Masz w sobie to coś / Francuskie rozkosze
Przedstawiamy "Masz w sobie to coś" oraz "Francuskie rozkosze", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.
Czy można poważnie traktować aplikację randkową? Zwłaszcza gdy dobiera w parę osoby należące do skłóconych rodzin? Gdyby nie aplikacja k!smet, Maggie i Jericho nigdy nie poszliby na randkę. Nigdy nie odkryliby, że jest między nimi chemia i nie spędzili razem wielu namiętnych dni i nocy. Seks był świetny, ale i bez niego myśleliby o sobie nieustannie...
Ekskluzywny magazyn dla kobiet zalicza Devona do grona dziesięciu najseksowniejszych singli. Od tego czasu Devon jest pod ostrzałem wścibskich mediów. Postanawia odegrać się na Sarze, współautorce rankingu. Szantażem zmusza ją do wyjazdu do Paryża w charakterze jego narzeczonej. W mieście miłości ich udawane narzeczeństwo przeradza się w namiętny romans...
Fragment książki
Jericho Winters odebrał plakietkę VIP-a i ruszył z dumą przez atrium Winters Expo Centre. Jego firma architektoniczna RoyalGreen wygrała przetarg na zbudowanie nowego centrum w jego rodzinnym mieście, Royal w stanie Teksas. Jericho sam je zaprojektował, wykorzystując nowatorskie technologie, by stworzyć przestrzeń, która płynnie łączy się z krajobrazem, a także pozwala oszczędzać energię.
Jego brat Trey nalegał, by przyjechał do ByteCon na prezentację ogromnie popularnej aplikacji k!smet , w którą Trey zainwestował. W rodzinie pojawiło się nieco kontrowersji, ponieważ twórczyni aplikacji Misha Law zatrudniła swoją najlepszą przyjaciółkę Maggie Del Rio, która miała zadbać o graficzną stronę promocji aplikacji.
Rodziny Del Rio i Winters od ponad stu lat z sobą rywalizowały. Zaczęło się tego, że Eliza Boudreaux porzuciła swojego amanta Fernanda Del Rio i poślubiła Teddy’ego Wintersa. Jericho niespecjalnie interesował się tymi sporami, wolał pogrążyć się pracy i oglądać mecze ulubionej drużyny koszykówki Dallas Maverics.
Potarł kark. Nie wiedzieć czemu ta przestrzeń wywoływała w nim mieszane uczucia na temat Royal i jego tam pozycji. Mógłby otworzyć firmę w każdym innym miejscu na świecie, ale został tutaj. Lubił to miasto, tutejszych ludzi i ich przyjazne twarze. Tolerował nawet lokalne plotki, bo stanowiły część uroku tego miejsca. Ostatnio jednak coraz bardziej odczuwał napięcie związane z konfliktem dwóch rodzin.
Woń jaśminu, a zaraz potem stukot obcasów na posadzce atrium kazały mu się odwrócić. Maggie Del Rio.
Wysoka i zaokrąglona gdzie trzeba, miała długie ciemne włosy, które zwykle nosiła rozpuszczone. Po raz pierwszy zauważył ją w barze w Teksaskim Klubie Hodowców. Niedawno dołączył do tego Klubu – istniał w Royal od ponad stu lat, a został założony właśnie przez miejscowych hodowców. Już miał się przedstawić, kiedy Trey mu powiedział, kim jest ta kobieta. A zatem przeniósł uwagę na inną, ale… pragnął Maggie.
Wiedział, że to tylko pożądanie. Nie mogło być inaczej, gdyż dotąd jej nie poznał, ale obsesja na jej punkcie doprowadziła do tego, że zaczął szukać informacji w sieci. Naprawdę robiła wrażenie. Trzydziestolatka odniosła ogromny sukces jako graficzka i dyrektor artystyczny. Lista jej sławnych klientów pozwoliła mu zobaczyć jej prace i przekonać się, że zasłużyła na uznanie.
Nie znalazł prawie żadnych informacji dotyczących jej życia prywatnego poza artykułem sprzed dwóch lat na stronie stacji Royal Tonight, gdzie wspomniano o zerwanych zaręczynach. Więc nie był nawet pewny, czy jest singielką. Tylko to go obchodziło, a nie fakt, że ktoś zerwał z nią zaręczyny, i może nie bez powodu.
Jego libido to nie interesowało. Pragnął jej również dlatego, że była owocem zakazanym. Mogli co najwyżej mieć przelotny romans. Żadne z nich nie ryzykowałoby totalnej wojny ze swą rodziną. To akurat mu pasowało. Potarł znów kark i pokręcił głową. Nie prześpi się z Maggie, nawet jeśli od wizyty w barze wciąż mu się śniła.
Szedł holem, spotykając starych przyjaciół, choćby Briana Coopera, z którym chodził do szkoły.
- Hej, stary, piękne miejsce. Słyszałem, że wygrałeś przetarg i nie mogłem się doczekać, co tu zrobisz – rzekł Brian, uścisnąwszy mu dłoń.
- Dzięki. Chciałem, żeby było tu jak najwięcej rozwiązań przyjaznych dla środowiska – odparł Jericho.
- Piper jest zachwycona. Mówi, że masz oko artysty.
Partnerka Briana Piper była artystką i właścicielką znanej galerii w Dallas. Para dzieliła czas między Dallas i Royal. Brian pracował w firmie prawniczej w Dallas.
- Przekaż jej moje podziękowania – poprosił Jericho. – A co właściwie chciałeś tu zobaczyć?
- K!smet! Piper ściągnęła tę aplikację i poleciła mi do pracy. Korzystałeś z tego?
- Ściągnąłem aplikację, ale nie korzystałem z niej, byłem zajęty – odparł Jericho. Poza tym nie był pewien, czy chciałby poznać kobiety, które wybierze mu algorytm.
Aplikacja zyskiwała jednak zainteresowanie. Tego wieczoru miała zadebiutować nowa funkcja aplikacji – Zaskocz mnie! – która odpowiadała nastrojowi Jericha.
Zwykle spotykał się z kobietami z branży, architektkami czy deweloperkami. Umawiał się z kobietą, która przez ostatnie trzy lata pomieszkiwała w Dallas. Ale to był tylko seks, oboje tego chcieli. Ta aplikacja… Cóż, nie miał pojęcia, co się wydarzy.
- Piper korzystała z biznesowej części aplikacji, skojarzyła ją z autorem graffiti, którego teraz jest mentorką – oznajmił Brian.
Kierowali się w stronę sceny, gdzie wisiał banner k!smet. Był tam też duży ekran z logo firmy. Brian pożegnał Jericha, który znalazł spokojne miejsce, wyjął telefon, otworzył aplikację k’smet i nacisnął przycisk: Szukam pary. Kiedy wejdziesz między wrony… A skoro już tu jest…
- Boże, ale dziś gorąco. Sierpień w Teksasie jest gorszy niż czyściec – zauważyła Maggie, wchodząc do pokoju za kulisami. Jej przyjaciółka Misha Law przeglądała się w lusterku, dotykając uszminkowanych warg.
Misha miała rude, ostrzyżone na boba włosy. Piwne oczy podkreśliła grubą warstwą tuszu, który wydłużył rzęsy. Była naprawdę dobra w technologii informacyjnej. Maggie cieszyła się, że aplikacja, której formę graficzną zaprojektowała, radzi sobie tak znakomicie.
- Świetnie. To znaczy, że więcej ludzi przyjdzie na naszą prezentację, bo tu się ochłodzą. Mówi się, że inwestorzy mogą sprzedać aplikację w ofercie publicznej, co byłoby fantastyczne – mówiła Misha. – Mam nadzieję, że funkcja „Zaskocz mnie” zostanie dobrze przyjęta. Kiedy mój brat po raz pierwszy o tym wspomniał, byłam pełna zapału, ale teraz, kiedy mam wyjść na scenę…
Maggie ścisnęła jej ramię.
- Będzie świetnie. Znasz potrzeby ludzi, a Nico to geniusz.
- Tak. Szkoda, że go tu dzisiaj nie ma.
- Wiem, ale ja jestem. I będę cię wspierać.
Nico niedawno wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał karę za napad, choć został w to wrobiony. Większość ludzi w Royal nie chciała go tu widzieć. Maggie to irytowało. Nawet gdyby Nico popełnił przestępstwo, odsiedział swoje i został zresocjalizowany. To wystarczy.
- Wiem. Dzięki, Mags. Cieszę się, że jesteś.
- Ja też.
- Więc…
- Więc?
Misha przewróciła oczami.
- Zalogowałaś się do aplikacji?
Maggie sięgnęła do torebki po telefon, nie patrząc na przyjaciółkę. Misha wiedziała lepiej niż ktokolwiek inny, że Maggie nie przepada za randkami, odkąd dwa lata temu rzucił ją Randall. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że bardzo się co do niego pomyliła. Nie chodziło tylko o to, że nie chciał się z nią ożenić. Miał prawo podejmować własne decyzje, aby być szczęśliwym. Chodziło o to, że go kochała, a on widział w niej tylko nazwisko i majątek.
Dopiero kiedy jej ojciec zaczął nalegać na intercyzę, Randall stchórzył.
- Ja… boję się – westchnęła Maggie.
- Dlatego powinnaś skorzystać z aplikacji. Nikt nie każe ci wybrać właściwej osoby, aplikacja robi to za ciebie – powiedziała Misha i objęła przyjaciółkę.
- Myślę, że z pierwszą randką po rozstaniu z Randallem wiążę zbyt duże nadzieje. To tylko randka, a ja zaczęłam sobie wyobrażać różne rzeczy.
- Dlatego dasz mi swój telefon. – Misha wyciągnęła rękę.
Maggie niechętnie położyła telefon na dłoni przyjaciółki, a ta spojrzała na jej profil.
- Takie zdjęcie? Chyba żartujesz?
- To dobre zdjęcie.
- Sylwetka od tyłu. To z plaży z zeszłego roku?
- Tak. Kazałaś mi wybrać zdjęcie, na którym jestem szczęśliwa.
- Chyba wiesz, że ludzie zechcą zobaczyć twoją twarz. – Misha wzięła ją za rękę. – Zaraz coś wymyślimy.
- Nie masz nic ważnego do roboty? – spytała Maggie.
- Pomaganie przyjaciółce jest ważne. Jeśli nie chcesz nikogo poznać, nie będę nalegać. Ale już długo jesteś sama, a gdybyś ty była szczęśliwa, ja też byłabym szczęśliwa. Nie wiem, czy się umartwiasz, czy tylko boisz…
Maggie przygryzła wargę.
- Chyba się karzę za to, że byłam taka głupia.
- To przestań. Nie jesteś głupia, wszyscy popełniamy błędy, kiedy w grę wchodzą emocje, zwłaszcza miłość. To co?
- Zrób mi zdjęcie.
Misha pokazała jej, gdzie ma stanąć. Zrobiła zdjęcie, załadowała je, a potem nacisnęła przycisk wyszukujący odpowiedniego partnera i oddała telefon Maggie.
- Proszę. Teraz czekaj na wyniki. Żadnego nie musisz akceptować.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Będę transmitowana na żywo w internecie. Możesz zerkać na komentarze?
- Jasne, po to tu jestem. Czego mam szukać?
- Hejtu i spamów – odparła Misha.
Maggie uczestniczyła w kilku streamingowanych prezentacjach Mishy. Większość komentarzy była przyjazna i pozytywna, ale znalazło się też kilku hejterów, a także mężczyźni, którzy robili nieprzyzwoite propozycje.
- Zablokuję je.
- Dzięki. Jestem taka podekscytowana. Miło robić to w Royal i mieć tylu widzów.
- W holu słyszałam mnóstwo pozytywnych głosów – rzekła Maggie. – Ludzie polubią „Zaskocz mnie!”.
- Dzięki. Lepiej już pójdę – rzekła Misha, słysząc muzykę.
Maggie ją uściskała, po czym wróciła do laptopa.
- Witaj, ByteCon! Jestem Misha Law, twórczyni k’smet. Jestem podekscytowana, że mogę się dzisiaj z wami podzielić aplikacją, która na żywo dobierze parę. Jeśli jeszcze nie macie naszej aplikacji, pobierzcie ją szybko. Na pewno chcielibyście być pierwszymi, którzy wypróbują nową funkcję „Zaskocz mnie!” i znajdą dziś idealnego partnera. A zatem…. nadeszła chwila, na którą czekaliśmy. Skorzystamy z przycisku „Zaskocz mnie!” i k!smet dobierze parę – oznajmiła i nacisnęła przycisk.
Ekran za jej plecami zapełnił się tłumem postaci, grafiką będącą dziełem Maggie. Tłum powoli topniał, aż zostały tylko dwie osoby. Gdy odsłonięto ich twarze, wśród zebranych przed ekranem rozległy się westchnienia. Maggie ujrzała na ekranie swoją twarz. Zaraz potem głośno wciągnęła powietrze, widząc, że aplikacja połączyła ją z Jerichem Wintersem. Zerknęła na telefon i zobaczyła prośbę, by zaakceptowała partnera.
Misha obejrzała się przez ramię, profesjonalny uśmiech zamarł na jej wargach. Maggie wiedziała, że przyjaciółce bardzo zależy na tej prezentacji, więc nie chciała pozwolić, by odwieczny spór dwóch rodzin to zepsuł. Niewiele myśląc, nacisnęła przycisk, akceptując partnera.
Teraz ruch należał do Jericha Wintersa.
Przeklął pod nosem. Kilka stojących obok osób odwróciło się z zaciekawieniem. Ci, którzy go znali i wiedzieli o sporze między rodzinami, wlepiali w niego wzrok. Ale… ta kobieta, której od tygodni nie mógł wyrzucić z głowy, została dla niego wybrana. Jego hormony przekonywały rozum, że jest w tym coś więcej niż faktycznie było. Nacisnął: Akceptuję.
- Jericho, czy mógłbyś przyjść do mnie na scenę? – powiedziała Misha. – Chciałabym zamienić słowo z naszą świeżo dobraną parą. Myślę, że nasz dobór idealnie pokazuje nieprzewidywalność, czyli rzetelność aplikacji.
Obchodząc ogrodzoną sznurem przestrzeń, by dostać się na scenę, Jericho słyszał, że Misha nadal coś mówi. Gdy wszedł za kulisy, poczuł woń jaśminu. Zobaczył Maggie, która stała z boku, przygryzając palce. Potem, jakby wyczuła jego obecność, opuściła rękę i podniosła wzrok.
- Jericho Winters. – W jej ustach jego imię i nazwisko zabrzmiało jak najgorsze przekleństwo.
- Maggie Del Rio. – Nieskutecznie próbował powiedzieć to takim samym wrogim tonem. Z bliska widział bursztynowe plamki w jej oczach i czarne rzęsy, a kiedy nieco spuścił wzrok, omal nie jęknął na widok pełnych warg. Och, zauważył je wcześniej. Nocami o nich fantazjował. Do diabła, potrzebował seksu. Cała ta apka to jakaś tragiczna pomyłka.
Maggie westchnęła.
- Przepraszam, nie powinnam mówić takim tonem.
- Rzeczywiście – przyznał. – Powinniśmy chyba się przedstawić, zanim zgodnie z tradycją naszych rodzin skoczymy sobie do gardła.
- Zapewne. Ale nie jest wykluczone, że jest pan przyzwoitym człowiekiem.
Nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Niewykluczone. A pani mogła mnie pomylić z moim bratem.
Odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem.
- Maggie Del Rio, właścicielka i dyrektor artystyczny MaggieInk. – Wyciągnęła do niego rękę.
- Jericho Winters. RoyalGreen Architects.
Przeszedł go dreszcz. Nic dziwnego. Jego obsesja na punkcie Maggie to gwarantowała. Nie spodziewał się jednak, że Maggie wzbudzi jego sympatię. Zaczerwieniła się, zabrała rękę, a potem potarła dłonie.
- To pan zaprojektował tę przestrzeń, prawda?
Kiwnął głową, niepewny, czy oczekiwała, że zacznie opowiadać o swoim pomyśle tak jak Brianowi. Rozejrzał się i zobaczył, że Misha wciąż przemawia na scenie.
- Co z tym zrobimy? – spytał. – Mój brat zainwestował w tę aplikację. Nie chciałbym zrobić niczego, co wywoła negatywny skutek.
- Ani ja. Misha to moja przyjaciółka. Może po prostu umówimy się na randkę, a potem powiemy, że nie ma między nami chemii. Moja rodzina i tak wpadnie w furię.
- Cała rodzina?
- Jakby pańska mogła zareagować inaczej.
- To prawda. Pomyślałem nawet, że może być zabawnie. Nikt się nie spodziewa, że umówimy się na randkę.
- Zgadza się. Nie znoszę być przewidywalna – odparła, ale on nie był pewien, czy to prawda. Jej oczy mówiły, że coś ukrywa. Zanim o to spytał, podbiegła do nich Misha.
- O mój Boże! Nie miałam pojęcia, że to wy zostaniecie dobrani. Więc co robimy? Prawie na tobie wymusiłam, żebyś zainstalowała aplikację. Chcesz się wycofać? – zwróciła się do Maggie. – Mogę powiedzieć, że wystąpiła usterka.
- Na pewno nie chciałabyś powiedzieć, że aplikacja nie zadziałała prawidłowo podczas twojej prezentacji – zauważyła Maggie. – I do niczego mnie nie zmusiłaś.
- Postanowiliśmy właśnie, że nie rozczarujemy ludzi – odrzekł Jericho. – Ale co dalej? Co nas czeka?
- Zależy od was. Aplikacja zasugeruje randki, które pasują do waszych profili – wyjaśniła Misha. – Chciałam, żeby pierwsza randka była pokazywana na żywo, ale jeśli wolicie spotkać się prywatnie…
Maggie znów przygryzła wargę, a Jericho zdał sobie sprawę, że jest zdenerwowana. Spojrzał na Mishę i poprosił, by dała im chwilę. Misha zerknęła na Maggie i się oddaliła.
- Co myślisz? – spytał, uświadamiając sobie, że chce, by Maggie się zgodziła. Chciał zrobić wszystko, co aplikacja uzna za dobre dla nich dwojga. Czemu zatem udawał, że robi to tylko przez wzgląd na inwestycję Treya?
- Zróbmy to – powiedziała.
Fragment książki
PROLOG
„Jakaż to radość mieć dwie piękne kochające wnuczki. A ile z tym zmartwienia! Moja promienna Eugenia przypomina swawolnego koteczka. Ciągle wpada w jakieś tarapaty, z których jednak zawsze wychodzi obronną ręką. Martwię się raczej o Sarę. Jest taka spokojna, elegancka, zawsze gotowa wziąć na swoje barki wszystkie problemy naszej małej rodziny. Zaledwie dwa lata starsza od siostry, była jej przewodniczką i opiekunką od pierwszego dnia, kiedy te drogie dziewczęta zamieszkały ze mną.
Teraz Sara martwi się o mnie. Przyznaję, trochę dokuczają mi stawy, miewam kłopoty z oddychaniem, ale to jeszcze nie powód, by trzęsła się nade mną jak kwoka nad kurczęciem. Wciąż jej powtarzam, że nie chcę, by podporządkowała swoje życie mnie, jednak w ogóle tego nie słucha. Chyba pora podjąć bardziej zdecydowane działania. Jeszcze nie wiem jakie, ale coś wymyślę”.
Z pamiętnika Charlotte,
Wielkiej Księżnej Karlenburgha
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sara słyszała w oddali jakiś gwar, ale nie obchodziło jej, co się dzieje. Do południa musiała skończyć projekt makiety kolejnego wydania „Beguile”, wytwornego magazynu adresowanego do młodych kobiet. Tym razem miał być poświęcony nowemu ośrodkowi narciarskiemu dla tych, co lubią być trendy. Jeśli nie upora się z makietą przed tygodniowym lunchem kierowników działów, Alexis Danvers, redaktor naczelna magazynu, obrzuci ją swym legendarnym spojrzeniem bazyliszka.
Co prawda zimny wzrok szefowej nie zrobiłby na Sarze wrażenia. Została wraz z siostrą wychowana przez babcię, której wystarczyło unieść brew, by każdy nadęty urzędnik czy butny kelner zamienił się w kłębek nerwów. Charlotte St. Sebastian obracała się niegdyś w tych samych kręgach co księżna Grace czy Jacqueline Onassis. Te dni dawno minęły, lecz babcia pozostała wierna przekonaniu, że dobre wychowanie i spokojna elegancja pomogą kobiecie przetrwać wszystkie życiowe przeciwności.
Sara całkowicie się z nią zgadzała. Między innymi dlatego w ciągu trzech lat pracy na stanowisku redaktor graficznej w magazynie dla trzydziestoparolatek gotowych aż do śmierci pozostać podlotkami udoskonaliła swój pełen prostoty styl. Do wyjętych z babcinej szafy sukni od Diora wkładała nowoczesną designerską biżuterię, dopasowane żakiety Chanel zestawiała z dżinsami i botkami. Efektem było stylowe wyrafinowanie, co spotkało się z aprobatą nawet samej Alexis.
Sara wypracowała własny styl głównie dlatego, że nie stać jej było na buty, torebki czy ubrania od znanych projektantów, jakie lansował „Beguile”. Rachunki za leczenie babci pochłaniały krocie.
Właśnie zmieniła czcionkę nagłówka, gdy dotarło do niej, że w redakcji panuje nietypowe zamieszanie. Damska część zespołu wydawała głośne okrzyki zachwytu, ochom i achom nie było końca. Zaciekawiona, co się dzieje, Sara obróciła się na krześle i znalazła twarzą w twarz z Seksownym Singlem Numer Trzy.
- Pani St. Sebastian? – spytał zimnym tonem, który kontrastował z gorącymi sygnałami, jakie wysyłały przenikliwe błękitne oczy i wyraziste rysy twarzy.
Sara pomyślała, że ten mężczyzna zasługuje na pierwsze miejsce zamiast trzeciego na liście Dziesięciu Singli Świata, co roku ogłaszanej przez „Beguile”. Oko artystki od razu doceniło wysoką, muskularną sylwetkę, którą maskował szyty na miarę garnitur.
- Tak – odparła chłodno. – Słucham pana?
- Chciałbym z panią porozmawiać – wyjaśnił, przeszywając ją spojrzeniem. – Na osobności – dodał i popatrzył znacząco na tłumek ciekawskich kobiet, które niemal pożerały go wzrokiem.
Maniery tego pana najwyraźniej nie dorównują wyglądowi, uznała Sara. Raził ją agresywny ton oraz prowokacyjny sposób zachowania mężczyzny.
- O czym chce pan ze mną rozmawiać, panie Hunter?
Nie wydawał się zdziwiony, że zna jego nazwisko. W końcu pracowała dla magazynu, który uczynił z Devona Huntera obiekt pożądania kobiet w kraju i za granicą.
- O pani siostrze.
Tylko nie to! - jęknęła w duchu Sara. W co tym razem Gina się wpakowała?
Spojrzała na stojącą obok komputera fotografię w srebrnej ramce. Przedstawiała obie siostry: ciemnowłosą zielonooką Sarę, jak zawsze poważną i opiekuńczą, oraz jasnowłosą, pełną życia, serdeczną, kompletnie nieodpowiedzialną Ginę.
Dwa lata młodsza od Sary Gina zmieniała zawody z taką samą częstotliwością, jak zakochiwała się i odkochiwała w kolejnych mężczyznach. Zaledwie kilka dni temu w mejlu do siostry rozpływała się nad jakimś milionerem, z którym się właśnie związała. Pomijając swoim zwyczajem takie drobne detale jak jego nazwisko czy miejsce, gdzie się spotkali.
Teraz Sara już się domyśliła, o kogo chodzi. Devon Hunter był założycielem i dyrektorem naczelnym korporacji lotniczej z siedzibą w Los Angeles. Gina ostatnio właśnie tam przebywała, tym razem próbując zrobić karierę jako organizatorka przyjęć dla bogatych.
- Moim zdaniem lepiej będzie, jeśli porozmawiamy prywatnie – powiedział z naciskiem Devon Hunter.
Sara pokiwała głową. Przygody Giny bywały krótkie i intensywne. Zwykle rozstawała się z partnerem w przyjaźni, jednak kilka razy Sara była zmuszona koić urażoną męską dumę. Widocznie był to ten przypadek.
- Proszę iść za mną, panie Hunter.
Zaprowadziła gościa do przeszklonej sali konferencyjnej z widokiem na Times Square. Przez jedno z okien widać było siedzibę takich magazynów mody jak „Vogue”, „Vanity Fair” czy „Glamour”. Alexis była dumna z prestiżowego sąsiedztwa. Często zapraszała do „Beguile” reklamodawców, by zrobić na nich wrażenie.
- Czy miałby pan ochotę napić się kawy lub wody? – zapytała Sara.
- Nie, dziękuję – odparł.
Wobec tego nie poprosiła go, by usiadł. Skrzyżowawszy ręce, oparła się o stół, przyjmując pozę osoby uprzejmie zainteresowanej rozmówcą.
- Chciał pan porozmawiać o Ginie? – zagaiła.
Zwlekając z odpowiedzią, Devon Hunter przesuwał wzrokiem od twarzy Sary poprzez żakiet w czarno-białą kratkę z logo Chanel do czarnych kozaczków i z powrotem.
- Nie jest pani podobna do siostry – odezwał się w końcu.
- To prawda. Gina jest jedyną pięknością w naszej rodzinie.
Uprzejmość nakazywała, aby łagodnie zaprzeczył. Zamiast tego powiedział coś, co wbiło Sarę w ziemię.
- Również jedyną złodziejką?
- Przepraszam? – Sarze opadły ręce.
- Oczekuję czegoś więcej niż przeprosin, pani St. Sebastian. Proszę skontaktować się z siostrą i polecić jej, żeby oddała dzieło sztuki, które ukradła z mojego domu.
- Jak pan śmie rzucać podobne oszczerstwa?
- To nie oszczerstwo, tylko stwierdzenie faktu.
- Pan chyba oszalał! Gina bywa lekkomyślna czy beztroska, ale nigdy nie przywłaszczyłaby sobie cudzej własności – broniła z pasją siostry.
Już zamierzała zawołać ochroniarzy, by wyprowadzili intruza z budynku, kiedy Devon Hunter sięgnął do kieszeni i podał Sarze iPhone’a.
- Może to pozwoli pani zmienić zdanie.
Puknął w ekran i Sara zobaczyła wnętrze jakiejś biblioteki czy gabinetu. Oko kamery skierowane było na szklane półki, na których wyeksponowano wiele cennych przedmiotów. Dostrzegła oryginalną maskę afrykańskiego bawołu, emaliowany medalion na czarnej lakierowanej podstawce i coś, co wyglądało na statuetkę prekolumbijskiej bogini płodności. Potem na ekranie mignęła burza jasnoblond włosów. Serce zabiło Sarze mocniej, jeszcze zanim właścicielka loków przesunęła się w stronę półek. Kiedy ustawiła się profilem do kamery, nie ulegało wątpliwości, że to Gina.
Z niedbałą nonszalancją i niewinnym uśmiechem obejrzała się przez ramię. Po chwili zniknęła z ekranu, zaś Sara zobaczyła na półce pustą podstawkę, na której do niedawna leżał medalion. Pomyślała, że to zły sen.
- Gdyby to panią interesowało, był to bizantyjski medalion z początku dwunastego wieku – wyjaśnił sucho Devon Hunter. – Podobny sprzedano niedawno w Sotheby’s w Londynie za ponad sto tysięcy.
- Dolarów? – upewniła się.
- Nie, funtów.
- O mój Boże – wykrztusiła.
Trudno policzyć, ile razy wyciągała Ginę z tarapatów, ale teraz… Tylko dzięki żelaznej woli odziedziczonej po babci nie opadła na krzesło jak szmaciana lalka. Wciąż stała prosto, z uniesioną głową.
- Musi być jakieś logiczne wyjaśnienie, panie Hunter.
- Nie traćmy nadziei, proszę pani.
Miała ochotę przywalić mu zdrowo za ten szyderczy ton. Zawsze spokojna, dobrze ułożona Sara zacisnęła dłonie, by nie dać Devonowi Hunterowi w twarz.
- I chciałbym usłyszeć owo wyjaśnienie, nim będę zmuszony zgłosić sprawę na policji.
Sarę przebiegł dreszcz.
- Proszę mi pozwolić skontaktować się z siostrą, panie Hunter. To może… może chwilę potrwać. Nie zawsze od razu odpowiada na telefon czy mejla.
- Coś wiem na ten temat. Od kilku dni próbuję ją złapać.
Spojrzał na zegarek.
- Dziś jestem poumawiany na spotkania. Jutro o siódmej wieczorem zjemy razem kolację. Zarezerwuję stolik u Avery’ego, na Upper West Side. Zakładam, że zna pani ten adres. To tylko kilka przecznic od Dakoty.
Wciąż oszołomiona obrazem, który oglądała na ekranie, Sara niemal przeoczyła ostatnie zdanie.
- Pan wie, gdzie mieszkam? – wykrztusiła, kiedy dotarło do niej, co powiedział.
- Tak, lady Saro. – Udał, że salutuje, i ruszył w stronę drzwi. – Do zobaczenia jutro.
Lady Saro.
Po tym, co ją dziś spotkało, użycie przez Devona Huntera tytułu, który od dawna przestał mieć znaczenie, specjalnie nie poruszyło Sary. Szefowa często go używała podczas służbowych koktajli czy spotkań w interesach, więc Sara przestała czuć się tym zakłopotana. Zaprotestowała jedynie wtedy, gdy Alexis chciała dla potrzeb „Beguile” wykorzystać historię rodu St. Sebastianów i nazwać Sarę wnuczką Ubogiej Księżnej. To określenie, aczkolwiek w pełni adekwatne, uraziłoby babcię.
Świadomość, że młodsza wnuczka może trafić do aresztu, jeszcze bardziej zraniłaby dumę starszej pani.
Wstrząśnięta Sara opuściła salę konferencyjną. Musiała złapać Ginę i zapytać, czy naprawdę podwędziła ten medalion. Rzuciła się w stronę komputera, kiedy zobaczyła, że nadchodzi szefowa.
- Czy ja się nie przesłyszałam? – wychrypiała Alexis gardłowym głosem palaczki. Redaktor naczelna była cienka jak nitka i doskonale ubrana. Wolałaby zachorować na raka płuc, niż rzucić palenie, ryzykując powiększenie sylwetki. - Naprawdę był tu Devon Hunter?
- Tak, on…
- Dlaczego mnie nie powiadomiłaś?
- Bo nie miałam kiedy.
- Czego chciał? Chyba nie zamierza nas skarżyć? Cholera, mówiłam ci, żebyś przycięła to zdjęcie z szatni powyżej talii.
- Wprost przeciwnie, kazałaś mi wyeksponować tyłek Huntera.
- No to czego chciał? – powtórzyła Alexis.
- Jak by tu powiedzieć... Jest przyjacielem Giny.
A raczej był, dopóki taki drobiazg jak dwunastowieczny medalion nie stanął między nimi.
- Kolejna zdobycz siostrzyczki? - spytała z ironią Alexis.
- Nie miałam czasu poznać szczegółów. Hunter wpadł do miasta, bo ma tu jakieś spotkania, i chce umówić się ze mną jutro na kolację.
- Moglibyśmy napisać, jaki wpływ na życie wyróżnionych singli miała nasza lista Dziesięciu Najbardziej Seksownych. – Alexis już zwietrzyła materiał na artykuł. - Pewnie teraz nie może zrobić kroku, żeby nie potknąć się o kilka podnieconych kobiet. Gina chyba szybko go przejrzała. Muszę znać szczegóły, Saro.
- Pozwól mi najpierw porozmawiać z siostrą - poprosiła spokojnie Sara, choć w środku aż się gotowała. – Muszę się dowiedzieć, o co chodzi.
- Dobrze. Czekam na komplet informacji!
Kiedy szefowa odeszła, ledwo żywa Sara opadła na krzesło stojące przed biurkiem. Wcisnęła na iPhonie przycisk szybkiego wybierania, ale zamiast Giny usłyszała głos automatycznej sekretarki.
- Muszę z tobą porozmawiać, Gina! Zadzwoń!
Wystukała także esemesa oraz posłała siostrze mejla. Oczywiście nic to nie da, jeśli Gina nie włączy telefonu. Ponieważ było to więcej niż prawdopodobne, Sara skontaktowała się także z aktualnym miejscem zatrudnienia siostry. Wyraźnie zirytowany przełożony Giny poinformował Sarę, że siostra nie pokazała się w pracy. Znów to samo.
- Zadzwoniła do nas wczoraj rano. Poprzedniego wieczoru przygotowaliśmy służbową kolację w domu jednego z naszych najważniejszych klientów. Gina powiedziała, że jest zmęczona i bierze dzień wolny. Od tamtej pory się nie odezwała.
- Czy tym klientem był może Devon Hunter?
- Tak. Proszę posłuchać, pani siostra jest zdolna, ale niesolidna. Jeśli będzie miała pani okazję porozmawiać z nią wcześniej niż ja, proszę jej powiedzieć, że może już do nas nie wracać.
- Dobrze. – Była wściekła, że Gina znów straciła pracę, w dodatku taką, którą chyba lubiła. – Gdyby jednak przedtem skontaktowała się z panem, proszę jej przekazać, żeby do mnie zadzwoniła.
Jakoś zdołała przetrwać lunch. Oczywiście Alexis przyczepiła się do makiety. Zgłosiła wiele szczegółowych poprawek, które Sara uwzględniła, po czym przesłała szefowej poprawioną makietę do przejrzenia. Kilkakrotnie próbowała dodzwonić się do Giny. Siostra nie odpowiedziała na żadną z wiadomości.
Nie mogąc się dłużej skoncentrować, Sara opuściła biuro wcześniej niż zwykle i wyszła na pobliski Times Square. Był kwietniowy wieczór, popularny nowojorski plac jaśniał tęczą białych, niebieskich i olśniewająco czerwonych świateł. Sarę otoczył tłum turystów, którzy tłoczyli się na chodnikach i strzelali pamiątkowe fotki. Zwykle jeździła z domu do pracy i z powrotem metrem, ale tym razem zdecydowała się zaszaleć. Podeszła do krawężnika i w tym momencie jak na zawołanie podjechała taksówka. Sara zajęła miejsce, gdy tylko z taksówki wysiadł poprzedni pasażer.
- Poproszę do Dakoty - rzuciła.
Kierowca pokiwał głową, lustrując Sarę w lusterku. Jak każdy z nowojorskich taksówkarzy od razu potrafił ocenić pasażera po stroju. Docenił jakość żakietu Sary, poza tym liczył na duży napiwek. Wysiadający pod najbardziej znanymi w Nowym Jorku adresami zwykle je wręczali. Sara wolała nie myśleć, ile pieniędzy zostanie po uiszczeniu wszystkich opłat za siedmiopokojowy apartament, który dzieliła z babcią, więc dała skromny napiwek. Taksiarz się skrzywił. Mruknął tylko coś pod nosem w ojczystym języku i szybko odjechał.
Sara pospieszyła do wejścia wybudowanego pod koniec dziewiętnastego wieku słynnego gmachu z kopułą i wieżyczkami. Portier o imieniu Jerome wyszedł, by powitać lokatorkę. Sara skinęła uprzejmie głową.
- Księżna wróciła z popołudniowej przechadzki około godziny temu – pospieszył z informacją. – Dość ciężko opierała się na lasce – dodał.
- Chyba się nie przeforsowała? – spytała z troską.
- Twierdziła, że nie. Ale czy kiedykolwiek powiedziałaby coś innego?
- Ma pan rację – zgodziła się Sara.
Charlotte St. Sebastian przeżyła wiele dramatycznych chwil, nim zdołała uciec z wyniszczonego wojną kraju, z córeczką w ramionach i rodowymi klejnotami ukrytymi wewnątrz pluszowego misia. Najpierw schroniła się w Wiedniu, potem dotarła do Nowego Jorku, gdzie dołączyła do intelektualnej elity miasta. Dyskretnie sprzedawane klejnoty pozwoliły księżnej na wynajęcie apartamentu i prowadzenie wystawnego stylu życia.
Później przeżyła kolejną tragedię. Podczas żeglowania zginęła jej córka i zięć. Sara miała wtedy cztery lata, Gina jeszcze nie wyszła z pieluch. Na dodatek niedługo po tym nieszczęściu Charlotte straciła oszczędności utopione przez łobuza z Wall Street w piramidzie finansowej.
Tak straszne wydarzenia niejednego mogłyby złamać. Charlotte St. Sebastian niewiele czasu straciła na użalanie się nad sobą, gdyż miała na utrzymaniu dwie dziewczynki. Znów została zmuszona do uszczuplenia swego dziedzictwa. Sprzedaż pozostałych klejnotów rozłożyła na lata, by zapewnić wnuczkom odpowiednią edukację i styl życia, jaki zdaniem Charlotte należał im się z racji urodzenia. Chodziły do prywatnych szkół, miały nauczycieli muzyki, uczestniczyły w balach debiutantek w Waldorf-Astorii. Sara studiowała w Smith College i przez rok na Sorbonie, Gina w Barnard College.
Dopóki babcia nie dostała zawału, żadna z sióstr nie miała pojęcia, jak rozpaczliwa jest ich sytuacja finansowa. Zawał był dość łagodny, więc niezłomna księżna go zlekceważyła, uznając za niewielki atak dusznicy bolesnej. Jednak koszty pobytu w szpitalu nie były już takie niewielkie, jak również stos rachunków, które Sara znalazła w biurku babci. Wydawało się, że będzie musiała uiścić standardowe miesięczne opłaty. Kiedy podliczyła wszystko, sama omal nie dostała zawału.
Opłacenie stosu rachunków pochłonęło oszczędności Sary. W dodatku nie wszystkie koszty zdołała pokryć. Wciąż pozostały opłaty za ostatnie badania babci.
Dotarła do ich wspólnego apartamentu na piątym piętrze. Pulchna Ekwadorka, od ponad dziesięciu lat zarówno służąca, dama do towarzystwa dla Charlotte, jak i przyjaciółka obu sióstr, szykowała się do wyjścia.
- Hola, Sara – powiedziała.
- Hola, Maria. Jak minął dzień? – spytała.
- Dobrze. La duquesa i ja spacerowałyśmy, zrobiłyśmy małe zakupy. – Zarzuciła na ramię ciężką torbę. – Muszę złapać autobus. Do zobaczenia jutro.
- Czy to ty, Saro? – odezwał się wysoki głos, kiedy drzwi zamknęły się za Marią.
- Tak, babciu.
Sara odłożyła torebkę na zdobiący przedpokój rokokowy kredens o pozłacanych brzegach i po wyłożonej jasnoróżowym karraryjskim marmurem posadzce udała się w głąb domu. Księżna na szczęście nie była zmuszona sprzedać mebli i dzieł sztuki, które nabyła po przybyciu do Nowego Jorku, aczkolwiek Sara wiedziała, jak niewiele brakowało.
- Wcześnie dziś wróciłaś – zauważyła Charlotte.
Siedziała w ulubionym fotelu, w ręce trzymała szklankę z aperitifem, na który pozwalała sobie mimo ostrzeżeń lekarza. Widok wyblakłych niebieskich oczu w twarzy kochanej przez nią kobiety wzbudził w Sarze tak silne emocje, że musiała przełknąć ślinę, by odpowiedzieć.
- Tak – odparła krótko.
- Masz taki smutny głos – zauważyła starsza pani, marszcząc lekko brwi. – Coś się wydarzyło w pracy?
- To samo co zawsze. – Sara zdobyła się na wymuszony uśmiech, po czym nalała sobie kieliszek białego wina. – Alexis przewróciła mi do góry nogami ostatnią makietę. Musiałam zmienić wszystko poza paginacją.
- Doprawdy nie rozumiem, dlaczego wciąż pracujesz dla tej kobiety – prychnęła księżna.
- Głównie dlatego, że tylko ona chciała mnie zatrudnić.
- Nie ciebie, ale twój tytuł – uściśliła Charlotte.
Sara skrzywiła się, choć wiedziała, że to prawda.
- Alexis miała szczęście, że trafiła na taką specjalistkę jak ty – dodała księżna.
- To ja miałam szczęście – odparła Sara. – Nie każdy ze stopniem magistra sztuki może znaleźć zajęcie w jednym z wiodących magazynów w kraju.
- I w ciągu zaledwie trzech lat awansować z młodszego asystenta na starszego redaktora. Mówiłam ci już, jaka jestem z ciebie dumna?
- Chyba ze sto razy, babciu – roześmiała się Sara.
Pobyły razem jeszcze pół godziny, nim Charlotte postanowiła odpocząć przed kolacją. Opierając się na lasce, poszła wolno do sypialni. Wtedy Sara przygotowała sałatkę ze szpinakiem, podlała sosem kurczaka, którego Maria włożyła wcześniej do piekarnika. Potem udała się do wielkiego salonu, pełniącego także rolę studia, i włączyła laptopa.
W artykule zamieszczonym w „Beguile” podano podstawowe fakty z życia Devona Huntera. Sara chciała poznać więcej szczegółów na temat mężczyzny, z którym jutro wieczorem znów miała skrzyżować szable.