Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Jak w pięknym śnie (ebook)
Zajrzyj do książki

Jak w pięknym śnie (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7992-5
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyBride Behind the Desert Veil
EAN9788327679925
TłumaczMałgorzata Dobrogojska
Data premiery2022-05-26
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Szejk Sharif musi się ożenić. Ponieważ będzie to małżeństwo tylko na papierze, wszystko mu jedno, kogo poślubi. Zgadza się bez problemu, by narzeczoną zastąpiła jej starsza siostra Lijah. Jest mu to na tyle obojętne, że nawet nie sprawdza, jak wygląda jego przyszła żona. Dopiero gdy po złożeniu przysięgi małżeńskiej Lijah odkrywa twarz, Sharif z największym zdumieniem rozpoznaje w niej dziewczynę, z którą spędził cudowną, namiętną noc w pustynnej oazie…

Fragment książki

– Twoja żona może już odkryć twarz.
Szejk Sharif Bin Noor al Nazar czekał z zapartym tchem, aż druhny usuną zdobioną zasłonę, stanowiącą część tradycyjnego stroju ślubnego, z twarzy jego nowo poślubionej żony.
Nie widział dotąd nawet jej oczu.
Nie mogło mu być mniej obojętne, jak wygląda, bo nie zmierzał konsumować tego małżeństwa. Zawarte tylko dla pozoru, miało potrwać możliwie najkrócej. Gdyby jednak dziewczyna okazała się atrakcyjna, wszystko byłoby łatwiejsze.
Złote ozdoby zadźwięczały lekko i oto w końcu mógł spojrzeć na oblubienicę.
Cóż, niepotrzebnie się obawiał. Atrakcyjna, to za mało powiedziane. Dziewczyna była uderzająco piękna. Jednak na jej widok doznał wstrząsu. Nie była to bowiem nieznajoma, jakiej się spodziewał. Znał tę dziewczynę, a nawet spędził z nią namiętną noc.
Dlatego teraz był w stanie wypowiedzieć tylko jedno słowo:
– Ty?

Dwa tygodnie wcześniej

– Chcesz powiedzieć, że nawet nie wiesz, jak wygląda twoja narzeczona?
Na twarzy Nikosa Marchettiego malowało się bezbrzeżne zdumienie. Młodszy brat przyrodni Sharifa Marchettiego połączył się z nim przez internet ze swojego domu w Irlandii. W tle Sharif widział jego ciężarną żonę, Maggie, bawiącą się z ich ośmiomiesięcznym pierworodnym synkiem, Danielem. Z jakiegoś powodu ta rodzinna scenka dotknęła wrażliwego miejsca w jego wnętrzu.
– Nie wiem, jak wygląda, nic o niej nie wiem i zupełnie mnie to nie interesuje. Ten ślub to nic innego jak wypełnienie warunków umowy pomiędzy Al-Murja i Taraq. – Poza tym – dorzucił z wystudiowaną nonszalancją – stabilizacja jest korzystna dla interesów.
Odkąd jego obaj młodsi przyrodni bracia założyli rodziny – najmłodszy Maks wziął ślub cywilny w Londynie tuż przed Bożym Narodzeniem – akcje Grupy Marchetti poszybowały w górę. Był pewny, że mogłyby jeszcze wzrosnąć i osiągnąć stabilny poziom, jaki sobie założył po śmierci ojca, który zbudował firmę w oparciu o fortuny jego trzech żon, czyli matek Sharifa, Nikosa i Maksa.
Zza ramienia Nikosa wyjrzały twarze Maggie i Daniela, wyrywając go z zamyślenia.
– Umowa między Al-Murja i Taraq? Aranżowane małżeństwo? Jakie to egzotyczne!
– Sharif nie funkcjonuje jak zwyczajny śmiertelnik – skomentował cierpko Nikos, przytulając synka. – Po tej stronie świata jest Marchettim, bogatym człowiekiem sukcesu, a w pustynnym kraju swojej matki Al-Murja – szejkiem, i nawet nosi tam inne imię.
W dużych niebieskich oczach Maggie zabłysło zdumienie.
– Och, Sharif, nie wiedziałam. Jakie imię tam nosisz?
Zniesmaczony taką bezpośredniością, z ulgą powitał dyskretne pukanie do drzwi swojego biura na Manhattanie. W ciągu kilku ostatnich miesięcy bracia zbliżyli się do siebie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, choć nadal nie funkcjonowali jak normalna rodzina.
– Mój samochód już tu jest. Odezwę się po powrocie.
Nikos pokręcił głową.
– Dlaczego znów to robisz?
Sharif zmusił się do uśmiechu.
– Bo zazdroszczę tobie i Maksowi. Też chcę być taki szczęśliwy.
Zakończył połączenie, kiedy Nikos roześmiał się z niedowierzaniem. Cóż, pomyślał cynicznie. Zamierzał zniszczyć Grupę Marchetti i obrócić dziedzictwo ojca w perzynę. Gdyby tylko bracia znali jego plany… Rozmyślał o tym, siedząc we wnętrzu limuzyny, ale szybko pozbył się obaw. Nie byli bardziej przywiązani do ojca niż on sam. Ale choć byli teraz bliżej, żadnemu nie ufał na tyle, by zwierzyć się ze swoich planów.
Powie im o wszystkim w odpowiedniej chwili, a potem odejdą, obdarzeni niewyobrażalnym bogactwem. Czego więcej mogliby pragnąć?

Tydzień wcześniej, Taraq

– Dlaczego miałbym ci na to pozwolić? – zapytał król.
Aaliyah Binte Rashad Mansour starała się zachować spokój, ale oczy piekły ją z braku snu podczas gorączkowej podróży z Londynu do domu rodzinnego na Półwyspie Arabskim, po histerycznym telefonie od ukochanej młodszej siostry przyrodniej, Samary.
– Bo jestem twoją najstarszą córką. Samara ma tylko dziewiętnaście lat.
W dodatku była zakochana w synu prawej ręki króla.
Ojciec milczał, więc wykorzystała to, by kontynuować.
– Samara nigdy nawet nie spotkała tego mężczyzny. Skoro są dla siebie obcy, to co za różnica, którą z nas poślubi?
„On chce mieć żonę – powiedziała jej siostra. – Nieważne którą, byle z naszej rodziny”.
Jej ojciec wydał nieokreślony dźwięk. Był niewysoki i Liyah właściwie dorównywała mu wzrostem. Od zawsze czuła, że nie jest z niej zadowolony. Jej matka, a jego pierwsza żona, zmarła, gdy Liyah była dzieckiem. Dlatego miała zaledwie nikłe wspomnienie przytulania i melodii kołysanki. Kiedy ojciec ożenił się ponownie i miał kolejne dzieci, przekonała sama siebie, że to tylko fantazja rekompensująca odsunięcie na drugi plan. Była blisko tylko z Samarą, która jako dziecko nie odstępowała jej na krok. Dlatego, jak tylko dowiedziała się o całej sytuacji, bez wahania wróciła do domu i zaproponowała siebie w miejsce siostry. Teraz jednak zaczynała ją ogarniać panika.
– Kim on właściwie jest? I dlaczego chce poślubić kobietę, której nawet nie widział? Myślałam, że aranżowane małżeństwa to już przeszłość.
– Nie bądź naiwna. Najlepsze małżeństwa to te, które zaaranżowano z korzyścią dla obu stron. W tym wypadku chodzi o sąsiadujące królestwa, które od dawna były sobie wrogie.
– Przecież minęły już lata… – zaczęła, ale ojciec jej przerwał.
– On jest kuzynem króla Al-Murja, a małżeństwo to wypełnienie warunków dawnej dyplomatycznej umowy między naszymi krajami. Ma się wżenić w naszą rodzinę i wnieść posag. Jego matka miała poślubić twojego wuja, ale wyjechała do Europy i związała się z włoskim playboyem. To jemu wniosła swój posag, ale małżeństwo się rozpadło i wróciła do domu w niełasce z maleńkim synem. Zmarła, kiedy był jeszcze chłopcem.
Rzeczywiście, coś sobie mgliście przypominała. Ojciec przestał spacerować i spojrzał na nią ciemnymi oczami, zupełnie niepodobnymi do jej zielonych.
– Jego matka uciekła do Europy tak samo jak ty. Najwyraźniej miałyście podobnie buntownicze charaktery.
To było krzywdzące stwierdzenie i Liyah nie kryła oburzenia.
– Nie nazwałabym buntem…
Ojciec znów jej przerwał.
– Uważam, że to może się udać. Szejk Sharif Bin Noor Al Nazar prowadzi dużą firmę w Europie. Nie będzie tolerował żony buntowniczki. To cię w końcu nauczy szacunku.
W Liyah kotłowały się uczucia, przede wszystkim czuła się zraniona i chciała się bronić. Na szczęście zdołała nad sobą zapanować.
– Czy to znaczy, że pozwolisz mi zastąpić Samarę? – spytała spokojnie.
Ojciec lustrował ją spojrzeniem, w którym nie było ani odrobiny ciepła. Tylko tak dobrze jej znana chłodna pogarda.
– Wyjdziesz za Sharifa Bin Noor Al Nazar i tym samym zrehabilitujesz się w oczach rodziny.
Ulgę przyćmiła panika, ale nie mogła się już wycofać, skoro na szali było szczęście Samary. Dla siostry zrobiłaby wszystko.
Ojciec najwyraźniej zakończył już rozmowę, bo odwrócił się i chciał odejść. Zaszokowana, że tak łatwo oddał ją nieznajomemu na resztę życia, zatrzymała go pytaniem.
– Dlaczego tak mało dla ciebie znaczę, ojcze?
Kiedy znów na nią spojrzał, pierwszy raz w życiu coś pojawiło się w jego oczach. Jednak dopiero kiedy się odezwał, uświadomiła sobie, że to ból.
– Twoja matka była jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochałem, a ty wyglądasz tak samo jak ona. Każde spojrzenie na ciebie przypomina mi, co straciłem.

