Jak zostać hrabiną
Przedstawiamy "Jak zostać hrabiną" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Eleanor jest damą do towarzystwa zgorzkniałej arystokratki. Zmuszona znosić jej humory, marzy o odmianie losu. Jej jedyną rozrywką są wizyty lorda Petera Lavenhama. Co prawda ten przystojny arystokrata cieszy się nie najlepszą opinią, ale jest bystry, ma poczucie humoru i lubi towarzystwo Eleanor. Powinna być zachwycona, gdy Lavenham prosi ją o rękę, tymczasem reaguje na jego propozycję... ucieczką. Oburzyły ją motywy jego oświadczyn i cyniczne poglądy na małżeństwo. Woli zostać starą panną, niż żyć z człowiekiem, który nigdy jej nie pokocha. Peter rusza jej śladem, bo choć deklarował, że nie wierzy w miłość, bez Eleanor jego świat stał się dziwnie pusty i smutny...
Fragment książki
– Naprawdę jesteś głupia – zdenerwowała się lady Bradbury, gdy Eleanor po raz kolejny wyjrzała przez okno. – Co z tego, że świetnie władasz łaciną i greką, skoro brak ci życiowej mądrości?
Chyba rzeczywiście nie jestem najmądrzejsza, zgodziła się z nią w duchu Eleanor. Słodki Boże, dlaczego tak się ekscytuję dzisiejszą wizytą lorda Lavenhama?
To głupie, a jednak nie umiała nad tym zapanować. Od rana, a dokładniej od chwili, gdy otworzyła oczy, myślała tylko o tym.
– Oczywiście, i jestem tego świadoma – odparła.
Bo niby czemu taki przystojny mężczyzna miałby zwrócić uwagę na taką pospolitą pannę jak ona?
Gdy lord Lavenham po raz pierwszy składał wizytę lady Bradbury, dla której Eleanor pracowała, gapiła się na niego jak urzeczona, ukrywając twarz za filiżanką herbaty. Gdyby miała choćby odrobinę talentu, spędziłaby godziny przy sztaludze, próbując stworzyć jego portret. Z drugiej jednak strony, zapewne nawet żaden z flamandzkich mistrzów nie zdołałby uchwycić blasku tych niepokojąco ciemnych oczu.
Były jak obietnica grzechu, na ich widok miękły jej kolana, wyobraźnia podsuwała śmiałe scenariusze. Ale małżeństwo? Wbrew niepochlebnej opinii lady Bradbury, Eleanor nie brakowało rozumu. Lavenham oprócz powalającej urody miał też tytuł i majątki rozsiane po całej Anglii. Natomiast ona zarabiała na chleb jako dama do towarzystwa.
– Nie snuj głupich fantazji – ciągnęła lady Bradbury zachęcona milczeniem Eleanor. – Może poświęci ci godzinę lub dwie, gdy dopadnie go nuda i nie będzie miał nic lepszego do roboty, ale wcześniej czy później wróci do Londynu i szybko o tobie zapomni. To przecież oczywiste.
Eleanor musiała ugryźć się w język, by powstrzymać się od ciętej riposty. Czyżby lady Bradbury sugerowała, że lord Lavenham najpierw zawróci jej w głowie, a potem porzuci jak zniszczoną rękawiczkę? Dlaczego przypisywała mu cechy, których nie posiadał? Przecież zawsze zachowywał się jak na dżentelmena przystało. Nie obrzucał Eleanor obleśnymi spojrzeniami, nie czynił niestosownych uwag, nie próbował zdybać jej w ciemnym kącie, by skraść pocałunek. Żadna ze służących nie skarżyła się na niego, a przecież gdyby był takim rozpustnikiem, jak sugerowała jej pracodawczyni, na pewno wcześniej czy później wyszłoby to na jaw.
Chociaż Eleanor pracowała u zgorzkniałej arystokratki zaledwie kilka tygodni, nauczyła się traktować jej opinie z dużą dawką nieufności. Starsza pani cierpiała z powodu artretyzmu, ból ją ograniczał, musiała zrezygnować z wielu rzeczy, które kiedyś sprawiały jej przyjemność. Może dlatego wiecznie pomstowała na wszystko i na wszystkich. W dodatku mąż zostawił jej w spadku głównie długi, a rodzina nie kwapiła się do pomocy.
– Powiem ci, jak to się skończy – perorowała niestrudzenie. – Okryjesz się niesławą. A wówczas nie będę miała wyboru, będę musiała ci wymówić.
– Jestem pewna, że nic takiego się nie stanie – zapewniła ją Eleanor. Nie wierzyła, by lord Lavenham był zdolny do podłości.
– Stanie się, jeśli będziesz się do niego tak mizdrzyć jak ostatnio.
Wcale się do niego nie mizdrzyła. A może jednak tak? Owszem, lubiła z nim rozmawiać, jednak po spędzeniu kilku godzin z lady Bradbury każdy elokwentny i inteligentny rozmówca był na wagę złota. Eleanor po prostu nudziła się jak mops w domu na odludziu, skazana na towarzystwo zrzędliwej i wiecznie niezadowolonej arystokratki. Dlatego zawsze niecierpliwie czekała na kolejną wizytę lorda Lavenhama, bo opowiadał o przeczytanych ostatnio książkach i dzielił się ploteczkami z Londynu.
No dobrze, nie tylko dlatego nie mogła się doczekać następnego spotkania. Doceniała, że lord Lavenhama ciężko się napracował, by przełamać jej nieśmiałość, i zachęcił do – jak na nią nieulękłego – wyrażania swych opinii. Wreszcie poczuła się przy nim na tyle swobodnie, że odważyła się dyskutowała na każdy temat, który poruszył. Szybko odkryła, że jest wnikliwym, oczytanym i inteligentnym obserwatorem rzeczywistości. Zupełnie jakby po długiej wędrówce po pustyni dotarła wreszcie do oazy. Od śmierci rodziców bardzo jej brakowało głębokich i mądrych rozmów, a lord Lavenham wypełnił tę lukę. Jego celne, zaprawione humorem uwagi bardzo ją bawiły. Poruszali tematy, które zupełnie nie interesowały lady Bradbury. Czasami przynosił nową książkę lub pamflet, słusznie zakładając, że Eleanor zainteresują poruszane tam sprawy. Nigdy jednak z nią nie flirtował, po prostu prowadzili długie ożywione rozmowy. Nigdy się też do niego nie mizdrzyła.
Nawet nie wiedziałaby, jak to robić. Nie próbowała wywierać wrażenia strojem czy fryzurą, nie była kokietką. Na ogół postrzegano ją jako prostą i do bólu praktyczną pannę.
Zapewne dlatego nie wyszła za mąż i musiała zarabiać na chleb jako dama do towarzystwa jędzowatej lady Bradbury.
– Ten chłopak jest taki sam jak jego ojciec. Wspomnisz moje słowa. Nie wie, co to honor, żaden z nich nie miał o tym bladego pojęcia. – Lady Bradbury prychnęła z dezaprobatą.
Ach, to przynajmniej w części wyjaśniało jej niechęć do lorda Lavenhama. Uważała, że poszedł w ślady ojca. Tak, o wyczynach starszego pana krążyło wiele opowieści, a Eleanor musiała ze wstydem przyznać, że uwielbiała słuchać lokalnych ploteczek. A teraz była zadowolona, że odkryła, dlaczego pracodawczyni jest tak uprzedzona do lorda Lavenham a. Ojciec często wbijał Eleanor do głowy, że nic nie dzieje się bez powodu. Zawsze istnieje logiczne wyjaśnienie z pozoru irracjonalnych ludzkich zachowań.
– W zasadzie powinnam cię odprawić, ponieważ jawnie go uwodzisz. Tak, to było skandaliczne zachowanie. I pewnie bym to zrobiła, ale wiem, jak trudno o dobrą damę do towarzystwa, która zgodziłaby się zamieszkać na takim pustkowiu. Jedyne, co można zobaczyć przez okno, to pagórki, drzewa i owce. A ja chciałabym zobaczyć ludzi. Oto czego najbardziej mi brakuje.
Eleanor zrobiło się żal pracodawczyni. Z powodu choroby lady Bradbury musiała zrezygnować z wielu zajęć, które lubiła, na przykład z gry na pianinie czy haftowania. Z pewnością byłaby mniej zgryźliwa, gdyby nie doskwierała jej potworna nuda. Nie popadałaby tak często w smętny nastrój, mieszkając na przykład w Bath, gdzie nietrudno o towarzystwo innych pań i zawsze jest o kim plotkować. Może i była tu nieszczęśliwa, ale nic nie tłumaczyło jej niesprawiedliwych oskarżeń wobec Eleanor.
– Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, że tak często mnie teraz odwiedza – ciągnęła lady Bradbury wciąż ze skwaszoną miną. – Zanim cię zatrudniłam, przyjeżdżał raz w roku i tylko po to, by przejrzeć księgi.
Naprawdę? Eleanor pozwoliła, by w jej sercu zagościła głupia nadzieja. Może przyjeżdża tu dla mnie? Może jednak trochę mnie polubił?
– A już wizyty o tej porze roku to naprawdę niemal cud. Zwykle Boże Narodzenie spędzał na przyjęciach, szukając towarzystwa kobiet, których nie waham się nazwać upadłymi.
Zgodnie z tą frazą, Eleanor natychmiast upadła na duchu. Nic nie mogła poradzić na to, że natychmiast oczami wyobraźni ujrzała, jak lord Lavenham zawzięcie flirtuje z nieziemsko piękną i bezwstydną kokietką. Miałby z tego zrezygnować, by spędzać czas z prostą i niezbyt atrakcyjną starą panną? Co skłoniło jej pracodawczynię do takiego przypuszczenia?
– Być może bywa tu tak często z powodu… – zaczęła Eleanor.
Jednak lady Bradbury nie pozwoliła jej skończyć. Stuknęła mocno laską o ziemię i niemal wysyczała:
– Nie pozwolę mu uwieść mojej damy do towarzystwa bez względu na to, jak bardzo będziesz go zachęcać, rozumiesz?
Uwieść ją? I ona niby go zachęca?
– Lady Bradbury, nigdy go do niczego nie zachęcałam.
– Nie udawaj niewiniątka. Jestem stara, ale mam oczy i uszy. Trzęsiesz się z podekscytowania jak galareta, bo obiecał, że dziś przyjedzie. Masz nadzieję, że będzie jak ostatnio. Bezwstydnie z nim flirtujesz i wciąż chichoczesz jak pensjonarka.
Tym razem Eleanor naprawdę się zawstydziła. Cóż, rzeczywiście podczas ostatniej wizyty Lavenhama nieustannie chichotała. Dostała nawet takiego ataku śmiechu, że prawie zabrakło jej tchu, chociaż nie pamiętała, co ją tak rozbawiło. Właściwie częściej niż stwierdzenia lorda rozśmieszał ją sposób, w jaki je wypowiadał, czego oczywiście jej pracodawczyni zupełnie nie rozumiała.
– Nie zamierzam tego tolerować, rozumiesz? – mówiła dalej lady Bradbury. – Jeżeli zależy ci na tej posadzie, nie odzywaj się do niego.
– Mam milczeć jak zaklęta? To uchybi zasadom grzeczności, jak sądzę. A jeśli mnie o coś zapyta?
– Będzie okazja, byś wykazała się inteligencją. Może nie jestem zbyt oczytana, ale nie jestem też głupia. Nie próbuj mnie przechytrzyć. Nie wolno ci przebywać z nim sam na sam. Jeśli wejdzie do pokoju, w którym jesteś, masz natychmiast wyjść, a posiłki będziesz jadać u siebie.
Równie dobrze lady Bradbury mogłaby ją zamknąć w pokoju i w ogóle nie wypuszczać. Nie wolno jej widywać lorda Lavenhama? Nie wolno zamienić z nim nawet jednego słowa?
To nie do zniesienia.
Westchnęła, przyciskając dłonie do żołądka, który coraz bardziej ją bolał.
A może lady Bradbury postępowała słusznie, karząc ją w ten sposób? Okazywanie sympatii mężczyźnie, który był poza zasięgiem, to oczywista głupota i proszenie się o kłopoty. Lord Lavenham, jeśli wierzyć plotkom, mógł bez trudu zdobyć przychylność najpiękniejszych i najbogatszych dam z towarzystwa.
– Dziękuję, milady – odparła Eleanor słabym głosem.
I rzeczywiście była wdzięczna, bo nie powinna tracić głowy dla mężczyzny, który traktował ją miło, ale nigdy nie odwzajemniłby jej uczuć. Jedyne, co mógł jej zaoferować, to litość.
***
Lord Lavenham właśnie zamierzał wyciągnąć nogi w stronę kominka, bo po mroźnym dniu spędzonym na polowaniu był nieco zziębnięty. W tym samym momencie usłyszał odgłos kroków, bez wątpienia należących do panny Mitcham.
Nie miał pojęcia, czym jej się naraził, ale odkąd przybył do Chervil House, wyraźnie go unikała. Nie zamierzał pozwolić, by traktowała go jak powietrze i uznał, że pora się z nią rozmówić.
Niemal wstrzymał oddech, gdy ostrożnie otworzyła drzwi. Gdyby go dostrzegła, oczywiście zarumieniłaby się, wymamrotała coś niezrozumiale i uciekła. Nawet nie zdążyłby się z nią przywitać. Na szczęście siedział w fotelu z wysokim oparciem i tyłem do drzwi, więc stojąc w progu, nie mogła go zobaczyć. Oczywiście jako dżentelmen, gdy tylko weszła do pokoju, powinien natychmiast wstać, ale nie zamierzał popełnić tego błędu. Znów by uciekła, a on chciał, by wytłumaczyła się z dziwnego zachowania.
Zamarł w bezruchu, gdy weszła do środka, szepcząc, że ominie ją herbata i przede wszystkim ciasteczka. Uśmiechnął się pod nosem. Jakie to dla niej typowe. Służba podziwiała anielską cierpliwość Eleanor, która z pogodnym uśmiechem znosiła wieczne zrzędzenie lady Bradbury, jednak czasami zza maski układnej panny wyzierała, tak jak teraz, prawdziwa Eleanor. Była wyraźnie zła, że pracodawczyni wydała jej bzdurne polecenie w chwili, gdy siadały do herbaty. Dopiero gdy dotarła do biurka pod oknem i otworzyła szufladę, stanął dokładnie między nią a drzwiami.
Odwróciła się gwałtownie, była wyraźnie przestraszona. To go zdziwiło, bo zazwyczaj patrzyła na niego niemal z uwielbieniem, który zamieniał się w grzeczne zainteresowanie, gdy sobie uświadamiała, że jest jedynie damą do towarzystwa.
– Bardzo przepraszam, że panu przeszkodziłam – powiedziała. – Nie zauważyłam, że pan tu przebywa. – Wbiła wzrok w dywan, choć dotąd zawsze śmiało patrzyła mu w oczy, chyba jak nikt inny. Podobało mu się to, miał wrażenie, że zagląda w głąb jego duszy i dostrzega to, czego inni nie widzą. – Jeszcze raz przepraszam – szepnęła.
– A gdybym odparł, że wcale mi nie przeszkadzasz i proszę, żebyś tu została? Co wtedy byś zrobiła?
Nie odpowiedziała, tylko przygryzła wargi i próbowała go wyminąć. Nadal unikała jego spojrzenia, jakby był niebezpieczną bestią, której lepiej nie drażnić.
– Wiedziałem… – Przeszedł przez pokój i zamknął drzwi. – Zatem miałem rację, unikasz mnie, bo nie chcesz być ze mną sam na sam. – Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o drzwi.
Spojrzała na niego, a potem na fotel, na którym przed chwilą siedział.
– Specjalnie udawałeś, że cię tu nie ma, tak? Czekałeś na mnie?
Czy czekał? Niekoniecznie, nie był na tyle głupi, by na poważnie zainteresować się kobietą o jej pozycji. Chciał tylko wyjaśnić sytuację.
– Po prostu jestem ciekaw, co takiego zrobiłem, że mnie unikasz? Zachowałem się niestosownie? – Gdy zarumieniła się i zwiesiła głowę, dodał naglącym tonem: – Tak czy nie? Nie mam pojęcia, o co chodzi. Kiedy byłem tu ostatnio, odniosłem wrażenie… – Cóż, odniósł wrażenie, że lubi jego towarzystwo, zresztą z wzajemnością. – Nie wypiłem za dużo, więc nie wierzę, że mogłem ci w czymś uchybić. – Pamiętał, że miło rozmawiali i dużo się śmiali. W jej obecności po raz pierwszy w życiu odczuł silną więź z innym człowiekiem, swoiste poczucie wspólnoty, czego dotąd nie doświadczył.
Oto kolejny dowód, jak zwodnicze są wszelkie uczucia, pomyślał smętnie i dodał:
– Skoro nie masz odwagi powiedzieć mi prosto w twarz, dlaczego traktujesz mnie jak trędowatego…
– Trędowatego? Och, skądże – zaprotestowała gwałtownie. – Nie zrobiłeś nic złego. Chodzi o mnie… To moja wina.
– Nie rozumiem.
– Boże, to takie krępujące – szepnęła i znów spłonęła rumieńcem. – Jednak jestem ci winna szczerą odpowiedź. Nie mogę pozwolić, byś czuł się winny i wierzył, że zrobiłeś coś niestosownego, obraziłeś mnie lub przestraszyłeś.
Lubił ją właśnie za to, że była do bólu szczera. Nie krygowała się, nie próbowała mu schlebiać. Była bystra i miła. Teraz wydawała się zmieszana, a on wierzył, że tak było w istocie, że niczego nie udawała.
– Lady Bradbury uważa… że ci się narzucam.
Narzuca mu się? To ostatnia rzecz, która przyszłaby mu do głowy. Eleanor nie miała pojęcia o flircie i na pewno nie była kokietką. Nawet ubierała się tak, jakby chciała być niewidzialna.
– Zabroniła mi przebywać z tobą sam na sam – dokończyła Eleanor, widząc, że zaniemówił ze zdumienia.
– Co takiego? – Dlaczego ta stara zołza oskarżyła Eleanor o flirt? A gdyby tak było w istocie, co zamierzała zrobić? Wyrzucić Eleanor? Za kogo ona się uważa?
– To oczywiście nieprawda – zapewniła szybko Eleanor. – Nigdy bym się nie ośmieliła… A ty nigdy nie próbowałbyś…
– Oczywiście – uciął. Dobrze, że chociaż ona mu ufała, w przeciwieństwie do rodzonej ciotki. Chociaż czy jakakolwiek kuzynka postrzegała go w korzystniejszym świetle? Jego ojciec był łajdakiem, a one często powtarzały, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Od kiedy zaczął się interesować dziewczętami, kuzynki komentowały jego podboje miłosne, przypisując mu motywy dalekie od prawdziwych, a także rozwiązłość. Im mocniej protestował, tym zacieklej go atakowały. W końcu znużony walką pogodził się z myślą, że przypięły mu łatkę cynicznego uwodziciela.
Efekt był taki, że powszechnie uznano go za rozpustnika i wszystkie matki panien na wydaniu pilnowały, by nie zbliżał się do ich pociech. To skazało go na kontakty z kobietami, które nie oczekiwały emocjonalnego zaangażowania i zadowalały się czerpaniem przyjemności z seksu.
Nie martwił się tym, bo tak było wygodniej. Do teraz.
– Nigdy bym cię nie uwiódł. – Za bardzo ją lubił, by wykorzystać, a potem szybko porzucić. Poza tym nie miała rodziny, więc gdyby ją skrzywdził, nikt nie udzieliłby jej pomocy.
– Wiem. Nie jestem tego typu kobietą, prawda?
W istocie nie była, dlatego tak bardzo ją polubił.
– Zabroniła ci ze mną rozmawiać? To dlatego na mój widok od razu próbowałaś uciec z pokoju? I zapewne dlatego nie zasiadłaś z nami do kolacji. A tylko dzięki naszym rozmowom byłem w stanie znieść wizyty w tym domu. – Nie skłamał, bez Eleanor poczuł się dziwnie osamotniony, co nigdy wcześniej mu nie przeszkadzało.
– Niezły z ciebie blagier – stwierdziła wesoło już rozluźniona. – Byłeś na polowaniu? – spytała, lustrując jego strój.
– Tak, wybrałem się na łowy – odpowiedział jak zawsze, gdy pytano go, dlaczego odwiedza ciotkę, ale odrzuca wiele innych zaproszeń. – Lubię przebywać na powietrzu. Nie muszę się elegancko ubierać ani przeciskać przez tłumy. Nikt nie szepcze mi do ucha plotek, nikt nie plotkuje o mnie, nie zastanawia się, czy kiedykolwiek się ożenię i czym się zajmuję. Mój umysł odpoczywa. Jestem wolny, na mojej ziemi mogę robić, co mi się podoba. A miłym zakończeniem miłego dnia byłaby pogawędka z tobą. – Uwielbiał z nią rozmawiać, bo cenił jej inteligencję. Była bystra, lecz nie napastliwa, co było typowe dla kobiet domagających się takich samych praw, jakie przysługują mężczyznom, i które nazywano Niebieskimi Pończochami. Nawet gdy nie byli zgodni na przykład w ocenie przeczytanej ostatnio książki, ich dyskusje nigdy nie przeradzały się w kłótnie.
– Cóż, przykro mi – szepnęła i znów zwiesiła głowę. Jemu też zrobiło się przykro, bo przecież jeszcze przed chwilą widział w jej oczach wesołe błyski. – Podczas twoich wizyt będę jeść posiłki w moim pokoju. W ogóle nie powinnam z tobą rozmawiać, jeśli nie chcę stracić posady. Cóż… – Ruszyła w stronę drzwi.
– Chwileczkę. – Złapał ją za rękę. – Czy dobrze zrozumiałem? Lady Bradbury zagroziła, że cię wyrzuci, jeśli ośmielisz się ze mną rozmawiać?
– Owszem. Dlatego wybacz, ale nie chcę wylecieć na bruk ani stracić reputacji.