Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Jest w tobie coś hipnotyzującego (ebook)
Zajrzyj do książki

Jest w tobie coś hipnotyzującego (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-6722-9
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Case for Temptation
TłumaczKrystyna Nowakowska
Język oryginałuangielski
EAN9788327667229
Data premiery2021-01-05
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Teagan straciła dla Jacoba głowę w chwili, gdy go zobaczyła. Po ich pierwszej namiętnej nocy dowiaduje się, że Jacob ma reprezentować w sądzie człowieka skarżącego jej brata o zniesławienie. Jest bardzo zżyta z rodziną, więc nie potrafi przejść nad tym do porządku dziennego i zrywa z nim znajomość. Jacob się jednak nie poddaje i uparcie szuka z nią kontaktu. Bo znajomość można łatwo zerwać, ale pożądania się tak łatwo nie wygasi...

Fragment książki


Gdy hotelowa winda bezszelestnie sunęła do jego apartamentu, Jacob Stone zerkał w lustrze na swoją towarzyszkę. Albo raczej pożerał ją wzrokiem. Jej smukłą sylwetkę w wytwornej kreacji, burzę jedwabistych jasnych włosów, długą szyję, owal twarzy…
Gdyby przyszło mu później stanąć przed sądem, musiałby przyznać, że pragnął, by ta zawarta dziś znajomość nie skończyła się na pogawędce. Ale tego rodzaju pragnienia chyba nie są zbrodnią ani nawet wykroczeniem?
Gdy w końcu zdobył się na odwagę i odszukał wzrokiem jej oczy, przerwała ciszę.
− Masz taką minę, jakbyś chciał mi wmówić…
− Wmówić?
− Wmówić mi, że nigdy nie skusiłeś na wieczornego drinka nowo poznanej kobiety? Nie dam się na to nabrać.
− Jeśli nie wierzysz, trudno. Ale ja właśnie debiutuję w te klocki.
− W te klocki? – powtórzyła ze śmiechem, udając, że nie wie, o co mu chodzi.
Zaproszenie na ten ślub w Los Angeles Jacob dostał sześć tygodni temu. I skoro żenił się jego bliski przyjaciel, Markus Lane, nie było wyboru. Musiał tu przyjechać, choć jego kancelaria adwokacka w Nowym Jorku absolutnie nie narzekała na przestoje w pracy. Miał jej nawał, zwłaszcza w związku z tą planowaną sprawą o zniesławienie, w której w imieniu swego klienta zawalczy przed sądem o dobrych parę milionów odszkodowania.
Uroczystość była wzruszająca i szumna, zakończona w ogrodzie wypuszczeniem w powietrze stadka białych gołębi. A potem, gdy zaczęło się wesele, z kieliszkiem szampana w dłoni wraz z tłumem gości powędrował do sali balowej. I tam szybko zapomniał o procesie, który czekał go w Nowym Jorku.
Na widok powalającej urodą nieznajomej zerwał się z miejsca i szarmancko odsunąwszy dla niej krzesło, zaprosił ją do swego stolika. Choć zmysłowy wyraz jej zielonych oczu na moment odebrał mu głos, zdołał się przedstawić, ale nazwiska tej kobiety nie dosłyszał. Dotarło do niego jedynie, że ma na imię Teagan.
Rozmowa z nią tak go pochłonęła, że nawet na torturach nie mógłby sobie przypomnieć uroczystych mów na cześć państwa młodych ani serwowanych potraw. Zapomniał o całym świecie, myślał tylko o niej. Gdy nowożeńcy odtańczyli walca weselnego, przygasły światła i orkiestra zagrała pierwszy taniec, Jacob zaprowadził Teagan na parkiet. Trzymając ją w objęciach, miał wrażenie, że oprócz ich dwojga na parkiecie nikogo nie ma.
Napawał się słodkim aromatem jej włosów, aksamitną gładkością skóry nagich pleców, bliskością ust niemal muskających mu wargi. Oczarowany nią bez reszty, postanowił, że ten wieczór tak nie może się zakończyć. I zaproponował jej drinka na górze.
− Dobrze – odparła krótko, dotykając opuszkami palców klapy jego smokinga.
Teraz jednak, gdy otworzyły się drzwi od windy i znaleźli się w progu jego apartamentu, dostrzegł, że się zawahała. I rzecz jasna jemu także udzieliło się poczucie skrępowania.
Napomknęła mu wcześniej, że mieszka w Seattle, gdzie prowadzi klub fitnessu. On wspomniał, że jest adwokatem, ale nie wdawał się w szczegóły na temat swojej pracy. Powiedział tylko, że jego ojciec jest z wykształcenia prawnikiem. Ona o swojej rodzinie nie zdradziła się ani słowem.

On raczej nie jest w twoim typie, powtórzyła sobie, zerkając na niego. Przecież zawsze pociągali cię niebieskoocy blondyni, a ten Jacob Stone ma oczy w kolorze bursztynu i ciemną czuprynę. I przypomina dzikiego kota poruszającego się zwinnie jak pantera i mającego spojrzenie wygłodniałego drapieżnika. Nie, ciebie to przecież nie kręci. Zawsze wolałaś u faceta łagodny błękit oczu, w których można się przeglądać jak w morskiej toni. Niemniej trzeba przyznać, ten człowiek ma w sobie coś hipnotyzującego…
Poczuła, że robi się jej gorąco. Tak samo jak wcześniej, kiedy z nim tańczyła. I powoli zaczęło do niej docierać, że jego urokowi chyba się nie oprze. Mimo że ledwie się poznali, a ona nie miała w zwyczaju iść na całość w takich sytuacjach...
− Wszystko w porządku, Teagan? – spytał, jakby czytając w jej myślach, odłożywszy na stolik kartę do apartamentu.
− Jasna sprawa – powiedziała, siląc się na lekkość w głosie. – Po prostu jestem trochę oszołomiona przepychem tego wnętrza.
Faktycznie włoskie marmury, stiuki na suficie, mahoniowe meble, kominek i obrazy na ścianach robiły wrażenie. Tak jak wrażenie robił dom jej ojca, urządzony niedawno przez jego drugą żonę. Wprawdzie jej ojca miliardera było stać na wszelkie luksusy, ale ona nie przepadała za ostentacją.
Ani Teagan, ani jej trzej starsi bracia nie byli zachwyceni nowym mariażem „papy”. Bo Eloise, ich macocha, oprócz tego, że uwielbiała pławić się w zbytku, miała poważniejsze wady. Ale wszyscy czworo kochali ojca bezwarunkowo, a za swym młodszym przyrodnim rodzeństwem, kilkuletnim bratem i paromiesięczną siostrzyczką, skoczyliby w ogień.
Miłość i solidarność rodzinna były dla nich najwyższą wartością, a wobec niedawnych wstrząsów w życiu Huntera seniora oraz wiszącego nad nim zagrożenia cały ich klan jeszcze mocniej zwarł szeregi. Jej samej ostatni rok też nie oszczędził cierpienia ani trudnych decyzji. Po traumie poronienia musiała pożegnać się ostatecznie z marzeniami o macierzyństwie i z tego powodu postanowiła się rozstać z partnerem. I w końcu, gdy wreszcie trochę otrząsnęła się z bólu, zaczęła godzić się z myślą, że skoro nie może mieć dzieci, to pewnie nie będzie jej pisany stały związek.
− Zamówię szampana – zaproponował Jacob, sięgając po słuchawkę.
− Szczerze mówiąc, wolałabym sok albo wodę.
− W takim razie spróbuję ci zrobić coś dobrego z tego, co mamy pod ręką.
Ściągnął krawat, zrzucił smoking i zakasawszy rękawy koszuli, zajrzał do lodówki. Gdy odwrócił się do niej tyłem, wykorzystała tę chwilę, by bezkarnie podziwiać jego opalone przedramiona i ukryte pod świetnie leżącymi spodniami szczupłe biodra i długie nogi.
− No proszę, nie zapomnieli nawet o świeżych ziołach − powiedział. − Do truskawek wolisz miętę czy bazylię? – spytał, wrzucając owoce i lód do shakera.
− Widzę, że znasz się na koktajlach, więc zdam się na twój wybór. A co do szampana, ostatni raz go piłam na weselu mojego brata.
Nie wspomniała, że na tej imprezie jej ojciec o włos uniknął śmierci w wybuchu bombowym i że to nie był pierwszy zamach na jego życie. I że wciąż grozi mu niebezpieczeństwo, bo policja nie złapała sprawcy.
− Z Grace, narzeczoną jednego z braci, przyjaźniłyśmy się w dzieciństwie, nasi rodzice zabierali nas na wspólne wakacje. Więc kiedy po latach okazało się, że ona z nim randkuje, o mało nie umarłam ze śmiechu.
− Masz kilku braci?
− Trzech starszych i dwójkę rodzeństwa z drugiego małżeństwa ojca, dziewczynkę i chłopca.
− Twoja mama wyszła powtórnie za mąż?
− Mama zmarła. Ale wracając do tamtego ślubu, na którym zjawili się razem, miałam niesamowitą niespodziankę, bo kiedyś, przed laty, Grace i Wynn strasznie darli koty.
− Czasem los lubi nas zaskakiwać, ale grunt, że dla ciebie to była miła niespodzianka.
− No właśnie. Co więcej, oni są stworzeni dla siebie. Wynn i Grace.
Gdy Jacob dolał do shakera odrobinę soku ananasowego i dorzucił laskę wanilii, by całym tym ustrojstwem potrzasnąć ze zręcznością prestidigitatora, mruknęła z podziwem:
− Masz niezłą wprawę.
− Jasne, że tak. Przez całe studia pracowałem jako barman.
To ciekawe, przecież wspomniał, że pochodzi z prawniczej rodziny, więc jak można przypuszczać, nie musiał zajmować się zarobkowaniem. Cóż, pewnie podobnie jak ona ceni sobie niezależność. Jej starsi bracia pracowali w założonym przez ojca medialnym imperium, ona poszła własną drogą. Ale z rodziną trzymała się blisko, zwłaszcza teraz, w obliczu zagrożenia zamachami na tatę.
− Choć do fuch barowych nikt mnie nie zmuszał, wolałem finansową samowystarczalność i dałem sobie z nimi spokój dopiero po zrobieniu aplikacji adwokackiej.
− W jakiejś dziedzinie prawa się specjalizujesz?
− W sprawach cywilnych. Najbardziej mnie kręcą procesy o zniesławienie.
− Rozumiem.
− No właśnie. Na przykład teraz będę reprezentować przed sądem pewnego słynnego aktora filmowego, którego jedna z gazet pomówiła o niecne machinacje.
− Jesteś jego pełnomocnikiem? – spytała zaciekawiona.
− Bingo, wasza wysokość.
− Ale co będzie, jeśli ten facet zażąda za zniesławienie horrendalnego odszkodowania? Jak wygra, ta gazeta nie pozbiera się finansowo i jej pracownicy pójdą na bruk.
− Cóż, to nie moje zmartwienie – odparł z przekonaniem. − Ja będę jego adwokatem, bo uważam, że za oszczerstwa trzeba ponosić konsekwencje.
Jej bracia, najstarszy Cole, Wynn, który jest z nich najmłodszy, i nawet Dex, który wśród nich ma więcej luzu niż oni, też nie wątpili w swoje racje i zrobiliby wszystko, co w ich mocy, by postawić na swoim. W jej żyłach również płynęła krew Hunterów, o czym często przypominał jej ojciec. Genów się nie wyprzesz, córeczko, powiadał.
− Spróbuj, czy to ci smakuje – powiedział Jacob, po czym nalał koktajl do szklanek.
− Pycha, naprawdę. Ale czuję, że muszę się do czegoś przyznać.
− Jeśli potrzebujesz adwokata, jestem do twoich usług – powiedział, puszczając oko.
− Rzecz w tym, że ja… ja normalnie nie daję się zwabić na drinka…
− Świeżo poznanemu facetowi? – dokończył za nią.
− Otóż to – odparła.
Musiała to wyjaśnić. Kiedy jednak Jacob pochylił się nad nią i ustami musnął jej wargi, uznała, że dalej nie będzie brnąć. Jest dużą dziewczynką i dobrze wiedziała, czym to się skończy. Jako nieodrodnej córce swego tatusia nie wolno jej teraz chować głowy w piasek.

Bywają w życiu takie chwile, gdy gwiazdy nam sprzyjają i przestajemy się wahać, przemknęło mu przez głowę. Gdy mamy pewność, że nie wolno zlekceważyć uśmiechu losu. Ona też to wyczuwa, doskonale wiedząc, do czego wszystko to zmierza. I tego właśnie pragnie.
Ten pocałunek rozwiewał do końca wszelkie wątpliwości. Teagan dosłownie zatopiła się w jego ramionach. Zarzuciwszy mu dłonie na kark, w namiętnym porywie przywarła do niego całą sobą, po czym zanurzyła palce w jego włosach. Gdy na moment oderwał od niej usta, zobaczył rozkosz malującą się w jej półprzymkniętych oczach.
− Nie narzucam zbyt szybkiego tempa? – spytał jednak, chcąc się upewnić.
Z uśmiechem potrząsnęła głową i zaczęła rozpinać mu guziki koszuli. Pieszcząc jego nagi tors, prawą ręką powędrowała niżej, by rozpiąć klamrę w pasku spodni. On nie pozostał dłużny, szybko zsunął jej sukienkę na podłogę. Gdy zrzucił spodnie i oboje ściągnęli bieliznę, pochwycił ją w objęcia, by zacząć długi pocałunek w usta.
Ich języki rozpoczęły gorący taniec, Jacob lekko ugiął nogi w kolanach i uniósł ją, zarzucając sobie w pasie jej nogi. Kiedy wieczorowe buty Teagan spadły ze stóp, nie przestając jej całować, zaniósł ją do sypialni.

Pragnęła tego od chwili, gdy w czasie ich wspólnego tańca zniknął cały świat. Nie mogła się tego doczekać.
Ułożył ją na wznak na prześcieradle, kołdrę odrzuciwszy na bok, po czym oderwał od niej wargi. W świetle wpadającym do sypialni z salonu widziała, jak ukląkł nad nią na łóżku. Podłożywszy sobie ręce pod głowę, na moment przymknęła oczy i wypuściła powietrze z płuc. W łagodnym półmroku nie odrywała wzroku od jego twarzy, mocno zarysowanej szczęki, wydatnych kości policzkowych, wysokiego czoła i tych rozświetlonych złocistym blaskiem, wpatrzonych w nią bursztynowych oczu i pełnych warg, których kąciki unosiły się w uśmiechu. Uśmiechu wyrażającym zachwyt.
Czekała na dalszy ciąg.
− Proszę, nie pytaj o zgodę… − szepnęła.
− Jesteś pewna?
Chciała wykrzyczeć „tak”, ale tylko skinęła głową, unosząc się na łokciach.
− Jestem pewna – powiedziała w końcu.
Ułożywszy się przy niej na boku, zapalił lampę na nocnym stoliku. Teagan była naga, on miał na sobie tylko skarpetki, których nie zdjął w salonie. Ku jej rozbawieniu, najwyraźniej zdążył o nich zapomnieć. Ciekawe, czy przyjdzie mi się kochać z prawie gołym facetem, przemknęło jej przez głowę. Tego jeszcze nie uprawiała i była więcej niż gotowa na eksperymenty.
Nie zauważył blizn na brzuchu, które codziennie oglądała w lustrze. Gdyby o nie spytał, odpowiedziałaby zgodnie z prawdą: „To pamiątka z dzieciństwa, po paskudnym wypadku rowerowym”.
Tymczasem Jacob znów pochylił się nad nią i pieścił ustami i językiem jej twardniejące sutki, wsłuchując się z lubością w wydawane przez nią ciche jęki rozkoszy. Gdy bliska orgazmu objęła mu plecy nogami, oderwał się od niej, by sięgnąć po prezerwatywę.
− Obawiam się, że nie wypuszczę cię stąd do rana – szepnął z roziskrzonym wzrokiem.
− Mam ci na to udzielić pozwolenia na piśmie? – spytała, z trudem panując nad przyspieszonym oddechem.
− Wystarczy mi zgoda ustna.
− Bardzo proszę, masz pozwolenie. Ale może jednak ściągnij skarpetki?
Szybko nałożył prezerwatywę, delikatnie rozchylił jej uda i powoli w nią wszedł. Z przymkniętymi oczami lekko uniosła biodra, by złapać z nim wspólny rytm. Początkowo niespieszny, potem coraz szybszy. Szczytowała o ułamek sekundy przed nim, gdy jego ciałem wstrząsnęły spazmy rozkoszy. To był najwspanialszy seks w jej życiu...



Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel