Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Kobieta w złotej masce
Zajrzyj do książki

Kobieta w złotej masce

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-291-1618-3
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329116183
Tytuł oryginalnyThe Lady Gambles
TłumaczWanda Jaworska
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-02-11
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Kobieta w złotej masce" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Dominic Vaughn, hrabia Blackstone, jest zdeklarowanym kawalerem i z upodobaniem oddaje się rozkoszom życia. Pewnego wieczoru wygrywa w karty słynny w Londynie klub gier. Przyjeżdża do stolicy obejrzeć i ocenić swoją wygraną.
Na miejscu dowiaduje się, że klub zawdzięcza popularność pięknej śpiewaczce, która skrywa twarz pod złotą maską…

 

Fragment książki

Dominic nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie, można ją bowiem było ująć na dwa skrajnie różne sposoby. Zarządca klubu niewątpliwie miał rację, gdy twierdził, że występy Caro Morton przyciągają do klubu wielu klientów, więc powinno się na nią chuchać, byle tylko nie przyszło jej do głowy szukać pracy gdzie indziej. Z drugiej jednak strony gdyby rzeczywiście była zbiegłą żoną lub córką i jeszcze, nie daj Bóg, jej mąż czy rodzice byli ludźmi zamożnymi, dobrze notowanymi w towarzystwie i wpływowymi... Dominic aż się wzdrygnął na tę myśl. Gdyby bowiem w takiej sytuacji wyszło na jaw, że panna Morton (czy jak tam naprawdę się nazywa) ukrywa się w domu gry, którego właścicielem jest hrabia Blackstone, skandal byłby ogromny, a wynikłe z tego powodu straty wprost niepowetowane.
– To będzie zależało od panny Morton – odpowiedział.
– W jaki sposób? – z nieskrywanym zainteresowaniem spytał Drew.
– Coś musimy sobie wyjaśnić. – Dominic gniewnie zmarszczył czoło. – Owszem, doceniam to, że od wielu lat sprawnie kierowałeś tym klubem i nie ma nikogo lepszego na twoje miejsce. Naprawdę to doceniam, Drew. Ale nie daje ci to żadnego prawa do tego, żebyś wypytywał mnie, jakie decyzje czy działania zamierzam podjąć i dlaczego tak się dzieje.
– Oczywiście, milordzie – zgodził się Drew ani bez pokory, ani też buty, po prostu z godnością.
– Gdzie jest Caro Morton? – spytał hrabia.
– Zawsze dbam o to, żeby coś przegryzła w swojej garderobie między jednym a drugim występem.
Sposób, w jaki to powiedział, a także jego ogólna postawa zatroskanego ojca sprowokowały Dominica do sprzeciwu. To zbytnia troska, nikt tak nie powinien rozpieszczać swoich pracowników... Już chciał głośno wyrazić swoje obiekcje, gdy nagle dotarło do niego, jak bardzo by się wtedy wygłupił, w dodatku w oczach zarządcy wyszedłby na człowieka małostkowego i skąpca.
Było coś jeszcze. Owszem, panna Morton była bardzo ponętna, ale drobna przy tym i szczuplutka, a cerę miała jakby przezroczystą. Być może ta „przegryzka” to był jej jedyny posiłek w ciągu całego dnia...
– Jeśli zamierza pan ją zwolnić, chciałbym być o tym poinformowany, milordzie. Jesteśmy winni pannie Morton wynagrodzenie.
Drew powiedział to tonem, który jasno wskazywał, że zamierza walczyć o interesy pieśniarki. Dominic znów miał dowód na to, że panna Morton owinęła sobie wokół palca cynicznego kierownika klubu. Z pewnością, gdyby została zwolniona, zaoferuje jej pomoc w znalezieniu innego zatrudnienia.
Dominic uznał, że przekonanie się, kim tak naprawdę jest panna Caro Morton, będzie ciekawym doświadczeniem. Taka konstatacja była doprawdy zdumiewająca jak na kogoś, kto przez długie lata przebywał w okrutnej wojennej rzeczywistości, a po powrocie do Anglii toczył inną batalię, to znaczy robił wszystko, by nie wpaść w szpony matek żądnych wydania swych córek za mąż. Przez te doświadczenia Dominic stał się co najmniej tak samo cyniczny, jak starszy od niego o cale pokolenie Drew Butler.

Caro aż podskoczyła, gdy rozległo się pukanie do drzwi garderoby. No, może ta nazwa jest trochę na wyrost, przyznała z żalem. Było to tylko małe pomieszczenie, które przydzielił jej pan Butler na czas występu.
Zapewnił przy tym, że żaden z gości klubu nie będzie miał tu wstępu.
Podniosła się powoli, upewniwszy się, że strój okrywa ją całą, i podeszła do drzwi.
– Kto tam? – spytała ostrożnie.
– Nazywam się Dominic Vaughn.
Od razu pomyślała, że pan Vaughn jest tym mężczyzną, który podczas występu obserwował ją pełnymi pogardy, połyskującymi srebrzyście oczami. Tak naprawdę była o tym absolutnie przekonana. W głębokim barytonie pobrzmiewały arogancja i pewność siebie, widomy znak, że Dominic Vaughn przywykł do wydawania poleceń i bezwzględnego posłuszeństwa. Tego też oczekiwał od niej. Po prostu ma natychmiast otworzyć drzwi i wpuścić go do środka.
Tak mocno zacisnęła pięści wsunięte w kieszenie sukni, że aż paznokcie wbiły się w dłonie.
– Mężczyznom nie wolno odwiedzać mnie w garderobie – oświadczyła.
– Zapewniam panią – odparł niecierpliwie – że Drew Butler w pełni zaakceptował mój zamiar odwiedzenia pani.
Zarządca klubu był dla Caro bardzo uprzejmy, więcej, ufała mu bezgranicznie. Nie miała jednak pewności, czy nie pada ofiarą kłamstwa. Innymi słowy, wizyta mężczyzny, który twierdził, że ma przyzwolenie pana Butlera, wydała się jej mocno podejrzana.
– Zapewniam panią, że zajmę niewiele czasu – dodał poirytowany pan Vaughn.
– Muszę odpocząć przed następnym występem – broniła się Caro.
Dominic był już u kresu cierpliwości.
– Panno Morton...
– To moje ostatnie słowo w tej sprawie – zakończyła dyskusję.
Drew twierdził, że Caro Morton zachowuje się jak dama. Dominic musiał się z tym zgodzić. Dykcja i dobór słów jednoznacznie świadczyły o tym, że odebrała stosowne wykształcenie i wpojono jej właściwe maniery.
– Albo porozmawia pani ze mną teraz, panno Morton, albo może być pani pewna, że nie będzie następnego występu w tym klubie – oznajmił zdecydowanym tonem. Ogarniała go coraz większa złość. Sterczał w ciemnym korytarzu przed zamkniętymi drzwiami...
Usłyszał stłumiony okrzyk zdziwienia dochodzący z pokoju.
– Och... – To krótkie słowo zawierało jedną tylko treść, mianowicie zdziwienie. – Czy pan mi grozi, mister Vaughn? – Teraz pojawiła się jakby niepewność.
– Nie będę musiał pani grozić, panno Morton, jeśli dowiem się prawdy.

Caro była w rozterce. Przed dwoma tygodniami uciekła z domu, przekonana, że w wielkim Londynie łatwo znajdzie zatrudnienie jako dama do towarzystwa bądź guwernantka, niestety spotkała ją seria odmów ze strony szacownych gospodarzy, nie miała bowiem wymaganych referencji.
Boleśnie przekonała się przy tym, że w Londynie wszystko kosztuje o wiele więcej, niż założyła przed przyjazdem, więc skromna kwota, którą przez długie miesiące odkładała z kieszonkowego, topniała w zawrotnym tempie. Szybko dotarło więc do niej, że albo wróci tam, skąd uciekła, bo sytuacja stała się wprost nie do zniesienia, albo spróbuje szczęścia w teatrach. Swoje nadzieje opierała na tym, że od dziecka chwalono jej śpiew, widziała też entuzjastyczne reakcje gości, gdy podczas tych rzadkich okazji, kiedy ojciec zapraszał sąsiadów i przyjaciół na kolację, prezentowała swój wokalny kunszt. Wizyty w teatrach zakończyły się kilkoma ofertami pracy, ale wszystkie były bardzo podobne do siebie i po prostu szokujące! Przynajmniej za takie uznała je Caro, która wychowała się w poczuciu bezpieczeństwa w sielskich okolicach Hampshire.
Obecne zatrudnienie – i pieniądze, z których mogła opłacać skromne lokum – zawdzięczała wyłącznie uprzejmości Drew Butlera. W tej sytuacji nie była pewna, czy może odprawić Dominica Vaughna, skoro z jakichś powodów jej opiekun wyraził zgodę na tę wizytę. Uznała bowiem, że stojący za drzwiami dżentelmen nie skłamał w tej kwestii.
Palce trochę się jej trzęsły, gdy pomału przekręciła klucz w zamku, po czym cofnęła się błyskawicznie, jako że drzwi zostały pchnięte gwałtownie z drugiej strony.
Jak się spodziewała, to był srebrzystooki diabeł, którego widziała w głębi sali podczas występu. Teraz wyglądał nawet jeszcze bardziej diabolicznie, gdyż przyćmione światło świec padające z korytarza uwypukliło bliznę na policzku, przez co twarz wyglądała jak wyryta w kamieniu, a czarny żakiet i biała koszula podkreślały surowość i siłę emanujące z całej postaci.
Caro odstąpiła jeszcze o krok, po czym spytała:
– O czym życzy sobie pan ze mną porozmawiać?
Biegły w ukrywaniu emocji Dominic niczym nie zdradził, jak wielkie wrażenie wywarła na nim panna Morton, gdy ujrzał ją bez osłaniającej twarz maski i bez hebanowej peruki, pod którą chowała długie i cudownie złote loki. Teraz okalały migdałowe w kształcie oczy morskiego koloru osadzone w delikatnej twarzy w kształcie serca, tak niezwykłej piękności, że zaparło mu dech w piersiach.
Gdyby rzeczywiście była nieposłuszną córką albo, co gorsza, zbiegłą żoną, wcale by go to nie ucieszyło.
– Może mnie pani zaprosi do środka, panno Morton – oznajmił kategorycznym tonem.
W pierwszym odruchu zatrzepotała nerwowo długimi rzęsami, zaraz jednak się opanowała i dumnie uniosła brodę.
– Jak już przed chwilą wyjaśniłam, sir, odpoczywam przed następnym występem.
– Który, jak mnie poinformował Drew, odbędzie się dopiero za godzinę – skontrował surowym tonem.
Caro wzdrygnęła się na ten ton, natomiast Dominic bacznie jej się przyglądał. Twarz już zdążył ocenić, teraz zwrócił uwagę na szczupłą szyję i kremową skórę widoczną w głębokim wycięciu sukni. Przesunął spojrzenie niżej, gdzie jedwabny materiał otulał małe, ale jak ocenił Dominic, jędrne piersi. Talię miała tak szczupłą, że mógłby ją objąć dłońmi. Pod wpływem nagłego podniecenia pomyślał też, że chętnie nakryłby dłonią drobne piersi, a potem powędrował w dół aż po łagodnie zaokrąglone łono i uniósł pannę Morton, by mogła swobodnie długimi, smukłymi nogami otoczyć jego talię...
Caro próbowała zignorować sposób, w jaki Dominic Vaughn na nią patrzył. Zupełnie jakby nie widział sukni, tylko nagie ciało... No, nie całkiem jednak zignorowała, oblała się bowiem rumieńcem, szybkim gestem wyciągnęła przed siebie ręce i oznajmiła:
– Wolałabym, żeby został pan tam, gdzie stoi, sir.
– Milordzie – skorygował, przesuwając wzrok z powrotem na jej twarz.
– Milordzie? – Jej konsternacja była zrozumiała. Zwrotu „sir” używano wobec mężczyzn ze szlacheckich rodów nawet niemających tytułu, ale stosowany był również grzecznościowo wobec innych osób, którym z jakichś względów chciało się okazać szacunek, i tym też kierowała się Caro Morton. Natomiast zwrot „milord” przysługiwał tylko i wyłącznie przedstawicielom najwyższej arystokracji, czyli parom Anglii zasiadającym w Izbie Lordów, a także osobom piastującym najważniejsze stanowiska rządowe.
– Jestem lord Dominic Vaughn, hrabia Blackstone.
Poczuła ucisk w krtani. Miała więc do czynienia z parem Anglii i takim samym ociekającym pychą arogantem, jakim był przydzielony jej ostatnio opiekun.
– Jeśli pana słowa miały wywrzeć na mnie wrażenie, milordzie, to z przykrością wyznaję, że nie osiągnął pan zamierzonego celu – oświadczyła.
Dominic uniósł brwi, jednak była to jedyna reakcja na sarkastyczną uwagę panny Morton, powiedział natomiast:
– Dobry zwyczaj nakazuje, żeby przedstawiły się obie strony.
– Oczywiście, milordzie. – Znów się zaczerwieniła, bo reprymenda była słuszna, zaraz jednak dodała rezolutnie: – Skoro, jak pan twierdzi, rozmawiał pan z Drew Butlerem, to musi pan już wiedzieć, że nazywam się Caro Morton.
– Czyżby? – Dominic ironizował nie tylko tonem głosu, ale i spojrzeniem.
– Przecież powiedziałam, milordzie – odparła z godnością.
– Ach, gdybyż taki ład panował na tym świecie, że wystarczy coś powiedzieć, a już staje się prawdą – kpił w żywe oczy.
– Wątpi pan w moje słowa, milordzie? – spytała oburzona, choć ucisk w krtani jeszcze się wzmógł.– Droga Caro, z uwagi na mój wiek i nabyte doświadczenie po prostu muszę wątpić we wszystko, co mi się mówi, zanim nie przekonam się, że jest inaczej.
Niewątpliwie przez cynizm i podszyty zgryźliwością ironiczny stosunek do rzeczywistości, hrabia Blackstone sprawiał wrażenie kogoś bardzo już zmęczonego życiem, a blizna na lewym policzku nadawała mu groźny, wręcz złowieszczy wygląd, jednak Caro oceniała, że nie dobiegł jeszcze trzydziestki. Przy jej dwudziestu latach był więc od niej starszy zaledwie o osiem, góra dziewięć lat.
I z całą pewnością nie była jego „drogą”!
– W takim razie żal mi pana – stwierdziła.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, wręcz się na nią obruszył. Bogaty i wolny jak ptak hrabia Blackstone nie życzył sobie ani nie potrzebował niczyjej litości, a już na pewno nie od kobiety, która ukrywała się za złotą maską i pod hebanową peruką.
Czyżby Butler nie mylił się w swej ocenie? Czy panna Morton rzeczywiście uciekła do Londynu, by ukryć się przed dominującym ojcem albo brutalnym mężem? Była tak szczuplutka i delikatna, że Dominic uznał tę drugą możliwość za zbyt odrażającą, by w ogóle ją rozważać.
Niezależnie od tajemnicy, która mogła ją otaczać, uznał, że jako właściciel klubu nie może dopuścić do skandalu, który mógłby wybuchnąć, gdyby zwolnił pannę Morton. Mogłaby narobić rabanu, dobijać się do drzwi, a wtedy zrobiłoby się głośno o młodej pieśniarce, którą hrabia Blackstone wyrzucił na bruk. Kto wie, jakich tajemnic dotyczących panny Morton mogliby się doszukać wścibscy dziennikarze. Może więc lepiej nie prowokować takiej burzy?
– Czy jest pani przynajmniej w wieku, który pozwala przebywać w kasynie, Caro? – spytał.
– Nie rozumiem, milordzie. – Wyglądała na przestraszoną.
– Zastanawiam się po prostu, ile ma pani lat.
– Dżentelmen nigdy nie powinien pytać damy o wiek – zaripostowała.
Dominic przesunął powoli wzrok od czubka złocistej głowy, przez szczupłą sylwetkę, delikatne nadgarstki i smukłe ręce, aż po gołe stopy, po czym wrócił spojrzeniem do zaróżowionej i wyrażającej urazę twarzy.
– O ile mi wiadomo, paniom z towarzystwa zawsze towarzyszy pokojówka lub dama do towarzystwa, damy nie hasają również na scenach męskich klubów hazardowych.
Caro uniosła wyzywająco brodę, po czym rzuciła cierpko:
– Ja nie hasam, milordzie, tylko leżę na szezlongu. Pozwolę sobie również zauważyć, że to nie pańska sprawa, czy mam pokojówkę bądź damę do towarzystwa.
Gdy zerknął w głąb pokoju, zauważył na toaletce tacę, na której stała miseczka z dymiącym mięsem i talerz z chlebem, a na drugim talerzu leżał deser, czyli duża pomarańcza. Niewątpliwie była to owa „przegryzka”, którą dostarczał jej Butler w przerwie występu.
– Widzę, że przeszkodziłem pani w kolacji – powiedział łagodnie. – Proponuję, żebyśmy dokończyli tę rozmowę później, kiedy ja, a nie Ben, będę pani towarzyszył w drodze do domu.
To wyraźnie ją wystraszyło, zaraz jednak stanowczo potrząsnęła głową i oznajmiła:
– To będzie raczej niemożliwe.
– Doprawdy? – zdziwił się Dominic.
Hrabia Blackstone nie przywykł do odmowy, pomyślała coraz bardziej zdenerwowana. Widziała jego ponure spojrzenie i groźnie uniesione brwi. A brak pokojówki czy damy do towarzystwa mogłaby łatwo wyjaśnić, gdyby w ogóle miała ochotę cokolwiek mu wyjaśniać. Ale nie miała. W żadnym razie! Gdyby uciekając z Hampshire, zabrała ze sobą służącą, uczyniłaby ją współwinną swego czynu, a i tak miała już dość kłopotów, by jeszcze wplątywać kogoś w tak zagmatwaną sytuację.
– Nie – powtórzyła. – Ben poczułby się niesprawiedliwie zraniony, gdybym nie pozwoliło mu na to, by odprowadził mnie do domu. Poza tym – dodała na wypadek, gdyby Jego Lordowska Mość odrzucił to wyjaśnienie – nie pozwalam towarzyszyć mi dżentelmenom, których nie znam. – Tym bardziej takiemu dżentelmenowi, którego w ogóle nie chciała znać, mogłaby dodać.
W szarych oczach hrabiego zamigotały wesołe ogniki.
– Nawet gdyby Drew Butler zaręczył za tego dżentelmena? – spytał przekornie.
– Musiałabym to od niego usłyszeć. A teraz pozwoli pan, że go przeproszę. Chciałabym zjeść kolację, póki jest gorąca. – Jednak próba zamknięcia drzwi nie udała się, gdyż Dominic wsunął stopę między drzwi a futrynę. Caro rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym ponownie otworzyła drzwi. – Proszę mnie nie zmuszać do wezwania Bena, żeby pana stąd usunął – dodała ostrzejszym tonem.
Jednak ta pogróżka nie zrobiła na aroganckim milordzie najmniejszego wrażenia. Nadal uśmiechał się do Caro, wcale nie był zbity z tropu.
– To byłoby... interesujące doświadczenie – zauważył.
Popatrzyła na niego niepewnie. Ben wzrostem był podobny milordowi, lecz wyraźnie przewyższał go atletycznymi gabarytami, jednak hrabiego Blackstone’a, też wcale nie ułomka, dodatkowo otaczała groźna aura, która czaiła się pod elegancką aparycją. Emanował dziką energią i zabójczą sprężystością, mógł zmierzyć się z każdym – i wygrać. Przeszedł też niejedno, o czym świadczyła blizna na policzku. Caro nie miała wątpliwości, że nie powstała od siedzenia przy kominku.
Uśmiechnęła się, rozluźniając ramiona, i zaproponowała:
– Może wstrzymamy się z decyzją w sprawie powrotu do domu do rozmowy z panem Butlerem?
I może, jak podejrzewał Dominic, młoda dama ulotni się, nie zadając sobie trudu porozmawiania z Drew Butlerem. Zatrzymał to jednak dla siebie, oznajmił tylko:
– Będę czekał na panią przed klubem po zakończeniu występu.
Pełen irytacji błysk, który pojawił się w pięknych morskich oczach, tylko umocnił obawy Dominica.
– Jest pan bardzo uparty, sir! – rzuciła rozeźlona.
– Inaczej bym to ujął. Po prostu chcę bliżej poznać osobę, którą zatrudniam – odrzekł spokojnie.
– Zatrudnia...? – Caro otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. – Tak pan powiedział? Że pracuję u pana?!
– W samej rzeczy, droga Caro. – Z zadowoleniem skonstatował, że cała krew odpłynęła jej z twarzy, kiedy zrozumiała, że tylko od niego zależy, czy jeszcze kiedykolwiek zaśpiewa w klubie. – A zatem do zobaczenia, panno Morton. – Skłonił się dwornie, po czym podążył do salonów gry, uśmiechając się z satysfakcją.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel