Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Klejnot Indii
Zajrzyj do książki

Klejnot Indii

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-291-2019-7
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329120197
Tytuł oryginalnyForbidden Jewel of India
TłumaczEwa Bobocińska
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-06-03
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Klejnot Indii" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Anusha Laurens, córka hinduskiej księżniczki i angielskiego arystokraty, wychowuje się na dworze wuja w Radżasthanie. Kiedy jej ojciec, sir George, dowiaduje się o niepokojach w prowincji, wysyła swojego zaufanego człowieka, Nicholasa, aby bezpiecznie przywiózł córkę do Kalkuty. Obawia się, że Anusha może stać się pionkiem w okrutnej grze o władzę. Rzeczywiście, wkrótce okazuje się, że na dworze są szpiedzy planujący porwanie. Anusha pod osłoną nocy opuszcza pałac i zdaje się na pomoc Nicholasa…

Fragment książki

Promienie słońca wpadały do pałacu przez ażurowe kamienne panele i tworzyły na białej, marmurowej posadzce deseń ze światła i cienia – prawdziwe ukojenie dla oczu po monotonii niekończących się i zapylonych dróg. Major Nicholas Herriard szedł, wymachując ramionami, żeby rozluźnić napięte mięśnie. Fizyczne zmęczenie długą podróżą zaczynało ustępować. Wystarczy kąpiel, masaż i zmiana ubrania, by znowu poczuł się jak człowiek.
Usłyszał tupot i lekkie postukiwanie ostrych pazurków o marmur. Rękojeść ukrytego w bucie noża błyskawicznie znalazła się w jego dłoni. Nick zwrócił się twarzą do wylotu bocznego korytarza. Był przyczajony i gotów do odparcia ataku.
Z korytarzyka wyskoczyła mangusta, stanęła jak wryta, zapiszczała gniewnie i tak bardzo się zjeżyła, że jej ogon przypominał szczotkę do mycia butelek.
– Głupi zwierzak – rzucił w hindi.
Odgłos kroków był coraz głośniejszy i nagle z przejścia za mangustą wyłoniła się dziewczyna. Zatrzymała się tak gwałtownie, że rozkołysała się jej szeroka, szkarłatna spódnica. I nie, nie była to dziewczyna, tylko młoda kobieta bez zasłony na twarzy i bez eskorty. Mózg Nicka, nadal nastawiony na odparcie ataku, mimowolnie analizował odgłos jej kroków: dwukrotnie zmieniły kierunek, zanim stanęła u wylotu korytarza, z czego wniosek, że miał przed sobą jedno z bocznych wejść do zanany.
Nie powinna się tutaj znaleźć, nie powinna opuszczać zanany, wydzielonej części pałacu przeznaczonej dla kobiet. On również nie powinien stać tutaj z bronią w ręku w pozycji bojowej i gapić się na nią.
– Może pan schować sztylet. – Dopiero po chwili dotarło do niego, że odezwała się po angielsku z lekkim śladem obcego akcentu. – Tavi i ja nie mamy broni. Nie licząc zębów, oczywiście – dodała, pokazując swoje, białe i równe, w lekko kpiącym uśmiechu, który z pewnością maskował szok. Mangusta schroniła się między jej bosymi, poczernionymi henną stopami, i nadal popiskiwała z oburzeniem. Miała na szyi wysadzaną drogimi kamieniami obrożę.
Nick oprzytomniał, wsunął sztylet do buta, wyprostował się i złożył dłonie w geście powitania.
– Namaste.
– Namaste – odparła, a znad złożonych rąk spoglądały na niego badawczo ciemnoszare oczy. W miejsce początkowego szoku pojawiła się podejrzliwość, a nawet wrogość, których moda kobieta nie próbowała nawet ukrywać.
Szare oczy? I skóra złocista jak miód oraz mahoniowe pasma w ciemnobrązowych włosach, splecionych w gruby, opadający na plecy warkocz. Wyglądało na to, że Nick miał przed sobą cel swej podróży.
Młoda kobieta najwyraźniej nie odczuwała skrępowania, choć była sama, bez zasłony na twarzy i w towarzystwie dziwnego mężczyzny. Stała nieporuszona i przyglądała mu się badawczo. Suta, szkarłatna, ciężka od srebrnych haftów spódnica kończyła się powyżej kostek, odsłaniając obcisłe spodnie. Dopasowana bluzeczka choli podkreślała ponętne wypukłości i harmonijnie zaokrąglone ramiona z wieloma srebrnymi bransoletami, ale nie zakrywała kuszącego pasa złocistej skóry na brzuchu.
– Muszę już iść. Przepraszam, że panią przestraszyłem – powiedział Nick po angielsku, chociaż miał wątpliwości, które z nich dwojga było bardziej wytrącone z równowagi.
– Nie przestraszył mnie pan – odparła również po angielsku, odwróciła się i odeszła tym samym korytarzykiem, z którego przed chwilą wybiegła. – Mere pichhe aye, Tavi! – zawołała, gdy jej szkarłatna lehenga znikała już za zakrętem. Mangusta posłusznie podążyła za nią i wkrótce ciche postukiwanie jej pazurków ucichło, podobnie jak lekkie kroki jej pani.
– Cholera – powiedział Nick do pustego przejścia. – Nieodrodna córka swojego ojca. – Zwyczajny rozkaz zmienił się nagle w coś całkiem innego.
Wyprostował się i ruszył do swojej kwatery. Nie mógłby zostać majorem w Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, gdyby tracił rezon podczas spotkania z kobietą, choćby nawet bardzo piękną. Nick musiał zmyć z siebie pył podróżny i wystąpić o audiencję u radży, wuja dziewczyny. Potem pozostanie już tylko eskortować pannę Anushę Laurens przez połowę Indii do jej ojca.

– Paravi! Szybko!
– Mów w hindi – upomniała ją Paravi, gdy Anusha wpadła do jej pokoju jak burza, z łopotem spódnic i szarf.
– Maf kijiye – przeprosiła Anusha. – Przed chwilą rozmawiałam z Anglikiem, dlatego mój mózg jest jeszcze nastawiony na angielski.
– Angrezi? Jak mogłaś rozmawiać z mężczyzną, już nie mówiąc o angrezi? – Paravi, pulchna, rozleniwiona trzecia małżonka jej wuja, uniosła idealnie wyskubaną brew, odłożyła na bok szachownicę i usiadła prosto.
– Goniłam Tavi i natknęłam się na niego na korytarzu. Jest strasznie wielki, ma jasnozłote włosy i czerwony mundur żołnierza Kompanii. To chyba oficer, sądząc po ilości złoceń. Chodź go zobaczyć.
– A co w nim takiego niezwykłego? Jest przystojny, ten wielki angrezi?
– Sama nie wiem – przyznała Anusha. – Odkąd opuściłam dom ojca, nie widziałam z bliska żadnego angrezi. – Ale była zaciekawiona. I nie tylko zaciekawiona. W głębi serca poczuła dziwną tęsknotę za innym męskim głosem mówiącym po angielsku, za innym dużym mężczyzną, który brał ją na ręce, śmiał się i bawił się z nią. Za mężczyzną, który odrzucił ją i jej matkę, przypomniała sobie Anusha i tęsknota zmieniła się w gorycz. – Różni się od mężczyzn, do których przywykłam, więc nie umiem powiedzieć, czy jest przystojny, czy nie. Jego włosy są bardzo jasne i związane z tyłu, a oczy zielone. I jest wysoki. – Podniesionymi rękami pokazała, jak bardzo był wysoki. – Cały jest taki duży, ma szerokie ramiona i długie nogi.
– Jest bardzo biały? Nigdy nie widziałam z bliska żadnego angrezi. – Paravi zaczynała być zainteresowana.
– Twarz i ręce mają odcień złocisty. – Jak kiedyś ojca. – Ale wiesz przecież, że skóra Europejczyków brązowieje na słońcu. Może reszta ciała jest biała.
Kiedy próbowała wyobrazić sobie całego dużego Anglika, przejął ją dreszcz, bynajmniej nie nieprzyjemny. W zamkniętym świecie zanany każda nowość była wysoce pożądana, nawet jeżeli budziła niepokojące wspomnienia. Lekkie podniecenie szybko ustąpiło, zmyte falą uczuć podejrzanie przypominających strach. Ten mężczyzna niepokoił Anushę.
– Dokąd poszedł? – Gdy Paravi podniosła się ze sterty poduszek, mangusta natychmiast wskoczyła na wygrzane miejsce i zwinęła się w kłębek. – Chcę zobaczyć mężczyznę, który sprawił, że twoja twarz mieni się tak rozmaitymi uczuciami.
– Do skrzydła dla gości, a gdzie mógł pójść? – Anusha starała się nie warknąć na Paravi, choć nie było jej miło usłyszeć, że zdradza ją jej twarz. – Był strasznie zakurzony po podróży, w takim stanie na pewno nie poprosi o audiencję u wuja. – Otrząsnęła się z niemądrych wyobrażeń. – Chodźmy na Zachodni Taras.
Anusha poprowadziła Paravi przez labirynt przejść, pokojów i galeryjek, składających się na zachodnie skrzydło pałacu.
– Twoja dupatta – syknęła przyjaciółka, gdy opuściły część domu przeznaczoną dla kobiet i wyszły na szeroki taras, z którego radża obserwował czasem słońce zachodzące nad jego królestwem. – Tu nie ma żadnych krat.
Poirytowana Anusha klasnęła językiem, ale posłusznie owinęła twarz jasnoczerwonym tiulowym szalem. Przechyliła się przez balustradę tarasu i spojrzała na znajdujący się poniżej dziedziniec.
– Jest – szepnęła.
Na skraju ogrodu, poprzecinanego na perską modłę strumieniami wody, stał duży angrezi. Rozmawiał ze szczupłym, nieznanym Anushy Hindusem, bez wątpienia swoim służącym, który wskazał mu coś gestem.
– Mówi mu, gdzie jest łaźnia – wyszeptała stojąca za Anushą Paravi zza dupatty ze złocistej gazy. – Masz szansę zobaczyć, czy Anglicy są cali biali.
– Żartujesz! To nieprzyzwoite. – Zjeżyła się, słysząc śmiech Paravi. – Zresztą wcale nie jestem ciekawa! – Była. Płonęła wręcz z ciekawości, zupełnie niezrozumiałej ciekawości. Mężczyźni zniknęli w pokojach gościnnych. – Ale powinnam sprawdzić, czy woda została zagrzana i czy w łaźni jest ktoś do obsługi.
Paravi oparła się krągłym biodrem o balustradę i spojrzała na stadko zielonych papug, które skrzeczały nad ich głowami.
– Ten mężczyzna musi być kimś ważnym, nie sądzisz? Jest oficerem Kompanii Wschodnioindyjskiej, wszechpotężnej obecnie w całym kraju, jak twierdzi mój pan. Znacznie ważniejszej niż cesarz w Delhi, choć to głowę cesarza kazali wyryć na swoich monetach. Ciekawe, czy zostanie tu rezydentem? Mój pan nie wspominał o tym wczorajszej nocy.
Anusha pomyślała, że jej przyjaciółka najwyraźniej cieszy się łaskami męża. Oparła łokcie o parapet.
– A po co nam rezydent? Przecież nie prowadzimy z Kompanią zbyt dużej wymiany handlowej. – Intrygująco jasna głowa wyłoniła się ponownie z drzwi pokojów gościnnych. – Chyba że, jak mówiła matka, Kalatwah zajmuje dogodną pozycję do ich dalszej ekspansji. Pozycję strategiczną. – Matka Anushy miała wyrobione zdanie na niemal każdy temat, była inteligentna i oczytana, a jej brat radża rozpieszczał ją i liczył się z jej opinią.
– Twój ojciec pozostał przyjacielem mojego pana, choć nigdy tu nie przyjeżdża. Ale korespondują ze sobą. To ważny człowiek w Kompanii, może uznał, że nasze znaczenie wzrosło w ostatnim czasie i zasługujemy na rezydenta?
– To musiałaby być dla niego sprawa ogromnej wagi, jeśli zniżył się do myślenia o nas – burknęła Anusha. Ojciec nie raczył odwiedzić Kalatwah od dwunastu lat, odkąd odesłał tu swą dziesięcioletnią córkę i jej matkę. Wyrzucił je z domu i z serca po przyjeździe do Indii angielskiej żony.
Przysyłał tylko pieniądze. Anusha nie chciała z nich korzystać, więc wuj składał je w jej skrzyni posagowej. Twierdził, że zachowywała się jak idiotka, skoro sir George nie miał innego wyjścia i musiał je odesłać, ale pozostał człowiekiem honoru i sojusznikiem Kalatwah. Jednak to była mowa mężczyzny, mowa polityki, a nie miłości. Bo matka Anushy, choć zgadzała się z bratem, że w tej sytuacji nie było innego wyjścia, miała złamane serce.
Ojciec pisywał do wuja, wiedziała o tym, bo wuj informował ją o nowinach. Przed rokiem, po śmierci matki, dostała list. Nie przeczytała go, podobnie jak poprzednich. Kiedy zobaczyła podpis ojca, zmięła kartkę i wrzuciła ją do ognia, a potem patrzyła, jak papier obracał się w popiół…
Ciemne oczy Paravi, błyszczące ponad krawędzią zasłony, objęły Anushę pełnym współczucia spojrzeniem. Nie chciała go. Nikt nie miał prawa się nad nią litować. I nie miał powodu. Czyż nie była rozpieszczaną siostrzenicą radży Kalatwah? Czy nie mogła odrzucać każdej propozycji małżeństwa, jaką jej składano? Czy nie spełniano każdej jej zachcianki, gdy chodziło o stroje, biżuterię czy służbę? Czy nie posiadała wszystkiego, o czym tylko mogła zamarzyć?
Miała wszystko! Poza poczuciem, że znasz swoje miejsce w świecie, podpowiedział jej cichy wewnętrzny głos, który z niezrozumiałych powodów zawsze zwracał się do niej po angielsku. Poza pewnością, kim jesteś, dlaczego jesteś taka, a nie inna i co zrobisz z resztą życia. Poza wolnością.
– Angrezi idzie do kąpieli. – Paravi odsunęła się od parapetu, ale wyciągała szyję, żeby jak najwięcej zobaczyć. – Ma wspaniałą szatę. Rozpuścił włosy, dopiero teraz widać, jakie są długie. I co za kolor! Zupełnie jak sierść tego cudownego konia, którego mój pan ofiarował maharadży Altaphuru po zakończeniu monsunu. Nazwali go Złocisty.
– I zapewne ma o sobie równie wysokie mniemanie jak tamten koń – mruknęła Anusha. – Ale przynajmniej się kąpie. Czy wiesz, że wielu Anglików w ogóle się nie myje? Uważają, że to niezdrowe! Ojciec mówił, że w Europie nie znają champo i pudrują włosy zamiast je myć. Myją wyłącznie twarze i ręce. Wydaje im się, że gorąca woda źle na nich działa.
– Uch! Idź i obejrzyj go, a potem opowiesz mi, jak wygląda. – Paravi popchnęła ją leciutko w stronę łaźni. – Jestem strasznie ciekawa, ale mój pan nie byłby zadowolony, gdyby się dowiedział, że oglądałam angrezi bez ubrania.
Byłby równie niezadowolony, gdyby się dowiedział, że zrobiła to jego siostrzenica, pomyślała Anusha, zbiegając wąskimi schodami. Nie rozumiała, dlaczego ciągnęło ją do tego nieznajomego. Nie zależało jej na jego zainteresowaniu, a dreszcz, jaki ją przejął na jego widok, oczywiście był normalną kobiecą reakcją po prostu na mężczyznę, a nie na tego konkretnego. Nie chciała czuć na sobie spojrzenia tych zielonych oczu, zdawały się zbyt przenikliwe. Rozpoznał ją już w chwili spotkania. Ale poza rozpoznaniem dostrzegła w jego wzroku coś jeszcze, coś bardziej pierwotnego, męskiego.
Zostawiła sandały na progu i ostrożnie zajrzała do łaźni. Anglik był już nagi, leżał twarzą do dołu na prześcieradle rozłożonym na marmurowej płycie, a jego ciało lśniło od wody. Opierał czoło na złożonych przedramionach, a jedna z dziewcząt, Maja, wcierała w jego włosy miksturę ze sproszkowanego basunu, soku z limonki oraz żółtek. Savita z kolei zajmowała się jego stopami, nabierała w dłonie oliwę i robiła mu masaż. Pomiędzy głową a stopami rozciągała się reszta nader interesującego męskiego ciała utrzymanego w pastelowych barwach.
Anusha weszła do łaźni i ruchem głowy dała dziewczętom znak, by milczały i nie przerywały pracy. Szyja mężczyzny miała ten sam kolor co twarz i ręce, ukryte obecnie pod mokrymi włosami. Natomiast ramiona, plecy i barki były jaśniejsze, w odcieniu bladego złota. Nogi wydawały się jeszcze jaśniejsze, skóra pod kolanami była niemal biała z lekko różowym odcieniem. Pośladki miały ten sam kolor.
Zauważyła na nogach i ramionach angrezi brązowe włoski. Kręcone i znacznie ciemniejsze niż na głowie. Ciekawe, czy na piersi były takie same? Słyszała, że niektórzy Anglicy mieli włosy nawet na plecach. Musieli wyglądać jak niedźwiedzie. Z niesmakiem zmarszczyła nos i nagle spostrzegła, że stoi tuż przy marmurowej płycie. Ogarnęła ją ciekawość, jaka byłaby w dotyku jego skóra.
Anusha sięgnęła do słoja z oliwą, nabrała trochę w dłonie i położyła je płasko na łopatkach Anglika. Jego mięśnie i skóra napięły się w zetknięciu z chłodnym płynem. Ale zaraz rozluźnił się, a ona zaczęła przesuwać dłonie w dół, aż do talii. Jasna skóra była w dotyku taka sama jak każda inna, ale twarde mięśnie wydały jej się… szokujące. Choć rzecz jasna nie miała żadnego porównania.
Maja zaczęła spłukiwać jego włosy, polewała je wodą z brązowego dzbana, którą chwytała potem do misy. Savita przeniosła się wyżej i masowała mięśnie łydek. Anusha z niezrozumiałych względów nie mogła oderwać rąk od męskiego ciała, ale nie była również w stanie posunąć się dalej.
Gdy niespodziewanie Anglik odezwał się, Anusha czuła pod palcami wibrację jego niskiego głosu.
– Czy mogę żywić nadzieję, że przyjdziecie potem wszystkie do mojego pokoju?

Nick wyczuł ruch powietrza, zanim jeszcze usłyszał ciche kroki bosych stóp na marmurze. Kolejna dziewczyna dołączyła do obsługi, czyli został potraktowany jak gość honorowy, co dobrze wróżyło jego misji. Miał ochotę mruczeć z rozkoszy, gdy silne, zręczne palce zaczęły masować jego głowę, mięśnie stóp i łydek odprężyły się, pogrążając go w błogostanie. Nowo przybyła przyniosła z sobą lekką woń jaśminu zmieszanego z olejkiem z drzewa sandałowego i limonowym champo. Spotkał już wcześniej ten zapach.
Dłonie z olejkiem, który nie zdążył się rozgrzać, spoczęły na jego plecach z pewnym wahaniem. Ta dziewczyna, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, była niezbyt zręczna albo trochę nerwowa. Wreszcie, kiedy dłonie zsunęły się w dół i zatrzymały w pasie, mózg Nicka zidentyfikował ten zapach.
– Czy mogę żywić nadzieję, że przyjdziecie potem wszystkie do mojego pokoju? – Odezwał się po angielsku i zgodnie z jego przewidywaniem zręczne dłonie nie przestawały rytmicznie masować jego głowy i łydek, natomiast palce obejmujące go w pasie zacisnęły się w pięści. – Myślę, że spotkanie z wami trzema na raz będzie prawdziwą przyjemnością. –Celowo prowokował ją dwuznacznym tonem. – Poproszę, żeby podwieszono łóżko na łańcuchach do sufitu, będziemy mieli huśtawkę.
Głośno wciągnęła powietrze i wbiła palce w jego ciało tak mocno, że aż bolało.
– To interesujące, że tutaj nawet posługaczki w łaźni mówią po angielsku – dodał, żeby nie miała najmniejszych wątpliwości, iż ją rozpoznał i celowo prowokował.
Usłyszał cichy syk wciąganego powietrza, szelest jedwabiu, muśnięcie powietrza na gołej skórze i już jej nie było.
Dopiero w tym momencie uświadomił sobie, że ciężko dyszał i z wysiłkiem rozluźnił mięśnie. To prawda, był podniecony, ale jedynie dlatego, że leżał nagi i poddawał się niezwykle profesjonalnemu masażowi. Córka George’a nie miała z tym nic wspólnego. Ta mała wiedźma chciała pewnie spłatać mu figla i pobawić się jego kosztem – ale drugi raz już nie ośmieli się popełnić tego błędu. Nick wyrzucił z głowy wszelkie myśli i całkowicie poddał się doznaniom.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel