Książęce zaręczyny
Przedstawiamy "Książęce zaręczyny" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.
Książę Paul od czterech lat jest zaręczony z księżniczką Evą. Ponieważ jednak sądzi, że została przymuszona do tego małżeństwa, zrywa zaręczyny. Ale Eva nie wydaje się uradowana faktem, że zwrócił jej wolność. Oczekuje od niego wyjaśnień, a ich rozmowy przeradzają się w wybuch namiętności, której Paul nigdy by nie podejrzewał. Nie wiedział, że Eva jest w nim od lat zakochana. Teraz żałuje swojej decyzji i chciałby ją cofnąć, ale będzie musiał jakoś przekonać zranioną Evę, że on też ją kocha i naprawdę chce się z nią ożenić…
Fragment książki
– Królewna Eva z Tarentii. – Głos szambelana poniósł się nad głowami arystokratów zebranych w przedsionku sali balowej. Kilkaset głów obróciło się i wbiło wzrok w jej brązowe, wysoko upięte włosy, kolczyki z szafirami i granatową suknię balową. Eva jak zawsze odczuła ich spojrzenia jak setki maleńkich ukłuć szpilką, ale w wieku dwudziestu czterech lat potrafiła już całkiem nieźle znosić zainteresowanie publiki. Poza tym istniała tylko jedna osoba, której opinia ją obchodziła.
Był tam, rozmawiał z blondynką w srebrnej cekinowej sukni. Słysząc słowa szambelana, podniósł głowę i spojrzał na nią ponad tłumem.
Serce Evy zabiło szybciej. Nawet z daleka Paul działał na nią w ten sposób. Było tak od zawsze, odkąd w wieku piętnastu lat po raz pierwszy zobaczyła go podczas gry w polo, charyzmatycznego i przystojnego. Po meczu jej brat Leo przedstawił ich sobie i Eva oszalała na jego punkcie. Ponieważ książę Paul nie uważał rozmawiania z młodszą siostrą kolegi za coś poniżej swojej godności. Ponieważ zdawał się nie zauważać jej aparatu na zębach ani młodzieńczego trądziku. Był dla niej miły i przyjazny, mimo że ona ledwo dukała.
Kochała się w nim po dziś dzień.
Zeszła po schodach z wystudiowaną gracją, wysoko unosząc podbródek. Z uśmiechem przywitała się z premierem kraju, który zapytał, jak minęła jej podróż. Jako że lot z Tarentii w północnej Europie na śródziemnomorską wyspę St Ancillę trwał zaledwie dwie godziny, pytanie było czystą formalnością. Mimo to Eva poczuła, że nieco się odpręża. Po czterech latach regularnych wizyt na St Ancilli ona i premier stali się dobrymi znajomymi.
– A oto Jego Wysokość. – Premier odwrócił się i z szacunkiem skłonił głowę.
Mięśnie policzków Evy napięły się, gdy walczyła, by jej uprzejmy uśmiech nie zamienił się w głupkowate szczerzenie zębów. Z walącym sercem czekała, aż Paul do niej podejdzie. Zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy, i mimowolnie westchnęła z rezygnacją.
Czego ona się właściwie spodziewała? Że rozłąka zmiękczyła jego serce? Że zaczął coś do niej czuć?
Jej serce przepełniło gorzkie rozczarowanie.
Paul obdarzył ją tym samym uprzejmym uśmiechem, co chwilę wcześniej premiera. Tym samym, z którym słuchał blondynki odzianej w srebro.
Eva zdusiła w sobie zazdrość.
– Witaj, królewno Evo. Jak zwykle wyglądasz olśniewająco. – Paul ujął jej dłoń i podniósł ją do ust. Eva walczyła, żeby zachować neutralny wyraz twarzy.
Był dokładnie taki, jaki powinien być król. Pracowity, uczciwy i oddany swojemu krajowi. Eva kochała w nim to tak samo, jak kochała fizyczność: niesamowite ciemnoniebieskie oczy, wysokie kości policzkowe, ostro zarysowaną szczękę i potężne, muskularne ciało. Nawet sposób, w jaki jego czarne jak węgiel włosy opadały na czoło, zamieniał jej nogi w watę.
Niechętnie cofnęła dłoń, świadoma, że gdyby Paul przesunął rękę nieco wyżej, poczułby szaleńczy puls na jej nadgarstku. Zauważyła błysk w jego oczach. Irytacja? Zaskoczenie? Cokolwiek to było, zniknęło, zanim zdążyła to rozpoznać. Członków rodzin królewskich uczono chować, a nie okazywać emocje.
– Dziękuję, Paul – odparła i dygnęła z gracją. Miała ochotę powiedzieć, że on też wygląda świetnie. Czarno-granatowo-złoty galowy mundur podkreślał jego potężną sylwetkę. Palce aż ją mrowiły, żeby dotknąć jego twardej, szerokiej piersi.
– Czy lot minął ci przyjemnie, mimo opóźnienia? – W jego głosie było jakieś napięcie. Teraz, z bliska, Eva widziała, że jego uśmiech nie sięga oczu.
– Tak, lot był w porządku. Usterka mechaniczna zatrzymała nas na lotnisku, ale później obyło się bez przygód.
Paul skinął głową.
– Najważniejsze, że dotarłaś bezpiecznie.
Im dłużej Eva na niego patrzyła, tym bardziej upewniała się we wrażeniu, że coś jest nie tak. Oczywiście Paul nie zwierzyłby jej się ze swoich problemów, jakiekolwiek by one nie były. Nie łączyła ich tego rodzaju relacja.
– A zatem zapraszam. – Paul podał jej ramię i po chwili wahania Eva otoczyła je swoją małą dłonią. Ciepło natychmiast rozeszło się po jej ciele. Jedyną jej pociechą było to, że się nie rumieniła. Ludzie dookoła nich nie mieli pojęcia o gwałtownej reakcji jej ciała na jego dotyk.
Ruszyli w stronę sali balowej. Goście rozstępywali się przed nimi; mężczyźni kłaniali się, a kobiety dygały nisko. Eva zauważyła, że wiele z nich podąża za Paulem tęsknym wzrokiem. Para gigantycznych złotych drzwi otworzyła się przed nimi i światło z rzędu żyrandoli na moment oślepiło Evę. Ale weszła do pomieszczenia z wysoko uniesioną głową, tak jak ją nauczono.
Paul zaprowadził ją na sam środek sali, pod największy i najjaśniejszy żyrandol. W jaskrawym świetle Eva dotrzegła drobne zmarszczki wokół jego ust, których nie było tam sześć miesięcy wcześniej. Pod wpływem impulsu uścisnęła jego dłoń.
– Paul, czy wszystko…?
– Bal zostanie otwarty – zaczął donośnie szambelan – przez Jego Wysokość króla St Ancilli Paula i jego narzeczoną, królewnę Evę z Tarentii.
Eva wiedziała, że wszyscy patrzą na nią, ale po raz pierwszy w życiu jej to nie obchodziło. Pochyliła się do mężczyzny przed sobą, pewna, że coś jest nie tak.
– Co się stało? – szepnęła.
Paul szerzej otworzył oczy, jakby zaskoczony, że zauważyła.
– Nie teraz, Evo. Nie tutaj. Później.
A potem król Paul, mężczyzna, któremu została obiecana przed czterema laty, ujął jej dłoń i położył drugą na jej plecach. Ciepło rozeszło się wszędzie tam, gdzie jej dotknął, i Eva zesztywniała, walcząc, żeby nie zareagować.
Rozbrzmiały pierwsze takty muzyki i Paul porwał ją do walca z gracją naturalnego atlety i ciepłem robota.
Paul zatańczył ostatni taniec tego wieczoru z Karen Villiers, prezeską firmy IT, którą nakłonił do wybrania stolicy St Ancilli na swoją siedzibę. Skusił ją ulgami podatkowymi ustanowionymi specjalnie po to, by St Ancilla wydawała się dobrym wyborem dla dużych biznesów. Ale teraz wydawało się, że to nie ulgi podatkowe uznała za pociągające, ale jego.
Paul pilnował, żeby nie dotykać zmysłowego ciała Karen. Bez wątpienia była bardzo atrakcyjna; nie umknęło jego uwadze to, jak minimalistyczna srebrna suknia podkreśla jej niesamowite kształty. Ale on nie szukał romansu. Miał narzeczoną! Tu, na tym balu.
Sama myśl o Evie sprawiła, że tępy, pulsujący ból w jego czaszce przybrał na sile. To był długi dzień, który nie mógł się skończyć, póki nie porozmawia ze swoją narzeczoną. Nieważne, jak bardzo nie miał na to ochoty.
Kiedy zobaczył ją na tych schodach, w pierwszej chwili ucieszył się, że ją widzi. Ale to uczucie nie trwało długo. Jej obecność oznaczała nieprzyjemny obowiązek, nawet jeśli wiedział, że tak będzie najlepiej.
Musiał pamiętać o sposobie, w jaki na niego reagowała – czy też nie reagowała. Jako nastolatka była nieśmiała, ale entuzjastyczna, ale jako dorosła stała się chłodna i odległa. Tak bardzo, że zastanawiał się, dlaczego właściwie zgodziła się na ich zaręczyny. Ale oczywiście znał odpowiedź na to pytanie. Zostało zaaranżowane przez ich rodziców, a jej nie pozostawiono wiele wyboru. Nic dziwnego, że wolała się dystansować.
W odróżnieniu od kobiety w jego ramionach.
Przez moment Paul zastanawiał się, jak by to było, przyjąć jej oczywiste zaproszenie. Ale zaraz zdusił tę myśl. Honor nie pozwalał mu uprawiać seksu z inną kobietą, kiedy był zaręczony. Nawet jeśli najbardziej intymną rzeczą, jaką zrobił ze swoją narzeczoną, było pocałowanie jej ręki.
Czy to dziwne, że czuł się podminowany? Był wiecznie rozdarty między niemal niemożliwymi do rozwiązania problemami St Ancilli, a koniecznością utrzymania iluzji, że wszystko tu jest w porządku, jednocześnie dusząc swoje naturalne męskie potrzeby. Po czterech latach napięcia czuł, że nie wytrzyma tak dłużej.
Kiedy muzyka ucichła, poszukał wzrokiem Evy. Tam była, tańczyła ze słynnym reżyserem filmowym, który szukał tu plenerów do nakręcenia swojego następnego filmu. Właśnie śmiał się z czegoś, co Eva powiedziała, i na widok jej uśmiechu Paul poczuł ukłucie w piersi. Czym go rozbawiła? Dlaczego z nim tak nie żartowała?
– Zastanawiałam się, czy po balu nie przenieść się do tego modnego klubu w mieście – powiedziała Karen swoim aksamitnym głosem. – Jest szansa, że zobaczę tam Waszą Wysokość?
Paul widział zaproszenie w uśmiechu Karen. Nie tylko do klubu, ale do czegoś dużo bardziej intymnego.
– Obawiam się, że nie. Mam dzisiaj jeszcze kilka spraw, które wymagają mojej uwagi. – Spojrzał na swoją narzeczoną, nadal pochłoniętą rozmową ze swoim partnerem, choć muzyka już się skończyła.
– Ach, oczywiście. Zapomniałam, że królewna Eva tu jest.
Naprawdę sądziła, że pod nieobecność swojej królewny Paul był otwarty na romanse? Co z oczu, to z serca?
Nagle stracił wszelkie zainteresowanie panią Villiers.
Może i Eva za nim nie przepadała, ale rozumieli się nawzajem i mieli te same wartości, to samo poczucie obowiązku. Jego kręgosłup moralny mógł zaskakiwać, biorąc pod uwagę, jaki przykład dostał od ojca. Ale to właśnie za jego przyczyną Paul poszedł w przeciwną stronę, wybierając honor ponad osobiste korzyści.
Zdał sobie sprawę, że marszczy brwi, i uśmiechnął się uprzejmie.
– Dziękuję za zaproszenie. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić. A teraz przepraszam, ale muszę już iść.
Znalazł Evę na tarasie, nieruchomą jak jeden z posągów. Przypomniał sobie jej dziwne zachowanie przed balem i zastanowił się, czy odgadła jego dyskomfort. To byłoby coś nowego. Nigdy nie zbliżyli się do siebie na tyle, by dzielić się swoimi osobistymi sprawami.
Wziął głęboki oddech.
– Co powiesz na drinka, Evo? To był długi wieczór, ale musimy porozmawiać.
Czy wyobraził sobie, że gwałtownie wciągnęła powietrze? Jej piersi na pewno uniosły się pod materiałem sukni.
– Dziękuję. Bardzo chętnie.
Odwróciła się i razem zeszli z tarasu. Po drodze Eva podziękowała szambelanowi i gospodyni za ich wysiłek tego wieczoru. To było coś, co zwykle robił Paul i co dowodziło, jak łatwo Eva wpasowała się w jego świat. W teorii była perfekcyjnym materiałem na żonę. Na pewno wspierałaby go pod każdym możliwym względem, dzieląc jego brzemię z wyrozumiałością i oddaniem.
Spojrzał na jej blade ramiona i smukłą szyję. Nagle odkrył, że patrzy na nią jak na kobietę, a nie na towarzyszkę niewoli w dynastycznym małżeństwie, o które żadne z nich nie prosiło. A potem zerknęła na niego. Zauważyła, że jej się przygląda, i jej łaskawy uśmiech zniknął.
Jedno było pewne: Eva go nie pożądała. Czasem zastanawiał się, czy w ogóle go szanuje. Czyżby sądziła, że został ulepiony z tej samej gliny, co jego ojciec?
Kiedy już znaleźli się w jego gabinecie, wskazał jej kanapę, a sam podszedł do barku.
– Czego się napijesz? – zapytał, otwierając karafkę.
– Whisky będzie w porządku, dziękuję. Z kropelką wody.
Paul ze zdziwieniem spojrzał na swoją narzeczoną.
– Whisky? – Nigdy nie widział, żeby piła coś mocniejszego niż kieliszek wina do obiadu.
Eva wzruszyła ramionami, ponownie zwracając jego uwagę na swoją perłową skórę. Zsunięta z ramion suknia nie odsłaniała tyle co ta, w której wystąpiła Karen Villiers, ale Paul i tak poczuł ostry dreszcz pożądania.
Dzisiaj jej aura niedostępności była podszyta czymś innym. Czymś głęboko kobiecym i pociągającym.
Cztery lata celibatu. To na pewno to.
Z trudem oderwał od niej wzrok i obrócił się, by nalać dwie duże szklanki whisky. Powiedział sobie, że zrobi to tak bezpośrednio, jak to możliwe. Ale musiał stąpać ostrożnie, by nie zamienić rozsądnego rozwiązania w dyplomatyczny koszmar.
Eva ostrożnie przyjęła od niego drinka, uważając, by nie dotknąć palcami jego palców. Paul mimowolnie zacisnął zęby. Jakby potrzebował przypomnienia, że sama nigdy by go nie wybrała! Może i nie powiedziała tego na głos, ale jej ciało mówiło samo za siebie.
Jak planowała przeżyć noc poślubną? Zamknąć oczy i myśleć o Tarentii?
Odwrócił się i podszedł do okna. Wzdłuż ogrodzenia pałacowych ogrodów umieszczono małe latarnie. Wyglądało to biednie w porównaniu z czasami jego ojca, gdy ogrody co noc były skąpane w blasku tysięcy świateł, marnujących cenną energię.
– Paul, o co chodzi? Powiedziałeś, że chcesz mi coś wyjaśnić… Czy wszystko w porządku?
Paul obrócił się na pięcie, zdziwiony nutą troski w głosie Evy. Może ją sobie wyobraził?
– Nic mi nie jest. – Napił się swojej whisky. – Ale mamy coś ważnego do przedyskutowania.
Teraz, kiedy już przyszło co do czego, to okazało się trudniejsze, niż sądził. Ale wciąż uważał, że postępuje słusznie.
Zdał sobie sprawę, jak bardzo jest tym zmęczony. Zmęczony zaspokajaniem oczekiwań innych ludzi: narodu, jego rodziny i wierzycieli jego ojca. Przez cztery lata dwoił się i troił, osiągając rzeczy, których nigdy nie uznałby za możliwe, wyrywając sukces ze szczęk porażki. Jego ojciec, który zmarł na zawał pół roku po abdykacji, nie dożył ujrzenia konsekwencji swoich poczynań. Jego matka również nie wróciła do St Ancilli, by wesprzeć syna. Zamiast tego żyła wygodnie na emeryturze w Paryżu.
– Zamieniam się w słuch – odparła Eva, patrząc na niego nieco podejrzliwie.
Paul wziął głęboki oddech i spojrzał jej w oczy.
– Chcę zerwać zaręczyny, Evo. To koniec.
– Koniec? – Eva wpatrywała się w Paula z niedowierzaniem. Nie mógł chyba mówić poważnie?
Ale jego napięta twarz i palce zaciśnięte na kryształowym kieliszku zadawały kłam jej desperackiej nadziei. Wyglądał jak człowiek, który wypełnia nieznośny obowiązek.
– Rzucasz mnie? – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. Odkryła, że nie potrafi oddychać.
– To bardzo emocjonalne słowo, Evo. Nie rzucam cię. Po prostu oddaję ci wolność.
Jej serce waliło tak mocno, że aż dziwne, że Paul go nie słyszał. Ale zdawał się zbyt zajęty swoimi myślami, by zwracać uwagę na jej emocje. Jego twarz była surowa, napięta. Dlaczego? Dlatego, że ośmieliła się zaprotestować?
Paul bardzo poważnie podchodził do swoich obowiązków. Czy ich narzeczeństwo nie było dla niego obowiązkiem? Z pewnością jej nie kochał. Małżeństwo zostało zaaranżowane z przyczyn dynastycznych, ale to chyba oznaczało, że jeszcze trudniej je odwołać?
Wpatrywała się w niego, rozdarta między rozpaczą a tym znajomym uczuciem rozpływania się. Bo nawet teraz był przystojny, ze swoimi ostrymi rysami i potężną sylwetką. Galowy mundur podkreślał jego bicepsy i długie, mocne nogi.
– Evo? Powiedz coś.
Zamrugała i poczuła, jak budzi się w niej nowa emocja. Coś innego niż szok i rozczarowanie. Coś jakby… gniew?
– Mam się tłumaczyć, kiedy nawet nie powiedziałeś mi, co się dzieje? – Śmiało spojrzała mu w twarz. – To ty pierwszy jesteś mi winien wyjaśnienie.
Paul znieruchomiał ze szklanką w połowie drogi do ust. Czyżby oczekiwał się, że posłusznie zaakceptuje jego decyzję? To nie był człowiek, którego znała.
Podniosła swoją szklankę i jednym haustem wypiła połowę. Nienawykła do mocnych alkoholi, z trudem powstrzymała kaszel, gdy czysty ogień spłynął jej po gardle.
– Proszę o wybaczenie. – Paul potarł szyję. – Chciałem z tobą porozmawiać przed balem, ale twój lot się opóźnił.
Eva wytrzeszczyła oczy.
– Jaki miałeś plan? Odesłać mnie do Tarentii jeszcze przed balem?
– Oczywiście, że nie. – Wyprostował się, wyraźnie wzburzony. – Po prostu myślałem, że im szybciej to rozwiążemy, tym lepiej, zwłaszcza dla ciebie. – Potrząsnął głową. – Myślałem, że się ucieszysz.
Ucieszysz?!
Ale oczywiście nie miał pojęcia, co do niego czuła.
Przez całą drogę do St Ancilli Eva zastanawiała się, jak go przekona do ustalenia daty ich długo odwlekanego ślubu. On zaś w tym czasie planował zerwanie zaręczyn.
Cóż za ironia.
Nagle nie potrafiła dłużej wytrzymać jego przeszywającego wzroku. Spuściła wzrok na swoją ciemnogranatową suknię, w tym samym odcieniu, co oczy Paula. Czy podświadomie dlatego ją wybrała?
Zrobiło jej się niedobrze. Czy naprawdę była aż tak żałosna?
Zgarbiła się, czując wszechogarniającą rezygnację.
– Dlaczego po prostu nie wyjaśnisz mi, co się dzieje?
Paul uważnie obserwował Evę. Po raz pierwszy od lat widział jej emocje, tuż pod powierzchnią opanowania. Wyraz jej twarzy, kiedy zażądała wyjaśnienia! Jej oczy przeszywały go na wskroś. Przysiągłby, że go przypaliły.
Ale teraz wydawało się, że uszło z niej powietrze. Zgarbiła się w sposób, który obudził jego opiekuńcze instynkty. Co było absurdalne, oczywiście.
– Wiem, że nie chcesz za mnie wychodzić, Evo. Od początku to wiedziałem.
Eva podniosła wzrok znad szklanki. Jak mógł kiedykolwiek uważać, że jej oczy są nudne? Błyszczały srebrzystym światłem, którego nigdy wcześniej nie zauważył.
– Mów dalej.
Paul podniósł szklankę, odkrył, że jest pusta, i wstał.
– Ja też chętnie napiję się jeszcze jednego. – Eva podała mu swoją szklankę.