu. Miał też bardzo ciemne i gęste rzęsy. Eliza uniosła szklaneczkę, drocząc się z nim. Wiedziała, że żaden dobrze wychowany mężczyzna nie skorzystałby z jej skandalicznej oferty.
Jednak nieznajomy ją zaskoczył. Wziął szklaneczkę, przy okazji muskając lekko palce Elizy. Patrzyła jak zahipnotyzowana, co będzie dalej. Upił łyk, potem wyjętą z kieszeni chusteczką wytarł miejsce, w którym jego usta dotykały szkła, oddał poncz Elizie i powiedział:
– Rzeczywiście bardzo dobre.
– Może pan się skusi ma więcej? Poproszę służącego, żeby przyniósł też dla pana. Zdaje się, że cieszę się jego względami.
Ku jej zdziwieniu nieznajomy nie odwzajemnił jej szerokiego uśmiechu, tylko leciutko pokręcił głową.
– Dlaczego nie jest pan na sali balowej? – Z każdym kolejnym łykiem ponczu ten mężczyzna zyskiwał w jej oczach. Tak, niezaprzeczalnie był czarujący.
– Mógłbym zapytać panią o to samo.
– Cóż, ja mam dobry powód. Pewna stanowcza dama nie da mi spokoju, dopóki mój karnecik się nie zapełni. – Poczuła, że się rumieni, gdy jego wzrok zatrzymał się na jej dekolcie. – Nie tańczę zbyt dobrze – przyznała i roześmiała się. Jakie to dziwne, że zwierzam się obcemu mężczyźnie, pomyślała. W towarzystwie nie wypadało przyznawać się do takich rzeczy.
– Zapewne ma pani inne talenty. Chętnie je poznam – oświadczył.
Elizie zrobiło się bardzo gorąco. Może za sprawą wypitego ponczu, a może dlatego, że nieznajomy wpatrywał się w nią uporczywie. Zachodziła w głowę, co odpowiedzieć? Że jest świetną opiekunką zniedołężniałego ojca? Że nie tylko umie, ale i uwielbia naprawiać zegary? Siostra i Caroline chyba umarłyby ze wstydu, gdyby się dowiedziały, że opowiedziała o tym obcemu mężczyźnie. Poza tym jego wzrok wywoływał niepokój, nagle brakło jej słów, a w głowie szumiało.
To dlatego, że za dużo wypiłam, uznała.
– Nie opowie mi pani o swoich talentach? – szepnął i zatrzymał spojrzenie na jej ustach.
– Nie opowiem – odparła z trudem, bo zabrakło jej tchu.
– Szkoda. Naprawdę chętnie bym posłuchał. – Musnął koronkę przy dekolcie jej sukni.
Boże, flirtował z nią, próbował ją uwieść. To było niebywale ekscytujące, ale zarazem głupie i oburzające.
– Doceniam pańskie wysiłki, ale na mnie to nie działa – oświadczyła dumnie. – Nie tak łatwo mnie uwieść.
Skłamała, ale tylko troszeczkę. Jego zaloty przypadły jej do gustu, bo już od dawna nikt jej w ten sposób nie traktował. To oczywiście było miłe, ale chyba jednak nie powinna flirtować z zupełnie obcym mężczyzną.
Przysunął się jeszcze bliżej i objął ją. A potem zupełnie bezwstydnie zaczął delikatnie gładzić jej obojczyk.
– Czy właśnie nie o to pani chodziło? – spytał. – Stała pani w tym ciemnym korytarzyku, licząc na łut szczęścia?
Roześmiała się. Mężczyźni są jednak beznadziejni. Wszystkim się wydaje, że skoro kobieta zaczyna z nimi rozmawiać, to tylko po to, by ich sobą zainteresować Ach, tak bardzo wierzą w swój urok osobisty.
– Przyszłam tu, żeby uniknąć tłumu w sali balowej, no i napić się ponczu. – Złapała go mocno za nadgarstek i odepchnęła jego dłoń. – Ma pan o sobie niezwykle dobre mniemanie. Nie każda kobieta, która popija poncz w ciemnym korytarzyku, marzy o tym, by ktoś ją uwiódł.
– Doprawdy? – Wyczuła w jego głosie kpinę, a więc jej nie uwierzył.
– Doprawdy – odparła ze złością. – Nie musi pan mi wierzyć, to nie mój problem. A teraz proszę się łaskawie odsunąć.
Spojrzał jej prosto w oczy i cofnął się nieco.
Popijała poncz, udając spokój, chociaż skóra zdawała się ją parzyć, a puls zupełnie oszalał. Szkoda, że nigdy nie zapominam o zdrowym rozsądku, pomyślała nagle. Miło byłoby poczuć na ustach pocałunek tego przystojnego mężczyzny, i to na balu, który przejdzie do historii. Bała się jednak, że ktoś ich nakryje, wybuchnie skandal i będzie musiała wrócić do domu, zanim pozna księcia Sebastiana.
Te rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawił się kolejny Alucjanin. Spojrzał na towarzysza Elizy i powiedział coś w ich języku. Uzyskał spokojną odpowiedź, po czym obaj ruszyli w kierunki sali balowej, zupełnie ignorując Elizę.
Drzwi zatrzasnęły się za nimi.
W korytarzyku ponownie pojawił się służący, oczywiście znów z tacą pełną drinków, choć tym razem były to kieliszki z szampanem.
– Ponownie proszę, by pani opuściła to miejsce – zwrócił się do Elizy.
– W porządku, już idę.
W sali balowej od razu zauważyła siwowłosą kobietę, której zadaniem było pilnowanie, by każda kobieta znalazła partnera do tańca. Korpulentna niewiasta lustrowała wszystko wokół wzrokiem jastrzębia. Eliza próbowała zniknąć w tłumie, toteż nagle znalazła się pośrodku grupki kobiet w różnym wieku. Starsze miały oko na młodsze i zachowywały się jak psy pasterskie strzegące stada owiec.
W taki oto sposób Eliza znalazła się w kolejce pań, które miały być przedstawione księciu Sebastianowi.
Nie od razu zdała sobie z tego sprawę. Widok tak wielu młodych i wyjątkowo urodziwych niewiast nieco ją oszołomił. Wszystkie emanowały pewnością siebie, były eleganckie i świadome swej urody. Jakże różne od stadka wystraszonych i zalęknionych panien z pustymi karnetami, do której usiłowała ją wtłoczyć kobieta jastrząb. Moje miejsce jest tutaj, uznała buńczucznie i hardo uniosła brodę.
Rozejrzała się w poszukiwaniu kamerdynera, bo chętnie dodałaby sobie odwagi kolejną porcją ponczu. Wzięła z tacy szklaneczkę, a potem jej wzrok przyciągnęła grupa mężczyzn z Alucji. Zaintrygowana, lekko poklepała stojącą przed nią kobietę po plecach.
Kobieta odwróciła się. Miała ciemne włosy i piękną maskę ozdobioną pawimi piórami.
– Przepraszam, kim są ci mężczyźni? – spytała szeptem Eliza.
– Należałoby raczej zadać pytanie, kim jest pani – padła ostra odpowiedź.
– Eliza Tricklebank. Miło mi panią…
– Znalazła się pani w niewłaściwym miejscu – przerwała jej kobieta. – To kolejka starannie wybranych gości, zaakceptowanych przez lady Marlborough.
Eliza z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Trzeba było mieć specjalne zaproszenie, żeby tłoczyć się w kolejce? Niebywałe.
– Oczywiście. – Prychnęła, udając oburzenie.
– Czyżby?
– W istocie. Księżna powiedziała, że mam stanąć tuż za panią.
Zdobna w pawie pióra dama nie wydawała się przekonana, ale zaniechała dalszych pytań. Odwróciła się od Elizy i zaczęła rozmawiać z towarzyszącą jej matroną.
Eliza po raz kolejny zaczęła się zastanawiać, co popycha ludzi do takich dziwnych zachowań. Czy naprawdę warto tłoczyć się w kolejce, by zostać komuś przedstawionym? Chyba że chodzi o kogoś bardzo ważnego i bogatego. Wówczas być może i ona uległaby tej presji. Na pewno by się skusiła, gdyby chodziło o królową albo kogoś z królewskiej rodziny…
No oczywiście, że też dopiero teraz ją olśniło. Spojrzała w stronę grupy Alucjan. Wszyscy ubrani na czarno, w niemal identycznych maskach, wszyscy podobnego wzrostu i bez zarostu. Zaraz, Caroline powiedziała, że książę Sebastian ma brodę.
A zatem damy w kolejce miały zostać przedstawione któremuś z alucjańskich arystokratów. Dobre i to. Na tę myśl odczuła przyjemne podekscytowanie. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu siostry. Hollis nigdy by jej nie wybaczyła, gdyby taka okazja przeszła jej koło nosa.
Niestety nigdzie jej nie dostrzegła. Westchnęła z rezygnacją i ponownie dotknęła ramienia stojącej przed nią kobiety.
– Co znowu? – sarknęła dama w pawich piórach.
– Czy będziemy przedstawione jakiemuś księciu?
– Dobry Boże, panno Tricklebank. Pani szokująca niewiedza dowodzi, że nie powinna pani stać w tej kolejce. Proszę odejść, zanim zauważy panią lady Marlborough.
Eliza oczywiście nie zamierzała jej posłuchać, nie teraz, kiedy mogła przeżyć najwspanialszą przygodę w życiu. Nie miała gdzie odstawić szklaneczki z ponczem, dlatego popijała trunek małymi łyczkami i obserwowała grupkę alucjańskich mężczyzn.
Nagle zamarła i poczuła ucisk w żołądku. Nie! To przecież niemożliwe, prawda? A jednak… A zatem w ciemnym korytarzyku dla służby flirtował z nią któryś z alucjańskich książąt. Hollis chyba padnie z wrażenia, zresztą Eliza też była bliska omdlenia. To książę pił poncz z jej szklaneczki.
Nagle do niej dotarło, że gdyby chodziło o któregoś z alucjańskich arystokratów, kolejka czekających kobiet nie byłaby tak długa. A zatem… one wszystkie zostaną przedstawione samemu następcy tronu.