Miesiąc zapomnienia (ebook)
„Nie była znawczynią sztuki miłosnej, ale nadrabiała brak rutyny pomysłowością i zapałem. Rozkoszowała się jego ciałem z taką radością i z takim entuzjazmem, jakby świat nie istniał. A on, zachwycony jej nagością, miał wrażenie, że nigdy nie doświadczył tak intensywnych doznań. Z każdym pocałunkiem odkrywał w sobie coś, czego istnienia nie był dotąd świadomy...”.
Fragment książki
Cricket Maxfield nie mogła uważać się za dziecko szczęścia. Jako najmłodsza w rodzinie nie zasługiwała najwyraźniej na uwagę rodziców i była najczęściej pozostawiana własnemu losowi, a w dodatku miała jako dziewczynka wystające zęby i szpotawe palce stóp. Obie te ułomności zostały wyleczone na bardzo wczesnym etapie jej życia, ale pamięć o nich pozostawiła trwały ślad.
Kiedy jej ojciec stał się bohaterem skandalu, otrzymała w ramach podziału majątku tylko zapomniane przez wszystkich podupadające ranczo, którego nie chciał żaden inny członek rodziny.
Teraz jednak była o krok od wygrania najdziwniejszej w świecie zdobyczy – wysokiego i potężnie zbudowanego kowboja.
On oczywiście był pewny, że odniesie zwycięstwo. W ciągu całej licytacji zachowywał się jak człowiek, który ma w ręku dobrą kartę.
Ale ona miała jeszcze lepszą.
Ostatnie rozdanie było zawsze najbardziej interesującym elementem turnieju pokerowego połączonego ze zdobywaniem funduszy na cele charytatywne i rozgrywanego corocznie w Gold Valey.
Cricket brała w nim udział po raz pierwszy w życiu.
W poprzednich rundach duże sumy pieniędzy, złożone przez sponsorujących imprezę miejscowych biznesmenów, przechodziły z rąk do rąk na oczach tłumu zachwyconych widzów. Teraz w puli znajdowały się walory stanowiące osobistą własność graczy.
Po zmianie kart na polu walki pozostał oprócz niej tylko Jackson Cooper. Mężczyzna, którego zwykle unikała. A teraz czuła się trochę nieswojo, siedząc blisko niego.
W ciągu minionych lat śledziła dzieje rodziny Cooperów. I choć nie przyznawała się do tego nawet przed samą sobą, obserwowała jej losy z większą uwagą niż wydarzenia dotyczące innych mieszkających po sąsiedzku farmerskich rodów. Podczas ostatnich kilku miesięcy poznała bliżej brata Jacksona, Creeda, ponieważ został on jej szwagrem. Była oburzona na swoją siostrę, Wren, kiedy się dowiedziała, że zamierza go poślubić. I przysięgła sobie, że żaden zarozumiały, uparty i irytujący kowboj nigdy nie wzbudzi jej zainteresowania.
Ale okłamywała samą siebie.
Jackson wydawał jej się intrygujący, a poza tym był jedynym przedstawicielem rodziny Cooperów, który znał odpowiedzi na interesujące ją pytania.
Nie mogła zadać ich Creedowi, ponieważ był on mężem siostry. I nie chciała ich zadawać Honey, najmłodszej z Cooperów. Choć była ona najbardziej zbliżona do niej wiekiem, nigdy nie znajdowała z nią wspólnego języka.
W pewnym sensie zazdrościła Honey tego, że jest typową wiejską dziewczyną. Typową przedstawicielką swojej farmerskiej rodziny. Twardą, pracowitą i pełną entuzjazmu hodowczynią bydła.
Cricket nigdy nie wkładała całego serca w rodzinną winnicę. Potrafiła natomiast wspaniale grać w pokera. Więc kiedy jej ojciec został słusznie okryty niesławą i zmuszony do opuszczenia posiadłości, siostry wybrały właśnie ją na uczestniczkę turnieju.
Który teraz zamierzała wygrać. W puli znajdowały się już liczne obiekty budzące jej zainteresowanie. Należące do Jacksona spinki od mankietów. Jego zegarek. Źrebak urodzony na jego ranczu.
Ona mogła postawić już tylko skrzynkę najlepszego wina pochodzącego z rodzinnej winnicy albo dolarowy banknot będący w posiadaniu ojca od dnia pierwszej sprzedaży wyprodukowanego przez niego trunku. Wisiał on teraz, oprawiony w ramki, na ścianie jego pustego gabinetu, a Jackson zapowiedział, że w razie wygranej sprezentuje go swojemu ojcu.
Rodziny Maxfieldów i Cooperów od dawna z sobą konkurowały, choć ostrość tej rywalizacji osłabła nieco, gdy Wren poślubiła Creeda. Teraz jednak, siedząc naprzeciwko Jacksona, Cricket poczuła przypływ bojowego zapału…
Oraz jakiegoś dziwnego uczucia, którego nie potrafiła określić.
- Stawiam samą siebie – oznajmiła.
- Co takiego?
- Stawiam samą siebie. Będę za darmo pracować przez trzydzieści dni w waszej winnicy.
- To bardzo wysoka stawka – mruknął Jackson, unosząc wysoko brwi.
- Czyżbyś się wystraszył?
- Skądże – odparł drwiącym tonem. – Gotów jestem przepracować trzydzieści dni w winnicy Maxfieldów.
- Nie wchodzi to w rachubę. W winnicy na nic się nie przydasz. Przepracujesz za darmo trzydzieści dni na moim ranczu. I będziesz sypiał w szopie.
Bardzo potrzebowała doświadczonego kowboja, a wiedziała, że Jackson zna się na hodowli.
- A jeśli ty przegrasz, będziesz przez trzydzieści dni podawać do stołów w naszej probierni win, mając na sobie, jak wszystkie kelnerki, kowbojskie buty i minispódniczkę.
Najwyraźniej usiłował ją przestraszyć i upokorzyć. Ale ona była zahartowana i odporna na przeciwności losu, bo wychowywał ją James Maxfield. Nauczyła się radzić sobie z uczuciem, że jest nieważna i niekochana.
Dopiero niedawno zaczęła się zastanawiać, dlaczego ojciec tak źle ją traktował.
Tak czy owak, wizja miesięcznej pracy w probierni win wcale jej nie przerażała.
- Zgoda – oznajmiła.
Czuła, wiedziała, że nie przegra. Z góry cieszyła się na wygraną. Tym bardziej że potrzebowała na ranczu kogoś takiego jak Jackson.
Bez pomocy fachowca była bezradna.
- Wydajesz się bardzo pewna siebie.
- Bo jestem pewna siebie.
Jackson położył swoje karty na stole, wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu. Był to uśmiech człowieka, który nigdy nie przegrał ważnej puli.
Z tym większą przyjemnością pokazała mu karetę króli.
- Coś mi się wydaje, że w tej sytuacji będziesz przez miesiąc pracował na moim ranczu. Nie martw się. Jestem bardzo dobrym szefem.
Spojrzał na nią z oburzeniem.
I choć do tej pory zawsze traktował ją lekceważąco, nawet wtedy, kiedy po ślubie jego brata z jej siostrą powiązało ich coś w rodzaju powinowactwa, teraz po raz pierwszy uświadomił sobie, że to brzydkie kaczątko stało się z biegiem czasu atrakcyjną kobietą.
- Jestem pewny, że okażesz się życzliwym pracodawcą, żabko.
- Nie jestem żabką. Jestem twoją szefową.
- Czyżbyś uważała, że skoro wygrałaś mnie w karty, to masz prawo wpływać na mój dobór słów?
- To mi się wydaje oczywiste.
- A mnie nie… żabko.
Wygłosił to ostatnie zdanie na użytek widzów, którzy tłumnie zgromadzili się wokół nich, wznosząc okrzyki na cześć zwyciężczyni. Wiedział, że wszyscy bacznie ich obserwują, bo chcą zobaczyć idiotę, który przegrał z młodą dziewczyną w kowbojskim kapeluszu.
Zdawał sobie jednak sprawę, że radość Cricket nie potrwa długo, gdyż zarządzanie ranczem przerasta jej możliwości.
Kiedy się dowiedział, że sąsiadujące z jego posiadłością tereny należące do Jamesa Maxfielda przeszły w ręce jego córki, postanowił je kupić i przyłączyć do rodzinnego majątku. Tym bardziej był zdumiony, gdy dowiedział się od brata, że Cricket zamierza zostać hodowczynią koni.
Był przekonany, że jej szanse na sukces są równe zeru. Prowadzenie rancza byłoby trudne nawet dla człowieka doświadczonego, a ona nigdy nie miała nic wspólnego z hodowlą zwierząt. Dysponowała pewną sumą pieniędzy należących niegdyś do jej ojca, ale to źródło musi wkrótce wyschnąć.
Była skazana na porażkę.
A on nie potrzebował trzydziestu dni, żeby jej to udowodnić.
- I przyprowadź mojego źrebaka – poleciła rozkazującym tonem.
Jackson był pewny, że prędzej czy później odzyska przegranego w karty konia. Bo Cricket nie miała pojęcia, jak wielkiego nakładu pracy wymaga hodowla zwierząt i praca na roli.
Różniła się od swoich sióstr, bo była uparta i nieprzystępna.
Ich rodziny rywalizowały z sobą, ale działały w tej samej branży. Obserwował Cricket od dzieciństwa i znał dość dobrze jej charakter. Zdawał sobie też sprawę, że rodzina Maxfieldów należy do elity i posiada ogromny majątek, w którym zatrudnia wielu robotników.
On sam nie czuł się członkiem żadnej elity i wyglądał jak zwykły kowboj. Dorastał jednak w dość komfortowych warunkach. Dobrze pamiętał czasy, w których jego rodzina zaczęła przeżywać kryzys finansowy. Wiedział też, że Cricket nigdy nie była narażona na walkę o przetrwanie, więc nie ma pojęcia, co to niedostatek. Nie dlatego, by nie umiała logicznie myśleć. Wręcz przeciwnie; była bystra, inteligentna i obdarzona barwną osobowością.
W porównaniu z resztą rodziny zawsze wydawała mu się najbardziej interesująca. Zanim jeszcze jej ojciec został zdemaskowany jako oszust i przestępca seksualny, uważał Maxfieldów za dziwaków. Stosunki między Jamesem a jego żoną były chronicznie bardzo napięte. A Wren i Emerson zawsze sprawiały wrażenie bliźniaczo do siebie podobnych panienek z wyższej sfery.
Cricket zasadniczo się od nich różniła.
Nigdy nie grała głównej roli podczas uroczystych przyjęć organizowanych na terenie winnicy. Choć Maxfield Vineyards i Cowboy Wines rywalizowały z sobą o pierwszeństwo, członkowie obu rodzin z reguły uczestniczyli w bankietach wydawanych przez konkurencję. Wymagały tego zawodowa uprzejmość i potrzeba wymiany informacji.
Jackson widywał więc wielokrotnie Cricket na przestrzeni kilku ostatnich lat. Zazwyczaj kryła się gdzieś na zapleczu albo była wręcz niewidoczna.
Kiedyś, chyba przed trzema laty, siedziała na ogrodowej huśtawce w białej sukience, w której najwyraźniej czuła się nieswojo. Salon rezydencji Maxfieldów jarzył się od świateł, ale na dworze panowały ciemności.
Oświetlał ją tylko księżyc.
Wydawała się bardzo samotna. Odizolowana od otoczenia. A jego – co wydało się zdumiewające – ogarnęło coś w rodzaju współczucia, choć wcale nie był człowiekiem nadwrażliwym. Widział jednak, że dziewczyna jest nieszczęśliwa. Co wcale go nie dziwiło, gdyż uważał wszystkich jej krewnych za idiotów.
Był przekonany, że Cricket tak bardzo różni się od reszty rodziny, że nie będzie w stanie zarządzać ranczem. I zamierzał jej to unaocznić. Nie chciał oczywiście sabotować w żaden sposób jej wysiłków. Pragnął po prostu uświadomić jej pewne fakty.
A potem, gdy Cricket odkryje, że porwała się z motyką na słońce, odkupić od niej tę posiadłość.
On sam po śmierci matki zrezygnował z udziałów w rodzinnej winnicy i kupił ranczo. Dlatego właśnie dobrze wiedział, jak ciężkiej pracy wymaga zarządzanie gospodarstwem.
- Zgłoś się do pracy w poniedziałek rano – poleciła mu Cricket. – I przywieź śpiwór. Nie mam zapasowych prześcieradeł ani koców, a w szopie bywa nocami chłodno.
Nie podała mu ręki, tylko dotknęła dwoma palcami ronda czarnego kowbojskiego kapelusza, odwróciła się na pięcie i odeszła.
A on zaprzysiągł sobie, że choć ostatnie rozdanie przegrał, zrobi wszystko, aby okazać się zwycięzcą w całej rozgrywce.
- Co takiego? – spytała ze zdumieniem Emerson.
Cricket bardzo się starała zachować pogodny wyraz twarzy. Nie miała zamiaru rozmawiać z siostrami o szczegółach umowy z Jacksonem. W każdym razie jeszcze nie na tym etapie.
- No cóż, wiedziałabyś o tym z pierwszej ręki, gdybyś wybrała się na turniej.
- Przecież wyglądam jak hipopotam! – zawołała Emerson, wskazując brzuch. – Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży. I mam tak spuchnięte kostki, że nie mogłam włożyć butów.
- A ja nic jej nie powiedziałam – oznajmiła Wren z szerokim uśmiechem. – Chciałam, żeby usłyszała to z twoich ust.
- Wygrałam go w pokera – wyznała Cricket. – Zwyciężyłam w uczciwej walce, a teraz on musi przez miesiąc pracować na moim ranczu.
Poczuła ponowny przypływ dumy. Uświadomiła sobie, że jej plan funkcjonuje bezbłędnie, a ona w pełni panuje nad sytuacją.
- A w dodatku wygrałam źrebaka – dodała z szerokim uśmiechem. – Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
- Dlatego, że Jackson Cooper jest zwykłym kowbojem – odparła Emerson.
- Podobnie jak Creed, za którego wyszła Wren – odparła Cricket, starając się zapanować nad irytacją.
Małżeństwo siostry było dla niej niemiłą niespodzianką, z którą nadal nie mogła się pogodzić.
- Poza tym on nie ma zostać moim mężem, tylko pracować na moim ranczu. Za darmo.
Poczuła lekki niepokój, bo zdała sobie sprawę, że cała ta rozmowa zmierza w kierunku tematu, którego od kilku miesięcy starannie unikała. Nigdy nie przyznała się żadnej z sióstr, że dostrzega istnienie mężczyzny, który nazywa się Jackson Cooper.
- No dobrze, muszę przyznać, że rozegrałaś to bardzo sprytnie – mruknęła Emerson.
- A ja się cieszę, że w końcu przejawiasz jakąś aktywność – wtrąciła Wren. – Twoja bezczynność zaczynała nas niepokoić.
- Zdawałam sobie z tego sprawę – oświadczyła Cricket. – Ale żadna z was nie miała dość odwagi, żeby ze mną o tym porozmawiać.
- Wszystko przez to, że żadna z nas nie potrafi znaleźć z tobą wspólnego języka – odparła Emerson. – Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Może to nasza wina, bo traktowałyśmy cię do tej pory jak małą dziewczynkę. A ty jesteś już przecież dorosłą kobietą.
- Cieszę się, że zasłużyłam w końcu w waszych oczach na odrobinę szacunku.
- Ale nadal uważam, że popełniasz szaleństwo, biorąc sobie na głowę to ranczo.
- To mi się opłaci. Wiem, że trzeba w nie włożyć dużo pracy, ale nie mogłam patrzeć na jego powolną degrengoladę. Zawsze marzyłam o tym, żeby mieć coś własnego. I choć może cię to zaszokuje, nigdy nie pasjonowała mnie praca w winnicy.
- To się rzucało w oczy – mruknęła Emerson.
- Musimy się pogodzić z tym, że mamy różne charaktery.
Różniły się nie tylko pod tym względem. Wren i Emerson były zachwycająco piękne, a Cricket czuła się przy nich jak brzydula. One starały się usilnie zasłużyć na aprobatę ojca, ona doszła do wniosku, że nie ma na to szans i po prostu zrezygnowała.
Zapadła się w sobie i robiła, co mogła, aby być niewidoczna. Dobrze pamiętała, co powiedział ojciec cztery lata temu, gdy mu oznajmiła, że chciałaby studiować.
Jej prośba o umożliwienie dalszej nauki spotkała się z odmową.
Wiedziała, że ojca byłoby na to stać. Nie chodziło o koszty. Chodziło o to, że jego zdaniem najmłodsza córka nie rokowała żadnych nadziei na przyszłość.
Rodzice zawsze traktowali ją bardzo chłodno. A ona dopiero po jakimś czasie zaczęła się zastanawiać nad przyczynami tego stanu rzeczy. I doszła do wniosku, że chyba nie jest córką Jamesa Maxfielda…
- Bez względu na to, co myślisz o naszych mężach, obaj są kowbojami i chętnie pomogą ci w prowadzeniu rancza – oświadczyła Emerson.
- Wiem o tym i jestem bardzo wdzięczna. Kiedy po trzydziestu dniach stracę bezpłatnego pracownika, może będę ich błagała o ratunek. Ale na razie spróbuję wybrnąć z tej sytuacji o własnych siłach.
- Brawo, Cricket! – zawołała Emerson. – Czasem ci zazdroszczę twojego panieńskiego stanu. Jestem tak gruba, że nie widzę palców u nóg.
- To jest zupełnie normalne – poinformowała ją Wren tonem doświadczonej matki.
Jej dziecko miało trzy miesiące, a ona odzyskała już swoją dawną wspaniałą figurę.
Cricket spojrzała z zainteresowaniem na siostry.
Nigdy nie uważała żadnej z nich za materiał na idealną żonę i matkę, ale obie zmieniły się na korzyść w związku z ukochanym mężczyzną. Wydawały się bardziej pewne siebie… po prostu szczęśliwe.
Cricket była zadowolona z tego stanu rzeczy, ale ani małżeństwo, ani macierzyństwo nie wydawały jej się atrakcyjne.
Chciała po prostu… być wolna.
Zawsze uchodziła za najbrzydszą z sióstr. Wiedziała, że jest zbyt chuda i zbyt mało kobieca, ale wcale się tym nie przejmowała. Potrafiła docenić dary otrzymane od losu: talent do konnej jazdy, sprawność fizyczną i siłę. Oraz niezmożoną energię osoby wychowanej na wsi.
Choć Cooperowie rywalizowali na wielu polach z Maxfieldami, identyfikowała się z nimi łatwiej niż z członkami najbliższej rodziny. Pochodzili ze wsi i mieli wiejski sposób myślenia. A także wrodzoną siłę i odporność na przeciwności losu.
- Mam zamiar dobrze wykorzystać bezpłatną siłę roboczą, jaką stanie się od poniedziałku pan Jackson Cooper – oznajmiła triumfalnym tonem. – Ma szerokie bary i silne ręce, więc nadaje się do ciężkiej pracy.
Siostry wymieniły znaczące spojrzenie, a na twarzy Wren pojawił się ironiczny uśmiech.
- Tylko bądź ostrożna – mruknęła Emerson.
- Co masz na myśli?
- Kiedy słyszę, że chcesz w pełni wykorzystać faceta pochodzącego z tej rodziny, przechodzą mnie ciarki.
- Nadal nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Seks, droga siostrzyczko – wtrąciła Wren. – Niektórzy ludzie mogą podejrzewać, że masz na myśli seks.
Cricket poczuła, że gwałtownie się czerwieni.
- Nie! Nie. Skąd. Jak możesz… Zanim wybiorę sobie jakiegoś mężczyznę, będę musiała uporządkować swoje życie. A Jackson tak czy owak nie wchodzi w rachubę. Przecież on jest… stary!
- Bardzo stary – przyznała Wren, wybuchając śmiechem. – O całe dwa lata starszy od mojego męża.
- A ja jestem o kilka lat młodsza niż ty.
Wren uznała najwyraźniej tę uwagę za obraźliwą, bo zbyła ją pogardliwym wzruszeniem ramion.
- Nasza umowa ma charakter ściśle zawodowy – podkreśliła Cricket jeszcze raz, zdając sobie sprawę, że nie mówi całej prawdy. – On ma mi pomóc w zarządzaniu ranczem. I na tym koniec.
- Skoro tak twierdzisz…