Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Miłość bez obietnic / Najlepsze jest przed nami
Zajrzyj do książki

Miłość bez obietnic / Najlepsze jest przed nami

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-424-8
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383424248
Tytuł oryginalnyNine Months After That NightReclaiming His Runaway Cinderella
TłumaczKatarzyna DrendaJoanna Żywina
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-03-14
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Miłość bez obietnic" oraz "Najlepsze jest przed nami", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Jack Livingstone niespodziewanie dowiaduje się, że zostanie ojcem i natychmiast obdarza miłością nowo narodzoną córeczkę. Chce, by miała pełną rodzinę, więc oświadcza się jej matce Harper. Ona jednak uważa go za playboya niezdolnego do życia w związku. Choć widzi, jak bardzo Jack stara się być dobrym ojcem, nie chce małżeństwa z rozsądku. A miłość to jedyne, czego Jack nie chce jej obiecać…

Ida Montrose, wychodząc za Cesarego Brunettiego, liczyła, że po ślubie mąż pokocha ją tak, jak ona kocha jego. Tymczasem w noc poślubną dowiaduje się, że Cesare ożenił się z nią tylko ze względu na interesy. Zrozpaczona wyjeżdża jeszcze tej samej nocy. Cesare odnajduje ją po czterech latach w Londynie i żąda rozwodu. Jednak gdy Ida podpisuje dokumenty, Cesare uświadamia sobie, że wcale nie chce rozstania…

 

Fragment książki 

Harper, zlana potem, leżała na szpitalnym łóżku i zaczynała panikować. Uporczywy ból pleców zaczął się trzy dni temu i od tamtego czasu było tylko gorzej – zaczął rozlewać się na brzuch i zaciskać na nim jak żelazne obręcze, przez co traciła oddech. W jej głowie kołatały się myśli na temat tego, co może z nią być. Endometrioza? A może rak? Miała tylko dwadzieścia siedem lat i wszystko w niej krzyczało, że nie czas umierać. Jeszcze tyle przed nią: dopiero zaczęła się rozkręcać jej kariera fotografki i za sześć tygodni miała wyjechać robić zdjęcia do Paryża. To był zadecydowanie najgorszy moment na wyrok śmierci.
Ból nadchodził falami. Kiedy odpuszczał, miała szansę opaść na poduszkę i wypuścić powietrze, choć wiedziała, że zaraz nadejdzie kolejny skurcz. A te były coraz częstsze.
Do tej pory przebadał ją tylko stażysta, który zdawał się nieco zdezorientowany po przestudiowaniu jej objawów. Pobrał jej krew i przekazał, że z wynikami zjawi się ktoś bardziej kompetentny.
Harper zamknęła oczy i starała się medytować w oczekiwaniu na wyniki. Medytowanie nie było nigdy jej mocną stroną, szczególnie że podczas swojej jedynej wizyty w SPA w życiu czuła się raczej poirytowana wszystkimi zabiegami mającymi na celu oczyszczenie jej aury i przywrócenie czakr do równowagi. Jej czakry nadawały się na śmietnik, a wieczny niepokój umysłu i wyczulenie na każdy dźwięk przypisywane były przez nią dość burzliwemu dzieciństwu spędzonemu w rodzinie zastępczej.
Na ostrym dyżurze było jak zawsze, normalna sobota, nic specjalnego. Harper słyszała, jak ktoś gdzieś kaszlał, z głębi trzewi, jakby miał rozedmę płuc albo raka.
Rak.
Dlaczego ciągle o tym myślała?
W dalszej części oddziału jakiś mężczyzna krzyczał o morfinę. Harper zaczęła się zastanawiać, czy dolega mu to samo, co jej. Może kobietom z rodu Swan nie dane było dożyć trzydziestki? Jej mama i babcia umarły młodo.
Kolejna fala bólu ścisnęła jej brzuch, na czole pojawiły się kolejne krople potu, a zęby zaciskała tak mocno, że była pewna, że siła rozkruszy wszystkie trzonowce. W trumnie i tak nie będą jej potrzebne. W myślach, jakby za wciśnięciem niewidzialnego przycisku z napisem „panika”, krzyczała, że nie chce umierać.
Kotara odsunęła się i pojawiła się lekarka. Z poważną miną położyła dłoń na nadgarstku Harper i spytała, czy na korytarzu czeka jej partner.
– Nie mam partnera.
– A ktoś z krewnych? Mama?
– Moja mama umarła, kiedy miałam osiem lat – odparła beznamiętnie Harper, ale ta obojętność poprzedzona była latami praktyki ukrywania swoich uczuć za maską spokoju i hamowania wspomnień o ciele matki leżącym na podłodze ich małego mieszkania. Tamtego dnia Harper wróciła do domu później, niż powinna, i nigdy nie przestała sobie wyrzucać tego, że zatrzymała się po drodze, żeby się pobawić z jakimś kociakiem.
– Siostra? Brat?
– Jestem jedynaczką.
To akurat nie była prawda; Harper miała kilkoro przyrodniego rodzeństwa, ale nigdy z żadnym z nich się nie widziała, bo jej ojciec wolał zamieść niewygodną prawdę o nieślubnym dziecku pod dywan. Nawet nie kochał jej matki. Wykorzystał ją, by przełamać nudę i rutynę małżeństwa. A ona zaszła w ciążę.
– Harper – zaczęła lekarka głosem tak ciepłym, jakby zaraz miały paść straszne słowa.
– W porządku, pani doktor. Proszę mówić. To rak, prawda?
Doktor Praneesh zmarszczyła brwi.
– To nie jest rak, choć istotnie to, co masz w środku, rośnie. Jesteś w ciąży.
Harper nie była w stanie w to uwierzyć. Może nie była najszczuplejszą kobietą świata, ale przecież coś by zauważyła.
– Kiedy odbyłaś ostatni stosunek?
– Mhmmnęć miesięcy temu.
– Dziewięć?
Po szybkich obliczeniach Harper ścisnęło w dołku. Przygoda na jedną noc z Jackiem Livingstonem. Jak mogła zajść w ciążę z takim bawidamkiem? To jakiś koszmar! I jak niby miałaby mu o tym powiedzieć? Zjawić się w jego drzwiach z niemowlęciem na rękach? Jakim cudem miałaby urodzić jego dziecko? I w ogóle jakiekolwiek dziecko? Nie planowała tego, nie nadawała się przecież na matkę. Zależało jej na karierze, w życiu bizneswoman nie ma miejsca na dziecko. Tym bardziej, że ostatnim razem trzymała jakiekolwiek, kiedy sama była dzieckiem.
– Tak, ale to niedorzeczne… przecież mam regularny okres. – Harper spojrzała na swój leciutko zaokrąglony brzuch i wtem nadszedł kolejny skurcz. – Znowu się zaczyna… – Ścisnęła rękę doktor Praneesh tak mocno, że ta aż się skrzywiła.
– Rodzisz, Harper. To wygląda na ciążę utajoną. Nie zdarza się to aż tak rzadko, około trzystu kobiet rocznie jest w sytuacji podobnej do twojej. Miesiączka może nadal się pojawiać, a inne objawy praktycznie nie występują – szczególnie, jeśli łożysko znajduje się z przodu brzucha i zmniejsza odczuwanie ruchów dziecka. Muszę cię zbadać, żeby stwierdzić, kiedy zacznie się akcja porodowa.
– Poród… – Harper poczuła kulę w gardle. – Czyli będę miała dziecko? Teraz? – Jej krzyk mógł śmiało konkurować z tym faceta od morfiny.
– Masz skurcze co dziesięć minut, więc już niedługo. Z tego, co powiedziałaś pielęgniarce na izbie przyjęć, wnioskuję, że nieaktywna faza porodu trwa u ciebie już kilka dni. Zrobimy USG, żeby sprawdzić rozwój dziecka i, jeśli będziesz chciała, powiem ci, jakiej jest płci. Potem wykonam badanie wewnętrzne. Czy chciałabyś zadzwonić po kogoś z przyjaciół lub do ojca dziecka?
Harper żachnęła się. Jej dwie najlepsze przyjaciółki i zarazem partnerki biznesowe przebywały akurat poza miastem. Ruby niedawno się zaręczyła z Lucasem Rothwellem i właśnie spędzali razem weekend w Lake District, a Aerin odwiedzała rodziców w Buckinghamshire z okazji ich trzydziestej rocznicy ślubu. A to, gdzie podziewał się Jack Livingstone, raczył wiedzieć tylko sam Bóg. Choć, jak by na to nie patrzeć, istniało duże prawdopodobieństwo, że był właśnie w jednym ze swoich superluksusowych hoteli, w łóżku z jakąś nowo poznaną panienką. Ale przecież musiała mu powiedzieć – był w końcu ojcem i miał prawo mieć wybór, czy chce być przy narodzinach dziecka i uczestniczyć w jego wychowaniu.
Mógł też powiedzieć „nie”, tak jak zrobił to ojciec Harper.

Gdy zadzwonił telefon, Jack siedział nad papierami w swoim londyńskim apartamencie w najlepszym ze swoich hoteli butikowych. Uśmiechnął się, widząc, kto dzwoni akurat w sobotni wieczór. Nieuchwytna Harper Swan. Być może zmieniła zdanie i jednak chciała się z nim znów spotkać, by odebrać swój kolczyk, który zostawiła w jego sypialni?
– No witam serdecznie.
W słuchawce brzmiał ciężki oddech kobiety.
– Jack, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale jestem w szpitalu i…
Mężczyzna wyprostował się, a w jego piersi załomotało serce.
– Wszystko w porządku? Co się stało? Miałaś wypadek?
– Tak jakby. – Harper przełknęła ślinę. – Wolałabym porozmawiać osobiście. Jesteś w Londynie?
– Jestem – Jack sięgnął po kurtkę i kluczyki do samochodu. – W którym jesteś szpitalu?
– St. Agnes. Leżę na ostrym dyżurze, ale…
– Zaraz tam będę. – Jack otworzył drugą szufladę biurka i wyjął z niej kolczyk Harper – pamiątkę po ich ekspresowej, trwającej jedną noc przygodzie. Przynajmniej będzie miał szansę oddać go właścicielce osobiście.
Nie przepadał za szpitalami, ale jednak coś kazało mu jechać. Harper wspominała o jakimś wypadku. Pewnie uderzyła się w głowę i doznała wstrząsu mózgu, skoro zdecydowała się z nim spotkać po tym, jak ignorowała go całymi miesiącami. Jakoś nie mógł tego przeboleć, choć nie był typem mężczyzny, który by dawał się oczarować i zaślepić miłością. Tamtej nocy było mu wspaniale i miał ochotę na jakiś romans, ale ona najwyraźniej nie podzielała jego nadziei i najwyraźniej nie chciała się z nim widzieć tak bardzo, że nawet nie upomniała się o kolczyk. Mógł oczywiście zwrócić zgubę do jej biura, ale zdecydował się zatrzymać błyskotkę i z niewiadomych przyczyn, kiedy na nią spoglądał, za każdym razem wracał myślami do erotycznych fajerwerków w hotelowym pokoju.
Nie był też w stanie wyjaśnić, dlaczego od tamtej pory z nikim się nie umówił – to nie było w jego stylu. Z drugiej strony był zajęty kupnem kolejnej nieruchomości w Yorkshire i nie chciał, by coś go przy tym rozpraszało. Przekształcenie starej posiadłości w Rothwell Park w nowoczesny hotel butikowy było marzeniem, które właśnie zaczynało się spełniać. Jedynym rozpraszaczem były myśli o Harper, której nie mógł wyrzucić z głowy, wyzwanie, jakie stanowiła dla niego ta kobieta i brak satysfakcji z powodu tego, że jej nie zdobył. Jak żadna inna z dotychczasowych kochanek, Harper odeszła bez słowa i błagania o kolejne spotkanie. Zdecydowanie miała w sobie coś całkowicie wyjątkowego i wyróżniającego ją z tłumu.
Jack dotarł do szpitala. Pielęgniarka zaprowadziła go do Harper i oświadczyła z szerokim uśmiechem, że wkrótce zabierze ją sanitariusz.
Harper leżała na boku, a na jej spiętej twarzy rysował się grymas bólu. Po czole spływał jej pot, a w ręce zgniatała niebieską antystresową piłeczkę, która całkowicie straciła swój kształt i przypominała bardziej rodzynek lub zmiażdżoną śliwkę. Nagle, na widok tego, kto stał przy łóżku, jej policzki zalała fala czerwonych rumieńców.
– Jack… – wyszeptała przez zaciśnięte gardło, unikając jego wzroku swymi szarozielonymi oczami. – Tak mi przykro…
Mężczyzna chwycił jej drugą, wolną od masakrowania piłeczki rękę i delikatnie ścisnął.
– Hej, co się dzieje?
– Nie wiem, jak ci to powiedzieć… – Przygryzła wargę niemal do krwi. – Myślałam, że to ból pleców… Nie miałam pojęcia, nie sądziłam, że można nie wiedzieć. Nie przypominam sobie żadnych objawów…
– Jakich objawów?
– Sądziłam, że to rak, dasz wiarę? – Zaśmiała się drwiąco, wyrwała rękę z jego dłoni i odgarnęła z twarzy mokre od potu włosy. – Myślałam, że usłyszę, że mam raka i umrę w wieku dwudziestu siedmiu lat.
Jacka aż zgięło.
– Nie masz raka, prawda?
Kolejny raz mocno przygryzła usta i jeszcze mocniej ścisnęła piłeczkę.
– Nie… tak mi głupio. Jak ja to wszystkim wyjaśnię? Co powiedzą Aerin i Ruby? Jest sezon ślubny, mamy zabukowane terminy na następne dwa miesiące, w tym jeden na ślub Ruby i Lucasa. To jakiś koszmar. Nie wierzę, że przytrafiło się to akurat mnie.
Kotara ponownie się odsunęła i pojawiła się pielęgniarka.
– Sanitariusze zaraz przewiozą panią na oddział położniczy.
Jack nie wierzył własnym uszom i odwrócił się w stronę pielęgniarki tak szybko, że niemal przewrócił ciśnieniomierz.
– Oddział położniczy? – Serce Jacka waliło tak szybko, że myślał, że jego samego zaraz odwiozą na kardiologię.
– Próbowałam ci powiedzieć... – Harper przewróciła oczami.
– Co powiedzieć?
– Będę mieć dziecko.
Harper urodzi dziecko. Te słowa sztyletem wbiły się w umysł Jacka, a rozczarowanie przeszyło go na wylot. Ona będzie mieć dziecko z kimś innym. Sam nie planował rodziny, ale bolało go, że znalazła sobie kogoś i zaszła z nim w ciążę. Tylko co on miał z tym wspólnego? Nie wyglądała, jakby miała rodzić, raczej jakby była w pierwszych miesiącach. Wiedział, że ciąża może wywołać u niektórych kobiet okropne mdłości, czasem wymagające hospitalizacji. Tylko dlaczego zadzwoniła do niego? Nie był żadną bliską jej osobą. Na pewno miała przyjaciół i rodzinę, jakiegoś partnera, ojca dziecka. To on powinien być teraz u jej boku. Nie Jack, jakiś przypadkowy kochanek, którego porzuciła po jednej nocy, nie oglądając się za siebie.
– Czy to pan jest dumnym tatusiem? – zapytała uśmiechnięta pielęgniarka.
– Nie, ja...
– Tak – powiedziała Harper. – On jest ojcem.
Jack zaniemówił i w milczeniu wpatrywał się w Harper. Nie widzieli się od miesięcy. Dziewięciu. Liczył dokładnie. Potrząsnął głową, zastanawiając się, czy nie wpadł w pętlę czasoprzestrzenną. To absolutnie nie miało sensu.
Nie było czasu na wyjaśnienia, bo zjawił się sanitariusz i sprawnie odblokował kółka łóżka.
– Pierwsze dziecko? – zapytał z radosnym uśmiechem.
– Tak... – Zdanie Harper zostało przerwane przez spazm bólu.
Jack spojrzał na pielęgniarkę, która zbierała torebkę i telefon Harper ze stolika.
– Czy można dać jej coś przeciwbólowego?
– Niczego nie chcę – powiedziała Harper, zanim pielęgniarka zdążyła odpowiedzieć. – Chcę rodzić naturalnie.
Jack nie był do końca na bieżąco z nowinkami o ciąży i macierzyństwie, ale słyszał termin „poród siłami natury”, który w jego uszach brzmiał jak coś niezwykle bolesnego.
– Jest dwudziesty pierwszy wiek, nie ma sensu cierpieć – powiedział, idąc obok łóżka prowadzonego do windy przez sanitariusza.
– Wiem, ale może w ten sposób dotrze do mnie, co tak naprawdę się dzieje.
– To, co mówisz, nie ma sensu. Miałaś na to dziewięć miesięcy.
Jack z kolei miał tylko kilka minut. Kręciło mu się w głowie, puls przyspieszał, a serce waliło jak szalone od nadmiaru emocji – paniki, strachu, lęku. Miał zostać ojcem. To nie wydawało się realne ani możliwe. Przecież się zabezpieczali. Zastanawiał się, dlaczego Harper nie powiedziała mu wcześniej. Może obawiała się, że będzie naciskał na aborcję? Nie zrobiłby niczego takiego, ale wolałby wiedzieć wcześniej niż na kilka minut przed rozwiązaniem.
Nigdy nie czuł się tak bezradny i zaskoczony.
– Nie miałam dziewięciu miesięcy na przygotowania – wtrąciła Harper. – Dowiedziałam się pół godziny temu.
– To ciąża utajona – wyjaśnił sanitariusz. – Nie zdarza się zbyt często, ale widziałem już taki przypadek. Nastolatka nie miała pojęcia, że jest w ciąży, dopóki nie trafiła na ostry dyżur z silnym bólem brzucha. Myślała, że to zapalenie wyrostka. Trzeba było widzieć minę jej matki, gdy dowiedziała się, że zostanie babcią.
Jack musiał błyskawicznie zmierzyć się z kwestią zostania ojcem. Postanowił, że dziecko musi nosić nazwisko. Małżeństwo nie było jedną z jego życiowych ambicji, ale zdawało się konieczne, by móc być przy dziecku. Sam nie miał najszczęśliwszego dzieciństwa z powodu długiej choroby ojca, ale to nie znaczyło, że sam nie mógł być wspaniałym tatą. A tego nie da się robić zdalnie.
Gdy dojechali na trzecie piętro, wnętrzności Jacka podeszły mu do gardła na widok napisu „Oddział położniczy”. Spojrzał na Harper, ale ta akurat była zajęta zwijaniem się z bólu podczas kolejnego skurczu. Wziął ją za rękę, a ona chwyciła jego dłoń tak mocno, że myślał, że pokruszyła mu wszystkie kości śródręcza. To raczej marny moment na oświadczyny.
– Na pewno nie chcesz czegoś przeciwbólowego? – zapytał z troską.
– Jeśli nie chcesz być przy porodzie, to nikt cię nie zmusza – powiedziała Harper przez zaciśnięte zęby.
– A chcesz, żebym był przy tobie?
– Tylko jeśli ty tego chcesz – odpowiedziała z naciskiem na słowo „chcesz”, co nie umknęło uwadze Jacka.
Przeczesał nerwowo włosy ręką, która akurat nie była miażdżona.
Drzwi windy na piętrze położniczym otworzyły się z trzaskiem, a serce Jacka znowu zaczęło łomotać.
– Lepiej się pospiesz i zdecyduj – powiedziała Harper, dysząc. – Mam przeczucie, że ono nie będzie czekać.

Po przewiezieniu do sali porodowej, Harper była przygotowana psychicznie na to, że Jack nie wejdzie tam razem z nią. A jednak. Był blady i sztywny z szoku, ale wszedł razem z nią.
Narodziny ich dziecka.
Harper wciąż miała trudności z dopuszczeniem do siebie faktu, że zaraz urodzi dziecko, które nosiła w sobie nieświadomie prawie dziewięć miesięcy i na które totalnie nie była przygotowana. Nie miała żadnych ubranek, zabawek, akcesoriów, pokoiku pomalowanego farbą w pastelowym kolorze, wózka, fotelika, krzesełka do karmienia ani przewijaka. Nie była też przygotowana emocjonalnie. Nie było w niej ekscytacji, oczekiwania, radości czy zachwytu.
Harper całkowicie świadomie odmówiła podania środków przeciwbólowych. Sądziła, że to jedyny sposób, by dotarło do niej, że to wszystko naprawdę się dzieje. Wiedziała, jak ważna jest bliska więź z dzieckiem. Jej matka zawsze wydawała się nieco przytłoczona byciem samotnym rodzicem – oczekiwała czegoś innego od relacji z ojcem Harper i marzyła o tym, by żyli razem długo i szczęśliwie. Harper przypisywała tę zdystansowaną postawę faktowi, że partner zostawił ją z dzieckiem na rękach i nie wspierał ani finansowo, ani emocjonalnie. Brak oparcia w drugiej osobie i przytłoczenie ciężarem samotnego wychowywania dziecka doprowadziły do tego, że matka Harper odebrała sobie życie.
Harper przysięgła sobie zrobić wszystko, by przerwać to błędne koło, być blisko ze swoim dzieckiem, zapewnić mu miłość i wsparcie bez względu na wszystko.
Zdała sobie sprawę, że nie ma nawet imienia dla dziecka. Zalała ją fala paniki. Spojrzała na Jacka.
– Musimy wymyślić jakieś imię.
– Ale teraz?
– Powinniśmy mieć już jakieś imiona w głowie. Jedno dla chłopca, jedno dla dziewczynki.
– Nie znasz płci?
– Nie. Kiedy robili mi USG, stwierdziłam, że nie chcę wiedzieć.

 

Fragment książki 

 

Nawę wypełniły pierwsze takty znajomej melodii i szmer zgromadzonych w kościele gości powoli milknął. Nie zapadła całkowita cisza, bo przez muzykę wciąż przebijały szepty i szelest designerskich sukni, gdy ludzie zaczęli się odwracać i patrzeć w stronę wejścia.

Cesare czekał, patrząc prosto przed siebie, jakby napawał się widokiem bogato zdobionego, renesansowego wnętrza. Myślami jednak był zupełnie gdzie indziej. Wracał do wydarzeń, które doprowadziły do dzisiejszej ceremonii. Okoliczności – niektóre do przewidzenia, inne zupełnie nie, ale wszystkie pociągające – pchały go do tej właśnie chwili. Zgromadzony w kościele tłum westchnął i nagle powietrze zdawało się gęstnieć. Zapach bogatych kwietnych dekoracji przybrał na sile, a płomyki białych świec w srebrnych kandelabrach zamigotały. Ksiądz zerknął na niego i Cesare wiedział, że teraz powinien się odwrócić. Jego wzrok powędrował do stojącej pośrodku nawy postaci. Teraz zrozumiał, dlaczego wszyscy wstrzymali oddech.
Ida Montrose wyglądała zjawiskowo i eterycznie, dryfując przez nawę w długiej, zwiewnej sukni, ozdobionej paskami delikatnej koronki. Koronkowy welon skrywał jej twarz i ramiona, widział jednak zza niego jej złote włosy i duże, lśniące oczy.
Wbrew sobie spojrzał w dół, na uroczy zarys jej piersi, ledwie skrytych pod delikatną koronką, i dalej, do talii tak wąskiej, że byłby w stanie zmieścić ją w swoich dłoniach. Suknia podkreślała jej biodra, a potem rozchodziła się pasmami transparentnej, koronkowej tkaniny, czyniąc ją kimś pomiędzy kwietną wróżką a modelką prezentującą bieliznę.
Ciało Cesarego zareagowało adekwatnie. Gorąca fala rozlała się w jego piersi, płynąc prosto do lędźwi. Wstrzymał oddech, wyobrażając sobie, jak jego dłonie torują sobie drogę przez kolejne warstwy koronki, aż do jej satynowej skóry. Pożądanie zapłonęło niczym podlany benzyną ogień. Na karku i wzdłuż linii włosów pojawiły się kropelki potu.
Tak nie mogło być.
Oderwał wzrok od panny młodej i spojrzał na prowadzącego ją mężczyznę. Siwowłosy pan z zadowolonym uśmiechem na twarzy. Fausto Calogero.
Cesare odetchnął powoli, starając się zapanować nad sobą. Nie łudził się, że po dzisiejszym dniu będzie mógł zupełnie zignorować tego człowieka, ale od teraz wszystko się zmieni. Sam się o to zatroszczy.
Para zatrzymała się przy schodach i Cesare znów spojrzał na przyszłą żonę. Stała tak blisko, że widział, jak welon porusza się pod jej oddechem, a bukiet białych lilii i kwiatów pomarańczy drży w jej dłoniach. Głowę jednak trzymała wysoko i patrzyła prosto na niego.
Chciała tego ślubu.
Cesare uśmiechnął się.
Niedługo dostanie to, czego pragnął.

Ida powinna być wykończona. W nocy prawie nie spała, a dzisiejsze formalności ciągnęły się w nieskończoność. Najpierw musiała przejść uważną inspekcję dziadka, który płacił za wszystko, co dawało mu prawo, aby wydawać polecenia na prawo i lewo – fryzjerom, makijażystom, garderobianym i Bogu ducha winnym florystkom, które kręciły się wokół.
Nie przyszło jej do głowy, żeby zasugerować, jak sama chciałaby wyglądać w dniu ślubu. Albo zaprotestować, gdy zobaczyła suknię, dzięki której wyglądała jak parodia dziewiczej panny młodej, za którą dziadek zamierzał ją przebrać.
Z Faustem Calogerem nie warto było się kłócić.
Ślub miał się odbyć w jednym z najstarszych kościołów w Rzymie, po brzegi wypchanym odpowiednio urodzonymi gośćmi z koneksjami, których nawet nie znała. Potem wesele. Godziny uprzejmych rozmów, doskonałego jedzenia, którego nawet nie była w stanie skosztować, i starych win, o których nawet nie słyszała.
Tańczyła, aż zaczęły ją boleć stopy, pozowała do zdjęć, dopóki nie zaczęła drętwieć jej twarz, i dzielnie znosiła spojrzenia ludzi, którzy nie mogli uwierzyć, że Cesare Brunetti ożenił się właśnie z nią.
Ida była jednak zbyt zdenerwowana, żeby myśleć o śnie. Znajdowała się w najelegantszym apartamencie jednego z najsłynniejszych i najdroższych hoteli w Rzymie. Jej mąż natomiast był w pokoju obok. Czekał na nią.
Zadrżała, nie z zimna, lecz strachu.
Nie, to była ekscytacja połączona z oczekiwaniem, od których mrowiła ją skóra, a krew płynęła szybciej. Spojrzała w lustro i zobaczyła, że sutki jej stwardniały, odznaczając się wyraźnie pod koszulką z niebieskiego jedwabiu. Dłonie jej drżały, gdy wygładziła materiał.
Wrażenie było czymś nowym, nie tylko dlatego, że nigdy wcześniej nie miała na sobie tak seksownej koszuli nocnej. Dotyk materiału sprawił, że myślała teraz, jak jego dłonie błądzą po jej ciele. Będą spokojne i powolne czy może gwałtowne i zachłanne? Jej oddech przyspieszył, potęgując napięcie, które zgromadziło się w dole jej ciała jak pulsujący ból.
Ida spojrzała na swoje odbicie i w oczach dostrzegła to samo – gorączkowe oczekiwanie.
Czy dobrze zrobiła rozpuszczając włosy? Opadały na ramiona i nawet to było niczym pieszczota. Czy Cesare zauważy, jak się czuła?
Zmarszczyła czoło i sięgnęła po szlafroczek, zawiązując go mocno w pasie. Pokręciła głową. Gdy tylko Cesare weźmie ją do łóżka, zda sobie sprawę, jak bardzo tego pragnęła. Miała nadzieję, że jej brak doświadczenia nie popsuje pierwszej wspólnej nocy. Cesare, potomek starej greckiej rodziny arystokratycznej, miał wszystko – urodę, pieniądze, magnetyzm i władzę. Mógł też mieć każdą kobietę. Z pewnością miał ich wiele, nawet jeśli utrzymywał swoje miłosne podboje w tajemnicy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że wybrał właśnie ją.
Wiedziała, że jej nie kocha, nie była aż tak naiwna. Spotkali się, gdy zaczął robić interesy z jej dziadkiem i, jak wyjaśnił, potrzebował żony.
Ale wybrał właśnie ją. Idę Montrose.
Nie była znaną bywalczynią salonów ani zjawiskową księżniczką. Dla Cesarego Ida była najwygodniejszym wyborem, ale było coś jeszcze. Lubili się i rozumieli i Ida wiedziała, że mogą zbudować na tym udany związek. Gdy patrzył na nią, czuła między nimi silną więź. Gdy o czymś mówiła, naprawdę jej słuchał.
Cesare… jej mąż. Wybrał ją, ponieważ tego chciał.
A ona pragnęła jego.
Teraz należał do niej.
Miała dziewiętnaście lat i w chwili, gdy go poznała, obudziły się w niej wszystkie kobiece pragnienia. Nie miała wcześniej okazji, żeby się spotykać lub poznawać zbyt wielu mężczyzn. Była jednak gotowa, żeby to nadrobić. Nie dlatego, że tak bardzo pragnęła mężczyzny, to nigdy nie był dla niej priorytet. To Cesare sprawił, że zapragnęła odkrywać zmysłowy świat, który mieli razem dzielić.
Ida spojrzała na lewą dłoń – złota obrączka i pierścionek zaręczynowy z brylantem. Wyobrażała sobie, że za parę lat będą się czuć swobodnie w swoim towarzystwie, ale w oczach można będzie dostrzec blask i miłość, którą dostrzegała u rodziców, gdy patrzyli na siebie. Myśl o tym rozpalała w niej nadzieję, która dawno temu umarła. W wieku ośmiu lat straciła rodziców i wciąż za nimi tęskniła.
Wyprostowała się. Zdjęła szlafroczek i odwiesiła go na krzesło, po czym wzięła głęboki oddech i sięgnęła do klamki.
Cesare był w eleganckim salonie, nie czekał jednak na nią na kanapie, lecz stał przy oknie, rozmawiając przez telefon. Jego głęboki głos przywodził jej na myśl ciemną, płynną czekoladę – oblizała wargi, zastanawiając się, jak smakował. Buziak w kościele to zdecydowanie za mało. Zadrżała, czując rosnące podniecenie, i przycisnęła dłonie do ud. Może jednak powinna założyć szlafrok. Cesare wciąż miał na sobie idealnie skrojony ślubny smoking. Nigdy nie widziała go w dżinsach i koszulce, ale wiedziała, że pod eleganckimi strojami krył się silny i energiczny mężczyzna.
Ida spojrzała na jego długie nogi, przypominając sobie, jak jego umięśnione uda ocierały się o nią w tańcu. W jego oczach również dostrzegła ogień. Być może była niedoświadczona, ale nie zupełnie naiwna. Widziała w jego spojrzeniu obietnicę zmysłowych doznań, których nie mogła się już doczekać.
Ida podeszła bliżej, a kroki jej bosych stóp na dywanie były niemal bezszelestne. W końcu mogła do woli rozkoszować się jego widokiem.
Cesare odwrócił się i otworzył szerzej oczy – poczuła satysfakcję. Wyczuł jej obecność i nie potrafił ukryć reakcji.
Odetchnęła z ulgą, widząc, że nie był rozczarowany. Choć koszulka zakrywała ją od obojczyków po kolana, nigdy nie czuła się tak naga.
Cesare zakończył rozmowę i wsunął telefon do kieszeni, przyglądając jej się z uśmiechem.
– Ida.
Tylko tyle. W jego głosie pobrzmiewały tony, od których dostała gęsiej skórki. To z pewnością dobry znak. Nie podszedł jednak do niej. Nie zdjął marynarki ani nawet nie rozluźnił muszki.
Przełknęła ślinę. Czy powinna zaproponować, że sama to zrobi? Poczuła mrowienie w palcach na samą myśl o dotyku. Zbierając w sobie odwagę, podeszła bliżej. Czuła na sobie jego wzrok. Czy podobało mu się to, co widział? Nagle wydała się sobie tak bardzo zwyczajna. Była niska i drobna, a jej krągłości mogły być bardziej zjawiskowe.
Odsunęła jednak od siebie wątpliwości. Przez całe życie słuchała krytycznych uwag dziadka, teraz zamierzała wejść w nowy etap bez tamtego bagażu. Przyszłość należała do niej i Cesarego. Uśmiechnęła się.
Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa.

Gdy się przed nim zatrzymała, dech zamarł mu w piersi. Jej uśmiech był jak wschód słońca w Toskanii. Wszystko inne zniknęło. Plany, które musiał jak najszybciej wdrożyć w życie, żeby osiągnąć cele. Calogero kontrolujący jego firmę i tym samym życie – wszystko nagle się rozpłynęło w jej cudownym uśmiechu i hipnotyzujących, zielonych oczach.
Była wnuczką Calogera, ale miała twarz jak anioł z obrazu Botticellego i ciało Wenus. Złote włosy opadały falami na blade ramiona. Różowe usta. Delikatne krągłości i aura niewinności, która tak go intrygowała.
To przywróciło go do rzeczywistości. Nie mogła być niewinna, będąc jednocześnie częścią knowań Calogera. Weszła do starego i dumnego rodu Brunettich, a jako wnuczka Fausta i teraz żona Cesarego, czerpała korzyści z manipulacji i spisków jej dziadka.
Cesare odwrócił się i podszedł do kominka.
– Mam ochotę na drinka. Napijesz się czegoś?
Milczała przez chwilę.
– Dziękuję. Poproszę o to samo co ty.
Jej głos był jak zaproszenie do łóżka. Lekko zachrypnięty szept, pełen dekadenckich niedomówień i dwuznaczności, brzmiał, jakby należał raczej do śpiewaczki w zadymionym barze.
Cesare z irytacją stwierdził, że jego ciało reaguje zdecydowanie zbyt mocno, jakby nigdy wcześniej nie miał kobiety. Jakby to on miał dziewiętnaście lat, a ona dwadzieścia siedem. Jakby nie potrafił postępować z kobietami albo nie wiedział, jak niebezpieczne jest uleganie pożądaniu. Z zaskoczeniem stwierdził, że był teraz bliski tego, żeby o wszystkim zapomnieć i rzucić się na nią. Wszystkie emocje, które trzymał przez cały dzień na wodzy, teraz chciały się uwolnić i dojść do głosu.
Świadomość pomogła mu odzyskać kontrolę i pewną ręką nalał wina do dwóch kieliszków. Cesare nie dotarł aż tutaj, żeby ugiąć się pod pierwszą lepszą prowokacją. Nieważne, jak bardzo kuszącą. Wiedział, jak niebezpieczne są skutki utraty kontroli. Gdyby jego ojciec też miał tego świadomość, rodzina nie znalazłaby się w tych okolicznościach.
Odwrócił się z kieliszkami w dłoni, a Ida wciąż stała na środku salonu. Czy zdawała sobie sprawę, że górne światło zamieniało jej włosy w cudowną burzę ognia, odkrywając jednocześnie zarys sutków i ciała pod cieniutką, migotliwą tkaniną?
Z pewnością. Ida była ekspertką w kreowaniu swojego wizerunku. Skromne, pastelowe sukienki przed ślubem podkreślały jej młodość i dawały wrażenie niewinności. Suknia ślubna łączyła w sobie dziewicę i wampa, zupełnie mieszając mu w głowie.
Cesare podał jej kieliszek i sam napił się wina. Znajomy smak pomógł mu się skoncentrować. Wino pochodziło z rodzinnej winnicy, przypominając mu o wszystkim, co kiedyś brał za pewnik.
Niedługo znów tak będzie, jeśli jego plan się powiedzie.
– Idziesz niedługo do łóżka?
Jej głos był czystą pokusą. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami – ciekawe, jak często patrzyła tak na mężczyzn, gdy chciała coś osiągnąć?
Cesare Brunetti nie zamierzał jednak tańczyć tak, jak mu zagrała.
– Nie. Muszę jeszcze popracować.
Zmarszczyła czoło. Z irytacją zauważył, że teraz wyglądała jeszcze seksowniej.
– Ale to nasza noc poślubna!
– No i?
Jej rozpacz nie powinna mu sprawiać takiej satysfakcji, ale po wielu stresujących miesiącach nie mógł się powstrzymać, żeby nie poddać się tej małej przyjemności. Ida i jej dziadek sądzili, że mają go w garści, a on będzie im posłuszny jak pies. W sprawie ślubu nie miał nic do gadania, ale mógł kontrolować własne życie seksualne, nieważne, jak silna była pokusa.
Cesare wziął kolejny łyk wina, rozkoszując się jego bogatym bukietem. Odniósł przynajmniej jedno zwycięstwo. Nawet jeśli reszta planów zawiedzie, zabezpieczył winnicę i swoich pracowników. Co do reszty aktywów rodziny Brunetti…
– A… nie chcesz…?
Pokręciła głową, jakby wstydziła się spytać otwarcie. W innych okolicznościach pewnie byłby rozbawiony, ale miał dosyć całej tej maskarady.
– Pytasz, czy nie chcę uprawiać seksu?
Cesare powiódł wzrokiem po jej szczupłym ciele, a potem spojrzał na twarz. Jej policzki płonęły, a na szyi pojawiły się czerwone plamy.
A więc nie była aż tak opanowana.
– Lubię seks – odparł wolno – ale mam swoje standardy.
– Słucham?
Wzdrygnęła się i kilka kropelek wina spadło na jej jedwabną koszulkę.
Cesare pomyślał o tym, to skrywała jedwabna tkanina.
Pragnął jej.
Od pierwszego dnia, gdy stary Calogaro przyprowadził ją, żeby się poznali. Wyglądała zupełnie niewinnie. Od tego czasu pożądanie towarzyszyło mu podczas ich każdego spotkania. Tak jak i dzisiejszego dnia, gdy na oczach całego świata została jego żoną. Jakaś pierwotna część jego natury pragnęła ją posiąść, zapomnieć o udręce ostatnich miesięcy i po prostu zatracić się w niej.
Nie podobało mu się, że tak bardzo jej pragnął. Dlatego właśnie nie mógł, nie powinien ulegać pokusie.
– Nie rozumiem.
Patrzył na nią. Wciąż wyglądała zdecydowanie zbyt apetycznie. Co musi się stać, żeby się pozbył tej słabości?
– Pozwól więc, że ci to wyjaśnię.
Przerwał i spojrzał na jej piersi, które uniosły się, gdy wstrzymała oddech. W przeszłości nie musiał żyć w celibacie i Cesare miewał wiele kochanek, lecz miał swoją dumę.
– Nie zamierzam iść do łóżka z kobietą taką jak ty. Protegowaną kryminalisty, który zniszczył nie tylko moją rodzinę, ale po drodze też wielu innych niewinnych ludzi. Nie dotknąłbym cię, nawet gdybyś była ostatnią kobietą we Włoszech.

On nie żartował. Był zupełnie poważny.
Ida zamarła, czując, jak każde słowo wbija się w jej ciało jak ostrze noża. Ścisnęła kieliszek tak mocno, że szkło prawie pękło. Wino wylało się na jej dłoń, ale nie mogła oderwać wzroku od Cesarego. Z jakiegoś powodu czuła też, że nie może odstawić kieliszka, ścisnęła go więc również drugą dłonią, nie ufając tej pierwszej. Dzięki temu mogła się skupić na czymś poza nienawiścią, która lśniła w ciemnych oczach jej męża.
Wcześniej miała wrażenie, że jego spojrzenie jest ciepłe i aksamitne, co stanowiło cudowny kontrast do wściekłości i furii, która zwykle malowała się w oczach jej dziadka. Teraz jednak oczy Cesarego były zimne i poczuła, jak chłód przeszywa jej ciało aż do kości.
– Ale ja…
– Oszczędź sobie tłumaczeń. To nie ma znaczenia.
– Oczywiście, że ma! Jesteśmy małżeństwem!
To była jakaś fatalna pomyłka. Ślubowali sobie, że będą budować wspólną przyszłość, że…
– Zgadza się. Dostałaś to, czego chciałaś. Męża z pozycją i szlacheckie nazwisko, które otwiera drzwi twoim aspiracjom społecznym.
Ida pokręciła głową, a włosy zatańczyły dziko wokół jej twarzy. Jak mógł tak myśleć? Co ze wspólnymi rozmowami? Nie było ich wiele, ale zaczynali budować prawdziwą więź.
Przerwał jej, kiedy otworzyła usta, żeby zaprotestować.
– Twój dziadek dostał to, czego chciał, nieprawdaż? Lata podchodów i knucia, żeby zniszczyć rodzinę, której nienawidził. Zmanipulował nas i zadał ostateczny cios, dzięki któremu ma kontrolę nad nami i naszą firmą.
Cesare przerwał i Ida wyczuła, że w środku cały się gotował. Atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej gęsta.
Gdyby mogła, odsunęłaby się. Wiedziała, jak niebezpieczny potrafił być rozwścieczony mężczyzna. Czuła, że nogi się pod nią uginają i stanie prosto stało się znacznie trudniejsze. Jej ciało zamarło, oprócz tłukącego się w piersi serca i drżących dłoni.
Nie cofnęła się jednak, choć miała wrażenie, jakby ściany napierały i miały się za chwilę przewrócić. Cesare twierdził, że jej dziadek wszystko ukartował jako część jakiejś okrutnej zemsty. Ale to nie mogła być prawda. Dziadek naprawdę był zachwycony tym małżeństwem. Często wykorzystywał ludzi do swoich celów, ale Cesare był bogaty i wpływowy. Sam podejmował decyzje.
– Ale wciąż było mu mało, prawda? – Cesare parsknął.

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel