Królowa jego serca (ebook)
Mateo, jako najmłodszy syn, zwolniony był z obowiązków wobec rodziny i państwa. Zamieszkał w Cambridge i zajął się pracą naukową. Jednak okoliczności zmuszają go do powrotu do kraju i objęcia władzy. Lecz to nie koniec oczekiwań wobec niego: musi się jeszcze ożenić. Mateo nie jest przygotowany na te wyzwania. Potrzebuje wsparcia, a jedyną osobą, do której ma zaufanie, jest jego wieloletnia przyjaciółka Rachel Lewis. Jego oświadczyny są dla Rachel wielkim zaskoczeniem. W przeciwieństwie do Matea nie uważa, by przyjaźń była najlepszą podstawą małżeństwa. Ona chce miłości…
Fragment książki
– Tak mi przykro, synku.
Mateo Karavitis bez słowa wpatrywał się w ekran komputera. Twarz matki, zazwyczaj nieskazitelnie piękna, wyrażała smutek i rezygnację. Królowa urodziła trzech synów, najstarszego – następcę tronu i dwóch „zastępców”, po których można było sięgnąć w razie konieczności. A jednak to on – najmłodszy i ostatni w kolejce do tronu syn – miał właśnie zostać tym najważniejszym.
– Wiem, że tego nie chcesz – dodała spokojnym tonem królowa Agathe.
Mateo się nie odezwał. Dobrze wiedział, kto najbardziej tego nie chce. Jego własna matka! Ale czy można się było jej dziwić? Mateo był późnym dzieckiem i z racji dużej różnicy wieku pomiędzy nim a braćmi nikt nie pomyślał o przygotowaniu go do roli króla. Po trzydziestu latach rządów sprawowanych przez ojca tron Kallyrii miał objąć któryś z jego starszych braci i było to dla wszystkich oczywiste.
Najstarszy z nich – Kosmos – był szkolony do roli przywódcy od dzieciństwa. Przez cały czas powtarzano mu, że zostanie królem, gdy dorośnie. Ukończył szkołę wojskową, znał wszystkich dygnitarzy i dyplomatów, już wyobrażał sobie siebie na tronie, gdy wydarzył się wypadek. Zatonął wraz z luksusowym jachtem dziesięć lat temu, niedługo po swoich trzydziestych urodzinach.
Niespodziewana śmierć Kosmosa wstrząsnęła rodziną. Król Barak pogrążył się w żałobie, posiwiał, a jego sylwetka coraz bardziej chyliła się ku ziemi. Trzy miesiące po śmierci syna doznał udaru i z trudem porozumiewał się z otoczeniem. Nie ustąpił jednak z tronu. Zmarł cztery lata później, a tron po nim objął Leo, środkowy z braci.
– Rozmawiałaś z Leo? – zapytał szorstkim tonem. – Czy wyjaśnił jakoś swoje zachowanie?
– On… po prostu nie może. – Głos Agathe załamał się. – Jest w kompletnej rozsypce.
– Jest królem! – Mateo nie był w stanie zapanować nad złością.
– Już nie jest – przypomniała mu matka. – Abdykował zeszłej nocy.
Mateo obrócił się w fotelu, żeby ukryć twarz przed matką. Targały nim sprzeczne emocje. Nigdy by się nie spodziewał, że Leo zrobi coś podobnego. Po śmierci Kosmosa i ojca był gotów objąć tron. On, który zawsze żył w cieniu starszego brata, nagle znalazł się na pierwszym miejscu i wyraźnie mu się to podobało. Co innego Mateo, który nigdy nie widział nic wartościowego w dworskim życiu, a zaraz po osiągnięciu pełnoletności wyjechał z Kallyrii i zamieszkał w Anglii, z dala od swojej królewskiej rodziny i jej problemów.
Teraz jednak musiał wracać, ponieważ Leo zmienił zdanie i ustąpił z tronu po przeszło pięciu latach panowania. Mateo nie mógł pojąć, co takiego zaszło.
– To po prostu niebywałe – wycedził przez zęby. – Kto by się tego po nim spodziewał?
– Twój brat zawsze zmagał się z tym, że musi objąć tron.
– Zawsze? Sześć lat temu omal nie wyrwał berła z rąk stojącego nad grobem ojca.
Usta królowej Agathe zacisnęły się z bezsilności.
– Rzeczywistość okazała się trudniejsza, niż to sobie wyobrażał.
– To akurat nic niezwykłego.
Może jego brat wyobrażał sobie, że bycie królem to tylko przyjemności, a nie obowiązki? Mateo nie mógł tego jednak powiedzieć z całą pewnością, ponieważ nikt go nie informował o problemach, aż do teraz.
– Z czym dokładnie się zmagał? – zapytał, odwracając się znowu w stronę ekranu. Chciał zobaczyć reakcję matki.
Królowa rozłożyła bezradnie dłonie.
– Leo zawsze był delikatniejszy od Kosmosa. Bardziej wrażliwy. Wszystko bierze do siebie. Z zewnątrz wygląda na to, że niczym się nie przejmuje, ale…
Mateo westchnął zniecierpliwiony. Leo miał trzydzieści osiem lat i od prawie sześciu lat zasiadał na tronie, a matka opowiadała o nim, jakby był nastolatkiem zagubionym w wielkim mieście. Nawet jeśli na początku czuł, że rola króla go przerasta, to przez tyle czasu powinien się nauczyć zachowywać jak mężczyzna. Jak prawdziwy król.
– Zamieszki na północy i czekające nas negocjacje gospodarcze go dobiły, Mateo. Nie wytrzymał presji.
Leo przebywał teraz w szwajcarskiej klinice, żeby podleczyć nadszarpnięte nerwy. Zostawił kraj pogrążony w chaosie, nawet nie miał odwagi powiadomić Matea, że na niego spadnie teraz cały ciężar obowiązków, które beztrosko porzucił.
Teraz to Mateo miał zostać królem, tyle że zupełnie nie był na to gotowy.
Na zewnątrz rozdzwoniły się dzwony którejś z kaplic w Cambridge. Melodyjny dźwięk zupełnie nie współbrzmiał z ponurą rozmową, jaką Mateo prowadził właśnie z matką. Jego życie toczyło się tutaj. W audytoriach i laboratoriach uniwersytetu, gdzie prowadził ważne badania nad wpływem procesów chemicznych na klimat.
Wraz z kolegami z uczelni był o krok od odkrycia metody neutralizacji emisji chemicznych. Praca naukowa była jego całym życiem. W jaki sposób miał to wszystko rzucić i zostać królem kraju, o którym większość świata nawet nie słyszała. Kraju, który miał problemy i, jak powiedziała matka, stał na krawędzi rebelii.
– Mateo, ja wiem, że to dla ciebie trudne i że proszę o wiele.
– Prosisz o to samo, o co prosiłaś moich braci – przypomniał oschłym tonem.
Agathe westchnęła.
– Tak, ale twoi bracia byli przygotowani do objęcia tronu.
On nie miał przygotowania. Nie mógł zatem być dobrym królem. Wniosek narzucał się sam.
Wyjechał do Cambridge, został wykładowcą i prowadził badania. Przyjął nawet inne nazwisko, żeby nikt nie rozpoznał w nim księcia. Pozbył się ochrony należnej członkom rodziny królewskiej i żył jak każdy inny obywatel Wielkiej Brytanii. Nie przestał jednak być księciem i Kallyria upomniała się o niego.
– Mateo?
Spojrzał na ekran i kiwnął głową.
– Przylecę wieczorem.
Agathe nie była w stanie ukryć ogromnej ulgi.
– Dziękuję. Po stokroć dziękuję!
Mateo znowu kiwnął głową. Nie robił przecież nic nadzwyczajnego, jedynie spełniał obowiązek. Oczywiście, było to wkurzające, ale nie zamierzał dyskutować z faktami.
– Musimy się pospieszyć, żebyś mógł bez przeszkód objąć tron.
Przybliżył twarz do ekranu, a jego zielononiebieskie oczy zwęziły się. W napięciu wpatrywał się w twarz matki.
– To znaczy?
– Abdykacja Lea była tak niespodziewana, że zagroziło to stabilności kraju.
– Masz na myśli te zamieszki?
Przypomniał sobie, że północ wyspy faktycznie była zamieszkana przez tradycjonalistów, uważających technologię i innowacje za zagrożenie.
Agathe przytaknęła. Na jej czole pojawiły się poziome zmarszczki.
– Rosną w siłę, Mateo. Jeśli tron pozostanie pusty zbyt długo, mogą ruszyć na stolicę.
Mateo wiedział z historii, że zamieszki potrafią szybko zmienić się w rebelię, a ta w wojnę domową. Wszystko to było tak odległe od jego aktualnego życia. Wieczorem miał wygłosić kilka słów na kolacji połączonej ze zbiórką pieniędzy. Miał nadzieję wypić jednego czy dwa drinki i przeprowadzić kilka interesujących rozmów z kolegami z uniwersytetu. Teraz te plany wydały mu się wręcz śmieszne w obliczu czekających go wyzwań. Musiał objąć rządy w swoim kraju i zapobiec wojnie albo ją wygrać.
– Zrobię wszystko, żeby w kraju jak najszybciej zapanował spokój – powiedział z przekonaniem.
– Jestem o tym przekonana, Mateo, ale to nie wszystko…
Matka umilkła i przez dłuższą chwilę zastanawiał się, co też mogą oznaczać jej słowa. Jego brat abdykował, kraj znajdował się na krawędzi, a on musiał rzucić dotychczasowe życie i wracać do Kallyrii. Czego jeszcze mogła żądać od niego matka?
– Co masz na myśli? – spytał.
– Musimy zapewnić, że twoje rządy będą stabilne, Mateo. Życie jest zupełnie nieprzewidywalne. Popatrz na ojca i braci. Musisz mi przyrzec, że nasz ród będzie trwał przez kolejne pokolenia, Mateo. Że przetrwamy wszystkie przeciwności losu.
– Dziś wieczorem będę w Kallyrii – powtórzył. – Co jeszcze mogę zrobić?
– Musisz się ożenić – powiedziała matka i pobladła gwałtownie. – Jak najszybciej. Musisz zadbać o potomstwo. Zrobiłam już listę kandydatek na żonę…
Mateo gwałtownie wyprostował się przed komputerem, a jego usta otworzyły się w niemym zdumieniu. Szybko je zamknął i omal nie zazgrzytał zębami.
– Mam się ożenić? Leo nie musiał tego robić.
O romansach jego brata huczały brukowce kilku okolicznych krajów, głównie z powodu kobiet, z jakimi się zadawał. Żaden z tych romansów nie miał nawet szansy przerodzić się w narzeczeństwo.
– Okoliczności się zmieniły – przyznała Agathe. – Poza tobą nie ma już nikogo, kto mógłby objąć tron.
Żona? Wzdrygnął się na samą myśl. Miał elementarną awersję do małżeństwa, a do małżeństwa z nieznaną mu kobietą tym bardziej.
– Kto jest na tej liście? – zapytał rozbawiony.
– Niestety nie mam zbyt wielu kandydatek. Twoja żona będzie pełnić ważną rolę, Mateo. Musi być inteligentna, pewna siebie i pochodzić z dobrego domu…
– Żadnych celebrytek i tym podobnych dam? – upewnił się.
Nie mógł znieść myśli, że będzie musiał pojąć za żonę bezduszną harpię, której zależało tylko na pieniądzach lub tytule. Z drugiej strony, jaka normalna kobieta chciałaby poślubić mężczyznę, którego widzi po raz pierwszy na oczy? Westchnął.
– Oczywiście, że nie. – Matka popatrzyła na niego karcąco. Przypomniało mu to czasy dzieciństwa, kiedy testował wszystkie granice, aby się przekonać o ich istnieniu. – Potrzebujesz żony, która zgodzi się zostać królową.
– Więc kto jest na tej liście? – zapytał z rezygnacją.
– Vanessa de Cruz, hiszpańska arystokratka. Ma własny dom mody – zaczęła matka.
– I ktoś taki rzuci karierę, żeby zostać królową?
– Jesteś świetną partią, Mateo, nie zapominaj o tym – powiedziała matka. Łagodny uśmiech rozjaśnił na chwilę jej twarz.
– Nawet się nie znamy – rzucił. – Kto jeszcze?
– Francuska dziedziczka, córka tureckiego potentata przemysłowego… – Matka wymieniła jednym tchem kilka nazwisk, które nic mu nie mówiły. Nie miałby nawet ochoty nawiązać znajomości z tymi kobietami, a co dopiero się żenić.
– Zastanów się nad tym – dodała Agathe z naciskiem. – Porozmawiamy po twoim powrocie.
Mateo z niechęcią kiwnął głową i dwie minuty później zakończył wideorozmowę. Dzwony przestały bić. Rozejrzał się po swoim gabinecie. Na pełnym książek biurku leżała praca naukowa, którą niedawno zaczął pisać. Westchnął ciężko. Nie pozostało mu nic innego, jak przyjąć do wiadomości, że jego dotychczasowe życie runęło w gruzach.
– Niestety coś mi wypadło.
Rachel Lewis podniosła głowę znad mikroskopu i uśmiechnęła się do stojącego przed nim kolegi. Mateo Karras od początku zrobił na niej wrażenie i przez kilka lat współpracy nie wyzbyła się drżenia rąk za każdym razem, gdy się do niej zwracał. Był ucieleśnieniem męskości. Regularne rysy, krótko przystrzyżone ciemne włosy, oczy w kolorze morza, które kojarzyły jej się z urlopem w Grecji kilka lat temu. Prosty, szlachetnie uformowany nos, zdecydowana linia podbródka i oczywiście postawna, wysportowana sylwetka. Miał na sobie koszulę zapinaną na guziki i spodnie sztruksowe. Zwykły strój, w jakim pojawiał się w pracy.
– Co takiego? – Zmarszczyła lekko nos, odnotowując poważny ton, niepasujący do jego pogodnego zwykle charakteru.
– Muszę wyjechać i przez jakiś czas mnie nie będzie. Potrzebuję urlopu.
– Urlopu? – powtórzyła, patrząc na niego zdumiona. Ona i Mateo kierowali badaniami, odkąd oboje uzyskali tytuły doktorskie tutaj, w Cambridge. Byli dosłownie o krok od zdobycia ostatecznych dowodów i opublikowania wyników prowadzonych badań. Nie spodziewała się, że właśnie teraz Mateo będzie chciał jechać na urlop.
– Mam skomplikowaną sytuację rodzinną i nie wiem, kiedy wrócę.
– Ale…
Początkowy szok przerodził się w konsternację i coś jeszcze, czym Rachel wolała się zbytnio nie zajmować. Nie chodziło o to, że czuła coś więcej do Matea. Po prostu byli sobie bliscy ze względu na pracę. Znali się od tak dawna, że praktycznie porozumiewali się bez słów. Nie wyobrażała sobie, by ktokolwiek mógł zająć jego miejsce.
Ich dobra współpraca wynikała z wielu wspólnie spędzonych godzin w laboratorium, podczas badań, a także po pracy, kiedy wychodzili do pubów z ogródkami nad rzeką Cam, gdzie do późnego wieczora zdarzało im się rozmawiać na najróżniejsze tematy. Od radioizotopów do związków organicznych. Ścigali się, kto pierwszy wyrecytuje układ okresowy pierwiastków, ale tu niestety Mateo zawsze wygrywał.
Niemożliwe, żeby to wszystko się skończyło.
– Co się stało, Mateo?
Po prawie dziesięciu latach przyjaźni Rachel uważała, że ma prawo o to zapytać, nawet jeśli nie byli ze sobą aż tak blisko, by dzielić się szczegółami z życia prywatnego. Prawdę mówiąc, jej życie osobiste praktycznie nie istniało, a Mateo zawsze pilnie strzegł swojej prywatności. Kilka razy widziała go na mieście z kobietami, rzadko więcej niż dwa razy z tą samą. Nigdy o nich nie wspominał, a ona nie odważyła się zapytać.
Sama nigdy nie uważała siebie za kandydatkę na jego dziewczynę. Raz, że pod względem atrakcyjności znajdowali się na przeciwległych biegunach. Dwa, że Mateo nigdy nie okazywał jej tego rodzaju zainteresowania. Zdążyła już nawet pogodzić się z tym, że do końca życia będzie samotna. W jej środowisku nie było to niczym dziwnym.
W rozmowach skupiali się na prowadzonych badaniach, omawiali najnowsze prace naukowe z dziedziny chemii, czasami plotkowali o współpracownikach. Nigdy jednak nie poruszali tematów osobistych, a tym bardziej intymnych.
Wystarczało jej to. Teraz jednak Rachel poczuła, że musi się dowiedzieć, dlaczego Mateo wyjeżdża. Nie zamierzał chyba rzucić wszystkiego bez wyjaśnienia? To byłby przejaw zlekceważenia jej.
– Trudno to wyjaśnić w kilku słowach – powiedział, pocierając czoło dłonią. Jego zwykły czar zniknął, wyglądał na zmęczonego i zdecydowanie różnił się od tego Matea, którego znała. – Sprawy rodzinne, to wszystko, co mogę powiedzieć…
W tym momencie Rachel uświadomiła sobie, że nie wie zupełnie nic o rodzinie Matea. Przez dziesięć lat ich znajomości nie wspomniał ani razu o matce, ojcu czy rodzeństwie. Kiedyś się nawet zastanawiała, czy może jest sierotą. Teraz przynajmniej wiedziała tyle, że ma rodzinę.
– Wszystko się ułoży – powiedziała, chcąc mu dodać otuchy.
– Tak, ułoży się. Ale… – przerwał i przez jego twarz przemknął cień rozpaczy tak wielkiej, że zapragnęła go przytulić. Było to absurdalne pragnienie. Nigdy przecież się nie dotykali, nie licząc uścisków dłoni czy piątek przybijanych, gdy udało im się osiągnąć przełom w badaniach.
– Powiedz, jeśli mogę coś dla ciebie zrobić. Cokolwiek. Jeśli wyjeżdżasz z Cambridge, może potrzebujesz, żeby ktoś zajął się domem?
Rachel nigdy nie była u niego w domu, ale wiedziała, że mieszka w okazałej willi niedaleko Grantchester. Jej małe mieszkanie z balkonem w pobliżu stacji kolejowej było z zupełnie innej bajki, chociaż postarała się, żeby zrobić z niego oazę wytchnienia po pracy.
– Wyjeżdżam z kraju – powiedział Mateo. – Nie wiem, kiedy wrócę.
– Poważna sprawa w takim razie.
– Tak.
– Ale wrócisz, kiedy wszystko się ułoży? Nie dam rady dokończyć badań bez ciebie – przyznała wreszcie, rozglądając się bezradnie.
Gdy znów popatrzyła na niego, przez ułamek chwili wydawało jej się, że patrzy na porozkładane wszędzie papiery z takim samym żalem jak ona.
– Wiem, przykro mi z tego powodu.
– Może jednak mogłabym ci jakoś pomóc?
Zrobiłaby wszystko, byle jej nie zostawił, ale Mateo tylko pokręcił głową.
– Nie możesz mi pomóc, ale chcę powiedzieć, że jesteś świetną koleżanką. Nie mogłem trafić na nikogo lepszego!
Rachel próbowała zmusić się do uśmiechu. Obróciłaby całą tę sytuację w żart, gdyby nie to, że słowa Matea brzmiały jak pożegnanie na zawsze.
– Och, zachowujemy się jak na stypie.
– Może trochę…
– Mateo…
– Wiem, że przesadzam – przyznał i uśmiechnął się. – Postaram się wyjaśnić więcej, kiedy będę mógł, a tymczasem… trzymaj się!
Zrobił krok do przodu, pochylił się i musnął ustami jej policzek.
Mimo że dawno temu kilka razy wyobrażała sobie podobną sytuację, zaniemówiła ze zdumienia. Przymknęła na chwilę oczy, czując tylko świeży zapach cytrusowej wody kolońskiej i miękki dotyk ust. Wysunęła nawet dłoń, żeby oprzeć ją na jego torsie, ale zanim zrealizowała swój pomysł, Mateo się cofnął.
Zamrugała powiekami, jakby ten przelotny, przyjacielski pocałunek wybudził ją z głębokiego snu. Mateo ruszył w stronę drzwi, a ona odprowadziła go tylko spojrzeniem, nie mogąc wydobyć słowa ze ściśniętego gardła.
Trzaśnięcie drugich drzwi uświadomiło jej, że Mateo zostawił ją, być może na zawsze.
Mateo stanął przy wysokim oknie i zapatrzył się w idylliczny krajobraz wyspy. Biała willa nad morzem, w której teraz mieszkał, roziskrzone słońcem fale, jasny piasek plaż i wypielęgnowane ogrody pałacowe rozciągające się prawie do linii piasku i jaskrawe kwiaty lśniące niczym drogocenne kamienie na tle bujnej zieleni tworzyły prawdziwie rajski obraz.
Sytuacja w kraju nie napawała optymizmem. Po powrocie do Kallyrii odbył szereg spotkań z ministrami, a po każdym kolejnym nabierał przekonania, że rządy Lea były katastrofą dla kraju.