Kobieta w szkarłacie (ebook)
Nadszedł czas, by grecki milioner Theo Savas w końcu się ożenił. Cały sznur bogatych Greczynek oczekuje, że wybierze którąś z nich. Tymczasem Theo poznaje w operze piękną Angielkę Leah Turner. Zauroczony, spędza z nią noc i chciałby kontynuować romans, lecz Leah zdecydowanie odmawia. Choć Theo nie może o niej zapomnieć, zaczyna się umawiać z kandydatkami na żonę. Wtedy niespodziewanie Leah znów zjawia się w jego życiu…
Fragment książki
– Powinieneś wypocząć zamiast martwić się o mnie. – Theo Savas przechadzał się po teatralnym foyer, próbując ukryć niepokój. Zamieszkał ze swym dziadkiem jako dziesięciolatek, ale w ciągu dwu dekad, które minęły od tamtej pory, staruszek nigdy nie poruszał spraw osobistych. Złamanie tej zasady było nie tylko niepokojące, lecz wręcz niebezpieczne. – Przeszedłeś niedawno poważną operację.
– I to dało mi okazję do przemyśleń. Już czas, Theodoros. Za kilka tygodni obchodzisz kolejne urodziny.
Światła zaczęły migać, wzywając widzów do zajęcia miejsc, ale Theo nie mógł się rozłączyć, nie zapewniając dziadkowi spokoju.
– Chcesz powiedzieć, że się starzeję? – Nie był to najlepszy żart, ale za wszelką cenę chciał rozładować napięcie. Tyle, że i jemu się udzieliło, zważywszy na temat rozmowy. – Mam jeszcze mnóstwo czasu – rzucił z wymuszoną swobodą.
– W takim razie nigdy nie zobaczę moich wnuków.
– Przecież nie umierasz – żachnął się Theo. Najlepsi specjaliści zgodnie go zapewniali, że wystarczy spokój i troskliwa opieka, by Dimitri wrócił do zdrowia. – Czeka cię jeszcze wiele lat życia.
– Mówię poważnie. Musisz się ustatkować.
– Oczywiście – zapewnił łagodnie, jednocześnie wzruszając ramionami. Z przykrością opierał się życzeniu dziadka, ale nakładało na niego nowy ciężar odpowiedzialności. Nie mógłby go udźwignąć.
Z oddali dostrzegł, że bileterzy wpuszczają do sali ostatnich widzów. Jeśli chciał zdążyć, musiał się pospieszyć. Zrobił krok w przód, ale w tej samej chwili niemal wpadła na niego jakaś wysoka, smukła kobieta. Niczym tornado torowała sobie drogę, nie zauważając, że gwałtownie przystanął, by uniknąć zderzenia. Gorączkowo grzebiąc w swej przepastnej torbie, kierowała się w stronę biletera.
– A co sądzisz o Eleni Doukas? Jest piękna.
Theo lekko się wzdrygnął. Czyżby Dimitri sugerował mu kandydatkę na żonę?
– Nie lubisz pięknych kobiet?
Opanował irytację. Oczywiście, że lubił kobiety, ale uroda była tylko jednym z ich walorów. Poza tym większość tych, które spotykał, oczekiwała znacznie więcej, niż gotów był ofiarować.
– A może Angelica? – padła kolejna propozycja. – Powinna ci się spodobać. Nie widziałeś jej od lat.
I były po temu powody. Paradoksalnie takie, jakim dziadek zapewne by przyklasnął. Kulturalna, dobrze wykształcona i ustosunkowana Angelica dała mu wyraźnie do zrozumienia, że gotowa jest zgodzić się na małżeństwo i wyprodukować czwórkę dzieci, jednocześnie przymykając oko na jego męskie przygody, w zamian za własną swobodę. Tyle że on nie uznawał niewierności żadnej ze stron. Zbyt dobrze znał blizny, jakie pozostawia. I choć zapewne byłby to układ wygodny i akceptowany w jego środowisku, perspektywa takiego małżeństwa była dla niego odrażająca.
Ale Dimitri nie musiał o tym wiedzieć.
– Owszem, minęło trochę czasu… – potwierdził, by uspokoić dziadka.
Jednocześnie obserwował scenę, która rozgrywała się przed drzwiami sali teatralnej. Wysoka brunetka nadal nerwowo grzebała w torbie. W odróżnieniu od większości kobiet nie miała na sobie lśniącej, wieczorowej toalety, lecz wąskie, czarne spodnie, które podkreślały jej niebywale długie nogi. Opuścił wzrok i dostrzegł na jej stopach czarne, płaskie baleriny. A więc ten uderzający wzrost nie był zasługą obcasów? Nagle, niczym lekka bryza niosąca ulgę w gorące letnie południe, ogarnęło go zaciekawienie. Czarny wełniany kardigan i szara, zapięta pod szyję bluzkę niewiele mówiły o jej figurze. Ale to wyraz jej twarzy przyciągnął jego uwagę.
Nadal przeszukując swą przepastną torbę, rzucała błagalne spojrzenia na niewzruszonego biletera, a gdy Theo się zbliżył, usłyszał, jak wciąż coś powtarza gorączkowym szeptem. Czyżby chciała zyskać na czasie? Wkraść się jakoś na salę? Nieźle jej zresztą szło, bo zdołała poruszyć nawet jego. Tym bardziej, że jej oczy podejrzanie zalśniły, a twarz zbladła, gdy tuż obok zamknęły się kolejne drzwi.
– Jeśli nie Angelica…
– Umów nas. – Theo zdecydowanie przerwał dywagacje dziadka. Parada narzeczonych była pomysłem niedorzecznym, ale zgodził się na to ze względu na Dimitriego.
Ruszył w kierunku pary stojącej przed ostatnimi otwartymi drzwiami. Strzelista brunetka, blada jak płótno, zdawała się bliska omdlenia. Jej błagalne spojrzenie poruszało. Nie udawała. Była w rozpaczy.
– Skontaktuj mnie z trzema głównym kandydatkami z twojej listy – upoważnił dziadka.
– Mówisz serio? – upewnił się Dimitri ochrypłym głosem.
– Owszem – westchnął Theo, zgadzając się na spotkanie, nie na małżeństwo. – Jesteś osłabiony i jeszcze się zamartwiasz. – W dodatku staruszek był znudzony leżeniem w łóżku. Nowe zadanie pozwalało mu żywić pewne nadzieje. – Zorganizuj te spotkania.
Dla spokoju dziadka gotów był przez kilka weekendów przyjmować gości. Uprzedzano go, że Dimitri może ulec stanom depresyjnym, co zdarza się czasem po poważnych operacjach, toteż zrobiłby niemal wszystko, by podnieść go na duchu.
– Wracam jutro, więc zobaczymy się po południu – powiedział. – Porozmawiamy o tym dłużej, obiecuję. A teraz spieszę się do zajęć.
– Dobrze, Theodoros – odparł z trudem Dimitri. – Dziękuję.
Theo umilkł, z niepokojem słuchając jego głosu. Zazwyczaj był niewzruszony, nawet w ogniu biznesowych potyczek zachowywał chłód. A teraz otwarcie wyrażał pragnienie, by Theo się ożenił. Fakt, że poruszał tak osobistą sprawę, był zaskakujący, zdradzał słabość. A poza tym dziadek nie musiał mu za nic dziękować. To on był mu winien wdzięczność. Za wszystko.
– Nie ma za co – wykrztusił przez ściśnięte gardło. – Śpij dobrze.
Rozłączył się i zrobił kilka ostatnich kroków przez hol. Jako główny sponsor tego baletowego spektaklu dysponował najlepszym miejscem na sali. Tyle że, jeśli go wzrok nie mylił, właśnie je stracił, gdyż bileter z kategorycznym wyrazem twarzy zamknął drzwi.
Gdyby się nieco pospieszył, mógłby jeszcze zdążyć. Ale jego uwagę nadal rozpraszała wysoka brunetka. A bardzo chciał się oderwać od własnych myśli.
– Tak mi przykro – próbowała przebłagać biletera, jednocześnie wsuwając za ucho pasmo włosów, które wymknęło się z długiego warkocza spływającego wzdłuż pleców. W jej wielkich oczach malowała się rozpacz i wciąż od nowa przeszukiwała swą torbę. – Miałam go, naprawdę go miałam…
– Przykro mi, proszę pani. – Bileter stał nieporuszony przed zamkniętymi drzwiami. – Ale bez biletu…
Jej ramiona opadły.
– Tak, oczywiście. Tyle że… naprawdę go miałam. – Zaczęła przeszukiwać kieszenie spodni, a potem rozejrzała się po podłodze, jakby jakimś cudem jej bilet mógł się tam zmaterializować. – Daję słowo, że miałam…
– Niestety już za późno – uciął szorstko bileter.
Garbiąc się, jakby chciała się ukryć, brunetka się odwróciła, a kąciki jej ust żałośnie opadły.
– Jakiś kłopot? – Theo zastąpił jej drogę.
Spojrzała na niego niewidzącym wzrokiem i nagle stanęła jak wryta, szeroko otwierając oczy. Z niekłamaną satysfakcją wpatrywał się w ich lekko zabarwiony fioletem błękit, zbliżając się do niej o krok.
– Zgubiła pani bilet?
Potrzasnęła głową, wciąż w niego wpatrzona.
Nie umiał ukryć uśmiechu. Najwyraźniej nie mogła wydobyć z siebie głosu. Był przyzwyczajony do reakcji kobiet, ale zazwyczaj nie pozbawiał ich zdolności mówienia. W końcu jednak jej twarz odzyskała naturalną barwę, ale wtedy gwałtownie się odwróciła i odeszła. Nie potrafił oprzeć się chęci, by za nią podążyć. Zatrzymała się przy najbliższym stoliku i ku jego rozbawieniu znów zaczęła przeszukiwać torbę. W jej głębi dostrzegł jakiś duży kształt. Czyżby to był koc?
– Nikogo nie wpuszczają po rozpoczęciu spektaklu – odezwał się łagodnie. – Nie mogą zakłócać przedstawienia.
Opuściła ręce i ponownie obrzuciła go spojrzeniem.
– Wiem – odparła kusząco niskim głosem z czystym angielskim akcentem. – Tyle że naprawdę go miałam.
I naprawdę chciała zobaczyć ten balet? Bez wątpienia mówiła szczerze, a on nagle zapragnął zobaczyć jej uśmiech.
– Och, pan Savas… – U jego boku stanął nagle bileter z zakłopotaną miną. – Jeśli pan sobie życzy, mogę pana szybko wprowadzić...
Przez ułamek sekundy jego wzrok napotkał lawendowy błękit jej oczu, w których pojawiło się zakłopotanie.
– Nie chciałbym zakłócać spektaklu – zbył uprzejmie biletera. – Ale bardzo dziękuję.
Mężczyzna pospiesznie się oddalił, a on stał twarzą w twarz z długonogą brunetką.
– Nigdy nie wpuszczają spóźnionych, o ile nie są obrzydliwie bogaci? – mruknęła, patrząc na niego z naganą.
– Hm… No tak.
– Mam wolny bilet. Może pani z niego skorzysta w drugiej części spektaklu? – mruknął bez zastanowienia.
Znów odwróciła wzrok, jakby jego widok ranił jej oczy.
– Hm… – Zaczęła miętosić pasek przepastnej torby. – To bardzo uprzejme z pana strony, ale nie mogę go przyjąć.
– Dlaczego? – zdziwił się, bo nigdy mu nie odmawiano. – To wolny bilet – powtórzył. – Jeszcze może pani zobaczyć całą drugą część.
Jej dłoń ściskała pasek, a policzki zabarwił rumieniec. Widział, że jego propozycja ją kusi, a jednocześnie onieśmiela.
– Nie ma w tym cienia podstępu – zapewnił ją łagodnie. – To tylko bilet.
Przygryzła dolną wargę.
– Naprawdę mogę z niego skorzystać?
Roześmiał się. Ludzie na ogół się nie wzdragali, przyjmując od niego różne rzeczy.
– Oczywiście. To naprawdę drobiazg.
Zarumieniła się jeszcze bardziej, obrzucając go ukradkowym spojrzeniem.
– Przyszedł pan tu sam? Bez towarzystwa?
Czyżby to był powód jej niedowierzania? Stłumił kolejny uśmiech.
– Owszem, a pani?
– Ja też. – Szybko pokręciła głową, a on poczuł, że ogarnia go zaskakujące zadowolenie.
– A więc tak się musiało stać, prawda?
– Ja… – przerwała. – Pewnie tak.
– Skoro więc czekamy na drugi akt, moglibyśmy razem wypić drinka. Co pani na to? – Pełen oczekiwania wskazał głową rozświetlony bar teatralny.
Spojrzała mu w oczy i lekko uniosła brodę.
– Ale to ja zapraszam. Chciałabym podziękować za uprzejmość.
Na chwilę zaniemówił. Kobiety, z którymi się spotykał, nigdy nie zaproponowałyby czegoś podobnego. Wiedziały, kim jest, były świadome jego bogactwa i chętnie z tego korzystały. Ale ta nieznajoma nie miała o niczym pojęcia i najwyraźniej nie chciała wykorzystywać jego możliwości.
– Proszę – dodała. – Jestem zobowiązana.
Z powodu zwykłego biletu? Czyżby się obawiała, że zażąda rewanżu w uwłaczający jej sposób? No cóż, mogła być spokojna. Nigdy do niczego nie zmuszał żadnej kobiety. I nigdy by się do tego nie zniżył.
– W porządku – rzekł pojednawczo. Nie mógł się jednak powstrzymać, by nie zakpić z jej przesadnego poczucia godności. – Tylko czy na pewno nie zgubiła pani portfela? Lepiej nie wysuwać propozycji bez pokrycia.
– Bardzo zabawne. – Lawendowe oczy zaiskrzyły, ale zaraz zmarszczyła czoło. – Do diabła, chyba jednak sprawdzę. – Znów zaczęła przerzucać zawartość torby, by na koniec triumfalnie wyciągnąć małą portmonetkę. Nie był to na pewno gruby skórzany portfel pełen złotych kart kredytowych.
– Wiedziałam, że ją mam – dodała zwycięsko. – Ale przysięgam, że bilet też tam był. – Żałośnie westchnęła. – Ależ ze mnie idiotka... – I cicho zachichotała.
Ku jego zdumieniu cały świat zacieśnił się nagle do jej lśniących oczu i pełnych ust. Uświadomił sobie również, że i on się uśmiecha. Tak jak nie uśmiechał się od miesięcy.
– W takim razie proszę coś zamówić – zasugerował, zniżając głos. – Zaraz wracam, tylko odbiorę bilet.
– Na co ma pan ochotę?
– Na to samo, co pani. – Wzruszył ramionami.
– Chce pan tak ryzykować? Na pewno? – spytała zakłopotana.
– Czemu nie? – Uśmiechnął się zdziwiony. – Jestem ciekaw. Proszę zdecydować za nas oboje.
Nie mógł odwrócić wzroku, gdy szła w stronę baru. Teraz był naprawdę zaintrygowany. Nieśmiała, zakłopotana, a zarazem dziwnie pewna siebie – stanowiła połączenie sprzeczności. Po ostatnich dwu miesiącach stresu, samotności i niepewności ta wysoka, smukła istota stanowiła ożywcze tchnienie. Jednak najwyraźniej mu nie ufała, i może słusznie, zważywszy na to, że ogarniała go coraz silniejsza pokusa, by zrezygnować z przedstawienia i zabrać ją do siebie. Upajałby się długością jej nóg i zrobił wszystko, by przywołać uśmiech na te nadąsane usta.
Nie, to nie było stosowne. Ani normalne. Nie w jego przypadku. Nigdy nie naśladował swego ojca playboya i nie zamierzał tego robić. Otrząsnął się z grzesznych fantazji i ruszył w stronę biletera. Jeden drink, to wszystko.
Gdy wracał w stronę baru, siedziała nad dwoma drinkami, najwyraźniej próbując ukryć zażenowanie.
Położył bilet na blacie pomiędzy wysokimi szklankami i uniósł jedną do ust.
– Załatwione.
Potrzebował alkoholu. Ale gdy pierwszy łyk spłynął mu do gardła, z trudem opanował grymas, a zaraz potem uśmiech. Ognisty płyn w niczym nie przypominał szampana, którego oczekiwał. Sprawiała wrażenie nieśmiałej romantyczki, ale ironia zawarta w kilku rzuconych mu słowach wskazywała na temperament równie ostry jak ten aperitif.
– Dziękuję – powiedziała z przejęciem. – To niezwykle uprzejme z pana strony.
On jednak, o dziwo, wcale nie chciał, by ceniła go za uprzejmość. Pragnął gorętszej reakcji. Pragnął… z trudem zapanował nad siłą tego pragnienia. Było wszystkim, czym być nie powinno. Czymś absolutnie bezwstydnym.
Leah Turner sączyła drinka, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Podobne rzeczy nigdy jej się nie przytrafiały. Jakiś fantastycznie przystojny facet, który był świadkiem jej upokorzenia, z niezwykłą galanterią zmienił jej zawód w radość. Wysoki, smukły, muskularny i bardzo męski emanował zmysłowym magnetyzmem, który przyciągał ją z nieodpartą siłę. Oszołomił ją tak, że straciła zdolność myślenia i już nie wiedziała, czy z powodu zguby biletu, czy tych kilku spędzonych z nim chwil.
A może dla jego oczu? Zielone bywają na ogół mieszanką kilku barw – zieleni, błękitu i brązu. Te jednak miały czysty kolor leśnej zieleni. Tak wyrazisty i niespotykany, że musiała się zmusić, by oderwać od nich wzrok.
– Jest pan tu ważny…
– Nie.
Nie uwierzyła. Widziała, jak rozmawiał z dyrektorką teatru, która wyraźnie mu nadskakiwała. Miał nie tylko urok. Miał władzę. A przecież zachowywał się tak, jakby to ona wyrządziła mu uprzejmość, przyjmując ten bilet.
Uśmiechnął się, lecz w jego spojrzeniu kryło się coś niebezpiecznego.
– Dlaczego jest pani sama?
Nie umiała rozpoznać jego akcentu, ale słysząc go, miała wrażenie, że rozpływa się niczym samotny płatek śniegu na słońcu.
– Nie jestem. – Uniosła brodę. – Wewnątrz jest moja przyjaciółka. Na scenie.
– Tancerka?
– Tak. To od niej dostałam bilet, ale się spóźniłam, bo Maeve prosiła mnie o pomoc.
– Maeve?
– Tak, jedna z pensjonariuszek domu opieki, w którym pracuję. Jest bardzo miła i często rozmawiamy – przerwała, uświadamiając sobie, że paple nerwowo. Co go obchodzi jej praca i ludzie, których niedawno poznała? – A czemu pan się spóźnił?
– Zatrzymał mnie telefon.
– Kłopoty z dziewczyną? – zagadnęła bezceremonialnie, pewna, że odgadła. – To dlatego przyszedł pan sam. Wystawiła pana?
Uniósł brwi ze zdziwieniem.
– Co? To się nie zdarza? – rzuciła bez zastanowienia. I zaraz odpowiedziała sama sobie: – Oczywiście, że nie.
– Nie, to nie była dziewczyna. – Po jego twarzy przemknął lekki uśmiech, jakby sprostowanie sprawiało mu przyjemność. – I to cały problem. Przynajmniej zdaniem mojego dziadka.
– Rozmawiał pan ze swoim dziadkiem? – Była zaskoczona. – Pewnie chce, żeby się pan ustatkował?
Potwierdził z udaną powagą.
– I spłodził spadkobierców rodzinnej fortuny – dorzucił.
Zapewne nie żartował, nadmieniając o rodzinnej fortunie. Jego idealnie skrojony garnitur bez wątpienia był szyty na zamówienie, a zegarek na przegubie ręki olśniewał marką i klasą.
– A panu się nie spieszy…
– Na razie nie – potwierdził z jawną niechęcią.
– Na razie? – powtórzyła z powątpiewaniem, ale figlarny błysk w jego oczach sprawił, że się roześmiała.
– Aż tak wiele zajęć? Absorbująca praca? A może nadmiar możliwości?
– Wręcz przeciwnie – podjął wątek. – Dlatego przyszedłem tu sam.
– Nie uwierzę, że z braku możliwości – odparła. – Przyszedł pan sam z wyboru. – Przechyliła głowę na bok. – Bo nie chce się pan z nikim poważnie wiązać.
Odpowiedział jej rozbawionym spojrzeniem.
Smętnie pokiwała głową.
– Coś mi się zdaje, że pański biedny dziadek będzie musiał jeszcze poczekać…
Opuścił ramiona i nagle spoważniał.
– Ostatnio chorował, a ta sprawa go dręczy. Dlatego nalega.
Patrzyła, jak zamrugał, by ukryć wyraz bólu. A więc spóźnił się dlatego, że nie chciał przerwać rozmowy z dziadkiem, którego najwyraźniej darzył szacunkiem i przywiązaniem.
– Czasem oczekiwania rodziny są trudne do spełnienia – wyznała z nagłą szczerością. – Dla mojej jestem wiecznym źródłem rozczarowań.
– Nie uwierzę, że możesz kogokolwiek rozczarować – zaprotestował tak poważnym tonem, że nie mogła zbyć tego żartem. Ale zaraz kąciki jego ust lekko się uniosły. – A więc i twoja rodzina chce cię wydać za mąż?
Oboje wybuchli śmiechem, przerywając rosnące napięcie.
– Masz rację, to okrutny pomysł – zakpił.
– Skądże! – sprzeciwiła się energicznie. – Wcale nie.
– A jednak. – Wzniósł drinka w jej stronę. – Wszystkie małżeństwa źle się kończą.
– Rozumiem… I pana to spotkało?
Parsknął śmiechem tak szczerym, że niemal się zakrztusił.
– Nie jestem żonaty. Nigdy nie byłem i nie będę.
– Z powodu… – głęboko wciągnęła powietrze, przyglądając mu się z uwagą – …rodziców?
Rzucił jej palące spojrzenie. Był w nim gniew, gorycz i pragnienie odwetu.
– No tak – cicho szepnęła. – Biedny dziadek.
– Jestem aż tak przewidywalny? – zdziwił się, pociągając kolejny łyk.