Klinika szczęśliwych serc (ebook)
Kardiolożka dziecięca Freya Grey jeździ po świecie, lecząc małych pacjentów w różnych krajach. Przed kolejnym kontraktem wraca do Amsterdamu, by zająć się odziedziczoną zabytkową kamienicą, w której spędzała dzieciństwo. Chce ją po odnowieniu sprzedać i wyjechać, bo to miejsce budzi w niej złe wspomnienia. Na czas remontu podejmuje pracę w miejscowej klinice kardiologicznej, której szefuje doktor Lucas van de Berg. Spędzają razem wiele czasu, w pracy i poza nią. Lucas stara się jej pokazać Amsterdam w innym, lepszym świetle. Ale czy to wystarczy, by ją tu zatrzymać? Bardzo by tego chciał...
Fragment książki
Siedemnastowieczny zmodernizowany budynek szpitala ciągnął się przez całą długość uliczki, od kościoła z czarnej cegły na jednym końcu do zadrzewionego skweru na drugim. Wszędzie, wśród platanów, stały rowery poprzypinane łańcuchami niemal jeden na drugim.
Minąwszy rozmawiającą przez telefon kobietę z identyfikatorem, w żakiecie w grochy, doktor Freya Grey weszła do recepcji. Od razu rzuciły się jej w oczy wymalowane na ścianie dwumetrowej wysokości czerwone i fioletowe tulipany. Niezła robota, pomyślała, kierując się do windy.
Oddział Happy Heart Clinic, gdzie jako kardiolog dziecięcy miała spędzić najbliższe pół roku, znajdował się na najwyższym piętrze Szpitala Dziecięcego im. Anne Frank. Idąc pełnym ludzi korytarzem, zastanawiała się, dlaczego tak się denerwuje.
Wcześniej pracowała w wielu szpitalach i takie przeprowadzki nie robiły na niej żadnego wrażenia.
Nie znała nikogo, podejmując pierwszą pracę w szpitalu dziecięcym w Bostonie, ani na misjach w Kambodży czy w Południowej Afryce. Nic bardziej nie kręciło jej jak przygoda, najlepiej nowa. Tym razem było inaczej. I chociaż kontrakt opiewał tylko na sześć miesięcy, w Amsterdamie czekała na nią przeszłość, ta dobra i ta zła.
Miała tu dwa zadania do spełnienia: pracę w szpitalu i renowację starej kamieniczki nad kanałem, odziedziczonej po babci Anouk. Wcześniej nie zaznała przyjemności albo koszmaru związanych z remontem domu.
Stanęła przed windą, z której akurat kobieta mniej więcej w jej wieku wyjeżdżała z podłączonym do kroplówki dzieckiem na wózku.
- Proszę zaczekać! – zawołała kobieta w żakiecie w grochy. – Dzięki! – wysapała, gdy drzwi windy się za nią zamknęły.
Freya spojrzała na jej identyfikator.
- Siostra Joy? O, też z Happy Hearts? Jestem nowym kardiologiem. Mam na imię Freya.
- Cześć, miło cię poznać. Jesteś nam bardzo, ale to bardzo potrzebna. Z Ameryki? – Poznała to po jej akcencie, podobnie jak po akcencie Joy Freya domyśliła się, że pielęgniarka pochodzi z Irlandii.
- Tak, z Colorado. Pracowałam tam przez ostatni rok, a wcześniej w kilku innych placówkach w Stanach. Pewnie dlatego mój angielski brzmi jak amerykański, ale dzieciństwo spędziłam w Holandii i w Anglii.
Joy nadal była zasapana. Przegarnęła rude loki, po czym uwolniła się z żakietu, odsłaniając jasnoróżową sukienkę.
- Uff, robi się gorąco. Jest cieplej niż normalnie w czerwcu, a dopiero siódma rano.
- Klimat się zmienia – powiedziały chórem, po czym się uśmiechnęły.
Freya już zdążyła polubić siostrę Joy. Przyjemnie jest pierwszego dnia w nowej pracy poznać kogoś sympatycznego.
Ostatnie piętro także powitało ją gigantycznymi tulipanami. W części rekreacyjnej trójka małych pacjentów, chyba siedmiolatków, siedząc po turecku, pochylała się nad układanką. Dziewczynka z rurką w nosie podniosła głowę, by im pomachać na powitanie, na co Joy uniosła ramię tak, że jej żakiet na chwilę stał się flagą w grochy.
- Violet jest słodka, ale niestety spędza tu więcej czasu niż w domu – poinformowała Joy Freyę.
- Dlaczego tu się znalazła?
- Urodziła się z anomalią Ebsteina, bardzo poważną wadą serca, ale trudno to po niej poznać. Owinęła sobie wokół małego paluszka nas wszystkich. Musisz zobaczyć ją z Lucasem. Jest w nim zakochana, bo on ma genialne podejście do dzieciaków.
Z pewnej odległości Freya ze współczuciem obserwowała dziewczynkę. Podobny przypadek zdiagnozowała u pewnego chłopca podczas ostatniej misji medycznej w Południowej Afryce i nadal utrzymywała kontakt z nim oraz jego rodziną. Nie umknął jej uwadze rozmodlony ton głosu Joy, gdy napomknęła o doktorze Lucasie van de Bergu, tym samym, z którym miała współpracować w roli diagnosty.
Traktowano go tutaj niemal jak bohatera, ponieważ kierował zespołem, który opracował nowatorską metodę przezcewnikowej wymiany zastawki aortalnej. Dawała ona nową szansę dzieciom, które inaczej by nie przeżyły.
Freya wysłuchała podcastu na ten temat na pokładzie samolotu z Denver. Był to pretekst, by po raz wtóry usłyszeć niesamowity głos Lucasa, który zafascynował ją już w trakcie wywiadu, który z nią przeprowadził mniej więcej tydzień wcześniej, nim się dowiedziała, że dostała pracę w klinice Happy Hearts.
- Mam jeszcze kwadrans do spotkania z doktorem van de Bergiem. Myślałam, że spacer do szpitala zajmie mi więcej czasu.
- Twój hotel jest niedaleko?
- Mam tu dom.
- Myślałam, że dopiero przyleciałaś ze Stanów – zdziwiła się Joy.
- Prawdę mówiąc, ten dom zapisała mi babcia – wyjaśniła Freya, jednak słowa padające z jej ust przywołały mniej przyjemne wspomnienia. – Czy wiesz, gdzie znajdę Lucasa?
- Możesz zaczekać tutaj albo pójść ze mną do pokoju lekarskiego. Wpadnie tam na kawę. Gdzie jest ten twój dom? – zapytała Joy, otwierając kolejne drzwi.
- W dzielnicy Jordaan. Ma dwa piętra. Nawet nie pamiętam, ile stopni prowadzi na samą górę. Dziecku to mogło się podobać, przypominało wspinanie się po drabinie. Ale staje się mniej zabawne, kiedy w pojedynkę trzeba tam wtaszczyć trzy walizy.
Na wspomnienie dzieciństwa znowu poczuła już znane jej nieprzyjemne drżenie. Jako dziecko młodziutkiej Holenderki i dwadzieścia lat starszego od niej bogatego adwokata Anglika nie miała łatwego życia. Najpierw wszyscy mieszkali w Anglii, ale gdy miała dwa lata, matka wywiozła ją do Amsterdamu. Przez kolejne trzy lata wychowywała ją babcia Anouk, matka matki, dopóki nie wtrącił się ojciec, zapisując ją w wieku pięciu lat do elitarnej szkoły w Szkocji.
Dopiero gdy dziesięć lat później matka związała się ze Stijnem i urodziła Liv, przyrodnią siostrę Frei, dojrzała do tego, by stać się odpowiedzialnym rodzicem. Liv dostała prawdziwą matkę, właściwie dostała wszystko, o czym Freya mogła tylko marzyć. Jednak już wtedy zdecydowała, że nigdzie nie zagrzeje dłużej miejsca, że będzie podążać za głosem serca zamiast czekać, aż ktoś da jej szczęście.
Przypomniało jej się, że Liv próbowała się do niej dodzwonić. Jednocześnie zdała sobie sprawę, że puściła mimo uszu połowę informacji Joy na temat szpitalnych plotek, szkoły oraz kina, o których już wcześniej przeczytała w internecie. Cztery lata temu Liv dołączyła do swojego chłopaka w Anglii.
- Dostajemy trzy darmowe wejściówki w miesiącu, żeby obejrzeć najnowsze filmy – mówiła Joy, prowadząc ją do pomieszczenia będącego połączeniem biura i pokoju dla personelu. – Można je odstąpić znajomym. Nawet mężowie mają wstęp wolny.
- Nie mam męża. – Freya powiodła wzrokiem od słoja z cukierkami, kwiatów w wazonach po liczne dyplomy, a wśród nich najnowszy, w złotej ramce, przyznany Pediatrze Roku Lucasowi van de Bergowi.
- Chłopaka? – zaryzykowała Joy.
Freya tylko się uśmiechnęła, zastanawiając się znowu, jaki jest ten van de Berg.
Joy nadal oczekiwała odpowiedzi na pytanie o chłopaka.
- Nie, chłopaka też nie mam. Za często przenoszę się z miejsca na miejsce.
- Ha! Ale i tak cieszymy się, że będziemy cię mieli przez najbliższe pół roku – skomentowała Joy z uśmiechem, za to uśmiech Frei nie był zbyt szczery.
Cieszyła ją perspektywa pracy w Happy Hearts i darmowych biletów do kina, jednak żadne bonusy jej nie powstrzymają przed spakowaniem walizek, gdy tylko sprzeda dom. Już i tak czuła się wyrzucona poza swoją sferę komfortu przez to, że znowu znalazła się w miejscu, w którym nikt jej nie chciał.
Joy zerknęła na ekran komputera, po czym pospiesznie nałożyła biały fartuch.
- Ojej, zanosi się na bardziej pracowity dzień, niż myślałam.
- Nie chcę ci przeszkadzać – odezwała się Freya akurat w chwili, gdy pokoju wszedł wysoki brunet.
Zamurowało ją. Czuła, że to Lucas, jeszcze zanim się odezwał. Omiótł wzrokiem pokój, po czym zatrzymał wzrok na niej.
- Cześć.
Poczuła się jak ryba wyciągnięta z wody.
- Dobrze, że jesteś – ucieszyła się Joy. – Popatrz, co znalazłam. Oto doktor Freya Grey, nasza nowa kardiolożka. – Joy przedstawiła Freyę z dumą, jakby prezentowała mu największy skarb, ale Lucas już od wejścia przyglądał się Frei z lekkim tajemniczym uśmieszkiem, który niespodziewanie obudził motyle w jej brzuchu.
- Witam, pani doktor.
Miał migdałowe oczy oraz kasztanowe włosy, z przodu trochę dłuższe niż z tyłu. Typowy Holender, gładko ogolony, poważny. Zauważyła też okulary wystające mu z kieszeni koszuli.
Uścisnęła jego dłoń. Nie nosi obrączki, zauważyła. Ciekawe. Kardiolog singiel. A przynajmniej nieżonaty. Jednak jej to nie interesuje. Znalazła się tu, by pracować, a nie szukać faceta.
Kątem oka zauważyła też, jak Joy sięga do słoja z cukierkami, po czym wkłada je do kieszeni fartucha. Jednak ciekawszy był Lucas. W jasnoniebieskiej koszuli, granatowych spodniach i butach z komicznie jaskrawozielonymi sznurowadłami. Na pewno wywoływały uśmiech na ustach chorych dzieci.
Gdy zasiadł do komputera, Joy zaproponowała jej kawę.
- Nie, nie, dziękuję.
Lucas uśmiechnął się leniwie, odsłaniając piękne zęby. Zwracała uwagę na męskie uzębienie, zapewne z powodu wielu lat spędzonych w Stanach. Rok temu po raz pierwszy od lat umówiła się na randkę przez internet, ale gdy mężczyzna się uśmiechnął, mocno tego pożałowała. Miał zęby w potwornym stanie.
- Cóż, muszę lecieć na obchód. – Joy dotknęła jej ramienia. – Zostawiam cię w dobrych rękach.
Nie wątpię, pomyślała Freya. Nagle nie wiedziała, co ma zrobić z rękami. Szkoda, że podziękowała za kawę. Lucas gestem zaprosił ją na fotel przed biurkiem.
- W końcu się poznaliśmy – powiedział. – Mam nadzieję, że już odpoczęła pani po długim locie.
Kaszlnęła.
- O tak. – Nie spodziewała się, że okaże się aż tak przystojny. – Zdążyłam się uodpornić na różnicę czasu. Nie to spędza mi sen z powiek.
Uniósł wysoko brwi.
- Zarwane noce w Amsterdamie? Oj, zapomniałem, że planuje pani remont domu. Wyobrażam sobie, że to wymagające zadanie.
Mimo że od śmierci babci Anouk upłynął już prawie rok, dom nadal był zagracony. W testamencie babcia zastrzegła, że prawo wstępu do jej domu ma wyłącznie Freya i sąsiadka z kamieniczki obok.
Teraz ledwie mogła się przecisnąć między pełnymi kartonami. Zorientowała się, że zadanie uprzątnięcia domu oraz jego sprzedaż przerosły jej wyobrażenie. Sama myśl o tym wpędzała ją w bezsenność.
- Ale to nie wpłynie na moją pracę w Happy Hearts.
Wyobraziła sobie, jak na bloku operacyjnym zakłada szwy pacjentom, których zdiagnozowała i opiekowała się od początku do samego końca. Teraz są w tym samym zespole. Już samo to pobudziło ją bardziej niż kawa.
- Mam na imię Lucas. Jestem przekonany, że znajdzie pani czas na wszystko, co będzie tu do zrobienia. Jeżeli ma pani jakieś pytania, cały zespół będzie do pani dyspozycji, łącznie ze mną. Wystarczy zapytać. Jasne?
- Zrozumiano i doceniono. Dank je, Lucas.
- Jak pani niderlandzki? – Zaskoczył ją tym pytaniem.
- Mijn Nederlands is oké, maar het kan beter – odparła. Mój niderlandzki jest okej, ale mógłby być lepszy.
- Wychowywała się pani tutaj, więc szybko sobie pani przypomni. Już zapisaliśmy panią na kurs utrwalający.
- Fantastycznie, bo długo mnie tu nie było.
- Poradzi sobie pani. Podobno zna pani włoski?
- Owszem. W szkole z internatem zachęcano nas do wykraczania poza program nauczania.
- Szkoła z internatem, rozumiem. – Pokiwał głową.
- Ojciec mnie tam wysłał, jak miałam pięć lat.
Przypomniała sobie, że wtedy ojciec uwolnił ją spod opieki Anouk. Z łezką wspominała czas spędzony w szkole St Cuthbert’s, bo tam potrafiła zapomnieć, że poza tym miejscem była jedynie niedogodnością. Dopiero podczas wakacji w Amsterdamie czuła się jak w domu.
Zapracowany ojciec nie miał dla niej czasu, matki nie obchodziło, co się z nią dzieje, a babcia Anouk, która bardzo starała się nią opiekować, też pracowała w pełnym wymiarze godzin.
- Pani rodzice mieszkają w Anglii czy tutaj?
- Rozstali się, jak byłam bardzo mała. Matka z drugim mężem mieszka w Weesp.
- Zabawne, bo moi rodzice mieszkają blisko Weesp.
- Dawno jej nie widziałam – wyznała, domyślając się, że jego rodzice ciągle są razem. Czy są tak samo atrakcyjni jak on? – A ojciec zmarł blisko siedem lat temu, kiedy w Tajlandii ukąsił go pająk, w rezultacie czego doszło do śmiertelnego zakażenia dróg moczowych.
Lucas spoważniał.
- Współczuję, pani doktor.
- Proszę, mów mi Freya.
- Nie chciałem budzić takich wspomnień. – Nagle zrzucił maskę chłodnego profesjonalizmu. – W głowie mi się nie mieści, że można w taki sposób stracić ojca...
- Wyobrażam sobie. – Nie byłaby skłonna do takich wynurzeń, gdyby nie był tak przystojny i tak bezczelnie się w nią nie wpatrywał. Wkurzał ją.
Wyprostowała się, obiecując sobie, że to koniec zwierzeń. Znalazła się tu, by pracować, a nie ulegać czarowi lekarza, który bardziej przypomina filmowego gwiazdora niż medyka.
- Z mojego doświadczenia wynika, że czas leczy wszystkie rany. Nie ma co roztkliwiać się nad przeszłością. Oprowadź mnie po szpitalu.
Tydzień później Lucas obserwował Freyę, gdy siedząc na dywanie wraz z Violet i jej mamą, śmiała się z czegoś w książeczce dziewczynki.
- Chciałbym o tej porze dnia mieć tak lśniące włosy – mruknął Pieter, dołączając do niego.
Lucas rozpoznawał go na odległość po skrzypieniu butów. Pieter robił to chyba po to, by go zauważono.
- Pierwszy raz mamy w szpitalu tak ładną kardiolożkę – dorzucił półgłosem Ruud, chłopak Pietera. Byli nierozłączni. – Joy mówi, że ona jest singielką. Powinniśmy jej kogoś znaleźć. Może Lucasa? Już się z kimś spotyka?
- Ruud, daj spokój. Przecież wiesz, że on jest w żałobie po swojej hinduskiej narzeczonej. Nie bądź taki gruboskórny.
- Najwyższy czas, żeby się z nią pożegnał na dobre – mruknął Ruud. – Ona nie wróci.
- Panowie, ja tu jestem. – Rzucił im wymowne spojrzenie. Rozmawiali po niderlandzku, więc nie chciał, by słyszeli to pacjenci, a na pewno nie Freya, która mimo swoich wcześniejszych obaw doskonale porozumiewała się z małymi pacjentami.
Mimo całego szacunku dla tej pary, dietetyka i pracownika społecznego, uważał, że zbyt często komentują jego życie prywatne, zwłaszcza w pracy.
Jednak sam jest winien temu zainteresowaniu. Kiedyś wystrzegał się bliższych kontaktów z członkami zespołu, łącznie z romansami. Aż dwa lata temu zjawiła się Roshinda skierowana do Happy Hearts z Indii, by dokumentować jego pracę. Współpraca układała się tak dobrze, przynajmniej przez jakiś czas, że czuł się szczęśliwy. W trakcie jej pobytu zbliżył się do współpracowników, z Pieterem i Ruudem włącznie.
Bardzo go wspierali, gdy pół roku później wyjechała, ale do tej pory nie mieli pojęcia, dlaczego tak się stało. Rodzice Roshindy już wcześniej wybrali dla niej narzeczonego, którego widziała jeden raz i który czekał na nią w Indiach.
- Jaki delikatny! – obruszył się Ruud. – Przecież wiesz, że dobrze ci życzymy. Jasne, panie doktorze od serc? O, idzie do nas. Powiedz jej, że podobają mi się jej buty.
Pospiesznie się oddalili, gdy Freya stanęła przed Lucasem. Była od niego niższa o jakieś trzydzieści centymetrów.
- Dzień dobry – powiedziała. – Jak się masz?
- Dobrze. – Ze ściągniętymi brwiami patrzył za Pieterem i Ruudem.
- Nie wyglądasz dobrze. Wyczerpująca noc? – zapytała, gdy on tymczasem podziwiał kasztanowy odcień jej włosów. Jej uwaga nieprzyjemnie go zaskoczyła.
Co miała na myśli?
Miał okazję podziwiać ją przez cały tydzień. Okazała się inna, niż się spodziewał, idealnie pasowała do przydzielonej jej funkcji, ale gdy tylko spojrzał jej w oczy, dostrzegł w nich coś, czego zdecydowanie sobie nie życzył, coś frapującego i pociągającego...