Miłość jest ci pisana
Przedstawiamy "Miłość jest ci pisana" nowy romans Harlequin z cyklu HQN MEDICAL.
Z powodu konfliktu w klinice w Calgary doktor Penny Burman wyjeżdża na pół roku do szpitala na dalekiej północy. Podczas joggingu w lesie spotyka przystojnego nieznajomego. Jest mrukliwy, Penny chętnie się z nim żegna, uważając go za drwala. Ale już niedługo później, w szpitalu, okazuje się, że poznany w lesie mężczyzna to słynny neonatolog, Atticus Spike. Penny jest podekscytowana. Gdy poznaje go bliżej, stwierdza, że oprócz oddania medycynie mają wiele innych wspólnych pasji. Jest zauroczona Atticusem, ale boi się z nim wiązać, bo ma on opinię samotnika i jest nieufny wobec kobiet...
Fragment książki
Hej, możemy pogadać?
Nie mam ci nic do powiedzenia.
Możesz być na mnie zła, ale potrzebuję pomocy w sprawie pacjenta.
Doktor Penny Burman westchnęła na dźwięk wibrującego telefonu. Miała ochotę odmówić Walterowi, temu kłamcy, a do tego jej byłemu, ale jeśli pomoże w leczeniu pacjenta, to udowodni zarządowi, że wciąż zależy jej na pracy w Calgary. A chce tam wrócić.
Żenująca pomyłka w życiu prywatnym nie powinna wpływać na jej życie zawodowe. Nie będzie karać pacjentów za swoje złamane serce. To Walter ukrył fakt, że ma żonę, a potem zrzucił na nią winę. O całej sprawie wiedziała tylko ona, Walter i zarząd szpitala. Nie przyznała się nawet matce. Nie było po co. Już nigdy nie popełni takiego głupiego błędu.
Powiedziała jej tylko, że przyjęła ofertę pracy na północy Kanady. Nie było sensu rozwodzić się nad tym, że zakochała się w żonatym facecie.
Dobrze, odpisała.
Dzięki, Pen. Wyślę ci potem historię choroby. Tęsknię.
Nie wiedziała, dlaczego jej potrzebuje. To on był przecież Specjalistą przez duże „S”. Ona dopiero zaczynała. Końcowe egzaminy zdała zaledwie rok wcześniej.
Jeszcze raz westchnęła i schowała telefon do kieszeni. Zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie się znajduje.
Oby tylko nie spotkać niedźwiedzia. Zaśmiała się. Co za niedorzeczna myśl. Może i jest na Terytoriach Północno-Zachodnich, ale szansa na spotkanie niedźwiedzia w Fort Little Buffalo, gdzie będzie pracować przez pół roku, jest taka sama jak w Calgary.
Zatrzymała się, by sprawdzić tętno i odetchnąć. Wrzesień był tu chłodniejszy niż w Calgary. A choć nawykła do mrozów w Albercie, gdzie dorastała, perspektywa spędzenia zimy na Północy wcale jej nie odpowiadała.
Nigdy by tu nie wylądowała, gdyby trzymała się swoich zasad. Całe życie broniła się przed miłością. Nie wierzyła w nią. Gdyby tylko nie opuściła gardy… nie czułaby się teraz jak idiotka. Zarząd zasugerował przeniesienie jej do szpitala na Północy ze względów wizerunkowych. To im pozwoliło zatrzymać genialnego kardiochirurga dziecięcego z Toronto, Waltera Scotta Duncana, o którego tak długo się starali. Tego żonatego faceta, który złamał jej serce.
Zaklęła pod nosem i pobiegła dalej. Już dawno skończyłaby trening, gdyby tylko przestała myśleć o Walterze. Chodzi o pacjenta, pamiętaj. Tylko dlatego z nim jeszcze rozmawiała. Wciąż była na siebie wściekła, że się w nim zakochała. Jej matka też została „tą drugą”, bo prawowita żona i dzieci ojca były w trakcie imigracji do Kanady z Indii. Po ich przyjeździe ojciec zostawił Penny i jej matkę. Tęskniła za tatą. Ale tylko czasami.
Gdy była dzieckiem, pojawiał się i znikał. Ostatni raz widziała go przed końcem liceum. Nie pofatygował się nawet na rozdanie świadectw. Była wtedy pewna, że przyjdzie. To dla niego zdobywała najlepsze stopnie. Wiedziała, ile bólu to sprawiło matce. Ona też pochodziła z hinduskiej rodziny, ale urodziła się już w Kanadzie. Ojciec dorastał w Indiach. Mieli te same korzenie, ale pochodzili z innych światów. Ojciec ukrył przed nią swoje drugie życie. Penny obiecała sobie, że nigdy nie znajdzie się w takiej sytuacji. A jednak Walter ją oszukał.
Nic dziwnego, że jego żona była wściekła. Chciała odsunąć Penny jak najdalej od męża. Odziedziczyła majątek i zapowiedziała sporą darowiznę na rzecz szpitala dziecięcego w Calgary, ale tylko pod warunkiem, że Penny zniknie. Na pół roku wysłano ją więc do pracy w szpitalu w Terytoriach Północno-Zachodnich. Nie miała wyboru.
Mogłam odejść, pomyślała. Wykluczone. Nie zrezygnuje z chirurgii dziecięcej. Zbyt ciężko pracowała na obecną pozycję. Przez całe studia była samodzielna. Harowała na trzy etaty i walczyła o każdą ocenę, aby dostawać stypendia. Chciała się wybić i udowodnić nieobecnemu ojcu, że jest coś warta. Ale to nie wystarczało.
Gdyby rzuciła pracę, musiałaby o wszystkim powiedzieć matce. Matka łatwo przyjęła decyzję o jej wyjeździe, ale zaniepokoiłaby się, gdyby poznała szczegóły.
Coś w lesie zaszeleściło, zachrzęściły suche żółte liście. Zamarła. Niedźwiedź. No ładnie.
Właścicielka domu doradziła jej, by nosiła przy sobie gaz pieprzowy. Wyjęła go z kieszeni. Za zaroślami mignęło futro. Krzyknęła i upuściła gaz. Bestia skoczyła i zaczęła lizać jej twarz.
– Horacy! Siad! – usłyszała głośną komendę.
Lizanie ustało. Penny zorientowała się, że napastnik siedzi przed nią. Z otwartego pyska zwisał różowy język. Patrzył na nią różnokolorowymi oczami: jednym niebieskim i drugim brązowym. Nie była ekspertką, ale to wesołe stworzenie wyglądało jej na psa w typie husky. Nie miała nigdy zwierzęcia, chociaż o nim marzyła. Wybiła to sobie z głowy. Opieka nad psem wymaga czasu. Szkoła, a potem praca, nie zostawiały jej go zbyt wiele.
Uspokoiła się i spojrzała na psa. Wyciągnął do niej łapę, jakby się przedstawiał.
– Horacy? Czyli jesteś chłopakiem? – spytała.
Przechylił łeb i polizał swój czarny nos. Penny kucnęła obok i go pogłaskała. Polizał jej brodę.
– Horacy! – rozległo się stanowcze przywołanie.
Wstała i zobaczyła mężczyznę wychodzącego z lasu. Wyglądał na miejscowego. Miał na sobie obcisłe dżinsy, robocze buty i czerwoną flanelową koszulę. Podwinięte rękawy odsłaniały opalone przedramiona. Jego włosy przytrzymywała znoszona czapka z daszkiem.
Jej serce przyśpieszyło, kiedy na nią spojrzał. Coś jej mówiło, że ten facet to kłopoty. Zalała ją fala ciepła i spuściła oczy. Nie da się omamić kolejnemu przystojniakowi. To ostatnie, czego teraz potrzebuje. W pewnym sensie została tu zesłana za karę. Skupi się na pracy, aby nie prowokować plotek o romansie z żonatym kolegą. Fort Little Buffalo to szansa na odkupienie win.
Nie znasz go. Na pewno kogoś ma. Wróci do Calgary, nawet jeśli będzie to oznaczało pracę z Walterem. Tam otworzą się przed nią szersze perspektywy. Dostała już nauczkę. Nie da się znowu uwieść. Fort Little Buffalo jest tylko przystankiem w drodze do celu.
– To pana pies? – zapytała.
Mężczyzna skinął głową i zwrócił się do Horacego, używając nieznanej jej komendy. Husky usiadł.
– Nie zrobił pani krzywdy? – Wyciągnął rękę, by pogłaskać pupila, który ucieszył się, że mu się upiekło.
– Nie. Zaskoczył mnie.
Nieznajomy znowu skinął głową. Nastała chwila ciszy. Penny nie wiedziała, co powiedzieć. Wyczuwała emocje ludzi, a nieznajomy miał w sobie jakiś niepokój. Nie było to nic niebezpiecznego. Wyglądał, jakby zżerał go smutek.
– Rzadko kogoś tu spotykam, szczególnie tak wcześnie. Zazwyczaj mamy ten szlak tylko dla siebie – powiedział.
W jego głosie wyczytała pretensję i się najeżyła.
– To chyba miejsce publiczne? Dopiero się tu sprowadziłam.
– Domyślam się.
Horacy sprawiał wrażenie dużo bardziej przyjaznego od swojego właściciela. Penny nie wiedziała, jak wyplątać się z tej niezręcznej pogawędki. Czasami naprawdę trudno było jej zrozumieć dorosłych, w przeciwieństwie do dzieci.
– Cóż, na mnie pora.
– Zamierza pani się tu często pojawiać?
– Czemu pan pyta?
– Chciałbym uniknąć ponownego spotkania. To trudny pies. Musi się jeszcze dużo nauczyć i za bardzo się rozprasza…
– W obecności przyjaznych ludzi? – Nie kryła ironii.
Przywołał psa i odwrócił się. Za kogo on się ma? Pokręciła głową, a nieznajomy ruszył w swoją stronę.
– Miło było poznać! – zawołała.
Zatrzymał się, ale się nie odwrócił, po czym odszedł.
Nie tak wyobrażała sobie pierwszy kontakt z tubylcami, wśród których spędzi najbliższych sześć miesięcy. Nie chciała czuć się odizolowana. Oby pozostali obywatele Fort Little Buffalo okazali się bardziej życzliwi niż ten wredny prostak, właściciel Horacego.
Wróciła do domu. Próbowała nie myśleć o przystojnym gburze. Czas przygotować się do spotkania z nowym przełożonym. Wiedziała, że zrobi dobre wrażenie. Może i nie trafiła tam, gdzie chciała, ale da z siebie wszystko.
Była ciekawa, kogo spotka. Podpatrzyła w kadrach, że ordynatorem pediatrii jest doktor Spike. Brakowało imienia. Zastanawiała się, czy to możliwe, że to ten sławny Atticus Spike. Zrewolucjonizował chirurgię dziecięcą na wschodnim wybrzeżu USA, po czym zniknął z Bostonu pięć lat temu, po nieudanej operacji.
Zniknął, choć to nie on popełnił błąd.
Wręcz przeciwnie, przeprowadził skrajnie trudną operację, ale utrata małego pacjenta to ciężki cios dla światowej klasy specjalisty w rozdzielaniu bliźniąt syjamskich. Matka dzieci była influencerką, a ich ojciec gwiazdą rocka, dlatego o sprawie mówiły wszystkie media. Cały świat patrzył mu na ręce.
Drugie dziecko przeżyło, ale zostało sparaliżowane. Wszyscy współczuli rodzicom, a doktor Atticus Spike po prostu zniknął. Penny bardzo żałowała, że tak się stało. Uważała go za wybitnego lekarza. Pisał świetne artykuły. Można powiedzieć, że była jego fanką.
To niemożliwe, by tak ceniony chirurg wybrał sobie za miejsce pracy mały szpital w Fort Little Buffalo.
Zasadniczo tożsamość ordynatora nie miała dla niej znaczenia. Chciała tylko zrobić dobre pierwsze wrażenie. Miała na sobie świeżo wyprasowany strój. Spojrzała w lusterko samochodu, by wygładzić włosy. Wzięła głęboki oddech. Jej serce zaczęło mocniej bić. Nikt nie wie, co się stało, Penny. Poza tym nikogo to nie obchodzi.
Przypomniała jej się dawna rozmowa z ojcem.
‒ Tato, wygrałam szkolną olimpiadę z fizyki! Jak do nas przyjedziesz, to pokażę ci moją odznakę!
‒ Twój brat wygrał krajową olimpiadę z fizyki. A ty?
‒ Nie, ale…
‒ No właśnie. Musisz bardziej się postarać.
Wysiadła z samochodu i zamknęła drzwi. Jest utalentowaną chirurżką dziecięcą. Może dopiero zaczyna, ale ma do tego dryg. Czuła, że da sobie radę.
Weszła na oddział z podniesioną głową. Czekał na nią doktor Lance Wood, odpowiedzialny za sprawy kadrowe.
– Doktor Burman, jak miło cię znowu widzieć – powiedział przyjaźnie.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Lance. Cieszę się, że będę tu pracować.
– Jesteśmy naprawdę zaszczyceni, że taka specjalistka zastąpi doktor Thorne podczas jej urlopu macierzyńskiego. Atticus będzie zachwycony.
– Atticus? – Próbowała ukryć ekscytację.
– Tak. Słyszałaś o nim?
– Chodzi o doktora Atticusa Spike’a od chirurgii naczyniowej noworodków?
– W rzeczy samej – odezwał się szorstki głos. – Nie ma się czym zachwycać. To już przeszłość.
Przeszedł ją dreszcz. Znała ten głos. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z gburem z parku. Jej idol. Nowy szef. Doktor Atticus Spike we własnej osobie. Nie wydawał się szczególnie zadowolony, że ją znowu widzi.
Nie lubił, gdy do zespołu dołączał ktoś nowy. Zawsze istniało ryzyko, że go rozpozna i będzie mu się podlizywać w nadziei, że jeśli wystarczająco go urobi, to trafi pod jego skrzydła, a jak tylko dostanie, czego chce, odsunie się od niego. Jak Sasha.
Lepiej o niej nie myśleć. Naprawdę się wtedy zakochał i wierzył, że z wzajemnością, ale kiedy zarząd szpitala w Bostonie podczas śledztwa w sprawie śmierci jednego z bliźniąt zostawił go na lodzie, Sasha zrobiła to samo.
Prawie go to zniszczyło. Nie mógł nikomu ufać. Był niezadowolony, że nowa lekarka go rozpoznała. Nie miał jednak pojęcia, że zobaczy przed sobą śliczną kobietę, na którą wpadł rano. Albo na którą wpadł Horacy.
Niesforny pies uczył się jeszcze zasad życia z ludźmi. Atticus nie spodziewał się, że pogoni za osobą, która wywrze na nim takie wrażenie. Była najpiękniejszą kobietą, jaką widział. Miała czarne włosy. Nie mógł oderwać wzroku od jej ciemnych oczu. Była wysoka i pełna gracji, a jej markowy strój sportowy niemal krzyczał, że przyjechała z dużego miasta. Dopiero się tu wprowadziła albo jest przejazdem. Nieważne.
Obiecał sobie, że już z nikim się nie zwiąże. Nie był więc zadowolony, gdy zobaczył, że tajemnicza kobieta z parku będzie z nim pracować. Na domiar złego wie, kim jest. A on nie potrzebuje adoracji. Sasha, która z nim współpracowała, też chciała mu się przypodobać. Każde jej słowo okazało się kłamstwem.
Nie zamierzał znowu przez to przechodzić. Właśnie dlatego, zamiast do kolejnego dużego szpitala, przeniósł się do rodzinnego miasta. Chciał, by zostawiono go w spokoju.
– To pan? Doktor Atticus Spike? – zapytała.
Zaskoczyło go to i sam ledwo stłumił uśmiech. Nie wyglądała na zadowoloną. Może jednak nie jest jego do bólu słodką fanką. Nic dziwnego. W parku nie był wobec niej zbyt uprzejmy.
– We własnej osobie – odparł szorstko.
– Atticus – upomniał go Lance dobrze znanym tonem. Przez kilka lat Atticusowi udało się wypłoszyć stąd każdego młodego chirurga. Choć to nie była do końca jego wina. Niektórzy lekarze rezygnowali, kiedy orientowali się, że praca z Atticusem nie pomoże im się wybić.
A on miał nosa do manipulantów.
– Przyjechała pani z południa? – spytał.
– Z Calgary. – Zmrużyła oczy. – Pracowałam tam przy dość prestiżowym projekcie. Mam dobre rekomendacje.
– Doktor Burman była najmłodszą absolwentką pediatrii na swoim roczniku na Uniwersytecie Alberty – dodał Lance z uśmiechem. – Poszczęściło nam się.
Zabrzmiało to jak ostrzeżenie. Atticus chrząknął, udając, że nie jest pod wrażeniem. Był ciekaw, dlaczego wyjechała z Calgary. To nie jego sprawa, pomyślał. Obchodziło go tylko to, jak lekarka będzie spisywać się w pracy.
Choć chciał wiedzieć, czy kogoś ma. Czy ktoś czeka na nią w domu, by wziąć ją w ramiona i pocałować. Na samą myśl o tym przeszła go fala ciepła.
Wie jedno. Musi ją trzymać na dystans.
– Na pierwszej zmianie może pani pomóc w izbie przyjęć. O tej porze roku jest dużo przeziębień, jesiennych alergii i takich tam – powiedział.
– Cudownie – oznajmiła sztywno i odwróciła się do Lance’a, który podał jej identyfikator i pager. Była zaskoczona, że dalej używają pagerów, ale pewnie mają słaby zasięg. – Czy mógłby mi pan wskazać drogę? Chciałabym zabrać się do pracy.
Atticus starał się nie uśmiechać. Chyba nie wzruszyła jej jego obojętność. Może się sprawdzi.
– Pójdę z tobą – powiedział Lance.
Gdy odchodzili, spojrzał groźnie na Atticusa, który uśmiechnął się pod nosem. Plecy Penny były wyprostowane, głowa wysoko uniesiona. Odwróciła się. Jego tętno przyspieszyło...