Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Kolejna noc rozkoszy (ebook)
Zajrzyj do książki

Kolejna noc rozkoszy (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8224-6
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Heir
TłumaczKatarzyna Ciążyńska
Język oryginałuangielski
EAN9788327682246
Data premiery2022-03-03
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Desmond Price, współwłaściciel rancza Mesa Falls i właściciel kasyna, postanawia pomóc Nicole ustalić, kto jest ojcem jej siostrzeńca. Proces dochodzenia do prawdy jest jednak długotrwały, Nicole i Desmond muszą odbyć wiele spotkań. I od początku walczą z pożądaniem. W końcu spędzają z sobą noc, jedną, potem drugą, sądząc, że namiętność powoli się wypali. Gdy Nicole opuszcza Mesa Falls, Desmond zaczyna za nią tęsknić, ale wie, że Nicole nie zgodzi się na związek oparty jedynie na seksie...

Fragment książki


Parkując suva na opuszczonym parkingu za Ravalli County Airport w Hamilton w Montanie, Desmond Pierce wyłączył silnik. Śledził lot lekkiego gulfstreama, którym lecieli jego goście, i obliczył, kiedy ma się tu pojawić, by powitać Nicole Cruz i jej siostrzeńca.
Wiatr smagał wierzchołki pasma górskiego Bitteroot na zachodzie. Gdy słońce zniżało się na niebie, przykryte czapami śniegu góry rzucały długie cienie na dolinę. Desmond okrążył główny hangar, kierując się do miejsca, gdzie samolot właśnie się zatrzymał.
Razem z piątką przyjaciół kupili ten odrzutowiec jednocześnie z Mesa Falls, gdzie sporo zainwestowali w zrównoważone rolnictwo i gdzie po pewnym czasie zbudowali luksusowy hotel, by móc się chwalić swoimi inicjatywami.
Ranczo było ich hołdem dla przyjaciela, który zmarł przed czternastoma laty, gdy wszyscy byli uczniami szkoły z internatem w południowej Kalifornii. Aż do tej zimy Desmond myślał, że zostawił już tamten koszmar za sobą. Skandal, jaki wybuchł w Mesa Falls przed trzema miesiącami, obudził duchy przeszłości.
Częściowo odpowiadali za to jego goście – pełna tajemnic kobieta i jej trzynastoletni siostrzeniec, Matthew Cruz, którego nieznany ojciec był kolejną zagadką, o której Desmond starał się zapomnieć. Skoro jednak chłopca prawdopodobnie łączą jakieś związki z właścicielami Mesa Falls, zdecydował się porozmawiać z Nicole.
Tym razem przyszła jego kolej, by reprezentować ich grupę. Poza tym podczas rozmów telefonicznych ta kobieta wzbudziła w nim niepojętą ciekawość.
Nie miał zielonego pojęcia, dlaczego tego ranka wybrał połączenie wideo. No i w efekcie widok Nicole w różowej kusej koszulce nie dawał mu spokoju.
Zatrzymał się pod metalowym zadaszeniem nad jednym z wejść do hangaru i czekał, aż drzwi samolotu się otworzą, a członek ekipy naziemnej podwiezie schodki.
Przytupując, by pozbyć się śniegu z butów, przypomniał sobie, co wie o Nicole z raportu detektywa. Podjęła pracę na ranczu pod przybranym nazwiskiem, wykorzystując ten czas na przyjrzenie się sześciu współwłaścicielom rancza. Uważała, że jeden z nich może być ojcem jej siostrzeńca, którego matka zmarła nagle na chorobę mózgu.
Przed śmiercią siostra Nicole zasugerowała, że ktoś zbliżony do właścicieli rancza finansuje edukację Matthew. Nicole chciała wiedzieć, dlaczego tak się dzieje.
Niestety po paru tygodniach została wyrzucona z pracy przez swoją bezpośrednią przełożoną, która zaraz potem odeszła z rancza. Nicole zabrała Matthew ze szkoły z internatem i zniknęła, co zrodziło nieufność między nią a właścicielami Mesa Falls.
Jeśli mają rozstrzygnąć, kto jest ojcem chłopca, Desmond potrzebował współpracy Nicole. Gdy zaproponował, by przyleciała do Montany, zgodziła się pod warunkiem, że Desmond i jego partnerzy wykonają test na ojcostwo. Właśnie otrzymali wyniki negatywne. Do tej pory Desmond nie przekazał ich Nicole. Nie podał jej zbyt wielu informacji przez telefon z obawy, że zmieni zdanie i nie pojawi się w Montanie.
Przy drzwiach samolotu pojawiły się jakieś cienie. Desmond widział zdjęcia chłopca, więc wiedział, czego się spodziewać. Włosy w kolorze piasku, szczupła figura i brązowe oczy – niepodobny do nikogo znajomego.
Nicole miała falujące kasztanowe włosy i oczy równie brązowe jak siostrzeniec. Detektyw dał mu zdjęcie zrobione przez ochronę rancza w czasie, gdy dla nich pracowała. Ranczem zarządzał wówczas Weston Rivera.
Desmond prowadził hotel z kasynem na północnym brzegu jeziora Tahoe, więc ścieżki jego i Nicole nigdy się nie skrzyżowały.
Stracona szansa? A może dobrze się stało, biorąc pod uwagę zainteresowanie, jakie w nim wzbudziła, które nie miało nic wspólnego z jej związkiem z Mesa Falls. Nie wiedział, skąd mu się to wzięło. Tak, była bardzo ładna, ale sama uroda nigdy mu nie wystarczała.
Kasyno, które prowadził, przyciągało pięknych i bogatych. Nicole miała w sobie coś innego, jakiś ogień. Słyszał to w jej głosie podczas rozmowy telefonicznej, dostrzegł to w jej oczach podczas połączenia wideo.
Czekał na to spotkanie, by się przekonać, czy się nie rozczaruje. Być może liczył na to, że fascynacja minie, choć po ostatniej rozmowie Nicole zajmowała jeszcze więcej miejsca w jego myślach.
Cienie wokół drzwi samolotu się przesunęły i Nicole stanęła u szczytu schodów w beżowym płaszczu i czarnych botkach do kolan. Jedną ręką w rękawiczce chwyciła się poręczy, drugą usiłowała zapanować nad rozwiewaną zimnym wiatrem burzą kasztanowych loków.
Jeżeli miał nadzieję, że jej magnetyzm przestanie na niego działać, nadzieja ta wyparowała. W ciągu ośmiu lat, gdy budował swój biznes, nie miał problemu z niezobowiązującymi relacjami, choć nie poświęcał kobietom wiele czasu. Wszystko, co posiadał – czas i pieniądze – zainwestował w stworzenie kasyna.
Teraz, choć wiatr był niemal lodowaty, zrobiło mu się gorąco na sam widok Nicole Cruz.
Nagle spojrzała w stronę hangaru, jakby przywołana jego myślami. Wyprostował się i ruszył jej na spotkanie.
W połowie drogi do metalowych schodków uprzytomnił sobie, że jest sama. Pilot stał obok samolotu i rozmawiał z pracownikiem zespołu naziemnego. Bagaż Nicole stał u stóp rozkładanych schodów.
Bagaż. Jedna sztuka.
Pełen podejrzeń wrócił do niej spojrzeniem, ale przywitał się uprzejmie.
- Witam, Nicole. – Zatrzymał się jakiś metr przed nią i wyciągnął rękę. – Dziękuję, że się do nas pofatygowałaś.
Zacisnął palce na jej dłoni w skórzanej rękawiczce. Przez moment zdawało mu się, że czuje jej ciepło. Była w butach na obcasie, i jak na kobietę wysoka, więc ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie.
- Dziękuję za zaproszenie. Jestem tak jak ty zainteresowana ustaleniem faktów dotyczących mojego siostrzeńca – zapewniła go chłodnym tonem, zabierając rękę.
Mierzyli się wzrokiem w ostrym świetle latarni. Zdawało mu się, że twarz Nicole jest pozbawiona makijażu, choć pełne wargi miały głęboki jagodowy kolor.
Zwrócił też uwagę na jej dobór słów. Przyjechała tu w sprawie podopiecznego, zaś Desmond był tu po to, by chronić interesu mężczyzn, którzy byli dla niego jak bracia. W związku z czym poznawanie jej bliżej, testowanie erotycznego zainteresowania, jakie w nim obudziła, było wykluczone.
Na policzek Nicole opadł kosmyk. Za jej plecami członek załogi naziemnej zamknął drzwi, podczas gdy jakaś młoda kobieta biegła w stronę pasa, wkładając na głowę zestaw słuchawkowy.
- A skoro mowa o siostrzeńcu. – Desmond przeniósł spojrzenie z Nicole na samolot i z powrotem, zastanawiając się, co się stało. – Gdzie jest Matthew?
Wszyscy chcieli poznać chłopca, którego ich były mentor Alonzo Salazar wspierał w tajemnicy finansowo. Może gdyby go zobaczyli, dostrzegliby jakieś podobieństwo. Dojrzeliby w jego rysach czy sposobie zachowania coś, czego nie ujawniały zdjęcia.
- Wrócił do szkoły z internatem. – Sięgnęła po rączkę płóciennej walizki na kółkach, jakby te kilka słów kończyło dyskusję, którą prowadzili przez telefon, gdy pierwszy raz poprosił, by przywiozła chłopca do Montany.
Irytacja Desmonda sięgnęła zenitu. Wziął od niej walizkę, mimowolnie dotykając jej ręki, gdy w powietrzu rozległ się szum kolejnego samolotu.
- Umówiliśmy się – przypomniał jej cierpko, bo nie przywykł, by lekceważono jego polecenia.
W kasynie wszystko szło jak należy, ponieważ jego plany wykonywano skrupulatnie. Nawet w Mesa Falls, gdzie w końcu współrządził z kolegami, dyskutowano i osiągano zgodę czy kompromis.
Otwarty bunt to było coś nowego.
Nicole na moment zacisnęła wargi, po czym rzekła:
- O ile pamiętam, na nic się nie umówiliśmy, bo nie podobało mi się, że śledzi mnie twój detektyw. Mówiłam ci, że Matthew źle znosi zmiany i musi wrócić do znajomego otoczenia. A ty się upierałeś, żebym go tu przywiozła.
Wiatr się wzmógł. Pilot wrócił do kokpitu.
- Takie były warunki – przypomniał znów Desmond.
- Twoje, nie moje. – Jej oczy zabłysły ogniem, którego brakowało w jej lodowatych słowach, odkrywając pasję, która mogłaby go zaintrygować, gdyby mu się nie sprzeciwiła. – Jestem tu i rozwiążę tę zagadkę z tobą albo bez ciebie. Więc jak? Mam jechać z tobą do Mesa Falls czy nie?

Kilka minut później siedziała na siedzeniu pasażera czarnego suva, który mknął na zachód w stronę pasma górskiego Brittany i rancza Mesa Falls.
Długa cisza, jaka zapadła po prośbie Desmonda, by Nicole mu towarzyszyła, świadczyła o tym, że Desmond nie cieszy się z faktu, że nie chciała tańczyć jak jej zagrał.
Skupiła się więc na widokach za oknem - górskich szczytach, polach, na których gdzieniegdzie wyrastała szopa czy stodoła. Miała dość przejmowania się tym, co o niej myślą mężczyźni z Mesa Falls. Jej jedyną troską było znalezienia ojca Matthew i doprowadzenie do tego, by wziął finansową odpowiedzialność za syna.
Świadomość, że jest Mattie, była dla niej pocieszeniem. Zdawała sobie też sprawę, że chłopiec cierpi bardziej niż ona, bo przecież stracił matkę. Fakt, że Lana zmarła, nie wyjawiając niczego na temat ojca Matthew poza sugestią, że ogromną pomocą dla syna jest słynna książka Salazara, ogromnie skomplikował życie Nicole.
Była projektantem graficznym i pracowała jako wolny strzelec, więc mogła zrobić sobie wolne i szukać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale tygodnie śledztwa zamieniały się w miesiące, a oszczędności się kurczyły. Nie stać jej było na luksus odrzucenia oferty Desmonda, który sfinansował jej podróż do Montany.
Nie mogła jednak ignorować potrzeb siostrzeńca dla mężczyzny, który siedział teraz za kierownicą. Odwracając się do niego, przyjrzała mu się dokładniej. Złość nie pozbawiła go atrakcyjności. Myśl o ich porannym połączeniu wideo, gdy tuż po przebudzeniu ujrzała jego twarz na ekranie, prawie jej tego dnia nie opuszczała.
Ten mężczyzna o szarych pochmurnych oczach, z ciemnymi włosami i lekkim zarostem, który aż się prosił o dotyk kobiecej ręki, stanowił nie tylko miły dla oka widok. Nie chodziło też wyłącznie o atrakcyjną męską sylwetkę, której nie ukrywała czarna wełniana kurtka i gruby beżowy sweter. Było coś nieuchwytnego w sposobie, w jaki na nią patrzył i w jaki mówił, co poruszało ją do głębi.
Było to niepojęte zjawisko, którego wcześniej nie doświadczyła. Nie zdarzały się jej gorące spotkania, który były udziałem innych kobiet.
Jedno spojrzenie na Desmonda, gdy poczuła tę chemię, pokazywały jej, co straciła. Wydawało się niesprawiedliwe, że świat postawił tego mężczyznę na jej drodze właśnie teraz, gdy powinna koncentrować się na siostrzeńcu.
Z trudem pohamowała westchnienie irytacji. Nie mogła już znieść tej ciężkiej ciszy.
- Nie wiem, czy rozwiążemy zagadkę ojca Matthew, jeżeli nie będziemy rozmawiać – zauważyła, rozpinając płaszcz, skoro nie stała już na przejmującym zimnie.
A może chciała ochłodzić temperaturę swoich myśli.
Desmond zacisnął palce na kierownicy. Słońce schowało się za pokrytymi śniegiem wierzchołkami gór, malując niebo fioletem i złotem.
- Wymyślimy nowy plan. – Zerknął na nią z ukosa. – Nie mamy wyboru.
Domyślała się, że nadal jest na nią zły.
- Chyba się nie spodziewasz, że poczuję się winna, robiąc dla Matthew to, co jest najlepsze. – Na podstawie rozmów telefonicznych z Desmondem spodziewała się innego zachowania. W końcu ułatwił jej podróż do Montany i zmniejszył jej obawy związane z powrotem do tego miejsca. – Nie będę przepraszać za to, że opiekuję się nim najlepiej, jak potrafię. Tyle jestem siostrze winna.
Z przerażeniem usłyszała, że głos jej się załamuje. Nie okaże teraz słabości. Choć myśl, że już nigdy nie ujrzy Lany, wciąż działała na nią obezwładniająco.
Zamrugała i wyjrzała przez okno, za którym niebo pociemniało. Niedaleko drogi rolnik obrabiał pole w świetle reflektorów ciągnika.
Jeśli Desmond usłyszał w jej głosie emocje, nie okazał tego.
- Jaki jest Matthew? – spytał miękkim głosem.
- Błyskotliwy – odparła bez wahania, wdzięczna za zwrot w rozmowie. – Im więcej czasu z nim spędzam, tym bardziej podziwiam siostrę, że dostrzegła jego wyjątkowe zdolności i znalazła szkołę, która pozwala mu je rozwijać. Jest świetny z matematyki, ma nadzwyczajną pamięć do faktów. Naprawdę dobrze rysuje, dzięki czemu mamy wspólny temat, bo ja jestem grafikiem.
Była zafascynowana szkicami wieżowców i miejskich pejzaży, które Matthew wykonał na wyspie. Wyprawa zorganizowana w ostatniej chwili miała na celu trzymanie chłopca z dala od mediów na wypadek, gdyby informacja, że korzystał z tantiem za książkę Salazara, dostała się do prasy. Desmond zapewnił ją, że nikt o tym nie wie.
Skręcił z drogi okręgowej na prywatną, przy okazji odsłaniając nadgarstek, a na nim srebrny zegarek Patek Phillipe, który kosztował więcej, niż Nicole zarabiała w ciągu roku.
- Jak się czujesz w roli opiekunki trzynastolatka? – spytał z zaskakującym zrozumieniem, a nawet z troską.
- Szczerze? – Pomyślała o tym, jak bardzo jej życie zmieniło się od śmierci siostry. – To jest trochę przytłaczające.
- Chyba każdy rodzic trzynastolatka przyznałby, że to ciężka praca. – Kiwnął głową mężczyźnie na ciągniku.
- Nie chodzi o Matthew – zapewniła go. Nie chciała przedstawiać swojego słodkiego siostrzeńca w fałszywym świetle. – Po prostu martwię się, czy dobrze postępuję. Budzę się w nocy spanikowana, że zrobiłam coś nie tak z jego ubezpieczeniem. Albo że źle wypełniłam jakiś formularz na stronie szkoły.
Telefon Desmonda odezwał się przez bluetooth na desce rozdzielczej.
Wyłączył go, poświęcając całą uwagę Nicole.
- Podobno tak wygląda rodzicielstwo. Jeśli się martwisz, czy robisz dobrze, to pewnie robisz dobrze.
Przez moment zdawało jej się, że w jego tonie słyszy nutę tęsknoty. Jedno spojrzenie na jego nieczytelną twarz pokazało jej, że się myli. Wszystko w tym mężczyźnie świadczyło o tym, że urodził się w uprzywilejowanej rodzinie, a na dodatek chodził do ekskluzywnej Dowdon School na zachodnim wybrzeżu. Wszyscy właściciele Mesa Falls byli uczniami tej prywatnej szkoły. Wykształciła ona wielu członków amerykańskiej elity.
- Mam nadzieję, że to prawda. – Patrzyła przed siebie, wypatrując rancza. – Czy twój detektyw dowiedział się czegoś więcej na temat tego, kto odpowiada za moje nagłe zwolnienie z pracy?
Na jego pozornie obojętnej twarzy zadrgał mięsień.
- Tak i zapewniam cię, że to żaden z moich partnerów. Chciałbym, żebyś przeczytała jego raport. – Zerknął na nią. – Zdaję sobie sprawę, że wszyscy będziemy mieć problem z zaufaniem, ale zależy mi na wyjaśnieniu tej sprawy tak jak tobie.
Trudno było nie słyszeć szczerości w jego głosie. Już podczas rozmów przez telefon Nicole zrozumiała, jak bardzo Desmond ufa swoim partnerom biznesowym. Pragnął oczyścić ich nazwiska po skandalu związanym z książką napisaną przez ich mentora, w której wykorzystano nieszczęścia innych ludzi. Nicole nie podzielała tego zaufania.
Może Lana nie bez powodu ukrywała tożsamość ojca Matthew. Może to nie był dobry człowiek.
- W porządku – zgodziła się, gdy przed nimi pojawił się główny budynek rancza, który łączył konstrukcję z bali z elegancją. Oświetlenie zewnętrzne przykuwało uwagę do balkonów na piętrze i ogromnych okien wychodzących na Bitteroot River. – Ale proszę pamiętać, że nie jestem jakąś diwą, która musi rozpakować dwanaście walizek ciuchów. Będę gotowa najwyżej za godzinę.
Desmond milczał. Pokonał podjazd i zatrzymał się przed głównym wejściem z zadaszonym portykiem. Natychmiast pojawił się parkingowy, ale Desmond powstrzymał go ruchem ręki.
- Masz ochotę ma wczesną kolację? – Odwrócił się do niej, patrząc jej w oczy.
- Zjadłam coś w samolocie. – W zasadzie nie skłamała. Zjadła batonik proteinowy, który wzięła z domu. Poza tym im szybciej zacznie poszukiwania, tym szybciej opuści Montanę. – Mogę się dziś wieczorem spotkać z twoimi partnerami, jeśli są wolni…
- Ja jestem dziś wolny. – Spojrzał na nią ze skupieniem, tak jak się patrzy na jedyny plan zapisany w kalendarzu na resztę tygodnia albo na jedyne danie w menu. – Spotkam się z tobą w holu za godzinę i zabierzemy się do pracy.
Jej puls przyspieszył, jakby Desmond zasugerował coś bardziej intymnego niż spotkanie biznesowe. Musi pamiętać, że chodzi o siostrzeńca, i to niezależnie od chemii, jaka niewątpliwie pojawiła się między nimi.
- Dobrze. – Skinęła głową, zła, że jej głos jest dziwnie zdyszany. Zaciskając zęby, stłumiła obce jej emocje. – Do zobaczenia.
Musiała nie zauważyć gestu, jaki Desmond wymienił z parkingowym, bo ledwie wypowiedziała te słowa, drzwi od jej strony się otworzyły.
- Witamy w Mesa Falls – powiedział młody mężczyzna z uśmiechem, podczas gdy drugi wyciągał jej walizkę z bagażnika. – Życzymy miłego pobytu.
Zakłopotana, mocniej owinęła się płaszczem.
Słowa, jakie wypowiedział Desmond, nim wysiadła, poruszyły jej wszystkie zmysły.
- Już nie mogę się doczekać, Nicole.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel