Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Jak zostać księżniczką (ebook)
Zajrzyj do książki

Jak zostać księżniczką (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron384
ISBN978-83-276-9124-8
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyA Princess by Christmas
TłumaczHanna Dalewska
Język oryginałuangielski
EAN9788327691248
Data premiery2022-11-03
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Hollis prowadzi odziedziczoną po mężu gazetę. Nudne pismo o finansach przekształciła w poczytny magazyn, pełen najświeższych ploteczek i praktycznych porad. Po trzech latach odczuwa znużenie błahymi tematami, pragnie pisać o poważnych sprawach. Nadarza się ku temu świetna okazja, bo w Anglii toczą się rokowania pokojowe dwóch europejskich państw i odbywają liczne przyjęcia dyplomatyczne. Na jednym z nich uwagę Hollis zwraca mężczyzna, który zamiast się bawić, bacznie obserwuje otoczenie. Gdy zdradza jej powód takiego zachowania, Hollis proponuje mu pomoc w jego tajnej misji. Liczy na ekscytującą przygodę u boku interesującego mężczyzny, tymczasem konsekwencje tej decyzji przejdą jej najśmielsze oczekiwania. 

Fragment książki

Wdowa Hollis Honeycutt nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie pozwolą jej przekroczyć bramę Pałacu Świętego Jakuba. Stała tu jak ten kołek w płocie, a wszędzie wokół tłoczyli się dżentelmeni i owiewali ją męskimi zapachami, czyli wonią tabaki i cytrusów. Takiej kobiecie jak ona, już nie najmłodszej, ale z temperamentem, której tak bardzo brak zmarłego męża, może i powinno sprawiać to przyjemność, a jednak jakoś nie przypadło jej do gustu. Bo ci dżentelmeni byli strasznie rozgadani i przekrzykiwali się w różnych językach, a także tłoczyli się ponad wszelka miarę. Co chwila któryś z nich ją popychał, a potem, niby skruszony, wykrzykiwał:
– Och! Pardon!
Była bardzo zła, że aby napić się herbaty z siostrą, musi swoje odstać w tej przeklętej kolejce. Owszem, jej siostra, Eliza Tricklebank, która kiedyś mieszkała w Londynie przy placu Bedforda, a więc w miejscu, gdzie na pewno nie mieszkają tylko ci najznamienitsi, obecnie była księżną i przyszłą królową Alucji, a także gościem królowej Wiktorii. Ale to wcale nie znaczyło, że przestała być jej siostrą. Dlatego Hollis, warując przed tą bramą, czuła się jak żebraczka. Do tego wciąż była zniesmaczona wczorajszym spotkaniem, zresztą już nie pierwszym, z odpychającym i zadzierającym nosa panem Shorehamem z Biblioteki Londyńskiej.
Donovan, jej służący, z którym była już tak zżyta, że mówili sobie po imieniu, stał obok niej, z jawną niechęcią spoglądając na dżentelmenów z kolejki, która bardzo powoli posuwała się do przodu. Donovan był jedynym mężczyzną w życiu Hollis, który z niezmąconym spokojem znosił jej paplanie. Chociaż może nie jedynym, bo podobną cnotą obdarzony był również jej ojciec. A także lord Beckett Hawke, z którym łączyła ją bliska znajomość, z tym że Beck po prostu jej nie słuchał. Co innego Donovan, który słuchał jej uważnie, po czym przekazywał, co o tym wszystkim myśli. Nierzadko też zabierał głos, gdy nikt go o to nie prosił. Jak choćby teraz:
– Pozwolę sobie zauważyć, że dziś jesteś pełna determinacji. Chociaż akurat tobie zdarza się to często.
– Owszem, może czasem jestem uparta jak osioł, ale dziś mam do tego wszelkie prawo!
Donovan zaśmiał się i w tym momencie kolejka znów przesunęła się kawałek do przodu. Hollis też, a kiedy spojrzała w bok, zauważyła jakiegoś wysokiego dżentelmena, który wcale nie gadał jak najęty, tylko milczał i stał w tym tłumie jakby na uboczu. Miał ciemne i jak na obecną modę za długie włosy, za to w ramionach był o wiele szerszy niż pozostali dżentelmeni. Chociaż może i nie, wcale nie szerszy, tylko surdut w ramionach był porządnie wywatowany. Natomiast głowę miał dziwnie przekrzywioną i sprawiał wrażenie, jakby czuł się tu zagubiony. Ale nic dziwnego, skoro kolejka gości zaproszonych na herbatę u królowej była koszmarnie długa, a strażnicy pałacowi nie bardzo sobie z tym wszystkim radzili. Po co więc spraszać na herbatę aż taki tłum? Być może po to, by podkreślić znaczenie rozmów pokojowych między Alucją a Weslorią, które miały rozpocząć się w poniedziałek. Więc zaproszono wszystkich reprezentantów obu królestw, by razem posiedzieli przy herbatce w przyjacielskiej atmosferze, dzięki czemu złagodnieją i szybciej dojdą do porozumienia.
Zauważyła, że czarnowłosy dżentelmen o szerokich barach zrobił krok w jedną stronę, potem w drugą, jakby nie mógł się zdecydować. I raptem znikł jej z oczu. Spojrzała więc znów przed siebie, a kolejka posuwała się do przodu i po jakimś czasie doszli wreszcie do wartowni. Donovan podał jednemu ze strażników jej zaproszenie, strażnik odebrał i wszedł do wartowni, a do bramy podchodziło trzech dżentelmenów. Szli bardzo zdecydowanie, nie popatrując na boki, więc Donovan chwycił Hollis pod ramię i odciągnął na bok.
– A co im tak śpieszno… – mruknęła, poprawiając kapelusz, który nieco się zsunął. – Czyżby bali się, że herbata wystygnie?
– Albo że zabraknie ciasteczek – dodał złośliwie Donovan. – Pójdę dowiedzieć się, dlaczego strażnik nie wraca.
Wszedł do wartowni, a do bramy znów podchodziła kolejna grupa dżentelmenów, którzy mogli już wejść do środka. Również szli szybkim krokiem, więc Hollis przezornie usunęła się na bok, ale podczas tego manewru potknęła się o krawężnik i prawie wpadła na ścianę. Na szczęście zapobiegły temu silne ręce, które pochwyciły ją za łokcie i pomogły odzyskać równowagę.
– Och! – Spojrzała w górę, by zobaczyć, kto wybawił ją z opresji, i okazało się, że to ten ciemnowłosy i zagubiony dżentelmen, którego zauważyła już wcześniej.
Z tym że już nie był zagubiony, tylko zaniepokojony, bo przemknął po niej spojrzeniem, sprawdzając, czy dama nie doznała żadnego uszczerbku. A oczy miał duże i jasnobrązowe, natomiast skórę o wiele ciemniejszą niż Brytyjczycy, czyli na pewno był obcokrajowcem. Ponownie omiótł ją wzrokiem i nie czekając na słowa podziękowanie, skinął głową i podszedł do wartowni. Widziała, jak wręczał zaproszenie strażnikowi, który rzucił na nie okiem i oddał mu je, mógł więc już wejść, ale stał niczym wmurowany i rozglądał się wokół. Po chwili wsunął zaproszenie do kieszeni i ruszył z miejsca, ale nie do bramy pałacu, tylko w stronę przeciwną.
W tym momencie pojawił się Donovan i oznajmił:
– Możesz już wejść.
Podprowadził do bramy i pokazał zaproszenie strażnikowi, a on wskazał drzwi, do których trzeba będzie zapukać.
– Raptem połowie Londynu zachciało się napić herbatki – mruknęła Hollis, znaleźli się na zatłoczonym dziedzińcu. – I to sami dżentelmeni! A Beck, kiedy zaprosiłam go kiedyś na herbatę, prychnął i powiedział, że to dobre dla babć i plotkarek.
– Ale to jest herbata u królowej, a nieczęsto dostaje się zaproszenie od Jej Królewskiej Mości!
Podeszli do wskazanych przez strażnika drzwi, a gdy Donovan zapukał, w progu pojawił się jakiś mężczyzna, który odebrał zaproszenie, rzucił na nie okiem i powitał uprzejmie Hollis.
– Witam, pani Honeycutt. Jestem Bellingham, młodszy kamerdyner. Pozwoli pani, że ją poprowadzę. Wracam tu za chwilę.
– Dziękuję – odparła Hollis.
Młodszy kamerdyner wycofał się, a Donovan wyjął z kieszonki zegarek.
– O której przyjechać po ciebie? Może za godzinę?
– Dziękuję, ale nie ma takiej potrzeby. Eliza na pewno się postara, by odwieziono mnie do domu.
Donovan schował zegarek do kieszonki i odezwał się przyciszonym głosem:
– Pięknie dziś wyglądasz i bardzo dobrze, bo masz okazję rozejrzeć się za przyszłym mężem. Na pewno zjawiło się tu mnóstwo bogatych dżentelmenów.
– Och, przestań… A ty gdzieś się wybierasz dziś wieczorem, Donovanie?
Uśmiechnął się, a Hollis nie mogła oderwać od niego oczu. Był niezwykle przystojny, a kiedy się uśmiechnął, stawał się zniewalający.
– Lepiej nie pytaj! – rzucił żartobliwie. – A jak tam z tobą? Bardzo zdenerwowana?
– Ja? Ależ skąd!
– W takim razie już znikam. Życzę ci, żebyś miło spędziła czas z siostrą i siostrzenicą. A potem opowiesz mi, co tu się działo.
Mrugnął wesoło, skłonił się i odszedł, a kiedy podchodził do bramy, Hollis po raz kolejny zauważyła smagłego i ciemnowłosego dżentelmen, który już nie sprawiał wrażenia, jakby czuł się tu niepewnie. Wręcz przeciwnie, szedł tak szybko, że poły płaszcza powiewały.
W otwartych drzwiach pojawił się znów młodszy kamerdyner.
– Pani Honeycutt?
– Tak, tak, już idę! – powiedziała skwapliwie, przekraczając próg.

***

Cały Londyn z niecierpliwością czeka, kiedy znów zobaczy księżną Tannymeade z domu Tricklebank, która wraz z małżonkiem i nowo narodzoną córeczką, dziedziczką alucjańskiego tronu, niedawno zjechała do Londynu. Księżniczka Cecelia jest podobno uroczym cherubinkiem, po matce o zielonych oczach i ciemnowłosa jak ojciec, i już zaczęły się spekulacje, kto byłby odpowiednim kandydatem na jej męża. W klubie White’a najwięcej dżentelmenów stawia na dwuletniego syna pewnego angielskiego ministra.
Dziwne, że te spekulacje na temat malutkiej księżniczki budzą aż tak wielkie zainteresowanie, kiedy słychać też pogłoski o kłopotach w kręgach królewskich, a niewątpliwie to właśnie powinno zaprzątać uwagę.
Drogie Panie, nie zapominajcie, że sztywna krynolina zagraża Waszemu życiu. Bądźcie bardzo ostrożne, gdy stoicie na klifie. Silny wiatr jest bezlitosny, może zepchnąć ze skały i nieszczęsna istota, w suknie rozdętej jak balon, sfrunie w dół i zniknie pod wodą. A to przydarzyło się pani March z Scarborough.
Korespondentka Honeycutt’s Gazette

Po raz drugi już Hollis była wprowadzana do Pałacu Świętego Jakuba jak ktoś z rodziny królewskiej, ale nie była tym zachwycona. Na pewno czułaby się o wiele lepiej, gdyby wchodziła do swojego saloniku, żeby posiedzieć przy kominku. Ale jak trzeba, to trzeba. Szła więc posłusznie za Bellinghamem najpierw po schodach, na piętro, potem długim szerokim korytarzem, gdzie na ścianach wisiały portrety, pod ścianami stały konsole z marmurowym blatem, a z okien roztaczał się wspaniały widok na Park Świętego Jakuba. Następnie skręcili w bok i weszli w kolejny, też długi korytarz, gdzie wisiało jeszcze więcej portretów, a okna zasłonięte były aksamitnymi kotarami. Przeszli kawałek i Bellingham zapukał dwa razy w drzwi, które ktoś otworzył, a kamerdyner skłonił się i zaanonsował:
– Pani Hollis Honeycutt.
Na co rozległ się radosny okrzyk Elizy:
– Hollis!
Szybko weszła do środka i od razu zobaczyła rozpromienioną Elizę, która podążała ku niej przez tłum gości, a oni skwapliwie odsuwali się na bok, robiąc jej przejście. Szła bardzo szybko. Hollis ledwo zdążyła podać kamerdynerowi kapelusz i pozbyć się salopy, a Eliza już chwytała ją w objęcia.
– Spóźniłaś się, moja droga! Już się bałam, że w ogóle dziś cię nie zobaczę!
– Przepraszam, Elizo, ale musiałam coś przedtem zrobić.
– Dobrze, dobrze, nie gniewam się. – Uśmiechnęła się i zrobiła krok w tył, by przyjrzeć jasnoniebieskiej kreacji siostry. – Piękna suknia – pochwaliła.
– Ale taka obcisła… – zajęczała Hollis.
– Nie narzekaj. Kobieta powinna być w pasie cienka jak osa. Tak przynajmniej twierdzą, ale nie ukrywam, wcale tym się nie przejmuję.
– Bo ty zawsze wyglądasz pięknie, droga siostro.
Taka była prawda. Eliza zawsze wyglądała jak królowa, jakby nie była córką sędziego, tylko przyszła na świat w królewskiej rodzinie i los królowej był jej sądzony. Teraz trochę przytyła, ale nic dziwnego, skoro została matką, no i w oczach siostry zawsze wyglądała pięknie. I żyła jak w bajce. Miała cudownego i przystojnego męża, który ją uwielbiał, miała też córeczkę, słodkiego cherubinka. Mieszkała w pałacu pełnym służby, miała mnóstwo biżuterii oraz piękne suknie. I pewnego dnia rzeczywiście zasiądzie na tronie.
– Proszę wybaczyć, ale bardzo chciałbym przywitać się z szanowną panią!
To oczywiście był Beck, czyli lord Beckett Hawke, starszy brat Caroline, z którą Elizę i Hollis łączyła serdeczna przyjaźń, a on dla Hollis też był jak starszy brat. Zawsze ją wspierał, z tym że potrafił też się wymądrzać jak mało kto. Ale ona tym się nie przejmowała, bo przecież właśnie tacy są starsi bracia.
Niedawno zmarł jego leciwy wuj, a Beck, jako jedyny jego krewny, odziedziczył po nim tytuł i dobra niedaleko Londynu. A teraz siedział wygodnie na obitym czerwonym aksamitem krześle i przechyliwszy głowę nieco na bok, spoglądał na Hollis bacznie, trochę jak dziadek na swoje wnuczęta.
– Wyglądasz pięknie, Hollis. Usiądź tu koło mnie i opowiadaj, co u ciebie. Nie widzieliśmy się przecież kawał czasu.
– A co ty mówisz, Beck! Przecież trzy dni temu byłam u ciebie na obiedzie. I powiedz mi, dlaczego tak się rozsiadłeś, jakbyś szykował się do odbierania czynszu od swoich dzierżawców!
– A dlaczego nie? Czyżby gościom, którzy zawitają do tego pałacu, nie wolno było przysiąść?
– Nie zawsze…
W tym momencie tuż za nimi ktoś wykrzyknął radośnie:
– Hollis! Kochana moja!
Przez tłum gości przebijała się siostra Becka, Caroline, czyli lady Chartier, żona Leopolda, brata księcia Sebastiana. Szła uśmiechnięta, rozkładając ręce, a tuż za nią podążał małżonek. Po krótkiej chwili zatrzymała się przed Hollis, wzięła ją za ręce i cmoknęła w policzek, a książę Leopold jedną z dłoni Hollis wysunął z palców żony, pocałował i powiedział żartobliwie:
– Już się bałem, że gdzieś się zawieruszyłaś, Hollis. Na szczęście jesteś, i jak zawsze piękna.
– Dziękuję! – Hollis zgodnie z etykietą złożyła przed nim dworski ukłon. – A Wasza Wysokość jak zwykle bardzo miły i pogodny, czyli wiejskie życie naprawdę mu służy.
Hollis często bywała w rodzinnej posiadłości Hawke’ów w Sussex, koło wioski Bibury, gdzie Caroline i Leopold ukryli się przed światem po tym, jak mówiono w Londynie o niebywałym skandalu. Nikt nie wierzył, że wytrzymają na wsi dłużej niż jeden dzień, ale okazało się, że nie tylko wytrzymują, ale są bardzo zadowoleni.
Caroline cofnęła się o krok, by lepiej przyjrzeć się sukni Hollis.
– Pięknie wyglądasz. Wiedziałam, że tak będzie, bo umiem dobrać kolor, prawda?
Ta jasnoniebieska i ozdobiona koronką suknia była jej dziełem. Rok temu Caroline odkryła, że umie obmyślić nową suknię jak nikt i teraz damy z całego Londynu chciały mieć kreacje właśnie od Caroline.
– Suknia jest śliczna… – szepnęła Hollis. – Ale taka obcisła.
– Trudno… – zaczęła Caroline, ale nie dokończyła, ponieważ zagłuszyła ją Eliza.
– Hollis! Popatrz tam! Mój aniołek już tu jest!
Hollis spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła, że z tyłu, za Elizą, wśród tłumu dżentelmenów, pojawił się jeszcze jeden dżentelmen, który górował nad wszystkimi. Był to mąż Elizy, czyli Sebastian, książę Tannymeade, przyszły król Alucji. Kroczył dumnie, tuląc w ramionach malutką istotkę.
– Ojej! – zaniepokoiła się Caroline. – Czy takiego maluszka nie powinna nieść niania?
– Może i tak – przyznała Eliza – ale on uwielbia ją nosić. W ogóle jest naszym maleństwem zauroczony.
– Jak my wszyscy… – bąknęła Hollis, nie odrywając oczu od słodkiej siedmiomiesięcznej księżniczki Cecelii, która sprawiała wrażenie, jakby jeszcze przed chwilą spała głębokim snem, bo ciemne włoski miała rozwichrzone, a na jednym z pucołowatych policzków był rumieniec, czyli musiała spać na boczku. Spojrzała na wszystkich czujnie i wtuliła się główką w ramię ojca.
– Witaj, Hollis! – Rozpromieniony książę Sebastian pocałował ją w policzek. – Może chciałabyś potrzymać swoją siostrzenicę?
– O niczym innym nie marzę. – Ostrożnie odebrała od ojca jego latorośl.
Mała księżniczka nie opierała się, ale spoglądała na Hollis już nadzwyczaj czujnie. I była śliczna. Główkę miała obsypaną ciemnymi loczkami, oczy jasnozielone i słodkie, czerwone usteczka. Taki słodki dzidziuś, które chce się wciąż przytulać.
– Po prostu cudo – powiedziała rozczulona Hollis, przyciskając maleństwo do serca. – Kocham ją, i to bardzo. Bardziej już nie można.
– Ona jest prześliczna i przesłodka – powiedziała również rozczulona Caroline.
– A tak! – oświadczyła dumna mama, głaszcząc córeczkę po pleckach. – Nie chcę być zarozumiała, ale powiem szczerze, że ładniejszego dziecka to ja nigdy jeszcze nie widziałam.
Beck, który jednak podniósł na nogi, podszedł do nich, by też rzucić okiem na maleństwo.
– Wujku, a może wujek chce ją wziąć na ręce? – spytała z uśmiechem Caroline.
– O nie! Po pierwsze wcale nie jestem jej wujkiem, a po drugie kiedyś już ją wziąłem na ręce i obśliniła mi całe ramię. I mimo że po tym godnym pożałowania incydencie nadal byłbym skłonny wziąć ją na ręce, widzę przecież, że zakochani w swoim dzidziusiu rodzice nadzwyczaj niechętnie wypuszczają je ze swoich objęć.
I rzeczywiście, bo kiedy tylko malutka Cecelia zaczęła się wiercić, Eliza odebrała ją od Caroline.
– Elizo – zagadnął książę – chyba powinniśmy już zasiąść do stołu.
Dał ręką znak, kogoś przywołując, i natychmiast podeszła do nich ubrana na szaro młoda kobieta, czyli niania. Dygnęła, a Eliza zaczęła protestować.
– Ale ja jej tu tak nie zostawię!
– Przecież będzie pod dobrą opieką – zapewnił mąż.
– Wierzę ci, ale nie chcę rozstawać z nią ani na chwilę, kiedy wciąż mówią o tych zamieszkach.
Sebastian, czyli Bas, wyraźnie sposępniał i zerknął na szwagierkę, czyli na Hollis, jakby szukał u niej wsparcia, ale szybko spojrzała w bok. Bo co powinna teraz zrobić? Udawać, że o niczym nie wie? Przecież doskonale słyszała, o czym rozmawiało dwóch dżentelmenów przed Biblioteką Londyńską, gdy wybrała się tam, by porozmawiać z panem Shorehamem. Gdy podchodziła do drzwi, usłyszała, że ktoś mówi o Weslorii. Byli to dwaj dżentelmeni, którzy stali na chodniku parę kroków dalej i dość głośno rozprawiali. Jeden z nich powiedział, że słyszał pogłoski o zamieszkach w Weslorii.
– Czyżby zapowiadał się zamach stanu? – spytał ten drugi.
– Całkiem możliwe. Gospodarka Weslorii jest w rozsypce, czemu nie należy się dziwić, skoro od lat tam się nie gospodaruje, tylko spekuluje. Premier twierdzi, że jeśli król Maksim nie zdoła obronić się tak skutecznie jak wtedy, w St. Edys, to niebawem dojdzie tam do rebelii… – Wtem dostrzegł Hollis, przerwał swój wywód i spytał: – Może pani w czymś pomóc? Zabłądziła pani?
Coś tam bąknęła i weszła do biblioteki, a potem powiedziała Elizie o tym, co przypadkiem usłyszała, natomiast siostra przekazała to Sebastianowi i Leopoldowi, którzy uznali, że Hollis musiała się przesłyszeć

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel