Jak w bajce (ebook)
Fotografka Caitlin Fraser samotnie wychowuje czteroletniego syna. Pełna nadziei, jedzie do Edynburga na spotkanie w sprawie dobrze płatnej pracy. Ku jej zdumieniu rzekomym pracodawcą okazuje się szejk Kadir Al Marara, ojciec jej syna. Choć sam przed laty odszedł, nie ujawniając swojego statusu i pochodzenia, teraz ma pretensje do Caitlin, że nie poinformowała go o dziecku. Zamierza jak najszybciej nadrobić stracone lata. Dla Caitlin oznaczałoby to jednak rewolucję w życiu, na którą nie jest gotowa. Kadir będzie musiał znaleźć sposób, by przeprowadzić swój plan…
Fragment książki
Caitlin wyczuła zagrożenie w tej samej chwili, gdy weszła do pokoju. Ta szczególna aura niczym zapach ciężkich perfum unosiła się w powietrzu w eleganckim salonie. Tempo uderzeń serca Caitlin natychmiast wzrosło, bo przecież coś takiego przydarzyło jej się nie pierwszy raz.
Ogarnęło ją dziwne, niemożliwe do wytłumaczenia wrażenie, że ktoś ją obserwuje, że obce, nieprzyjazne oczy uważnie śledzą każdy jej krok. Ostatnio kilka razy odwracała się gwałtownie, przekonana, że ujrzy za sobą coś lub kogoś, lecz przeczucie zawsze okazywało się błędne i ostro karciła się w duchu za nieuzasadnioną nerwowość.
Wyprostowała się i potoczyła wzrokiem po salonie. Wysokie okna, podzielone na mnóstwo małych szybek, wychodziły na wilgotny jesienny ogród, skąpany w miękkim, rozproszonym świetle. Caitlin ściągnęła w dół rękawy zrobionego na drutach swetra i w myśli podziękowała losowi za przezorność, która kazała jej włożyć grube wełniane rajstopy – te ogromne, stare szkockie hotele zawsze pełne były przeciągów, niezależnie od liczby świadczących o luksusie gwiazdek.
A sądząc po wystroju wnętrz i miejscu, w jakim się znajdował, ten hotel niewątpliwie był luksusowy. Zgodnie z instrukcją, Caitlin zjawiła się na miejscu tuż przed jedenastą i zegar w holu bił właśnie pełną godzinę, gdy niezwykle uprzejmy menedżer o pozbawionej wszelkiego wyrazu twarzy zaprowadził ją do tego salonu. Przez ostatnie dziesięć minut czekała, z każdą chwilą coraz bardziej zdenerwowana, zastanawiając się, kogo miała zobaczyć i jaką propozycję otrzymać.
Oby była to propozycja pracy… W agencji poinformowano ją, że może to być praca rodem z marzeń, z pensją, której wysokość też wydawała się mieścić w sferze iluzji. Wszystko to razem brzmiało pewnie zbyt pięknie, aby mogło być prawdziwe, jednak ta świadomość bynajmniej nie zniechęciła Caitlin. No bo jak obietnica nagłej poprawy warunków życia mogłaby zniechęcić kogoś, kto praktycznie nie miał co do garnka włożyć i nie posiadał ani żadnych oszczędności ani perspektyw na ich zdobycie? Dlaczego nie miałaby z nadzieją przyjrzeć się każdej możliwości, jaka pojawia się na jej drodze, trudnej, wyboistej drodze samotnej matki, mieszkającej na odległej szkockiej wysepce?
Przyglądała się właśnie dość przygnębiającemu olejnemu obrazowi, przedstawiającemu jelenia na tle szaro-fioletowego wrzosowiska, gdy drzwi za jej plecami otworzyły się i zamknęły z cichym trzaskiem. Przyoblekła twarz w bardzo uprzejmy uśmiech i odwróciła się, aby przywitać swojego potencjalnego pracodawcę, lecz uśmiech zgasł jak zdmuchnięta mocnym powiewem wiatru świeczka na widok stojącego przy drzwiach mężczyzny.
Kadir Al Marara.
To nie mógł być on, w żadnym razie.
O, nie…
A jednak... Tak, to był on. Z wysokiej, silnej postaci emanowała aura surowej męskości, wypełniając każdy atom dzielącej ich przestrzeni. Caitlin poczuła, jak krew odpływa jej z policzków. Doskonale pamiętała tę ciemną twarz, która prześladowała ją poprzez sny i głos sumienia przez pięć długich lat, niezależnie od tego, jak bardzo starała się wyrzucić ją z pamięci. W ułamku sekundy dotarło do niej, że widok tego mężczyzny na jawie był jeszcze bardziej niepokojący niż obrazy malowane przez wyobraźnię.
Co on tutaj robił?
Przez chwilę nie była w stanie się poruszyć, tak wielki był szok, wywołany najzupełniej nieoczekiwanym pojawieniem się Kadira. Dopiero po paru sekundach pozwoliła sobie ogarnąć wzrokiem sylwetkę tego, którego nie spodziewała się już nigdy więcej zobaczyć. Tego, którego egzotyczna uroda i imponująca prezencja robiły niezapomniane wrażenie. Miał najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek widziała, oczy lśniące jak umiejętnie oszlifowane czarne diamenty, skórę koloru starego złota, orli nos i wysokie kości policzkowe, odziedziczone po niezliczonych szlachetnie urodzonych przodkach.
Naprawdę nie wiedziała, jak to się stało, że wtedy tak po prostu mu zaufała. Jak to możliwe, że uwierzyła jego wyjaśnieniom, że jest zwyczajnym biznesmenem, skoro od początku musiała go otaczać ta szczególna aura królewskiego dostojeństwa.
Przez głowę przemknęła jej myśl, że być może nie wiedział, że ma synka, który był do niego bardzo podobny. A jeśli wiedział? Czy zamierzał znowu jak burza wtargnąć w jej życie i całkowicie je odmienić, tak jak poprzednio?
Owładnięta przerażeniem, nie miała pojęcia, co zrobić i powiedzieć, ponieważ widok Kadira wprawił w pomieszanie wszystkie jej zmysły, i to nie tylko za sprawą zaskoczenia. Wyglądał zupełnie inaczej niż tamten mężczyzna – kruczoczarne włosy ukryte były pod śnieżnobiałym turbanem, który podkreślał oliwkowy odcień jego skóry, długa szata z miękkiego jedwabiu opadała do ziemi, spowijając twarde kontury muskularnego ciała.
Caitlin lekko pokręciła głową. Gdzie podział się elegancki, idealnie skrojony włoski garnitur? Co się stało z jedwabną koszulą i szafirowym krawatem, które zdarł z siebie kilkoma niecierpliwymi ruchami, by chwycić ją w ramiona?
Z rozgoryczeniem przypomniała sobie, że garnitur i cała reszta to było tylko przebranie. Nowoczesny, zachodni strój miał wysyłać mylące sygnały po to, aby ona, i pewnie cały legion innych młodych kobiet, nie zdołały odgadnąć, kim naprawdę jest ich kochanek. Gdyby tamtego dnia, kiedy go poznała, był ubrany tak jak teraz, może zastanowiłaby się chwilę?
Wiedziała, że nigdy nie odpowie sobie na to pytanie. Tamtego dnia ich spojrzenia skrzyżowały się, w powietrzu natychmiast coś zaiskrzyło i życie Caitlin zmieniło się raz na zawsze.
Kadir nie powiedział jej ani o tym, że jest władcą pustynnego kraju, ani o wielu innych rzeczach. O sprawach, które niewątpliwie napełniłyby ją przerażeniem. Dowiedziała się o nich dopiero później, kiedy starała się go odnaleźć i kiedy zrozumiała, jak wielką była idiotką.
Teraz siła tamtych wspomnień pozwoliła jej stłumić strach i poczucie winy, szepczące jej do ucha, że mogła wszystko załatwić inaczej. Wypowiedziała jego imię i uświadomiła sobie, że brzmi ono na jej wargach równie naturalnie jak oddech. Jej głos był prawie spokojny, tym razem nie nabrzmiały namiętnością i pragnieniem.
A jeżeli jednak wiedział? Jeżeli odkrył prawdę, którą za wszelką cenę starała się ukryć? Pomyślała o Cameronie, bezpiecznym w domu pod okiem Morag, i mimo grubego swetra po plecach przemknął jej lodowaty dreszcz.
Chyba jednak powinna najpierw poznać intencje Kadira i dopiero później powiedzieć mu prawdę… Tak, to był jej obowiązek. A może po prostu odwlekała tę chwilę, świadoma, że kiedy powie mu o wszystkim, nic nie będzie już takie samo jak dotąd.
Z trudem przełknęła ślinę, starając się zachować spokój, bo przecież kobieta, która została oszukana tak bardzo jak ona, powinna pokazać oszustowi niewzruszoną twarz.
– Co ty tutaj robisz, na miłość boską?
Nie od razu odpowiedział na jej pytanie. Cóż, ostatecznie był królem i mógł kazać ludziom czekać na swoją reakcję… Tak, był władcą najpotężniejszego państwa na Bliskim Wschodzie, jak twierdzili politolodzy i znawcy tematu. Do niego należały obfite zasoby naturalne i wspaniałe pałace, których wielu tak mu zazdrościło, podobnie jak niezliczone zastępy służby i zaufanych doradców, gotowych rzucić się w ogień, by spełnić jego rozkaz. W oczach całego świata miał wszystko, o czym każdy król mógł zamarzyć.
A jednak…
A jednak ta kobieta zataiła przed nim to, co najcenniejsze dla każdego mężczyzny, istnienie owocu jego lędźwi, prawowitego dziedzica tronu, na którym zasiadał. Odmówiła mu obecności i udziału w czterech latach życia jego syna. Czterech latach, których nie mógł już odzyskać, w absolutnie żaden sposób.
Nigdy nie czuł tak obezwładniającej wściekłości.
Ale nie mógł jej okazać. Zbyt dobrze wiedział, że zamaskowanie emocji jest jedynym pewnym sposobem na odniesienie zwycięstwa w tej dziwnej rzeczywistości, jaką było życie. Bo emocje były oznaką słabości i czyniły człowieka równie bezbronnym jak seksualne pożądanie. Gdyby ulegał emocjom, robiłby rzeczy, które budziły w nim lęk. Rzeczy, przez które jego los mógł ulec nieoczekiwanej zmianie, a wrażenie braku kontroli nad życiem zawsze go przerażało.
Nie mógł pozwolić sobie na słabość. Nigdy więcej. Życie w celibacie uczyniło go naprawdę silnym i właśnie dlatego postanowił zignorować błysk słonecznych promieni, który przemienił falę włosów Caitlin w żywy ogień. Kadir wolał odwrócić wzrok, by nie widzieć jej jasnej skóry i łagodnych krągłości sylwetki, i nie wracać myślą do tego, jak się czuł, zanurzony w niej po sam korzeń, leżąc na niej i obok niej. Wolał zapomnieć, że kiedyś dzięki niej czuł się silny i niezwyciężony jak lew.
Chciał tylko zastawić pułapkę na Caitlin i obserwować, jak w nią wpadnie. To był jego jedyny cel.
– Widzę, że jesteś zaskoczona, że tu jestem – zauważył chłodno.
Lekko zmarszczyła obsypane piegami czoło.
– To chyba oczywiste – odparła. – Pięć lat temu zniknąłeś bez słowa. Uciekłeś w środku nocy, a teraz pojawiasz się bez uprzedzenia. Jak mnie znalazłeś?
Kadir wzruszył ramionami.
– To żaden problem.
– Dla kogoś takiego jak ty – rzuciła.
Spojrzał jej prosto w oczy.
– Kogoś takiego jak ja?
– Króla, szejka, władcy potężnego państwa! Ostatnim razem nie powiedziałeś mi, kim jesteś.
Milczał, obserwując ją z niewzruszonym zaciekawieniem. Już dawno doszedł do wniosku, że najlepiej będzie pozwolić jej samej wykopać dół, do którego wpadnie.
– Nie rozumiem, dlaczego tak nagle się pojawiłeś – ciągnęła gniewnie. – Czy to jakaś towarzyska gra?
– Gra? – powtórzył znowu, czując, jak furia narasta w nim z każdą chwilą.
Kobiety zaczynały uczyć się sztuki kłamstwa natychmiast po urodzeniu, bez dwóch zdań, pomyślał gorzko. Pewnie właśnie dlatego ich umiejętności w tej dziedzinie były niezrównane.
Caitlin kiwnęła głową.
– Byłam tu umówiona na spotkanie z ewentualnym pracodawcą.
– Kimś nieznajomym? – zapytał.
– Tak.
– Kimś nieznajomym – powtórzył z namysłem. – I mimo tego zgodziłaś się przyjść na spotkanie?
Otworzyła usta, by zaprotestować, zupełnie jakby trafnie zinterpretowała nutę brzmiącą w jego głosie.
– No, tak. Dlaczego miałabym nie przyjść?
– Przecież to mógłby być ktokolwiek, prawda? – Jego ciemne oczy pełne były pogardy. – Często umawiasz się z nieznajomymi w hotelowych pokojach? Cóż, niepotrzebnie pytam. Powinienem wiedzieć, że masz w tym spore doświadczenie.
Blade policzki dziewczyny oblał gorący rumieniec.
– To samo mogłabym powiedzieć o tobie – odparła. – Ale to nie miała być randka, tylko spotkanie w interesach, na które umówiła mnie agencja pośrednictwa pracy. Wykorzystuję każdą okazję, każde zlecenie, ponieważ tak się składa, że potrzebuję pieniędzy, co dla ciebie jest naturalnie całkowicie niezrozumiałe. Tak czy inaczej, nie popełniłam żadnego przestępstwa.
– Nie, to fakt – wycedził przez zaciśnięte zęby.
I nagle zrozumiał, że nie jest w stanie ciągnąć tej gry. Jeszcze przed chwilą kusiło go, by sprawdzić, jak długo będzie ukrywała przed nim prawdę, lecz nagle przestało to być ważne.
– Twoje przestępstwo polega na tym, że zaszłaś ze mną w ciążę i nie raczyłaś mnie o tym poinformować – powiedział. – Że cztery lata temu urodziłaś mojego syna i że przez ciebie straciłem cztery lata jego życia. To raczej zbrodnia niż przestępstwo, moja droga.
Serce Caitlin biło tak mocno i szybko, jakby lada chwila miało wyskoczyć z jej piersi, z trudem zmusiła się jednak, by się skupić na faktach. A więc Kadir o wszystkim wiedział… Jakżeby inaczej. Nie miała cienia wątpliwości, że ani razu nie pomyślał o niej od tamtej nocy, kiedy ją uwiódł, używając swego niezaprzeczalnego uroku, i następnie wymknął się, zostawiając ją śpiącą. Świetnie pamiętała, jak obudziła się, rozmarzona i na wpół zakochana, jeszcze nie wiedząc, że mężczyzna, któremu tak łatwo się oddała, odszedł bez słowa. Dopiero później, gdy odkryła, że nosi pod sercem jego dziecko, uświadomiła sobie, dlaczego uciekł.
Potężna fala gniewu i goryczy ogarnęła ją w ułamku sekundy.
Tak, właśnie tego powinna się trzymać – wspomnień o jego zdradzie i jej własnej głupocie. Pozwoliła, aby potraktował ją jak idiotkę, ale nie zamierzała ulec żadnej presji, która mogłaby zniszczyć życie jej i jej synka. Nie mogła dopuścić, aby ten szejk przejął kontrolę nad jej życiem, nie potrzebowała jego aprobaty i nie dbała o jego niechęć czy potępienie.
Musiała być silna, dla dobra Camerona i ze względu na siebie samą, ponieważ tuż za falą gniewu pojawił się lęk. Zaczęła się zastanawiać, co Kadir zrobi, a co ważniejsze, co jest w stanie zrobić. I jakie mogą być konsekwencje tego, że tak długo trzymała przed nim w tajemnicy istnienie syna.
– Próbowałam się z tobą skontaktować – odezwała się po długim milczeniu. – Jak tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zaczęłam cię szukać. Kiedy wreszcie odkryłam, kim jesteś, nie mogłam uwierzyć, ale gdy pierwszy szok minął, znowu podjęłam próby. Wierz mi, przeciętnej osobie nie jest łatwo nawiązać kontakt z potężnym władcą obcego państwa. Istnieją mechanizmy i procedury, które praktycznie uniemożliwiają wykonanie nawet najmniejszego kroku.
– Tak czy inaczej, jednak nie skontaktowałaś się ze mną, prawda? – rzucił oskarżycielskim tonem. – Mogłaś zostawić wiadomość w jakiejkolwiek placówce dyplomatycznej mojego kraju, ale jakoś nie otrzymałem żadnej informacji od ciebie.
– Nie, ponieważ w trakcie poszukiwań dowiedziałam się, czego mi nie powiedziałeś. – Caitlin na moment zamknęła oczy, a kiedy podniosła powieki, mogła tylko mieć nadzieję, że jej twarz nie nosi śladów głębokiej rozpaczy, jaką wtedy czuła. – Nie miałeś prawa kochać się ze mną tamtej nocy. I nie chodzi mi o to, że ani słowem nie wspomniałeś, że jesteś szejkiem, dziedzicem królewskiej korony, bo może lubiłeś uprawiać takie gierki z kobietami i za każdym razem udawało ci się uniknąć konsekwencji i może oszukiwanie kobiet po prostu cię podniecało…
– Śmiesz krytykować mnie za oszustwo? – zagadnął lodowato.
– Mówię o czym innym, czymś znacznie gorszym. – Caitlin wzięła głęboki oddech.
Jej własne słowa w jednej chwili przywołały wspomnienia, które najchętniej raz na zawsze wyrzuciłaby z pamięci. Odkrycie oszustwa Kadira było dla niej niczym mroczne echo przeszłości, przypomnienie, z jak wielką łatwością mężczyźni okłamują kobiety. Doskonale pamiętała tamto uczucie żalu i upokorzenia, połączone ze świadomością, że chociaż zawsze tak chętnie obwiniała matkę za wszystkie jej życiowe niepowodzenia, to być może sama wcale tak bardzo się od niej nie różniła.
Bo przecież ona także pozwoliła się oszukać mężczyźnie.
– Byłeś żonaty, prawda? – Podniosła głowę, starając się zapanować nad drżącym głosem. – W pałacu w Xulhabi czekała na ciebie żona, ale ten temat zręcznie wtedy pominąłeś. Powiedz mi, ile razy złamałeś małżeńską przysięgę, uprawiając seks z innymi kobietami?
Kadir stał nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w twarzy kobiety, której gorzkie słowa atakowały go jak rój rozwścieczonych pszczół. Nie czuł bolesnych ukłuć, ponieważ charakter jej oskarżeń sprawił, że wyrzuty sumienia umarły w zarodku.
Byłoby znacznie lepiej, gdyby Caitlin trzymała się faktów, pomyślał. Dlaczego nie przyznała, że oboje dali się wtedy ponieść namiętności i urokowi chwili, dlaczego nie wzięła części winy na siebie? Zamiast przyjąć do wiadomości, że łącząca ich chemia okazała się zbyt potężna, by mogli przezwyciężyć jej działanie, wolała sięgnąć do stereotypowych wyobrażeń. I tak został mrocznym, złowrogim szejkiem, podobnym do jednego z czarnych charakterów rodem z czarno-białych filmów.
Ta próba zaszufladkowania dotkliwie go zabolała. Ile razy złamał przysięgę małżeńską? Tylko raz, z Caitlin, nie mógł jednak sprawić jej satysfakcji tą odpowiedzią, ponieważ mogłaby pomyśleć, że była dla niego kimś wyjątkowym.
– Błagałaś mnie, żebym się z tobą przespał – odparował. – Żebrałaś, żebym cię wziął, dobrze o tym wiesz. Chcesz, żebym przypomniał ci twoje słowa?
Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się w okrutny sposób, lecz jego furia była tak wielka, że widok gorącego rumieńca na jej twarzy sprawił mu prawdziwą przyjemność.
– Nie, nie chcę… – wyjąkała niepewnie. – Nie chcę rozmawiać o tamtej nocy.
– Ale może ja chcę! Może chcę ponownie przeżyć każdą jej chwilę!
Caitlin gwałtownie pobladła i utkwiła wzrok w czubkach swoich piegowatych palców, złożonych jak do modlitwy. Minęła dłuższa chwila, zanim znowu podniosła głowę i Kadir na parę sekund zatonął w tych jasnoniebieskich szkockich oczach.
Jak to możliwe, że zapomniał, jakie były piękne? Jak potrafiły zajrzeć w głąb jego udręczonej duszy i przynieść pociechę… Zapomniał, bo nie miał wyboru, bo w żaden sposób nie mógł pogodzić kojącej obecności Caitlin ze swoim życiem i światem. I teraz też nie mógł o tym pamiętać, w żadnym razie.
Patrzył więc na nią bez słowa. Milczenie było taktyką, która dotąd zawsze była skuteczna – jeśli Kadir milczał wystarczająco długo, jego rozmówca w końcu musiał się odezwać. Ludzie nie lubią ciszy, boją się jej, pomyślał. Nie znoszą słuchać własnych myśli.
– Powiedz mi, dlaczego tu jesteś. – Caitlin bezradnie rozłożyła ręce.
Kadir nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na jej pytanie. Czego właściwie chciał?