Królowa kłopotów / Dziewczyna dla milionera
Przedstawiamy "Królowa kłopotów" oraz "Dziewczyna dla milionera", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.
Kamal Zokan musi się ożenić, zanim przejmie tron w swoim kraju. Celem jego dyplomatycznej wizyty w sąsiednim państwie jest przede wszystkim znalezienie przyszłej żony – spokojnej, wyważonej i będącej dla niego wsparciem. Jednak gdy poznaje piękną Kalilah, córkę szejka, który go gości, nie jest już w stanie myśleć o żadnej innej. A przecież nie ma bardziej nieodpowiedniej kandydatki na królową niż ta żywiołowa i nieprzewidywalna dziewczyna…
Właściciel firmy informatycznej Sebastiano Christou znajduje zdjęcie pracującej u niego stażystki Emmie Marshall na stronie agencji towarzyskiej. Jest zaskoczony zarówno jej podwójnym życiem, jak i niezauważalną na co dzień urodą. Ponieważ potrzebuje osoby towarzyszącej, która poszłaby z nim na ślub siostry, postanawia skorzystać z usług Emmie. Nie wie, że jej zdjęcie znalazło się w internecie bez jej zgody i wiedzy…
Fragment książki
Książę koronny Kamal Zokan, przyszły król Zokaru, stał na padoku podczas słynnych wyścigów konnych w Narabii i klął, wspominając wcześniejsze spotkanie z Uttramem Azizem, głową starszyzny plemiennej.
Wieże Złotego Pałacu jego sąsiada, szejka Zane’a Ali Nawari Khana lśniły jak klejnoty w porannym słońcu za wysokimi kamiennymi murami otaczającymi stajnie, dziedziniec i teren wyścigów. Flagi państw łagodnie trzepotały na wietrze, gdy sznur koni pełnej krwi gromadził się na linii startu.
Kamala nie cieszył ten widok.
Cholerny Uttram Aziz! Sprzeciwiał mu się na każdym kroku. A ostatnia próba powstrzymania go przed wstąpieniem na tron… Adrenalina buzowała w żyłach Kamala, napędzana gniewem po wczorajszym spotkaniu.
Takie jest prawo, usłyszał. Wiedziałbyś to, gdybyś bardziej interesował się naszymi tradycjami. Musisz wstąpić w związek małżeński przed ceremonią koronacji w przyszłym miesiącu albo zrzec się tronu.
Jako wyrzutek społeczny, Kamal całe życie walczył o swoje – najpierw został najmłodszym pułkownikiem w historii, a teraz – po zgromadzeniu fortuny wskutek udanych inwestycji w przemysł mineralny – był o krok od zostania królem. Poprzedni władca, bezdzietny, zmarł dwa miesiące wcześniej i wskazał Kamala na swojego następcę.
Bez wątpienia ta decyzja wynikała ze względów praktycznych. Państwo potrzebowało inwestycji, a Kamal nie tylko odniósł sukces jako biznesmen, ale też udowodnił, że ma zdolności przywódcze. Kamal początkowo się wahał, a kiedy już zdecydował się objąć tron, Aziz i jego zwolennicy na każdym kroku próbowali udaremnić jego plany.
Najnowsze ultimatum było szczególnie frustrujące.
Nawet teraz… Zmuszono go do uczestnictwa w wyścigach, by szybciej rozpoczął poszukiwanie cholernej narzeczonej, przyszłej królowej, która miała pomóc zatuszować brak błękitnej krwi w jego żyłach.
Odetchnął ciężko, prawie dławiąc się wściekłością. Nie potrzebował błękitnej krwi, by być silnym władcą i dobrym królem. Był wystarczająco inteligentny, ambitny i zdeterminowany, by Zokar pod jego rządami stał się potęgą na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Niestety, konserwatywne elity – reprezentowane przez Aziza – rzucały mu kłody pod nogi. Gdy pokonywał jedną przeszkodę, natychmiast pojawiała się druga.
Spojrzał na lożę królewską, w której zasiedli Khan i jego brat Raif, książę Kholadii. Ich rodzinom i pomniejszym władcom wyznaczono miejsca obok. Kamal uciekł wcześniej z oficjalnej ceremonii powitania, żeby dołączyć do swoich ludzi w stajni – gdzie wreszcie poczuł się swobodnie – aby w spokoju obejrzeć główny wyścig.
Kamal darzył szacunkiem Khana, który ciężko pracował, by wstąpić na tron, a później umacniał pozycję królestwa, osłabionego po rządach jego ojca. To Khan jako pierwszy zagwarantował Kamalowi poparcie, gdy mianowano go następcą tronu Zokaru.
Na szczęście ani Khan, ani jego brat Raif nie pamiętali Kamala z ich pierwszego spotkania piętnaście lat wcześniej. On sam, wręcz przeciwnie, nie zapomniał tamtego upokorzenia.
Był niedożywionym chłopcem, który miał usługiwać Khanowi i jego świcie podczas oficjalnej wizyty. Zafascynowany, zbierał naczynia najwolniej, jak mógł, obserwując, jak dumny Khan przedstawiał radzie starszych Zokaru swoją następczynię, pięcioletnią córkę, księżniczkę koronną, Kaliah. Pech chciał, że Kamal, zajęty podsłuchiwaniem, nie zauważył poduszki na podłodze, potknął się o nią i upuścił naczynia. Dźwięk tłukącej się porcelany sprawił, że wszyscy właśnie na nim skupili uwagę.
Na samo wspomnienie znów zalał go wstyd.
W błękitnych oczach pięcioletniej księżniczki lśniło współczucie. Zbierał kawałki naczyń, gdy jego pracodawca, Hamid, zaczął bić go pasem. Bolało, jak cholera, bo rany po poprzednim biciu jeszcze się nie zagoiły. Wówczas usłyszał żarliwą prośbę słodkiej Kaliah.
– Tatusiu, musisz powstrzymać tego złego człowieka. Nie powinien bić biednego służącego, to nie w porządku.
Khan interweniował i Hamid otrzymał naganę za swoje zachowanie.
Tamto wydarzenie sprawiło, że Kamal nie chciał przyjeżdżać na wyścigi. Gdyby Khan go rozpoznał, jego upokorzenie sięgnęłoby zenitu. Na szczęście Kaliah nie była obecna, bo czuł, że to właśnie ona mogłaby go rozpoznać, chociaż wydawało się to mało prawdopodobne – obecnie mierzył metr osiemdziesiąt osiem, a w wieku dwudziestu dziewięciu lat wydawał się nieco starszy.
Tłum oszalał, gdy konie zajęły miejsca za liną startową, i Kamal poczuł ulgę. Odetchnął. Wściekłość i ból, towarzysze dzieciństwa, sprawiły, że nigdy się nie poddawał, zawsze dostawał to, czego chciał. Z tego powodu spełni ostatni warunek: wróci do Zokaru z narzeczoną i zasiądzie na tronie.
Do diabła, mogłaby to być Kaliah, gdyby nauczyła się odrobiny pokory. Wątpliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej powszechnie znaną reputację szalonego dziecka.
– Książę, jego wysokość król z żoną królową Katarzyną zapraszają do swojej loży.
Kamal odwrócił się. Przed nim stał jeden z wielu doradców Khana.
– Będę obserwował wyścig z tego miejsca.
Potrzebował więcej czasu na mentalne przygotowanie się do hucznego przyjęcia po wyścigu. Kamal nigdy nie nauczył się rozmawiać o niczym i nie zamierzał tego zmieniać.
– Oczywiście, wasza wysokość.
Wysłannik Khana odszedł, a Kamal odwrócił się, gdy usłyszał głośne okrzyki z padoku.
Spóźniony jeździec, na koniu mniejszym niż większość innych, wdarł się na arenę. Kamal nie mógł się powstrzymać od wpatrywania się w jeźdźca, wysokiego jak na dżokeja i delikatnie smukłego, doskonale zgranego ze szlachetnym zwierzęciem pędzącym w stronę linii startu.
Zabrzmiał huk pistoletu i przybysze gwałtownie przyspieszyli. Dżokej pochylił głowę, jednocząc się ze zwierzęciem. Tłum oszalał, bo spóźniony koń dodawał zawodom dramatyzmu, pędząc jak strzała za resztą.
Kamal drżał z podniecenia. Nigdy nie interesował się wyścigami konnymi, ale nawet on podziwiał grację w ruchach konia i czuł radość, gdy koń i jeździec wzięli pierwszy zakręt niemal przytuleni do płotu, by zyskać przewagę. Na pierwszej prostej koń wysunął się na prowadzenie. Wtedy silny podmuch strącił czapkę z głowy jeźdźca. Długie, ciemne włosy unosiły się z wiatrem i opadały na małe, jędrne piersi, skryte pod kurtką.
Kobieta.
Co, do cholery?
Gdy przejeżdżali obok, Kamal przyjrzał się twarzy dziewczyny i wyczuł, że jedynie nieziemskim wysiłkiem utrzymywała się na koniu. Przeniknął go strach. Czy traciła kontrolę nad zwierzęciem, czy po prostu przylgnęła do jego grzbietu, by zmniejszyć opór powietrza?
Szalona czy przerażona?
Kamal przepchnął się przez tłum i wskoczył na najbliższego osiodłanego konia. Chwyciwszy wodze, zignorował krzyki stajennych i ruszył w stronę areny. Tłumy rozstąpiły się, by go przepuścić.
Popatrzył uważnie. Dziewczyna była jeszcze niżej pochylona nad klaczą, ewidentnie wyczerpana, przerażona niebezpiecznie szybkim tempem i utratą kontroli nad zwierzęciem.
Kamal pognał wierzchowcem w jej kierunku. Kierowany adrenaliną i podnieceniem był zdeterminowany, by uratować nieodpowiedzialną niewiastę, zanim skręci kark.
– No dalej, dziewczyno, uda się.
Kaliah Khan głośno próbowała przekonać pędzącą Ashreen. Miała zamiar wygrać i udowodnić, że nie jest totalnym oszołomem. Wtulona w szyję drobnej klaczy, z trudem utrzymywała ją na torze. Potrzebowała tego zwycięstwa, żeby udowodnić rodzinie, Narabii i sobie, że miała wszystko, czego potrzeba, by triumfować w męskim świecie. Przede wszystkim jednak chciała udowodnić temu kretynowi Colinowi, w którym podkochiwała się w czasach Cambridge, że nie miał racji, nazywając ją zimną suką.
Gniew był jak afrodyzjak, strach i niebezpieczeństwo obracał w radość, wzmacniając ją. Miała wrażenie, że wzbili się w powietrze. Może gdyby nie była tak zdeterminowana, by wygrać, kontrolowałaby piękną klacz, ale pędząca Ashreen też czuła zapach zwycięstwa.
Nagle nieznany jeździec na ogromnym białym ogierze pojawił się na torze tuż przed nią.
– Kto to, do diabła…?
Skąd się wziął? I co robił tuż przed nią?
Koń, znacznie większy od jej klaczy, przyspieszył i wjechał na jej pas, dotrzymując kroku Ashreen. Mężczyzna wyglądał jak ogromny czarny cień na białym koniu, groźny, potężny, jak Jeździec Apokalipsy, który przybył, by zabrać ją do piekła…
– Z drogi! – krzyknęła.
Sama była zbyt zmęczona, by manewrować Ashreen, która uniosła nos, wąchając ogiera i przez ułamek sekundy Liah była pewna, że klacz stanie dęba, lecz zamiast tego zwolniła, jakby bała się białego olbrzyma.
– Nie, Ashreen!
Linia mety znajdowała się zaledwie kilkaset metrów dalej. Łatwo mogłaby sprawić, że koń ponownie przyspieszy, ale obcy jeździec tkwił obok niej. Jego twarz była częściowo pokryta brodą, ale w oczach dostrzegła koncentrację i wściekłość. O co, do cholery, mu chodziło? To ona została wypchnięta z wyścigu, który miała zamiar wygrać.
– Puść wodze – krzyknął. – Chwycę cię.
– Oszalałeś?
Była zła, ale rozluźniła dłonie. W tym momencie silne ramię wyrwało ją z siodła jak szmacianą lalkę. Jęknęła zszokowana, gdy jeździec dosłownie rzucił ją twarzą w dół na swoje siodło i twarde umięśnione uda. Czuła jego rozkoszny zapach piżma i czystego mydła. Szata mężczyzny spowiła ich oboje. Liah nawet nie miała szansy krzyknąć, gdy koń posłuszny rozkazom wyraźnie zwolnił. Tkwiła więc na twardych jak skała udach, z jego dłonią podtrzymującą ją, gdy sprowadził konia z toru.
Tłum eksplodował, machając i wiwatując, jak gdyby wszystko zaplanowano dla ich rozrywki.
Liah czuła, że zaraz zemdleje, jej umysł wirował od nadmiaru adrenaliny, wskutek szoku i wściekłości. Każda część jej ciała pulsowała z bólu.
Co się właśnie wydarzyło? Kim był szalony jeździec na białym koniu, który prawie ją zabił i, co gorsza, pozbawił ją zwycięstwa?
Ale najgorsza była urażona duma.
Mężczyzna uniósł ją i usadził sobie na kolanach, więc mogła zobaczyć jego twarz. Ciemne brwi nad przenikliwymi złotymi oczami wyglądały dziwnie znajomo. Czy spotkali się wcześniej? W bursztynowych oczach odnalazła wspomnienie z dawnych czasów, ale nie umiała go nazwać. Pomyślała, że gdyby spotkała go wcześniej, nie zapomniałaby go. Był ogromny, twardy, umięśniony. Głęboka blizna przecinała lewy policzek. Może nie był piękny, nawet przystojny, ale za to nieziemsko męski, zapierający dech w piersiach.
I cholernie seksowny.
– Nic ci nie jest? – zapytał.
Te słowa wyrwały ją z transu. Wróciła do rzeczywistości.
Odepchnęła go.
– Oczywiście, że nic mi nie jest – powiedziała podniesionym głosem. – Idioto! Co sobie myślałeś, chwytając mnie tak? Mogliśmy oboje skręcić kark!
W jego oczach zapłonął gniew, zmieniając bursztyn w wulkaniczne złoto.
– Uratowałem ci życie, ty mały, niewdzięczny głuptasie!
– Jesteś niespełna rozumu? Miałam zamiar wygrać! Wygrałabym!
– Klacz wymknęła się spod kontroli! – tłumaczył. – Byłaś zbyt słaba, żeby sobie poradzić.
Słaba? Słaba?!
W jego głosie usłyszała nutę męskiej pogardy, z którą walczyła przez całe życie. Odgarnęła z twarzy niesforne włosy.
– Rozumiem, że zdecydowałeś się mnie uratować nie dlatego, że potrzebowałam ratunku, ale dlatego, że jestem słabą kobietą, tak?
Spojrzała na niego gniewnym wzrokiem, co nie przyniosło zamierzonego efektu.
– Jesteś kobietą? – spytał kpiąco. – Skąd miałem wiedzieć, skoro jesteś ubrana jak chłopiec… A zachowujesz się jak rozpieszczony bachor.
Odetchnęła głęboko. Nigdy nie uderzyła innego człowieka i nie planowała tego teraz, zwłaszcza że pewnie połamałaby ręce na jego szczęce.
Odwróciła wzrok, ale upokorzenie wróciło z większą mocą, gdy ujrzała ojca zmierzającego w jej stronę. Za nim podążała zaniepokojona matka. Tylko nie to!
Gdy tłum rozstąpił się przed szejkiem, Liah uświadomiła sobie, że ludzie, którymi pewnego dnia będzie rządzić, słyszeli jej beznadziejną rozmowę z tajemniczym jeźdźcem. Jak teraz miała odzyskać ich szacunek?
– Puść mnie – nalegała.
Nie mogła stawić czoła ojcu, siedząc na kolanach tego człowieka! Ten jednak, zamiast ją uwolnić, jeszcze mocniej ją przytrzymał. Walka tylko pogorszyłaby sprawę, więc nadal tkwiła na białym koniu, gdy jej ojciec dotarł do nich.
Napięcie na twarzy szejka oznaczało, że posunęła się za daleko i wpakowała się w poważne kłopoty. Modliła się tylko, by nie ukarał jej publicznie.
Matka dotknęła ramienia ojca i coś mu szepnęła. Tymczasem szejk zwrócił się bezpośrednio do trzymającego ją mężczyzny.
– Książę Kamal, moja żona i ja pragniemy podziękować za uratowanie naszej córki.
Książę? Ten facet był księciem? Poważnie? Wyglądał i zachowywał się jak bandyta!
– On mnie wcale nie uratował… – zaczęła, ale ojciec uciszył ją, podnosząc rękę.
– Dość – powiedział. – Idź i przebierz się na przyjęcie, Kaliah – powiedział lodowatym głosem. – Porozmawiamy później, kiedy już należycie podziękuję księciu.
No tak, szejk tracił cierpliwość.
Liah wewnętrznie wyła z bezsilności. Gdyby ten kretyn jej nie „uratował”, wygrałaby wyścig i sprawy wyglądałyby inaczej. Tymczasem zaliczyła monumentalną wpadkę.
– Poszłabym – wydusiła w końcu. – Gdyby ten tu pozwolił mi zejść z konia.
– Może gdybyś grzecznie poprosiła… rozważałbym to, wasza wysokość.
Dostrzegła w jego spojrzeniu drwiący błysk. Oburzenie niemal ją oślepiło.
Szczur! Najwyraźniej dobrze się bawił, robiąc z niej idiotkę!
– Proszę, wasza potężność książę Kamal – powiedziała jadowicie. – Czy może mi pan pozwolić zejść, zanim pana uderzę?
Rozbawienie w jego złotych oczach sprawiło, że obudziły się w niej nieznane emocje, zwłaszcza w dole brzucha. Jak to możliwe? Przecież nie mogła go znieść!
Bez słowa zeskoczyła z konia z taką samą godnością, na jaką było ją stać, gdy nogi zamieniły się w drżącą papkę.
Wszyscy – łącznie z jej ojcem – patrzyli, jak niegrzeczna księżniczka rozpoczęła swoją drogę wstydu, przez tłum, w kierunku pałacu. Nie odwracała się, ale czuła na sobie gorące spojrzenie Księcia Palanta. Czy to możliwe, że wzrokiem badał jej pośladki. Z każdym kolejnym krokiem droga wstydu zamieniała się w drogę przez mękę.
– Tato, nie mówisz poważnie! Ten człowiek to arogancki, seksistowski palant, który pozbawił mnie i Ashreen zwycięstwa! Trenowałyśmy miesiącami. Nie zamierzam spędzić dziesięciu sekund w jego towarzystwie, nie mówiąc o wieczorze! Jego osobisty przewodnik? Nigdy!
Kara, którą wymyślił jej ojciec, była okrutna. Wolałaby umrzeć niż pozostawać u boku księcia Kamala podczas przyjęcia.
Szejk podniósł wzrok znad biurka.
– Właśnie dlatego to zrobisz – powiedział twardo.
– Ale ja…
– Dość tego! Nie zawsze wszystko kręci się wokół ciebie, Liah. Książę Kamal po raz pierwszy opuścił Zokar jako następca tronu. Widziałem, że czuł się nieswojo w loży królewskiej. Rządzi krajem, który jest naszym najbliższym sąsiadem, ale z jego przeszłością… Trudno mu się odnaleźć w naszym świecie.
Jaką znów przeszłością? Liah poczuła silny ból głowy. Nie interesował jej ani ten mężczyzna, ani jego przeszłość.
– Masz sprawić, by czuł się tu mile widziany, córko – zakończył szejk.
Liah była rozczarowana, by nie powiedzieć, zdradzona. Jej ojciec był genialnym władcą, poświęcił życie Narabii, zapewniając wszystkim obywatelom dostęp do edukacji i opiekę zdrowotną. Uczynił córkę następcą tronu, zamiast czekać na syna...
No tak... Nie chciała zawieść Narabii, też uważała, że kobieta może rządzić krajem równie dobrze jak mężczyzna. W dzieciństwie spędzała wakacje w Kildare, przy stadninie koni, studiowała w USA i Wielkiej Brytanii… Szejk nie widział problemu.
Problem w tym, że zawsze była impulsywna i uparta, bez względu na to, jak bardzo się starała. Na szczęście zależało jej na szacunku ojca.
– Dobrze, zrobię to – zgodziła się. – Ale tylko dlatego, że mnie o to poprosiłeś. Nadal uważam, że Kamal jest palantem, przez którego przegrałam.
– Wiem.
Liah i jej ojciec irytowali się nawzajem, prawdopodobnie dlatego, że byli do siebie podobni. Ale szejk kochał ją, w pełni i bezkompromisowo.
– Jesteś wyjątkową amazonką, Liah. Ja i twoja matka wiedzieliśmy, że pracowałaś z Ashreen, odkąd wróciłaś do domu. Na torze wyglądałaś, jakbyś miała skrzydła… – Usłyszała dumę w głosie ojca.– Ale jeśli kiedykolwiek zrobisz coś takiego jeszcze raz, uziemię cię na resztę życia.
– Jasne.
To była pusta groźba. Oboje o tym wiedzieli. Ale niech będzie, pomyślała, była ojcu coś winna.
– Obiecuję, że będę idealną gospodynią dziś wieczorem. I zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nie powiedzieć Kamalowi, co z niego za dupek – dodała z przekornym uśmiechem.
Kamal usłyszał pukanie do drzwi i zaklął pod nosem, bo od kwadransa nie udało mu się zawiązać muszki. Domyślił się, że to ktoś od Khana, by eskortować go na przyjęcie, w którym wcale nie chciał uczestniczyć.
Czarne spodnie smokingowe i dopasowana biała koszula zostały uszyte na miarę, a mimo to czuł się jak oszust. Nie był przyzwyczajony do europejskich strojów wieczorowych, zdecydowanie wolał luźne szaty ludzi pustyni. Wiedział jednak, że musi przywyknąć do obcej mody, zwłaszcza wobec planowanej podróży służbowej do Europy. Zakładając oczywiście, że znajdzie żonę i zostanie królem…
Spojrzał gniewnie na swoje odbicie w lustrze. Spodnie i koszula leżały doskonale, ale mucha… Odmówił żonie Khana, która zaproponowała mu kogoś do pomocy, bo przecież ubierał się sam, odkąd pamiętał. Teraz żałował...
Pukanie rozległo się ponownie. Przemaszerował przez szereg pokoi i otworzył ciężkie dębowe drzwi.
– Tak? – warknął zniecierpliwiony.
Tłumione pożądanie niemal zwaliło go z nóg, gdy w drzwiach ujrzał półnagą księżniczkę.
Fragment książki
Sebastiano Christou, nazywany przez przyjaciół i znajomych Bastianem, z płonącą w ciemnych oczach frustracją obracał w dłoni ogromny pierścionek ze szmaragdem – rodzinny klejnot, który do niedawna zdobił rękę jego niedoszłej żony, Lilli Siannas. Paradoksalnie, narzeczona nie wyraziła ani słowa sprzeciwu wobec warunków intercyzy przedstawionych jej adwokatowi. Zamiast tego stawała się coraz bardziej odległa i niedostępna. Jej uraza ostatecznie doprowadziła do publicznego zerwania zaręczyn i odwołania ślubu. Od tamtej pory rzuciła się w wir imprez, wszędzie paradując z przystojnym, młodziutkim milionerem. Jej zachowanie było wyzwaniem – rzucała Bastianowi rękawicę i liczyła na to, że on ją podniesie. Miał być zazdrosny, a jednak nie był. Powinno mu być głupio, a jakoś nie było. Miał pragnąć jej tak bardzo, żeby zapomnieć o intercyzie, a jednak tak się nie stało. Lilla przegrywała tę nierówną walkę – on nigdy nie pójdzie do ołtarza, zanim nie zabezpieczy swojego majątku odpowiednią umową. To była lekcja, jaką otrzymał od swojego dziadka. Jego ojciec był czterokrotnie żonaty, a trzy niewiarygodnie kosztowne rozwody pochłonęły niemal całą rodzinną fortunę. Dziadek przekonywał go, że w udanym małżeństwie miłość nie jest potrzebna, gdyż dużo ważniejsze są wspólne cele i wyznawane zasady. Dlatego jeszcze przed oświadczynami Bastian szacował wartość Lilli niczym inwestycji – docenił urodę tej pięknej filigranowej brunetki, jej doskonałe wykształcenie i towarzyskie obycie. Teraz, chowając pierścionek z powrotem do pudełka, nie potrafił ukryć złości spowodowanej faktem, że przeoczył dziką chciwość swojej narzeczonej i tym samym stracił wiele miesięcy z kobietą, która zdecydowanie nie nadawała się na jego żonę. Jako trzydziestolatek, znudzony przygodnymi romansami, był już gotowy na założenie rodziny. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, jakim trudnym zadaniem jest znalezienie odpowiedniej do tego kandydatki. Zastanawiał się także, jak uda mu się uniknąć robienia scen na ślubie swojej siostry, Nessy, na którym już za dwa tygodnie Lilla ma być jedną z druhen. Ta kobieta zrobi zapewne wszystko, by skupić na sobie uwagę gości i doprowadzić do konfrontacji z niedoszłym mężem, próbując go tym samym odzyskać. On jednak nie chciał stawiać swojej młodszej siostry w niezręcznej sytuacji czy zasmucać jej w tym szczególnym dniu. Jedynym sposobem uniknięcia zagrożenia było dla niego przybycie z inną towarzyszką, ponieważ Lilla była zbyt dumna, aby z kimkolwiek rywalizować.
Nie wiedział jednak, gdzie mógłby znaleźć kobietę skłonną do odegrania roli jego partnerki przez cały weekend rodzinnego świętowania. Kobietę, która nie próbowałaby go w żaden sposób usidlić ani nie doszukiwała się podtekstów kryjących się za jego zaproszeniem, a jednocześnie sprawiającą wrażenie bardzo mocno zaangażowanej emocjonalnie, gdyż tylko to mogłoby utrzymać Lillę na dystans. Ale czy taka idealna kobieta w ogóle istnieje?
– Bastian...? – Odwrócił się, bo jeden z dyrektorów zamaszystym krokiem wszedł do gabinetu, dzierżąc pod pachą laptop. – Chcę ci pokazać coś zabawnego. Masz ochotę?
Nie miał, lecz Guy Babington był jego dobrym przyjacielem, więc z wymuszonym uśmiechem odparł:
– Jasne!
Guy otworzył komputer i odwrócił ekranem w jego stronę.
– Tutaj... Poznajesz ją?
Olśniewająca blondynka z jasnoniebieskimi oczami, ubrana w wieczorową suknię, radośnie śmiała się do obiektywu.
– Nie, nie poznaję. A powinienem?
– Przypatrz się – nalegał Guy. – Wierz mi lub nie, ale ona dla ciebie pracuje.
– Niemożliwe! Zwróciłbym na nią uwagę – odparł zachwycony jej urodą. – Ale co jej zdjęcie robi w sieci? To jakiś portal społecznościowy?
Rozbawiony przyjaciel zaprzeczył.
– Jestem na stronie firmy o nazwie Ekskluzywne Towarzyszki. To jest agencja oferująca profesjonalną i bardzo luksusową asystę pań – wyjaśnił, sugestywnie przewracając oczami.
Bastian zmarszczył brwi, a jego zmysłowe usta skrzywiły się z niesmakiem.
– Korzystasz z usług dziewczyn do towarzystwa?
– Nie miałbym nic przeciwko korzystaniu z usług tej blondynki – wyznał, zastępując odpowiedź na pytanie lubieżnym spojrzeniem.
– Mówiłeś, że dla mnie pracuje...
– Tak, jako praktykantka na trzymiesięcznym stażu. Nazywa się Emmie i prowadzi badania dla twojej asystentki.
– To jest Emmie? – zapytał Bastian z niedowierzaniem.
Przed oczami miał obraz młodej dziewczyny, którą znał z pracy – ze spiętymi włosami, okularami na nosie i w niemodnym ubraniu. Jego uwagę przykuł nagle pieprzyk na policzku blondynki ze zdjęcia. Stażystka miała identyczny.
– Do diabła, to naprawdę ona! Rzeczywiście dorabia jako dziewczyna do towarzystwa.
– Najwyraźniej... Bardziej nurtuje mnie jednak to, dlaczego ubiera się do pracy jak brzydkie kaczątko... A jej imię według tego, co jest podane na stronie, to Emeralda.
Rzeczywiście, Bastian przejrzał listę pracowników w swoim komputerze i
odnalazł Emeraldę. Emmie nie było skrótem od Emily czy od Emmy, jak wcześniej przypuszczał. Nie mógł wprost uwierzyć, że to ta sama kobieta. I choć sam nie określiłby jej mianem brzydkiego kaczątka, musiał przyznać, że irytowała go przy każdym spotkaniu. „Cukier szkodzi zdrowiu” – szepnęła, podając mu słodkie espresso, dokładnie takie, jak lubił. „Poznasz pana po cholewach” – zażartowała, kiedy niemal staranował ją w drzwiach, wymuszając pierwszeństwo. Mimo nieatrakcyjnej garderoby, jego uwadze nie umknął fakt, że miała niezwykle długie nogi, takie, jakie każdy mężczyzna pragnąłby poczuć owinięte wokół swego pasa. Dziewczyna, której towarzystwo można po prostu kupić, pomyślał. Jeśli wygląda wtedy tak ponętnie jak na zdjęciu, to mogłaby być reprezentacyjną partnerką, w której interesie byłoby sprostać jego oczekiwaniom. Nigdy nie korzystał z podobnych usług i w normalnych okolicznościach nigdy nawet nie przyszłoby mu to do głowy, lecz w zaistniałej sytuacji spodobała mu się myśl, żeby wynająć kobietę i pojechać z nią na ślub siostry. Nie musiałby prosić żadnej znajomej o przysługę ani udawać, że jest nią zainteresowany; nie byłoby mowy o nieporozumieniu – dostałby tylko to, za co zapłaci.
Emmie z trudem próbowała przezwyciężyć znużenie, kiedy Mary, osobista asystentka Bastiana, wyznaczała jej kolejne zadania. Bezwiednie pocierała obolałe nogi, które zawsze przy zwiększonym wysiłku dawały o sobie znać. Jako dwunastolatka uległa poważnemu wypadkowi samochodowemu i od tamtej pory była częściowo niepełnosprawna. Z początku poruszała się wyłącznie na wózku inwalidzkim, później o kulach. Dzięki poważnemu zabiegowi chirurgicznemu mogła znowu być samodzielna. Była z tego powodu tak szczęśliwa, że notorycznie ignorowała pojawiający się ból, jako niewarty uwagi. Niestety, zmęczenie negatywnie wpływało na jej koncentrację i znów zaczęła wątpić w to, czy bezpłatny staż jest na pewno najlepszym pomysłem na walkę z bezrobociem. Po miesiącach bezsensownej pracy w lokalnej bibliotece była zdesperowana, aby ruszyć swoją karierę z miejsca. W tym wypadku wpadła jednak z deszczu pod rynnę. Inni znani jej stażyści mogli liczyć na finansową pomoc rodziców, Emmie była zdana tylko na siebie. Miała, co prawda, doskonałe wykształcenie, lecz brak jej było doświadczenia. Wiedziała, że musi je nabyć, aby poprawić swoją pozycję. Była więc wniebowzięta, kiedy Christou Holdings, jedna z najlepszych firm informatycznych w Londynie, przyjęła ją na staż. Nie miała jednak pojęcia, jakim wyzwaniem jest utrzymanie się w wielkim mieście. I wtedy do akcji wkroczyła jej matka, Odette. Odezwała się niespodziewanie i zaproponowała córce, żeby u niej zamieszkała. Emmie, naiwnie sądząc, że matka po prostu chce nadrobić stracony czas i lepiej poznać swoją córkę, z entuzjazmem przyjęła propozycję. Nie miały ze sobą praktycznie żadnego kontaktu, ponieważ odkąd skończyła dwanaście lat, razem z rodzeństwem była wychowywana przez swoją najstarszą siostrę, Kat, w Krainie Jezior. Zauważyła konsternację Kat, kiedy powiedziała jej o propozycji Odette, lecz ta, nie chcąc zanadto ingerować w życie siostry, ostrzegła tylko, że matka bywa trudna. Emmie nie była jednak wówczas świadoma tego, co słowo „trudna” będzie dla niej oznaczało... Pierwszym niepokojącym odkryciem było to, że matka prowadzi internetową agencję oferującą usługi dziewczyn do towarzystwa. Jeszcze większym szokiem okazała się jednak determinacja Odette, aby namówić córkę do pracy dla niej. Odmówiła oczywiście, czym doprowadziła matkę do szału. Aby jakoś wiązać koniec z końcem i płacić matce czynsz, pracowała jako kelnerka pięć nocy w tygodniu. Najsmutniejsze było dla niej to, że w końcu zrozumiała, że matka jej nie kocha, nie próbuje się do niej zbliżyć ani nawet nie żałuje tego, że oddała dzieci na wychowanie swojej pierworodnej córce. Traktowała potomstwo jedynie jako efekt uboczny nieudanych związków i nie czuła żadnego przywiązania do swoich czterech pociech.
– Mary, spotkanie zaraz się zacznie. Emmie może dla nas protokołować – dobiegł od drzwi głos Bastiana.
Christou był częstym bohaterem biznesowych publikacji i zanim Emmie zaczęła tu pracować, wiele o nim czytała. Na zdjęciach zawsze wyglądał rewelacyjnie, lecz w rzeczywistości był jeszcze przystojniejszy. Wzrostem zdecydowanie przewyższał większość mężczyzn – od razu zwróciła na to uwagę, bo sama miała metr siedemdziesiąt pięć, a on górował nad nią o dobre piętnaście centymetrów. Bijąca od niego charyzma sprawiała, że żadna kobieta nie mogła przejść obok niego obojętnie. Czytała, że wygląd odziedziczył po matce, włoskiej gwieździe filmowej. Miał lśniące czarne włosy, śniadą cerę, a jego oczy wpatrywały się w nią, jak gdyby była zdobyczą, na którą chce zapolować. Była zaskoczona intensywnością jego zainteresowania. Pomyślała jednak, że może to być reakcja na zerwane zaręczyny, o których oczywiście nikt w jego obecności nie śmiał wspominać.
– Już idę – odparła Mary ze spokojem, po czym wstała i ruszyła za szefem.
Podczas narady Bastian bacznie lustrował swoją stażystkę – było w niej coś znajomego. Miał przeczucie, że już ją kiedyś spotkał. Ta myśl bardzo go rozdrażniała, bo obracali się przecież w zupełnie innych kręgach. A może natknął się na nią, kiedy towarzyszyła jakiemuś bogatemu klientowi? Tak, to jest możliwe, przyznał z niesmakiem, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego w tak młodym wieku wpakowała się w taki szemrany biznes. Zapewne po to, by wieść wygodne życie, być obsypywaną prezentami przez majętnych adoratorów, a może nawet by usidlić jednego z nich i ustawić się na całe życie. Już w młodym wieku Bastian zrozumiał, że piękne kobiety używają swojej urody jak waluty, która ma zapewnić im przywileje i zagwarantować szczególne traktowanie. Nawet jego matka zaliczała się do nich, dlaczego więc Emmie Marshall miałaby być inna? Obserwował ją, jak robiła notatki podczas spotkania – jej oczy były lekko podkrążone, a skóra niemal przezroczysta. Chyba nigdy jeszcze nie wiedział nikogo z tak doskonałą cerą. Kiedy podparła się ręką, mógł zobaczyć smukłą szyję i delikatny podbródek. Kosmyk złotych włosów wysunął się z końskiego ogona i zatrzymał na policzku. Był zdumiony tym, że wcześniej nie dostrzegł jej urody. Luźne koszule, które nosiła, i za długie spódnice skutecznie odciągały uwagę od ładnej twarzy i kształtnych ust, a nieatrakcyjne okulary przysłaniały jasne, niebieskie oczy.
Ku swojemu zaskoczeniu poczuł podniecenie na myśl o tym, że jej pełne wargi są tylko do jego dyspozycji. Ciekaw był, na ilu klientach stosowała tę sztuczkę w ramach swoich towarzyskich obowiązków. Spochmurniał i próbował stłumić podniecenie – nigdy nie romansował z niewiniątkami, ale do płatnego seksu zawsze miał awersję. A jej cenę przecież dobrze już znał.
– Emeralda jest bardzo trudno dostępna. Wszyscy o nią proszą – spokojnie poinformował go głos w słuchawce, kiedy zadzwonił do agencji oferującej dziewczyny do towarzystwa. – Mogę polecić Jasmine albo...
– To musi być Emeralda – upierał się. – Chcę tylko jej. Hojnie wynagrodzę, jeśli zostanę wybrany na jej klienta.
Bastian zaczął robić to, w czym był naprawdę dobry – negocjować. Dobrze wiedział, że za odpowiednią cenę może kupić, co tylko mu się podoba, nawet trudno dostępną i już zarezerwowaną Emeraldę, która właśnie przysypiała po drugiej stronie stołu. Dosłownie przed chwilą nabył jej usługi na cały weekend, płacąc za ten przywilej wielkie pieniądze. Bawiło go to, że ona nie miała jeszcze o tym pojęcia, a jednocześnie dziwiło, jak kobieta mogła tak nieodpowiedzialnie sprzedawać swój czas i uwagę obcym, którzy mogli przecież nadużyć jej zaufania. Podkręcone rzęsy opadały jej teraz na policzki, a smukłe ramiona tonęły w fotelu, gdyż coraz bardziej się na nim osuwała. Wyprostował nogę pod stołem, znalazł jej stopę i lekko trącił obcas. Natychmiast się ocknęła. Jej błękitne oczy popatrzyły na niego z niepokojem, usta lekko się rozchyliły, a policzki zaczerwieniły ze wstydu. Zastanawiał się, kogo zabawiała poprzedniej nocy i czy usługi seksualne także były wliczone. Dziewięciu na dziesięciu facetów zapewne by ich oczekiwało. Ciekaw był jej zdania na ten temat. A jaki on miał do tego stosunek? Nie, nigdy! Nie ma mowy, pomyślał z obrzydzeniem.
Emmie poczuła na sobie spojrzenie palących, ciemnozłotych oczu, które ją obezwładniły. Poczuła pulsujące ciepło między nogami. Reakcja jej ciała zaskoczyła ją samą – od długiego czasu nie doświadczyła niczego podobnego. Była bardzo ostrożna i omijała szerokim łukiem atrakcyjnych mężczyzn, uważając ich za próżnych i wyrachowanych. Roztropnie i wybrednie wybierała partnerów. Tak wybrednie, że wciąż czekała na pierwszego kochanka, choć dziewictwo już prawie straciła jako ślepo zakochana studentka. Tamten związek zakończył się jednak niemal natychmiast po tym, jak Toby powiedział: „Nie mogę uwierzyć, że idę do łóżka z wierną kopią Sapphiry”… Jego wyznanie zdruzgotało Emmie, dotykając najczulszego punktu – ostatecznie odebrało jej wiarę w siebie i w miłość. Jako siostra światowej sławy modelki, co gorsza, niemal identyczna bliźniaczka, często czuła się, jakby nie miała własnej osobowości. W kontaktach z mężczyznami przypisywana jej była rola gorszej kopii nieskazitelnej siostry. Ich podobieństwo było tak silne, że w końcu, nie mogąc już dłużej znieść tych upokarzających porównań, zaczęła ukrywać swoje atuty i unikać towarzystwa rodzeństwa. Teraz zastanawiała się, co przyciąga do niej Bastiana? Dlaczego tak się jej przygląda? Wiedziała, że zaręczyny zostały zerwane i najprawdopodobniej znów jest wolny. Ale o co mu chodziło? Przecież mężczyźni zazwyczaj widzieli w niej tylko nieciekawie ubraną dziewczynę. Jego była narzeczona tak bardzo się od niej różniła – filigranowa, błyszcząca brunetka, wyglądała niczym bajkowa wróżka. Unosząc dumnie głowę, popatrzyła mu prosto w oczy. Zainteresowanie Christou wzrosło. Podobało mu się, że Emmie ma odwagę. Podobało mu się to bardzo.
– Za pięć minut w moim gabinecie – zwrócił się do niej oschle. Odepchnął krzesło i odszedł, wzbudzając respekt samym swoim wzrostem.
– Pewnie chce sprawdzić protokół. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłaś. W pewnym momencie bałam się, że zaśniesz – skomentowała Mary.
– No cóż, to było bardzo prawdopodobne – skrzywiła się i w myślach dodała: dopóki twój szef mnie nie kopnął.
Świadomość tego, że Bastian zauważył, że odpływa, sprawiała, że miała ochotę zapaść się pod ziemię. Czy to z tego powodu ją wzywa? Dotychczas nigdy z nią nie rozmawiał, a wszelkie instrukcje i polecenia przekazywał przez Mary.
– Nie możesz rzucić tego kelnerowania? – dopytywała się Mary.
– Niestety, nie. A poza tym tutaj zostało mi już tylko kilka tygodni. – Musiała być szczera ze swoją starszą koleżanką i przyznała się, że pracuje na dwóch etatach.
– Mam przynajmniej nadzieję, że ci się to opłaci – dodała cierpko, a z jej tonu Emmie wywnioskowała, że szanse na umowę o pracę w tej firmie są raczej marne.
Oczywiście nie oczekiwała, że staż zakończy się propozycją etatu, lecz w głębi serca miała nadzieję, że tak się stanie. Najbardziej prawdopodobne było jednak, że jej posada zostanie obsadzona kolejną stażystką. Nie ma przecież powodu, dla którego pracodawca miałby zatrudniać dodatkowy personel, któremu trzeba płacić, jeśli mógł przyjmować ambitnych młodych praktykantów za darmo.
Emmie po raz pierwszy weszła do gabinetu Bastiana. Znajdujące się tam nowoczesne meble, dzieła sztuki i inne wręcz ostentacyjne elementy wystroju wnętrza świadczyły o tym, że nie szczędzono pieniędzy podczas jego urządzania. Christou nie musiał się jednak liczyć z żadnymi kosztami. Jako geniusz w dziedzinie oprogramowania i doskonały biznesmen sam zbudował międzynarodowe imperium. Jego firma sprzedawała program, który stworzył, będąc jeszcze studentem, i już jako młody człowiek stał się niezwykle bogaty.
– Zamknij drzwi – poprosił.
Był bardzo przystojny i to nie tylko z powodu wzrostu. Męskość tkwiła w jego postawie, w oczach i pewności siebie, z jaką zwracał się do innych. Zawsze wyglądał doskonale, lecz nie było w nim niczego metroseksualnego. Wystarczyło zobaczyć go w koszuli z podwiniętymi rękawami ukazującymi silne ręce, bez krawata, z odpiętym kołnierzykiem, spod którego wyłaniało się opalone ciało, żeby wiedzieć, o jaki typ męskości chodzi. Niewielu zostało dziś takich mężczyzn.