Księżniczka szuka męża (ebook)
Księżniczka Kaliana Benhamed musi wyjść za mąż. Wybór ojca padł na dużo starszego oschłego mężczyznę. Kalianie udaje się wynegocjować, że jeśli do dnia swoich dwudziestych szóstych urodzin zaręczy się z kimś, kogo ojciec zaakceptuje, to nie będzie się upierał przy swoim kandydacie. Kaliana ma na to jednak tylko cztery miesiące. Niemożliwe, by w tak krótkim czasie znaleźć odpowiednią partię. Załamana, postanawia wykorzystać ostatnie chwile wolności na zabawę. W londyńskim barze poznaje Sycylijczyka Raffaelego Casellę…
Fragment książki
Kaliana zaznała wolności. Teraz przyszło jej za nią zapłacić. Pięć lat unikania konieczności wypełnienia nakazu tradycji jej kraju poszło na marne. Nie mogła dłużej ignorować zobowiązań wobec Ardu Safry.
Kaliana Benhamed stała przed gabinetem ojca. Dobrze wiedziała, po co ściągnął ją z Londynu, dlaczego oderwał od życia, które zbudowała sobie po tragedii sprzed pięciu lat.
Nalegał, żeby porzuciła uwielbianą pracę menedżerki kampanii w organizacji społecznej Charity Resources. Nie obchodziło go, że zmusza ją do pożegnania z Claire, jedyną przyjaciółką, która znała jej tożsamość, a mimo to traktowała jak zwykłą koleżankę. Tym jednym rozkazem zburzył jej świat. Nie zostawił jej innego wyboru, jak tylko wrócić do ojczyzny i zrobić to, co do niej należy.
Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Serce biło jej mocno na myśl o czekającej ją dyskusji. Nie mogła pozwolić, żeby ojciec zobaczył jej zdenerwowanie. Wróciła jako zupełnie inna osoba niż ta, która opuściła Ardu Safrę po stracie ukochanego. Odnalazła niezależność i szczęście. Porzuciła marzenia o szczęśliwej miłości. Nie zamierzała łatwo rezygnować z nowego życia, nawet dla ojca, władcy małego pustynnego królestwa na północno-wschodnim krańcu Afryki.
Był surowym, ale sprawiedliwym rodzicem. Czy naprawdę zmusi ją do zrobienia jedynej rzeczy, której nie chciała zrobić? Czy po tym wszystkim, co przeszła, zmusi ją do zaakceptowania wybranego przez niego kandydata na męża?
Na chwilę zamknęła oczy, modląc się o siłę. Żałowała, że matka nie ma bardziej nowoczesnego poglądu na życie, że nie stanie w obronie jedynaczki. Dobra i kochająca, myślała jednak w kategoriach zamierzchłej epoki.
Walcząc z narastającym napięciem, rozkazała stale stacjonującym w pałacu strażnikom, żeby ją wpuścili.
Gdy otworzyli dla niej dwuskrzydłowe drzwi, przeszła przez wielką, pustą salę po marmurowej podłodze do ozdobnego biurka na przeciwległym końcu pokoju. Ojciec uniósł głowę znad papierów i bacznie ją obserwował. Czy dostrzegł w niej przemianę? Czy widział jej siłę i gotowość do walki o prawo do bycia nowoczesną kobietą we współczesnym świecie?
Wiedziała, że musi wyjść za mąż. Kiedy to nastąpi, planowała wprowadzić małe królestwo Ardu Safra w dwudziesty pierwszy wiek dla dobra swego narodu i dla siebie, ale jeszcze nie była na to gotowa.
– Kaliano – zwrócił się do niej ojciec chłodnym tonem, jakby przemawiał do podwładnej, a nie do jedynego dziecka, swojej jedynej następczyni. – Wreszcie wróciłaś do kraju.
Nagana w jego głosie stanowiła ostrzeżenie, że nie zniesie jej samowoli, jak zwykł określać jej dążenie do niezależności.
Kaliana z satysfakcją obserwowała jego zagniewaną minę na widok ostrzyżonych na „boba” włosów. Wybrała tę współczesną fryzurę jako część nowego wizerunku.
– Nie zostawiłeś mi wyboru – odparła, starannie ukrywając zdenerwowanie. – Jasno dałeś do zrozumienia, że nie prosisz o mój powrót, tylko go żądasz.
Nadal nie ochłonęła po otrzymaniu krótkiej wiadomości, która groziła utratą wszystkiego, co sobie wypracowała. Ojciec oczekiwał, że w wieku dwudziestu pięciu lat zostanie mężatką.
Na pięć lat porzuciła życie księżniczki. Teraz nadeszła pora wypełnienia związanych z tytułem niechcianych zobowiązań.
Ojciec popatrzył z dezaprobatą na białą bluzkę, dopasowaną granatową spódnicę i buty na obcasach, które nosiła do pracy.
– Coś ty na siebie włożyła? – zapytał z wyraźną niechęcią.
Nie aprobował zachodniego stylu ubierania, tak samo jak matka. Rozczarowała ich pod wieloma względami. Nie krył urazy, że zlekceważyła wielowiekową tradycję. Jego zdaniem przynosiła wstyd rodzicom i krajowi.
– Czegokolwiek ode mnie chcesz, to część mojej obecnej tożsamości – odrzekła z dumnie uniesioną głową.
Gdyby okazała strach przed tym, czego od niej wymaga, oddałaby mu władzę nad sobą. Odbierała mu ją stopniowo przez minionych pięć lat. Z powodzeniem. Udowodniła, że nie potrzebuje książęcego tytułu, żeby odnieść sukces. Dostała kierownicze stanowisko i zdobyła przyjaciół, na których mogła liczyć, nie wyjawiając swej społecznej pozycji ani szefom, ani znajomym, ani współpracownikom. Tylko jedna Claire znała prawdę. Wszystkie te samodzielne osiągnięcia irytowały jej ojca bardziej, niż przyznawał.
– Żądam, żebyś wypełniła swój dynastyczny obowiązek – odpowiedział. – Jako moja jedyna spadkobierczyni i następczyni tronu musisz wyjść za mąż.
Kaliana zacisnęła dłonie w pięści.
– Nie teraz, ojcze, nie w życiu, jakie obecnie prowadzę.
– Zbyt długo pozwalałem ci spełniać swoje zachcianki – odburknął z urazą.
– To nie zachcianka. To moje prawdziwe życie. Sama musiałam na nie zapracować.
Władca westchnął i popatrzył na córkę nieco życzliwiej. Wreszcie nieco przypominał ciepłego, serdecznego tatę, jakiego znała z wcześniejszych lat, póki nie odziedziczył tronu wraz z poważnymi kłopotami finansowymi. Kochał ją, mimo że nie urodziła się chłopcem.
– Zrozumiałem, że musisz wyjechać. Nie protestowałem, kiedy odrzuciłaś styl życia, związany z twoim tytułem.
– Więc na pewno zrozumiesz też, dlaczego nie mogę wyjść za mąż. Nigdy.
– To jedyne wyjście, Kaliano. Naszemu krajowi grozi ruina. Tylko w ten sposób możesz uchronić rodaków od nędzy – wyznał szczerze jak za dawnych lat.
– Kogo dla mnie wybrałeś, ojcze? Mój ukochany Alif, którego akceptowałeś, nie żyje.
Serce ją rozbolało na wspomnienie wstrząsu po usłyszeniu wiadomości o katastrofie helikoptera, w której jej narzeczony zginął zaledwie kilka tygodni przed ślubem.
– Nassif poprosił o twoją rękę.
Kaliana nie wierzyła własnym uszom. Jak mógł wyrazić zgodę?
– Wuj Alifa? Ten okrutny, złośliwy człowiek? – dopytywała drżącym z przerażenia głosem. – Nie! Wykluczone!
– To małżeństwo połączy nasze kraje, tak jak pięć lat temu powinien je połączyć twój planowany związek z Alifem.
– Jego wuj jest ode mnie znacznie starszy – argumentowała w popłochu.
– To prawda. Teraz, kiedy umarła mu żona, zapragnął poślubić ciebie – odpowiedział spokojnie, jakby przećwiczył odpowiedź.
Kaliana najchętniej by uciekła, ale wpajane przez matkę od najmłodszych lat poczucie odpowiedzialności zwyciężyło.
W głębi duszy wiedziała, że ojciec rozumiał jej potrzebę wyleczenia złamanego serca po stracie narzeczonego, ale teraz nadszedł czas wypełnienia dynastycznego obowiązku. Tylko dlaczego na tak straszliwych warunkach? W ogóle nie odpowiadała jej perspektywa małżeństwa, a już zwłaszcza z Nassifem.
– To niemożliwe! – jęknęła.
Ojciec nawet nie drgnął, gdy popatrzyła na niego błagalnie, bliska łez.
– Ardu Safra stoi w obliczu finansowej ruiny. Podczas twojego pobytu w Londynie finanse kraju jeszcze podupadły.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Liczyłem na to, że twój ślub z Alifem poprawi sytuację.
Kaliana posmutniała. Podczas kiedy ona korzystała z wolności za granicą, jej rodzice samotnie dźwigali brzemię kryzysu.
– Już wtedy mieliśmy problemy? – spytała.
– Tak. A teraz muszę cię prosić o pomoc – oświadczył stanowczo, jakby chciał ukryć wstyd, że samodzielnie nie podźwignął kraju z upadku.
Obudził w niej poczucie winy, pomieszane ze strachem. Wyglądał na załamanego, nie jak władca, lecz jak bezbronny człowiek, którego los zależy od niej. Serce ją rozbolało na ten widok.
– Błagam, ojcze, nie wydawaj mnie za Nassifa – poprosiła jeszcze raz.
– Jest bardzo bogaty i gotowy zainwestować w Ardu Safrę. Wniesie do budżetu środki, które otrzymalibyśmy, gdybyś wyszła za mąż przed pięcioma laty – tłumaczył z rozpaczliwą determinacją. – Wyobraź sobie, jaki wstyd przyniesiesz matce, jeżeli odmówisz.
Skoro zastosował moralny szantaż, przypominając o ich silnej emocjonalnej więzi, nie ulegało wątpliwości, że zrobiłby wszystko, żeby ratować gospodarkę, łącznie z oddaniem rodzonej córki. Nie zamierzała na to pozwolić.
– Tu nie chodzi o mamę – zaprotestowała.
– Przede wszystkim o naród. Czy skażesz go na nędzę i głód, mogąc przywrócić mu bogactwo? Jak zareaguje twoja organizacja dobroczynna na wieść, że odwróciłaś się plecami od własnego ludu?
Kaliana pojęła, że przemawia przez niego rozpacz, skoro zagroził ujawnieniem jej tożsamości, którą do tej pory pomagał utrzymać w sekrecie.
– To nieuczciwe zagranie – wytknęła.
– Musisz wyjść za kogoś bardzo bogatego, za kogoś, kto będzie w stanie współrządzić z tobą, kiedy nadejdzie czas. To twoja ojczyzna, twój kraj.
Za kogoś! Sam podsunął jej mniej odrażające rozwiązanie. Po dość długiej wewnętrznej walce zebrała się na odwagę, żeby je przedstawić.
– Więc poszukam sobie innego męża, takiego, który zaspokoi finansowe potrzeby Ardu Safry – wyrzuciła z siebie w panice. Zanim zdążył zaprotestować, dodała: – Za nic w świecie nie wyjdę za Nassifa.
Myślała, że go rozgniewa, ale tylko popatrzył na nią ze zdziwieniem.
– Myślisz, że znajdziesz kogoś bogatszego, kto zechce cię poślubić i spełnić wymagania związane z tytułem małżonka księżniczki?
– Tak, ojcze – odpowiedziała bez wahania, choć nie wyobrażała sobie, jak zdoła osiągnąć cel.
– Świetnie. W takim razie rozpocznę przygotowania do ślubu.
– Co takiego?
– W dniu swoich dwudziestych szóstych urodzin zostaniesz mężatką.
– Ale to… już w pierwszych dniach października. – Przerwała, żeby obliczyć. – Zaledwie za cztery miesiące.
Monarcha z powagą skinął głową. Chciała zaprotestować, ale nagle dostrzegła w nim zmianę, która chwyciła ją za serce. Pod maską absolutnego władcy dostrzegła twarz kochającego, czułego ojca, którego uwielbiała w dzieciństwie. Nie zamierzała rezygnować z szansy, którą jej dał.
– A jeżeli do tego czasu nie znajdę nikogo? – spytała na wszelki wypadek.
– Wtedy wyjdziesz za Nassifa w dniu swoich dwudziestych szóstych urodzin.
Początek czerwca
Raffaele Casella ledwie panował nad wzburzonymi nerwami. Po powrocie z Sycylii do Londynu nadal wrzał gniewem. Jego ojciec, alarmująco spokojny po zdiagnozowaniu nowotworu, przedstawił mu trudną sytuację rodziny: rodowi Casellów groziło wygaśnięcie. Posiadali bogactwa i posiadłości, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jego brat, Enzo, wybrał akurat ten fatalny moment, żeby poinformować, że jego małżeństwo wisi na włosku od momentu, kiedy test płodności wykazał, że nie może mieć dzieci. Ojciec wpadł w popłoch. Natychmiast obarczył Rafego obowiązkiem spłodzenia następnego pokolenia.
Podczas dyskusji z ojcem i Enzem Rafe musiał sobie przypominać, że ojciec jest śmiertelnie chory. Usiłował nie pamiętać, że przez całe życie na próżno próbował go zadowolić. Zawsze faworyzował Enza, który przyszedł na świat jako pierwszy z bliźniaków, nawet kiedy nikczemnie zdradził brata, powodując rozpad już dotkniętej tragedią rodziny.
Ród Casellów wygaśnie bezpotomnie, jeżeli Rafe, młodszy, zapasowy spadkobierca, nie założy rodziny. Groził im największy kryzys od trzech pokoleń. Tylko on jeden mógł uratować nazwisko i rodzinną fortunę.
Spadła na niego wielka odpowiedzialność. Presja rodziny skierowała go na drogę, której sam dobrowolnie by nie wybrał, ale nie miał innego wyboru. Nie zamierzał bezradnie patrzeć, jak ich kuzynka Serafina wraz z chciwym małżonkiem, Giovannim Romanem, przejmują cały majątek, kończąc historię dynastii Casellów.
Pod żadnym pozorem nie mógł im oddać zwłaszcza gruntów, które należały niegdyś do jego matki. Znaczyły dla niego więcej niż wszystko inne. To tam w dzieciństwie bawił się z Enzem i swoim przyjacielem, Frankiem. Wyjątkowo cenił te wspomnienia, zwłaszcza od śmierci matki, która osierociła ich jako nastolatków. Zrobiłby wszystko, łącznie z małżeństwem i ojcostwem, żeby ochronić ulubiony oliwny sad. Nie chodziło tylko o prawa własności. Nade wszystko pragnął zatrzymać Pietra Bianca wraz ze wspomnieniami po matce.
Na samą myśl o Giovannim w starym ogrodzie oliwnym zawrzał gniewem. Zamawiając drugą whisky, ledwie słyszał subtelne tony łagodnej, fortepianowej muzyki w barze ekskluzywnego londyńskiego hotelu. Opróżnił kieliszek i odstawił z powrotem na blat baru.
Podczas zażartej dyskusji Enzo jasno dał do zrozumienia, że mimo wszystkiego, co między nimi zaszło, oczekuje, że brat uratuje rodzinną fortunę. Tym samym udowodnił, że odziedziczył wyrachowanie po ojcu.
Ojciec zawsze traktował Enza jako jedynego spadkobiercę. Rafego w ogóle nie brał pod uwagę. Dopiero teraz zaczął go zauważać jako zapasowy atut, kiedy małżeństwu Enza groził rozpad. Wszystko wskazywało na to, że dojdzie do rozwodu.
Nieszczęsna Emma! Rafe stłumił odruch współczucia. Jego pierwsza ukochana dziś była żoną jego brata. Ich zdrada nie tylko zabiła w nim miłość. Poczyniła w jego duszy znacznie większe szkody.
Z ponurą miną wbił wzrok w trzeci kieliszek bursztynowego płynu, jakby szukał w nim rozwiązania problemu. Nie miał ochoty się żenić. Nie potrzebował uczuciowych komplikacji. Jak miał znaleźć odpowiednią żonę, która w dodatku urodzi rodzinie Casellów wyczekiwanego syna? Czy będzie musiał paradować jak rasowy koń na wybiegu? Ta perspektywa raniła jego męską dumę równie dotkliwie jak rola zapasowego spadkobiercy.
– Szampana! – wyrwał go z zadumy nieco ochrypły damski głos o intrygującym akcencie.
Rafego zaciekawił rozkazujący ton, jakim nowo przybyła złożyła zamówienie barmanowi. Zerknąwszy w lustro za barem, stwierdził, że jest równie atrakcyjna jak jej głos. Emanowała pewnością siebie. Nigdy nie widział bardziej pociągającej kobiety. Wysoka, smukła, nosiła dopasowaną jedwabną bluzkę w jasnozłotym kolorze z nisko rozpiętymi guziczkami i podwiniętymi za łokieć rękawami. Ciemne włosy do ramion zaczesała do tyłu. Żywe, ciemne oczy podkreśliła brązowym makijażem, który sprawiał, że wyglądały na czarne jak węgiel. Lekko wydęte, pełne wargi sprawiały wrażenie nadąsanych.
Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby jej zapragnął. Przypomniała mu, jak dawno nie zaznał erotycznych rozkoszy w ramionach pięknej kobiety. Po ślubie też nie będzie miał szansy. Jego zasady moralne wykluczały niewierność, nawet w małżeństwie bez miłości. Za dobrze wiedział, jak bardzo boli zdrada.
Skinął na barmana, który przyniósł butelkę i dwa kieliszki i postawił je pomiędzy nimi. Rafe po obejrzeniu etykietki z satysfakcją stwierdził, że trunek odpowiada jego standardom. Przysunął się bliżej do atrakcyjnej nieznajomej.
– Nie przypominam sobie, żebym pana zapraszała – powiedziała, patrząc na niego spode łba.
Rafe porównał ją z wyimaginowaną kandydatką, jaką ojciec mógłby mu zasugerować jako odpowiednią. Z pewnością nie dorastałaby do pięt tej wytwornej piękności. Dopasowana spódnica przed kolana odsłaniała część długich, opalonych nóg. Na delikatne stopy z pomalowanymi na czerwono paznokciami założyła seksowne, złote sandały.
Robiła wrażenie silnej, niezależnej i pewnej siebie. Z pewnością wypełniłaby jego noce gorącą namiętnością. Wykluczone, żeby taka osoba przystała na małżeństwo z rozsądku. Z pewnością mocno stała na tych pięknych nogach. Pociągała go nieodparcie. Intuicja podpowiadała, że pasowałaby do niego pod każdym względem.
– Myślę, że zrozumie pani, że to ja zapraszam – odpowiedział.
– Na jakiej podstawie doszedł pan do takiego wniosku? Kiedy przyszłam, pił pan whisky. To ja zamówiłam szampana.
Rafe się uśmiechnął. Zauważyła go. Kiedy przekrzywiła głowę, w uszach zamigotały kolczyki z brylantami.
Nigdy nie spotkał tak intrygującej kobiety. Rozmyślnie unikał komplikowania sobie życia damskim towarzystwem. Całą energię skupiał na pracy przy wykorzystywaniu alternatywnych źródeł energii. Wolał założyć własną firmę z dala od ojca, Enza i ojczyzny. Sycylia przywoływała zbyt wiele złych wspomnień, które przyćmiły wszystko, co dobre. Tu, w Londynie, lub w swojej drugiej bazie w Nowym Jorku nie musiał o tym pamiętać. Przeszłość nie kształtowała jego przyszłości.
Choroba ojca wszystko zmieniła. Musiał wrócić na Sycylię i spotkać brata, który zrujnował mu życie. Rafe stracił dwie kobiety, które kochał: matkę i Emmę. Zabrał mu ją rodzony brat. Najgorsze, że nie miał innego wyjścia, jak wkroczyć do akcji, żeby pomóc ojcu i bratu uratować rodzinną fortunę.
Odpędził smutne myśli. Potrzebował przyjemniejszych wrażeń, zwłaszcza kiedy patrzył w oczy pięknej, intrygującej nieznajomej. Kiedy spoglądała na niego tak wyzywająco, wiedział, że nie będzie potrzebował wiele czasu, żeby ją uwieść. Przemożna siła wzajemnego przyciągania ciągnęła ich nieodparcie ku sobie. Nie zamierzał jej lekceważyć. Wręcz przeciwnie.
– Nie zamówiła pani, tylko zażądała – sprostował.
– Nic podobnego.
– Nie słyszałem słowa „proszę”. A teraz oczekuję podziękowania.
Mimo śniadej cery dostrzegł, że ślicznotka potrafi się rumienić. Kiedy westchnęła głęboko, jej biust zafalował, przykuwając jego uwagę.
Zamilkli oboje, gdy barman napełnił dwa kieliszki i schował butelkę z powrotem do kubełka z lodem. Wzięła swój bez podziękowania, nie zwracając na niego uwagi, jakby przebywała myślami gdzie indziej.
– Przepraszam, miałam zły dzień – wyjaśniła pospiesznie. – A właściwie całe dwa tygodnie.
– Ja też – odpowiedział.
Znów napotkał w lustrze jej spojrzenie. Patrzyli na siebie w nieskończoność. Nie mogli oderwać od siebie wzroku. Rafe nawet nie próbował. Piękność, która nieoczekiwanie wtargnęła do jego świata, stanowiła doskonałe antidotum na rozgoryczenie po porannym spotkaniu z ojcem.
– Możemy poprawić sobie nastrój – zagadnęła, przechylając głowę na bok tak, że kolczyki z brylantami zamigotały w uszach.
Wyraźnie go kokietowała. Kim była ta zagadkowa kobieta, pijąca szampana i nosząca brylanty, która nieoczekiwanie wtargnęła w jego prywatność?
– Najlepiej zapomnijmy o dzisiejszym dniu i żyjmy chwilą obecną – przemówił do jej odbicia w lustrze.
Był ostatnią osobą, która przedkładałaby osobiste potrzeby nad obowiązek, ale urok nieznajomej musiał działać na niego silniej, niż przypuszczał.
Uniosła kieliszek w stronę jego odbicia, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Jedno takie hipnotyczne spojrzenie wystarczyłoby, żeby zawrócić mężczyźnie w głowie. Dziś należał do niej.
– Wypijmy więc za tę chwilę – zaproponowała Kaliana, zafascynowana atrakcyjnym nieznajomym.