Miłość się nie kończy
Przedstawiamy "Miłość się nie kończy" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Porzucona przez rodziców i wychowywana w klasztorze na Sycylii Alicia Domenica przyjaźniła się z Dantem Schininą, miejscowym włóczęgą, chłopakiem, o którego nikt się troszczył. Przeżyli ze sobą swój pierwszy raz, lecz zaraz potem Dante wyjechał. Spotykają się dziesięć lat później w Mediolanie. Ona jest pokojówką w hotelu, w którym on zatrzymuje się jako bogaty biznesmen. Alicia wciąż go kocha i szuka pretekstu, by nie stracić z nim kontaktu, dlatego prosi go pomoc w odnalezieniu przyjaciółki z dawnych lat. Nie wierzy w deklarację Dantego, że nie potrzebuje w swoim życiu nikogo. Postanawia udowodnić mu, że potrzebuje właśnie jej…
Fragment książki
– Alicio, czy ty znowu coś naściemniałaś?
– Ostatnio nie… – Alicia zmarszczyła brwi, przyspieszając, żeby nadążyć za Beatrice. Droga od ich domku do głównych zabudowań klasztoru zajmowała dobre dziesięć minut, ale za to rozpościerał się z niej wspaniały widok na poszarpane sycylijskie klify. – No, może kilka niewinnych kłamstewek.
– Znowu – prychnęła Beatrice. – Wiesz, czasem naprawdę ciężko jest być twoją siostrą.
I choć karcące, słowa Beatrice sprawiły, że Alice zrobiło się ciepło na sercu. Ponieważ to zabrzmiało, jakby były rodziną.
Znaleziono je w oknie życia klasztoru w odstępie zaledwie kilku dni, przez co siostry nazwały je bliźniaczkami. W dawnych czasach okno życia było używane regularnie. Teraz zdarzało się to rzadko, ale fundator klasztoru pilnował, żeby pozostało otwarte. Dziewczynki, jeśli nie zostały adoptowane, żyły w domu na terenie klasztoru i otrzymywały darmową edukację. Chłopcy natomiast pozostawali w klasztorze rok, po czym byli przekazywani do domu dziecka, chyba że zdążyli w tym czasie znaleźć zastępczą rodzinę.
– Mamy szczęście, że jesteśmy dziewczynkami – mawiała Beatrice. – To taka dobra szkoła.
– Ja wolałabym urodzić się chłopcem – odpowiadała Alicia i wzdychała, ponieważ nienawidziła chodzić do szkoły. – Ale gdybym była chłopcem, nie miałabym ciebie – dodawała z uśmiechem.
Choć nie były bliźniaczkami ani nawet biologicznymi siostrami, Alicia lubiła udawać, że są rodziną. Tak też wmawiała turystom, którzy czasem odwiedzali klasztorny sklepik.
– Bliźniaczkami? – upewniali się, marszcząc brwi, ponieważ Alicia i Beatrice nie mogły bardziej się różnić ani wyglądem, ani usposobieniem.
– Tak – odpowiadała z przekonaniem Alicia, pakując ich zakupy. – Choć nie jednojajowymi, oczywiście. Nasi rodzice zginęli w pożarze. Mama podała nas przez okno strażakom. To była ostatnia rzecz, jaką zrobiła – dodawała z westchnieniem żalu.
– Alicio Domenico! – karciła ją siostra Angelique. – Dlaczego, na litość boską, miałabyś wymyślać takie rzeczy?
Odpowiedź Alicii zawsze była prosta.
– Bo to brzmi lepiej, niż że zostałyśmy porzucone.
Alicia pojawiła się pierwsza, żwawe dziecko z kręconymi ciemnymi włosami i brązowymi oczami. Zakonnice zgadywały, że musi mieć około tygodnia, co oznaczało, że – przynajmniej przez chwilę – ktoś ją kochał i troszczył się o nią. Znaleziono ją wykąpaną i zawiniętą w kocyk, a do jej piżamki była przypięta para złotych kolczyków. Choć wyglądała na dobrze odżywioną, od razu chwyciła butelkę i przyssała się do niej, jakby umierała z głodu. Dopiero później zakonnice nauczyły się, że po prostu taka jest jej natura. Była głodna nie tylko mleka, ale też uwagi. Miłości…
Nazwano ją Alicia, po zakonnicy, która ją znalazła. Natomiast jej nazwisko brzmiało Domenica, bo pojawiła się w niedzielę.
Tydzień później, w środku nocy, dzwonek w oknie życia znowu zadzwonił. Tym razem prawie nie było słychać płaczu, a dziecko było delikatne i chude. Wciąż było pokryte mazią płodową, co znaczyło, że miało dopiero kilka godzin. Dziewczynka była tak blada, jak Alicia była smagła, i tak cicha, że zakonnice martwiły się o jej zdrowie. Choć było późne lato, rozpaliły stary piec w kuchni i po nakarmieniu i otuleniu włożyły ją kołyski, w której leżała Alicia, żeby było cieplej.
Być może popełniły błąd, ponieważ od tego czasu Alicia płakała głośno za każdym razem, kiedy je rozdzielano.
Dziewczynkę nazwano Beatrice Festa. Beatrice po zakonnicy, która ją znalazła, i Festa po jarmarku, który odbywał się w mieście w dniu, kiedy się pojawiła. Wkrótce jednak okazało się, że imię zupełnie do niej nie pasuje; Beatrice oznaczało tę, która przynosi radość, a fiesty były radosnymi wydarzeniami. Ona jednak wyrosła na poważną, melancholijną dziewczynkę. Alicia bardzo ją kochała, nawet wtedy, kiedy była taka jak teraz: sztywna i obrażona.
– Znowu pływałaś z Dantem Schininą w rzece? – zapytała Beatrice.
– Nie! – zaprzeczyła zgodnie z prawdą Alicia. – Ragno powiedział, że to zabawa dla dzieci. – Nazywała swojego przyjaciela ragno, co oznaczało pająka, bo był wysoki, chudy i miał długie kończyny.
– Dzięki Bogu – westchnęła Beatrice. – W przeciwnym razie miałybyśmy kłopoty.
– Bo pływaliśmy w rzece?
– Nie chodzi tylko o pływanie. Wiem, że kiedy rzeka wysycha, idziecie na cmentarz.
– I co w tym złego? – Alicia wzruszyła ramionami. – Czytamy tylko nazwiska.
– Znowu kłamiesz. Nie umiesz czytać.
– Ragno o tym nie wie – odparła Alicia z uśmiechem.
– On oznacza kłopoty, Alicio. Widziano was, jak trzymacie się za ręce. Zakonnice myślą, że się… – Głos Beatrice ucichł.
– Że co? – parsknęła Alicia. – Daj spokój. Jesteśmy przyjaciółmi, to wszystko. Nie wiem, dlaczego wszyscy tak się go czepiają.
– Nie czepiam się go.
– Owszem, czepiasz się – odparła Alicia. Kochała Beatrice, ale wciąż była gotowa bronić swojego przyjaciela Ragna. – Słyszę w twoim głosie, że jesteś zła. Wszyscy zawsze są źli, kiedy o nim mówią.
– Bo jest dzikusem. Nocami sypia po stodołach i kradnie…
– Jajka – dokończyła Alicia. – Na śniadanie.
– Jego matka źle się prowadzi...
Alicia nie rozumiała matki Ragna. Nie dawała mu prawie nic do jedzenia, ale kilka tygodni temu przekazał Alicii reklamówkę od niej, w której znalazła podpaski i tampony. Luksus w porównaniu z okropnymi paskami materiału, które dawały im zakonnice. W reklamówce był też kolorowy magazyn i Alicia długo zachwycała się zdjęciami przepięknych sukni, dotykając stron, jakby mogła poczuć przez nie miękki materiał.
– Jest niezamężna – szepnęła Beatrice, kiedy weszły na teren klasztoru. Wspięły się po schodach i usiadły przed gabinetem matki przełożonej.
– I co z tego? – Alicia wzruszyła ramionami. – My pewnie też jesteśmy bękartami, ale zakonnice się nami zaopiekowały.
– To nie tylko dlatego, że nie ma męża. Wiesz, jak ją nazywają?
– Tak – odparła Alicia. – Jest pszczelarką.
– Wcale nie. – Beatrice pokręciła głową. – Po prostu tak ją nazywają miejscowi.
– Dlaczego? – Alicia zmarszczyła brwi.
– Bo daje miód.
– Nie rozumiem – przyznała Alicia.
Beatrice przewróciła oczami.
– Jak na kogoś, kto wygląda tak dorośle, wciąż mało wiesz.
Pod tym względem również się różniły. Beatrice wciąż była chuda jak patyk, ale Alicia już się zaokrągliła. Przerażało ją to. Kiedy dostała pierwszego okresu, myślała, że umiera. Nienawidziła swoich piersi. Chciała odzyskać swoje dawne ciało – to, które pozwalało jej pływać w majtkach i swobodnie biegać.
– Mężczyźni przychodzą do jej domu – wyjaśniła Beatrice.
– Ragno już mi o tym mówił. – Alicia znowu wzruszyła ramionami. – Przychodzą tam grać w karty.
Ale w chwili, kiedy to mówiła, przypomniała sobie nieco sarkastyczny ton jego głosu. To, jak przewrócił oczami…
Obróciła się do Beatrice.
– Co to znaczy „dawać miód”?
– Właściwie to nie wiem – przyznała Beatrice.
– Ach, czyli są rzeczy, których mądralińska nie wie!
– Cii – ostrzegła Beatrice, ponieważ siostra Angelique otworzyła drzwi gabinetu i gestem poleciła im wejść do środka.
Ale kiedy wstały i posłusznie ruszyły przed siebie, zakonnica pokazała Alicii uniesioną rękę. Sygnał był jasny: Alicia miała pozostać na zewnątrz.
Usiadła na ławce, usiłując sobie przypomnieć, co tym razem nabroiła. Cokolwiek to było, musiało być straszne, bo chwilę później drzwi otworzyły się i oczom Alicii ukazała się blada, drżąca Beatrice, która potrząsnęła głową i bezgłośnie szepnęła „nie”.
A teraz siostra Angelique wskazywała na Alicię…
Nie minęła minuta, a Alicia wykrzyczała to samo słowo.
– Nie! Matko przełożona, proszę nas nie rozdzielać – dodała z desperacją. – Beatrice nigdy by się nie zgodziła. Nie można rozdzielać bliźniąt...
Matka przełożona westchnęła ciężko.
– Alicio, skończ z tymi nonsensami. Nie macie nawet urodzin w tym samym dniu. To niesamowita szansa dla Beatrice. Stypendium w Mediolanie!
– Ale to tak daleko!
– Alicio, stoisz tu, mówiąc, że kochasz Beatrice – powiedziała rozsądnie matka przełożona.
– Tak!
– Czyli chcesz dla niej tego, co najlepsze, prawda?
Oczywiście, że chciała. Ale Alicia uważała, że tym, co najlepsze dla Beatrice, jest ona sama.
– Ona mnie potrzebuje – powiedziała ze szczerością płynącą prosto z serca.
– Jesteś pewna, że to nie działa w drugą stronę? – zapytała matka przełożona, zasiewając w sercu Alicii ziarno wątpliwości. – Alicio, Beatrice jest bardzo utalentowana…
To była prawda. Kolejnym, co je odróżniało, był fakt, że Alicia nie umiała nawet czytać, a Beatrice zawsze siedziała z głową w książkach.
– Jest powód, dla którego powiedziałam o tym każdej z was z osobna – poinformowała ponuro matka przełożona. – Twoja reakcja na tę niesamowitą szansę dla Beatrice ma ogromne znaczenie. Jeśli dalej będziesz płakać i rozpaczać, to ona nie pojedzie. Naprawdę tego chcesz?
Teraz to Alicia milczała.
– Beatrice dostała szansę, żeby osiągnąć coś w życiu. Wolisz, żeby w przyszłości pracowała w klasztornym sklepiku, sprzedając nasze produkty? Albo w żłobku, kiedy pojawiają się dzieci? A może powinna znaleźć pracę w jednej z kawiarni w wiosce…
– Może znaleźć pracę w mieście! – Alicia zadrżała.
– Wyrastasz na bardzo egoistyczną młodą kobietę – oświadczyła matka przełożona. – I buntowniczkę, z tego, co słyszałam.
Siostra Angelique z radością wykorzystała okazję, żeby się wtrącić.
– Alicię widziano, jak trzyma się za ręce z tym włóczęgą…
– Dziękuję, zdaję sobie z tego sprawę – przerwała matka przełożona. Zmierzyła wzrokiem zmieniającą się figurę Alicii, po czym z powrotem spojrzała jej w oczy. – Siostra Angelique zabierze cię do szafy z darami i znajdzie ci coś odpowiedniego do noszenia pod sukienką. I jeszcze jedno, Alicio. Mądrzej wybieraj, z kim chcesz spędzać czas. Jest pewien typ mężczyzn, od których młoda dama powinna się trzymać z daleka.
– Ale myślałam, że powinnyśmy się litować nad bezdomnymi i głodnymi? – Alicia zmarszczyła brwi, patrząc, jak matka przełożona przełyka ślinę. – Zwykle Dante Schininà jest i jednym, i drugim…
Szafa na dary pachniała stęchlizną i kulkami na mole. Alicia z nadzieją spojrzała na piękną sukienkę z cekinami, ale zaraz z rozczarowaniem zwiesiła głowę, gdy siostra Angelique podała jej stary, poszarzały stanik.
Droga z klasztoru do szkolnej kaplicy wydawała się bardzo długa. Tam Alicia usiadła do wieczornej modlitwy. Ulżyło jej, że Beatrice z nią nie ma i że może spokojnie pomyśleć.
Po modlitwie poszła do małego internatu, gdzie ona i Beatrice dzieliły sypialnię. Przed drzwiami pokoju zatrzymała się, żałując, że klasztorny regulamin nie zezwala na posiadanie lustra i że nie może spojrzeć na swoją twarz. Nie chciała, żeby Beatrice wiedziała, że płakała. Była też kompletnie zdezorientowana. Matka przełożona tyle razy karała ją za zmyślanie, a teraz sama kazała jej kłamać? I to byłoby największe kłamstwo w jej życiu, bo naprawdę nie chciała rozstawać się z Beatrice.
Na jej widok Beatrice zerwała się na równe nogi.
– Nie pojadę – powiedziała natychmiast. – Powiedziałam im, że przyjmę to, tylko jeśli będziesz mogła pojechać ze mną…
– Nie dostanę stypendium w prestiżowej szkole w Mediolanie – parsknęła Alicia. – Nie umiem pisać ani rachować, ale ty jesteś taka mądra, Beatrice. Myślę, że powinnaś pojechać.
– Po prostu tak mówisz. – Beatrice pokręciła głową. – Płakałaś.
– Tak.
– Nigdy nie płaczesz.
– Matka przełożona zabroniła mi spotykać się z Ragnem – powiedziała Alicia. – Miałaś rację, widziano nas, jak trzymamy się za ręce.
– Ale obiecałyśmy, że nigdy nie pozwolimy, żeby nas rozdzielono. Że jesteśmy jak bliźniaczki…
– To prawda – zgodziła się Alicia. – I to znaczy, że masz się dobrze uczyć, żebym mogła kiedyś przyjechać do Mediolanu i zobaczyć, ile udało ci się osiągnąć. – Zmusiła się, żeby się uśmiechnąć. – A potem znowu będziemy mogły być razem…
Mediolan
Alicia obudziła się przed budzikiem, jak codziennie. I leżała nieruchomo w łóżku, jak codziennie.
Ale to nie był zwykły dzień.
To nie ciemności nocy nie mogła znieść, ale nieobecności.
Zasypiania bez nikogo, komu można by życzyć buona notte i kogo można rano powitać buongiorno. Oczywiście nawet gdyby ona i Beatrice utrzymały kontakt, raczej nie miałyby wspólnej sypialni w wieku dwudziestu ośmiu lat. Ale może mogłyby razem mieszkać? Albo chociaż raz w tygodniu jadać razem lunch? Do diabła, wystarczyłby jej telefon od czasu do czasu, żeby się dowiedzieć, jak się rozwija oszałamiająca kariera Beatrice. I nie czułaby się tak samotna ze swoimi sekretami i wstydem. Wstydem na wspomnienie tego, co się stało, gdy Beatrice opuściła Trebordi. Zakazanego dotyku w rzece, a potem rozkoszy w opuszczonej chacie. Wtedy nie czuła wstydu, ale rozpacz i ból złamanego serca prawie ją zniszczyły. Dlatego opuściła wyspę, którą kochała, opuściła swoje życie.
Zacisnęła powieki. Nawet teraz bała się wracać myślami do tamtych czasów, zwłaszcza kiedy była sama. A była sama. Ponieważ mimo łez i obietnic Alicia dostała od Beatrice tylko dwie pocztówki.
Ale dzisiaj nareszcie będzie miała szansę to zmienić. Tego ranka, jeśli Bóg i los będą po jej stronie, znowu stanie twarzą w twarz z Dantem.
Szybko wzięła prysznic, założyła ładną luźną sukienkę i sandały. Jej ubrania nadal były z drugiej ręki, ale przynajmniej teraz sama je wybierała. Zamknęła za sobą drzwi malutkiego mieszkania i wyszła na ulicę. Miała piętnaście minut piechotą do pracy i dobrą godzinę do świtu. Po drodze jak zawsze przystanęła, by spojrzeć na katedrę Duomo, która po prawie dziesięciu latach w Mediolanie nadal nie przestała jej zachwycać. Była wspaniała i monumentalna, a zarazem delikatna. Jakby mistrz cukiernictwa umieścił misterne detale na jej imponującej fasadzie.
– Pomóż mi – szepnęła Alicia. – Proszę.
Dziś przyda jej się każda pomoc. To z pozoru przypadkowe spotkanie było zwieńczeniem dwóch lat planów, które już kilka razy zostały pokrzyżowane. Alicia spojrzała na luksusowy hotel, w którym pracowała, a na którego ostatnim piętrze powinien teraz spać Dante. Nie miała pojęcia, jak biedny chłopiec z Trebordi znalazł się w penthousie. Wiedziała natomiast, że teraz jest bogaty i że go nienawidzi. Ale jeśli istniała nadzieja na znalezienie Beatrice, to potrzebowała tego bogatego mężczyzny po swojej stronie.
Weszła do hotelu drzwiami dla personelu i poszła do szatni. Zdjęła sukienkę, wzięła czysty miętowy uniform z wypranej sterty i zapięła zatrzaski, po czym zawiązała fartuszek. Wyjęła składane lusterko z torebki i włożyła je do kieszeni fartuszka. Związała swoje gęste kręcone włosy na karku z nieco większą dokładnością niż zwykle, bo chciała dostać najlepszy pokój. Na pewno nie po to, żeby zrobić wrażenie na Dantem.
Podczas przydzielania pokoi starała się zachować nonszalancję, chociaż jej serce galopowało.
– Apartament Prezydencki…
Alicia wiedziała, że w tym apartamencie przebywa Dante. To była jej szansa.
– …Rosa.
Niech to szlag!
Alicia odetchnęła, mówiąc sobie w duchu, że jest jeszcze czas. Dante Schininà miał spędzić w Mediolanie trzy noce. Straciła dopiero jedną.
– Rosa?
Alicia podniosła głowę i ujrzała, że jej kierowniczka marszczy brwi.
– Gdzie ona jest?
– Jestem! – Rosa wpadła do pomieszczenia, prawie na czas, ale o chwilę za późno.
– Alicia?
– Si?
– Możesz wziąć Apartament Prezydencki. Gościem jest signor Schininà…
Alicii nie obchodziło, że była opcją rezerwową. Dostała tę pracę. Kierowniczka poświęciła chwilę, żeby odczytać uwagi dołączone do rezerwacji, co ucieszyło Alicię, która wciąż miała problemy z czytaniem.
– Masz zostawić wózek ze śniadaniem w pokoju lokaja, ale zanieść tacę z kawą do sypialni signora Schininy. Zapukaj i przy wejściu do apartamentu, i do sypialni. Nawet jeśli nie usłyszysz odpowiedzi, masz wnieść tacę z kawą, odsłonić widok na Duomo i zaproponować, że nalejesz.
– Si.
– Masz nalać kawy, nawet jeśli będzie dalej spał, co jest prawdopodobne, jako że dopiero co wrócił.
Alicia mimowolnie zmarszczyła nos, słuchając, jak gosposia tłumaczy, że Dante i jego goście spędzili noc w kasynie w Szwajcarii.
– Signor Schininà lubi wodę z lodem, bez cytryny. Czarna kawa z dwiema łyżeczkami brązowego cukru. Ale dopilnuj, żeby na tacy była też śmietanka, na wypadek, gdyby miał towarzystwo.
Alicia skinęła głową i już chciała ruszyć do pracy, kiedy gosposia postanowiła dodać jeszcze jedną uwagę.
– Alicio, sugeruję, że nawet jeśli nie usłyszysz odpowiedzi na pukanie, mądrze będzie zatrzymać się i posłuchać, czy na pewno śpi. Jak znam signora Schininę, jest spora szansa, że będzie aktywny o tej porze…
– Oczywiście – przerwała Alicia ze ściśniętym gardłem. – Jeśli tak będzie, zostawię tacę z kawą u lokaja.
– Doskonale.
Alicia uśmiechnęła się, ale jej uśmiech spełzł z twarzy, gdy tylko wyszła z pomieszczenia i skierowała się do kuchni, żeby sprawdzić zawartość wózka z jedzeniem. Alicia kiwała głową kucharzowi, ale jej umysł był gdzie indziej. Aktywny o tej porze, pomyślała gniewnie. Obrzydliwe!