Poprzedniego dnia

Sharif najpierw zobaczył sokoła. Wędrownego sokoła. Dorosłego. Przynajmniej dziesięcioletniego. Wspaniałego. Jego pióra połyskiwały złotawo w promieniach zachodzącego słońca. Pełne wdzięku, zdawałoby się leniwe kręgi nie zmyliły Sharifa. Ptak wypatrywał ofiary, którą uśmierci w ciągu zaledwie sekund.
Już sięgał po lornetkę, by przyjrzeć mu się bliżej, kiedy usłyszał stukot kopyt. Jednego konia.
Wycofał się w cień drzew otaczających jeziorko w oazie, gdzie zatrzymał się na noc w drodze do Taraq. Jego ludzie pojechali przodem, on potrzebował chwili samotności na pustyni. To zawsze skutecznie ładowało baterie, a wiedział, że w następnych tygodniach będzie tego bardzo potrzebował.
Koń i jeździec wtargnęli do niewielkiej oazy, burząc jego spokój. Sharif docenił umiejętności młodego jeźdźca, ewidentnie w pełnej harmonii z koniem. Ogromny ogier zatrzymał się zgodnie z otrzymanym sygnałem. Nozdrza mu falowały, sierść pokrywała warstewka potu. Najwyraźniej przejażdżka nie była lekkim spacerem.
Młody jeździec zsiadł, poklepał i podprowadził go do jeziorka, by się napił i w końcu przywiązał do pobliskiego drzewa.
Sharif nie umiałby wytłumaczyć, dlaczego pozostał w ukryciu, ale posłuchał nakazu instynktu. Czuł, że nieznajomy też szuka samotności, tak samo jak on. Przypuszczał też, że skoro napoił konia i dał mu chwilę wytchnienia, pojedzie dalej.
Nie widział twarzy, ale uznał, że to musi być chłopiec, bo choć wysoki, wydawał się zbyt delikatnej budowy jak na mężczyznę. Jego głowa i twarz były zakryte luźnym turbanem.
Sokół obniżył lot, jeździec wyciągnął osłonięte skórzanym ochraniaczem ramię i ptak usiadł na nim. Sharif obserwował go uważnie.
Nieznajomy nakarmił ptaka kawałkiem mięsa wyciągniętym z kieszeni na biodrze i znów go odesłał. Teraz stanął na brzegu jeziorka i zaczął odwijać turban. Sharif chciał się ujawnić, ale zatrzymał się w pół drogi, kiedy spod turbanu wysypała się masa kruczoczarnych włosów i opadła na wąskie plecy.
To nie był młody mężczyzna tylko młoda kobieta. Sharif obserwował w osłupieniu, jak po kawałku zdejmuje ubranie.

Galop do oazy tylko trochę uspokoił chaos w głowie Liyah – mieszaninę gniewu i bezradności. Ślub miał się odbyć następnego dnia. Czuła się jak w pułapce, a bezsilność dodatkowo pogłębiał fakt, że sama postawiła się w tej sytuacji w trosce o dobro siostry. Mogła zignorować telefon Samary i zostać w Europie.
A jednak nie potrafiła tak postąpić. Kochała siostrę, jedyną z rodziny, która ją i zaakceptowała i pokochała. Dlatego zrobiłaby wszystko, by ta była szczęśliwa.
To, co wyznał jej przed tygodniem ojciec o swojej miłości do jej matki i o tym, że tak bardzo mu ją przypomina, tylko pogłębiło poczucie wyobcowania. Miłość sprawiła, że jej ojciec zgorzkniał. Co tylko potwierdziło jej przekonanie, że miłości nie można ufać, bo czyni człowieka słabym i wrażliwym.
Dlatego jej łatwiej niż komukolwiek powinno być zaakceptować zaaranżowane małżeństwo. Choć nigdy nie przypuszczała, że będzie zmuszona przećwiczyć to w praktyce. A tak ją cieszyła perspektywa niezależności i swobody wyboru.
Kilka lat spędzonych w Europie dało jej iluzoryczne poczucie wolności. Nawet gdyby nie wróciła do domu, żeby zająć miejsce siostry, dezaprobata rodziny zostałaby z nią na całe życie.
Ojciec wspomniał, że jej przyszły mąż zarządza dużą firmą, ale nie chciała sobie psuć ostatnich dni wolności rozmyślaniem o przyszłości, której nie mogła zmienić. Dlatego nawet na niego nie spojrzała. Nierozsądnie, ale w jej poczynaniach tego ostatniego tygodnia trudno byłoby się doszukać rozsądku.
Woda w jeziorku wyglądała zachęcająco. Odwinęła turban chroniący głowę i twarz przed drobinkami piasku, pozwalając, by spadł na ziemię, i zaczęła się rozbierać. Była pewna, że jest sama, bo nikt tu nigdy nie zaglądał. Oaza leżała zbyt blisko pałacu, by stanowić postój dla podróżnych. A szejk, jej przyszły mąż, przybył do pałacu z całą świtą chwilę przed jej wyjazdem.
Odpięła guziki koszuli i zsunęła ją z ramion, a chłodne powietrze zakłuło nagą skórę. Rozpięła miękkie skórzane spodnie, których na pewno nie zaaprobowałby jej ojciec. Właśnie dlatego tak bardzo je lubiła. Uwielbiała swobodę, jaką jej zapewniały. Zsunęła je z bioder, zdjęła też bieliznę i była już zupełnie naga.
Jej koń parskał cicho. Niebo było rozgwieżdżone, wstawał pomarańczowy księżyc. Serce Liyah ścisnęło się boleśnie. Czy jeszcze tu wróci? Kochała to miejsce, tu czuła się bezpieczna i spokojna. Wolna i dzika, tu mogła pędzić galopem, a sokół mógł bujać wysoko w przestworzach.
Woda była wciąż ciepła po upalnym dniu. Weszła do pasa, a potem zanurkowała głęboko, gdzie było chłodniej i ciemniej. Dopiero kiedy zaczęło brakować jej powietrza, wynurzyła się na powierzchnię i odetchnęła głęboko. Wtedy usłyszała męski głos.
– Co ty, u diabła, wyprawiasz? Już miałem ci ruszyć na ratunek.
Odwróciła się gwałtownie. Na widok wysokiego, barczystego, ciemnego mężczyzny omal nie zanurkowała z powrotem.
Stał na płyciźnie, z rękami na biodrach, a końce długiej białej szaty nurzały się w wodzie. Miał krótkie, gęste, ciemne włosy i cień zarostu na policzkach. Nie mogła nie zauważyć, jak bardzo jest atrakcyjny. Ciemne oczy, wysokie kości policzkowe, pełne wargi, w tej chwili naznaczone wyrazem dezaprobaty.
– Nie potrzebuję pomocy. – Tknięta nagłym podejrzeniem dodała jeszcze: – Jak długo tu jesteś?
– Wystarczająco – odparł ponuro. – Musisz wyjść z wody.
Despotyczny ton oburzył ją, bo do tej pory niewiele miała autonomii. Dlatego odpowiedziała wyniośle:
– Niczego nie muszę.
– Chcesz tam tkwić całą noc? Zamarzniesz.
To była prawda. Temperatura na pustyni nocą bardzo się obniżała. Już czuła przenikliwy chłód.
– Nie mogę. Jestem naga.
O dziwo, nie czuła się zagrożona, choć mężczyzna był zupełnie obcy.
– Wiem.
To, że obserwował ją podczas rozbierania, jakoś wcale jej nie oburzało. Początkowo myślała, że jest sama, ale teraz nad jego ramieniem zauważyła zarys namiotu, a obok konia, który zarżał cicho, a jej koń odpowiedział rżeniem.
– Obozowałeś tu?
– Tak. Przez ostatnią noc.
Miał głęboki głos i akcent, którego nie potrafiła umiejscowić, choć brzmiał znajomo. Z pewnością jednak nie widziała go nigdy wcześniej.
Powinna zapytać, kim jest, ale jakoś nie potrafiła. Zresztą miał rację. Nie mogła tkwić w wodzie przez całą noc.
– Potrzebuję ubrania.
Jej własne leżało przy brzegu, ale zamiast niego podał jej swoją szatę. Widok jego odsłoniętej piersi zaparł jej dech. Umięśniona, pokryta ciemnymi, kręconymi włosami, których ciemna smuga znikała w luźnych, nisko opuszczonych na biodra spodniach.
– Proszę. – Trzymał szatę w wyciągniętej ręce.
Dopłynęła do płycizny i zatrzymała się w miejscu, gdzie woda sięgała jej do ramion.
Nadal miała wrażenie, że to jakiś sen. Jednak żaden z jej dotychczasowych snów nie mógł się z tym równać. Ruszyła w jego stronę, przezwyciężając opór wody.
Było tu coraz płycej, teraz woda ledwo zakrywała jej piersi. Przystanęła w nadziei, że nieznajomy w geście szacunku przynajmniej się odwróci, ale tego nie zrobił.
Powinna go o to poprosić, ale prośba nie przechodziła jej przez gardło. Jakby płonął w niej ogień brawury i buntu. Czuła też wewnętrzny przymus zbliżenia się do nieznajomego tak jak stała. Naga.
Zrobiła krok. Woda ledwo zakrywała sutki. I kolejny. Piersi wynurzyły się całkowicie, oddane na łup spojrzeń nieznajomego. Teraz widziała go wyraźniej. Miał ciemne oczy i rzeźbione rysy. Szła dalej, woda sięgała jej do brzucha, potem bioder, ud.
W zakamarku mózgu była porażona swoim bezwstydnym zachowaniem. Normalnie nie pozwoliłaby, by obcy mężczyzna oglądał jej nagie ciało. Ale tutaj, w miejscu, które przez całe dotychczasowe życie stanowiło jej sekretne schronienie, czuła się oddalona od rzeczywistości. Poza granicami normalnego zachowania.
A nieznajomy musiał być kimś szczególnym. Od razu wyczuła dumę, arogancję i pewność siebie urodzonego przywódcy.
Wstąpiła na płyciznę i sięgnęła po trzymaną przez niego szatę. Wciągnęła ją przez głowę, a dół materiału zanurzył się w wodzie. Szata była wciąż ciepła ciepłem jego ciała.
– Dziękuję.
– Bardzo proszę.
Choć okryta od stóp do głów, nie czuła się ani trochę chroniona przed jego przenikliwym spojrzeniem. Teraz, kiedy był tak blisko, stwierdziła, że jest jeszcze przystojniejszy, niż jej się wcześniej wydawało. Wysoki, szeroki w barach, o stalowych mięśniach, obciągniętych oliwkową skórą.
Wyciągnął do niej rękę, na którą patrzyła przez chwilę. Powietrze przesycone było napięciem zupełnie niezwiązanym z konfliktem czy rozmową. Był to raczej wynik tej nieprawdopodobnej sytuacji.
Bywała tu od lat, ale nigdy nikogo spotkała. Dopiero dziś, w przeddzień swojego ślubu, natknęła się na tego olśniewającego nieznajomego. Nie była przesądna, ale to wydawało się jakimś znakiem.
Jutro jej życie zmieni się na zawsze, ale jutro jeszcze nie nadeszło. Przed nią była cała noc, ostatni skrawek wolności.
Podała mu ręce, które zamknął w swoich i pomógł jej wyjść na piasek.
Czy to były halucynacje? Czy wyczarował boginię, która zniknęła w czarnej wodzie jeziora i wyłoniła z niej niczym Afrodyta o oliwkowej skórze połyskującej jak satyna?
Nie była marmurowym posągiem, białym, zimnym i twardym, tylko kobietą z krwi i kości. Długonogą i smukłą. Jej dłonie w jego dłoniach były wystarczająco realne. Instynktownie poszukał kciukiem pulsu i wyczuł go na nadgarstku.
– Jednak prawdziwa… – powiedział na wpół do siebie.
Chociaż teraz była ubrana, obraz jej nagiego ciała dokładnie odcisnął mu się w mózgu. Jej ciało było ucieleśnieniem erotycznej fantazji, z istnienia której nawet nie zdawał sobie sprawy. Mocne, gibkie, bardzo kobiece.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel