Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Kobieta warta grzechu (ebook)

Kobieta warta grzechu (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8229-1
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Rancher
TłumaczKatarzyna Ciążyńska
Język oryginałuangielski
EAN9788327682291
Data premiery2022-02-03
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Chiara Campagna jest influencerką lifestylową. Kiedy zostaje zaproszona na galę w rezydencji Milesa Rivery w Montanie, korzysta z tej okazji bez namysłu. Właściciele rancza chcieliby, by Chiara rozreklamowała w mediach społecznościowych ich działalność na rzecz środowiska. Ona jednak liczy głównie na to, że wizyta w Mesa Falls pomoże jej rozwikłać pewną tajemnicę z przeszłości. Znajduje odpowiednią chwilę i zakrada się do gabinetu Milesa, by przejrzeć pliki w jego komputerze. Miles przyłapuje ją na gorącym uczynku, lecz udaje, że nic nie zauważa. Zamiast domagać się wyjaśnień, zaczyna ją uwodzić...

Fragment książki

Chiara zakradła się do gabinetu gospodarza przyjęcia i cicho zamknęła dębowe drzwi, odcinając się od hucznej imprezy. Poczuła zapach dobrego burbona, szlachetnej skóry i przystanęła, nasłuchując odgłosów z holu.
Gdy nie usłyszała nic prócz dźwięków piosenki, do której tańczyli goście w salonie, w przestronnym wakacyjnym domu Milesa Rivery w Montanie, odetchnęła, zastanawiając się, czy zapalić lampę.
Światło w szparze pod drzwiami mogłoby zwrócić uwagę. Z drugiej strony, gdyby ktoś ją nakrył, jak myszkuje po ciemku, wzbudziłaby podejrzenia i trudno byłoby jej się wytłumaczyć.
Jako słynna influencerka z Los Angeles nie bez powodu się tu znalazła. Została zaproszona przez właścicieli Mesa Falls, którzy chcieli rozreklamować działania rancza na rzecz środowiska. Nie miała za to żadnego usprawiedliwienia na buszowanie w gabinecie Milesa.
Gdy przekręciła włącznik na ścianie, ciepły blask zalał ciężkie, męskie w charakterze meble. Przygasiła światło na tyle, by móc bezpiecznie się przemieszczać między szarą skórzaną sofą, stolikiem ze szklanym blatem i biurkiem z połowy wieku. Jej srebrna suknia o metalicznym połysku, z asymetrycznym dołem i rozcięciem do połowy uda, cicho zaszeleściła, gdy Chiara ruszyła w stronę kredensu z karafką pełną bursztynowego płynu.
Odłożyła srebrną torebkę i napełniła szklankę na wysokość dwóch palców. Gdyby ktoś ją nakrył, drink pomoże jej wyjaśnić, co robi w miejscu, w którym jej nie powinno być.
- Co ukrywasz, Miles? – spytała, patrząc na zdjęcie przystojnego gospodarza.
Stał wraz z pięcioma pozostałymi właścicielami Mesa Falls przed hotelem na ranczu. To było jedno z niewielu zdjęć, na których widnieli wszyscy razem.
Każdy z nich z osobna odniósł sukces. Wszyscy byli kolegami z klasy ze szkoły z internatem na zachodnim wybrzeżu, mieszczącej się niedaleko szkoły dla dziewcząt, do której uczęszczała Chiara.
W każdym razie do trzeciej klasy, kiedy to ojciec Chiary stracił majątek, a ona wylądowała w szkole publicznej. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że w programie tej szkoły nie uwzględniono sztuk pięknych.
Chiara została zmuszona do porzucenia marzeń o prestiżowym uniwersytecie, gdzie mogłaby rozwijać zdolności plastyczne. Zrobiła zatem użytek ze swoich ograniczonych środków i dzięki obyciu z mediami społecznościowymi – a po części także dzięki talentowi plastycznemu – obróciła je w sławę i fortunę. Jednak gwiazda Instagrama to nie to samo co sławna artystka.
Teraz co prawda nie miało to znaczenia, przypomniała sobie, zatrzymując spojrzenie na przystojnej twarzy Milesa. Po jego prawej stronie stał właściciel kasyna Desmond Pierce, zaś po lewej projektant gier Alec Jacobsen. Rozjaśnione słońcem włosy i opalona skóra Milesa kontrastowały z europejskim wyrafinowaniem Desmonda i nonszalancją Aleca.
Cała szóstka właścicieli Mesa Falls dorobiła się majątku. Ranczo było ich jedynym wspólnym biznesem.
Miało ono coś wspólnego z więzią, jak zrodziła się między nimi w szkole z internatem. Brakowało tylko siódmego z paczki przyjaciół, Zacha Eldridge’a, który zmarł w tajemniczych okolicznościach. Chłopaka, w którym Chiara kochała się po kryjomu.
Radosny okrzyk z salonu przypomniał jej, że musi się pospieszyć. Dodała sobie odwagi, wypijając łyk burbona, odwróciła się od wbudowanych w ścianę półek w stronę biurka i włączyła komputer. Poczucie winy z powodu naruszenia prywatności Milesa łagodziło przekonanie, że właściciele Mesa Falls wciąż ukrywają szczegóły śmierci Zacha, od której minęło już czternaście lat.
Pogłębiło je wydarzenie z gali na ranczu w ostatnie Boże Narodzenie. To wówczas inny sławny gość wyjawił, że były mentor właścicieli Mesa Falls to autor wydanej pod pseudonimem powieści, przez którą przyjaciele z Mesa Falls znaleźli się w centrum uwagi.
Gdy komputer poprosił Chiarę o hasło, wpisała cztery cyfry i zacisnęła kciuki. Wcześniej tego wieczoru, gdy ostentacyjnie sięgnęła po kieliszek szampana, widziała, jak Miles wpisywał te cyfry w telefonie. Zdjęcie górskiego widoku na ekranie zastąpił pulpit z uporządkowanymi plikami dotyczącymi rancza.
- Bingo – mruknęła z satysfakcją, zadowolona, że w komputerze nie ma nowoczesnych zabezpieczeń. – Zach – powiedziała na głos, wpisując w wyszukiwarce te litery.
Ekran się zapełnił. Czytając szybko nazwy plików, zdała sobie sprawę, że większość z nich to arkusze kalkulacyjne, pewnie raporty zysków. Żaden nie zawierał w nazwie imienia Zacha, odniesienia do niego musiały się znajdować wewnątrz plików.
Jej palec zawisł nad obiecująco wyglądającym plikiem, kiedy ktoś nacisnął klamkę. Przestraszona szybko wyłączyła komputer.
Podniosła wzrok i w drzwiach ujrzała Milesa. Szyty na miarę smoking podkreślał jego szczupłą, a jednocześnie umięśnioną sylwetkę biegacza. W jednej ręce trzymał telefon, który schował do kieszeni. W słabym świetle jego włosy wydawały się ciemniejsze, niewielki zarost dodawał mu seksapilu. Na co dzień Miles prowadził ogromne Ranczo Rivera w środkowej Kalifornii, ale ilekroć właściciele Mesa Falls występowali publicznie, chwaląc się troską o środowisko, pojawiał się obok nich w swoich eleganckich garniturach. Podobało się jej, że zawsze czuł się dobrze we własnej skórze, bała się tylko, że za moment wyprosi ją z rezydencji.
Jego niebieskie oczy patrzyły na nią przenikliwie. Serce waliło jej ze strachu. Sięgnęła po szklankę i uniosła ją do warg w nadziei, że Miles nie dojrzy drżenia jej ręki.
- Przyłapał mnie pan na gorącym uczynku. – Wypiła zbyt duży łyk. Mocny alkohol podrażnił jej gardło.
- Na czym konkretnie? – Uniósł brwi z nieczytelną miną.
Czy widział, jak wyłączała komputer? Miała sekundę, by zdecydować, jak to rozegrać.
- Na tym, jak częstuję się pana prywatnymi zapasami. – Spojrzała na szklankę, jakby podziwiała w świetle bursztynowy płyn. – Schowałam się tu, żeby na moment uciec od hałasu, i zobaczyłam tę karafkę. Miałam nadzieję, że nie weźmie mi pan za złe, jak się poczęstuję.
Czekała, aż Miles zarzuci jej kłamstwo, oskarży ją o to, że szpieguje. Serce jej waliło. Była pewna, że on je słyszy.
Zamknął drzwi i podszedł bliżej.
- Jest pani moim gościem. Proszę się częstować, na co pani ma ochotę, panno Campagna.
Jakoś dziwnie, z emfazą, wypowiedział jej nazwisko. Wie, że kłamie? Pamięta, że kiedyś nazywała się inaczej? A może po prostu jej nie lubi? Potrafiła rozpoznać, gdy ktoś patrzył na nią z lekceważeniem czy pogardą. Podejrzewała, że dla Milesa jest niewiele warta dlatego, że zamieszcza w sieci porady dotyczące mody i urody.
Jakby dbanie o siebie było stratą czasu.
- Nie jest pan moim fanem – zauważyła, wyszła zza biurka i przeszła przez pokój, udając zainteresowanie tytułami książek na wbudowanym w ścianę regale. – Czy to z powodu mojej pracy? Czy dlatego, że naruszyłam pana prywatną przestrzeń, a do tego karafkę z burbonem? A propos burbona, jest doskonały.
- To limitowana edycja. – Rozpiął smoking i zbliżywszy się do barku, sięgnął po karafkę. Diamentowa spinka do mankietów odbiła światło. – Tylko jedna beczka. Liczy sobie dwadzieścia pięć lat. Ale mówiłem poważnie. Proszę się czuć swobodnie i częstować, na co pani ma ochotę.
Zakręcił się na pięcie i zrobił dwa kroki w jej stronę, potem przystanął i oparł się o biurko. Chiara wpadła w panikę, myśląc, że wciąż pracuje wentylator komputera. Albo że Miles poczuje jego ciepło.
Ale on tylko sączył drinka, patrząc na nią z takim napięciem, że z kolei zaczęła się zastanawiać, czy ją rozpoznaje. Podczas tych paru towarzyskich okazji, gdy się ostatnio spotykali, Miles nie rozpoznał w niej Kary Marsh, nastolatki, która kochała się w Zachu, jego koledze z pokoju w internacie. Powróciło dawne poczucie straty, które kazało jej skierować rozmowę na bezpieczniejsze tory.
- Unika pan tematu mojej pracy. – Odstawiła szklankę na granitowy blat obok rzeźby konia ze złotym okiem.
Nie od razu odpowiedział. Do gabinetu docierały stłumione dźwięki zabawy. Dzięki słynnemu didżejowi jedna taneczna melodia płynnie przechodziła w kolejną, rozbawieni goście przekrzykiwali muzykę. Miles spojrzał w oczy Chiary wzrokiem, jakby coś kalkulował.
- Może zazdroszczę pani pracy, dzięki której podróżuje pani i spędza wieczory na imprezach. – Uniósł szklankę w ironicznym toaście. – Najwyraźniej jest pani w tym dobra.
Zagotowała się ze złości.
- Nie jest pan pierwszą osobą, która uważa, że prowadzę słodkie życie, pływam jachtami i kąpię się w szampanie – powiedziała urażona lekceważeniem w jego głosie.
- A jednak pani tu jest. – Wykonał szeroki gest. – Spędza pani kolejny wieczór z hollywoodzkimi celebrytami, znanymi sportowcami i gwiazdami przemysłu muzycznego. Więc pani życie chyba nie jest takie złe, co?
Wypiła kolejny łyk burbona; wciąż nie nauczyła się sączyć go nieśpiesznie. Ten mężczyzna jednak wytrącił ją z równowagi.
Może należy po prostu wyśmiać jego brednie na temat jej życia i wyjść. Ale złość w niej tylko rosła. Nie potrafiła puścić urazy w niepamięć.
- Tak się składa, że jest pan na tej samej imprezie. – Mimo woli zbliżyła się do niego, zanim przyznała sama przed sobą, że chce się z nim skonfrontować, zetrzeć ten wyraz zadowolenia z jego twarzy. – Nie uważa pan tego za część swojej pracy, robi pan to wyłącznie dla przyjemności?
- Jestem tu gospodarzem. – Wyprostował plecy, choć nadal stał przy biurku. – Oczywiście to jest mój zawodowy obowiązek. Gdybym nie musiał dzisiaj reprezentować właścicieli Mesa Falls, byłbym daleko stąd.
W jego głosie była chrypka, która ją drażniła. Miles różnił się od mężczyzn, którzy zaludniali jej świat i którzy rozumieli przemysł urodowy i rozrywkowy. Pod jego szytymi na miarę garniturami było coś pierwotnego, bliskiego ziemi, co ją do niego przyciągało.
- Ja też reprezentuję moją markę. Dla mnie to również zawodowy obowiązek.
- Racja. – Potrząsnął głową z rozbawieniem, jego oczy pociemniały. – Powodzenia! Stworzyła pani markę, która kręci się wokół trwałych szminek i pokazów mody.
Zastanowiła się, czy ta lekceważąca krytyka to zemsta za bezprawne wejście do jego gabinetu. Bo jak inaczej mógłby wytłumaczyć swoje zachowanie?
- Jestem zdumiona, że inteligentny człowiek, który ma żyłkę do interesów, może mieć tak wąskie horyzonty. – Wzruszyła nonszalancko ramionami, choć patrzyła na niego ze złością. I próbowała wbić mu do głowy to, co do niego nie trafiało. – Z pewnością zdaje sobie pan sprawę, że sama tworzę posty, jestem szefem marketingu, dyrektorem finansowym i administracyjnym. Nie wspominając niezliczonych godzin poświęconych budowaniu marki, którą pan uważa za bezużyteczną.
Może coś do Milesa dotarło, gdyż jego protekcjonalna mina uległa zmianie. W tym samym momencie Chiara zdała sobie sprawę, że znalazła się zbyt blisko niego.
Nie wiedziała, co było bardziej denerwujące – nagła zmiana, która sprawiła, że Miles wydał jej się bardziej ludzki, czy fizyczna bliskość mężczyzny, który… coś w niej poruszał. Nie miała pojęcia, czy to coś złego czy dobrego, ale nie miała ochoty stawiać teraz czoła tym emocjom.
Sięgnęła po torebkę. Jej ręka na moment zbliżyła się do uda Milesa. Szybko ją cofnęła i wzburzona opuściła pokój.

Wstrząśnięty nieoczekiwanym spotkaniem z Chiarą Miles usiłował wmieszać się w tłum gości. Ci wszyscy ludzie wydali mu się nagle zbyt młodzi i zadufani. Muzyka grała za głośno. Esemesy od pozostałych właścicieli Mesa Falls wciąż nie dawały mu spokoju.
Uwięziony w pułapce monstrualnie wielkiego salonu oparł się o szafki z granitowym blatem oddzielające przestrzeń jadalną od wypoczynkowej, gdzie kominek zajmował całą ścianę. Odsłonięta więźba dachowa powiększała przestrzeń. Podłoga z twardego drewna doskonale nadawała się do tańca. Didżej miał swoje stanowisko obok otwartej klatki schodowej.
Gdy stojąca obok niego jasnowłosa piosenkarka z niechęcią mówiła o powrocie na trasę koncertową, Miles tylko kiwał głową. Jego myśli zajmowała inna kobieta. Czarnowłosa gwiazda mediów społecznościowych, która zwracała uwagę chyba wszystkich obecnych tu mężczyzn.
Poszukał jej wzrokiem. Pozowała do zdjęcia z dwoma członkami boys bandu na tle ściany czerwonych kwiatów sprowadzonych specjalnie na przyjęcie. Nie mógł oderwać oczu od jej kobiecych kształtów podkreślonych srebrną suknią, która odbijała błysk fleszy.
Wielu gości korzystało z okazji i ukradkiem ją fotografowało. Choć członkowie boys bandu dotykali jej delikatnie, Miles musiał stłumić chęć, by odciągnąć ją na bok. Głupia reakcja, zupełnie nie w jego stylu.
No ale cała reakcja na tę kobietę była nie w jego stylu. Odkąd to wyrażał się lekceważąco o cudzej pracy? Żałował tych słów, gdy tylko je wypowiedział. Miał świadomość, że zadziałał w nim mechanizm obronny. W jej atrakcyjności było coś, co pokonało jego powściągliwość. Tak, to pożądanie. Ale też coś więcej. Nie wierzył twarzy famme fatale, którą Chiara prezentowała światu, ani temu, że dla zbudowania własnej marki z przyjemnością wykorzystywała swą kobiecość w wyrachowany sposób.
Przypominała mu pewną kobietę z przeszłości, o której wolałby zapomnieć. Ale to nie fair, bo Chiara nie jest Brianną. Był jej winien przeprosiny.
Choć bez wątpienia grzebała w jego komputerze. Gdy wszedł do gabinetu, na jej twarzy dostrzegł poświatę ekranu, nim w pośpiechu wyłączyła komputer.
- Skąd pan zna Chiarę? – Stojąca obok niego kobieta starała się przekrzyczeć wrzawę.
Nie przysłuchiwał się jej wynurzeniom, ale imię Chiary natychmiast przykuło jego uwagę. Odwrócił wzrok od influencerki, o której wszyscy tu mówili, i spojrzał na młodą piosenkarkę.
Przyjechał na parę tygodni do Mesa Falls, by nadzorować pewne sprawy. Jego prawdziwe życie toczyło się na ranczu w Kalifornii. Na co dzień nie miał kontaktu z ludźmi, którzy znaleźli się na liście gości tej imprezy, ale jej celem była promocja zielonych inicjatyw rancza, a celebryci mogli je rozpropagować w mediach społecznościowych.
Celebryckie życie w niczym nie przypominało hodowli bydła czy produkcji zbóż – codzienności Milesa. Podobnie jak nowoczesny dom w Mesa Falls nie przypominał jego domu w hiszpańskim stylu w Kalifornii.
- Nie znam jej – odparł po namyśle.
Usiłował sobie przypomnieć nazwisko piosenkarki. Mimo drobnej postury miała mocny głos, jej ostatni singiel znalazł się w dziesiątce najlepszych przebojów, jak poinformował go człowiek odpowiedzialny za marketing rancza.
- Zakładam, że interesują ją kwestie środowiska, a my tu o nie dbamy – dodał. – Ma licznych obserwatorów i może rozpropagować naszą misję.
Piosenkarka się zaśmiała.
- To dlatego się tu zebraliśmy? Z powodu ochrony środowiska?
Marszcząc czoło, Miles przypomniał sobie, że choć podczas każdej imprezy, którą urządzali, była mowa o dbałości o środowisko, ta miała dużo ważniejszy cel. Od czasu ujawnienia, że ich nauczyciel i późniejszy przyjaciel Alonzo Salazar jest autorem słynnej książki „Nowożeńcy z Hollywood”, która doprowadziła do zakończenia paru karier, zainteresowanie właścicielami Mesa Falls wzrosło. Do ogłoszenia tej rewelacji doszło właśnie tutaj, podczas gali bożonarodzeniowej. Ujawniono też, że przed śmiercią Alonzo spędzał w Mesa Falls sporo czasu.
Tego wieczoru właściciele mieli nadzieję położyć kres plotkom tabloidów, ujawniając, że zyski z książki Salazara zostały przeznaczone na pomoc humanitarną na całym świecie. Na początku imprezy odczytano przeznaczony dla prasy komunikat, wzniesiono toast za przywrócenie Salazarowi dobrego imienia, a w jednym z pokoi urządzono pomieszczenie, gdzie dziennikarze mogli uzyskać informacje o pracy humanitarnej Alonza.
Było jednak coś, co właściciele rancza zachowali dla siebie. Choć rzeczywiście część zysków z książki pomogła wielu potrzebującym, spora część szła do tajemniczego beneficjenta, i nikt nie wiedział dlaczego.
- Czyli nie sprowadziło pani tutaj zagrożenie globalnym ociepleniem? – rzekł Miles z uprzejmym uśmiechem, jak przystało na dobrego gospodarza. Obserwował, jak Chiara opuszcza członków boys bandu i dołącza do jednego z właścicieli rancza, który też chciał mieć z nią zdjęcie. – Więc co? Długi weekend w Montanie?
- Szczerze? Liczyłam, że poznam Chiarę – odparła piosenkarka. – Nie pogniewa się pan? Może mnie też uda się zrobić sobie z nią zdjęcie.
Rozstał się z nią bez żalu. Wyjął telefon i sprawdził, czy Gage Striker, jeden ze współwłaścicieli, odpowiedział na wiadomość, którą wysłał mu przed godziną. Gage już dawno powinien był pojawić się na przyjęciu. Miles napisał do niego wcześniej:
„Jak dobrze znasz Chiarę Campagnę? Przyłapałem ją w moim gabinecie i przysiągłbym, że grzebała w komputerze”.
W końcu Gage odpowiedział:
„Astrid i Jonah znają ją od zawsze. Jest super”.
Jonah Norlander z żoną Astrid opuścili imprezę wcześniej, więc Miles nie mógł tego z nimi skonfrontować. Schował telefon do kieszeni i czekał na moment, aż znów będzie mógł porozmawiać z Chiarą.
Bo ona nie tylko czegoś szukała w jego komputerze, ona zakradła się do jego gabinetu z jakąś misją. Miles nie zamierzał wypuścić jej z Mesa Falls, dopóki nie dowie się więcej.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel