Miłość, która stopi każdy lód
Przedstawiamy "Miłość, która stopi każdy lód" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Lena Weir zarządza hotelem na północy Szwecji. Na wieść o niespodziewanej wizycie właściciela Konstantinosa Siopisa wpada w panikę. Nie obawia się jednak o pracę, tylko o to, że wyda się, że jest z nim w ciąży. To była jedna noc zapomnienia. Błąd – jak podsumował ją Konstantinos. Lenie udaje się ukryć swój stan, lecz szef wraca po zostawiony telefon, a ona nie ma już wtedy na sobie maskującego ciążę swetra. Konstantinos jest zszokowany i wściekły, ale w jego oczach Lena dostrzega też żar, którego się nie spodziewała…
Fragment książki
Chatę położonego sto dwadzieścia kilometrów na północ od koła podbiegunowego Siopis Ice Hotel wypełniał szum rozmów pracowników. Drewniana budowla służąca za recepcję i centrum administracyjne, wraz z otaczającymi ją przytulnymi domkami, była otwarta przez cały rok, pozwalając gościom cieszyć się okolicą w każdym sezonie. Jednak gdy nadchodził listopad, a woda w okolicznej rzece zamarzała na tyle, by rzemieślnicy mogli rozpocząć swoją pracę, zaczynała się prawdziwa magia.
Choć Lena Weir pracowała tu już cztery lata, wciąż inspirował ją zarówno talent, jak i ciężka praca, której wymagało stworzenie igloo z niczego poza blokami lodu i śniegu. Co roku patrzyła również tęsknie, jak wiosna roztapia lśniącą budowlę, a jej budulec powraca do rzeki, by doczekać kolejnej zimy.
W takie dni jak ten ciężko było nawet myśleć o wiośnie. Ledwie dochodziła druga, a świat dawno już spowijała absolutna ciemność. Słońce wyszło ostatnio trzy dni temu, ale też tylko na moment. Lena wraz z resztą załogi wyszła wówczas na dwór, by nacieszyć się dwudziestoma sześcioma minutami jego promieni. Wszyscy wiedzieli, że taka okazja nie powtórzy się przez kolejne trzy tygodnie.
Podczas poprzednich zim spędzonych w Szwecji nie przeszkadzał jej brak słońca. Lubiła doświadczać tego, jak żyła jej matka przez pierwsze dwadzieścia lat swojego życia. Dużo gorzej znosiła letnie miesiące, kiedy dzień wcale nie chciał się skończyć.
Za trzy dni mieli pojawić się pierwsi goście na otwarcie sezonu zimowego. Najbardziej żądne przygód i najbogatsze osoby przyjeżdżały tu specjalnie, by doświadczyć przyjemności spędzenia nocy w dumnym igloo. W tej chwili w głównej chacie odbywało się zatem spotkanie organizacyjne. Witanie przybyłych zawsze było ekscytujące, bo choć z zewnątrz igloo zawsze wyglądało podobnie, to wnętrze zmieniało się i zaskakiwało nowościami każdego roku. Jedyną stałą był miękki połysk lodu uwydatniany przez taktycznie rozmieszczone w nim światełka.
Akurat gdy pracownicy ubierali się w grube kombinezony, by przygotować się na gryzące zimno, rozdzwonił się telefon recepcji. Sven był najbliżej, więc to on po niego sięgnął.
– Hotel Siopis Ice, czym możemy służyć? – przywitał się doskonałą angielszczyzną. Gdyby od razu nie złapała jego spojrzenia, Lenie na pewno umknąłby wyraz szczerej paniki, który nagle zabłysnął w jego oczach. – Oczywiście, zaraz wyślę zespół sprzątający.
– Co się stało? – spytała Lena. W hotelu rzadko coś szło niezgodnie z planem, więc nieczęsto widziała członków załogi w panice. Czyżby komuś nie działała maszyna do kawy? Może zostawili gdzieś niepościelone łóżko? Jeśli wzywano sprzątaczy, to nie mogło to być nic poważniejszego.
Ale… może jednak?
– To Magda. Przyśpieszono termin naszej półrocznej inspekcji.
Lena uniosła brew, ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Nie miała nic do ukrycia, a nawet uznała, że to dobrze. Wcześniejszy plan zakładał inspekcję na trzy dni przed świętami, co było niepoważne i bardzo niewygodne organizacyjnie.
– Pan Siopis przyjedzie przeprowadzić ją we własnej osobie – dodał Sven.
Tym razem poczuła, jak krew ucieka z jej twarzy. Musiała przytrzymać się recepcji, by nie upaść.
– Kiedy? – jęknęła.
Konstantinos Siopis odbywał w hotelu tylko jedną wizytę rocznie – zawsze latem. Nie miał się tu zatem pojawić jeszcze przez dobre pół roku. Sven musiał być równie zszokowany, bo nawet nie mrugnął okiem na jej reakcję.
– Będzie tu za kilka godzin.
Lena musiała powstrzymać chęć padnięcia na ziemię i skulenia się do pozycji embrionalnej. Mocniej zacisnęła palce na stole recepcyjnym i z całych sił skupiła się, by jej głos nie zdradził morderczego przerażenia. Musiała zachować profesjonalny ton.
– W porządku, w takim razie zaraz przygotuję samochód, żeby odebrać go z lotniska. – Wysłanie po niego sani zaprzęgniętych w stado huskych nie wchodziło w grę, choć goście uwielbiali tę opcję. – Wiemy, jak długo zostanie?
– Nie.
Nie miała do Svena żalu, że nie dopytał. Magda była tak przerażająca w roli asystentki, jak i sam jej szef, właściciel sieci luksusowych hoteli i inwestor w najnowsze technologie. Tak się składało, że ten człowiek był również szefem Leny i wszystkich tutejszych pracowników – a do tego ojcem sekretnego dziecka, które właśnie rozwijało się w jej brzuchu.
Konstantinos wyjrzał w nieprzejednaną ciemność. Niektórym ludziom ciągła noc i dojmujące zimno sprawiały frajdę, ale on nie należał do tego grona. Jego naturalnym środowiskiem były słoneczne wyspy takie jak Kos, na której się urodził. Do tego stopnia nie przepadał za zimnem, że planował swój rok pracy tak, by zawsze znajdować się tam, gdzie ciepło i jasno.
Tam, gdzie zaraz miał wylądować, w najdalej wysuniętej na północ części Szwecji, jedynymi światłami były domy i centra badawcze, i może małe okolice turystyczne. Żadnego słońca.
Lądowanie poszło zgrabnie, ale wystarczyło, że ktoś z załogi otwarł drzwi, a natychmiast poczuł kłujące zimno. Zaraz znalazł się jednak w ogrzanym samochodzie, otrzepując czapkę, by nie zmokła. Gdyby nie to, zapewne sympatyczniej powitałby swoich pracowników.
Nie lubił, jak śnieg lądował na jego śniadej skórze. Nie lubił brnąć przez zaspy i nie znosił nosić warstw nieeleganckich ubrań, by się przed nim ochronić. Jako dziecko oglądał wiele świątecznych filmów o urokliwej śnieżnej aurze i zazdrościł dzieciom bawiącym się w bitwy na śnieżki i lepiącym bałwany. Sam doświadczył śniegu dopiero jako dwudziestolatek, gdy zabrał Cassię do Nowego Jorku. Wystarczyło pięć minut, by znienawidził tę białą papkę. Gdy wrócił znów na Kos, poprzysiągł sobie, że do końca życia będzie unikał takiej pogody.
Więc czemu przełożył wyjazd do Australii i znalazł się w miejscu, gdzie słońce stanowiło tak reglamentowany towar?
Standardową polityką jego firmy było przeprowadzenie dwóch inspekcji w roku w każdym hotelu, jaki posiadał. Jego niechęć do chłodu oznaczała, że oddelegowywał wszelkie północne misje wyspecjalizowanemu zespołowi. Wcześniej tego dnia dowiedział się jednak, że Nicos, przewodniczący tegorocznej komisji, trafił do szpitala i nie wyjdzie z niego przez kilka tygodni.
Siopis Ice Hotel był perełką pośród pozostałych biznesów, która bez wyjątku rok w rok i w każdym sezonie zbierała same doskonałe recenzje i opinie. Każdej zimy ludzie z całego świata zjeżdżali doświadczyć budowanego tu igloo. Od ośmiu lat Konstantin celowo bywał tutaj jednak wyłącznie latem, gdy rzeczone igloo już dawno stopniało, a w całorocznych kabinach czas spędzali tylko bogaci podróżnicy i poszukiwacze przygód.
Niedyspozycja Nicosa oznaczała przełożenie inspekcji, co nie byłoby problemem, gdyby Konstantin pięć miesięcy wcześniej nie złożył prowadzenia hotelu w ręce Leny Weir – najmłodszej i najmniej doświadczonej kandydatki na zarządzającą menedżerkę ze wszystkich, które zgłosiły się na to stanowisko. Jej cotygodniowe raporty były dokładne, a oceny gości niezmiennie świetne, jednak musiał się sam przekonać, czy na miejscu również wszystko działa, jak powinno.
Zamierzał też jednak spędzić święta z rodziną, na Kos, więc pierwotny przedświąteczny termin inspekcji zwyczajnie mu nie pasował. Właśnie dlatego postanowił przeprowadzić ją jak najszybciej – była to impulsywna decyzja, której od razu pożałował.
Takich decyzji było niestety więcej.
Jeszcze nigdy nie jechał na rutynową inspekcję z tak straszliwie obolałym sercem. A najgorsze w tym wszystkim było to, że sam był sobie winny. On i jego decyzje sprzed pięciu miesięcy.
Od kiedy Konstantin wyszedł na swoje, rozmowy o pracę przeprowadzał w ten sam sposób jak jego ojciec, zatrudniając nowych pracowników rodzinnej restauracji. Mianowicie siadał do wspólnego obiadu i symbolicznie dzielił się chlebem z nowym rekrutem. Zatrudniając tysiące pracowników, nie zawsze był w stanie zrobić to osobiście, ale uwiecznił tę tradycję w alternatywny sposób, pozwalając, by osoby odpowiedzialne za zatrudnienie, głównie menedżerowie, zapraszały nowego pracownika na wspólny posiłek w jego imieniu – i, oczywiście, na koszt Siopis Group. Jeśli zaś to on sam decydował o zatrudnieniu kogoś na jedno z wyższych stanowisk – robił to osobiście.
Tym właśnie sposobem znalazł się na kolacji z Leną Weir po awansowaniu jej na menedżerkę Ice Hotelu.
Choć destynacja była wyjątkowo odległa, na miejscu znajdowało się kilka dobrych restauracji, w tym jedna nagrodzona gwiazdką Michelin w jego własnym hotelu, na którą to się zdecydowali. Wypróbowali całe menu degustacyjne wraz z polecanym do niego winem i jakoś tak wyszło, że udało im się wypić godne trzy butelki. Po tym całkowicie oczywiste wydawało się odprowadzenie jej do jednej z chatek – a potem przyjęcie jej zaproszenia na kawę, które doprowadziło do podjęcia kilku nietrafnych decyzji.
Następnego ranka byli wobec siebie niesłychanie grzeczni, więc wyjechał ze Szwecji z poczuciem, że ten mały incydent nie wpłynie na ich relację zawodową. Od tamtego czasu nie dostał też powodów, by tak sądzić.
Lena Weir nie była głupia. Była pracowita i właśnie to całkowite oddanie obowiązkom było powodem, dla którego to jej powierzył tak odpowiedzialne stanowisko. Wiedział zatem, że musiała zdawać sobie sprawę, że skoro przeżył trzydzieści siedem lat jako wieczny kawaler, nie była to kwestia przypadku, a świadoma decyzja.
Światła samochodu wyciągnęły z ciemności kształty – byli już prawie w kompleksie hotelowym. Znów poczuł uścisk w piersi.
Konstantinos nigdy wcześniej nie upił się z pracownicą, a tym bardziej nie poszedł z żadną do łóżka. Ta noc była błędem – w tej kwestii zgodzili się następnego ranka. Błędem, o którym nie trzeba było nigdy więcej rozmawiać.
Gdy terenówka zajechała pod recepcję, Lena uciekła wzrokiem przed rozbieganym spojrzeniem Svena. Bała się, że jego panika jej się udzieli i tylko pogorszy wyżerające jej wnętrzności przerażenie, choć jej strach nie miał nic wspólnego z inspekcją.
Wszyscy pracownicy, od kiedy dowiedzieli się o wcześniejszej wizytacji, biegali po kompleksie jak poparzeni, dokonując ostatnich poprawek. To właśnie ich ożywienie ją ocuciło i w końcu zebrała się w sobie i klasnęła donośnie, by złapać ich uwagę.
– Wszyscy trzymamy się wysokich standardów, których pan Siopis od nas wymaga w codziennej pracy, więc czym się mamy martwić? – rzuciła, ale zaraz z krzywym uśmieszkiem dodała: – No ale jeśli ktoś uważa, że szedł na skróty, to dobry moment, by to naprawić.
Kilku członków załogi pokornie wyszło, ale Lena wiedziała, że wszelkie niedociągnięcia to najwyżej drobnostki. Jej pracownicy zapewniali wysoką jakość usług, by ułatwiać życie sobie nawzajem i gościom. Byli tu zgraną drużyną i mogli na siebie liczyć, więc Konstantinos Siopis nie mógł tu znaleźć niczego niezgodnego z wymaganiami – na to liczyła. Płacił swoim pracownikom wyjątkowo hojnie, nie uwzględniając nawet benefitów zapisanych w umowach, jednak w zamian oczekiwał perfekcji. Jedna zła recenzja wystarczała, by rozpoczynał całe śledztwo, a każde zaniedbanie srogo było karane. Koncepcja drugich szans niestety tu nie istniała.
Przez pięć miesięcy pracy Lena tylko trzykrotnie zetknęła się z takimi niedociągnięciami, ale na szczęście nie zostały one zawarte w opiniach gości i nie zapisała ich w kartotekach pracowników. Nie było więc szansy, że Konstantinos o czymś wiedział… prawda? W przeciwnym wypadku miałby podstawy, by ją wyrzucić.
Przełknęła ciężko ślinę i spojrzała na wyłaniającą się z samochodu rosłą sylwetkę mężczyzny. Rozstawione po drodze światełka ułatwiały znalezienie drogi do chaty nawet w ciemności, a ich blask przypominał jej świąteczne lampki.
Z każdym ciężkim krokiem jej serce biło szybciej i mocniej zamykała ręce na brzuchu, gotowa bronić nienarodzonego dziecka. Poza hotelowym lekarzem zapewniającym pełną dyskrecję, nikt nie wiedział o jej ciąży. Gorliwie ukrywała tę tajemnicę, co musiało być wynikiem świeżo odkrytego instynktu macierzyńskiego.
Lena nie mogła pozwolić sobie na utratę pracy. Bez niej nie miała szans zapewnić dziecku dobrego życia. Nie miała nawet gdzie mieszkać. Naturalnie, drzwi domu jej rodziców w Anglii były zawsze otwarte, ale jej młodzieńcza sypialnia nie pomieściłaby jej i noworodka. Nie, kiedy w budynku była też prowizoryczna apteka, mnóstwo sprzętu medycznego i pokój poświęcony jej siostrze. Lena nie miała nawet oszczędności poza tym, co uciułała na boku, od kiedy zobaczyła wynik testu ciążowego. Z kolei wszystkie pieniądze jej rodziców już dawno zniknęły po wypadku, z którego Lena wyszła cało, ale jej siostra potrzebowała całodobowej opieki.
Mężczyzna, do którego powinna móc zwrócić się o pomoc, ojciec dziecka, był już niemal u progu. Serce niemal stanęło jej w gardle.
Sven rzucił się otworzyć drzwi, a Lena chwyciła gruby folder, którym zakryła brzuch, a potem zmówiła szybką modlitwę, by Konstantinos nie przyjrzał się zbyt dokładnie jej sylwetce. Ogrzewanie w chacie było na tyle skuteczne, że załoga nosiła tylko koszulki polo. Lena miała jednak na sobie elegancką swetrową sukienkę z kołnierzykiem zapewnianą wszystkim pracownicom stykającym się z gośćmi. Tylko wyjątkowo spostrzegawcza osoba dostrzegłaby pod nią wystający lekko brzuszek. Na wszelki wypadek wybrała jednak strój w nieco za dużym rozmiarze. Póki co – działało.
Konstantinos mocno otrzepał buty ze śniegu na macie przy wejściu i wkroczył do środka, po czym natychmiast złapał wzrokiem ciemne oczy kochanki sprzed miesięcy. Jedno uderzenie serca zajęło jej przyjęcie powitalnego uśmiechu i ruszenie w jego stronę z wyciągniętą ręką. Drugą wciąż zakrywała się folderem.
– Panie Siopis, co za miła niespodzianka.
– Niewątpliwie – odparł sarkastycznie, zamykając jej dłoń w biznesowym uścisku. Nie powstrzymało to iskierki energii, która przeskoczyła z jego palców na jej dłoń; czując ją, oderwał natychmiast rękę i przeniósł wzrok na recepcję, by zająć wzrok świątecznymi ozdobami. Pomieszczenie pachniało pomarańczami i cynamonem.
Choć większość nie-lodowych budynków hotelu ogrzewano za pomocą energii geotermicznej, w głównym budynku huczało również otwarte ognisko, które z radością witali przybywający zmarznięci goście. Konstantinos również do niego podszedł, by ogrzać ręce.
Dał sobie chwilę na ochłonięcie, po czym znów zwrócił się do Leny, na twarzy której widniała ostrożność, niemal strach. Rozumiał i jedno, i drugie. Czuł to samo, od kiedy podjął decyzję, by tu przyjechać. Od czasu zdrady Theo i Cassii Konstantinos był krótkoterminowym monogamistą, jednak nie przepadał za jednorazowymi przygodami. Jeśli już się zdarzały, to z kobietami których nie chciał, nie musiał i nie zamierzał ponownie spotykać. Żadna z nich nie zapadła mu w pamięci.
Żadna – poza Leną. Był to kolejny powód, dla którego przekraczanie profesjonalnych granic okazało się błędem. Konstantinos zarządzał wieloma hotelami i innymi inwestycjami, a teraz jego serce podskakiwało głupio, gdy jej imię pojawiało się w tytule maila. Jej zwięzłe, rzeczowe wiadomości były jedynymi, które czytał dokładnie i wielokrotnie, od deski do deski.
Nigdy więcej – obiecał sobie znowu. Mieszanie życia zawodowego z przyjemnościami kończyło się koszmarem, wiedział to z doświadczenia.
A teraz kobieta, której samo imię wielokrotnie odciągało go od pracy, stała przed nim w całej okazałości. Brązowe włosy o rudawym połysku opadały na ramiona, z jednej strony odsłaniając drobne ucho. Okalały drobną okrągłą twarz i duże, aksamitnie brązowe oczy, prosty nos i pełne usta. Ta piękna twarz wieńczyła szczupłe ciało obdarzone krągłymi piersiami, których ciężar wciąż pamiętał w dłoniach, a których prawdziwy urok ukrywały w tej chwili niedopasowane ubrania…
Zatrzymał tę myśl. Absolutnie nie powinien wciąż pamiętać takich szczegółów.
– Czy przygotowano już dla mnie pokój? – spytał grzecznie. Z racji odległości od cywilizacji panowała tu zasada, że na wszelki wypadek jeden pokój zawsze ma pozostać wolny.
– Tak. Mam tu również rozpiskę wydatków z ostatnich miesięcy…
– Pracą zajmiemy się później – przerwał Lenie. – W pierwszej kolejności chcę obejrzeć igloo.
Chciał mieć to za sobą, by resztę tego krótkiego pobytu spędzić z dala od tego przeklętego zimna.
Skinęła głową, posłała mu kolejny ciepły uśmiech, po czym wskazała wysokiego Szweda przy recepcji.
– To może Sven zajmie się…
– Nie, ty jesteś menedżerką, więc ty mnie oprowadzisz.
Jej uśmiech drgnął, ale utrzymała go dzielnie.
– Oczywiście. Pomyślałam o Svenie, bo jego ojciec był głównym architektem, a on sam był zaangażowany w tworzenie warstwy artystycznej jednego z pokoi.
– A ty nie znasz tych szczegółów?
– Znam. Cała załoga zna.
– Świetnie. Sven może zaprowadzić mnie do pokoju. Za pół godziny spotykamy się tutaj i możemy zaczynać.
– Chcesz dotrzeć do igloo na nogach, nartach czy skuterem śnieżnym?
Lena najbardziej lubiła narty – nie był to ostry zjazd z prawdziwego zdarzenia, po prostu w panujących tu warunkach płozy radziły sobie zgrabniej niż zimowe buty.
– Przejdziemy się – odpowiedział bez wahania.
– Jak sobie życzysz.
Spotkał jej spojrzenie, skinął głową i wraz ze Svenem wyruszył do swojej kabiny. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Lena wypuściła długi oddech i zamknęła oczy.