Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Już nie jestem twoim szefem / Niegasnące uczucie
Zajrzyj do książki

Już nie jestem twoim szefem / Niegasnące uczucie

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-525-2
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383425252
Tytuł oryginalnyRevealing Her Best Kept SecretThe Boss's Stolen Bride
TłumaczAnna Dobrzańska-GadowskaJulia Ryczyńska
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-06-13
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Już nie jestem twoim szefem" oraz "Niegasnące uczucie", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Elias Greyson jest zaskoczony, gdy jego asystentka Darcie Milne oświadcza, że wychodzi za mąż i rezygnuje z pracy. Kiedy spóźniony wpada na uroczystość, widzi, że coś jest nie tak. Pan młody właśnie odwołał ślub, a Darcie jest załamana, chociaż Elias jest przekonany, że to nie byłoby małżeństwo z miłości. Dowiaduje się, że ślub był potrzebny, by Darcie mogła adoptować dziecko. Elias, któremu zawsze się podobała, proponuje, by podobny układ zawarła z nim…

Dziennikarka Lacey Carstairs ma przeprowadzić wywiad z Brandonem Cade’em. Pięć lat temu spędziła z nim noc i mają córkę, ale nigdy mu o niej nie powiedziała. Na spotkaniu Brandon nie poznaje Lacey, pojawia się jednak między nimi taka sama namiętność jak przed laty. Brandon nie cierpi dziennikarzy, lecz tym razem wbrew swoim zasadom chce przedłużyć rozmowę i zaprasza Lacey, by poleciała z nim do Paryża…

 

Fragment książki

 

Elias Greyson perfekcyjnie opanował sztukę unikania, a nawet wręcz ignorowania niewygodnych i nieprzyjemnych emocji, nie tylko własnych, lecz także cudzych.
Jednak dziś Elias przeżywał rzadki, niedoskonały dzień. Był mocno rozdrażniony i rozdrażnienie to narastało na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni. Nie mieściło mu się w głowie, jak to możliwe, że właśnie dziś jego ultra-sprawna asystentka sprawiła mu zawód.
Za kilka godzin wylatywał z Londynu do Stanów i zależało mu, żeby wszystkie sprawy zostały uporządkowane i zorganizowane przed podróżą. Najnowszy cel jego działań, firma kapitałowa z bazą w San Francisco, okazała się trudniejsza do zdobycia, niż zakładał. Firma ta miała umożliwić Eliasowi skuteczniejsze wejście na rynek Ameryki Północnej, lecz jej szef, Vince Williams, z jakiego powodu wysoko cenił tak zwane wartości.
Idealny Vince trwał w małżeństwie, które przed pięćdziesięciu laty połączyło go z Corą, ukochaną z okresu wczesnej młodości, i słynął z dezaprobaty, jaką darzył imprezowy styl życia. Elias nie był już wprawdzie aż tak zagorzałym playboyem jak kilka lat wcześniej, lecz jego cywilny status wystarczył, by wzbudzić zaniepokojenie Vince’a.
Było to po prostu śmieszne i Elias zamierzał poinformować o tym Vince’a podczas spotkania, które mieli odbyć następnego dnia. Nie zamierzał też ukrywać, że niezależnie od wątpliwości Vince’a i tak przejmie jego firmę, wolał jednak, by nie było to wrogie przejęcie i właśnie dlatego chciał, żeby oferta została przygotowana tak szczegółowo i korzystnie, by jej odrzucenie było po prostu niemożliwe, niezależnie od „wartości”, jakim hołdował jej dotychczasowy właściciel i szef.
I to z tego powodu z najwyższym trudem panował nad wściekłością wywołaną nieobecnością asystentki. Darcie Milne nigdy dotąd się nie spóźniła, nigdy, a przecież pracowała dla Eliasa już prawie trzy lata. Zazwyczaj zastawał ją za biurkiem przed drzwiami jego gabinetu, a przyjeżdżał do pracy naprawdę wcześnie, jednak dziś jej tam nie było.
Chwycił telefon, zobaczył, że wiadomości, które wcześniej do niej wysłał, pozostały bez odpowiedzi, i wybrał jej numer, ale już po pierwszym sygnale włączyła się poczta głosowa.
– Czekam na ciebie w biurze – warknął, kończąc połączenie.
W tym samym momencie drzwi się otworzyły i do biura wkroczyła Darcie Milne. Elias zamarł i tylko o mały włos nie otworzył ust ze zdumienia, ponieważ Darcie nie miała na sobie dobrowolnie wybranego uniformu w postaci luźnej białej bluzki koszulowej, jeszcze luźniejszych szarych spodni oraz nudnych jak flaki z olejem brązowych półbutów na niskim obcasie, lecz kremową spódniczkę do kolan i żakiet w tym samym kolorze.
Obie te części stroju były na nią odrobinę za duże, ale krótka spódnica odsłaniała jej łydki i kostki oraz jasną skórę. Elias głośno przełknął ślinę i podniósł wzrok, jednak Darcie nie patrzyła na niego, a na znajdujące się między nimi duże drewniane biurko. Nagle uświadomił sobie, że w ostatnich dwóch tygodniach starannie unikała jego wzroku i to jeszcze bardziej go zirytowało.
Był dumny z tego, że prawie nie zauważał jej obecności, to znaczy nie zauważał jej do tamtego dnia dwa tygodnie temu, bo właśnie wtedy Darcie…
– Co to ma znaczyć, do diabła? – rzucił ostro, za wszelką cenę starając się nie myśleć o tamtej nocy.
– Nie pamiętasz o niczym, co nie dotyczy sprawy, którą w danej chwili się zajmujesz, co?
Zaskoczony jej tonem, ze sporym wysiłkiem pohamował złość. Darcie nigdy nie była humorzasta.
– Co się dzieje? – zapytał.
Położyła przed nim teczkę, z której wystawały powklejane tu i ówdzie karteczki we fluorescencyjnych kolorach.
– Zrobiłam segregację i zostawiłam pięć podań – oświadczyła. – Pięć rozmów kwalifikacyjnych. Nie powinno cię to za bardzo zmęczyć.
– Rozmów kwalifikacyjnych?
– Z kandydatkami na asystentkę.
– Ty jesteś moją asystentką…
Zesztywniała i zmierzyła go trudnym do odszyfrowania spojrzeniem.
– Naprawdę zapomniałeś o rezygnacji, którą wysłałam ci mejlem dwa tygodnie temu? Wydrukowaną kopię zostawiłam na biurku, ale wiem, że mejl przeczytałeś, bo mam potwierdzenie.
Nie, nie zapomniał, nic z tych rzeczy, po prostu doskonale znał swoje prawa. Popatrzył na nią ponuro.
– W twojej umowie o pracę znajduje się klauzula z wymogiem trzytygodniowego wypowiedzenia, a ponieważ rezygnację złożyłaś dwa tygodnie temu, został jeszcze tydzień.
– Mam jednak sporo zaległego urlopu i na ostatni tydzień biorę urlop. – Darcie wzruszyła ramionami. – Za resztę mi zapłacisz i od razu uprzedzam, że będzie to całkiem spora kwota.
Milczał chwilę, porażony jej wyzywającą odpowiedzią. Nigdy dotąd nie przekroczyła tej cienkiej linii, oczywiście jeśli nie liczyć tamtej nocy w Edynburgu.
– Więc wyjeżdżasz na wakacje? – zagadnął.
Dokąd właściwie wybierała się w tym źle leżącym kostiumie?
– Tak jest.
W przeszłości Elias stracił wielu pracowników i początkowo nie zamierzał przejmować się nieoczekiwaną rezygnacją Darcie, nawet w najmniejszym stopniu, później postanowił jednak skłonić ją, by została, lecz jakoś nie zdążył z nią porozmawiać. Jeśli miał być szczery, trudno mu było przyzwyczaić się do myśli o jej odejściu, zwłaszcza po tamtej nieszczęsnej sprawie.
Teraz nie chciał błagać, w żadnym razie, postanowił jednak przetestować jej lojalność.
– Masz świadomość, że to fatalny moment.
– Każdy moment byłby fatalny – powiedziała szorstko. – Zawsze pracujemy nad jakąś ważną sprawą, więc nie ma znaczenia, kiedy złożyłabym wypowiedzenie, bo zawsze wiązałoby się to z jakimiś niedogodnościami.
– Tym razem to znacznie więcej niż niedogodność – mruknął.
– Dramatyzujesz. Poradzisz sobie, jak zwykle.
Elias miał wrażenie, że opadła mu szczęka, najdosłowniej. Dramatyzował?!
– Nie poradzę sobie. – Pokręcił głową. – Wiesz, że ta umowa jest…
– Szczególnie ważna? – weszła mu w słowo. – Kluczowa? Tak istotna, że zależy od niej przyszłość firmy?
Przechyliła głowę i lekceważąco przewróciła oczami. Tak, naprawdę to zrobiła, chociaż Eliasowi trudno było w to uwierzyć.
– Wszystkie umowy, które zawierasz, są niezwykle ważne – ciągnęła. – Ta również, jasne, ale wszystko dopięte jest na ostatni guzik, prawda? Jutrzejsze spotkanie to czysta formalność i wcale nie będę ci potrzebna. Poza tym dam głowę, że już myślisz o następnej sprawie, niewątpliwie jeszcze ważniejszej niż ta, mam rację?
Obserwował ją z zapartym tchem. Kim była ta kobieta? Gdzie podziała się spokojna, odpowiedzialna Darcie?
Kąciki jej ust leciutko zadrgały.
– No, właśnie – prychnęła. – Żadna sprawa nie jest tą ostatnią, prawda? Zanim sfinalizujesz tę, nad którą akurat pracujesz, już rozglądasz się za następnym projektem.
Nie zamierzał przepraszać za swój apetyt w biznesie i nie tylko. Przynajmniej był uczciwy, czego z pewnością nie można było powiedzieć o niej. Bo Darcie także była pełna pasji i ambicji – Elias wiedział o tym od pierwszego dnia ich znajomości i tylko udawał, że tego nie zauważa.
– Podwoję twoją pensję.
Ta propozycja jakoś prawie przypadkiem wymknęła mu się z ust, nie przyniosła jednak pożądanego efektu.
– Przez blisko trzy lata każdy mój dzień należał do ciebie. Nigdy nie odmawiałam ci mojego czasu ani wysiłku, ale to już koniec.
Zamrugał, zaskoczony nieoczekiwaną goryczą, jaką emanowało każde jej słowo. Zawsze zachowywała się bardzo profesjonalnie, no, aż do tamtej bardzo dziwnej i bardzo trudnej do wyrzucenia z pamięci nocy… Bo tamtej nocy z całą pewnością nie zachowała się profesjonalnie…
– To w twoim stylu, jak najbardziej – syknęła. – Wiesz, że dzisiaj w ogóle nie miałam obowiązku przyjść do pracy? Jestem tu wyłącznie z powodu całkowicie zbędnej lojalności.
Wzięła głęboki oddech i wbiła nóż jeszcze głębiej.
– Lojalności wobec moich kolegów – uzupełniła.
– Z powodu całkowicie zbędnej lojalności? – powtórzył powoli, czując narastającą i pochłaniającą go bez reszty furię. – Lojalności wobec kolegów? Nie wobec mnie?
– Nie. – Darcie dumnie podniosła głowę, lecz nadal nie patrzyła mu prosto w oczy. – Nie wobec ciebie. Tak czy inaczej, nie mam czasu na przekomarzanie się, naprawdę.
Dlaczego nie miała czasu? Nie był w stanie zadać jej tego pytania, nie mógł się na to zdobyć. Nie był też w stanie myśleć. Potrafił jedynie patrzeć na nią bez słowa, widząc malujące się na jej twarzy emocje – niechęć, gniew i ból.
– Nie zależy ci, żeby się dowiedzieć, dlaczego? – spytała cicho. – Dzisiaj wychodzę za mąż, a jednak przybiegłam tutaj, żeby cię nie zawieść, ale to już naprawdę koniec. Mam dosyć.
Ślub? Milczał, całkowicie niezdolny wydusić z siebie choćby jedno słowo, oszołomiony, obezwładniony zdumieniem. Darcie wychodzi za mąż? Zanim odzyskał głos, wypadła z gabinetu, z rozmachem zatrzaskując za sobą drzwi i pozostawiając go samego w nagle dziwnie ogromnym i pustym pokoju.
Za kogo wychodzi za mąż, do diabła? Nie miała przecież czasu, żeby się z kimkolwiek spotykać, bo ciągle pracowała! I jak śmiała wyciąć mu taki numer? Zerwał się na równe nogi, podszedł do drzwi, otworzył je i wściekłym wzrokiem potoczył po biurze.
Darcie już nie było, rzecz jasna. Musiała wybiec, i to sprintem. Czy aż tak bardzo pragnęła przed nim uciec, czy raczej spieszyło jej się do narzeczonego? Elias zacisnął wargi. Wszyscy jego ludzie siedzieli nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w monitorach komputerów, bez wyjątku.
– Powiedziała, dokąd idzie? – rzucił, zbyt rozjuszony, by udawać, że nikt nie słyszał ich kłótni. – Naprawdę wychodzi za mąż?
Jedna z asystentek zdobyła się na drżący uśmiech.
– To takie romantyczne, nie sądzisz?
Nie, wcale tak nie sądził. I wcale nie było to romantyczne.
– Wiesz coś na ten temat? – zapytał.
– Niewiele. – Kobieta przełknęła ślinę. – Dowiedzieliśmy się o ślubie dopiero na pożegnalnej imprezie wczoraj wieczorem.
Na imprezie, o której nie wiedział i na którą w oczywisty sposób nie został zaproszony. Postawiła go w wyjątkowo kłopotliwej sytuacji i na dodatek obraziła, tak? Przed oczami miał czerwoną mgłę. Nieważne, że nigdy nie uczestniczył w firmowych imprezach, ważne, że go nie zaprosiła, na pewno tylko jego jednego.
Czy piła na tym pożegnalnym przyjęciu szampana, tak jak tamtej nocy dwa tygodnie temu? Chociaż nigdy, ale to nigdy nie brała alkoholu do ust? Czy był tam ten jej narzeczony?
– Gdzie ślub? – wyrzucił z siebie ochryple.
– W ratuszu.
Zamierzała wziąć ślub w ratuszu, w powszedni dzień? Coś tu było nie tak. Coś było nie tak z Darcie, od chwili pojawienia się w jego gabinecie zachowywała się jakoś dziwnie, jak nie ona. Niemożliwe, żeby to się działo naprawdę. Niemożliwe.
Elias kiwnął głową i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Cóż, jednego był pewny – Darcie Milne nie wyjdzie dziś za mąż, ani w ratuszu, ani gdziekolwiek indziej. Za nikogo.

Darcie nerwowo przechadzała się po korytarzu, nie odrywając wzroku od głównego wejścia.
Do wyznaczonej godziny, o której miała podpisać akt ślubu, zostało już tylko dziesięć minut, jednak Darcie wciąż widziała przed sobą twarz Eliasa w momencie, gdy wybiegła z jego gabinetu. Pobladł i prawie zazgrzytał zębami, ponieważ ona śmiało stawiła mu czoło i odmówiła spełnienia jego żądań – tak, to był jedyny powód jego zachowania, nic innego. Nie kierowały nim żadne głębsze uczucia, o nie.
Przyzwyczaił się, że wszystko zawsze dzieje się zgodnie z jego wolą, i tyle, natomiast ona musiała teraz zapomnieć o zauroczeniu, przez które dwa tygodnie temu zrobiła z siebie kompletną idiotkę. Wzięła głęboki oddech i odepchnęła od siebie tamto wspomnienie. Nigdy więcej nie zobaczy Eliasa Greysona, koniec i kropka. Za parę minut miała zawrzeć związek małżeński z innym mężczyzną i teraz właśnie na tym wydarzeniu powinna skupić wszystkie swoje myśli.
Oby tylko jej przyszły małżonek w końcu się pojawił… Całe ciało bolało ją tak, jakby miała grypę. Zerknęła na zegarek i nerwowo zacisnęła dłonie. Dlaczego Shaun się spóźniał? Darcie wiedziała, że nie palił się do ślubu, wydawało jej się jednak, że zdołała go przekonać.
Była gotowa zrobić wszystko dla swojej najlepszej przyjaciółki i była przekonana, że Shaun także kochał Zarę. A Lily była przecież jedyną cząstką Zary, która nadal żyła, i bardzo ich obojga potrzebowała. Darcie nie zamierzała pozwolić, by Lily pozostała pod opieką rodziny zastępczej ani chwili dłużej, niż było to absolutnie konieczne.
Shaun zgodził się na ślub, kiedy Darcie zapewniła go, że jej oszczędności wystarczą na sfinansowanie rozwoju jego firmy. Dla dobra Lily zgodziłaby się na absolutnie wszystko i na szczęście odłożyła dosyć pieniędzy, by przez pewien czas nie pracować. Za kilka miesięcy Lily miała pójść do szkoły, a wtedy Darcie będzie mogła wrócić do pracy i jednocześnie pomagać Shaunowi.
Teraz, gdy mogła umieścić w CV doświadczenie, jakie zdobyła w firmie Eliasa Greysona, nie musiała się martwić, czy i kiedy uda jej się znaleźć nową pracę. No, chyba że Elias nie dałby jej dobrych referencji, z czym, w obliczu ostatnich wydarzeń, być może powinna się liczyć.
Nikt nigdy nie podnosił głosu w obecności Eliasa i on także tego nie robił, byłoby jednak bardzo niesprawiedliwe, gdyby miał za złe Darcie jej dzisiejsze zachowanie. Przez prawie trzy lata była do jego dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę i, to prawda, pobierała za to bardzo przyzwoite wynagrodzenie, ale aż do dzisiejszego ranka trzymała język za zębami, chociaż czasami kusiło ją, by wybuchnąć. Nigdy nie odezwała się do Eliasa w nieodpowiedni sposób, ponieważ potrzebowała pracy, a on był jej szefem.
Prawda, że jeden jedyny raz powiedziała coś, czego w żadnym razie nie powinna była mówić, lecz Elias zgodził się o tym zapomnieć. Niestety, jego wyrozumiałość była najwyraźniej mocno ograniczona, ponieważ dzisiaj naprawdę spodziewał się jej obecności w pracy. Poprzedniego wieczoru nawet nie zauważył, że Darcie oraz większość jej koleżanek i kolegów wybrała się na pożegnalną kolację w pizzerii. Naturalnie Darcie nie wysłała do niego mejla z zaproszeniem, więcej niż pewna, że i tak by nie przyszedł, całkowicie zaskoczyło ją jednak, że w ogóle nie wiedział o imprezie, chociaż normalnie nic, co działo się w firmie, nie umykało jego uwadze.
Wyglądał na szczerze zdumionego, naprawdę, i Darcie roześmiałaby się, gdyby nie to, że serce pękało jej z bólu. Jej głupie serce należało do niego od chwili, kiedy pierwszy raz go zobaczyła, i od początku musiała bardzo się starać, by nie patrzeć na niego zbyt często i zbyt długo.
Nie ulegało wątpliwości, że Elias ledwo zauważył jej wypowiedzenie umowy o pracę, i obchodziło go jedynie to, że dzisiaj rano nie przyszła. Darcie z trudem przełknęła ślinę i przywołała się do porządku.
– Darcie, przepraszam za spóźnienie!
Podniosła wzrok i odetchnęła z ulgą. Shaun zmierzał w jej kierunku szybkim krokiem, ubrany w sprane dżinsy i t-shirt. Zmusiła się do uśmiechu, bo przecież sama także się nie postarała, jeśli chodzi o strój, i nie miała nawet choćby najbardziej symbolicznego bukieciku.
– Nie szkodzi – powiedziała. – Dzięki, że przyszedłeś. Zaraz wchodzimy.
Shaun wsunął dłonie do kieszeni.
– Nie zrobiłaś jeszcze przelewu? – zapytał.
– Nie miałam czasu, musiałam wstąpić do pracy.
– Jeżeli nie wpłacę depozytu, nie dostanę tego zlecenia. Wiesz, że te pieniądze są mi bardzo potrzebne.
Darcie zmierzyła Shauna uważnym spojrzeniem. Na górnej wardze miał kropelki potu i nerwowo przestępował z nogi na nogę, zupełnie jakby nie był w stanie spokojnie ustać w miejscu.
– Oboje potrzebujemy tego zabezpieczenia – dodał, nie kryjąc zniecierpliwienia. – Zrób przelew teraz, a ja przekażę pieniądze dalej.
W głowie Darcie rozdzwonił się wewnętrzny alarm. Wyznawała zasadę, że nikomu nie można ufać. Shauna znała od lat i doskonale znała jego słabości.
– Nie możemy z tym poczekać? – zagadnęła. – Niedługo, tylko godzinę.
– Wczoraj obiecałem zleceniodawcy, że dostanie pieniądze do północy, mówiłem ci przecież. – W głosie Shauna wyraźnie słychać było rozdrażnienie.
Darcie w żadnym razie nie chciała, by Shaun się rozmyślił. Ich małżeństwo miało zabezpieczyć przyszłość Lily i Darcie nie mogła pozwolić, by Shaun wystawił ją do wiatru. Z własnego doświadczenia doskonale znał system opieki społecznej i zdawał sobie sprawę, jak ważne jest zapewnienie Lily normalnego życia. Szkoda, że Shaun i Darcie traktowali swój przyszły związek jako konieczność, ale nic nie można było na to poradzić.
– Dobrze. – Skinęła głową. – Zrobię to teraz.
Przez głowę przemknęła jej myśl, że przynajmniej na chwilę przestanie myśleć o swoim byłym szefie. Oparła się o ścianę i otworzyła bankową aplikację, powtarzając sobie, że wszystko będzie w porządku. Tak, Shaun miał za sobą trudne sytuacje i sporo błędów, ale starał się wyrwać z zaklętego kręgu niepowodzeń, a poza tym za jakieś pół godziny mieli wyjść stąd jako mąż i żona, tworząc wspólnotę, także majątkową.

 

 

Fragment książki

 

– Nie panikuj. Nie ma opcji, by Brandon Cade wciąż o tobie pamiętał – Lacey Carstairs powtarzała sobie jak mantrę. Niestety nie uspokoiło to jej kołaczącego serca ani nie uśmierzyło bólu pulsującego w skroniach na samą myśl o nadchodzącym rychło wywiadzie z mężczyzną, który zdeptał jej serce i zalążki kariery swoim szytym na miarę butem z włoskiej skóry.
– Czy wiadomo, kiedy pojawi się pan Cade? – spytała recepcjonistkę w stylowym biurze na ostatnim piętrze Cade Tower w londyńskiej dzielnicy South Bank.
– Ten wywiad nie jest dziś jego priorytetem – odpowiedziała kobieta wyniośle. – Jednak niedługo powinien się pojawić. Za około dwie godziny czeka go spotkanie w Paryżu.
– Dwie godziny? Ale… – Lacey ucichła. Może napięty grafik Cade’a był jej ratunkiem – niewątpliwie będzie chciał to przełożyć, prawda?
– Na dachu znajduje się lądowisko. Pan Cade musi wyruszyć o drugiej – wyjaśniła recepcjonistka, rozgniatając jak robaka resztki nadziei Lacey.
Genialnie.
– Rozumiem.
Dobra wiadomość była taka, że do odlotu została mu zaledwie godzina, co oznaczało, że wywiad będzie krótki.
Myśl o konieczności ponownego stanięcia oko w oko z Brandonem Cade’em nie pozwoliła jej zasnąć przez całą noc. Paraliżującemu strachowi wtórowało wycieńczenie; cały ten koktajl zafundowała jej poprzedniego wieczora jej edytorka, Melody, informując ją przez telefon o „niesamowitych wieściach” – z powodu choroby innej dziennikarki Lacey przejęła zaszczyt napisania artykułu o Brandonie Cade.
O ile Lacey nie zamierzała po raz drugi uśmiercić swojej kariery ani szukać sensownego wyjaśnienia faktu, że jest jedyną dziennikarką we wszechświecie wolącą strzelić sobie w łeb niż spędzić godzinę w towarzystwie przystojnego i dynamicznego miliardera-singla, odmowa nie wchodziła w grę.
Ten wywiad był wyjątkowo ważny dla magazynu „Splendour”: walczyli o niego od miesięcy i zdobyli dzięki intensywnym negocjacjom pomiędzy redaktorem naczelnym magazynu a całym działem PR firmy Cade Inc. Brandon niewątpliwie odmówiłby, gdyby nie medialna furora, którą zrobiła książka jego byłej kochanki zdradzająca szczegóły ich romansu, a która aktualnie niszczyła mu plany rozszerzenia działalności na Stany Zjednoczone.
Misty Goodnight namalowała wyrazisty portret szalenie przystojnego, seksualnie dominującego, a jednocześnie zupełnie niedostępnego emocjonalnie trzydziestojednoletniego autokraty, który traktował swoje kobiety z tym samym chłodnym dystansem, z jakim prowadził odziedziczone po ojcu imperium, gdy był zaledwie siedemnastolatkiem. Tabloidy również podłapały tę historię i na podstawie opisu Misty przedstawiały Cade’a jako współczesnego Wielkiego Gatsby’ego o niepohamowanym libido.
Tak się też składało, że Lacey wiedziała, że Misty – a raczej jej sztab autorów-widmo – nie kłamała.
Zetknęła się z nim raz, pięć lat temu, na zaledwie trzydzieści minut, ale wspomnienia tego incydentu wzbudzały w niej wiele skomplikowanych uczuć.
I tak o niej nie pamiętał – gdyby sobie tego religijnie nie powtarzała, wpadłaby w histerię.
Nigdy nie poznałby w mądrej, obytej i dobrze ubranej dziennikarce tamtej za wszelką cenę chcącej się przypodobać stażystki, którą uwiódł. Nosiła inne nazwisko, zmieniła fryzurę z długich kasztanowych fal na kręconego boba, a do tego zrzuciła dobre pięć kilogramów – to zasługa Ruby i jej buntu dwulatka – i podreperowała skromną garderobą dobrymi ubraniami, na które od czasu do czasu mogła sobie pozwolić.
Ale, co najważniejsze, przez ostatnie lata zwyczajnie zmądrzała. Brandon zniszczył ją, bo mógł. Uwiódł ją na imprezie inauguracyjnej Carrell i zbombardował jej karierę. Wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego puścił ją z torbami. Nie postawiła przecież żadnych wymagań, niczego nie oczekiwała – może do listy jego wad powinna zatem dopisać paranoję i mściwość?
Poczuła znajome ukłucie poczucia winy – nie mogła pozwolić, by dowiedział się o Ruby.
Może któregoś dnia, kiedy jej córka zechce się dowiedzieć, kim jest jej biologiczny ojciec, opowie jej o tym. Ale do tego czasu Lacey nie zamierzała zdawać siebie i swojej córki na łaskę Brandona Cade’a. Zważając na to, jak beznamiętnie już ją potraktował, nie miała wielkich nadziei, że jego reakcja na wieści o nieślubnym dziecku będzie pozytywna, a nie chciała skazywać swojej córki na tak beznadziejnego ojca, jakiego sama miała.
Przygryzła wargę.
Nie była już dziewiętnastolatką z głową w chmurach. Była chłodna, wyniosła i obojętna. Tak samo jak on.
Brandon Cade wspominał wcześniej w wywiadach, że nie chce dzieci, więc po co miałaby informować go o istnieniu Ruby?
Na całe szczęście zespół PR Cade’a nalegał, by nie poruszać kwestii jego życia prywatnego. Melody z kolei przekonywała, by zignorować te zasady, ale Lacey nie planowała dziś tego robić.
Dźwięk telefonu recepcjonistki wyrwał ją z zamyślenia. Chwilę potem recepcjonistka kierowała ją w stronę windy.
Wcisnęła przycisk z numerem ostatniego piętra, a im dalej w dole zostawała połyskująca panorama miasta, tym mocniej zaciskał się jej żołądek.
Nie było się czym martwić. Przecież Brandon Cade nie pamiętałby kogoś takiego jak ona.

ROZDZIAŁ DRUGI

Brandon Cade wpatrywał się w mętną nitkę Tamizy płynącej osiemdziesiąt pięć pięter niżej. Wziął krótki wdech i odliczył kilka sekund podczas wydechu. Nauczył się tej techniki oddychania, gdy miał zaledwie pięć lat, w internacie, żeby zapanować nad łzami, aż w końcu nauczył się tłumić tym sposobem wszystkie inne emocje. Technika przydawała się również do zapanowania nad nerwami za każdym razem, gdy musiał spotkać się z ojcem. Teraz, czekając na dziennikarkę, po raz pierwszy od lat musiał się postarać, by zachować chłodny wizerunek, z którego był znany.
Nigdy nie rozmawiał z prasą – to dość ironiczne, biorąc pod uwagę, że firma Cade Inc posiadała całą sieć gazet, flotę telewizji kablowej i wydawnictw cyfrowych w Wielkiej Brytanii i Europie, a do tego właśnie przymierzała się do zakupu całego konglomeratu medialnego w Ameryce Północnej. Ale Cade Inc skupiało się na rzetelnych wiadomościach. Nie miał w portfolio żadnych plotkarskich gazetek i nie interesowały go media społecznościowe. Powód był prosty: gardził przypudrowanym dziennikarstwem błyszczących magazynów dla mas pokroju „Splendour”.
A teraz, dzięki romansowi z kobietą, która znudziła go w łóżku po niecałych dziesięciu minutach, znalazł się w okowach, na które sam się skazał.
Naturalnie, pozwał Misty i znając umiejętności prawników i potęgę własnego imperium medialnego, wiedział, że jej wspominki seksu, o którym sam już nie pamiętał, nigdy nie trafią na sklepowe półki. Jednak do sieci wyciekło już wystarczająco wiele fragmentów, by zaniepokoić osoby odpowiedzialne za negocjacje z wybitnie konserwatywnym Dixon Media Grup z Atlanty. To dlatego musiał się teraz gimnastykować, by naprawić wyrządzone szkody.
– Panie Cade, przyszła pani Carstairs z magazynu „Splendour”. Czy mam ją wpuścić? – spytał jego asystent, Daryl.
Brandon odetchnął głęboko po raz ostatni.
– Jasne.
Gdy tylko zobaczył wchodzącą do biura nieśmiałą kobietę o szczupłej sylwetce podkreślonej skromnym, szykownym garniturem, wydarzyło się coś dziwnego: po jego kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz, a przygaszone od czasów gorącego spotkania z zupełnie inną kobietą zmysły odżyły na nowo.
Daryl przedstawił ich sobie wzajemnie, wprowadzając niechcianego gościa do biura.
– Do wylotu pana Cade’a zostało dokładnie dwadzieścia minut. Czy życzą sobie państwo czegoś do picia?
– Nie, dziękuję. – Stłumiony pomruk kobiety pobudził wspomnienia Brandona. Delikatne drżenie jej głosu, spuszczona głowa i mocno zaciśnięte palce na torebce sugerowały, że jest zestresowana.
I bardzo dobrze. Nie chciał jej tutaj.
Zacisnął mocniej zęby, czując uderzenie gorąca w okolicy krocza, gdy przechodząc, roztoczyła zapach cytrusów z nutą ostrości. Zapach tak uzależniający jak cała ona.
Świetnie. Czyli teraz się podniecił? Jakby tego było mało, w oczy rzucił mu się kuszący dekolt w kształcie litery V i zgrabne nogi podkreślone ołówkową spódnicą. Potrząsnął głową, by pozbyć się z głowy wizji tego, jak jego opalona ręka obejmuje blade wzniesienie jej piersi i…
– Proszę usiąść, pani Carstairs – powiedział szybko, gdy Daryl opuścił pomieszczenie. – Jak ma pani na imię? – Sam siebie tym zaskoczył, ale był szczerze ciekawy. Chciał zobaczyć jej twarz, ocenić, jak na niego reaguje, i odebrać władzę, którą właśnie nad nim dzierżyła.
Szorstki ton zadziałał. W końcu spojrzała prosto na niego. Trwało to zaledwie sekundę, ale tyle wystarczyło, żeby dostrzegł kilka ważnych rzeczy.
Jej orzechowe oczy swoim kocim kształtem o kimś mu przypomniały. Pięć lat temu, zarówno w klubie, jak i w biurze, w którym uprawiali brudny seks, panowała ciemność – nie mógł wówczas dojrzeć, jaki kolor oczu miała tamta dziewczyna, ale pamiętał wciąż zarys jej twarzy w świetle księżyca i jej słodki jęk, gdy dochodziła.
Zmusił się, by przestać o niej myśleć, i skupił na siedzącej przed nim kobiecie.
Była czujna i ostrożna, ale nie obojętna na jego urok i wydawało się, że nie była tym faktem zachwycona. To ciekawe. Kiedy ostatnio kobieta celowo mu się opierała?
– Lacey. – Znów usłyszał w jej głosie nerwowe drżenie. – Lacey Carstairs.
Usiadła na miejscu, które jej wskazał, poprawiając przy tym spódniczkę opinającą zgrabne pośladki.
Czy robiła to celowo?
Wyciągnęła telefon z torebki i zacisnęła na nim palce, aż zbielały jej knykcie. Nie była po prostu zdenerwowana – wydawała się przestraszona, jakby mimo tej wzajemnej iskierki pożądania wolała być gdziekolwiek, byle nie tutaj z nim.
Musiała wiedzieć, że udzielał tego wywiadu pod przymusem, a jeśli dobrze go sprawdziła, wiedziała też, że nie warto było mieć w nim wroga. Z osobami, które sprawiały mu problemy, radził sobie sprawnie i bezlitośnie. Wystarczyło zapytać tę niewinną dziewczynę, która skusiła go i oddała mu dziewictwo, licząc, że ich wyjątkowa seksualna kompatybilność przerodzi się w coś więcej.
Musiał przestać o niej myśleć; minęło już wiele lat.
– Czy będzie miał pan coś przeciwko temu, żebym nagrywała? – spytała dziennikarka, drżącymi palcami włączając aplikację na telefonie.
– Śmiało, Lacey – odparł, nie kryjąc satysfakcji, gdy przeszedł ją dreszcz.
Zazwyczaj wcale nie pozwalał się nagrywać, ale jego dział PR postawił jasne warunki – to on decydował o tym, co ostatecznie znajdzie się w artykule, zanim trafi do druku, a po publikacji wszelkie pozostałe notatki i nagrania miały zostać zniszczone.
– Poza tym nazywaj mnie Brandon.
Tak jak się spodziewał, poderwała głowę, zaskoczona propozycją. Tym razem ich spojrzenia spotkały się na dłużej, a energia między nimi znów zaiskrzyła. Był na to jednak już na tyle gotowy, by czerpać przyjemność z tego, jak płatki złota rozpierzchnięte po ciemnych tęczówkach rozbłysły, a rumieniec umalował jej blade policzki.
Ona również to czuła.
Czemu miałby się z nią nie zabawić? Zobaczyć, jak daleko jest gotowa się posunąć? Niczego nie ryzykował. Był jeszcze bardziej cyniczny i bezwzględny niż pięć lat temu, nie było więc szans, że zajdzie mu za skórę i rozpęta ciasne więzy, którymi trzymał w ryzach swoje emocje, tak jak udało się to tamtej panience.
Czemu właściwie miałaby tego chcieć? Była dziennikarką. Jasne, dobrze grała zestresowaną, ale doskonale wiedziała, jak użyć seksapilu na swoją korzyść. Drżenie głosu, ostrożne skupienie w jej oczach i zaciśnięte do bieli kłykcie były tylko starannie wyreżyserowanym przedstawieniem. Było to też dość wyjątkowe podejście, które na swój sposób go urzekało – już od dawna nie miał okazji starać się o swoją zdobycz.
– Dawaj, Lacey. – Jego głos ochrypł z podniecenia i wpatrywał się w nią uparcie, ciekaw, czy podejmie wyzwanie.
Zamrugała z widoczną paniką, ale po chwili głęboko odetchnęła.
Pożądanie rozpalało jego krocze. Przysiadł na biurku. Jej spojrzenie badające zarys jego bicepsa pod opiętą koszulą smakowało jak nagroda.
Bingo.
Uniosła nieco zmieszane spojrzenie, w którym dostrzegł coś jeszcze – nie zamierzała dać się stłamsić. Widząc to, na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech.
Pozostało mu tylko życzyć jej powodzenia.

– Panie Cade, przepraszam, że przeszkadzam, ale helikopter jest już gotowy do wylotu.
Dzięki Bogu.
Lacey rozluźniła się, gdy zastępca Brandona Cade’a przerwał im, dając tym samym znać, że najdłuższe dwadzieścia minut jej życia właśnie minęło.
Jak w ogóle mogła pomyśleć, że potrafi znów stanąć oko w oko z tym mężczyzną? Jego uroda i skupione spojrzenie budziły w niej ciarki, a to, jak erotycznie wypowiedział jej imię, też musiało być celowym zabiegiem mającym na celu rozbroić każdą kobietę w zasięgu dziesięciu kilometrów. Siedząc zaledwie metr od niego, była całkowicie bezbronna.
Jego obecność była tak samo ekscytująca i przytłaczająca jak pięć lat temu. Ale wtedy była głupiutką nastolatką – teraz z kolei stała się matką, kobietą sukcesu, porządną dziennikarką… choć sądząc po cieniu, który krył się w jego spojrzeniu, on zapewne oceniał ją inaczej.
Jak to możliwe, że tak łatwo ją rozbrajał? Może to ta iskra między nimi, a może fakt, jak strasznie podobna do niego była jej córeczka.
Ich córeczka.
Długo wmawiała sobie, że zważywszy na przelotny charakter ich znajomości, która poskutkowała pojawieniem się Ruby, materiał genetyczny Cade’a nie grał w tym procesie aż tak wielkiej roli, jednak zobaczywszy go w biały dzień… Po tych dwudziestu minutach nie była już wcale tego pewna.
Ruby odziedziczyła po ojcu oczy koloru mchu o metalicznym połysku, jednak jej wzrok był słodki, urzekający i pełen niewinności. Oczy Brandona przepełniał chłód i zapierająca dech w piersiach przenikliwość, jakby mógł dostrzec jej najgłębiej skrywane sekrety.
Jej córeczka miała również urokliwy dołeczek w lewym policzku pojawiający się, gdy chichotała. Taki sam dołeczek u Brandona wyrażał cyniczne rozbawienie, a jego uśmiech zamiast uroku ociekał przebiegłością.
Jej serce nie mogło jednak pozostać obojętne na wszystkie te podobieństwa; Brandon nadal budził w niej tę naiwną dziewczynę, która do głupoty upiła się radością zamkniętą w kropli jego uwagi.
Niczego nie żałowała – gdyby nie ta głupota, nie miałaby teraz Ruby.
– W takim razie uciekam. Dziękuję za poświęcony czas, panie Cade. – Starała się zachować neutralny wyraz twarzy, gdy wrzucała telefon do torby. – Prześlę mejlem kopię artykułu do zatwierdzenia – paplała, czując, jak unosi ją ulga. – Do tego czasu nie będę zawracała panu głowy.
Prawdę mówiąc, nie udało jej się zdobyć absolutnie żadnego przydatnego materiału do napisania tego artykułu. Cade umiejętnie ominął wszystkie dociekliwe pytania, które zdołała zadać. Trudno. Nie mogła zrobić nic więcej.
Gdyby miała być szczera, wysmarowałaby cały artykuł o tym, jak imponująca była jego bliskość, jak onieśmielał swoją urodą i jaki wpływ miało na kobietę dwadzieścia minut spędzone w jego towarzystwie. Graficy mogliby opatrzyć artykuł oszałamiającym zdjęciem Cade’a w garniturze i tyle by wystarczyło.
Melody wściekłaby się, że Lacey nie zdołała wyciągnąć z niego niczego osobistego, ale czy naprawdę spodziewała się czegoś innego? Szczerze mówiąc, celem takiego artykułu było wzbudzenie zazdrości czytelnika tym, że dziennikarka taka jak ona miała szansę spotkać tego mężczyznę i że „Splendour” miał tak szerokie zasięgi. A to akurat udało jej się osiągnąć.
Gdyby tylko ludzie wiedzieli, jak bardzo udało jej się zbliżyć do tego faceta.
Wstała, ignorując słabość w kolanach, jednak gdy tylko była gotowa uciec z biura, zatrzymał ją głęboki głos:
– Nie tak szybko, Lacey.
Gdy się obróciła wpatrywał się w nią z miną świadczącą o tym, że jej dyskomfort sprawia mu niejaką przyjemność.
– Nie miałabyś ochoty mi potowarzyszyć? – zapytał ze swobodą, której przeczyło napięcie w jego oczach. – Nie miałaś jeszcze nawet okazji zadać mi żadnych ciekawych pytań, prawda?
– Potowarzyszyć gdzie? – zająknęła się, zbita z tropu, czując narastającą falę obaw i niepohamowanego podniecenia. Jego spojrzenie paliło, gdy zmierzył ją spojrzeniem.
Jego usta znów ułożyły się w tym niby-uśmiechu – tym razem poza cynizmem doprawił go jednak wyzywającą, niejednoznaczną prowokacją.
– Do Paryża, rzecz jasna.
Urokliwy dołeczek pojawił się na jego policzku, magicznie tym samym sprawiając, że przypominał nagle jej córkę, jednocześnie będąc jej całkowitym przeciwieństwem.
– Nie mówisz poważnie?
Dlaczego się nią tak zabawiał? I czemu tak na nią patrzył?
– Mówię śmiertelnie poważnie – odpowiedział, mrużąc drapieżnie oczy. – Tak się składa, że potrzebuję pary na bal Durand dziś wieczorem.
– Ale przecież jestem dziennikarką – wypaliła.
Czuła niechęć, którą darzył jej zawód, od kiedy postawiła nogę w jego biurze. Mimo to wolała tę wrogość od dziwnego napięcia, które powstało między nimi podczas wywiadu.
Te energia irytowała ją, ale czuła już pulsującą chęć zgodzenia się na tę propozycję, choć wiedziała, że nie powinna.
Uniósł wysoko ciemną brew.
– Czy to nie jest doskonała okazja, żebyś mogła mi się przyjrzeć w naturalnym środowisku?
To było bardzo dobre pytanie – i nie miała pojęcia, jak na nie odpowiedzieć, by nie ujawnić za dużo.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel