Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Miłość mimo wszystko (ebook)
Zajrzyj do książki

Miłość mimo wszystko (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7453-1
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyMaid for the Untamed Billionaire
TłumaczMałgorzata Dobrogojska
Język oryginałuangielski
EAN9788327674531
Data premiery2021-12-16
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Jake Sanderson, autor znanego w Australii programu telewizyjnego, nareszcie znalazł dobrą gospodynię. Młoda wdowa Abby Jenkins świetnie się sprawdza w swojej roli, a przede wszystkim nie jest jego fanką i nie usiłuje z nim flirtować. Jake coraz bardziej ją lubi i zaczyna się obawiać, że to on zechce uwieść ją. By do tego nie dopuścić, unika Abby. Od roku właściwie się nie widują. To jednak będzie się musiało zmienić, gdy umiera wuj Jake’a i w liście pożegnalnym zostawia zapis dotyczący Abby…

Fragment książki

Jake potrzebował osoby do prowadzenia domu.
Oczywiście dochodzącej. Zdecydowanie nie chciał czyjejś nieustannej obecności, śledzących oczu, wymuszania rozmowy czy naruszania prywatności. Właśnie po to, by móc się nią cieszyć, niedawno kupił ten dom.
Spędziwszy całe tygodnie w szpitalu i jeszcze miesiąc w klinice rehabilitacyjnej, niczego nie pragnął bardziej, niż w końcu znaleźć się u siebie. Odrzucił więc propozycję zamieszkania u krewnych i kupił to miejsce w East Balmain jako prezent dla siebie na trzydzieste urodziny.
Na początku wystarczała mu sprzątaczka dwa razy w tygodniu. Zakupy czy pranie załatwiał przez internet, co kontynuował nawet po powrocie do pracy. W końcu jednak stało się to uciążliwe i wręcz znienawidził czekanie na wiecznie niepunktualnych dostawców. Cierpliwość nie należała do jego mocnych stron, a znakomicie mógł sobie pozwolić na płatną pomoc. Miał pieniądze, jeszcze zanim jego telewizyjny show odniósł spektakularny sukces. Była to raczej kwestia prywatności. Nie miał jej zbyt wiele, bo odkąd zyskał popularność, media społecznościowe i portale plotkarskie śledziły każdy jego ruch.
Jedyną bezpieczną oazą był dom. Dlatego szukał odpowiedniej gospodyni, co okazało się trudniejsze, niż przypuszczał. Bo zwyczajnie nie polubił żadnej z przepytywanych na tę okoliczność osób. Co prawda przewidywał niemal całkowity brak bezpośrednich kontaktów, bo gospodyni miałaby pracować tylko w ciągu tygodnia, wyłączając weekendy, od jego wyjścia do pracy do powrotu, czasami dosyć późno. Produkcja i prowadzenie „Australia at Noon” pochłaniała całe dnie od rana do wieczora. Sympatia czy antypatia nie powinna więc mieć aż takiego znaczenia. Jednak nie mógł znieść myśli, że ktoś, kogo nie lubi, będzie przebywał w jego osobistej przestrzeni pod jego nieobecność.
Wszystkie kobiety, z którymi do tej pory rozmawiał, były wielkimi fankami jego programów, co go irytowało. Od razu zaczynał sobie wyobrażać, jak opisują w mediach społecznościowych swoją „cudowną nową pracę” albo „cudownego pracodawcę”, dokumentując swoje zwierzenia zdjęciami jego prywatnej przestrzeni.
Dlatego nie zatrudnił żadnej i czekał na kolejną kandydatkę z agencji gospodyń do wynajęcia, której właścicielka była gościem jego programu kilka dni wcześniej.
Obiecała przysłać mu dokładnie taką osobę, jakiej szukał.
Osoba, która punkt druga miała się pojawić w jego gabinecie, była stanowczo za młoda – miała tylko dwadzieścia sześć lat – i w dodatku była wdową. Jak do tego doszło? Właścicielka agencji nie powiedziała, a on nie chciał pytać.
Abby Jenkins praktycznie nie miała doświadczenia. Jak wynikało z krótkiego cv, jako siedemnastolatka porzuciła liceum, by podjąć pracę we frytkarni, a jako dwudziestolatka wyszła za mąż i pozostawała na utrzymaniu męża.
Usłyszał zatrzymujący się przed domem samochód. Zerknięcie na zegar upewniło go, że jest dokładnie druga. Przynajmniej jest punktualna.
Na widok blond piękności o zielonych oczach patrzących na niego z ujmującym zatroskaniem, wstrzymał oddech.
Dziewczyna była kłębkiem nerwów. Przygryzała wargi i ściskała pasek od czarnej torby jak linę ratunkową. Miała na sobie ciemnoniebieskie dżinsy i szydełkową bluzkę, ładnie podkreślające doskonałą figurę. Była bez makijażu, a proste długie włosy miodowej barwy związała nisko na karku. Docenił, że w przeciwieństwie do innych kandydatek nie wystroiła się na pokaz.
– Pan Sanderson? – spytała z wahaniem.
Skoro go nie rozpoznała, to nie oglądała jego show ani wcześniejszych dokumentów. Trochę go to rozczarowało, ale pewnie tak było lepiej.
– To ja – odparł. – A pani to Abby, prawda?
Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem, błyskając białymi zębami.
– Tak – odpowiedziała po prostu i dodała pospiesznie: – Bardzo dziękuję, że zgodził się pan na tę rozmowę.
– Barbara bardzo panią zachwalała.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Podobno kiedy wpadła z niezapowiedzianą wizytą do pani domu, zastała godny podziwu porządek.
Pod wpływem jego słów zarumieniła się lekko.
– Lubię ład.
– Właśnie o to mi chodzi. Proszę wejść, porozmawiamy. Zapewne powinienem oprowadzić panią po domu i wszystko wyjaśnić, ale może nie zechce pani tej pracy.
– Zechcę z pewnością, panie Sanderson. – Weszła do holu i spojrzała pod nogi. – Przepiękna drewniana podłoga. Świetnie się poleruje.
– Ale ciężko ją utrzymać w czystości.
– Nie boję się ciężkiej pracy – odparła, podnosząc na niego wzrok.
Spodobało mu się jej zadziorne spojrzenie i poczuł, że ją lubi. Naprawdę.
– Doskonale.
W końcu mu się udało. Znalazł osobę, jakiej potrzebował.

Dwanaście miesięcy później

Cicho nucąc, Abby zamknęła swój czysty domek na klucz i wyruszyła do pracy. Nigdy nie narzekała na poniedziałki. Lubiła swoją pracę. Lubiła zajmować się pięknym domem pana Sandersona, choć może nie przepadała za nim samym. Ale była wdzięczna, że dał jej szansę, kiedy nie miała doświadczenia ani referencji.
Prawdę mówiąc, wciąż trudno jej było uwierzyć w swoje szczęście. To była ciepła posada, dojazd do pracy łatwy i niedługi, no i była swoim własnym szefem. Jake’a nigdy nie było w domu, mogła więc pracować własnym tempem. Nie obijała się jednak, bo w kwestiach gospodarstwa domowego była perfekcjonistką. I w jej domu, i u Jake’a można było jeść z podłogi.
Czasem w poniedziałki zastawała bałagan. Zawsze wiedziała, kiedy Jake miał w weekend gościa z nocowaniem. Człowiekowi obwołanemu osobowością telewizyjną roku nie mogło zabraknąć damskiego towarzystwa. Siostra Abby, Megan, uzależniona od twittera i magazynów plotkarskich, informowała ją na bieżąco o życiu towarzyskim jej szefa. Jego najnowszą przyjaciółką była prezenterka wiadomości, Olivia, długonoga brunetka zachwycającej urody, o wielkich brązowych oczach, nienagannej figurze i promiennym uśmiechu.
Przestała śpiewać i dotknęła językiem swoich nowych zębów. Porcelanowe koronki kosztowały fortunę i wciąż jeszcze spłacała pożyczkę. To jednak była kwestia konieczności, a nie próżności.
– Musisz sama siebie lubić, skoro chcesz wrócić do pracy – powiedziała jej siostra. – Dlatego przede wszystkim powinnaś coś zrobić z zębami.
I miała rację. Abby cierpiała na fluorozę, nasilającą się stopniowo i atakującą zwłaszcza górne zęby, które pokryły się brązowymi plamami. Jej mąż, Wayne, twierdził, że i tak mu się podoba, ale nigdy w to nie wierzyła. W końcu, kiedy już nie mógł się sprzeciwić, posłuchała rady Megan i poszła do dentysty.
To była najlepsza decyzja w jej życiu. Nigdy nie była rozrzutna, więc kiedy spłaci pożyczkę, będzie mogła zacząć zbierać na swoje wymarzone podróże.
Zawsze chciała zobaczyć świat. Tylko dzięki marzeniom przetrwała nieszczęśliwe nastoletnie lata. Kiedy wyszła za Wayne’a, tamte marzenia zastąpiły inne. Nade wszystko pragnęła stworzyć szczęśliwą rodzinę, jakiej ani ona, ani Wayne nigdy nie mieli. Ale te marzenia nigdy się nie spełniły.
Minimum półroczne wakacje chciała spędzić na zwiedzaniu Europy, Azji i obu Ameryk. Na swojej liście miała między innymi Niagarę, Wielki Kanion Kolorado i Nowy Jork. Kiedy już uzbiera odpowiednią kwotę, zrezygnuje z pracy u Jake’a.
Dla Megan porzucenie tak dobrej posady dla podróży zakrawało na szaleństwo, ale Abby nie podzielała jej obaw. Potrzebowała marzeń, bo dzięki nim mogła spoglądać naprzód, a nie wstecz.
Tuż przed dziewiątą trzydzieści skręciła w ulicę prowadzącą do domu Jake’a. Ulica szła lekko w dół w stronę przystani promowej. Większość dwupiętrowych domów pochodziła z początku dwudziestego wieku, a wszystkie zostały niedawno odnowione. Balmain było dziś bardzo pożądanym adresem, dalekim od swoich robotniczych korzeni.
Dom Jake’a był kiedyś narożnym sklepem. Ktoś go kupił i zmienił w dom, rozbudowując na szerokość i wysokość, a Jake nabył go stosunkowo niedawno. Był w pełni umeblowany i miał wszystko, czego potrzebował nowy właściciel: podwórze bez trawnika, niewielki basen oraz gościnną sypialnię na parterze. Jake wrócił z zagranicy z urazem nogi, przez jakiś czas uniemożliwiającym mu pokonywanie schodów. Powiedział jej o tym w dniu przyjęcia do pracy. Właściwie tamtego dnia powiedział jej więcej niż w ciągu następnych dwunastu miesięcy.
Megan wciąż wypytywała Abby o jej pracodawcę i nie dowierzała, że siostra nie wie o nim nic ponad to, że kiedyś był znanym autorem filmowych dokumentów, a obecnie producentem i gospodarzem popularnego telewizyjnego show. Dopiero niedawno dowiedziała się, że jego wujem jest słynny korespondent zagraniczny o imieniu Craig, ale tylko dlatego, że mężczyzna przyjechał do Jake’a na kilka tygodni po nieszczęśliwym wypadku narciarskim.
Megan najpewniej wiedziała o sławnym szefie Abby więcej od niej, bo łapczywie oglądała jego program. „Australia at Noon”, półtoragodzinny program na żywo, skupiony na celebrytach i aferach z ich udziałem, sprawdzona formuła, o której sukcesie stanowiła popularność prowadzącego. Jake Sanderson niewątpliwie był popularny. Abby oglądała jego program okazjonalnie, ale nie była nim tak urzeczona jak jej siostra. Trudno jej było pogodzić stworzony na potrzeby telewizji obraz czarującej osobowości z raczej szorstkim w obejściu człowiekiem, który tak rzadko się do niej odzywał. Nie przejmowała się tym. Najważniejsze, że ją zatrudniał i mogła odkładać pieniądze.
Weszła do domu i zobaczyła notkę na tablicy w pomieszczeniu gospodarczym, gdzie szef zapisywał swoje życzenia. Wolał ten bezosobowy sposób przekazywania informacji niż pisanie esemesów.
„Wracam około piętnastej. Chciałbym z Tobą o czymś porozmawiać. Jake”.
Natychmiast pomyślała, że zrobiła coś źle i chce ją zwolnić. Potem jednak zwyciężył zdrowy rozsądek. Najpewniej chciał jej po prostu przekazać jakieś specjalne życzenie. Była przekonana, że nie ma potrzeby panikować. Jednak w miarę upływu czasu czuła się coraz bardziej niepewnie. Pracowała szybko, by skończyć przed piętnastą i by dom lśnił czystością na powitanie gospodarza. Odkurzyła, zrobiła i wysuszyła pranie, zmieniła pościel i ręczniki. Zamiotła nawet dziedziniec i wyczyściła terrakotę zalaną czerwonym winem.
Dziesięć minut przed umówioną godziną ściągnęła robocze rękawiczki i przyczesała włosy. Zawsze nosiła do pracy dżinsy i T-shirt, a w chłodniejsze dni sweter. Dziś dżinsy miała stare, spłowiałe i trochę luźne, a czarny T-shirt zbyt obszerny – namacalny skutek rezygnacji z lodów i czekolady. Na widok swojego odbicia w lustrze pomyślała z westchnieniem, że wolałaby wyglądać trochę lepiej. Gdyby wiedziała o czekającym ją spotkaniu, zadbałaby o to rano. Ale jak miałaby się dowiedzieć, skoro nie widywała go od tygodni? Powinna po prostu kupić sobie kilka nowych rzeczy.
Piętnasta minęła, a Jake’a nie było. Dziesięć po zaczęła się zastanawiać nad wysłaniem mu wiadomości. Miała jego numer, ale od początku zaznaczył wyraźnie, że to tylko na wypadek zupełnie wyjątkowej sytuacji. Na razie postanowiła nastawić wodę na kawę.

Jake wszedł na pokład promu i kilkakrotnie głęboko odetchnął. Pomimo starań nie potrafił się skupić na pracy. Nie obeszłoby go nawet, gdyby miał już więcej nie zrobić żadnego show. W poprzedni piątek w roli gospodarza zastąpił go kolega i oceny były dobre. W rozrywce nie istnieli ludzie niezastąpieni.
Rozważał oddanie prowadzenia na tydzień lub dwa i zrobienie sobie krótkich wakacji. Całkiem na poważnie rozważał też sprzedaż show. Miał już nawet chętnego.
Od lat nie miał takich trudności z podjęciem decyzji. Westchnął, oparł się o reling i zapatrzył się w wodę.
Przymknął oczy i zatonął we wspomnieniach. Wciąż trudno mu było uwierzyć, że wuj naprawdę odszedł i nawet piątkowy pogrzeb nie uczynił sytuacji bardziej rzeczywistą.
Poza pokrewieństwem, Craig był dla niego mentorem i przyjacielem. Już jako chłopak podziwiał jego sposób życia. Craig nie był tradycjonalistą. Nie pracował od dziewiątej do siedemnastej, nie założył rodziny. Został korespondentem zagranicznym i jeździł po najbardziej egzotycznych i niebezpiecznych miejscach na świecie. Pozostał singlem, bo, jak wyjaśnił nastoletniemu Jake’owi, małżeństwo byłoby nie w porządku wobec żony i dzieci, ponieważ nieuchronnie by ich zaniedbywał.
Oczywiście było w jego życiu wiele kobiet. Pięknych, ekscytujących, inteligentnych, które nigdy nie oczekiwały więcej, niż postanowił im dać. Jake od lat studenckich był pod urokiem takiego życia i nie zamierzał naśladować własnego ojca, który ożenił się przed dwudziestką, kiedy młodsza od niego dziewczyna zaszła w ciążę, a potem ciężko harował, by utrzymać powiększającą się rodzinę.
Jake nie potrafił sobie wyobrazić nic gorszego. Doskonale pamiętał, że ojciec nie miał ani chwili dla siebie. Wszystko, co robił, robił dla rodziny. Kiedy zmarł na zawał w wieku czterdziestu siedmiu lat, Jake był zdruzgotany, ale tym bardziej poprzysiągł sobie pozostać kawalerem bez zobowiązań.
I tego się trzymał. Po dwudziestce zaczął robić filmy dokumentalne w najdalszych zakątkach świata, na czym udało mu się zbić małą fortunę. Robiłby to dalej, gdyby konflikt z grupą rebeliantów w rozdzieranej wojnami Afryce nie skierował jego życia na inne tory.
W porównaniu z życiem korespondenta praca w telewizji była nudnawa, ale miała swoje ciekawe momenty. W sumie więc nie mógł narzekać.
Odkąd przestał latać z kraju do kraju, porzucił jednonocne przygody na korzyść dłuższych, nawet kilkumiesięcznych relacji. Obecnie spotykał się z Olivią, nastawioną na karierę, niezależną kobietą, na tyle rozsądną, by nie oczekiwać od niego małżeństwa albo, co gorsza, dzieci. Już na pierwszej randce podkreśliła, że nie czuje tykania zegara biologicznego. Jedyna odpowiedzialność Jake’a sprowadzała się do płacenia własnych rachunków. Przynajmniej dopóki nie otrzymał wiadomości od notariusza Craiga.
Wyciągnął list z kieszeni i przeczytał po raz kolejny.

„Kochany chłopcze! Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu za utrzymywanie mojej choroby w tajemnicy, ale nic nie można było zrobić, a ja nienawidzę litości. Żyłem ciekawie i tylko mi szkoda, że odchodzę mało stylowo. Kula albo bomba pasowałyby mi bardziej.
Ale wróćmy do powodów, dla których piszę ten list. Jake, chciałbym Cię o coś prosić. W lipcu zeszłego roku, kiedy przebywałem u Ciebie po urazie kolana, dobrze poznałem Twoją przemiłą gospodynię. Abby opiekowała się mną wspaniale, znacznie wykraczając poza swoje obowiązki, dzięki czemu czas ten przyniósł mi mnóstwo radości. I nie, nic niestosownego nie zaszło między nami, to nie jest tego rodzaju dziewczyna.
Wracając do mojej prośby. Wolałem uniknąć formalnego dodawania kodycylu do testamentu. Zbyt duży kłopot. Życzyłbym sobie jednak, żebyś kupił Abby nowy samochód w miejsce tej ruiny, której obecnie używa. Coś niewielkiego, ale stylowego i trwałego. Proszę też, byś zasilił jej fundusz podróżniczy kwotą dwudziestu pięciu tysięcy dolarów z tego, co odziedziczysz po mnie. I przekonaj ją koniecznie, by nie zużyła ich na co innego, a już na pewno nie na tych jej pasożytniczych krewnych.
Mam nadzieję, że spełnisz moją prośbę, bo jesteś dobrym człowiekiem. Przekaż Abby serdeczności i powiedz jej ode mnie, by nie odkładała podróży na później. Życie zdecydowanie jest warte zachodu.
I Tobie życzę wszystkiego dobrego, mój chłopcze. Będę się Tobą opiekował z góry. Twój wuj, Craig”.

Kiedy składał list, pod powiekami zapiekły go łzy wzruszenia. Och, Craig, pomyślał. Powinieneś był mi powiedzieć o swojej chorobie. Byłbym przy tobie do końca i nie umierałbyś samotnie.
I powinieneś był dodać kodycyl do testamentu, pomyślał jeszcze, kiedy smutek zmienił się w irytację. Nie mógł nie spełnić prośby wuja, ale nie czuł się z tym komfortowo.
Nie była to kwestia pieniędzy, bo tych miał mnóstwo. Ale będzie zmuszony zbliżyć się do Abby i przebywać w jej towarzystwie, czego od początku tak starannie unikał.
Bo w żaden sposób nie mógł zaprzeczyć, że dziewczyna podoba mu się coraz bardziej.

Szef Abby pojawił się o piętnastej dwadzieścia. Choć znękany, wyglądał bardzo przystojnie w ciemnoszarym garniturze i śnieżnobiałej koszuli, podkreślającej czerń włosów, oliwkową karnację i szafir oczu. Na pewno mógł się podobać, choć niekoniecznie jej. Wygląd liczył się mniej, a prawdziwie pociągała ją dobroć i delikatność, które tak bardzo ceniła u Wayne’a.
– Przepraszam, że musiałaś czekać – powiedział, wchodząc do kuchni. – Prom się spóźnił. Zrobisz mi kawy? Czarna, bez cukru – poprosił, siadając na kuchennym stołku i rozluźniając krawat.
– O co chodzi? – Postawiła przed nim kubek. – Chcesz mnie zwolnić?
– Nie! Skąd ci to przyszło do głowy?
– Nie wiedziałam, co myśleć.
– Dlaczego? Jesteś wspaniałą gospodynią. Przykro mi, że tak pomyślałaś. Chodzi o testament Craiga.
– Craiga? Twojego wuja, który spędził tu zimę? – Świetnie go pamiętała.
– Zapisał ci coś w testamencie.
Spojrzała na niego, zaskoczona.
– Nie żyje?
– Niestety. Zmarł w zeszłym tygodniu. Nieoperacyjny nowotwór.
– Niemożliwe! Pamiętam, jaki był pełen życia jeszcze tak niedawno.
– Dla mnie to też był wstrząs. Przypuszczam, że dowiedział się o tym przy innej okazji. Nic nikomu nie powiedział. Nawet mnie, chociaż byliśmy bardzo blisko. Dowiedziałem się o wszystkim od jego notariusza.
– Chcesz powiedzieć, że nie byłeś przy nim?
– Nikt nie był. Tylko pielęgniarka z hospicjum. Zarezerwował sobie miejsce.
– To straszne!
Zrezygnowany, tylko wzruszył ramionami.
– Tak to sobie umyślił.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel