Miłość za oceanem
Przedstawiamy "Miłość za oceanem" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Paige Cooper była dziecięcą gwiazdą Hollywood, ale nie lubiła być w centrum uwagi. Gdy dowiaduje się, że jej rodzice zamierzają opublikować biografię rodziny, postanawia uciec przed wrzawą medialną. Wyjeżdża do Australii, gdzie nikt jej nie zna. Zatrudnia się jako opiekunka córki milionera Maxa Stone’a. Paige dobrze sobie radzi ze zbuntowaną nastolatką, coraz trudniej jej jednak zachować profesjonalizm wobec ojca dziewczyny, najprzystojniejszego mężczyzny, jakiego w życiu widziała…
Fragment książki
Każdej nocy Max wchodził do pokoju córki, kiedy już spała, żeby wyłączyć jaskrawo różową lampkę nocną. I każdej nocy, zanim to zrobił, spędzał chwilę, przyglądając się jej twarzy. Ostatnio jednak ten moment sprawiał, że czuł ściskanie w gardle. Patrząc na nią pogrążoną we śnie, łatwo było uwierzyć, że wciąż była jego słodką, małą dziewczynką. Na jawie była jednak kimś zupełnie nowym. Łatwo wpadała w złość, a jej nastrój zmieniał się w ciągu sekundy. Czasami nie rozpoznawał w tej istocie swojej Amandy.
W nocy przyglądał się jej, marząc, że jest coś, co może zrobić, żeby przywrócić jej spokój i zadowolenie. Miał też nadzieję, że córka wie, jak bardzo ją kocha.
Jego własne dzieciństwo sprawiało, że trudno mu było okazywać tę miłość. Jednak to, że ukrywał uczucia, nie znaczyło, że ich nie miał. Bardzo chciał być inny niż jego zdystansowani rodzice. Byli dla niego wzorem tego, czego nie należy robić, i jak dotąd to podejście okazywało się pomocne.
Amanda jednak bardzo się zmieniła. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ich rozmowa nie zakończyła się krzykami. W większości ze strony Amandy, ale i jemu zdarzało się podnieść głos. Nie był z tego dumny. Czuł się tak, jakby przegrywał w najważniejszej sprawie życia.
Sukces zawsze łatwo mu przychodził. Jako dziecko był zawsze najszybszy, najmądrzejszy i najbardziej błyskotliwy. Zachowanie rodziców, którzy pomimo jego talentów rzadko go chwalili, a wciąż wymagali, tylko wzmocniło jego naturalną chęć do rywalizacji. Z biegiem lat jego motywacja się zmieniła. Przestał zabiegać o ich aprobatę, ale zamierzał odnieść sukces w każdym aspekcie swojego życia.
Pod jego nadzorem rodzinne spółki holdingowe rozkwitły. Jednym z jego projektów była farma pereł w rodzimej Australii, która z małego przedsiębiorstwa rozrosła się w potężną luksusową markę wytwarzającą nie tylko biżuterię, ale też akcesoria i ubrania. Ten sukces dał mu satysfakcję, ale jego priorytetem zawsze była Amanda. Nie chciał zawieść jako rodzic.
Patrząc obecnie na swoje dziecko, Max miał poczucie porażki. Wiedział, że nie poradzi sobie bez pomocy i pomimo tego, że konieczność tej pomocy była dla niego trudna do zaakceptowania, wiedział, że nie ma innego wyjścia. Dla dobra Amandy, zrobi wszystko.
Paige Cooper nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. Wciąż czuła się zesztywniała po długim locie przez pół świata, jej żołądek też nie zdążył jeszcze zauważyć, że krótki lot prywatnym samolotem na drugi koniec Australii się skończył. Pomimo czerwonego pyłu wpadającego w oczy, zauroczyło ją to, co widziała przez pomarańczową mgłę. Poza lądowiskiem dla samolotu rozciągała się droga, ledwo widoczna w pustynnej ziemi. Po obu jej stronach rosły drzewa, zasiedlone przez bogatą populację kakadu.
Początkowo prosta jak strzała trasa ciągnęła się kilometrami, ale po pewnym czasie zaczęła się wić i skręcać. Każdy kolejny zakręt odsłaniał coraz gęstszy las, przez który można było dostrzec tylko skrawki błękitnego nieba. Za ostatnim zakrętem leżało Wattle Bay i widok migoczącego w słońcu oceanu olśnił Paige. Turkusowa woda mieniła się, jakby posypana diamentowym pyłem. Rozciągający się przed jej oczami widok wydawał się należeć do innego świata. Pomyślała o wszystkim, co zostawiła za sobą w Los Angeles, lata temu. O plaży, która w jej umyśle była nierozerwalnie związana z życiem, jakie tam wiodła, i obecnie chciała zapomnieć. O krzywdach wyrządzonych jej przez rodziców, które nieodwracalnie skaziły jej pogląd na życie. Ale to miejsce było zupełnie inne. Nie było tu drapaczy chmur, sklepików dla turystów. Tylko biały piasek, błękitny ocean i całe mnóstwo drzew.
Dom w ogóle nie wyglądał tak, jak sobie wyobrażała. Rodzina Stone była jedną z najbogatszych na świecie dzięki swojej firmie jubilerskiej. Podczas swojej pierwszej ceremonii wręczania nagród Paige miała na sobie jeden z ich diamentowych naszyjników. Miała wtedy tylko dwanaście lat, ale jej matka chciała, żeby wyglądała na starszą. Ubrała ją więc w wyszukaną suknię, szpilki i luksusową biżuterię. Pomimo tego, że ów wieczór był sukcesem, Paige nie mogła o nim myśleć bez ściskania w żołądku. Ale tamta sytuacja nie była ani pierwszą, ani ostatnią, kiedy rodzice zmusili ją do czegoś, czego nie chciała.
Przyjmując posadę, Paige nie wiedziała, że całe imperium Stone’ów zaczęło się od małej farmy łowiącej perły. Nie wiedziała, że zaczęli na początku dwudziestego wieku od hodowania pereł z morza południowego i że hodowla na dalekiej północy Australii była ich największym przedsięwzięciem. Wiedziała natomiast, że są bardzo bogaci.
Nic więc dziwnego, że spodziewała się domu w stylu LA, czegoś nowoczesnego, z ogromną ilością szkła i emanującego luksusem z każdej belki. To, co ukazało się jej oczom, bardzo odbiegało od tej wizji. Chroniąc zielone jak las deszczowy oczy przed słońcem, Paige przyglądała się miejscu z zaskakującym uczuciem przyjemności. A może była to ulga?
Odkąd miesiąc temu jej rodzice ogłosili zamiar publikacji książki o ich życiu, Paige działała pod wpływem impulsu. Na myśl o nich pokrył ją lepki pot. Czy kiedykolwiek się od nich uwolni? Prawnie zerwała z nimi wszelkie więzy jako nastolatka, ale mentalnie nie mogła się ich pozbyć. Obecnie starała się zapomnieć o książce ze wszystkich sił, ale dziennikarze i paparazzi znaleźli ją i zasypali prośbami o wywiady. Jeden z nich pojawił się kiedyś pod szkołą jej podopiecznej. Teraz, kiedy jej nowa tożsamość została ujawniona, wiedziała, że musi znaleźć dla siebie nowe miejsce. Tak daleko od cywilizacji, jak się da.
Przyglądała się domowi, walcząc z urokiem, jaki roztaczał. Z założenia starała się brać tylko krótkie zlecenia i nie przywiązywać się ani do ludzi, ani do miejsc. Czuła, że w przypadku tego miejsca, może jej być trudno zachować dystans.
Poza niewielkim skrawkiem przyciętego równo trawnika przed domem, reszta wyglądała tak, jakby bardzo pragnęła wrócić do natury. Dom zbudowany był z drewna i posiadał ogromną liczbę okien. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak domek na drzewie dla dorosłych. Miał trzy piętra, ale pomimo rozmiaru wyglądał przytulnie. Fasada pomalowana była na kremowy kolor, a na piętrze znajdował się taras, który otaczał cały dom. Przyjrzawszy mu się bliżej, Paige zauważyła na nim stolik i wygodną kanapę. Od razu pomyślała, jak przyjemnie byłoby usiąść w jednym z wiklinowych krzeseł, ze szklanką mrożonej herbaty i podziwiać widoki. Ale nie przyjechała tu odpoczywać. Miała pracować. I z tego, co się zorientowała, będzie miała pełne ręce roboty.
Agencja, przez którą otrzymała zlecenie, ostrzegła ją, że jedzie w miejsce bardzo odosobnione, więc Paige spodziewała się ciszy. I właśnie ciszy teraz potrzebowała, po ostatnich tygodniach pełnych zamieszania. Ale będąc już na miejscu, zauważyła, że ciszy raczej tu nie doświadczy. Wszelkie żywe stworzenie w pobliżu wydawało jakieś dźwięki. Powietrze rozbrzmiewało śpiewem ptaków, ćwierkaniem, trelami, nawoływaniami i skrzekami. Oszołomiona, słuchała tej melodii życia, czując głęboki respekt i podziw dla otaczającej ją natury.
Tak właśnie ją znalazł. Jej skóra wyglądała jak masa perłowa, tak jasna, że prawie przezroczysta. Z zielonych oczu wyzierał zachwyt, delikatne usta rozchyliły się nieświadomie. Włosy w kolorze kasztana spływały na jedno ramię, gdzie je przerzuciła, pragnąc odczuć choć podmuch wiatru znad oceanu na rozgrzanej skórze karku. Była niska i drobna i w tej właśnie chwili wydawała się niezwykle krucha i bezbronna.
Max Stone zatrzymał się w pół kroku, spojrzał na kobietę przysłaną przez agencję i zdusił jęk. Wiedział oczywiście, że potrzebuje pomocy, ale widok opiekunki już tu, na miejscu, budził w nim niechęć. Nie mógł przełknąć tego, że obca osoba będzie mieszkała pod jego dachem, że przejmie część obowiązków związanych z jego córką.
Aż do tej pory Max nie myślał o opiekunce jak o kobiecie. Oczywiście wiedział, że będzie kobietą, ale nie zastanawiał się nad tym w kategoriach swoich relacji z tą osobą. Teraz widok tej szczupłej osóbki stojącej na jego trawniku sprawił, że coś w nim obudziło się z nagłym szarpnięciem zaskakującego silnika. Wpatrywał się w nią, niezdolny zrobić ani kroku. Z niezadowoleniem zauważył, że była nie tylko piękna, ale i pociągająca. Znał wiele pięknych kobiet i wiedział, że nie zawsze ich piękno szło w parze z czarem. W przypadku tej dziewczyny było inaczej. Zirytowało go to, ponieważ miał wystarczająco dużo na głowie, bez dodatkowych komplikacji w postaci pożądania opiekunki swojej córki. Powinien od razu ją odesłać i poprosić o kogoś innego.
Jednak był zdesperowany, a ona miała najlepsze opinie. Poza tym kontrakt opiewał na trzy miesiące. Szybko miną. Do tego Max nie był z kobietą od bardzo dawna i był pewny, że będzie w stanie oprzeć się pokusie. Zacisnął dłoń i zmusił się do skupienia.
– Panna Cooper? – zapytał szorstko i zauważył, że jej oczy rozszerzają się w odpowiedzi na jego nieuprzejmy ton. Max zacisnął zęby, wyprostował się i zaczął iść pewnym krokiem w stronę małej Amerykanki.
Dom na pewno był intrygujący i pełen sekretów. Paige była też przekonana, że jego historia jest fascynująca i nie mogła się doczekać, żeby dowiedzieć się więcej o tym miejscu. Przyglądając się zmierzającemu w jej kierunku pochmurnemu mężczyźnie, doznała przeczucia, że jest równie tajemniczy jak jego dom. Paige była wyszkoloną aktorką. Już jako kilkulatka brała udział w reklamach, jako nastolatka zaczęła grać w filmach i dorastała w otoczeniu sław. Doskonale znała się na mowie ciała i odczytywaniu ludzkich twarzy, ale tego mężczyzny odczytać nie mogła. Widziała, że jest zirytowany, ale za nic nie mogła zrozumieć dlaczego. Nie spóźniła się przecież i nawet nie zdążyła się odezwać.
Dostrzegała coś jeszcze, poza irytacją. Jego twarz zdradzała napięcie i znużenie, co stało w kontraście z emanującą siłą sylwetką. Jego kroki były długie i sprężyste, wyglądał jak dzikie zwierzę w ludzkiej skórze, pełne energii i mocy.
– Panna Cooper? – Jego głos był głęboki i dźwięczny, australijski akcent nadawał mu czarownej melodii.
– Paige. – Odchrząknęła i zmusiła się do uśmiechu. Bardzo chciało jej się pić. Spędziwszy ostatnie kilka lat w Dubaju, powinna wiedzieć, że nie należy rozstawać się z butelką wody, ale niestety zostawiła ją w samolocie i od kilku godzin nic nie piła.
– Max Stone – przedstawił się. – Dziękuję za przybycie. – Jego głos był niski i przypominał jej pokrytą czerwonym pyłem ziemię na drodze wiodącej do posiadłości. I raczej nie słychać w nim było wdzięczności. Nie miała wątpliwości, patrząc na niego, że jest częścią tego miejsca. Miał mocno zarysowaną szczękę, jakby wykutą w skale, z niewielkim dołkiem w brodzie. Jego włosy były czarne jak skrzydło kruka, na skroniach poprzetykane srebrnymi nitkami. Największe wrażenie jednak robiły jego oczy. Były jaskrawo błękitne, wręcz hipnotyzujące.
Patrzył na nią wyczekująco, jakby spodziewał się, że coś powie. Ale co mogła jeszcze dodać? Że cała przyjemność po jej stronie? Nie byłaby to prawda. Przyjęła to zlecenie, ponieważ potrzebowała się ukryć. A gdzie znajdzie lepszą kryjówkę przed medialną burzą, która wkrótce miała się rozpętać, niż w buszu w Australii? Równie dobrze mogłaby opuścić galaktykę.
– Dziękuję za przyjęcie mnie – powiedziała w końcu.
– Amanda będzie w domu za jakąś godzinę – oznajmił, zerkając na zegarek. – Wejdźmy do domu, oprowadzę panią.
Paige wyczuła ruch za swoimi plecami, kiedy mężczyzna, który ją przywiózł, Reg, nadszedł z jej walizkami i udał się w kierunku szerokich schodów prowadzących na werandę. Po obu ich stronach znajdowały się rośliny w donicach. Paige nie widziała wcześniej takich roślin. Kiedy podeszła bliżej, zauważyła, że ich płatki wyglądają, jakby były z wosku, i że na roślinach znajdują się też niewielkie strączki. Nie mogąc się oprzeć, dotknęła jednego strączka i zaskoczona zauważyła, że pękł pod jej dotykiem, rozsiewając dookoła maleńkie ziarenka.
Przyglądała mu się przez chwilę ze zdziwieniem, a potem podniosła wzrok na Maxa. Okazało się, że jest cztery kroki przed nią, tuż przed szerokimi, staroświeckimi drzwiami wejściowymi. Otrzepała palce i podeszła szybko do niego. Pachniał jak woda morska.
Kiedy otworzył drzwi, zrobiła krok, żeby przekroczyć próg, ale w tym samym momencie Reg, pogrążony w myślach, wyprzedził ją, powodując, że cofnęła się prosto na Maxa. Kiedy go zobaczyła pierwszy raz, skojarzył jej się z dzikim zwierzęciem. Teraz, kiedy ich ciała się zetknęły, poczuła to. Głęboko w swoim ciele poczuła wibrację, jakiej żaden człowiek w niej nie wywołał. Jej podświadomość odczytała jego energię, buzującą jak uśpiony wulkan, tuż pod powierzchnią. Szybko odsunęła się od niego, czując mrowienie w koniuszkach palców.
– Przepraszam, szefie, nie zauważyłem cię. – Reg uśmiechnął się, dotykając ronda swojego wyblakłego kapelusza.
Paige nie odważyła się spojrzeć na Maxa. Reakcja jej ciała na jego bliskość wytrąciła ją z równowagi. Weszła szybko do domu, szukając ucieczki.
W porównaniu z gorącem na dworze, wnętrze było ciemne i chłodne. Ściany i podłoga zrobione były z drewna.
– Dom pierwotnie był hotelem – poinformował ją chłodno Max. – Mój dziadek zamienił go w dom jakieś czterdzieści lat temu. Zburzył niektóre ściany, powiększając pokoje. Ja wyremontowałem kuchnię, łazienki i zrobiłem nową hydraulikę.
Spokojny ton jego głosu nie brzmiał już tak wrogo jak na początku. Paige uśmiechnęła się uprzejmie, wchodząc dalej.
– Na dole jest część mieszkalna, tam jest salon. – Skinął głową na lewo i Paige zerknęła do wskazanego pokoju. Wydał jej się bardzo wygodny i przytulny. Dookoła wielkiego dywanu znajdowały się komfortowe kanapy, na ścianie wisiał ogromny telewizor w otoczeniu półek z książkami. Duże okno z widokiem na ocean tworzyło żywy obraz. Paige miała nadzieję, że okno w jej pokoju też będzie wychodziło na ocean. Na stoliku kawowym rozłożone były Scrabble. Wyglądało na to, że gra została przerwana przed końcem. Pewnie dlatego, że Amanda musiała iść spać albo wyjść do szkoły.
Paige poczuła znajomą pustkę. Przyzwyczaiła się do tego uczucia, odkąd pięć lat temu opuściła Los Angeles i zaczęła pracować jako opiekunka. W swojej pracy często była świadkiem miłości rodzinnej i troski. Zawsze wtedy przypominała sobie zupełny brak tych uczuć w swoim domu.
Max szedł dalej, więc Paige musiała przyspieszyć kroku, żeby za nim nadążyć.
– Gabinet – wskazał na prawo – pokój Amandy – skinął na lewo.
Paige z ciekawością otworzyła drzwi. W końcu miała zajmować się dziewczynką, więc także jej pokojem.
Pomimo braku łóżka, pokój był rajem dla dziecka. Przy oknie stał bujany fotel, na ścianie wisiał telewizor oraz półki z ogromną ilością gier. Na podłodze leżały porozrzucane książki.
– Jadalnia. Nie jadamy tu. – Mimo tego komentarza otworzył drzwi i zaciekawiona Paige weszła do środka. Z okna tego pokoju roztaczał się widok na trawnik przed domem i las deszczowy, który otaczał dom. Grube, starodawne pnie pokryte bluszczem i pełne przeróżnego ptactwa wywołały w niej westchnienie.
– Tu jest pięknie.
– Nam się nie podoba. – Słysząc słowo „nam”, Paige ponownie poczuła się osamotniona. Sama nigdy nie była częścią takiego „my”. Pewnie nigdy nie będzie.
– Naprawdę? A co tu się może nie podobać?
– Amanda twierdzi, że ten pokój jest sztywny.
– Jest może troszkę formalny – przyznała Paige, podchodząc do ogromnego stołu z dębowego drewna. Jego blat był wypolerowany na błysk. Cały pokój sprawiał wrażenie pozbawionego życia. Nie było tu żadnych zdjęć, książek, żadnych plam czy zadrapań świadczących o radosnych wspólnych posiłkach. Zobaczyła kominek, zapewne rzadko używany, i ścianę okien obramowanych zasłonami w kolorze burgunda.
– Chodźmy, nie mamy całego dnia.
Paige drgnęła, zaskoczona jego oschłym tonem, ale posłusznie poszła za nim. Na widok kuchni głośno wciągnęła powietrze. Była niesamowita. Max powiedział, że ją wyremontował, ale efekt przeszedł jej wyobrażenia. Pomieszczenie zachowało swój historyczny rys i urok, ale było kompletnie nowe i pełne przestrzeni. Trzy ściany zajmowały okna, oferując widok zarówno oceanu, jak i lasu. Na środku stała wyspa, podłogę zrobiono z desek, a drewniany stół zdecydowanie nosił ślady użytkowania. Jak na autopilocie Paige podeszła do niego i dotknęła oparcia jednego z krzeseł. To, że były tylko dwa, dużo jej powiedziało. Max i Amanda nie podejmowali gości i nie sądzili, że potrzebne im będzie trzecie krzesło.
– Proszę usiąść.
Paige wsunęła krzesło i usiadła, opierając łokcie na stole.
– Wody? – zapytał Max, otwierając lodówkę.
– Poproszę.
Paige nie mogła się doczekać, żeby zwilżyć wyschnięte gardło.