Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Kochanka z charakterem (ebook)
Zajrzyj do książki

Kochanka z charakterem (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7927-7
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyHot Holiday Rancher
TłumaczKrystyna Rabińska
Język oryginałuangielski
EAN9788327679277
Data premiery2021-12-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Jesse nie wierzył w ogniste romanse ani w miłość. Wierzył natomiast w dążenie do wspólnych celów, takich jak małżeństwo, dzieci, pomnażanie majątku, budowanie tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Ale kiedy poznał Esme, zmienił priorytety. Ta kobieta, niezależna i seksowna, pociągała go od pierwszej chwili. I nie opierał się, kiedy zaciągnęła go do łóżka...

Fragment książki

Esme Perry zażywała kąpieli słonecznych na południu Francji, surfowała z mistrzami tego sportu w Kalifornii, na Hawajach, a nawet w Australii, ale ani groźba udaru słonecznego, ani ataku rekina nie przeraziły jej tak jak ulewa, która zamieniła boczną drogę w Teksasie w rwący błotny potok pędzący prosto na jej sportowe porsche.
Spokojnie, tylko spokojnie, mówiła sobie w duchu. Wykonasz szybki trzypunktowy skręt…
Manewr na wąskiej drodze – z jednej strony rów, z drugiej drzewa – byłby trudny nawet w dzień, co dopiero w nocy podczas burzy, lecz Esme nie miała wyboru.
Wrzuciła bieg wsteczny. Udało się. Teraz do przodu… Teraz… Kurczowo zacisnęła dłonie na kierownicy, stopa zsunęła się jej z pedału sprzęgła, rozległ się suchy trzask pękającego obcasa.
Nie miała jednak czasu rozpaczać nad stratą ulubionego pantofla. Wpadnie do rowu czy na któreś z drzew, myślała. I co to za światła?
Samochód?
Latarnia?
Porsche stanęło w poprzek drogi. Esme odetchnęła z ulgą. Ona i jej cacko – prezent bożonarodzeniowy, jaki zafundowała sobie z pewnym wyprzedzeniem – chyba byli cali. Przy odrobinie szczęścia dotrze na miejsce przed nocą, pomyślała. Jeszcze się nie poddawała.
Przyjechałaby wcześniej, lecz na autostradzie międzystanowej z Houston do Royal zdarzył się wypadek i wstrzymano ruch. Zgodnie ze wskazaniami GPS-a od rancza Jessego Stevensa dzieli ją trochę ponad kilometr drogi. W ostateczności dojdzie piechotą.
Nacisnęła pedał sprzęgła, wrzuciła bieg jałowy, włączyła zapłon. Silnik zakrztusił się i zgasł.
Spróbowała ponownie, lecz z tym samym rezultatem.
Jeśli chodzi o samochody sportowe, zawsze wybierała model z ręczną skrzynią biegów. Sztukę zmieniania biegów opanowała, kiedy uczyła się jeździć jedną ze starych ciężarówek ojca na ich ranczu w pobliżu Houston.
Koniecznie chciała zyskać jego uznanie. Może to syndrom średniego dziecka?
Pod tym względem niewiele się zmieniło. Do Royal wybrała się promować kandydaturę ojca na prezesa nowo tworzonego oddziału Klubu Teksańskich Hodowców w Houston, a pierwszym etapem jej kampanii PR-owej miała być niespodziewana wizyta u Jessego Stevensa, wpływowego członka Klubu.
Wizyta, która właśnie stanęła pod dużym znakiem zapytania.
Esme zaklęła pod nosem. Prawdopodobieństwo, że w taką pogodę ktoś będzie przejeżdżał tą boczną drogą, było znikome. Czy powinna zaczekać i jeszcze raz spróbować uruchomić samochód? Może lepiej wysiąść i dalej pójść piechotą? W butach ze złamanym obcasem? W ulewę? W błocie?
Trudno. Z westchnieniem sięgnęła po parasol, otworzyła drzwi i wysiadła. Wiatr targał parasolem, trencz od Prady nie chronił przed przejmującym zimnem, nogawki czarnych spodni błyskawicznie nasiąknęły wodą.
Nie wyobrażała sobie jednak, jak mogłaby powiedzieć ojcu, że musiała zrezygnować z wizyty w Royal z powodu złej pogody. Brnęła więc w grząskim błocie, byle naprzód.
Jeśli ojciec kiedykolwiek potrzebował pomocy specjalistki od kreowania wizerunku, to właśnie teraz.
Seria skandali nadszarpnęła jego reputację. Ledwo zdołał oczyścić się z zarzutu utworzenia piramidy finansowej, zaczęły krążyć plotki, że zamordował jednego z pracowników firmy. W wyniku prowadzonego śledztwa do więzienia trafił Willem Inwood z Currin Oil. To jego oskarżano teraz o oszustwa finansowe. Chodziły też słuchy, że to on rozpuszczał plotki o morderstwie.
Sterling Perry został oczyszczony z zarzutów, niemniej jeśli zależało mu na prestiżowym stanowisku, potrzebował dobrego PR-u.
Dlatego Esme postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. I zdobyć przychylność Jessego Stevensa.
Zasłaniając się targaną wiatrem parasolką, z trudem stawiała kroki. Nagle w oddali znowu zamigotały światła. W sercu Esme zakiełkowała nadzieja zmieszana z lękiem. Sięgnęła pod płaszcz do torebki przewieszonej na ukos i wyciągnęła pojemnik z gazem łzawiącym.
Tymczasem światła zbliżyły się. Teraz wyraźnie rozpoznała dwa reflektory, wysoko nad ziemią.
Ciężarówka stanęła. Drzwi kabiny otworzyły się, ze stopnia zeskoczył jakiś mężczyzna.
Pochylony, ręką przytrzymywał kapelusz.
Esme mocniej zacisnęła palce wokół pojemnika z gazem. W college’u chodziła na zajęcia z samoobrony, ale w jednym pantoflu bez obcasa i drugim zapadającym się w błotnistą maź z trudem utrzymywała równowagę.
- Co pani tu robi o tej porze? Czeka pani na pomoc drogową? – zapytał nieznajomy.
Niemożliwe…
A jednak słuch jej nie mylił. Spędziła niezliczone godziny, oglądając nagrania wideo z wywiadów Jessego Stevensa, ucząc się ich na pamięć, aby móc opracować najlepszą taktykę postępowania. Nachyliła się i zajrzała pod rondo kapelusza.
Dech jej zaparło.
To on.
Żadne zdjęcie nie oddaje jego surowej męskiej urody, pomyślała.
Włożyła pojemnik z gazem z powrotem do torebki. Nie będzie go potrzebowała. Powinna była się domyślić, że ciężarówka należy do Jessego Stevensa. W końcu od jego rancza dzieli ją niewielka odległość.
Z drugiej strony, czy nie wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne, że wysłałby któregoś z pracowników, zamiast samemu wyprawiać się na rekonesans o tej godzinie i w taką potworną ulewę?
Chociaż nie miała cienia wątpliwości, kim jest jej wybawiciel, nie zamierzała się przedstawiać.
Jeszcze nie.
- Mój samochód nie chce zapalić – powiedziała – na dodatek na tym pustkowiu zasięg jest tak słaby, że nie udaje mi się nigdzie dodzwonić.
- Jako gospodarz tego pustkowia zapewniam panią, że nigdy nie mam kłopotów z zasięgiem. Może powinna pani zgłosić to swojemu operatorowi?
Czy ta ostrzejsza nuta to ironia czy irytacja?
Jeśli udało się mi go rozzłościć, wszystko skończone, zanim jeszcze się zaczęło, przeraziła się Esme.
- Nie omieszkam – odparła. – Jak tylko się przebiorę w suche ubranie. Gdyby pan mógł wezwać dla mnie pomoc drogową, wrócę po walizkę. Skostniałam z zimna.
- Pomoc nie przyjedzie, a po walizkę też nie możemy pójść, bo ziemia zaraz się osunie i zaleje nas lawina błotna.
- Złamałam obcas – jęknęła Esme.
Nagle się pośliznęła, straciła równowagę i gdyby Jesse nie chwycił jej w pasie i nie przytrzymał, upadłaby.
- Nic pani nie jest? – zaniepokoił się.
Esme czuła, że jej ciało pokrywa się gęsią skórką, która nie ma nic wspólnego z zimnem.
- Nie. - Jej głos przybrał chropawe brzmienie. - Dziękuję.
- Co pani właściwie robi tutaj o tej porze i w taką pogodę? – ponownie zapytał Jesse.
W oddali odezwał się grzmot.
Esme położyła mu dłonie na ramionach, podniosła głowę i spojrzała w jego zielone oczy.
- Szukam pana – odparła.

Szedł właśnie do stajni sprawdzić, czy konie nie przestraszyły się burzy, kiedy na drodze zobaczył światła samochodu. Zdziwił się, gdyż wizyt spodziewał się dopiero jutro.
Trzymając teraz w objęciach przemoczoną drobną kobietę, zastanawiał się, czy to jedna z trzech kandydatek na żonę znaleziona przez swatkę, którą wynajął jakiś czas temu: samotna matka, pani weterynarz czy zdobywczyni drugiego miejsca w konkursie o tytuł Miss Teksasu?
Doszedł do wniosku, że chyba ta ostatnia.
Chętnie dowiedziałby się czegoś więcej o syrenie o lekko chropawym głosie, lecz pohamował ciekawość. Cofnął się o krok, lecz wciąż trzymał nieznajomą za łokieć.
- Nic się pani nie stało? Dobrze się pani czuje? - zapytał.
Syrena pokręciła głową, wyciągnęła jedną stopę z błota, potem drugą.
- Nic mi nie jest – odrzekła. – Tylko nie spodziewałam się tak raptownej zmiany pogody.
Spojrzał na jej elegancki płaszcz i na porsche bardziej pasujące do wielkiego miasta niż pól czy pastwisk i pomyślał, że przecież swatka chyba uprzedziła ją, gdzie on mieszka i czym się zajmuje. W końcu wypełnił szczegółowy kwestionariusz, w którym określił, czego oczekuje od przyszłej żony.
- Obawiam się, że droga robi się niebezpieczna. Moja ciężarówka da radę, ale pojedziemy inną trasą.
- W takim razie ruszajmy.
Esme przycisnęła torebkę do boku i spróbowała zrobić krok, lecz tylko zapadła się głębiej w błoto. Westchnęła ciężko i zaklęła. Siarczyście.
Jesse oniemiał. Wygląd mimozy, ale ma babka charakterek, pomyślał.
Tymczasem Esme rzuciła mu bezradne spojrzenie. Makijaż miała rozmazany, włosy kleiły się jej do czoła.
- Nie dam rady iść w tych butach.
- Zaniosę panią – odparł bez zastanowienia.
- Zaraz, zaraz… - Gestem usiłowała go powstrzymać. – Bez przesady…
- Proszę pani… - zaczął z uśmiechem – im dłużej tu tkwimy, tym gorzej dla nas. Poza tym zmarzły mi nogi mimo grubych butów.
Po twarzy Esme przemknął grymas niezdecydowania, lecz opuściła rękę. Drżała z zimna, zęby jej dzwoniły.
Jesse wziął ją na ręce i ruszył w stronę ciężarówki. Objęła go za szyję, przywarła do niego, a wtedy poczuł delikatny zapach egzotycznych kwiatów. Oblała go fala gorąca.
Koniecznie musi dowiedzieć się czegoś więcej o tej kobiecie, postanowił. Jest gotowy się ustatkować, założyć rodzinę, ale nie będzie zdawał się na przypadek.
To dlatego wynajął doświadczoną swatkę i zapłacił słone honorarium. Prowadzenie rancza zajmowało mu całe dnie. Życie towarzyskie ograniczało się do rzadkich imprez w Klubie Hodowców, a tam znał wszystkich. Pragnął mieć żonę, dzieci – spadkobierców. Nie wierzył w ogniste romanse i miłość. Wierzył natomiast w dążenie do wspólnych celów.
Nie tylko pragnął żony. On potrzebował żony i był gotowy uczynić ją swoją partnerką.
Obie strony zyskają na takim układzie.
Kiedy znajdzie właściwą kandydatkę.
Przy ciężarówce ostrożnie postawił Esme na ziemi. Otworzył drzwi kabiny, pomógł jej wsiąść, potem wskoczył na swoje miejsce za kierownicą. Na szczęście ogrzewanie cały czas działało, bo nie zgasił silnika.
Zdjął kapelusz i rzucił go za siebie na tylne siedzenie, gdzie miał koc i termos.
Esme kopnięciem zrzuciła pantofle, wsunęła stopy pod strumień ciepłego powietrza i poruszyła palcami.
- Tak się cieszę, że pan przyjechał – powiedziała.
- A ja się cieszę, że zobaczyłem światła – odparł.
Chciał zapytać, kim jest, ale bębnienie deszczu o dach stawało się coraz intensywniejsze.
Zapyta później.
- Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby woda zmyła pani samochód z drogi.
Wie, kim jestem, myślał, więc nie muszę jej zapewniać, że bezpiecznie może jechać ze mną.
- Słusznie uważa pan za nierozsądne, że wybrałam się w podróż w taką pogodę, ale wydawało mi się, że zdążę przed burzą. Bardzo mi zależało na dotarciu tutaj.
Pokręciła głową i zaśmiała się cicho. Głos miała melodyjny, zmysłowy.
Jesse odchrząknął.
- Pogoda jeszcze może pokrzyżować nam plany, jeśli się stąd nie zabierzemy.
Ostrożnie włączył biegi, nacisnął pedał gazu. Ciężarówką rzuciło w przód, potem w tył, ale w końcu ruszyli w kierunku światełek bożonarodzeniowych migocących w oddali.
- Przepraszam, że sprawiam kłopot – odezwała się Esme. – Naprawdę miałam zamiar przyjechać wcześniej.
- Na takie drogi sportowy wóz się nie nadaje. Lepsza byłaby terenówka.
- Na to wygląda.
Wycisnęła wodę z włosów związanych w koński ogon. Teraz mógł zobaczyć, że jest blondynką, jednak nadal nie pasowała do żadnego z opisów podanych przez swatkę.
- Już pani wie, że nazywam się Jesse Stevens – powiedział. – Z kim mam przyjemność?
- Esme Perry. Miło mi cię poznać, Jesse.
Z zaskoczeniem spojrzał na swoją pasażerkę. Czyli nie jest żadną z tych trzech kandydatek. A może nie przeczytał wszystkich mejli?
Zaraz, zaraz… W głowie rozdzwoniły mu się syreny alarmowe. W Teksasie Perry to popularne nazwisko, ale tylko jeden Perry interesuje się Klubem Teksańskich Hodowców.
- Perry jak…
- Zgadza się. Moim ojcem jest Sterling Perry. Bardzo się cieszymy, że w Houston powstaje oddział Klubu Hodowców. Ojciec przysłał mnie na mały rekonesans – dokończyła z przekornym uśmieszkiem.
Jesse poczuł się rozczarowany. Czyli to nie swatka go jej zarekomendowała. Skupił uwagę na drodze przed sobą.
- Szpieg w naszych szeregach – mruknął z sarkazmem.
Co prawda seksowny niczym Mata Hari, pomyślał.
- Nie posądzaj mnie o złe zamiary – obruszyła się Esme. – Chcę tylko zobaczyć, jak zarządzacie tutejszym oddziałem.
- Albo pozyskać głosy za kandydaturą ojca.
Nie miał wysokiego mniemania o Sterlingu Perry. Wydmuszka w ładnym opakowaniu.
Czy ta kobieta jest taka jak ojciec? Samochód, ubranie, rodzinna lojalność wskazywałyby, że chyba tak.
Esme wzdrygnęła się, słysząc krytyczną nutę w głosie Jessego. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, jak jej ojciec jest postrzegany. Nie było tajemnicą, że Sterling Perry ma kilka grzechów na sumieniu.

Gdy dojechali na miejsce, Jesse okrążył dom ozdobiony światełkami, z wieńcem świątecznym zawieszonym na drzwiach, pilotem otworzył drzwi garażu i wjechał do środka.
- Możesz zatrzymać się u mnie do rana albo… Albo aż pogoda się poprawi - dodał.
- Dziękuję za propozycję. Nie bardzo mogę odmówić – odparła.
Wskazała gołe stopy i mokry płaszcz.
- Solidarność klubowa. Zachowałbym się bardzo nieodpowiedzialnie, gdybym odesłał cię z powrotem w taką burzę. – Oparł się ramieniem o kierownicę i spojrzał na Esme. – Ale w domu nie rozmawiam o interesach, więc tematu kandydatury twojego ojca nie będziemy poruszać – oświadczył.
- Zgoda. Mam tylko jedno pytanie. Nie, nie o klub.
Esme zamilkła, przechyliła głowę i spojrzała na niego z ukosa. Poły jej płaszcza rozchyliły się, ukazując krągłe piersi oblepione mokrą jedwabną bluzką.
- Za kogo mnie wziąłeś?

Czekała na odpowiedź. Nie chciała się do tego przyznać, ale paliła ją ciekawość. Jakiej to tajemniczej kobiety Jesse się spodziewał? Kowboje nie byli w jej typie, lecz w przenikliwych zielonych oczach swojego wybawiciela mogłaby się zadurzyć.
Jesse sięgnął za siebie po kapelusz.
- Na pewno nie za przedstawicielkę niesławnej rodziny Perry.
Esme aż się żachnęła.
- Niesławnej? – powtórzyła.
Czar zielonych oczu kuszących do flirtu prysł. Esme odpięła pas i szarpnęła za klamkę drzwi.
- Nie za mocno powiedziane?
- Nie chciałem cię obrazić – odrzekł.
Zeskoczył ze stopnia kabiny. Stuk obcasów jego kowbojskich butów o beton odbił się echem od ścian garażu na sześć stanowisk.
- Całkiem niedawno twój ociec był podejrzany o oszustwa finansowe i zamordowanie jednego z pracowników Perry Holdings. W obu sprawach prowadzono dochodzenie.
Vincent Hamm zniknął. Wszyscy zakładali, opierając się na esemesie, który przysłał bezpośredniemu szefowi, że wyjechał na Wyspy Dziewicze surfować. Niestety po pewnym czasie znaleziono jego ciało z kulą w piersi i ze zmasakrowaną twarzą. Dopiero test DNA pomógł ustalić jego tożsamość.
Esme zatrzasnęła drzwi kabiny i rozejrzała się po garażu. Wyścigowa łódź motorowa, SUV, motocykl, dwa quady… No, no, facet lubi męskie zabawki, pomyślała.
A może to nie on, tylko ktoś z rodziny?
Zerknęła na dłoń swojego gospodarza, gdy wystukiwał kod na panelu przy drzwiach do domu. Nie miał obrączki. Kim więc jest ta tajemnicza kobieta, na którą czekał?

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel